Symbole

Kochamy symbole, personifikujemy wydarzenia, lubimy, gdy je ktoś uosabia. Taka jest logika narracji. Symbole trwają, mimo że pojawiają na nich skazy. Próba walki z symbolami i zastępowanie innymi jest przede wszystkim nieskuteczna.

Symbolem „Solidarności” jest Lech Wałęsa i nawet, gdy swoim dzisiejszym zachowaniem może dziwić i gorszyć, a informacje o uwikłaniach z przeszłości szokować, nic tego nie zmieni. Dziś nie da się go – przy całej wiedzy, jaką mamy o jego przeszłości, oraz zastrzeżeniach do prezydentury, zastąpić kimś innym. Nie zastąpi się Lecha Wałęsy jako symbolu niezwykle zasłużoną Anną Walentynowicz (ukazanie jej dokonań jest wielką zasługą Sławomira Cenckiewicza), ani inną postacią z tamtych czasów. Czołowych działaczy bez wstydliwych uwikłań, potem odsuwanych i marginalizowanych, było więcej, ale ludziom zapadł w pamięć charyzmatyczny lider z wąsem, wielkim długopisem i Matką Boską w klapie. I nieważne w jaki sposób dotarł do Stoczni Gdańskiej (są co do tego wątpliwości, czy w ogóle przeskakiwał jakiś płot) i czy chciał po dwóch dniach zakończyć strajk czy nie. Stał się symbolem walki o niezależne związki zawodowe, a potem o wyswobodzenie z pęt komunizmu. Jego znaczenie potwierdziła pokojowa Nagroda Nobla. Biografię Wałęsy będą jeszcze przez dziesięciolecia prześwietlać badacze, ale ma on trwałe miejsce w historii i symbolem tej pierwszej heroicznej „Solidarności” – czy tego chcemy czy nie – pozostanie.

We Wrocławiu też była taka symboliczna postać – Tomasz Surowiec, który za życia stał się legendą. Przypadek sprawił, że to on nad ranem 26 sierpnia 1980 roku zjawił się w Zajezdni MPK przy ul. Grabiszyńskiej z ulotką z 21 postulatami w ręku i zachęcony przez kolegów odczytał je zgromadzonym. Decyzje o podjęciu strajku solidarnościowego z Wybrzeżem podjęła załoga, nastroje strajkowe w mieście były już w nocy, ale to jego poproszono o zastawienie bramy autobusem, tzw. „ogórkiem”. Stał się symbolem strajku w naszym mieście, tym, który zatrzymał Wrocław. I nieważne, że był członkiem PZPR, nie miał osobowości lidera, nie występował z inicjatywami i robił w zasadzie to, co do niego należało. I niewiele więcej. Nie ma też znaczenia, że po wprowadzeniu stanu wojennego nie podjął konspiracyjnej działalności, a nawet pod koniec lat osiemdziesiątych dał się złamać i zobowiązał do współpracy z SB, choć nie wiadomo, czy współpraca ta się zmaterializowała. Stał się symbolem „Solidarności” we Wrocławiu, obok Władysława Frasyniuka, Piotra Bednarza i Józefa Piniora. W odróżnieniu od Wałęsy, ta legenda mu uwierała, wzbraniał się przed honorami… Napisałyśmy o nim książkę, którą moja siostra prezentowała przed rokiem w tekście „Anatomia legendy” .

Podobnie jest z historią dawniejszą. Na przykład odzyskanie przez Polskę niepodległości, której stulecie będziemy uroczyście świętować za rok, w umysłach Polaków związało się z jedną osobą – Józefem Piłsudskim. I mimo, że nie do przecenienia są zasługi Romana Dmowskiego, Ignacego Paderewskiego, Wincentego Witosa, Maurycego Zamoyskiego czy Ignacego Daszyńskiego, nie stali się oni symbolem odzyskania niepodległości. Wręcz – jak mówi Jan Engelgard – poza Piłsudskim i ewentualnie na drugim, dalszym miejscu Dmowskim, w świadomości Polaków jest „czarna dziura”. Narodowe Święto Niepodległości 11 listopada, ustanowione 23 kwietnia 1937 roku, a po wojnie zniesione i przywrócone ustawą Sejmu PRL 15 lutego 1989 roku, kiedy jeszcze trwały obrady „Okrągłego Stołu”, wiąże się z osobą Piłsudskiego. Pogłębiona edukacja historyczna niewiele może zmienić. Emocjonalnie symbolem odzyskania niepodległości pozostanie Piłsudski.

Jestem przekonana, że z symbolami walczyć nie należy, ani też zastępować ich innymi. Warto natomiast, to, co ja i moja siostra na naszą maleńką skalę robimy, czyli przywracać pamięć o zapomnianych bohaterach drugiego szeregu. W czerwcu ukazała się nasza książka o sześćdziesięciu bohaterach Solidarności Walczącej (pisała o niej Helena Lazarowicz na portalu Wszystko Co Najważniejsze w tekście „Winniśmy im pamięć i wdzięczność” ), obecnie pracujemy nad biografią piątki wrocławskich radiowców. I w każdym przypadku piszemy o ludziach prawdę, nie „podkolorowujemy” życiorysów, na przykład nie piszemy o kimś, że był wzorowym, pilnym uczniem czy studentem, gdy zaniedbywał naukę. Staramy się ważyć i zasługi, i słabości, by przedstawiać je we właściwych proporcjach. Bo prawdziwi bohaterowie zasługują na to, by o nich nie kłamać. Ale także na to, by o nich pamiętać, a nie – jak to próbuje się niekiedy robić – zastępować nimi utrwalone w świadomości symbole. Wymazać ich się nie da.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

20 komentarzy

  1. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Przyznam, że od zawsze irytuje mnie postrzeganie wydarzeń, czy całych procesów dziejowych poprzez działania przywódców, czy przypisywanie wszechmocy knowaniom służb specjalnych. Może nie mam racji, ale mnie irytuje takie podejście do historii. Dlatego uważam za bardzo cenne to co Panie robią czyli ukazywanie, czy przywracanie pamięci o bohaterach tzw, drugiego szeregu. Bez nich nawet najwięksi herosi nic by nie zdziałali.

  2. kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Stary mechanizm. Polecam „Żywoty cezarów” Swetoniusza i „boskość” np. Augusta. Legendę Lenina, Che, Napoleona, „zabaw Polskę” Kaczyńskiego. To wszystko ściema dla mas.

  3. gregr2@o2.pl' Grzegorz pisze:

    Za górami, za lasami – tak zaczyna się każda bajka. Kochamy symbole. A to, że tworzy siè je na potrzeby mas, to już inna historia. Wczoraj prof. Żerko zwrócił uwagę na rolę T.Mazowieckiego w kwestii reparacji. Reakcja dziennikarzy i polit. opozycji była błyskawiczna. Nie wollno ruszać symboli. Nie wolno odkurzać historii. Ciemny lud ma słuchać. I wielbić.
    Dobrze, że Panie przypominają o cichych bohaterach tamtych wydarzeń. To nie tyle szacunek dla nich, to przede wszystkim szacunek dla nas. Dziękuję.

  4. anna-drozdowska@wp.pl' Anna Makuch pisze:

    Nie mam wątpliwości, że Autorki piszą obiektywnie, dlatego chętnie tu zaglądam. Symbole – narodowo- i państwowotwórcze – cementują wspólnotę i stanowią niezbędny składnik tożsamości narodowej. Ze względu na ten czynnik integrujący wybaczmy niedoskonałości, choć tej ulgi nie przyznawajmy historykom?

  5. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Zgadzam się z Panem Grzegorzem, że należy przywracać pamięć o tych zapomnianych bohaterach Solidarności Walczącej z drugiego szeregu, jakże często zapominanych. Pięknie o książce Pań kończy autorka tekstu Helena Lazarowicz: „W czasach upadku autorytetów warto przypominać sylwetki ludzi, dla których wierność ideałom i służba Polsce stały się treścią życia. I pokazywać, że zasługują oni na najwyższe uznanie”.

  6. k.jarkiewicz.ign@gmail.com' Katarzyna Jarkiewicz pisze:

    Raczej mówimy o mitach,nie symbolach.Symbol to np. Matka Boska w klapie Wałęsy, czy pociąg,jakim wjechał na dworzec Piłsudski w 1918. Mity to wydarzenia,którym nadano szczególną rangę z racji politycznych czy ideowych jak zachowanie gwardii cesarskiej w bitwie po Waterloo. To Brytyjczycy stworzyli legendę gwardii niezłomnej i Pierre’a Cambronne, aby podkreślić wagę swego zwycięstwa. I nie ważne,co historycy odkrywają, ważny jest przekazywany przez edukację historyczną obraz bohaterstwa Francuzów. Podobnie zrobiliśmy my z mitem Konstytucji 3 maja.Nieważne są ustalenia historyków, ważny jest przekaz ideowy: ze to 2 w świecie konstytucja,że to dokument nowoczesny, wyraz woli narodu, itd. Podobnie z Wałęsą: nieważna prawda historyczna ważny mit, który można podawać w świecie. Będzie dotąd trwał aż się nie wyczerpią podstawy jego powołania, stworzenia. Mit Wielkiej Wojny Ojczyźnianej stworzono dość późno w ZSRR, bo w 1943 i w odniesieniu do wydarzeń,które miały rangę państwową (zostały zatwierdzone przez Stalina zaraz po wybuchu wojny w 1941) i miały właśnie jednoczyć naród. Było to słynne procesyjne opasywanie miast opieką boską. Opasano również Kreml wychodząc procesyjnie z ikoną MB Kazańskiej -patronki Rosji,aby ochroniła podległe sobie terytorium od wejścia wroga. Najsłynniejsze opasanie miało miejsce w Petersburgu i stanowiło podstawę mitu tak jak polskie Westerplatte (oblężenie Leningradu wciąż trwa podobnie jak dalej broni się Westerplatte). Żołnierze radzieccy dostawali obrazki z portretem Józefa Stalina stylizowanym na opiekuna Świętej Rodziny św. Józefa (wiele takich obrazków można podziwiać w Bibliotece KUL w Oddziale Grafiki i Zbiorów Specjalnych). Mit opieki boskiej nad ZSRR był bardzo skuteczny i trwał do 1947,kiedy znowu z przyczyn ideologicznych zmieniono jego kryteria ideowe, tak ze dzisiaj trudno rozstrzygnąć, co czczą właściwie Rosjanie: co innego czci Kreml, co innego naród, a co innego Cerkiew prawosławna. Podobnie może być i już się dzieje z mitem Wałęsy: może być tak,że co innego czci w tym micie naród, co innego politycy, a co innego świat.

  7. bialanka@zoho.com' zerniakowianka pisze:

    Nie sposób nie zgodzić się z tym artykułem. Ja osobiście nazywam to obrażaniem się na historię, kiedy usiłuje się wymazać jedne osoby a na siłę wprowadzić inne. Nawet jeśli są zasłużone, jednak cała złożoność historii polega na tym żeby ludzi i dobrzy i źli, i ci którzy walczyli o wolność oraz ci, którzy tylko to pozorowali. Lech Wałęsa pozostanie symbolem Solidrnosci, pomimo tego że wcześniej był TW Bolkiem. To jest prosty człowiek, który prosto pojmuje rzeczywistość, mimo że zajmował Najwyższe stanowiska w państwie oraz otrzymał pokojową nagrodę Nobla. On naprawdę uważa że przechytrzył komunistów, gdy chciał od nich kasę – oni ja dawali. Gdy przywieźli go na strajk – dał się porwać ludziom i stanął na czele ruchu, uważając ze przechytrzył znowu komunę. Taka jest nasza rzeczywistość, usuwając z niej ludzi oszukujemy sami siebie i tak naprawdę nie ma to niczego wspólnego z prawda. Tak samo marszałek Piłsudski nie był postacią posagowa na która się go kreuje, popełniał błędy polityczne, wierzył w spirytyzm, miał wieloletni romans. A jednak…

  8. zary@interia.pl' P.Zarychta pisze:

    Walka z symbolami czy utrwalonymi ikonami przypomina próby zwalczania błędów językowych czy stereotypów. Cóż z tego, że „tę książkę” i „włączać”, a Amerykanie to nie tylko guma do żucia i kowboje? Jeśli coś się utrwaliło, stało się akceptowalnym uzusem, pozwala nam porządkować dyskusję (na najróżniejszych poziomach) i wyobrażenie o świecie. Jak wiemy, wyobrażenia rozmijają się jednak nie raz z rzeczywistością, bo ta jest zwykle o wiele bardziej złożona niż proste obrazy, w jakie chce się ją upchać. Czy zatem nie zwalczać błędów, stereotypów, błędnych symboli? Prostować, niuansować, uzupełniać itp. należy. Resztę załatwia czas – w jedną lub drugą stronę.

  9. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    Symbole są znakami umownymi, które w różnych kręgach kulturowych mogą mieć różne znaczenia*. Dlatego, jak słusznie zauważa Pani Katarzyna Jarkiewicz, ten sam symbol dla różnych ludzi może mieć inne znaczenie i nie trzeba się przy tym posiłkować mitem. Zresztą chyba lepiej pasuje tutaj słowo „legenda”. To legendy, choć mają swe źródła w wydarzeniach historycznych, zawierają jednocześnie wiele nieprawdopodobnych, nierealnych lub po prostu nieprawdziwych elementów. Lech Wałęsa jest legendą – zgodnie z 3 pierwszymi znaczeniami podawanymi przez „Słownik języka polskiego” PWN.

    Dla mnie symbolem Solidarności są zwykli ludzie. Ludzie, o których nikt nigdy nie napisze – nawet Szanowne autorki o nich nie wspomną. Ot kolportował gazetki we Wrocławiu, złapali go, wyrzucili ze studiów z wilczym biletem, poszedł do jakiejś szkoły, potem praca robotnika… Nic wielkiego komuna mu nie zrobiła – powie niejeden, czyżby? Za mało na bohatera, za dużo, żeby się bez szwanku prześlizgnąć przez stan wojenny. Nigdy nie skończył prawa, choć to było jego marzeniem.

    *) Tradycyjnie tylko matematyka się wyłamuje ze swoimi ściśle zdefiniowanymi symbolami ∞ 🙂

  10. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Ciekawy komentarz do mojego tekstu ukazał się pod jego zapowiedzią na Facebooku. Autorem jest matematyk z Politechniki Wrocławskiej, a zarazem działacz Solidarności Walczącej. Przytaczam go w całości i poddaję ocenie czytelników.

    Jerzy Pietraszko:
    Dziwny tekst jak na matematyczkę. Prawda jest pojęciem zero-jedynkowym nawet w logikach wielowartościowych. Jeśli symbol jest oparty na fałszywych aksjomatach – również traci swoją wartość (jak i cała wersja teorii). Faktem jest, że wielu ludzi potrzebuje pozytywnych symboli. Ale czy to usprawiedliwia błędy w podstawach ich tworzenia? Nie piszę tu o Surowcu. O Bolku za to jak najbardziej. Nobel jako dowód? To przecież nagroda wielokrotnie wręcz sprzeczna z faktami i logiką (Obama, Birmanka tworząca obecnie coś na wzór dawnej Kambodży z czasów Czerwonych Khmerów…). Taka potrzeba symboli doprowadziła do urośnięcia niemal do tej rangi łamistrajk Krzywonos, „bohaterami” stawali się magdalenkowi (a nawet przedmagdalenkowi) koledzy Kiszczaka…

    • zary@interia.pl' P.Zarychta pisze:

      Istotnie, świetnie byłoby, gdyby do mechanizmu powstawania/tworzenia symboli dałoby się zastosować prawidła logiki: utrwalać tylko symbole, mity i ikony oparte na prawdziwych aksjomatach, jak pisze p. Pietraszko, czyli po prostu w zgodzie z faktami. Tymczasem mechanizm ten jest zakorzeniony raczej w języku – jego arbitralności z jednej strony, a z drugiej w potrzebie człowieka do tworzenia narracji (o sobie, o innych, o czasach współczesnych i minionych). Symbole stają się toposami, miejscami wspólnymi w dyskusji i pamięci, zaś ich odwołanie do prawdy staje się drugorzędne. Mijają wieki a takimi symbolami pozostają Priam, Achilles czy Hektor. Niewykluczone nawet, że istnieli. Czy marynarze mówiący o Neptunie naprawdę w niego wierzą, a organizatorzy bachanaliów wspominają minione bóstwo? Opowieść o Wałęsie podlegała i podlega dokładnie takim samym mechanizmom. Jego losy przetworzone przez pamięć własną, media, kulturę i czas zaczynają żyć własnym „życiem”. Dla jednych pozostaną one opowieścią o cwaniaczku, który współpracując z bezpieką, wspiął się na szczyty, by zdradzić dawnych kolegów – dla innych bohaterem, który tę samą bezpiekę wykiwał, by wprowadzić Polskę na drogę ku wolności. I tak historia staje się raczej literaturą. Postaci historyczne symbolami. Czy LW doczeka się Homera i swej „Iliady”? Wątpliwe.

      • zary@interia.pl' P.Zarychta pisze:

        Jeszcze jako glosa: Czytam właśnie o tropicielu teorii spiskowych, który zabrał na pokład samolotu poziomicę, by udowodnić, że ziemia jest płaska. Pozornie obie sprawy bez związku. Pozornie – bo to kolejny przykład na to, że zawsze znajdą się tacy, którzy wbrew faktom i wiedzy zadadzą sobie wiele trudu, by podtrzymywać mity. Gdy to się udaje, te żyją już swoim życiem. Tak jest też z LW.

  11. Maria WANKE-JERIE pisze:

    „Anatomia legendy” – tak brzmi podtytuł książki o Tomaszu Surowcu, a we wstępie pisałyśmy, że stał się on legendą już za życia. Nasza książka przedstawia biografię Surowca, bez zatajania mniej chlubnych kart, ale ważąc to i zachowując proporcje innych fragmentów jego życiorysu oraz odnosząc do całego kontekstu uwarunkowań. Dlatego zgadzam się z panem Krzyśkiem, który zamiast pojęcia symbol czy mit proponuje termin legenda. Legendy różnią się od mitów tym, że mają podstawy historyczne. Trudno walczyć z legendą, która zakorzeniła się w świadomości społecznej, można natomiast, jak ja i moja siostra w książce o Tomaszu Surowcu, ją analizować, uzupełniając podkolorowane lub wręcz nieprawdziwe fragmenty, wersją prawdziwą. Nie da się też zastąpić legendy symbolizowanej przez jednego bohatera innym, tak jak próbował sugerować Janusz Śniadek, by Lech Kaczyński zastąpił Lecha Wałęsę, stając się symbolem „Solidarności”. Sądzę, że taki psychosocjologiczny zabieg jest skazany na niepowodzenie. Podobnie we Wrocławiu nie sposób zastąpić Władysława Frasyniuka skądinąd bardzo zasłużonym przewodniczącym RKS-u w najtrudniejszym czasie podziemnej działalności Markiem Muszyńskim. Dlatego proponuję, parafrazując słynne wezwanie Jacka Kuronia „Nie palmy komitetów, twórzmy własne”, by nie zastępować jednych bohaterów innymi, tylko tworzyć legendę postaci na to zasługujących niezależnie od mitów już funkcjonujących. Udało się to po latach Kornelowi Morawieckiemu, który długo, bardzo długo był w cieniu, zmarginalizowany i zapomniany. Dużą rolę odegrała mitotwórcza książka Igora Jankego „Twierdza”. Historia przywróciła Morawieckiemu właściwe miejsce. To da się zrobić, bez walki z utrwalonymi w świadomości legendami. Dlatego zamiast zastępować Wałęsę innym legendarnym przywódcą, na przykład Lechem Kaczyńskim, jako symbolem „Solidarności”, co – jestem pewna – nie uda się, należy budować niezależną, daleko wykraczającą poza związek „Solidarność” legendę śp. Prezydenta.

  12. kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Historię piszą zwycięzcy. U nas temat jest bardziej skomplikowany. Czasem mam wrażenie że zwycięzcy nadal biją się o profity i historię.

  13. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Kolejne komentarze do tego tekstu pojawiły się na Facebooku. Przytaczam je w całości:

    Krzysztof Załęski
    Skaza? Legenda? Ten Bolek ośmieszył Polskę, nas wszystkich. Chodził jak mu Kiszczaki zagrały a potem go wypieprzyli jak już całkiem swojak mógł zostać preziem. Wstyd – jego wykreślić się z historii nie da, ale informacja o jego roli musi być wszędzie, w każdej książce. Tyle mam do powiedzenia o Bolku.

    Małgorzata czyli Kleopatra
    Nie rozumiem, dlaczego ludzie powtarzają wciąż tę nieprawdę, że Wałęsa jest legendą Solidarności… Naprawdę wystarczy powtórzyć kłamstwo 1000 razy, żeby stało się prawdą?? Prawdziwą Legendą Solidarności jest ANNA WALENTYNOWICZ i żadna propaganda tego nie zmieni. Wałęsa pojawił się nagle, ponoć z płotu i poddał strajk komuchom, potem przy okrągłym stoliku dogadali się co do rozkradania Polski, co trwa do dziś….zwykły, podstawiony zdrajca, którego okrzyknięto bohaterem…

  14. zycz@wp.pl' Zygmunt pisze:

    A może nie chodzi o zastępowanie jednych symboli drugimi, ale po prostu o pokazanie, że historia jest bardziej skomplikowana i nie zawsze jedyną prawdą jest to , co się wszystkim wydaje? Historie wielu znanych ludzi mają często drugie, ukryte dno. Nie mówiąc o tym, że w polityce wielką rolę odgrywa po prostu …kłamstwo i manipulacja.

  15. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Bardzo dziękuję za pogłębioną dyskusję o symbolach/mitach/legendach utrwalonych w świadomości Polaków. Większość zabierających głos zgodziło się z tezą, którą postawiłam, że z mitami nie da się walczyć, że mimo skaz na biografiach, legendy pozostają legendami. Anna Makuch napisała, że Symbole – narodowo- i państwowotwórcze – cementują wspólnotę i stanowią niezbędny składnik tożsamości narodowej. Bardzo wiele wniosły uwagi Katarzyny Jarkiewicz, której dziękuję za obszerne faktograficzne uzupełnienie mojego tekstu. Anna Białoszewska napisała, że nie wolno obrażać się na historię i wymazywać z niej symboli, które ideałami nie są. Podobnie jak ja przywołała postać Piłsudskiego, który miał wiele wad, a jednak jest niekwestionowanym symbolem NIEPODLEGŁOŚCI. Na nieskuteczne dla śp. Prezydenta uznała moja siostra próbę zastąpienia nim właśnie postaci Lecha Wałęsy (zgłaszał to Janusz Śniadek). W komentarzach przywołanych z Facebooka, raczej sugerowano, że powinna to być Anna Walentynowicz. „Prostować, niuansować, uzupełniać itp. należy. Resztę załatwia czas – w jedną lub drugą stronę” – napisał z kolei Paweł Zarychta. A Jerzy Pietraszko, Krzysztof Załęski i podpisująca się nickiem Małgorzata, czyli Kleopatra uznali, że utrwalanie mitu Wałęsy za szkodliwe. Pozostawienie tego biegowi historii zalecał też Mariusz Domarecki, a p. Zygmunt uznał, że odgrywa w niej wielką rolę kłamstwo i manipulacja. Ewa Mastalska, tym razem tylko na Facebooku napisała: Nie znamy do końca szczegółów więc nie kreślmy wyroków. Ktoś mógł się nawet zgodzić na współpracę zakładając że będzie oszukiwał bo w razie odmowy bał się o rodzinę. Dziś młodzi mogą powiedzieć że mógł uciec i chować się po przysłowiowych lasach ale czasem były sprawy ważne i ważniejsze.
    Dziękuję za wiele słów uznania dla mnie i mojej siostry za przypominanie bohaterów drugiego szeregu od Barbary Utecht, p. Krzyśka, Rafała Kubary, p. Grzegorza…
    Cieszę się, że temat wywołał tak burzliwą, wielowątkową dyskusję. Nie jesteśmy jednomyślni, ale te wszystkie wpisy dały wiele do myślenia. Nawet wywołały rodzinną dyskusję u państwa Sietczyńskich.

  16. Symbol, twarz, legenda, to słowa, które padają w dyskusji na temat tego, kto był – no właśnie – symbolem/twarzą/legendą Solidarności. Odpowiedzi szuka się zwykle, stawiając dodatkowe pytania: kto zaczął strajk, kto naprawdę walczył, kto był wierny, kto porządny itd. W dyskusjach tych często pomija się jednak kwestię przywództwa, tzn. tego, czy dana osoba byłaby w stanie pociągnąć za sobą ludzi. Niestety nie wystarczają do tego uczciwość, oddanie sprawie, lojalność itp., a w wielu wypadkach cechy te są wręcz niepożądane. Liderami zostają ludzie obdarzeni uwodzicielską charyzmą, nietuzinkowym głosem i innymi wyróżniającymi ich (nie zawsze pozytywnie) cechami, a przede wszystkim ludzie obdarzeni pewnością siebie, która jest tak charakterystyczną, choć nie wyłączną, domeną psychopatów. Czy potrzebni są tacy liderzy? Zdecydowanie tak! Bez nich nie byłoby ruchów społecznych, a jedynie dyskusje przy kawie i papierosach. Nie dalej jak przedwczoraj prowadziłem w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej spotkanie z Mateuszem Marczewskim, autorem książki „Koliste jeziora Białorusi”, w której tak właśnie opisuje środowisko białoruskich opozycjonistów. To ludzie świadomi, wykształceni i oddani sprawie, gotowi podjąć ryzyko związane z konspiracją. Czy mają szansę pokonać reżim Łukaszenki? Raczej nie, bo nie ma wśród nich bezczelnego drania, który wyjdzie na ulicę i porwie tłumy. A jak komuś się ta interpretacja nie podoba, niech przyjrzy się swojej grupie, czy przypadkiem na jej czele nie stoi ktoś taki, za kim jednak idzie się, bo walczy w „słusznej sprawie”.

  17. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Ma rację pan Zarychta pisząc że do mechanizmu powstawania i funkcjonowania symboli trudno zastosować prawidła logiki. Bardzo trudno też walczyć z symbolami, mitami, legendami, które zakorzeniły się w świadomości, a może nawet podświadomości milionów ludzi. Czy wobec tego trzeba zaniechać wszelkich sprostowań i wyjaśnień i godzić się, żeby świadomość społeczna i narodowa zbudowana była na fałszywych mitach? Historia czy legenda powinna być nauczycielką życia?? Ludzie często wierzą w to w co chcą wierzyć, w to co jest dla nich z jakichś względów wygodne, czasem trudno im przestawić swoje myślenie. Też bardzo długo wierzyłem, że Lech Wałęsa nie donosił, że „coś tam podpisał”, ale nic złego z tego nie wynikało. A jednak donosił i wynikło z tego uwikłanie na całe życie, ustępstwa wobec ludzi dawnego ustroju i gnębienie wszystkich, którzy usiłowali dotrzeć do opinii publicznej z prawdą.
    Kontrowersje wokół życiorysu Lecha Wałęsy nie są kwestią czysto historyczną. Były prezydent jest wciąż osobą aktywną politycznie, która zaciekle broniąc swojego fałszywego mitu chroni interesy własne i środowisk ze sobą związanych. Ujawnienie dokumentów świadczących o współpracy LW z SB, dyskusje o tym jak ta współpraca wpłynęła na różne decyzje szefa Solidarności a potem prezydenta sprawiły, że jednak duża część społeczeństwa inaczej patrzy na wydarzenia związane z początkami lll RP. Dla wielu prostych ludzi, z którymi jestem związany LW jest symbolem, ale hipokryzji.
    Owszem, na historię nie można się obrażać, Lecha Wałęsy nie można z niej usunąć, ale nie można jej wybielać, upraszczać, fałszować w imię sztucznie jednoczących naród mitów.
    Uważam, że to co najbardziej zaważyło na zwycięstwie Solidarności to wytrwałość wielu tysięcy ludzi, którzy nie porzucili jej idei i woli zmian mimo dekady opresji. I to jest prawdziwa wartość.

Skomentuj Maria WANKE-JERIE Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *