O polskich śladach w Argentynie pisałam niedawno na portalu WszystkoCoNajwazniejsze.pl http://wszystkoconajwazniejsze.pl/malgorzata-wanke-jakubowska-polskie-slady-w-argentynie/. Reportażowo, bez osobistych odniesień. A byłyśmy tam z siostrą z wizytą u bliskiej rodziny. Odwiedziłyśmy naszego stryja Leonarda, lwowiaka, lekarza, zesłańca na Sybir, tułacza. Zakochanego w Polsce bez pamięci, którego los rzucił tak daleko od rodzinnych stron aż na drugą półkulę, do Buenos Aires (zmarł półtora roku po naszej wizycie, dokładnie w swoje 100. urodziny 17 września 2012 roku). Odwiedziłyśmy też jego rodzinę: ciocię Marię, czyli drugą żonę naszego stryja, z którą ożenił się po owdowieniu, zaprzyjaźnioną kiedyś z Witoldem Gombrowiczem, a także nasze kuzynki: starszą Basię (jest lekarzem pediatrą), jej męża Walentego Mrozowicza i młodszą Magdę (lekarz weterynarii, profesor na Uniwersytecie w Buenos Aires). Tak dalecy przez miejsce zamieszkania, a jednocześnie tak bliscy.
To kontakt z rodziną był najważniejszym celem naszej podróży. I to rodzina zapewniła nam niezwykłą podróż polskimi śladami w Argentynie, które dość szczegółowo opisałam w moim reportażu. Ta opowieść byłaby niepełna, gdym nie dodała jeszcze jednego wydarzenia. Jeszcze jednego bardzo polskiego śladu.
Zwiedzałyśmy wodospady Iguazu, położone na granicy argentyńsko-brazylijskiej. Zaliczane są do jednego z cudów świata, wręcz zapierają dech w piersiach. Wodospad ma szerokość około 2 km i składa się z 275 odrębnych kaskad. Największa z nich, Diabelska Gardziel (po hiszpańsku Garganta del Diablo), ma wysokość aż z 82 m, jest więc większa niż najsłynniejszy wodospad Niagara. Całość położona w rozległym parku, otoczonym dżunglą.
Nie dziwne, że taki cud natury przyciąga tłumy turystów, najwięcej ze Stanów Zjednoczonych. Przyglądałyśmy się jednej takiej wycieczce amerykańskiej, a uwagę naszą przykuła turystka w białej koszulce z napisem „Solidarność”.
Zagadnęłyśmy ją. Okazało się, że jest profesorem medycyny na amerykańskim Uniwersytecie Stanowym w Ohio. Po chwili z ciekawością zapytałyśmy, skąd ta koszulka. I co się okazało? Ta turystka to nie tylko Polka, świetnie po polsku mówiąca (wyemigrowała w latach 80.), ale wrocławianka i to pochodząca z mojej dzielnicy. Jej syn, urodzony w USA, do I Komunii św. przystępował w parafii Świętej Rodziny we Wrocławiu, bo tam mieszkała jego matka. I co ciekawe, mamy nawet wspólnych znajomych. Otóż ta poznana na argentyńskiej ziemi Amerykanka pochodzenia polskiego bardzo dobrze zna pochodzącego z Wrocławia matematyka prof. Andrzeja Derdzińskiego, którego wspominałam w tekście „Stworzył wzorową relację Mistrz – Uczeń” https://twittertwins.pl/stworzyl-wzorowa-relacje-mistrz-uczen/. Opowiadała o nim, pracują na tym samym uniwersytecie, zna jego rodzinę.
Widać, że świat jest mały.
Małgorzata Wanke-Jakubowska
Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.
Moje drogie MM na antypodach! Z przyjemnością przeczytałem tę relację. Uświadomiłem sobie, że Polaków spotykałem wszędzie, gdzie się zjawiłem: oczywiście w innych krajach europejskich, ale też w Singapurze, w Tajlandii, w Indiach. Wy spotkałyście Polkę z Solidarnością na dumnej piersi; ja, gdy w Singapurze rozmawiałem ze znajomym, usłyszałem z ust Chińczyka okrzyk: Solidarnoszcz, Waleza, Boniek! Był to rok 1988.
Moje drogie MM na antypodach! Z przyjemnością przeczytałem tę relację. Uświadomiłem sobie, że Polaków spotykałem wszędzie, gdzie się zjawiłem: oczywiście w innych krajach europejskich, ale też w Singapurze, w Tajlandii, w Indiach. Wy spotkałyście Polkę z Solidarnością na dumnej piersi; ja, gdy w Singapurze rozmawiałem ze znajomym, usłyszałem z ust Chińczyka okrzyk: Solidarnoszcz, Waleza, Boniek! Był to rok 1988.