Zmarnowany głos

„Nie warto na niego (na nią, na tę listę) głosować, bo nie ma żadnych szans. To będzie zmarnowany głos” – ileż razy słyszałam takie opinie przed wyborami. Skąd wiadomo, że zmarnowany? Ano z sondaży, którymi – zwłaszcza w okresie przedwyborczym – jesteśmy wręcz zasypywani. Pięcioprocentowy próg wyborczy eliminuje słabsze ugrupowania, a w wyborach bezpośrednich (takich jak wójtów, burmistrzów czy prezydentów miast) – osoby z dalszych miejsc w przedwyborczych rankingach wydaje się, że nie mają żadnych szans. No i mamy samosprawdzającą się przepowiednię.

To prawda, że od czasu, gdy w 1993 roku w ordynacji wyborczej do Sejmu wprowadzono pięcioprocentowy próg wyborczy i dodatkowo bardziej faworyzującą duże ugrupowania metodę d’Hondta, obawa o zmarnowanie głosu istniała. No i w przypadku startu zbyt dużej liczby ugrupowań o zbliżonym rodowodzie i podobnym programie następowało rozproszenie głosów i eliminacja listy kandydatów z podziału mandatów. Tak stało się w 1993 roku, gdy poza Sejmem znalazły się partie prawicowe – „Ojczyzna”, PC, „Solidarność”, KdR, KLD, UPR… Zmarnowane były ostatecznie głosy oddane na startującą w 2001 roku jako koalicję AWS (nie przekroczyła progu ośmioprocentowego), podobnie w 2015 roku stało się z SLD. Partie te nie uczestniczyły w podziale mandatów, a oddane głosy wzmocniły zwycięzcę (w 2001 roku SLD, a w 2015 Zjednoczoną Prawicę).

Podobnie jest w wyborach samorządowych i to zarówno w głosowaniu na do rad gminnych, powiatowych czy wojewódzkich, jak i wyborach bezpośrednich włodarzy miast.

Wyborcy, którzy nie odnajdują swoich kandydatów wśród reprezentantów dwóch ścierających się bloków, tzn. Zjednoczonej Prawicy i Koalicji Obywatelskiej, mają przekonanie, że ich głos pójdzie na marne. Gdy w sondażach poparcie dla dwóch faworytów deklaruje ponad 70 procent respondentów, reszta wydaje się być wystawiona na przysłowiowego zająca. Mam obawę, że ci, którzy nie popierają żadnego z rywalizujących głównych kandydatów, mogą nie pójść na wybory. Bo zmarnują głos, bo nie ma szans…  Albo, popierając wprawdzie kogoś innego, głosują na „mniejsze zło”. Aby nie dopuścić do wygrania jednego z kandydatów, wybór pada na tego, który stwarza największe szanse owego niedopuszczenia. Czyli wybór negatywny. Nie oddanie głosu na tego, kogo popieramy, którego program i osobowość najbardziej nam odpowiada, tylko, by nie dopuścić do niepożądanego wyboru.

Taka postawa to dobrowolne ograniczenie swoich praw, albo – w wypadku absencji – całkowita z nich rezygnacja. To wypacza demokrację i jeszcze bardziej betonuje i tak już zabetonowaną scenę polityczną.

Wydawało się, że wybory samorządowe, zwłaszcza poniżej szczebla wojewódzkiego, powinny być wolne od partyjnej rywalizacji. Tak jednak nie jest. Wzmacniają to media, w których dominuje rywalizacja pomiędzy formacją rządzącą a Koalicją Obywatelską. Inne partie i komitety się nie liczą. No i koncentracja na Warszawie – patrząc na programy informacyjne w telewizji można odnieść wrażenie, że w całym kraju wybieramy pomiędzy Patrykiem Jakim a Rafałem Trzaskowskim. Nikt inny prawie się nie pojawia.

Za niecałe sześć tygodni udamy się do lokali wyborczych. Moim zdaniem warto oddać głos na tych, których się popiera, nie bacząc na sondaże, które bardziej służą kreacji postaw wyborczych niż do ich opisu. Uwolnijmy się od ich dyktatu. Niech służą politykom do zawierania porozumień i wyborczych sojuszy.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

12 komentarzy

  1. olek44@hotmail.com' A. Gleichgewicht pisze:

    Dwukrotnie w wyborach parlamentarnych mój głos „zmarnował się”. Pierwszy raz, gdy zły na UD za to, że ostrzegała przed głosowaniem na słaby KLD, właśnie na tych ostatnich postawiłem. Drugi raz, gdy PO wzywało, by nie marnować głosu na UW. Zagłosowałem na tych ostatnich. Dwukrotnie „przegrałem”. Trudno. Przynajmniej byłem w zgodzie z samym sobą i z głoszonym dziś przez Autorkę poglądem.

    Tragedii nie było, ale i demokracja nie była wtedy zagrożona. Dziś jednak sytuacja jest inna. D’Hondt i „zmarnowanie” kilkunastu procent głosów rozproszonej lewicy doprowadziło do sytuacji, że 38% głosów na (tak zwaną) prawicę dało jej większość parlamentarną. Wprowadziła ona demokraturę, przypisując sobie prawo do zmiany ustroju państwa bez oglądania się na konstytucję, bez uwzględniania w najmniejszym stopniu zdania opozycji, rezygnując z prób dialogu na rzecz dyktatu, a miast wprowadzać ewolucyjne reformy -przeprowadzając antydemokratyczną rewolucję.

    Dziś, w tej szczególnej sytuacji groźby utrwalenia się populistycznej władzy, szlachetne wezwanie do szanowania demokracji poprzez rezygnację z taktycznego głosowania na silnych, paradoksalnie oddala na długo szansę przywrócenia demokracji!
    Gdy priorytetem staje się odsunięcie od władzy wrogów demokracji – tylko metodami demokratycznymi! – nie można, niestety, pozwolić sobie na luksus marnowania głosów. Na pewno nie marnuje głosów Jarosław Kaczyński, nie dopuszczając do powstawania frakcji (potencjalnych partyjek), a koalicyjne przybudówki, świadome politycznego niebytu w bycie samodzielnym, trzymając w ryzach.

    Jestem przeciwnikiem D’Hondta. Jestem zwolennikiem 3%-go progu wyborczego. 7-10 partii w Sejmie, wybranych w proporcjonalnych wyborach z niskim progiem nie oznacza chaosu. Zmusza raczej do współpracy i kompromisu. Są one istotą demokracji. Czy nie jest to w zgodzie z postulatami Autorki? Zapewne tak, ale to pieśń przyszłości…
    Dziś rezygnacja z taktyki wyborczej i budowania bloku antypisowskiego jest gwarancją jego władzy na długo. Jednostronne rozbrojenie demokratycznej strony sporu dzielącego Polskę. Tu naiwny idealizm musi ustąpić pragmatyce. Która tu oznacza tu dla mnie troskę o przyszłość Polski jako kraju demokratycznego i praworządnego.

    Jeszcze bardziej aktualną potrzebę „głosowania na większego” lub blok widać w przypadku wyborów do PE, gdzie faktyczny próg wyborczy w niektótych okręgach to ok. 20%. A co z wyborami samorządowymi? Do nich głównie odnosi się przecież troska Autorki o prawdziwy pluralizm i reprezentatywność wyborów…

    Wybory te do niedawna, wobec bogatego spektrum ruchów lokalnych, nie dawały się wpisać w dwubiegunowy model. Do niedawna. Kampania premiera Morawieckiego obiecując rządowe wsparcie i życzliwość spolegliwym (czytaj: pisowskim samorządom) stwarza nową sytuację. To sytuacja niespotykana i niedopuszczalna. Wymaga mobilizacji sił demokratycznych w obronie prawdziwej samorządności, będącej demokracji fundamentem. Przeciw centralizacji, która jest źle ukrytym celem PiSu. PiSu, który ponosi odpowiedzialność za wypaczanie idei demokracji lokalnej. Mateusz Morawiecki na zawsze już będzie kojarzony z tą próbą wypaczenia pięknej idei samorządności korupcją polityczną.

    Nie jestem zwolennikiem tezy „cel uświęca środki”. Jej licznych miłośników znajdziemy w obozie obecnej władzy. Ale gdy płonie las, nie szkoda róż. Nawet, jeśli czasem trzeba głosując iść na kompromisy i wyrzec się części punktów bliskiego nam programu. Ważniejsza jest wspólna idea obrony wolności, demokracji i samorządności przed ich wrogami, coraz trudniej i nieudolniej ukrywającymi populizm, nacjonalizm i antyeuropejskość. Etatyzm, kult jednostki i ochlokrację.

  2. szkudlarek76@gmail.com' Szkudlar pisze:

    Bardzo dobry komentarz A. Gleichgewicht. Autorka ma również 100 proc. racji… problem w tym, że to jest racja na normalne czasy. Osobiście od ponad 20 lat głosuję zawsze z własnymi przekonaniami, bez znaczenia na szanse kandydata, którego popieram… W najbliższych wyborach na burmistrza i do rady miejskiej też tak zrobię… Do sejmiku, a za rok do PE i parlamentu, zagłosuję tak, by zwiększyć szansę odsunięcia PiS od władzy – największego nieszczęścia dla Polski, łamaczy prawa, konstytucji i rządów mściwych miernot

  3. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Głosowanie pod dyktando sondaży, przy jednoczesnej rezygnacji z poparcia kandydata, którego program najbardziej nam odpowiada, to – jak pisze moja siostra – ograniczanie własnych praw wyborczych. Zachęca do tego Aleksander Gleichgewicht, uzasadniając to wyjątkowością sytuacji. Nie zgadzam się z tym. Taka postawa to wypaczenie wyniku głosowania, odbieranie szansy kandydatom, którzy nie wpisują się w dwubiegunowy, tak bardzo szkodliwy dla Polski układ, i w istocie pogłębianie tego stanu. Nie rozumiem w szczególności zastosowania tego myślenia do wyborów prezydentów, burmistrzów i wójtów. Wszak to wybory dwustopniowe. Głosując w pierwszej turze na kandydata, który najbardziej nam odpowiada, bez względu na miejsce w rankingu, jakie dają mu sondaże, możemy ten dwubiegunowy układ przełamać. W drugiej turze wybory mogłyby odbywać się nie pod dyktando walki PiS i antyPiS. Osią sporu powinny stać się sprawy ważne dla miasta czy gminy. I wreszcie moglibyśmy zacząć przełamywać ten zaklęty krąg nakręcającej się spirali wojny plemiennej. Radzę przemyśleć!

  4. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    Skoro teoria gier z powodzeniem stosowana jest w ekonomii, socjologii, czy nawet biologii, może jakiś matematyk pokusiłby się o wyznaczenie obiektywnie optymalnej strategii dla każdej ze stron? 🙂

  5. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Adam Kłykow skomentował ten tekst pod jego zapowiedzią na Facebooku:

    Trafna analiza i… nieprzekonywująca mnie zachęta do głosowania na sondażowych autsajderów. Terror tzw. opinii publicznej z każdymi wyborami zdaje się mieć coraz większy wpływ na ich wyniki.

  6. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Głosować na kandydata, partię, która mi najbardziej odpowiada czy wybierać „mniejsze zło” zważając by mój głos nie wsparł kogoś kogo absolutnie nie chcę? Lepsza jest ordynacja proporcjonalna czy większościowa? W demokracji ważniejsza jest reprezentatywność czy skuteczność, idealizm czy pragmatyzm? Przyznam, że nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi na te pytania. W zależności od konkretnej sytuacji przychylam się raz bardziej do jednej innym razem do drugiej opcji. Czasem ostateczną decyzję podejmuję dopiero w momencie głosowania. Wybierając kandydata czy partię trzeba zważyć wszystkie pozytywy i negatywy. Myślę, że w najważniejsza w demokracji jest kontrola wybranych władz – zarówno instytucjonalna sprawowana przez odpowiednie instytucje, jak i obywatelska – obserwowanie poczynań „wybrańców narodu” i konsekwentne wyciąganie wniosków przy następnych wyborach. Nasi wybrańcy muszą mieć stale poczucie, że nieuczciwość będzie oznaczała utratę zaufania i przegraną w następnych wyborach.

  7. Kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Czy oceniamy jakie są intencje startujących w wyborach? Jaki jest ich cel? Czy oceniamy tych którzy już rządzili? Wybory samorządowe dają większe możliwości. Znamy tych ludzi. Wiemy co robią/robili z naszą małą ojczyzną.

  8. jerzpolski@wp.pl' jurek pisze:

    Najważniejsze – iść na wybory i oddać ważny głos.

  9. elzbieta314@gmail.com' Elżbieta Zborowska pisze:

    Właśnie w tym roku mam dylemat-zwłaszcza jeśli chodzi o kandydatów na prezydenta miasta – czy głosować na tego z największymi szansami czy na tego,który ma program zbliżony do moich oczekiwań. W pierwszej turze wybiorę druga opcję. Zobaczymy potem co przyniesie druga tura. Jeśli chodzi o kandydatów na radnych popraw osobę którą w jakiś sposób znam. Natomiast w wyborze do Sejmiku wybiorę chyba mniejsze zło. Najważniejsze żeby pójść.

  10. katarzyna.walus@onet.pl' Katarzyna Waluś pisze:

    Sondaże są często napędzane politycznie..potrzebna jest dogłębna analiza kandydata bez PR-owskiej otoczki…Politycy muszą zrozumieć że jeśli nie zmienią metod działania urny zaczną być puste…bo na kogo mam głosować ? na osoby odpowiedzialne za burty przed Sejmem ..Tłum łatwo sprowokować i rządzić nim jak teatrzykiem!…

  11. zdariaziemiec@gmail.com' Daria Ziemiec pisze:

    Zmarnowany glos w wyborach kojarzy mi się z kupowaniem uzywanego samochodu na giełdzie.Ladny kolor dobrze utrzymany i bajerujacy zachwalajacy jego niezawodność.
    I jakze czesto uzywany argument sprzedaję bo muszę:) Rzeczywistosc bywa brutalna gdy nie zaufamy wlasnemu glosowi rozsądku i zaprzyjaznionemu mechanikowi:) To co mialo być okazją staje się naszym koszmarem:(Przez lata życia w demokratycznym kraju powinnyśmy zakodowac sobie ze udział w wyborach to nie nasz obowiązek tylko nasze prawo.Korzystajmy z niego świadomie i samodzielnie i nie dajmy sobie wmówić ze nie mamy wyboru.Bez szans był Kukiz a jednak niemozliwe stalo sie możliwe:) Przy wyborze prezydentów wielkich miast pamietajmy ze to stanowisko „wybieralne”nie dziedziczone:)
    Juz niedlugo audycje komitetow wyborczych.
    Warto oglądać i warto spotykac sie z kandydatami na ich wiecach wyborczych:)
    Czasami potrafią nas zaskoczyć.

  12. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dziękuję za zainteresowanie tematem i ciekawą dyskusję, do której – oprócz stałych komentatorów – – dołączył debiutujący na naszym blogu Aleksander Gleichgewicht. Dołączył z bardzo obszernym komentarzem, będącym swoistą deklaracją polityczną, w którym uzasadniał, iż sytuacja jest nadzwyczajna, demokracja zagrożona, a priorytetem powinno być odsunięcie „populistycznej władzy, wrogiej demokracji”, co sprawia, że na marnowanie głosu nie można sobie pozwolić. Określił się jako przeciwnik metody d’Hondta i zwolennik 3-procentowego progu wyborczego. Nie mogę się zgodzić, że więcej partii w Sejmie sprzyjałoby, jak chce autor komentarza, współpracy i kompromisu. Dobrze pamiętam rozdrobniony Sejm z 1992 roku, konflikty, spory i w końcu skrócenie kadencji i przedterminowe wybory. Chcemy powtórki tego chaosu? Nie mogę się też zgodzić z interpretacją słów premiera Mateusza Morawieckiego, które według autora miały oznaczać rządowe wsparcie i życzliwość spolegliwym, czyli pisowskim samorządom. Premier tego nie powiedział, a że kohabitacja zawsze była trudna to wystarczy przypomnieć szorstką przyjaźń pomiędzy niektórymi włodarzami miast a władzami poprzedniej kadencji.
    Głosowanie na prezydentów, burmistrzów i wójtów oraz do rad miejskich zgodnie z przekonaniami, a nie na „mniejsze zło” poparło większość uczestników dyskusji (Szkudlar, moja siostra, Elżbieta Zborowska). „Mniejsze zło” zostawmy więc na drugą turę wyborów większościowych i ewentualnie wybory do sejmików. Podkreślano też, że ważne jest, by pójść na wybory i oddać ważny głos. Aby był świadomy, mamy jeszcze czas na poznanie kandydatów, nie długo zaczną się emisje programów komitetów wyborczych.

Skomentuj Szkudlar Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *