Wolne niedziele
Zapowiadany od przyszłego roku zakaz handlu w co drugą niedzielę, jak każdy kompromis, nie zadowoli nikogo. Ani strony związkowej i kościelnej, postulującej wprowadzenie zakazu w każdą niedzielę, ani zwolenników wolnego wyboru. Czy więc ma to sens? Zwłaszcza że co druga niedziela wolna może doprowadzić – jak straszą przeciwnicy zakazu – chaos i dezorientację.
Pewnie młodzi czytelnicy już nie pamiętają „handlowych niedziel”. Wprowadzono je dwa razy w roku na tydzień przed Bożym Narodzeniem i Wielkanocą, aby ułatwić ludziom świąteczne zakupy w sytuacji powszechnego niedoboru, gdy towary się zdobywało, a nie po prostu wybierało i kupowało, gdy wiele luksusowych dóbr było niedostępnych, a niektóre kupowało się „spod lady” po znajomości. Wszystkie soboty były wówczas, jak to wtedy mówiono, „pracujące”, a od lat osiemdziesiątych była tylko jedna wolna od pracy. Otwarte w niedzielę sklepy traktowano jak błogosławieństwo, zwłaszcza przed świętami.
Dlatego trudno się dziwić, że gdy nastała wolna Polska i sklepy wypełniły się towarami, a portfele stopniowo pieniędzmi, ludzie ruszyli na zakupy. Także w niedzielę, bo galerie handlowe otwarte były od początku przez siedem dni w tygodniu. Pojawiały się otwierane z wielką pompą kolejne zagraniczne markety, ceremoniom otwarcia towarzyszyły atrakcyjne promocje. Bilbordy zachęcały do zakupów, a te stały się synonimem luksusu. Zakupy, a czasem tylko odwiedzanie sklepów i oglądanie, przymierzanie… Taki nowy styl życia. Wrósł w naszą kulturę.
Minęło już ponad ćwierć wieku, a zwyczaje nie zmieniły się. I jest nie ważne, że ludzie w większości deklarują przywiązanie do wiary, a kościół nakazuje, aby dzień święty święcić. To taki polski sposób świętowania niedzieli. Po mszy w kościele, albo zamiast.
Ale trzeba przyznać, że nie tylko handlowcy pracują w niedziele, innych takich zajęć nie brakuje. I to nie tylko tych związanych z bezpieczeństwem i zdrowiem, pracy służb mundurowych, policji, straży miejskiej, w pogotowiu ratunkowym, w szpitalach itp. W niedzielę otwarte są przecież restauracje, kawiarnie, bary, kina, teatry, muzea, galerie sztuki… Dlaczego tylko pracownicy sklepów mają mieć prawo do niedzieli z rodziną? Czemu tylko zakupy w niedzielę są złe, a na przykład wyjście do teatru, gdzie pracują aktorzy i też liczna obsługa, już dobre? Czy np. szatniarka w restauracji czy bileterka w kinie też nie lubiłaby spędzić niedzieli z rodziną? Ba, kelnerka w restauracji usytuowanej w galerii handlowej, będzie miała co drugą niedzielę wolną, a jej koleżanka pracująca w restauracji tej samej sieci już takiego prawa nie będzie miała. Czy to logiczne?
Obrońcy wolnych od handlu niedziel powiedzą, że w zachodniej Europie sklepy w niedzielę są zamknięte, albo przynajmniej obowiązują znaczące ograniczenia.
To prawda, niemal całkowity zakaz handlu w niedzielę i święta obowiązuje w Niemczech i Austrii. Częściowe restrykcje mają Belgia, Francja, Grecja, Holandia, Luksemburg, Holandia i Węgry. W Niemczech i Austrii istnieje tzw. Sonntagsruhe, czyli „niedzielna cisza”. Oznacza to, że w niedziele i święta zamknięte są wszystkie sklepy; działać mogą tylko stacje benzynowe i sklepiki na dworcach kolejowych oraz położone w sąsiedztwie atrakcji turystycznych. W Holandii sprawy niedzielnego handlu regulują przepisy lokalne. W gminach położonych w centrum kraju, gdzie rządzą protestanccy konserwatyści, handel w niedzielę jest zakazany. W innych rejonach kraju nie ma ograniczeń. W Belgii w niedziele i święta mogą być otwarte tylko małe sklepy. Przepisy stanowią, że piekarnie w tych dniach mogą pracować od 7 do 12, a sklepy mięsne – od 8 do 12. W Luksemburgu duże sklepy mogą być otwarte tylko w pierwszą niedzielę miesiąca od godz. 14 do godz. 18. Ograniczenia w niedzielnym handlu obowiązują również we Francji. Hipermarkety w ogóle nie mogą się w tym dniu być otwarte, a supermarkety w dużych miastach lub regionach turystycznych pracują tylko od 9 rano do 13 i to pod warunkiem, że prowadzą dział spożywczy.
W Grecji w niedziele i święta otwarte są tylko małe sklepy. Duże markety mogą prowadzić handel w siedem wybranych niedziel w roku. W Szwecji niedzielne restrykcje dotyczą tylko sklepów monopolowych; w niedzielę nie można sprzedawać alkoholu. W Wielkiej Brytanii – w Anglii, Walii i Irlandii Północnej – w niedzielę i święta wielkie markety spożywcze mogą być otwarte tylko przez kilka godzin. Te ograniczenia nie dotyczą Szkocji. Od 9 marca 2015 roku na Węgrzech w niedzielę mogą pracować tylko sklepy rodzinne (a więc właściciel lub jego najbliżsi) o powierzchni do 200 m kw. Wyjątkiem jest okres przed Bożym Narodzeniem sieć handlowa może prowadzić handel bez ograniczeń. Większe sklepy mogą też wybrać jedną niedzielę w roku, w którą będą otwarte. Choć w Chorwacji i Włoszech nie obowiązują żadne państwowe zakazy, sklepy spożywcze zazwyczaj pozostają zamknięte w niedziele, ewentualnie otwierają się na kilka godzin po południu. Również w Hiszpanii nie ma zakazu handlu w niedzielę, sprawę regulują jednak władze lokalne i określają handlowy kalendarz. Zgodnie z nim sklepy zazwyczaj są otwarte w pierwszą niedzielę miesiąca oraz niedziele poprzedzające święta.
A więc, jak widać, zachodnia, liberalna Europa, na której chcemy się wzorować, ma zdecydowane ograniczenia handlu w niedzielę. Zaś przywiązanie do świętowania niedzieli w galerii handlowej to raczej pokomunistyczne odreagowanie dawnych niedoborów i trudności. Może najwyższy czas, aby wyjść z tego odreagowywania.
Trudno sobie bowiem wyobrazić, że ludzie masowo, sami z siebie, przestrzegając trzeciego Bożego przykazania, nałożą sobie takie ograniczenie i przestaną robić w niedzielę zakupy. To absurd. Oczywiście, że bywają tacy, ale to nie jest zjawisko masowe. Przyznam się, że staram się nie robić w niedzielę zakupów. Czasem zdarzają mi się sytuacje awaryjne, gdy nagle rodzina zjawi się na obiedzie lub kolacji i coś trzeba dokupić. Przyjdą niezapowiedziani goście, a tu zabrakło pieczywa czy jakiegoś dodatku do przygotowywanej potrawy. Trzeba wyjść do sklepu, rygoryzm byłby oczywistą przesadą. Awaryjnie przecież wybieramy się w niedzielę do apteki w przypadku nagłej choroby, bólu głowy itp., ale takich zakupów nie planujemy. I dlatego wystarczą tylko dyżurne apteki, reszta jest zamknięta.
Co druga wolna od handlu niedziela ma być więc stopniową, narzuconą przez państwo na wzór zachodni, zmianą nawyków Polaków. Sądzę, że to możliwe. Bo jednak wyjście z rodziną do kina czy teatru, muzeum lub galerii sztuki, to jakaś forma świętowania niedzieli, korzystanie z dóbr kultury. Ale zakupy? Mebli, ubrań, materiałów budowlanych, artykułów gospodarstwa domowego, sprzętu radiowo-telwizyjnego? Raczej do świętowania zaliczyć nie można.
Na przykładzie Wielkiej Brytanii…
Handel w niedziele był ukierunkowany przede wszystkim na duże supermarkety. Podstawowym zadaniem było umożliwienie małym biznesom funkcjonować często aby przetrwać w konkurencji a dużymi sieciami.
Kiedy duże biznesy zaczęły naciskać na rząd by im zezwolić na handl w niedziele w pełnym wymiarze czasowym, zostały przeprowadzone dwuletnie badania przez Oksfordzki Think Tank a pierwsze testy przeprowadzono w okresie Olimpiady jednej dzielnicy wschodniego Londynu.
Wyniki badań zanim doszło do praktycznych testów okazały się trafne i dalekie od tego co twierdziły wielkie sieci:
1. Wzrost zatrudnienia był minimalny. Rejon testów miał zatrudnić zdaje się że ponad 20 tys, okazało się że nie osiągnął 7 tys. Sieci sklepów przerzuciły ciężar niedzielnych prac na już zatrudnionych.
2. Dochody z handlu w niedziele nie osiągnęły przewidywanych rezultatów. Kto kupował w niedziele nie miał potrzeby robienia zakupów w inne dni i vice versa.
Ale najważniejszym wnioskiem wynikającym z dwuletnich badań był koszt społeczny. Tutaj Think Tank bardzo wyraźnie określił że wpływ na styl życia, w jaki sposób ludzie będą spędzać wolny czas może mieć bardzo negatywne rezultaty.
Jeszcze bardziej ten problem jest zauważalny w przypadku dużych centrów handlowych (a więc nie o żywność tu chodzi tylko chodziło) wypełnionych restauracjami, kafejkami, miejscami zaprojektowanymi specjalnie aby przyciągać uwagę dzieci. Wszystko zaplanowane z pełną premedytacją gdzie pojęcie „klient nasz pan” raczej powinno się tłumaczyć na „klient nasz niewolnik”.
Całe rodziny widuje się nie tam gdzie powinny wypoczywać. Narodziła się kultura „window shoppers”, całe rodzinne wycieczki plątające się bez celu godzinami i powracające do domostw po to tylko by od tego wszystkiego wypocząć.
Gdy w Wielkiej Brytanii ludzie uczyli się nowego nałogu stopniowo w przypadku Polski będzie to raczej odwrotne i bolesne doświadczenie. Nałóg już jest, teraz pora na odwyk…
Przed kilku laty napisałem dla salon24 bodajże tekst o tym, że żaden wojujący nadmiernie feminizm, żadne aborcje i żadne małżeństwa jednopłciowe nie zagrażają tak rodzinie jak kapitalizm „galeryjny”. Wzięło mi się to z obserwacji własnej, pracowałem na studiach w kilku z wrocławskich supermarketów, zazwyczaj położonych w molochach zwanych galeriami. W niedzielne poranki – kto chce może sprawdzić choćby przy okazji następnego weekendu – do pracy idą przede wszystkim kobiety. Owszem, sporo to samotne studentki, ale jednak poza butikami do których przyjmuje się z uwagi na urodę głównie, reszta to matki. Matki, które nie widzą swoich dzieci, matki dla których jest przeznaczona jedna wolna niedziela w miesiącu.
Przez długi czas wydawało mi się, że żyję w kraju „Solidarności”. O ile mnie pamięć nie myli, walczono również o wolne soboty. Dziś nie ma w nas solidarności pisanej z małej, bo przecież „kupuję kiedy chcę” i „można zmienić pracę”. Podobnie jak przywoływanie, że inne zawody pracują. Pewnie, że pracują, ale czy mamy zawsze zazdrościć lub równać w dół? Ta sprawa pokazuje jak egoistycznym i samolubnym narodem się stajemy. Przykro patrzeć.
Bardzo interesujący komentarz. Szczególnie, że pisany z perspektywy własnych doświadczeń i obserwacji. Na ile obserwacje te są celne, nie wiem. Być może powinienem się przekonać idąc w sobotę lub niedzielę rano do galerii handlowej. Może warto byłoby porozmawiać z kobietami, które robią w weekendowe poranki zakupy w galeriach, o ich motywacjach. Dlaczego w sobotę? Dlaczego rano? Ale zostawmy to, a wróćmy do doświadczeń Pana Krzysztofa. Doświadczenia te bowiem nabywał jako student, pracujący – jak się mogę jedynie domyślić dorywczo – w kilku wrocławskich supermarketach. Jako student dorabiał lub zarabiał Pan na życie, nabierał doświadczeń i dokonywał obserwacji w weekendy w supermarketach. To wartościowe doświadczenia, szczególnie że już niedługo będzie ich na rynku coraz mniej. Bo i w weekendy supermarkety będą zamknięte. I o tej perspektywie nie wolno nam zapominać.
Dlaczego Pan pisze o sobotach i rozmawianiu z kobietami robiącymi zakupy, skoro temat jest o niedzielach, nie weekendach? Chodzi o niedziele, chyba Pan nie zrozumiał nie tyle moje wypowiedzi to tekstu do którego się odnoszę, to raz. Dwa – podobnie jak kobiety sprzedają to i kupują, mężczyźni zdają się mieć inne, ważniejsze cele, przynajmniej tak wynika z Pańskiej wypowiedzi. Trzy – nie pracowałem dorywczo, pracowałem również wieczorami i nocami, robiło się z tego 3/4 etatu, czyli standard zatrudnienia w sieciach w swoim czasie, ostatnio od tego się odchodzi, bo brak rąk do pracy. I wreszcie cztery – ma Pan rację, dokonałem wartościowych obserwacji i doświadczyły mnie życiowo. Przekonałęm się, że uczciwa i ciężka praca nie jest szanowana, że kasjerką można pomiatać za 30 gr różnicy w cenie (choć to nie jej wina), że „na twoje miejsce jest 10 chętnych”, że na jednej zmianie w sklepie jest 1 mężczyzna i tuzin kobiet a dźwigać trzeba, że dwa fakultety są pechowe bo nie wybrałem politechniki a zajmowałem się jakimiś bzdurami na polonistyce i historii, że trzeba było się uczyć bo skończę na kasie i tak dalej.
Co do nabywania doświadczeń tego typu – ma Pan całkowitą rację. Jednak nie demonizujmy, wszak do przewracania burgerów i robienia parówek na stacjach benzynowych ludzi też brakuje, tam przyszli prawnicy, lekarze, inżynierowie i nauczyciele będą mogli popracować nabywając cennych doświadczeń wynikających z kontaktu z klientem.
I oczywiście polecam wybranie się w niedzielny poranek w okolice galerii handlowej. Najlepiej gdzięś nieco po 8 rano, bo od 9 otwierają. Być może i Panu uda się jakaś obserwacja.
W mojej skromnej ocenie, rozróżnienie soboty od niedzieli ma li tylko znaczenie symboliczne. To kwestia tradycji, kultury, religii, nie pracy. To raz. Dwa, nic o celach nie pisałem, ani kobiet, ani mężczyzn. Chodziło mi o motywację. A ta bywa różna. Trzy, rozumiem – Pańska praca nie była dorywcza. To tym bardziej argument za tym, że ograniczanie jej w niedzielę, gdy wiele osób może sobie pozwolić na prace jedynie w weekendy (np. studenci), do niczego nie prowadzi. Po czwarte wreszcie, jesteśmy zgodni, że ciężka praca nie zawsze znajduje szacunek. Bardzo nad tym ubolewam. Pomiatanie ludźmi, bez względu na powód, czy szafowanie „argumentami”, że „na to miejsce jest 10 innych chętnych” jest niedopuszczalne. Tylko czy zakaz pracy w niedzielę to zmieni? Czy ten „argument” brzmi inaczej w poniedziałek, czy środę? To jest kwestia mentalności, której reformy nie da się przeprowadzić zakazami handlu. Na koniec wreszcie, to prawda że miejsc do nabywania doświadczenia i pokory jest wciąż wiele, niemniej ograniczanie rynku pracy nie służy nikomu.
Konkludując, moim skromnym zdaniem zakaz handlu w niedzielę nie rozwiązuje żadnego z sygnalizowanych przez Pana problemów. Jest jednocześnie ograniczaniem rynku pracy, co nie służy ani pracownikom, ani pracodawcom, ani konsumentom.
Ciekawe co pisze pan Krzysztof. Pracował na studiach w niedziele. To miał szczęście,że wtedy jeszcze można było i można było się w ten sposób utrzymać na studiach. Ja się utrzymywałam w podobny sposób całe 5 lat. Na studiach zajęcia są rozłożone w taki sposób,że „normalną” pracę można podejmować w weekendy. Po co ograniczać studentom tą możliwość? Przecież dla wielu będzie to oznaczać pożegnanie się ze studiami, bo 500+ jest do 18stki. Kogo niby mają uszczęśliwić te reformy? Nie lepiej ludzi edukować, w kościołach mówić kazania o świętowaniu niedzieli,że nie polega ona na gapieniu się cały dzień w TV i komputer (w życiu takiego nie słyszałam). A prawnie nakazać pracodawcom tak wysokie stawki w niedzielę,że nie będzie problemu z grafikiem i matki będą mogły siedzieć w weekendy w domu z dziećmi. Nie każdy ma małe dzieci, bez przesady. Pomijam,że nikt nie pisze o ojcach jakby naturalnie nie musieli zajmować się dziećmi.Pozdrawiam.
W tradycji katolickiej, to właśnie niedziela jest dniem wolnym od pracy. Dzień ten w moim domu rodzinnym poświęcony był rodzinie i dzieciom, która powinna spędzać po pracowitym tygodniu ten czas wspólnie. Przecież nikt inny, jak właśnie rodzina buduje więź między ludźmi. Dzisiaj wśród chrześcijan obserwuje się coraz częściej ludzi, którzy przestali świętować niedziele. Pamiętam, jak jeździłam na wakacje na wieś i z jakim zaciekawieniem obserwowałam rolników, którzy nie wychodzili w tym dniu w pole orać a jedynie ograniczali się do nakarmienia zwierząt. Niedzielę traktowali jako dzień dla Boga i rodziny. W Niemczech niedziela jest chroniona konstytucją. Otwarte są jedynie sklepy dworcowe i stacje benzynowe. Władze tych krajów, w których jest zakaz handlu w niedzielę miały na celu ustanawiając wolne niedziele ochronę życia prywatnego i rodziny. Przecież w dni wolne od pracy sklepy nie odnotowują strat, ponieważ rekompensuje je zysk z dni poprzedzających dzień świąteczny. Dzień 6 stycznia i 12 dni świątecznych w roku też miały spowodować straty a jednak okazuje się, że nic takiego nie miało miejsca. Przywykliśmy już do dni wolnych na Boże Narodzenie i Wielkanoc, kiedy to nie robimy zakupów i jakoś nikt z tego powodu nie chodzi głodny. Okazuje się, że korzyści z pracy w niedzielę są nieproporcjonalne do strat, jakie ponosi rodzina. Należy zastanowić się raczej nad tym, jak niekorzystnie wpływa na rodzinę, kiedy dzieci w niedzielę pozostawieni zostają samym sobie, bo ojciec i matka pracuje. Czy to nie rodzi patologii? Kto w tym czasie ma wychowywać dzieci? Podwórko, internet. Potem dziwimy się, że dzieci sięgają po dopalacze, narkotyki i alkohol. Zastanawiam się dlaczego niektórym tak trudno dostrzec sprzeczność z prawem moralnym? Przecież moralność rodzi się w sumieniu człowieka. Nie wyobrażam sobie, by każda pracująca osoba nie marzyła o tym, by w niedzielę celebrować wspólny obiad z rodziną, by pójść na spacer, na rower czy do ZOO. Życzyłabym sobie, by niedziele powróciły do naszych domów.
Argument o tym, że „rodzina wpadła” świadczy o braku przewidywania. Nie zdarzyło mi się, żebym nie miał ani grama jedzenia w domu w niedzielę. Jeśli nie mam czegoś wyszukanego, po prostu mówię: przepraszam, nie spodziewałem się, a w niedzielę do sklepu nie chodzę. Zawsze mam jakieś przekąski, coś do picia i coś do zrobienia szybkiego dania. Kwestia zorganizowania przy zakupach i reżimu w domu, żeby nie wyżreć 🙂
Co druga niedziela i tylko w dużych sklepach, to absurd. Albo zakaz we wszystkie niedziele, dla każdego sklepu zatrudniającego ludzi, chyba że będzie sprzedawał sam właściciel, albo żadnego zakazu. Osobiście stałem do niedawna na stanowisku, że powinien być zakaz całkowity. Przynajmniej dopóki nie dojdzie do sytuacji, że każdy pracownik handlu będzie mógł swobodnie negocjować warunki pracy.
Teraz skłaniałbym się ku innemu rozwiązaniu, tylko chyba to niemożliwe do wprowadzenia: szeroka dyskusja merytoryczna z przekonywaniem ludzi, że można inaczej. Bo niezbyt dobrze świadczy to o pracowniku, jeśli przy umowie o pracę nawet nie próbuje powalczyć o swoje. Gdyby 15 czy 20 osób z rzędu powiedziało przy rozmowie o pracę, albo zaznaczyło w CV, że nie będzie pracować w niedzielę, to prawdopodobnie niejeden szef (czy to sklepu, czy restauracji) zastanowiłby się czy jest sens szukać nadal. Źle także świadczy o pracodawcy, jeśli sam siedzi sobie w domciu, a niewolnicy mają tyrać.
Zazwyczaj głos w sprawie zakupów zabierają Ci, którzy za kasą by w życiu w niedzielę nie stanęli, ale tak strasznie ich przejął los „dorabiających studentów” (najczęstszy argument). Teoretycy. U mnie na prowincji ne spotkałem w tych kilkunastu marketach ani jednego studenta. Przeważnie matki. Reszta w komentarzu Krzysztofa powyżej. Teoretycy drą japy, bo chodzi im o własną wygodę. Tych zatroskanych biednymi studentami poprosiłbym o dobrowolną pracę przez cztery niedziele z rzędu. W zamian za wolne w inny dzień tygodnia. Przecież mogą sobie np we wtorek wyskoczyć do knajpy ze znajomymi, prawda? Znajomi wtedy pracują? O jakże mi przykro.
Pominąłem na razie aspekt religijny. Ale ten też jest ważny. Skoro, podobno żyjemy w kraju katolickim (mam na ten temat raczej odmienne zdanie, wynikające z mojego zawodu), to nie rozumiem, jak katolik może nie zaznaczyć w CV, że nie może pracować w niedzielę w pracy niekoniecznej (a takim czymś jest handel). To samo dotyczy kadry zarządzającej czy właścicieli sklepów ALE RÓWNIEŻ klientów. Mi nie zdarzyło się od komuny pójść do sklepu w niedzielę. Kościół chyba gdzieś zawalił w nauczaniu. Albo jednak nie żyjemy w kraju katolickim.
Dyskusja szeroka moim zdaniem nie jest możliwa. Dlatego wyjście pierwsze czyli całkowity zakaz, powinno być następnym krokiem. Niestety, nas Polaków, czasem trzeba do czegoś zmusić siłą. I pisze to zadeklarowany liberał, a jednocześnie katolik wierzący, który pracuje z własnej woli w każdą niedzielę i święto od 25 lat. Bo praca organisty do niekoniecznych nie należy.
Za komuny każda niedziela była wolna od handlu, były nawet takie soboty. Ludzie nie umierali masowo na ulicach z głodu, a życie towarzyskie kwitło. Może nie było wyszukanych dań a paluszki i herbata, ale nie to się liczyło. Dziś nam nieco odbiło. Czasy się zmieniły od komuny, i ludzie pracują więcej w tygodniu, niemniej nie jestem w stanie uwierzyć, że nie można zrobić zakupów w inny dzień tygodnia. Nikt nie siedzi w pracy od poniedziałku do soboty bez przerwy. Mamy sklepy czynne nawet 24h/dobę. Kwestia organizacji.
Bardzo ciekawy komentarz Pana Marka Wojtaszka, ale nie mogę zgodzić się z opinią Pana, że kościół nawalił w nauczaniu. Otóż zapewniam Pana, że kościół w kwestiach wolnych niedziel jest jednoznaczny i nie pozostawia wątpliwości. To my ludzie, a nie kościół zagubiliśmy się z Dekalogiem. A gdzie święcenie dnia Pańskiego, które jest jawnym wyznaniem wiary – oddać Bogu, co Boże -tego domaga się od chrześcijanina, jako wyznawcy Chrystusa dlaczego nie szanujemy III przykazania? Te główne przepisy prawa naturalnego wyjaśnione zostały w Dekalogu. Pięknie w swoim liście pasterskim napisał Ks.Prymas Wyszyński: „Niedziela, to dzień Pański, dzień Boży, a nie dzień nasz, w którym by nam wolno było robić co chcemy i spędzić go wg. swego upodobania!” Więc to nie wina kościoła, ale nas samych. I w ten sposób bez chrześcijańskiej niedzieli życie chrześcijańskie zamierać będzie. Niedzielny wypoczynek, to prawo naturalne. Trzecie przykazanie mówi jasno: „Pamiętaj, abyś dzień Święty święcił”. Wierzący rozumie to przykazanie, że w niedzielę powinien powstrzymać się od wszelkich niekoniecznych prac.
„Kościół chyba gdzieś zawalił w nauczaniu. Albo jednak nie żyjemy w kraju katolickim.” Pani komentarz to moje drugie zdanie 🙂 Bo moja opinia to te dwa zdania, żadne z nich nie jest samodzielną opinią 🙂
Przypominam, że jeszcze nie jesteśmy krajem wyznaniowym, w którym prawem obowiązującym jest Dekalog (a przynajmniej nie wszystkie przykazania)
Dekalog obowiązuje chrześcijanina i to w całości, a nie wybiórczo, które przykazanie mi odpowiada, to je stosuję.
Zgoda. A prawo obowiązuje wszystkich obywateli… I dla wszystkich powinno być stanowione, a nie pod tę czy inną religię… Więc nie rozumiem argumentu za zakazem handlu w niedzielę wywiedzionego z przykazania „Pamiętaj abyś dzień święty święcił”.
Pisałem jednak w kontekście katolików, jako ich nakaz moralny. Ustawa natomiast wynikać powinna z innych przesłanek, które też opisałem.
Świat za bardzo pędzi do przodu na powroty do przeszłości! Zresztą czy w szpitalach mają wolną niedzielę? pracują po 12 godzin na zmiany…Niech się cieszą Ci którzy mają wolne weekendy bo mają pracę np. od poniedziałku do piątku. Czasami naprawdę nie ma kiedy zrobić zakupów jak tylko w niedzielę . Kwestią pracodawcy jest dogadać się z pracownikiem tak aby miał świadomość że będzie miał lepiej zapłacone za pracę w niedzielę. Całość uważam za bzdurę bo mamy wiele zawodów. Fakt faktem że obecnie większość jest bardzo zabiegana i jest mało czasu dla rodziny..ale są również osoby po rozwodach i one żyją innym rytmem aniżeli pełna rodzina!
Jeśli ktoś pracuje 12 godzin, następne 24 ma wolne. Nie ma ludzi pracujących po 12 godzin codziennie. Chyba, że czegoś nie wiem. Proszę zatem o konkretne przykłady zawodów, kótre nie pozwalają na zrobienie zakupów od poniedziałku do soboty w godzinach 6-22.
Pomijam zakupy typu ubrania na zimę czy kreacja na sylwestra, albo buty dla dzieci. Osoba zorganizowana jest w stanie zrobić je ze trzy, cztery razy w roku, nawet w ramach urlopu – choć to raczej ostateczność, ale istnieje takie rozwiązanie.
Argument szpitala – też często słyszany. Czym innym jest praca w szpitalu, czym innym praca w sklepie. Jeśli ktoś tego nie rozumie, to trudno. Jeśli natomiast rozumie a rzuca, ot, tak, dla wbicia igły, tym gorzej. Z braku sklepu w niedzielę, ludzie nie będą umierać.
Proszę czytać ze zrozumieniem praca na zmiany to?chyba logiczne że obowiązuje 24 godzinny ,,odpoczynek,, nie zawsze przestrzegany..
Rozumiem Panie Arturze doskonale, że prawo obowiązuje wszystkich obywateli, tylko problemu zakazu w niedzielę nie powinni mieć katolicy szanujący Dekalog.
Całkowicie zgadzam się z wymową tego artykułu. I zastanawiam się, czemu zakaz handlu w niedzielę budzi takie kontrowersje? Czemu kupowanie ma być pod szczególną ochroną? Argument, że w niedziele pracują restauracje, kina, itd. jest słaby, gdyż od wieków należą one do działu „rozrywka”. Czy do tego działu można przesunąć robienie zakupów? Jak widać można, to się już stało: kupowanie jest cenioną rozrywką, z której wielu z nas nie potrafiłaby zrezygnować.
Ale jest jeszcze jeden problem. Kupowanie jest pod szczególną ochroną… I nie tylko dlatego, że handlowcy wywierają nacisk. Po bułgarsku i rosyjsku na święto mówi się 'praznik’. Praznik, czyli 'pustnik’. W siódmym dniu tygodnia, po zawieszeniu bieżących spraw, człowiek spotyka się ze swoją pustką. I od niego zależy, czym ją wypełni – czy stanie się świętowaniem, czy też czymś innym. I chyba wielu z nas wypełnia ją, między innymi chodzeniem po galeriach handlowych, choć w trakcie tego chodzenia niczego nie kupuje, często ogląda rzeczy, na które nawet go nie stać. Ale to robi, bo to swoisty rytuał współczesnej cywilizacji, wypełnianie pustki. Nie pamiętam już nazwiska amerykańskiego antropologa, który stwierdził, że kupowanie to jedna z cech naszej cywilizacji. I miał rację, ale czy łączył go z pustką?
Na koniec wyjaśnię. Całe lata pracowałam dwa weekendy w miesiącu (agencja informacyjna). I zapewniam, że inny wolny dzień nie jest tożsamy z niedzielą, bo to ona „zbiera” rodzinę i przyjaciół. Ale projekt wprowadzenia wolnych niedziel w handlu popieram dlatego, że to ochrona najsłabszych, tych osób przy kasach. Proszę nie udawać, że one nie muszą tam siedzieć. Muszą. Dlatego warto nie kupować w niedzielę.
W świetle tej wypowiedzi także łatwiej mi zrozumieć, dlaczego mężczyźni czasem są określani jako jaskiniowcy. Po prostu jako ludzie zapóźnieni cywilizacyjnie, nie lubimy zakupów. 🙂
Do ostatniego akapitu: pracuję w niedziele i święta, 25 lat już. I jakoś od 25 lat nie mogę zrobić żadnej imprezy w poniedziałek, który mam wolny, bo reszta rodziny pracuje. Ten argument z innym dniem wolnym to jest tylko wisienka na torcie ignorancji teoretyków, o których pisałem wcześniej.
Zgadzam się z Aliną Petrową – warto nie kupować w niedzielę. Zawsze starałam się tak robić, nawet gdy komuniści uszczęśliwiali nas handlowymi niedzielami przed Świętami Bożego Narodzenia lub Wielkanocną. Zdarza mi się korzystać w niedzielę z pobliskiej „Żabki”, żeby kupić chleb, którego zabrakło, i mam wówczas poczucie winy, mimo że sieć tych sklepów jest czynna nawet w dni, w których handel jest zabroniony, jak na przykład w Nowy Rok, Święto Trzech Króli czy Boże Narodzenie i Wielkanoc. Warto wiedzieć, że zakaz handlu obowiązuje też 1 maja, 3 maja (święto Trzeciomajowej Konstytucji ), w Święto Zesłania Ducha Świętego (tzw. Zielone Świątki), Boże Ciało, 15 sierpnia (Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny), Dzień Wszystkich Świętych i Święto Niepodległości, czyli w sumie 13 dni. W 2017 roku z tych 13 dni trzy to były niedziele. Jest więc trochę dni, w których już musimy sobie radzić z zakazem handlu. Rozszerzenie tego na co drugą niedzielę to zamiast 13 około 30 dni wolnych od handlu. Czy to zmieni nawyki Polaków, dla których zakupy i spędzanie czasu w centrach handlowych to rodzaj rozrywki, taka „nowa świecka tradycja”? Mam nie tyle wątpliwości, co pewność, że nie zmieni utrwalonych przez ponad ćwierć wieku przyzwyczajeń. Zmieniłby być może całkowity zakaz handlu w niedziele i święta. Dlatego ustawa wprowadzająca połowiczne rozwiązania jest nie w połowie zła, ale całkowicie bez sensu. Chciałabym także zwrócić uwagę na zmiany jakie zaszły na rynku pracy – sprzedawca już nie jest zawodem poszukiwanym, już właściciel sklepu nie może powiedzieć kandydatowi do pracy, że ma dziesięciu na jego miejsce. Nie ma czasem nawet ani jednego. Coraz częściej za pulpitami kas w supermarketach siedzą Ukraińcy. W najbliżej mnie położonej galerii handlowej nawet w Empiku pracują przyjezdni zza wschodnie granicy, nie tylko zwracając uwagę swoim śpiewnym akcentem, ale czasem z trudem rozumiejąc klienta. Sprzedawca nie musi drżeć o swoje miejsce pracy, to właściciel drży, że zwolnią mu się pracownicy. Dlatego teraz jest idealny moment nie na rozwiązania połowiczne, ale odważny krok zmierzający do całkowitego zakazu handlu w niedziele. Może to wbrew pozorom zadowolić wszystkich, zarówno Kościół ( w rozumieniu wspólnota ludzi wierzących), jak i właścicieli sklepów, którzy znajdą wyjście z braku rąk do pracy, bo prędzej znajdzie do niej chętnych, gdy nie trzeba będzie pracować w niedziele. Nie będę powtarzać argumentów, że nie zmieni to zysku sklepów, bo ludzie kupują tylko to, czego potrzebują. Zakończę może trochę przydługie rozważania zachętą skierowaną do osób podejmujących pracę w handlu: nie obawiajcie się stawiać warunku przy zatrudnieniu, że nie godzicie się na pracę w niedzielę.
Chyba wszyscy czasem kupujemy coś w niedziele i przyzwyczailiśmy się do tego ze sklepy są czynne. Teraz i tak częściej , bo w Święta sklepy są nieczynne. Handlowcy opanowali system pracy całotygodniowej i jest to wygodne bo jeśli nawet dwie niedziele będą wolne czy coruga zakłóci to system. Ludzie nie lubią zakazów i każdy będzie oprotestowany. Zmienił się tez styl życia. Nawet jeśli to będzie dzień wolny dla jednych od pracy, dla drugich od zakupów to raczej nie będziemy w domu tylko znajdziemy substytut. Będzie większa potrzeba punktów gastronomicznych przy terenach rekreacyjnych i moda na jedzenie poza domem. Takie są prognozy i symulacje na najbliższe lata nawet jeśli sklepy będą czynne. Zakupy zdążymy zrobić. Sporo osób zamawia internetowo. Zwolnień tez raczej nie będzie , bo kupimy tyle samo i będzie większa obsługa w inne dni. Jeśli będziemy mieli więcej czasu dla siebie i rodziny wszyscy zyskają .
Bardzo dobry wpis i bardzo ciekawe komentarze. Jestem przedsiębiorca jestem przeciwny wszelkim zakazom i ograniczeniom dla biznesu. Ale Państwa argumenty szanuje i staram się zrozumieć. To ciekawe, że tak się tu różnimy, a potrafimy kulturalnie przedstawiać swoje racje.
Wiele padło mocnych argumentów. Ja przytoczę tylko jeden. Zakaz nie spowoduje rozwoju małego biznesu detalicznego. Wręcz przeciwnie – dobije go. Warto pamiętać, że często za znanymi markami w centrach handlowych stoją małe lokalne biznesy. To są często setki tysięcy, jak nie miliony włożone w jeden sklep. Warto o tym pamiętać. Ci ludzie też mają swoje rodziny, swoje plany i marzenia. Mają też pod sobą ludzi, którym co miesiąc trzeba zapłacić. Pilnujmy tej pracy w handlu, bo nie minie dziesięć lat, a sklepy będą bez personelu. Wtedy pracy nie będzie…
Przepraszam za błędy, ale słownik w telefonie mnie dobija.
Z jednej strony generalnie jestem przeciw jakimkolwiek zakazom, ale z drugiej strony rozumiem też argumenty tych, którzy chcieliby taki zakaz wprowadzić. Z racji wykonywanego zawodu (organizacja i prowadzenie imprez w restauracji), prawie wszystkie weekendy spędzam w pracy, więc zakupów w niedzielę nie robię, ale nawet wtedy, kiedy weekendy miałem wolne, nie robiłem ich nigdy w niedzielę. Kiedyś weekendy, czy też wszystkie inne dni, starałem się spędzić miło z bliskimi mi osobami, a zakupów do takich nie zaliczam.
Zwyczaju pałętania się całymi rodzinami po marketach czy też galeriach nie popieram, bo przecież nie chodzą tam z potrzeby zakupów, tylko wybrali taki nieciekawy sposób, na spędzenie wolnego czasu, przyzwyczaili się i robią to już regularnie.
Wielu musi pracować w niedzielę bo taka jest specyfika ich zawodu, ale to nie jest argumentem, by zwiększać zatrudnianie w niedzielę wszędzie tam, gdzie nie jest to konieczne.
Moim zdaniem niedziele i inne dni wolne od pracy, każdy powinien spędzać po swojemu, tak jak mu to odpowiada, bo szkoda czasu wtedy na robienie zakupów, ale wydaje się, że dla wielu, to zakupy, czy quasi zakupy są właśnie największą przyjemnością.
Osobiście obojętne mi, czy w niedzielę sieci handlowe będą czynne, czy też nie, bo zakupów wtedy nie robię, ale ci co je robią, nie chcieliby chyba wprowadzenia jakichkolwiek ograniczeń.
Bardzo dziękuję za zainteresowanie tematem i gorącą dyskusję, polemiczne wpisy oraz interesujące argumenty. Wiele się od Państwa dowiedziałam, wszyscy dowiedzieliśmy się, bo komentatorzy dzielili się własnymi doświadczeniami, także – jak Pan Artur – z zagranicy. Znacznie więcej argumentów było za wprowadzeniem jakichś ograniczeń w handlu w niedziele, choć byli też zdecydowani przeciwnicy administracyjnych posunięć. Wydaje się, że rację ma moja siostra, iż połowiczne rozwiązania (co druga niedziela wolna od handlu) nawyków społecznych nie zmieni, a wprowadzić może bałagan i dezorientację. Jeśli mają być jakiekolwiek restrykcje (np. wzorem niektórych krajów zachodnich czasowe ograniczenia lub całkowity zakaz), to nie ma lepszego momentu niż teraz, gdy sprzedawców brakuje, zwolnienia nie grożą, a i zyski z handlu w niedziele są minimalne. Może czas na odważny krok.
Dyskusja podsumowana. Tradycyjna klęska urodzaju argumentów z obu stron – dlatego nie będę dorzucał swoich 🙂 Podzielę się tylko swoim odczuciem. Fajna jest niedziela w Monachium. Szczególnie rano. Jest tak spokojnie, cicho, powoli… Jest inaczej. I może to jest @Najważniejsze, że to jest taki jeden dzień, poranek w tygodniu INNY od pozostałych 6/7 x 24h.
W przeciwieństwie do większości uczestników dyskusji uważam, że propozycja by co druga niedziel była wolna od handlu może być dobrym kompromisem między prawem pracowników sklepów do wolnej niedzieli a potrzebami klientów. Uważam, że wśród rzeszy ludzi , którzy włóczą się w niedzielę po sklepach z nudów lub przyzwyczajenia jest również dużo takich, dla których rzeczywiście problemem jest znalezienie czasu na to by całą rodziną zrobić rozeznanie w ofercie mebli, sprzętu elektronicznego, wyposażenia łazienki czy odzieży na zimę. Takie zakupy wymagają poznania oferty kilku sklepów, spokojnego zastanowienia, naradzenia się wszystkich członków rodziny. Przyznam, że trochę irytują mnie uwagi pana Wojtaszka, że dobrze zorganizowany człowiek wie w co ma się zaopatrzyć i że jeśli ktoś pracuje 12 godzin to następne 24 ma wolne. Pracuję na etacie i prowadzę gospodarstwo. Przeciętnie wstaję o 4-tej, przez godzinę zajmuję się inwentarzem, potem wyjeżdżam do pracy, wracam po 14-tej, obiad, krótki odpoczynek i dalsze obowiązki do 21 lub dłużej. W okresach nasilenia prac gospodarskich nieraz trudno wyrwać się na pół godz. by zatankować samochód. Do najbliższego miasta z trochę większym wyborem towarów mam 25 km. Czasem kupuję brakujące produkty spożywcze w niedzielę w wiejskim sklepiku prowadzonym przez właścicielkę. Kiedyś zdarzało nam się wyjeżdżać w niedzielę na giełdy towarowe na większe zakupy. Teraz ratuje nas przed tym Internet. Od lat większość zakupów niespożywczych: odzież, zabawki, sprzęt AGD, części i mnóstwo innych rzeczy kupujemy w sklepach i na aukcjach internetowych. Powodów tego jest wiele, ale najistotniejszą jest brak czasu na konwencjonalne zakupy. Może kogoś zdziwię, ale nigdy nie byłem w prawdziwej galerii handlowej i nie widzę potrzeby tam się wybierać. Rozumiem jednak, że nie wszystko da się kupić przez Internet i wielu ludzi nie ma jeszcze do tego typu handlu umiejętności i przekonania.
Jesteśmy jeszcze społeczeństwem „ na dorobku”. Znam wielu podobnie lub jeszcze bardziej zabieganych ludzi. Wielu pracuje na delegacjach lub za granicą. Przyjeżdżają na trzydziestogodzinne weekendy podczas których muszą jeszcze odespać nocną jazdę. Inni pracują po godzinach lub dokształcają się. W wielu firmach budowlanych praca trwa po kilkanaście godzin dziennie i trochę krócej w sobotę. Mam znajomych, którzy łączą pracę na etacie z prowadzeniem warsztatu samochodowego i uprawą kilkunastu hektarów pola. Żona też pracuje zawodowo. Naprawdę nie wiem kiedy ci ludzie mają czas i siły na robienie zakupów.
Mam nadzieję, że z czasem będzie możliwe dalsze ograniczanie handlu w dni świąteczne, ale póki co uważam proponowane przez rząd rozwiązanie za dobry punkt wyjścia.
Nie mam potrzeby robić zakupy w niedzielę. Pracowałem przez większość życia zawodowego w systemie 12/24.Była teściowa zarzucała że specjalnie tak dyżury ustawiałem by na niedzielny rodzinny obiad nie przyjechać. Nie podoba mi się ta regulacja. Jest poprostu głupia. Zamiast wyznaczać dni wolne od handlu lepiej zagwarantować prawem 2 lub 3 wolne niedziele w miesiącu pracownikom (wszystkim, nie tylko w handlu) . Tak by mieli szansę spędzić te dni z rodziną. Tu jednak nie o to chodzi. W niedzielę i święta też powinien obowiązywać zakaz organizowania wyborów.