Zapłonęły znicze pamięci
W przeddzień szóstej rocznicy katastrofy smoleńskiej na bulwarze Marii i Lecha Kaczyńskich we Wrocławiu o godz. 20.00 ustawiono 96 białych i czerwonych zniczy dla upamiętnia wszystkich ofiar. Mimo deszczu zjawili się wrocławianie w takiej liczbie, że każdy zapalił znicz. Wspólnie odmówiono dziesiątkę różańca.
Z Wrocławiem związane są cztery osoby: Aleksandra Natalii-Świat, Janina Natusiewicz-Mirer, Władysław Stasiak i Jerzy Szmajdziński. Jutro o godz. 17.30, pod tablicami, które ich upamiętniają, złożone zostaną kwiaty (na pl. Solnym, budynku Panoramy Racławickiej, ul. Szewskiej i ul. Oporowskiej).
Modlitwa za Nich
Boże, daj siłę, pozwól wierzyć
Że ćwierć sekundy, i mniej jeszcze
– Wcześniej choć i najmniejsze mgnienie
Zdążył tam Anioł miłosierny
Twój posłaniec
Osłonił ich swym skrzydłem, wyrwał
Uniósł i przygarnął
– Zanim runęli
Bo nie umiera tu na Ziemi
Duch sprawiedliwy, Wola prawa
Miłość czysta
Dla takiej wiary daj moc, Panie
Że tam upadła w lesie smoleńskim
Materia roztrzaskana tylko
Aby byli wzięci
Do Arki Twego Miłosierdzia
– Są ocaleni
Istoto licha,
Lepianko człowiecza marna… wierzysz tak?
– Wierzę, Panie
Leszek Długosz
Kraków, 12 kwietnia 2010 r.
Zapamiętałam doskonale tamten dzień sprzed sześciu lat, tamte emocje. Żyją we mnie do dziś. Nie zabliźniły się.
10 kwietnia 2010 roku wybieraliśmy się do teściów syna poza Wrocław na urodziny teściowej – ostatnie przygotowania, prasowanie, pakowanie. Miał to być dwudniowy pobyt w górskiej miejscowości. Ale koniecznie chcieliśmy obejrzeć transmisję z uroczystości w Katyniu z udziałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Telewizor włączony, widać coś się opóźniało, bo były „kłopoty z prezydenckim samolotem”. Tak wyjaśniano. I nagle wiadomość jak grom z jasnego nieba!!! Wszyscy pasażerowie zginęli, na pasku przesuwały się nazwiska… Nigdy nie widziałam, żeby mój mąż płakał, nawet po śmierci swojej mamy. A tu rozszlochał się na dobre. Ja też. Oczywiście na urodziny teściowej syna nie pojechaliśmy. I nic już nie było takie samo.
Po swoich osobistych przeżyciach związanych z odejściem najbliższych mi osób pragnę wyrazić, jak bardzo dnia 10 kwietnia utożsamiałam się z rodzinami, które dotknęła gwałtowność tego ciosu. Zrozumiałam doskonale z jakąż brutalnością katastrofa ta zburzyła szczęście najbliższych. Gdy tylko dotarła do mnie ta straszliwa wiadomość, serce moje poczęło wspólnie z bliskimi opłakiwać odejście tylu wspaniałych ludzi. Dla nich wszystko się skończyło, ale bliscy musieli odnaleźć w sobie dość siły i hartu, by zachować w sercu odrobinę czułości dla bliskich członków rodzin, by wyrwać ich z tej straszliwej atmosfery przygnębienia. Myśli moje dzisiaj nadal towarzyszą bliskim, tak samo, jak tego pamiętnego dnia w tym ciężkim doświadczeniu z całą wyrazistością. Dzielę z nimi wszelkie niepokoje i troski i tak bardzo tulę ich z serdecznym współczuciem. Teraz to ci, którzy po nich pozostali muszą dać oparcie osieroconym. Wielką doprawdy pociechą dla osób, które cierpią, jest świadomość, że nie są opuszczone. Polacy pokazali, jak bardzo byli wówczas z bliskimi. Często słyszę pytanie: „czy państwo zdało egzamin?”. Uważam, że tego zabrakło. Ileż pogardy i nienawiści sączyło się przez te 6 lat. Jak bardzo podzielono społeczeństwo, które tak tłumnie przed Pałacem Prezydenckim szczerze opłakiwało tę ogromną stratę. Rodzinom nie dano możliwości powiedzieć najbliższym „Do widzenia”. Nie pozwolono otworzyć trumien, a to bardzo pomocny proces w zaakceptowaniu utraty kogoś bliskiego. Ufam jednak w siłę rozsądku, że wreszcie teraz ta straszna tragedia zostanie rzetelnie wyjaśniona i to niech będzie światełkiem i przyniesie tym udręczonym rodzinom tak długo oczekiwaną pociechę i spokój. Z drugiej strony pamiętać należy, że żałoba jest ceną, jaką płacimy za miłość do bliskich.
Dla mnie to również był szczególny dzień. O katastrofie dowiedziałam się od, nieżyjącej już dzisiaj, mamy. Nie uwierzyłam od razu . To wydawało się niemożliwe. Samoloty z głowami państw na pokładzie nie spadają. Dopiero pasek z nazwiskami ofiar w telewizji, uświadomił mi, że „to” się stało. Przepłakałam wiele godzin. Wcześniejsze ataki na mojego prezydenta, tak bardzo bolały. Jak policzki, celnie wymierzane, do tego codziennie. Naiwnie sądziłam, że katastrofa obudzi uśpione sumienia, że przyzwoitość weźmie górę nad warcholstwem. Otrzeźwienie przyszło szybko. W którejś telewizji ostatni wywiad z Panią Prezydentową. Jolanta Pieńkowska ubrana w różowe szmaty, jakby wróciła przed chwilą z imprezy, po kilku tygodniach rozmawia z Gawronikiem, chwilę po opuszczeniu więzienia. Ubrana, a jakże, przepisowo, granatowy kostium i biała bluzka. Ten obraz uświadomił mi, jak bardzo Lech Kaczyński i wszystko co sobą reprezentował, było znienawidzone. Na szczęście nie czuję nienawiści do ludzi budujących do dziś przemysł pogardy. Ja im współczuję. Będąc w Krakowie w lipcu 2010r oczywiście wybrałam się na Wawel. Długa kolejka przed wejściem do krypty, przede mną Rosjanka z kilkuletnią córeczką. Jest gorąco, kolejka długa, dziewczynka niecierpliwi się. – Mamo, dlaczego tu stoimy? – Bo będziemy odwiedzać grób Prezydenta. – A dlaczego tu jest jego grób?- Bo zginął w katastrofie. – Ale dlaczego tu jesteśmy? – Bo był dobrym człowiekiem. Czy ktoś kiedyś powie o tych ludziach, że byli dobrzy?
Katastrofa smoleńska – 96 ofiar śmiertelnych – politycy, wojskowi, księża, rodziny zamordowanych w Katyniu, elity państwa i zwykli ludzie wykonujący swoją pracę. Pośrednio ofiarami jesteśmy my wszyscy jako państwo i społeczeństwo. Przez to, że Ich straciliśmy. I przez to jak ta sprawa nas później podzieliła. Zaniechania, zaniedbania, błędy, kompromitacje, potem manipulacje z wewnątrz i z zewnątrz kraju, zakłamanie, przemilczanie niewygodnych faktów, polityka, przerzucanie oskarżeń, wynajdywanie kozłów ofiarnych, pogarda, epitety dla inaczej myślących. Tego wszystkiego nie da się odkreślić ” grubą kreską” i zapomnieć. Ale przynajmniej dziś oderwijmy się od tego i wspominajmy przede wszystkim o tych, którzy zginęli. Cześć ich pamięci
Wstałem rano, włączyłem wiadomości. Chciałem zobaczyć TE uroczystości. Wstawiłem wodę na herbatę. Zerknąłem na ekran TV. I.. Dzień przemknął. Oprzytomniałem wieczorem, Przesiedziałem cały dzień przed odbiornikiem telewizora czekając na jakiś cud, zmianę wydarzeń. Nikogo z 96 osób, które zginęły tego dnia nie poznałem, żadnej z osób nawet nie spotkałem na swojej drodze. Do głowy do dziś przychodzą mi najgorsze myśli, co było przyczyną katastrofy. Wierzę, że spotkamy ICH, w lepszym Świecie.
Pamietam ten dzień jak dziś .Mąż wybral się pojeździć rowerem dzieci spedzaly czs na dworze.Wlaczylam telewizor około godziny 11i zobaczylam napis na pasku
Zaczelam przelaczac kanaly i ciagle nie docierala do mnie wiadomosc ze spadł samolot prezydencki.Że wszyscy zgineli.Dopiero gdy zadzwonil mąż uswiadomilam sobie ze to prawda.O ironio bardziej wierzylam mezowi niz mediom.Gdy wrocil mąż ogladalismy wiadomosci i zadne z nas nie mialo odwagi by komentowac to co widzimy i slyszymy.Po poludniu razem z dziecmi poszlismy do kosciola.Nigdy wczesniej nie widzialam tylu placzacych ludzi.
Pierwszy raz tez widzialam łzy w oczach mojego męża.Caly wieczor spedzilismy przed telewizorem ogladajac wspomnienia o tych ktorzy zginęli.Jestesm malzenstwm 25 lat i to byl pierwszy dzień kiedy przez kilkanascie godzin nie rozmawialismy ze sobą.
Kiedy w mediach, którymi się „karmiłem”, nagle podali, że Maria Kaczyńska to była wykształcona kobieta i pianistka, kiedy dowiedziałem się, że pan Stasiak, to nie był jakiś politruk tylko fachowiec wkładający kilkoma językami, kiedy zobaczyłem sceny pod krzyżem, zrozumiałem, że karmione mnie ściekiem.
Nie stałem się „pisowcem”, bo jestem liberałem, jednak moja wiara i siła logiki, którą lubię się posługiwać nie pozwala mi od tamtego czasu klikać w tvn czy Onet, nie kupuję nic związanego z Agorą czy resztą gadzinowych spółek. Obudziłem się wtedy. Dlatego ta śmierć nie była daremna.
Nie pamiętam co wtedy robiłam, zapewne jak zwykle w sobotnie poranki sprzątałam albo planowałam zakupy. Nie pamiętam też czy słuchałam radia a potem przełączyłam na telewizję, czy oglądałam coś w TV, ale kolejne informacje docierające były jakieś niesamowicie abstrakcyjne, niewiarygodne. Przez sobotę trwaliśmy w jakimś dziwnym letargu, oswajaliśmy się z tym co się wydarzyło. W niedzielę pojechaliśmy pod pałac prezydencki złożyć kwiaty i zapalić znicz. Było takie mrowie ludzi że nie można było przecisnąć się nawet pod ścianą. Spotkałam nawet znajomych, którzy byli gorącymi przeciwnikami prezydenta Kaczyńskiego, ale też tam byli, jakoś wszyscy tego wtedy podskórnie czuli i potrzebowali żeby być razem.
Pamiętam też ze 11 kwietnia staliśmy na Senatorskiej z ludźmi, czekając na przejazd trumny prezydenta, niesamowite poczucie wspólnoty, życzliwość jaką sobie wszyscy okazywali, skupienie, łzy, rozmowy, coś takiego pamiętałam tylko z pielgrzymek papieskich. Zaś gdy nad Alejami przelatywała charakterystyczna sylwetka CASY, przewożącej trumny z ciałami kolejnych ofiar wszystkie samochody zwolniły i kierowcy zaczęli trąbić.
W dniu posiedzenia żałobnego połączonych izb sejmu i senatu, bodajże 13 kwietnia, poszłam do „Kombatantów” na rogu Pięknej i Ujazdowskich. Zeszliśmy na dół do restauracji na obiad, wszyscy rozmawiali po cichu. Nagle weszła duża grupa młodych ludzi , mocno hałaśliwa, rozbrykana, były śmiechy i głupie uwagi pod adresem zmarłego prezydenta. Kelner zapytany czy wie kim są ci ludzie stwierdził że to część pracowników biur poselskich PO, część posłów tej partii. Do dzisiaj pamiętam ten okropny rechot. To było wstrząsające. Ludzie w restauracji patrzyli na nich z niedowierzaniem i jakoś tak się stało że wszyscy wyszli a oni zostali tam sami.
A potem było już tylko gorzej. Nawet i dzisiaj są ludzie którzy prezentują bezrozumną nienawiść do zmarłych – wybaczam im. Mam nadzieję że wybaczą im także rodziny i bliscy ofiar. I mam nadzieję na rzetelne wyjaśnienie wszystkich okoliczności związanych z tą tragedią, co może mieć miejsce jedynie gdy wszyscy będziemy tego chcieli.