Pamięć to rzecz subiektywna, ale z indywidualnych pamięci tworzy się pamięć zbiorowa i to ona kształtuje wspólnotę. Co i jak zapamiętujemy, jakie mamy wspomnienia z przeżytych chwil? Każdy zapewne inne, nawet gdy wspólnie uczestniczyliśmy w tych samych wydarzeniach.
Z fenomenalną pamięcią zetknęłam się podczas przygotowywania razem z moją siostrą najnowszej książki. Byłyśmy pełne podziwu, gdy podczas rozmowy z matką bohatera opracowywanej biografii, ponad osiemdziesięcioletnią staruszką, z detalami opowiadała ona wydarzenia z czasów wojny podczas rzezi na Wołyniu, skąd pochodziła. Daty, fakty, szczegółowe opisy, jak z ze swoją mamą i młodszym rodzeństwem ukrywała się całymi miesiącami w lesie i na polu przed napaścią Ukraińców. Pamiętała nazwisko ukraińskiego sąsiada, który przyszedł im z pomocą i jak zginęła jej kuzynka w sąsiedniej miejscowości…
Widać, że traumatyczne przeżycia zapadają w pamięć na długo, pewnie na zawsze.
Może nawet koszmary śnią się po nocach. „I boję się snów” – taki tytuł nosi książka Wandy Półtawskiej, zawierająca wspomnienia autorki z obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, gdzie była więziona w czasie wojny. Są tam opisy bestialskich eksperymentów medycznych, którym poddawane były młode więźniarki, w tym także ona sama. Napisanie wspomnień zasugerował jej przed laty jej spowiednik ks. Karol Wojtyła, któremu zwierzała się ze swoich przeżyć i trudności w odnalezieniu się w powojennym życiu. „Wyrzucenie” z pamięci wspomnień poprzez ich opisanie pozwoliło jej uwolnić się od traumatycznych przeżyć.
Chyba podobną motywację miał Marian Karczewski, stryj senatora Stanisława Karczewskiego, który dopiero dwadzieścia lat po wojnie spisał swoje wojenne przeżycia – konspirację w wywiadzie Armii Krajowej, więzienie na Pawiaku, pobyt w niemieckich obozach Gross-Rosen, Dora i Bergen-Belsen, głód, zimno, choroby, śmierć, która czaiła się na każdym kroku i walające się wokół trupy. Historię opisaną z najdrobniejszymi szczegółami i literackim talentem, czyta się jak sensacyjną powieść, a dramatyczne doświadczenia autora, mimo oszczędnego języka bez zbędnych epitetów, współodczuwa każdym zmysłem. Jak bardzo trzeba mieć ten wojenny koszmar w pamięci, by tak go opisać dwadzieścia lat później? „Czy można zapomnieć? Wspomnienia z lat wojny 1939–1945” – taki tytuł nosi książka Maria Karczewskiego, której wznowione wydanie, uzupełnione o przypisy prof. Włodzimierza Sulei i usunięte przez cenzurę fragmenty z pierwszego wydania z 1969 roku, ukazało się w tym roku nakładem Instytutu Pamięci Narodowej. Widać, że takich przeżyć zapomnieć się nie da.
Czyżby to znaczyło, że skuteczniej zapadają w pamięć negatywne czy wręcz dramatyczne przeżycia, a te radosne się zacierają? Chyba jednak tak nie jest, ale to sprawa indywidualna. Znam osobę, która potrafi z całego spotkania zapamiętać przykrość, którą ktoś jej sprawił, i ten epizod przysłania całe wydarzenie. Czy to typowa postawa? Nie wiem, żadnych badań nie prowadziłam. Może to zależy od intensywności przykrego doświadczenia? Ludzie mają różne temperamenty, różne typy osobowości, są pesymiści i urodzeni optymiści, którzy świat widzą wyłącznie w kolorowych barwach.
Wiem jednak, że nawet z dramatycznych przeżyć, pamiętanych w najdrobniejszych szczegółach, można wydobywać zabawne momenty i z humorem je opowiadać. Tak zrobił Bolesław Gleichgewicht (zmarł w wieku 100 lat; pisała o nim moja siostra w tekście „Plurimos Annos Profesorze” [LINK] we wspomnieniach zatytułowanych „Zapiski szpiona-pijanicy” z pobytu w ZSRR od listopada 1939 do początku lata 1949 roku. Wojna, wywózka na Sybir, praca w ciężkich warunkach i ekstremalnie niskich temperaturach, a on – pamiętając wszystko bardzo dokładnie – wydobywał z tego zabawne momenty. A i dramatyczne historie opowiadał z humorem. Chyba to pogodne usposobienie pomogło mu przetrwać i dożyć w dobrym zdrowiu tak sędziwego wieku, choć życie go nie rozpieszczało. Podobnie, jak Marian Karczewski, nosił w pamięci swoje przeżycia aż do momentu, gdy spisał je po upływie trzydziestu lat. Godna podziwu pamięć.
Czyżby znakomita pamięć to cecha tamtego pokolenia? A może przedwojennej szkoły i ćwiczenia pamięci? Wśród ludzi w moim wieku, a więc przed siedemdziesiątką, rzadko zdarza się tak nadzwyczajna pamięć.
Podczas zbierania materiału do książek biograficznych, a mam ich już dziesięć na swoim koncie, prowadzę rozmowy z wieloma ludźmi i dostrzegam luki w ich pamięci. Dotyczy to wydarzeń z lat osiemdziesiątych, a więc czasów nie aż tak bardzo odległych. Mylą niekiedy fakty, daty, wydarzenia, nazwiska ludzi, z którymi współpracowali. Nie można opierać się na jednej tylko relacji, każdą wypowiedź trzeba weryfikować i konfrontować z relacjami innych świadków tych samych wydarzeń. Dostrzegam też taką prawidłowość – gdy ktoś, opowiadając w przeszłości historię ze swoim udziałem, chce trochę ją ubarwić, „podkręcić” swoją w niej rolę, po jakimś czasie przyjmuję ją za prawdziwą. „Pamiętamy to, co opowiadamy” – zwykł mawiać prof. Włodzimierz Suleja, a gdy opowiadamy trochę upiększoną wersję, to taką właśnie zapamiętujemy i zaczynamy traktować ją jak prawdziwą. Wyrzucamy natomiast z pamięci to, co miało być tajemnicą. Skryte, a więc nikomu nie przekazywane, zapadało się gdzieś w zakamarkach niepamięci. Pojawia się efekt wyparcia. Mogę nawet uwierzyć, że na ujawnione dokumenty IPN, potwierdzające czyjąś współpracę z SB, oskarżony o nią całkiem prawdziwie zaprzecza, zapewniając, iż nic takiego sobie nie przypomina. Zapewne wyparł całkowicie ów fakt z pamięci, a okazywane dokumenty traktował, jakby widział je pierwszy raz. Doświadczenie podpowiada mi, że to jest możliwe.
A co ze zbiorową pamięcią? Wszak pamięci indywidualne, osobiste doświadczenia i przeżycia, składają się na pamięć zbiorową.
Mam wrażenie, że im więcej dociera do nas różnych bodźców, informacji, faktów, tym bardziej powierzchownie je pamiętamy i szybciej zapominamy.
Dotyczy to zwłaszcza młodego pokolenia, które – będąc 24 godziny na dobę on-line – bombardowane jest obrazami, informacjami, nagraniami i dźwiękami wszelkiego rodzaju. Siłą rzeczy wszystko odbierane jest zdawkowo i prawie natychmiast wyrzucane z pamięci. Zdziwiło mnie na przykład, że kilkuletnie dziecko potrafi po trzech zaledwie latach nie pamiętać dosłownie nic z atrakcyjnych wakacji, na których było. Rodzice dwoili się i troili, by każdy dzień obfitował w pełne wrażeń wydarzenia, a potem w pamięci zostaje z tego niewiele.
Także wiedza z lektur wyparowuje, a przyswajane w szkole treści służą jedynie do zaliczania sprawdzianów i egzaminów na zasadzie trzech zet: zakuć, zdać, zapomnieć. Dlatego trudno się dziwić, że studenci nie widzą różnicy między rekonesansem, renesansem a rezonansem, mówią, że w Polsce działa V dywizja, a chodziło o piątą kolumnę, nie mają pojęcia, co to znaczy mieć mentalność Kalego itp. itd. Profesor Stanisław Żerko napisał na Twitterze, że od dawna już nie mówi studentom o pyrrusowym zwycięstwie, bo oni nie wiedzą, o co chodzi. Może młodzi, posługując się znacznie lepiej niż starsi różnymi pożytecznymi aplikacjami w telefonie, uważają, że nie warto sobie zaśmiecać pamięci „zbyteczną” wiedzą, bo wszystko jest przecież w internecie. „Zanik kodów kulturowych wśród młodzieży jest niepokojący” – uważa Beata Górka-Winter. To prawda, powierzchowna wiedza bez zapamiętywania czegokolwiek, albo natychmiast wyrzucana z pamięci, jest tego skutkiem.
Bez pamięci historycznej, utrwalanej choćby przy okazji ważnych państwowych rocznic, również w sferze emocji, jak podczas Święta Niepodległości, które kilka dni temu obchodziliśmy, przestaniemy czuć się narodową wspólnotą.
Fenomenalna pamięć wspomnianych przeze mnie na wstępie osób, to nie tylko efekt ich wrodzonych zdolności, ale – jak sądzę – wieloletni trening w czasie szkolnej edukacji. Może czas powrócić do niektórych dawnych metod kształcenia?
Małgorzata Wanke-Jakubowska
Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.
Pamięć trzeba, warto ćwiczyć. Pamięta się łatwiej, to co lubimy. Trudniej zapamiętać to, co musimy zrobić, jeśli tego nie chcemy. Do pamiętania wykorzystujemy nie tylko umysł, ale również wzrok, słuch, a nawet zapach i dotyk.
Zapamiętujemy przez skojarzenia, dlatego trudno nauczyć się nic nie znaczących zlepków słów.
Listopad to miesiąc pamięci, pamięci o bliskich zmarłych. Dlatego tekst o pamięci, choć ten wątek w nim się nie znalazł, jest bardzo aktualny. „Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci. Chwiejna waluta. Nie ma dnia by ktoś wieczności swej nie tracił” – pisała Wisława Szymborska. Pamięć o bliskich zmarłych z perspektywy chrześcijańskiej jest refleksją, w której smutek splata się z nadzieją. Nadzieją na Boże miłosierdzie i życie wieczne. I spotkanie. „Nieraz grzeszymy smutkiem. Jest to grzech przeciw nadziei” – pisał ks. Jan Twardowski. Dlatego smutek, splatając się z nadzieją, powinien ustępować jej miejsce.
Ciekawie skomentował na Twitterze tekst o pamięci Tomasz Skajster @skaister, dlatego przytaczam go poniżej:
Zwłaszcza zapach zapamiętujemy. Z architektury połączeń nerwowych to wynika. „Czyżby to znaczyło, że skuteczniej zapadają w pamięć negatywne czy wręcz dramatyczne przeżycia, a te radosne się zacierają?” – tak właśnie jest, bo ma to znaczenie dla przetrwania osobniczego (szybko sobie przypomnieć o zagrożeniu z przeszłości). Zawdzięczamy to ukł. limbicznemu. Filogentycznie (ewolucyjnie) i embrio- i ontogenetycznie (rozwojowo) jednym z najstarszych „elementów” mózgowia jest węchomózgowie z korą dawną (Archicortex),włącznie z tzw. zespół hipokampa odpowiedzialny za pamięć prostą (krótkotrwałą) i konsolidację śladów pamięciowych (nemów). Osoby zainteresowane zachęcam, aby zajrzały tu: https://www.sciencedirect.com/topics/neuroscience/rhinencephalon
Nasza pamięć ma swoje granice. Mamy możliwość zapominania, abyśmy mogli przyswajać nowe treści.
My albo nasz mózg decyduje, które informacje będziemy przechowywać. Nasze życie to niekończący się ciąg wyborów, od których zależy nasza przyszłość.
Liczne badania potwierdzają, że nasza uwaga bardziej koncentruje się na bodźcach negatywnych. Podobnie jest z zapamiętywaniem, a sam proces zapamiętywania zależy od kontekstu i od emocji, jakie budzi przekazywana treść. Okazuje się, że zdrowe osoby lepiej zapamiętują informacje, które wywołują w nich wstręt albo strach, niż informacje neutralne. Rzadko też zapamiętujemy jakieś informacje w oderwaniu od towarzyszących im okoliczności. Różnie wygląda wpływ emocji na zapamiętanie jakiejś centralnej informacji i jej kontekstu. Ludzie lepiej też zapamiętują bodźce spójne emocjonalnie. Jeśli ekspresja słowna i mimika wyrażają coś innego, słabiej zostanie to zapamiętane.
Nasza pamięć jest biologicznie uwarunkowana, natomiast to, co robimy z naszymi emocjami, już zależy od nas.
Pamięć to niezwykle ważna , fascynująca zdolność umysłu. Zapewne powstało na temat jej działania setki prac naukowych. My tu jednak rozmawiamy opierając się o własne doświadczenia i obserwacje. Napisała Pani o przykładach nadzwyczajnego zapamiętywania w sytuacjach dramatycznych . Można by tu dodać słynną historię powstania książki „Rozmowy z katem” Kazimierza Moczarskiego.
Pisze też Pani o zjawisku wypierania z pamięci wydarzeń nieprzyjemnych czy wstydliwych. Zdarzają się też że pamięć sprawia nam odwrotne figle. Bywa,że zapamiętujemy nasze myśli, zamierzenia, wyobrażenia, fantazje czy watki że snów i postrzegamy je jako fakty. Osobiście mam wiele wspomnień że wczesnego dzieciństwa, pierwsze gdy miałem poniżej 2 lat, ale co do niektórych nie mam pewności czy nie utrwaliły mi się jakieś fantazje. Teraz często mi się zdarza, że zamierzam coś zrobić, położyć coś w określone miejsce, nawet jakoś wizualizuję sobie to i potem jestem zaskoczony, że na zamiarze i wizualizacji się skończyło ?
Tekst o pamięci nie był traktatem ani artykułem naukowym. To felieton, który miał wywołać dyskusję i cieszę się, że tak się stało. O tym, że pamięć trzeba i warto ćwiczyć oraz że do zapamiętania wykorzystujemy nie tylko umysł, ale również wzrok, słuch, a nawet zapach i dotyk, a także skojarzenia, napisał Jurek w swym pierwszym komentarzu, w drugim zaś, że zapominanie jednych treści robi miejsce na inne, bo pamięć ma swoje granice, zapewne tak samo, jak ta montowana w urządzeniach elektronicznych, nie jest nieograniczona. Moja siostra zwróciła uwagę, że listopad to miesiąc pamięci o zmarłych i cytując poetów Wisławę Szymborską ora ks. Jana Twardowskiego podkreśliła, że wiąże się z nią nadzieja na Boże miłosierdzie i życie wieczne. Tomasz Skajster, komentując tekst na Twitterze, zwrócił uwagę na biologiczne i neurologiczne uwarunkowania pamięci, zaś moja siostra podkreśliła znaczenie emocji w zapamiętywaniu. O tym, że pamięć czasem sprawia nam figle, bo bywa, że zapamiętujemy nasze myśli, zamierzenia, wyobrażenia, fantazje czy watki że snów i postrzegamy je jako fakty.
Wszystkim, a zwłaszcza autorom komentarzy, czyli Jurkowi, mojej siostrze, Tomaszowi Skajsterowi i Rafałowi Kubarze, dziękuję za zainteresowanie tematem.
Pamięć trzeba, warto ćwiczyć. Pamięta się łatwiej, to co lubimy. Trudniej zapamiętać to, co musimy zrobić, jeśli tego nie chcemy. Do pamiętania wykorzystujemy nie tylko umysł, ale również wzrok, słuch, a nawet zapach i dotyk.
Zapamiętujemy przez skojarzenia, dlatego trudno nauczyć się nic nie znaczących zlepków słów.
Listopad to miesiąc pamięci, pamięci o bliskich zmarłych. Dlatego tekst o pamięci, choć ten wątek w nim się nie znalazł, jest bardzo aktualny. „Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią się im płaci. Chwiejna waluta. Nie ma dnia by ktoś wieczności swej nie tracił” – pisała Wisława Szymborska. Pamięć o bliskich zmarłych z perspektywy chrześcijańskiej jest refleksją, w której smutek splata się z nadzieją. Nadzieją na Boże miłosierdzie i życie wieczne. I spotkanie. „Nieraz grzeszymy smutkiem. Jest to grzech przeciw nadziei” – pisał ks. Jan Twardowski. Dlatego smutek, splatając się z nadzieją, powinien ustępować jej miejsce.
Ciekawie skomentował na Twitterze tekst o pamięci Tomasz Skajster @skaister, dlatego przytaczam go poniżej:
Zwłaszcza zapach zapamiętujemy. Z architektury połączeń nerwowych to wynika. „Czyżby to znaczyło, że skuteczniej zapadają w pamięć negatywne czy wręcz dramatyczne przeżycia, a te radosne się zacierają?” – tak właśnie jest, bo ma to znaczenie dla przetrwania osobniczego (szybko sobie przypomnieć o zagrożeniu z przeszłości). Zawdzięczamy to ukł. limbicznemu. Filogentycznie (ewolucyjnie) i embrio- i ontogenetycznie (rozwojowo) jednym z najstarszych „elementów” mózgowia jest węchomózgowie z korą dawną (Archicortex),włącznie z tzw. zespół hipokampa odpowiedzialny za pamięć prostą (krótkotrwałą) i konsolidację śladów pamięciowych (nemów). Osoby zainteresowane zachęcam, aby zajrzały tu: https://www.sciencedirect.com/topics/neuroscience/rhinencephalon
Nasza pamięć ma swoje granice. Mamy możliwość zapominania, abyśmy mogli przyswajać nowe treści.
My albo nasz mózg decyduje, które informacje będziemy przechowywać. Nasze życie to niekończący się ciąg wyborów, od których zależy nasza przyszłość.
Liczne badania potwierdzają, że nasza uwaga bardziej koncentruje się na bodźcach negatywnych. Podobnie jest z zapamiętywaniem, a sam proces zapamiętywania zależy od kontekstu i od emocji, jakie budzi przekazywana treść. Okazuje się, że zdrowe osoby lepiej zapamiętują informacje, które wywołują w nich wstręt albo strach, niż informacje neutralne. Rzadko też zapamiętujemy jakieś informacje w oderwaniu od towarzyszących im okoliczności. Różnie wygląda wpływ emocji na zapamiętanie jakiejś centralnej informacji i jej kontekstu. Ludzie lepiej też zapamiętują bodźce spójne emocjonalnie. Jeśli ekspresja słowna i mimika wyrażają coś innego, słabiej zostanie to zapamiętane.
Nasza pamięć jest biologicznie uwarunkowana, natomiast to, co robimy z naszymi emocjami, już zależy od nas.
Pamięć to niezwykle ważna , fascynująca zdolność umysłu. Zapewne powstało na temat jej działania setki prac naukowych. My tu jednak rozmawiamy opierając się o własne doświadczenia i obserwacje. Napisała Pani o przykładach nadzwyczajnego zapamiętywania w sytuacjach dramatycznych . Można by tu dodać słynną historię powstania książki „Rozmowy z katem” Kazimierza Moczarskiego.
Pisze też Pani o zjawisku wypierania z pamięci wydarzeń nieprzyjemnych czy wstydliwych. Zdarzają się też że pamięć sprawia nam odwrotne figle. Bywa,że zapamiętujemy nasze myśli, zamierzenia, wyobrażenia, fantazje czy watki że snów i postrzegamy je jako fakty. Osobiście mam wiele wspomnień że wczesnego dzieciństwa, pierwsze gdy miałem poniżej 2 lat, ale co do niektórych nie mam pewności czy nie utrwaliły mi się jakieś fantazje. Teraz często mi się zdarza, że zamierzam coś zrobić, położyć coś w określone miejsce, nawet jakoś wizualizuję sobie to i potem jestem zaskoczony, że na zamiarze i wizualizacji się skończyło ?
Tekst o pamięci nie był traktatem ani artykułem naukowym. To felieton, który miał wywołać dyskusję i cieszę się, że tak się stało. O tym, że pamięć trzeba i warto ćwiczyć oraz że do zapamiętania wykorzystujemy nie tylko umysł, ale również wzrok, słuch, a nawet zapach i dotyk, a także skojarzenia, napisał Jurek w swym pierwszym komentarzu, w drugim zaś, że zapominanie jednych treści robi miejsce na inne, bo pamięć ma swoje granice, zapewne tak samo, jak ta montowana w urządzeniach elektronicznych, nie jest nieograniczona. Moja siostra zwróciła uwagę, że listopad to miesiąc pamięci o zmarłych i cytując poetów Wisławę Szymborską ora ks. Jana Twardowskiego podkreśliła, że wiąże się z nią nadzieja na Boże miłosierdzie i życie wieczne. Tomasz Skajster, komentując tekst na Twitterze, zwrócił uwagę na biologiczne i neurologiczne uwarunkowania pamięci, zaś moja siostra podkreśliła znaczenie emocji w zapamiętywaniu. O tym, że pamięć czasem sprawia nam figle, bo bywa, że zapamiętujemy nasze myśli, zamierzenia, wyobrażenia, fantazje czy watki że snów i postrzegamy je jako fakty.
Wszystkim, a zwłaszcza autorom komentarzy, czyli Jurkowi, mojej siostrze, Tomaszowi Skajsterowi i Rafałowi Kubarze, dziękuję za zainteresowanie tematem.