O donosicielstwie
Donosicielstwa nigdy nie uważano za cnotę, choć było i jest obecne w różnych cywilizacjach. W środowisku zawodowym, w gronie przyjaciół, w jakiejkolwiek wspólnocie sąsiedzkiej, towarzyskiej dewastuje zaufanie, niszczy pozytywne relacje, promuje obłudę. Czym jest w istocie? Czym różni się informowanie o nieprawidłowościach od donosu?
Na donosicielstwie bazowały wszystkie systemy totalitarne. Włodzimierz Lenin uczył, że każdy członek partii powinien donosić. Mówił, że jeżeli coś nam naprawdę przynosi szkodę, to nie donosicielstwo, ale niedonosicielstwo. Do rangi symbolu urosła historia Pawki Morozowa, czternastoletniego pioniera ze wsi Gierasimowka w guberni tobolskiej, który w 1932 roku doniósł tajnej policji politycznej na własnego ojca „kułaka”. I w ten sposób spowodował jego śmierć. Bolszewizm w pełnej krasie to wylansowanie go na na wzór do naśladowania dla innych dzieci. Pawka Morozow doczekał się pomników, na jego cześć pisano wiersze, jego wizerunek umieszczano na znaczkach pocztowych. Czyż podawanie takiego przykładu nie miało na celu deprawacji, rozbicia więzi międzyludzkich?
W latach osiemdziesiątych opowiadano taki dowcip. Sasza trafia do więzienia na Łubiance. Towarzysze z celi pytają, za co go aresztowano. – Za lenistwo – odpowiada. – Jak to, za lenistwo?
– Tak – wyjaśnił – piliśmy z Wołodią do późna w nocy i ja zaspałem. On wcześniej doniósł do NKWD.
Zawsze brzydziłam się donosicielstwem. To donos kolegi sprawił, że mój ojciec Adam Wanke trafił do stalinowskiego więzienia i przeszedł przez „Golgotę wrocławską”, spektakl pod tą właśnie nazwą, oparty o prawdziwe wydarzenia opowiada o tym, przez co przechodzili w owym czasie więźniowie polityczni. O naszym ojcu pisała moja siostra https://twittertwins.pl/45-lat-bez-niego/
Donosicielstwo, inaczej denuncjacja, to praktyka tajnego oskarżania osoby lub grupy osób przed organem dysponującym sankcjami. Istotą donosu jest jego poufność.
Funkcjonowanie każdej firmy powinno opierać się na zaufaniu. Wystarczy tylko jedna osoba i jeden donos, aby zaburzyć pracę całego działu czy zespołu. Obniża to morale innych pracowników, a w efekcie prowadzi do redukcji efektywności. Jest destrukcyjne. I niemoralne, odbiera bowiem możliwość odniesienia się do zarzutów.
W życiu zawodowym byłam bardzo wyczulona na to, aby rozmawiając z szefem, nie powiedzieć czegokolwiek, co miałoby znamiona donosu. Gdy zwracałam uwagę na negatywne zjawiska nie podawałam nigdy nazwisk osób, których to mogło dotyczyć – mój przełożony wiedział, że tego ode mnie się nie dowie. Gdy sprawa tego wymagała, zwracałam się na piśmie, kierując zawsze kopię do osoby zainteresowanej, bez względu na to, czy to był mail, czy tradycyjny list. W przeciwnym razie takie pismo byłoby donosem. A donosicielstwem zawsze się brzydziłam.
W gronie znajomych, kolegów z pracy powinna obowiązywać zasada zapisana w Ewangelii. Najpierw upominamy w cztery oczy, gdy to nie skutkuje robimy to przy świadkach i dopiero, gdy i to nie przynosi rezultatu, informujemy przełożonych. Zawsze jawnie wobec osoby, której to dotyczy. Podstawową cechą donosu jest przecież poufność.
Gdy uczyłam w szkole, a było to około 30 lat temu, zdarzyło się, że w gabinecie matematycznym, który był pod moją opieką, zniszczono jedno z krzeseł. Ktoś poinformował dyrektora, a ten wezwał mnie do siebie. Wyjaśniłam, że zniszczenie zastałam i nie wiem kto to zrobił. Wtedy usłyszałam w odpowiedzi: „A nie ma pani zaufanych uczniów, którzy pani to powiedzą?”. Odrzekłam, że wolę sama pokryć koszty, niż korzystać z donosicielstwa uczniów.
Napisałam o tym na Twitterze, cytując wypowiedź posła Piotra Liroy-Marca, który ocenił, że mądrze zrobił jego przyjaciel przedsiębiorca, który pozbył się pracownika donoszącego na kolegę. Dodał, że postąpił mądrze, bo jak doniósł na kolegę, na niego też może. Zacytowałam to Twitterze. Wywiązała się dyskusja, w której przytoczyłam przykład ze szkoły, pisząc, że uczyłam dzieci odwagi cywilnej, a nie donosicielstwa. Zawsze premiowałam, gdy ktoś się sam przyznał. Nie pochwalałam skarżenia. Posypały się mnie gromy. Nazwano mnie „tępotą intelektualną”, „osobą pozbawioną wrażliwości”, posypały się niewybredne inwektywy.
A każde dziecko wie, że nikt nie lubi skarżypyty. Utrwalanie takich postaw, posiłkowanie się przez nauczycieli donosicielami sprawia, że w dorosłym życiu nie ma oporów przed donoszeniem. Dlatego ucząc rok w szkole, zachęcałam dzieci do wykazania się odwagą cywilną, nagannym nazywałam donoszenie. Gdy zdarzyło się, że uczeń na przerwie przyszedł naskarżyć na kolegę, że mu dokucza, poprosiłam, żeby przyszli razem i opowiedzieli jak i co było. Chciałam, aby skarżący miał odwagę skonfrontować swoją wersję z tym, co powie kolega. Wtedy, a było to ponad 30 lat temu, nie było problemu z przemocą w szkole, dzieci rozrabiały, czasem sobie dokuczały, ale nie było to groźne. Porównania do przyjścia z mordercą na policję, żeby poinformować o morderstwie (tak, tak, takie były w czasie tej żenującej dyskusji na Twitterze) są na tyle skandaliczne, że aż niewarte komentowania. Najczęściej bowiem w wyniku takiej konfrontacji, którą jako nauczycielka sugerowałam, chłopcy podawali sobie ręce i godzili się. Nie miałam do czynienia z przestępcami, jak sugerowali niektórzy twitterowi polemiści, ale z dzieciakami z szóstej klasy. Uczyłam ich koleżeńskości, dbałam o to, żeby tworzyli wspólnotę, budowałam między nimi zaufanie. Choć uczyłam ich tylko przez rok, wielu moich dawnych uczniów pamiętało o mnie z wdzięcznością, przez wiele lat wysyłając życzenia na święta i moje imieniny.
Czy to oznacza, że nawet informacje o ewidentnych nieprawidłowościach nie powinny być ujawniane? Ależ skąd. Czymś innym jest zgłaszanie przestępstw, wykroczeń w normalnym prawnym trybie. Całkowicie błędne jest mylenie tego z donosicielstwem.
Podobnie jak Pani, ja również brzydzę się donosicielstwem i osobami które to popełniają. W środowiskach, w których się obracałem, kapowanie było niewybaczalną przywarą, więc po zdemaskowaniu kapusia, był on przez wszystkich napiętnowany i nikt nie chciał mieć z nim niczego do czynienia. Taka izolacja donosiciela sprawiała, że ten nie identyfikował się z daną społecznością i z zemsty dalej próbował donosić, co często źle, a nawet tragicznie się dla niego kończyło.
W mojej, daleko posuniętej ocenie donosicielstwa mieszczą się nawet zwyczajne doniesienia o popełnieniu przestępstwia, których również nie potrafiłbym złożyć, bo wolę żeby zrobił to raczej ktoś inny. Wyjątek to potrzeba natychmiastowej reakcji, w celu ratowania czyjegoś zdrowia lub życia.
Uważam, że donosicielstwo zawsze będzie miało się dobrze, bo chętnych do osiągnięcia korzyści w najłatwiejszy sposób, nigdy nie zabraknie.
Dodam może jeszcze, że podobną praktyką jak donosicielstwo, jest pochlebstwo, które dla mnie jest równie obrzydliwe.
Ale czy jak ktoś jest ewidentnie ofiarą przemocy to nie ma prawa tego zgłosić? Dokuczano mi w podstawówce i nie miałam oporów by powiedzieć o tym nauczycielom. Podobnie jak chodzi o mobbing czy molestowanie w pracy
Donosicielstwo podobne jest do obmowy. Czasami chęć przypodobania się skłania do oskarżania innych, np. uczeń skarży nauczycielowi, że koledzy bili się na przerwie, bo chce się przypodobać nauczycielowi. Donoszenie może mieć na celu uzyskanie czegoś np. ktoś donosi na kolegę w pracy, bo ma nadzieję na objęcie po nim lepszego stanowiska. Również zazdrość może skłaniać kogoś do robienia złośliwych donosów, bo np. komuś lepiej się powodzi więc należy go zdyskredytować w oczach innych donosząc o jego wcześniejszych drobnych występkach. Działania te zawsze będą złe, bo zamiast z miłości wypływają z nienawiści. Dla mnie to zawsze coś odrażającego i obrzydliwego. Owszem zdarzają się sytuacje, kiedy donosicielstwo można usprawiedliwić, gdy np. zagrożone jest czyjeś życie. Głośna była sprawa pana, który jeździł na rowerze nad Wisłą i fotografował osoby spożywające alkohol po czym informował Straż Miejską. Zadaję sobie pytanie czy takie zachowanie obywatelskie należy chwalić czy potępić?
Bardzo zasmucił mnie wątek tekstu, w którym pisze autorka, że nigdy nie pochwalała skarżenia i wówczas nazwano ją „tępotą intelektualną”, posypały się niewybredne inwektywy. Uważam, że to już nie tylko inwektywy, ale zwykła zniewaga i pogarda, która narusza godność osobistą. Zastanawia mnie bardzo fakt, dlaczego wówczas nie potrafimy okazać swojej solidarności i nie bronimy osoby w ten sposób atakowanej. Nie potrafimy przyjść zaatakowanemu z odsieczą. Przecież wówczas nie powinniśmy milczeć i przyzwalać na podobne zachowania. Należy zauważyć, że jeśli ktoś porusza tematykę społeczną lub polityczną i ma inne poglądy czy jest „tępotą intelektualną?”. Nie bądźmy agresorami wobec inaczej myślących. Jeśli widzimy podobne zjawisko nie możemy milczeć. Zwykle wody w usta nabiera ten, kto sam źle pływa w potoku słów.
Bardzo ciekawy tekst – i taki polski. Mieszkam w Szwecji, czasem mam wrażenie, ze ten kraj jest zbudowany na donosicielstwie. Jak nie posprzątasz po swoim psie i sąsiad to zobaczy, nigdy nie powie nic Tobie. Wręcz przeciwnie, będzie się zachowywał zupełnie neutralnie, tak jak zwykle. A potem napisze donos do odpowiedniej instytucji.
To samo dotyczy wszystkich innych dziedzin – skandynawski socjal zbiera takie obfite żniwo w odebranych rodzicom dzieciach także z tego powodu. „Życzliwy” sąsiad czy nauczyciel chętnie powie przedstawicielom władzy co mysli o Tobie, jako rodzicu, nawet jeśli jedynym powodem niezadowolenia jest sposób w jaki ubierasz dzieci lub wartości, jakie im przekazujesz (i nie mówimy to o praniu dzieciom mózgów i szoleniu w obsłudze broni palnej). A żeby system się trzymał sąd niemal nigdy nie zdradzi donosiciela tudzież urzędnika, uprawomocni ten proceder.
Dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane, bardzo mądre to przysłowie.
Pozdrawiam!
Zgadzam się, że bliska donosicielstwu jest obmowa. Stale przestrzega przed nią Papież Franciszek. Bo, jeśli uśmiechamy się przymilnie, udając życzliwość, ba, wzbudzając zaufanie, by potem za plecami przysłowiowo „obsmarowywać”, to do donosicielstwa już tylko krok. Uważam, że zawsze powinno się o ludziach mówić tylko to, co gotowi bylibyśmy powtórzyć w ich obecności. I zanim powiemy coś krytycznego o kimś komuś, najpierw trzeba upomnieć zainteresowanego. Prawda, że nikt nic lepszego w tym względzie niże Jezus w Ewangelii nie wymyślił. Obmowa to niepotrzebne, niczemu dobremu niesłużące jątrzenie, ale jednak przekazywanie prawdziwych i sprawdzonych informacji. Czymś innym jest oszczerstwo. To przekazywanie kłamliwych, nieprawdziwych, krzywdzących informacji. Donos może być ukierunkowaną na czyjąś szkodę obmową, ale może być też oszczerstwem. Dlatego tak ważne jest, aby zainteresowany był poinformowany, bo tylko on jest w stanie sprostować nieprawdziwe informacje, a w przypadku prawdziwych przedstawić okoliczności, które mogą złagodzić osąd, usprawiedliwić, wyjaśnić. To elementarz prawidłowych relacji w rodzinach, w gronie znajomych, sąsiadów, kolegów z pracy.
Podobnie jak z korupcją, gdyby nie było dających łapówki, nie byłoby tych, którzy z nich korzystają. Tak samo z donosami. Gdyby nie było chętnych do korzystania z takiego źródła informacji, gdyby zachowywano się tak jak moja siostra, nie byłoby donoszenia. Donos to zawsze relacja między dwoma osobami: tego, to donosi, oraz tego, kto ich słucha i daje im wiarę.
Opiszę zjawisko z ktorym zapewne spora część Panstwa się zetknęła.Prywatna firma zatrudniająca kilkunastu pracowników.Wsrod nich jeden ktory delikatnie mówiąc się „obija”.Jego przerwy sniadaniowe sa 2 razy dłuższe ,korzysta z internetu w celach prywatnych w godzinach pracy załatwia prywatne sprawy.Pozostali pracują uczciwie i jak to czesto bywa nadrabiaja zaległości tego ktory się „obija”.Czy zatem powiedzenie pracodawcy ze jeden z jego pracownikow go „okrada”bo zamiast pracowac 8 godzin pracuje dajmy na to 5 jest donosicielstwem?Czy nie informujac o tym jestesmy lojalni wobec pracodawcy ktory wyplaca nam pensję?Czy tolerowanie takich zachowan jest etyczne? Znakomita większość nie chcac byc donosicielami chowa głowę w piasek a „obiboki”są bezkarne.?
Z mojego tekstu nie wynika, że trzeba „chować głowy w piasek”. Wprost przeciwnie, piszę jak trzeba to robić. Nic lepszego nie wymyślono, jak zapisano to w Piśmie Świętym, czyli upomnieć w cztery oczy, jak okaże się to nieskuteczne, zrobić to przy świadkach i dopiero, gdy i w to nie nie przyniesie rezultatu, poinformować przełożonego. Ale trzeba zrobić to jawnie, a nie poufnie, czyli zainteresowany powinien być o tym poinformowany. Jeżeli sprawa jest szefowi przedłożona na piśmie, kopię powinien dostać także ten, kogo to dotyczy. Istotą donosu jest poufność, tajność. To właśnie dewastuje zaufanie. Tchórzliwemu donosowi przeciwstawiam odwagę cywilną infomowania jawnego.
Droga którą Pani proponuje jest jak najbardziej słuszna i w pelni sie z Panią zgadzam.Tylko jest jedenn warunek.Odwaga w zmierzeniu się z otoczeniem.Bardzo często pewne zachowania sa tolerowane i akceptowane przez ogół.Przeciwstawienie się bywa czesto odbierane jako nadgorliwosc,wyolbrzymianie probkemu czy tez mieszanie się w nie swoje sprawy.To ze dla mnie oszukiwanie pracodawcy jest naganne przez innych odbierane jest jako cos normalnego.Powiedzenie komus prosto w oczy ze zachowuje się niestosownie lub źle wiąże się z roznymi konsekwencjami.Niekoniecznie miłymi i na to właśnie nie stac tych ktorzy donoszą.
Mamy złe doświadczenia. Często nie potrafimy odróżnić donoszenia od wzorowej postawy obywatelskiej. To jest bardzo cienka granica. Zwrócenie uwagi sąsiadce, że nie posprzątała po swoim pupilku jest przykładem takiej postawy. Jeśli to nie skutkuje, to nie widzę przeciwwskazań, aby takie zachowanie zgłosić. Zieleń miejska to nasze wspólne dobro. Każdy ma prawo z tego korzystać. I każdy ma obowiązek o to dbać. To samo ściąganie na lekcjach. To oszustwo. Niewielu się odważy na taki krok, by nie narażać się grupie. Tak samo, jak nie zwrócimy uwagi sąsiadowi, że na parceli obok rozpoczęta budowa nie posiada żółtej tablicy informacyjnej. Nie zwrócimy też uwagi kontrahentowi, że kombinuje z zatrudnieniem swoich ludzi. Bo nie wypada. Dlatego mamy jak mamy. Oczekujemy porządku, a sami go nie przestrzegamy.
To, co już było tu podkreślane, istotą jest poufność donosu. I to właśnie jest naganne. Są oczywiście sytuacje wyjątkowe. Na przykład skruszony gangster, albo terrorysta idzie na współpracę z organami ścigania i informuje o poczynaniach swoich dawnych towarzyszy przestępstw, a nawet zbrodni. Staje się świadkiem korronnym, pomaga unieszkodliwić groźną mafię, ale „sypie” kolegów. Gdyby tego nie robił w ukryciu, w ranach specjalnego programu ochrony śwuadka, wydałby na siebie wyrok śmierci. Wydaje mi się, że w tak ekstremalnym przypadku donoszenie jest nie tylko usprawiedliwione, ale stanowi jakąś formę rekompensaty za dawne winy. Dlatego świadek koronny korzysta z nadzwyczajnego złagodzenia kary za popełnione przestępstwa.
Świadek koronny to skrajny przykład. To cyniczna gra. Nowe wygodne życie i bezkarność w zamian za informacje, często niepełne lub fałszywe. Nie ma mowy o jakiejkolwiek rekompensacie.
O zachowaniach decyduje przeważnie to, co wynosi się z domu. Jeśli uczciwie, w sposób jednoznaczny pielęgnuje się w rodzinie wierność zasadom ewangelicznym, lub wysokim wymaganiom etycznym, to w dzieciństwie i w życiu dorosłym nie ma problemu donosicielstwa.
Zawsze, gdy mowa o donosicielstwie, wracają wspomnienia najpierw te świeższe, ze stanu wojennego i lat osiemdziesiątych, gdy wielu na skutek donosów osób, które wniknęły do podziemia po to tylko, aby wykorzystując zaufanie, raportować na SB, trafiło do więzień. Dobrze znamy te historie. Czytałam np. 19-letni plon twórczości TW Maksa, który wszystkie swoje rozliczne kontakty towarzyskie wykorzystywał, aby sporządzać szczegółowe komunikaty dla Służby Bezpieczeństwa. Skutkowało to szantażem, inwigilacją, represjami… Mam w pamięci skutek donosów TW Liliputa i TW Jaconia, pozyskanych w ramach SOR „MĄCICIELE” https://twittertwins.pl/maciciele/. Złamane kariery, złamane życie kilku osób… Ale mam przede wszystkim w pamięci historię naszego śp. Ojca, który na skutek donosu kolegi trafił do stalinowskiego więzienia. Wspominałam o tym w tekście https://twittertwins.pl/45-lat-bez-niego/
O takim donoszeniu tu mowa. I o takim wychowaniu, aby w chwili próby, albo pokusy nie sięgnąć po tę metodę.
Dziękuję za dyskusję – temat niełatwy i kontrowersyjny. Niestety większość głosów, których autorzy nie zgadzali się z tezą tego artykułu, nie pojawiło się pod tekstem, tylko dyskusja toczyła się na Twitterze. Z niezrozumiałym uporem niektórzy dyskutanci próbowali sprawę donosów sprowadzić do zaniechania zgłaszania organom ścigania przestępstw, wykroczeń, nieprawidłowości. Nie zauważyli lub celowo pominęli ostatni akapit tekstu, w którym o tym piszę: „Czymś innym jest zgłaszanie przestępstw, wykroczeń w normalnym prawnym trybie. Całkowicie błędne jest mylenie tego z donosicielstwem”. Trzeba bardzo dużo złej woli, żeby to mylić. Jeszcze więcej złej woli trzeba, żeby z wychowywania, w którym donosicielstwa się nie pochwala, szydzić i prawić z tego tytułu impertynencje. Wczoraj świętowaliśmy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Wielu z czczonych w tym dniu bohaterów przeszło potworne tortury, a nie wydało podczas przesłuchań żadnych informacji, które mogłyby pomóc w zwalczaniu podziemia niepodległościowego. I to powinno być wzorem postępowania.
Wracamy do tematu „donosicielstwa”, więc tylko jedna uwaga: warto dostrzec „ewolucję”, zakresu tego pojęcia, łamiącą w/w zasadę poufności: mam na myśli jawne donoszenie „totalnej opozycji” na własny kraj. Donoszenie okraszone oszczerstwem.
Owszem, wcześniej była Targowica, ale – o ile dobrze pamiętam – tam chodziło raczej o opowiedzenie się po stronie zaborcy, niż o donoszenie. To była po prostu zdrada.