Lubimy komasować wolne dni bez uszczerbku dla urlopu. W tym roku długi weekend dla niektórych mógł liczyć nawet dziewięć dni, kosztem tylko trzech uszczuplających przysługujący urlop, jeden dzień urlopu zapewniał pięć wolnych dni. Takich okazji w roku 2017 jest sześć. Wszyscy, którzy mogą, biorą jeden, dwa lub trzy dni urlopu, dostając w zamian trzy razy więcej. Można, to dlaczego nie skorzystać.
W ubiegłym roku gościłam kuzynkę z Argentyny, która dziwiła się naszym zwyczajom. Argentyńczycy nie są od nas bardziej pracowici i mniej skorzy do świętowania, a jednak nie komasują wolnych dni. Dlaczego? Bo dni ustawowo wolne, gdy przypadają przed i po dniach urlopowych, dolicza się do urlopu. Dlatego Argentyńczyk, jak nie musi, nie weźmie wolnego między świątecznymi dniami, bo nie chce tracić niepotrzebnie dwóch dni urlopu, które i tak ma wolne. Zupełnie, jak u nas ze zwolnieniami lekarskimi, które – gdy obejmują sobotę i niedzielę, czy inne wolne dni – są doliczone do okresu chorobowego. I za każdy dzień jest potrącane 20 proc. wynagrodzenia. Dlatego najczęściej nie chorujemy w weekendy, ani w święta. Jak to przepisy regulują obyczaje. A może, by tak przenieść te rozwiązania i na dni urlopowe?
Za nami najdłuższy weekend w roku, czekają nas jeszcze trzy:
od 15 do 18 czerwca, czyli od czwartku do niedzieli, w związku z przypadającym w czwartek świętem Bożego Ciała (jeden dzień urlopu daje cztery wolne dni),
od 12 do 15 sierpnia, czyli od soboty do wtorku, w związku z przypadającym we wtorek świętem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (jeden dzień urlopu daje cztery wolne dni),
od 23 do 26 grudnia, czyli od soboty do wtorku , w związku ze Świętami Bożego Narodzenia , cztery wolne dni bez brania urlopu.
Jak widać, kalendarz najhojniej wynagrodził nas w maju. Branże usługowe, turystyczne, hotele, pensjonaty, gastronomia czerpią z tego duże korzyści. Ale pozostałe gałęzie gospodarki mają dni przestoju. Jaki jest tego bilans? Według szacunków ekonomistów efekt netto jest negatywny: mniejsza liczba dni roboczych wpływa na wielkość produkcji, a wpływ ten może sięgnąć nawet 0,4 proc. produktu krajowego brutto (PKB). Dodatkowo, uciążliwością dla zwykłych ludzi jest zamknięcie urzędów.
Czy rozwiązanie takie, jakie obowiązuje w Argentynie, można wprowadzić? Teoretycznie tak, ale praktycznie jest to trudne, bo wiązałoby się z odebraniem przywileju, do którego przywykliśmy, i politycznymi stratami dla rządzących.
Zawsze przy okazji rozważań o możliwości pozbawienia ludzi jakichś korzyści przypomina mi się anegdota, oparta zresztą na prawdziwym zdarzeniu. Pewien zamożny człowiek co tydzień w niedzielę, kiedy szedł na sumę do kościoła, spotykał żebrzącego mężczyznę, siedzącego na stopniach przy wejściu do świątyni. Poruszony jego niedostatkiem, rzucał mu do czapki banknot pięćdziesięciozłotowy. Pewnego niedzielnego przedpołudnia do czapki żebraka trafił banknot dwudziestozłotowy. Podniósł on wówczas wzrok na swojego dobroczyńcę i zapytał z wyrzutem: „Dlaczego tylko tyle?”. Usłyszał w odpowiedzi: „Widzi pan, wysłałem syna na studia zagraniczne i stać mnie na mniej”. Żebrak nie dał za wygraną, tylko zaripostował z nutą oburzenia w głosie: „Rozumiem, że ma pan większe wydatki, ale dlaczego moim kosztem?”. Ta historia dobitnie pokazuje, że przyzwyczajamy się do przywilejów i nie traktujemy ich jako nienależne dobro, za które powinniśmy być wdzięczni, ale uważamy, że to należy się nam jak przysłowiowa buda psu. Czymś innym jest nie dać, a czym innym najpierw dać, a potem przestać dawać. Zamiast wdzięczności za otrzymywane dobro, jest złość, że już go nie otrzymujemy. Tę historię powinni sobie powtarzać codziennie zwolennicy rozszerzania przywilejów socjalnych.
Maria WANKE-JERIE
Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).
Obawy ekonomistów, że długie weekendy szkodzą gospodarce są wg. mnie chyba troszkę przesadzone. W nowoczesnych gospodarkach skrócony czas pracy i dłuższe weekendy traktuje się jako inwestycje a nie koszt. To prawda, że Polacy pracują dłużej i zarabiają mniej, dlatego pragną mieć wolne. Ludzie pracujący dłużej potrzebują wypoczynku, wypoczęci pracują efektywniej, są bardziej innowacyjni i pomysłowi wówczas wydajność wzrasta. Nie zapominajmy, że gdy produkcja przemysłowa zwalnia w dni wolne w niektórych branżach, to branża usługowa rośnie /hotele, restauratorzy, transport/.Długie weekendy są z reguły równoważone większą liczbą dni roboczych w ciągu całego roku. Sprzedaż detaliczna stoi, ale jest ona kompensowana zwiększonym popytem na dni przed długim weekendem – wzmożona ilość zakupów. Chyba nie wyróżniamy się specjalnie na tle innych krajów. Dłużej od nas odpoczywają Belgowie- 20 dni, Słoweńcy – 17 dni, Słowacy – 16, Litwini – 15 dni. Mniej pracują Niemcy, Francuzi, Holendrzy.
To prawda, że sektor detaliczny nie odczuwa długich weekendów. Stosuję nowoczesne narzędzia (mam na myśli liczniki wejść, konwersję wejścia/paragon i tym podobne statystyki), i o ile czynniki pogodowe mają bardzo duży wpływ na sprzedaż, to przed długimi weekendami przestaje mieć to znaczenie. Ludzie kupują na potęgę, jakby miało zabraknąć.
Mimo długich i bardzo długich weekendów, z których Polacy korzystają, kumulując należne im urlopowe dni z ustawowo wolnymi, należą do pracusiów Europy, określani są wręcz pracoholikami w Unii Europejskiej. Wg danych OECD z 2013 roku przeciętny Polak średnio pracuje rocznie 1988 godz., a więc dłużej niż mieszkańcy wielu państw świata. Amerykanie poświęcają na pracę o 130 godz. rocznie mniej niż my (1788 godz.). Nieco ponad 1600 godz. spędzają w pracy Hiszpanie, Szwedzi, Brytyjczycy. Ale i oni mogą zazdrościć Francuzom (1489 godz.), Niemcom (1388 godz.) czy Holendrom (1380 godz.). Średnia OECD wynosi 1770 godz. i jest o 148 godz., czyli o 18,5 dnia roboczego, niższa od polskiej.
Tyle statystyka, a w praktyce np. w laickiej, ześwieczczonej Francji aż roi się od świąt kościelnych. Bo i Boże Ciało, i Święto Wniebowzięcia NMP to wolne dni, ale wolne są także (bez konieczności uszczuplania urlopu) dni pomiędzy świętem a innymi wolnymi (np. piątek po Bożym Ciele). W Argentynie za czasów pani prezydent tak namnożyło się wolnych dni, że jakieś ograniczenie jest potrzebne. Samych świąt państwowych jest osiem: 24 marca (Dzień Prawdy i Sprawiedliwości), 2 kwietnia (Dzień Malwinów), 1 maja (Święto Pracy), 25 maja (Święto Rewolucji Majowej), 20 czerwca (Dzień Flagi Narodowej), 9 lipca (Dzień Niepodległości), 17 sierpnia (rocznica śmierci generała San Martin), 9 października (Dzień Krzysztofa Kolumba). A i świąt kościelnych nie brakuje, np. się 8 grudnia święto Niepokalanego Poczęcia NMP też jest wolny od pracy.
Warto też pamiętać, że w większości krajów Unii niemal połowa pracujących w zakładzie korzysta z pracy na część etatu. U nas jest to wciąż rozwiązanie niepopularne. A wiele matek małych dzieci chętnie by z tego skorzystała, bo praca na pełny etat wraz z dojazdami uniemożliwia odebranie w porę dziecka ze żłobka czy przedszkola. Nie mogąc znaleźć zatrudnienia na część etatu, rezygnuje z pracy.
W krajach, w których czas pracy jest niski, wynagrodzenie nawet za część etatu najczęściej wystarcza na utrzymanie.
Reasumując, jeśli biorąc dwa, trzy dni urlopu (Francuzi w takich przypadkach nie muszą, bo mają wolne), przepracowani Polacy zrelaksują się nieco, pobędą z rodziną (to też ważne), będą bardziej efektywni w pracy. Póki co, na rozleniwienie Polaków nie możemy narzekać.
Będę polemizowała. Stany Zjednoczone, na mocy przepisów federalnych, nie gwarantują pracownikom ani jednego płatnego dnia wolnego w ciągu roku. A jak jest w innych państwach? W Europie jest pod tym względem najlepiej. Oto pierwsza dziesiątka państw o największej liczbie dni wolnych od pracy. Ogółem, spośród całej czołówki, jedynie dwa znajdują się na innych kontynentach:
Austria – 35 dni (22+13)*
Portugalia – 35 dni (22+13)
Niemcy – 34 dni (24+10)
Hiszpania – 34 dni (22+12)
Francja – 31 dni (30+1)
Włochy – 31 dni (20+11)
Belgia – 30 dni (20+10)
Nowa Zelandia – 30 dni (20+10)
Irlandia – 29 dni (20+9)
Australia – 28 (20+8)
Wielka Brytania – 28 (28+0)
(*rozróżnienie wymiaru urlopu i dni ustawowo wolnych od pracy np. święta państwowe)
W dalszej kolejności w zestawieniu pojawiają się Norwegia z 27 płatnymi dniami wolnymi. Kolejne miejsca zajmują Grecja (26 dni) i pozostałe kraje skandynawskie: Dania, Finlandia i Szwecja – po 25 dni. Równe 20 dni do wykorzystania mają pracujący w Szwajcarii i Holandii.
Polska jest w ścisłej czołówce jeśli chodzi o wolne dni. Liczba dni płatnego wolnego wynosi w naszym kraju od 33 do nawet 39 dni roboczych. Polscy pracownicy mają bowiem prawo do 20 lub 26 dni urlopowych. Wyższa liczba przysługuje tym, którzy przepracowali już 10 lat lub też ukończyli studia magisterskie i mają 2-letni staż pracy. Studia te liczone są jako 8 lat stażu pracy. Do urlopu dochodzą święta państwowe, które są dniami wolnymi.
Polacy są pracowici, to prawda, ale rozleniwiają się w długie weekendy i o tym jest ten tekst.
W polemice do polemiki przypomnę tylko, że w PRL-u obowiązywał 6-dniowy tydzień pracy i z tej perspektywy 2-dniowy weekend (sobota, niedziela) jest już bardzo długi, a jakoś nikt na niego nie narzeka 😉 Do tego obowiązywało 100% zatrudnienie, a jednak nie przekładało się to na efektywność produkcji. Dlatego zgadzam się z Panią Małgorzatą, że „przepracowani Polacy zrelaksują się nieco, pobędą z rodziną (to też ważne), będą bardziej efektywni w pracy. ” W końcu kiedyś trzeba znaleźć czas na wydawanie ciężko zarobionych pieniędzy 🙂
Chciałam dociec, skąd się wzięło te 33, a nawet 39 dni wolnych. Otóż jest to suma przysługującego Polakowi urlopu (20 lub 26 dni) oraz świąt państwowych i kościelnych. Ale w zestawieniu:
Lista dni wolnych w 2014 r.
1 stycznia (środa) – Nowy Rok
6 stycznia (poniedziałek) – Trzech Króli
20 kwietnia (niedziela) – Wielkanoc
21 kwietnia (poniedziałek) – Poniedziałek Wielkanocny
1 maja (czwartek) – Święto Pracy
3 maja (sobota) – Święto Konstytucji 3 Maja
8 czerwca (niedziela) – Zesłanie Ducha Świętego
19 czerwca (czwartek) – Boże Ciało
15 sierpnia (piątek) – Święto Wojska Polskiego
1 listopada (sobota) – Wszystkich Świętych
11 listopada (wtorek) – Święto Niepodległości
25 grudnia (czwartek) – Boże Narodzenie
26 grudnia (piątek) – Boże Narodzenie
do świąt doliczono Niedzielę Wielkanocną i Niedzielę Zesłania Ducha Świętego, a więc niedziele i tak ustawowo wolne. Dlaczego liczone podwójnie? Tego nie wiem.
A więc drobna korekta: zamiast 33, a nawet 39, powinno być 31, a nawet 37.
W Polsce nie ma aż tak wielu dni wolnych od pracy jak wielu sugeruje (nie mam na myśli komentarzy). Polacy pracują ciężko i w porównaniu do wielu krajów Unii mają o wiele mniej dni na zasłużony odpoczynek.
W Wielkiej Brytanii są tzw. Bank Holiday i praktycznie jest to poniedziałek. Długi weekend zaczyna się od soboty tak więc 3 dni razem. Dwa takie dni przypadają w maju po jednym pozostałe miesiące i jest jeden miesiąc w którym nie ma żadnego. To okres gdy wielu organizuje wyjazdy z całą rodziną ale jak zwykle to bywa większość spędza ten czas w domu robiąc to ci uzna za stosowne.
Bank Holidays to również wielka nagonka marketingową gdy pojawiają się zachęcające oferty. Co za tym idzie, wbrew pozorom, wolne dni napędzają również gospodarkę.
Naturalnie to nie są wolne dni dla wielu ale jak wszędzie ktoś myśli pracować aby inni mogli wypocząć…
Nie rozumiem fenomenu „długich weekendów”. Przecież dni wolnych nie przybywa! Więc o co chodzi? Żeby wyjechać tam, gdzie wszyscy, i tłoczyć się w kolejkach?
Robię dokładnie odwrotnie. Gdy wszyscy wyjadą, pomykam błyskawicznie po ulicach opustoszałego miasta, a gdy wracają – wyjeżdżam!
Dodatkowy plus przychodzenia do pracy podczas „długiego weekendu” (dla podwładnych): szefa nie ma, więc zero stresu. 😉
Przytoczę jeszcze fragment tekstu autorki, który obrazuje jak trudno byłoby zabrać coś, co już zostało dane, w tym wypadku chodzi o wolne, świąteczne dni:
„Czymś innym jest nie dać, a czym innym najpierw dać, a potem przestać dawać. Zamiast wdzięczności za otrzymywane dobro, jest złość, że już go nie otrzymujemy.”
Poruszony w tekście temat spowodował, że sprawdziłam, kiedy i w jakich krajach obchodzone są święta kościelne i państwowe, bo to one generują potem dłuższe weekendy. Otóż np. w katolickich landach Niemiec, w Wielkiej Brytanii i Holandii wolne dni na Wielkanoc zaczynają się w Wielki Piątek, a kończą na Poniedziałku Wielkanocnym, w Niemczech, Holandii i Francji świętuje się poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego, czyli Święto Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła (w Polsce święto zniesione dopiero w 1951 roku), Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny świętowane jest w Niemczech, Belgii i Francji. Znacznie mniej religijne kraje szanują tradycję i pozwalają tej nielicznej grupie katolików świętować te dni.
Przy okazji przypominam, że przed wojną w Polsce – mimo silnych ruchów lewicowych i licznych pochodów– 1 maja nie był dniem wolnym od pracy. Wprowadzili go dopiero komuniści w 1950 roku (rok później znieśli jako święto drugi dzień Zielonych Świąt). Może, gdy już świętujemy 3 maja, wrócić do tradycji II Rzeczypospolitej i znieść kojarzące się z komunizmem Święto Pracy. Kto chce, niech bierze wolny dzień i świętuje. A w zamian wprowadzić jako dzień wolny Wielki Piątek, kiedy i tak praca jest markowana i gdzie można to tylko dzielenie się jajeczkiem. Rzucam pomysł, co Państwo na to?
To wstyd dla Polski, że świętujemy 1 maja gdy jednocześnie Wielki Piątek jest dniem pracy. Zdecydowanie jestem za postulowaną przez Przedmówczynię zmianą!
Kiedy czytam o długich weekendach, wczasach, a nawet o błogim wielodniowym lenistwie mam odczucie, że mieszkam w jakimś innym kraju. Ludzie wśród, których żyję lubią długie weekendy, ale głównie dlatego że mogą wtedy coś konkretnego zrobić. W okolicy w której mieszkam większość rodzin łączy prowadzenie kilku-, kilkunastu hektarowych, a nawet większych gospodarstw z pracą poza rolnictwem lub/i z prowadzeniem małych firm. Dla tych ludzi długi weekend czy urlop to wyjątkowa okazja by zrobić coś jednym ciągiem: podgonić pracę w gospodarstwie, budowę, remont lub wykończenie domu czy zadbać o estetykę obejścia.
Znajomy pracuje w mieście jako operator koparki, ma warsztat samochodowy, uprawia kilkanaście hektarów pola i … ma setki tysięcy sztuk inwentarza – pszczoły. Zwykle kończy pracować w warsztacie po 21-ej a po 6-tej wyjeżdża do pracy żona również pracuje na etacie. Żyją dostatnio, inwestują, ale trudno się dopatrzeć u nich śladów luksusu.
Sąsiedzi pierwszy raz polecieli na wczasy po srebrnych godach. Było to możliwe, bo zamężne już córki zadeklarowały się, że będą dwa razy dziennie przyjeżdżać by karmić i doić krowy a na miejscu pozostał syn kończący wtedy szkołę średnią.
Większość mieszkańców, którzy nie mają gospodarstw lub zrezygnowali z chowu inwentarza również przeznacza cały wolny czas i pieniądze w inwestycje związane z domem. Zaledwie kilka tego typu rodzin ma zwyczaj wyjazdu na wczasy i to może od kilku lat. Typowi rolnicy wyjeżdżają, gdy ma ich kto zastąpić i słowo wczasy oznacza zwykle sanatorium.
Statystyki dotyczące ilości przepracowanych dni czy godzin w roku dotyczą oficjalnego czasu pracy, pomijają dwuzawodowców czy ludzi okazyjnie pracujących po godzinach. Poza tym znam wiele firm, gdzie pracownicy pracują przeważnie po 6 dni w tygodniu i nieraz 10 lub więcej godzin dziennie, za to kiedy brakuje zamówień siedzą w domu. W dokumentach jest wszystko zgodnie z przepisami. Szczęśliwie w tych firmach (np. budownictwo) długie weekendy są czasem rzeczywistego wypoczynku, bo nie ma sensu organizowanie pracy co drugi dzień.
Czy więc długie weekendy w naszym kraju są potrzebne? Opowiadam – zdecydowanie tak.
Dziękuję bardzo za ciekawą, wielowątkową dyskusję, która wzbogaca tekst o cenne przemyślenia. Byli tacy, co pisali, że zaliczają się do pracujących w wolne dni i przedłużone weekendy, zazdroszczą więc tym, którzy wykorzystują je do relaksu i wypoczynku. Rafał Kubara, który zwrócił uwagę na problem dwuzawodowców, długiego weekendu nie kojarzy z wielodniowym lenistwem, ale pracą. W okolicy, w której mieszka większość rodzin łączy prowadzenie kilku-, kilkunastu hektarowych, a nawet większych gospodarstw z pracą poza rolnictwem lub/i z prowadzeniem małych firm. Opowiada się za przedłużonymi weekendami, choćby w celu nadrobienia zaległości w domu. Polska, choć jest w europejskiej czołówce pod względem liczby wolnych dni w roku, ustępuje wielu krajom nawet zupełnie zeświecczonym w liczbie wolnych dni przypadających w święta kościelne. Stąd pojawił się postulat dnia wolnego w Wielki Piątek, może nawet kosztem wolnego 1 maja. Wielki Piątek jest dniem wolnym w Wielkiej Brytanii, w niektórych landach niemieckich i w Holandii. Żałuję, że ten temat nie został podjęty i szerzej komentowany. Może jeszcze ktoś dopowie, czy jest za tym postulatem i dlaczego?
Świetne. Wspaniałe się temat zgrywa z tekstem „Wybory”. Jak wyglądałaby nasza dzisiejsza rzeczywistość gdybyśmy nie głosowali w długi weekend? :).
Obawy ekonomistów, że długie weekendy szkodzą gospodarce są wg. mnie chyba troszkę przesadzone. W nowoczesnych gospodarkach skrócony czas pracy i dłuższe weekendy traktuje się jako inwestycje a nie koszt. To prawda, że Polacy pracują dłużej i zarabiają mniej, dlatego pragną mieć wolne. Ludzie pracujący dłużej potrzebują wypoczynku, wypoczęci pracują efektywniej, są bardziej innowacyjni i pomysłowi wówczas wydajność wzrasta. Nie zapominajmy, że gdy produkcja przemysłowa zwalnia w dni wolne w niektórych branżach, to branża usługowa rośnie /hotele, restauratorzy, transport/.Długie weekendy są z reguły równoważone większą liczbą dni roboczych w ciągu całego roku. Sprzedaż detaliczna stoi, ale jest ona kompensowana zwiększonym popytem na dni przed długim weekendem – wzmożona ilość zakupów. Chyba nie wyróżniamy się specjalnie na tle innych krajów. Dłużej od nas odpoczywają Belgowie- 20 dni, Słoweńcy – 17 dni, Słowacy – 16, Litwini – 15 dni. Mniej pracują Niemcy, Francuzi, Holendrzy.
To prawda, że sektor detaliczny nie odczuwa długich weekendów. Stosuję nowoczesne narzędzia (mam na myśli liczniki wejść, konwersję wejścia/paragon i tym podobne statystyki), i o ile czynniki pogodowe mają bardzo duży wpływ na sprzedaż, to przed długimi weekendami przestaje mieć to znaczenie. Ludzie kupują na potęgę, jakby miało zabraknąć.
Mimo długich i bardzo długich weekendów, z których Polacy korzystają, kumulując należne im urlopowe dni z ustawowo wolnymi, należą do pracusiów Europy, określani są wręcz pracoholikami w Unii Europejskiej. Wg danych OECD z 2013 roku przeciętny Polak średnio pracuje rocznie 1988 godz., a więc dłużej niż mieszkańcy wielu państw świata. Amerykanie poświęcają na pracę o 130 godz. rocznie mniej niż my (1788 godz.). Nieco ponad 1600 godz. spędzają w pracy Hiszpanie, Szwedzi, Brytyjczycy. Ale i oni mogą zazdrościć Francuzom (1489 godz.), Niemcom (1388 godz.) czy Holendrom (1380 godz.). Średnia OECD wynosi 1770 godz. i jest o 148 godz., czyli o 18,5 dnia roboczego, niższa od polskiej.
Tyle statystyka, a w praktyce np. w laickiej, ześwieczczonej Francji aż roi się od świąt kościelnych. Bo i Boże Ciało, i Święto Wniebowzięcia NMP to wolne dni, ale wolne są także (bez konieczności uszczuplania urlopu) dni pomiędzy świętem a innymi wolnymi (np. piątek po Bożym Ciele). W Argentynie za czasów pani prezydent tak namnożyło się wolnych dni, że jakieś ograniczenie jest potrzebne. Samych świąt państwowych jest osiem: 24 marca (Dzień Prawdy i Sprawiedliwości), 2 kwietnia (Dzień Malwinów), 1 maja (Święto Pracy), 25 maja (Święto Rewolucji Majowej), 20 czerwca (Dzień Flagi Narodowej), 9 lipca (Dzień Niepodległości), 17 sierpnia (rocznica śmierci generała San Martin), 9 października (Dzień Krzysztofa Kolumba). A i świąt kościelnych nie brakuje, np. się 8 grudnia święto Niepokalanego Poczęcia NMP też jest wolny od pracy.
Warto też pamiętać, że w większości krajów Unii niemal połowa pracujących w zakładzie korzysta z pracy na część etatu. U nas jest to wciąż rozwiązanie niepopularne. A wiele matek małych dzieci chętnie by z tego skorzystała, bo praca na pełny etat wraz z dojazdami uniemożliwia odebranie w porę dziecka ze żłobka czy przedszkola. Nie mogąc znaleźć zatrudnienia na część etatu, rezygnuje z pracy.
W krajach, w których czas pracy jest niski, wynagrodzenie nawet za część etatu najczęściej wystarcza na utrzymanie.
Reasumując, jeśli biorąc dwa, trzy dni urlopu (Francuzi w takich przypadkach nie muszą, bo mają wolne), przepracowani Polacy zrelaksują się nieco, pobędą z rodziną (to też ważne), będą bardziej efektywni w pracy. Póki co, na rozleniwienie Polaków nie możemy narzekać.
Będę polemizowała. Stany Zjednoczone, na mocy przepisów federalnych, nie gwarantują pracownikom ani jednego płatnego dnia wolnego w ciągu roku. A jak jest w innych państwach? W Europie jest pod tym względem najlepiej. Oto pierwsza dziesiątka państw o największej liczbie dni wolnych od pracy. Ogółem, spośród całej czołówki, jedynie dwa znajdują się na innych kontynentach:
Austria – 35 dni (22+13)*
Portugalia – 35 dni (22+13)
Niemcy – 34 dni (24+10)
Hiszpania – 34 dni (22+12)
Francja – 31 dni (30+1)
Włochy – 31 dni (20+11)
Belgia – 30 dni (20+10)
Nowa Zelandia – 30 dni (20+10)
Irlandia – 29 dni (20+9)
Australia – 28 (20+8)
Wielka Brytania – 28 (28+0)
(*rozróżnienie wymiaru urlopu i dni ustawowo wolnych od pracy np. święta państwowe)
W dalszej kolejności w zestawieniu pojawiają się Norwegia z 27 płatnymi dniami wolnymi. Kolejne miejsca zajmują Grecja (26 dni) i pozostałe kraje skandynawskie: Dania, Finlandia i Szwecja – po 25 dni. Równe 20 dni do wykorzystania mają pracujący w Szwajcarii i Holandii.
Polska jest w ścisłej czołówce jeśli chodzi o wolne dni. Liczba dni płatnego wolnego wynosi w naszym kraju od 33 do nawet 39 dni roboczych. Polscy pracownicy mają bowiem prawo do 20 lub 26 dni urlopowych. Wyższa liczba przysługuje tym, którzy przepracowali już 10 lat lub też ukończyli studia magisterskie i mają 2-letni staż pracy. Studia te liczone są jako 8 lat stażu pracy. Do urlopu dochodzą święta państwowe, które są dniami wolnymi.
Polacy są pracowici, to prawda, ale rozleniwiają się w długie weekendy i o tym jest ten tekst.
W polemice do polemiki przypomnę tylko, że w PRL-u obowiązywał 6-dniowy tydzień pracy i z tej perspektywy 2-dniowy weekend (sobota, niedziela) jest już bardzo długi, a jakoś nikt na niego nie narzeka 😉 Do tego obowiązywało 100% zatrudnienie, a jednak nie przekładało się to na efektywność produkcji. Dlatego zgadzam się z Panią Małgorzatą, że „przepracowani Polacy zrelaksują się nieco, pobędą z rodziną (to też ważne), będą bardziej efektywni w pracy. ” W końcu kiedyś trzeba znaleźć czas na wydawanie ciężko zarobionych pieniędzy 🙂
Chciałam dociec, skąd się wzięło te 33, a nawet 39 dni wolnych. Otóż jest to suma przysługującego Polakowi urlopu (20 lub 26 dni) oraz świąt państwowych i kościelnych. Ale w zestawieniu:
Lista dni wolnych w 2014 r.
1 stycznia (środa) – Nowy Rok
6 stycznia (poniedziałek) – Trzech Króli
20 kwietnia (niedziela) – Wielkanoc
21 kwietnia (poniedziałek) – Poniedziałek Wielkanocny
1 maja (czwartek) – Święto Pracy
3 maja (sobota) – Święto Konstytucji 3 Maja
8 czerwca (niedziela) – Zesłanie Ducha Świętego
19 czerwca (czwartek) – Boże Ciało
15 sierpnia (piątek) – Święto Wojska Polskiego
1 listopada (sobota) – Wszystkich Świętych
11 listopada (wtorek) – Święto Niepodległości
25 grudnia (czwartek) – Boże Narodzenie
26 grudnia (piątek) – Boże Narodzenie
do świąt doliczono Niedzielę Wielkanocną i Niedzielę Zesłania Ducha Świętego, a więc niedziele i tak ustawowo wolne. Dlaczego liczone podwójnie? Tego nie wiem.
A więc drobna korekta: zamiast 33, a nawet 39, powinno być 31, a nawet 37.
W Polsce nie ma aż tak wielu dni wolnych od pracy jak wielu sugeruje (nie mam na myśli komentarzy). Polacy pracują ciężko i w porównaniu do wielu krajów Unii mają o wiele mniej dni na zasłużony odpoczynek.
W Wielkiej Brytanii są tzw. Bank Holiday i praktycznie jest to poniedziałek. Długi weekend zaczyna się od soboty tak więc 3 dni razem. Dwa takie dni przypadają w maju po jednym pozostałe miesiące i jest jeden miesiąc w którym nie ma żadnego. To okres gdy wielu organizuje wyjazdy z całą rodziną ale jak zwykle to bywa większość spędza ten czas w domu robiąc to ci uzna za stosowne.
Bank Holidays to również wielka nagonka marketingową gdy pojawiają się zachęcające oferty. Co za tym idzie, wbrew pozorom, wolne dni napędzają również gospodarkę.
Naturalnie to nie są wolne dni dla wielu ale jak wszędzie ktoś myśli pracować aby inni mogli wypocząć…
Nie rozumiem fenomenu „długich weekendów”. Przecież dni wolnych nie przybywa! Więc o co chodzi? Żeby wyjechać tam, gdzie wszyscy, i tłoczyć się w kolejkach?
Robię dokładnie odwrotnie. Gdy wszyscy wyjadą, pomykam błyskawicznie po ulicach opustoszałego miasta, a gdy wracają – wyjeżdżam!
Dodatkowy plus przychodzenia do pracy podczas „długiego weekendu” (dla podwładnych): szefa nie ma, więc zero stresu. 😉
Pan TesTeq, jak zwykle taki przewidujący! Dodałabym, że i miejsc noclegowych w pensjonatach i hotelach więcej wolnych.
Każdy by tak chciał, nie każdy możne 😉
W stu procentach zgadzam się z Panem w tym temacie. Podobnie postępuję, gdy tylko się da.
Zaliczam się do tych, którzy w wolne dni i przedłużone weekendy pracują, więc zazdroszczę tym, którzy wykorzystują je do relaksu i wypoczynku.
Przytoczę jeszcze fragment tekstu autorki, który obrazuje jak trudno byłoby zabrać coś, co już zostało dane, w tym wypadku chodzi o wolne, świąteczne dni:
„Czymś innym jest nie dać, a czym innym najpierw dać, a potem przestać dawać. Zamiast wdzięczności za otrzymywane dobro, jest złość, że już go nie otrzymujemy.”
Poruszony w tekście temat spowodował, że sprawdziłam, kiedy i w jakich krajach obchodzone są święta kościelne i państwowe, bo to one generują potem dłuższe weekendy. Otóż np. w katolickich landach Niemiec, w Wielkiej Brytanii i Holandii wolne dni na Wielkanoc zaczynają się w Wielki Piątek, a kończą na Poniedziałku Wielkanocnym, w Niemczech, Holandii i Francji świętuje się poniedziałek po Zesłaniu Ducha Świętego, czyli Święto Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła (w Polsce święto zniesione dopiero w 1951 roku), Wniebowzięcie Najświętszej Marii Panny świętowane jest w Niemczech, Belgii i Francji. Znacznie mniej religijne kraje szanują tradycję i pozwalają tej nielicznej grupie katolików świętować te dni.
Przy okazji przypominam, że przed wojną w Polsce – mimo silnych ruchów lewicowych i licznych pochodów– 1 maja nie był dniem wolnym od pracy. Wprowadzili go dopiero komuniści w 1950 roku (rok później znieśli jako święto drugi dzień Zielonych Świąt). Może, gdy już świętujemy 3 maja, wrócić do tradycji II Rzeczypospolitej i znieść kojarzące się z komunizmem Święto Pracy. Kto chce, niech bierze wolny dzień i świętuje. A w zamian wprowadzić jako dzień wolny Wielki Piątek, kiedy i tak praca jest markowana i gdzie można to tylko dzielenie się jajeczkiem. Rzucam pomysł, co Państwo na to?
To wstyd dla Polski, że świętujemy 1 maja gdy jednocześnie Wielki Piątek jest dniem pracy. Zdecydowanie jestem za postulowaną przez Przedmówczynię zmianą!
„Good Friday”, czyli nasz Wielki Piątek jest dniem wolnym m.in w UK.
Kiedy czytam o długich weekendach, wczasach, a nawet o błogim wielodniowym lenistwie mam odczucie, że mieszkam w jakimś innym kraju. Ludzie wśród, których żyję lubią długie weekendy, ale głównie dlatego że mogą wtedy coś konkretnego zrobić. W okolicy w której mieszkam większość rodzin łączy prowadzenie kilku-, kilkunastu hektarowych, a nawet większych gospodarstw z pracą poza rolnictwem lub/i z prowadzeniem małych firm. Dla tych ludzi długi weekend czy urlop to wyjątkowa okazja by zrobić coś jednym ciągiem: podgonić pracę w gospodarstwie, budowę, remont lub wykończenie domu czy zadbać o estetykę obejścia.
Znajomy pracuje w mieście jako operator koparki, ma warsztat samochodowy, uprawia kilkanaście hektarów pola i … ma setki tysięcy sztuk inwentarza – pszczoły. Zwykle kończy pracować w warsztacie po 21-ej a po 6-tej wyjeżdża do pracy żona również pracuje na etacie. Żyją dostatnio, inwestują, ale trudno się dopatrzeć u nich śladów luksusu.
Sąsiedzi pierwszy raz polecieli na wczasy po srebrnych godach. Było to możliwe, bo zamężne już córki zadeklarowały się, że będą dwa razy dziennie przyjeżdżać by karmić i doić krowy a na miejscu pozostał syn kończący wtedy szkołę średnią.
Większość mieszkańców, którzy nie mają gospodarstw lub zrezygnowali z chowu inwentarza również przeznacza cały wolny czas i pieniądze w inwestycje związane z domem. Zaledwie kilka tego typu rodzin ma zwyczaj wyjazdu na wczasy i to może od kilku lat. Typowi rolnicy wyjeżdżają, gdy ma ich kto zastąpić i słowo wczasy oznacza zwykle sanatorium.
Statystyki dotyczące ilości przepracowanych dni czy godzin w roku dotyczą oficjalnego czasu pracy, pomijają dwuzawodowców czy ludzi okazyjnie pracujących po godzinach. Poza tym znam wiele firm, gdzie pracownicy pracują przeważnie po 6 dni w tygodniu i nieraz 10 lub więcej godzin dziennie, za to kiedy brakuje zamówień siedzą w domu. W dokumentach jest wszystko zgodnie z przepisami. Szczęśliwie w tych firmach (np. budownictwo) długie weekendy są czasem rzeczywistego wypoczynku, bo nie ma sensu organizowanie pracy co drugi dzień.
Czy więc długie weekendy w naszym kraju są potrzebne? Opowiadam – zdecydowanie tak.
Dziękuję bardzo za ciekawą, wielowątkową dyskusję, która wzbogaca tekst o cenne przemyślenia. Byli tacy, co pisali, że zaliczają się do pracujących w wolne dni i przedłużone weekendy, zazdroszczą więc tym, którzy wykorzystują je do relaksu i wypoczynku. Rafał Kubara, który zwrócił uwagę na problem dwuzawodowców, długiego weekendu nie kojarzy z wielodniowym lenistwem, ale pracą. W okolicy, w której mieszka większość rodzin łączy prowadzenie kilku-, kilkunastu hektarowych, a nawet większych gospodarstw z pracą poza rolnictwem lub/i z prowadzeniem małych firm. Opowiada się za przedłużonymi weekendami, choćby w celu nadrobienia zaległości w domu. Polska, choć jest w europejskiej czołówce pod względem liczby wolnych dni w roku, ustępuje wielu krajom nawet zupełnie zeświecczonym w liczbie wolnych dni przypadających w święta kościelne. Stąd pojawił się postulat dnia wolnego w Wielki Piątek, może nawet kosztem wolnego 1 maja. Wielki Piątek jest dniem wolnym w Wielkiej Brytanii, w niektórych landach niemieckich i w Holandii. Żałuję, że ten temat nie został podjęty i szerzej komentowany. Może jeszcze ktoś dopowie, czy jest za tym postulatem i dlaczego?