Skok w dorosłość

Dziś przypada kolejna, 52. już, rocznica śmierci naszego Taty. Wspominałam Go w tekście „45 lat bez Niego” [LINK], a samo jego odchodzenie było dla nas, jego córek, skokiem w dorosłość. Nie byłyśmy wychowywane do trudów życia, rodzice nas chronili, otaczali troską i opieką. Ale przyszedł czas, gdy trzeba było błyskawicznie dorosnąć.

Ja i moja siostra w wieku trzech lat razem z rodzicami. Wrocław 1956 rok

Byłyśmy, jak to się kiedyś mówiło, panienkami z dobrego domu, do tego chorowite w dzieciństwie, urodzone jako wcześniaki, mało odporne, wymagające szczególnej opieki. Najpierw babcia, póki żyła, a potem mama, dbały przede wszystkim o nasze zdrowie. O regularne i przede wszystkim zdrowe odżywianie, spacery na świeżym powietrzu, ale ważne było byśmy nie zmarzły, ale i się nie zgrzały, bo to groziło przeziębieniem. Miałyśmy się dobrze uczyć, w czasie wakacji czytać lektury, wcześnie kłaść się spać… Byłyśmy posłuszne, dobrze się uczyłyśmy, a nasz Tato dbał o pozaszkolne zainteresowania, podsuwał książki, rozmawiał, dyskutował, opowiadał o świecie, historii, kształtował nasze umysły. Jako dzieci nie miałyśmy żadnych obowiązków domowych, po powrocie ze szkoły czekał na nas obiad, sprzątanie, ciężkie zakupy, mycie okien, pranie, prasowanie wykonywała gosposia. Jedyne zadanie, jakie nas spoczywało, to spełniać oczekiwania rodziców i nie sprawiać im kłopotów. Chyba jedyny, jaki sprawiałyśmy, to była choroba – grypa, angina, zapalenie oskrzeli lub płuc. No, moja siostra do tego zestawu dodała żółtaczkę zakaźną, której nabawiła się podczas szczepień na czarną ospę (pisała o tym w tekście „Epidemia” [LINK]). Później jeszcze doszło nadmierne odchudzanie, które martwiło rodziców (przypominam tekst mojej siostry „Kilka słów o odchudzaniu” [LINK]), ale nic poza tym.

Rodzice chronili nas do tego stopnia, że gdy zmarła nasza babcia od strony mamy (miałyśmy wtedy 7 lat), zataili ten fakt przed nami i przez długi czas udawali, że przebywa ona w szpitalu. Bardzo szybko domyśliłyśmy się prawdy, bo mama przestała jeździć do szpitala, zaczęła ubierać się na czarno i często popłakiwała. Rodzice ukrywali prawdę, a my ukrywałyśmy, że się jej domyślamy. Miałyśmy świadomość, że robią to dla naszego dobra, ale miałyśmy żal, że nie dane nam było pożegnać babci podczas uroczystości pogrzebowych.

Piszę o tym wszystkim, by uświadomić, jak bardzo byłyśmy wychuchanymi córeczkami, które nie mierzyły się z trudami życia.

Pierwszy skok w dorosłość to był czas przygotowań do matury. Nasza mama wylądowała w szpitalu, gosposia wyjechała do swojej rodziny na krótki urlop, druga babcia była niewidoma i niedołężna, wymagająca opieki… Nikt nie przejmował się naszą maturą i egzaminem wstępnym, które na nas czekały. Żadne korepetycje, jak dzisiaj, żadna pomoc. Naraz, oprócz nauki, spadły na nas wszystkie obowiązki domowe – zakupy, gotowanie (osobno dla babci), pranie i odwiedziny mamy w szpitalu. No i temu wszystkiemu sprostałyśmy, choć nikt nas wcześniej do takich obowiązków nie wdrażał. Maturę i egzamin zdałyśmy bardzo dobrze, ale przede wszystkim zdałyśmy pierwszy egzamin z życia. Niedługo potem przyszło nam zmierzyć się z jeszcze trudniejszym zadaniem.

Ja i moja siostra z naszym Tatą w czasie przerwy semestralnej. Duszniki 1970 rok

Gdy jako siedemnastolatki rozpoczynałyśmy studia na drugim roku matematyki (po pierwszym roku fizyki musiałyśmy uzupełnić różnice programowe i zdać brakujące egzaminy), nasz tato był już bardzo chory. Miał pełną świadomość, co mu jest (chorował na raka przełyku) i przygotowywał nas na swoje odejście. Tym razem my chroniłyśmy naszą mamę i razem z ojcem przekonywałyśmy, że to tylko przejściowe niedomagania. Mama, ze skłonnością do depresji, bardzo źle znosiła chorobę taty. Ostatnie dni, gdy odchodził, pamiętam, jakby to było wczoraj. Czuwałyśmy przy jego łóżku i łapałyśmy chwile, gdy jeszcze był świadomy, choć już bardzo cierpiał. Przekazywał najważniejsze wskazówki, na czas, gdy go już nie będzie. Przyprowadziłyśmy do niego księdza z ostatnią posługą… A potem nadszedł dla nas bardzo trudny czas. Mama trafiła do szpitala na oddziale dla chorych na depresję i nerwice, gosposia wyjechała… I naraz osiemnastolatki musiały stać się dorosłe. Studia, odwiedziny mamy w szpitalu i wspieranie jej na duchu, dom, potem przeprowadzka, bo mama nie chciała zostać z nami w tak dużym mieszkaniu. Czy nie popełniłyśmy błędów? Oczywiście, że tak. Wiele rodzinnych pamiątek i cennych przedmiotów oddałyśmy niemalże za bezcen, m.in. rosenthalowski serwis porcelany na 24 osoby, 22-tomową encyklopedię Gutenberga z okresu międzywojennego i inne „białe kruki”, antyczne meble… Szybko wyszłyśmy za mąż, w wieku 21 lat skończyłyśmy studia. Z wychuchanych córeczek mamusi i tatusia błyskawicznie musiałyśmy stać się samodzielne, odpowiedzialne za siebie i swoje czyny.

Dziś, gdy przyglądam się współczesnym nastolatkom, widzę, że są traktowane jakby były małymi dziećmi. Nie stawia im się wymagań, pomaga się im na każdym kroku, wspiera, otacza opieką, dowozi na zajęcia, opłaca i dowozi na korepetycje… Uważam jednak, że gdyby stanęły przed takimi wyzwaniami, jak my przed półwieczem, pewnie większość z nich dałaby sobie radę.

Gdy wybuchła wojna, młodzi też nie byli przygotowani do trudów życia w czasie okupacji, a stanęli na wysokości zadania. I wielu z nich wykazało się bohaterstwem, choć to były panienki i młodzieńcy z dobrego domu, nieobciążeni obowiązkami. Nie życzę dzisiejszym młodym takiego skoku w dorosłość, jaki przypadł nam w udziale, a zwłaszcza takiego, którego doświadczyli ich rówieśnicy w tragicznych latach wojny. Może dobrze, że mogą dłużej niż my, cieszyć się beztroskim dzieciństwem?

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *