Samobójstwo Piotra S.? „Jest dla mnie bohaterem. To desperacki, ale bohaterski czyn” – powiedział bp Tadeusz Pieronek. Te słowa, w sposób oczywisty sprzeczne z nauczaniem Kościoła, które zostały wypowiedziane w popularnym programie ogólnopolskiej telewizji, dowodzą postępującego pomieszania pojęć, w jakim przyszło nam żyć. Spór polityczny przenosi się na podstawowe wartości, na sprawy życia i śmierci.
„Biskup Tadeusz Pieronek jako obywatel III RP ma prawo wyrażać swoje zdanie w sprawach politycznych i społecznych. Jednak jako katolicki kapłan nie ma żadnego prawa łamać Przykazań Bożych” – napisał na Facebooku ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Nie podzielam do końca tej opinii, uważam bowiem, że nawet jako obywatel nie powinien gloryfikować samobójstwa.
Rzeczpospolita z 7 listopada donosi, że wzrasta liczba nastolatków, którzy wolą odebrać sobie życie niż walczyć z trudnościami. W 2017 roku może paść tragiczny rekord liczby samobójstw – od początku roku do października na swoje życie targnęło się 440 nieletnich, a 66 z nich zmarło. Większość z usiłujących przerwać swoje życie (433 osoby) miała między 13 a 18 lat, pozostałe przypadki to dzieci w wieku siedmiu do dwunastu lat – informuje „Rzeczpospolita”, opierając się na policyjnych statystykach. Zdaniem psychologa społecznego prof. Edwarda Nęckiego wzrost liczby samobójstw to konsekwencja zmiany stylu życia, nastawienie na budowanie pozycji, prestiżu i dobrobytu, słabsze jednostki nie radzą sobie z presją ze strony rodziców, nauczycieli i rówieśników.
W tej sytuacji jakiekolwiek pochwalanie samobójstwa i nazywanie go bohaterstwem jest karygodne. „Dostaję sygnały od terapeutów, że sprawa jest poważna” – napisała na Twitterze Katarzyna Jarkiewicz, podkreślając w kolejnych tweetach, że Kościół musi jasno, poprzez kapelanów szpitali i duszpasterzy, potępić gloryfikację samobójstwa. Samobójstwo to tragedia. „Nie należy tego gloryfikować i rozniecać mody na «odważną śmierć». To szkodzi wszystkim” – napisała @Ignatianum.
To, co dzieje się w przestrzeni publicznej w związku z samobójczą śmiercią Piotra S., jest igraniem z życiem ludzi na potrzeby polityczne. Nie wolno zapominać, że wśród nas są także ludzie chorzy na depresję, a jesień to czas nawrotu choroby i nasilenia jej objawów. Jednym z nich są myśli samobójcze, które w skrajnych przypadkach prowadzą do targnięcia się na swoje życie. Głównie z tego powodu chorzy na depresję są hospitalizowani.
Sprawa wykorzystywania samospalenia Piotra S. do bieżącej gry politycznej ma więc ważny aspekt moralny, ale także prawny.
Przypomnę, co na temat samobójstwa mówi Katechizm Kościoła Katolickiego:
KKK 2280 Każdy jest odpowiedzialny przed Bogiem za swoje życie, które od Niego otrzymał. Bóg pozostaje najwyższym Panem życia. Jesteśmy obowiązani przyjąć je z wdzięcznością i chronić je ze względu na Jego cześć i dla zbawienia naszych dusz. Jesteśmy zarządcami, a nie właścicielami życia, które Bóg nam powierzył. Nie rozporządzajmy nim.
KKK2281 Samobójstwo zaprzecza naturalnemu dążeniu istoty ludzkiej do zachowania i przedłużenia swojego życia. Pozostaje ono w głębokiej sprzeczności z należytą miłością siebie. Jest także zniewagą miłości bliźniego, ponieważ w sposób nieuzasadniony zrywa więzy solidarności ze społecznością rodzinną, narodową i ludzką, wobec których mamy zobowiązania. Samobójstwo sprzeciwia się miłości Boga żywego.
KKK2282 Samobójstwo popełnione z zamiarem dania „przykładu”, zwłaszcza młodym, nabiera dodatkowo ciężaru zgorszenia. Dobrowolne współdziałanie w samobójstwie jest sprzeczne z prawem moralnym. Ciężkie zaburzenia psychiczne, strach lub poważna obawa przed próba, cierpieniem lub torturami mogą zmniejszyć odpowiedzialność samobójcy.
KKK2283 Nie powinno się tracić nadziei dotyczącej wiecznego zbawienia osób, które odebrały sobie życie. Bóg, w sobie wiadomy sposób, może dać im możliwość zbawiennego żalu. Kościół modli się za ludzi, którzy odebrali sobie życie.
Wyraźny sygnał popłynął też ze strony Episkopatu Polski – na oficjalnym profilu Biura Prasowego Konferencji EP @EpiskopatNews ukazał się tweet następującej treści: „Wobec toczącej się dyskusji przypominany nauczanie zawarte w Katechizmie Kościoła Katolickiego” z dołączonymi zapisami Katechizmu na temat samobójstwa, które prztoczyłam.
Dlatego zdumiewa, gdy katolicki ksiądz określa czyn Piotra S. jako bohaterski, tym samym go pochwalając. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski powtarza jednoznacznie, że to złamanie V przykazania „Nie zabijaj” i cytuje fragment Ewangelii św. Mateusza: „Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza”.
Namawianie do samobójstwa jest nie tylko moralnie naganne, ale także jest przestępstwem. Mówi o tym Kodeks karny – w art. 151 ustawodawca określił specyficzny rodzaj przestępstwa polegający na namowie innej osoby do popełnienia przez nią samobójstwa, jak i pomocy w doprowadzeniu takiej osoby do targnięcia się na własne życie. Czyn taki jest zagrożony karą od 3 miesięcy do 5 lat (a zatem jest on występkiem).
Sprawa samobójstwa Piotra S. wykorzystywana przez jedną stronę sporu politycznego do obciążenia nią rządzących i drugą – do wskazania jako winnych przedstawicieli opozycji i wspierających ją dziennikarzy, którzy obecną sytuację w Polsce przyrównują do czasów komunizmu i desperackich aktów samospalenia Ryszarda Siwca w 1968 roku czy Jana Palacha w 1969 roku w Pradze.
Czy dzisiaj, jak w czasach komunizmu, szaleje cenzura? Czyż obecnie nie są dostępne dla każdego demokratyczne formy wyrażania swoich poglądów? Jak można dzisiejsze czasy porównywać do ponurych lat sześćdziesiątych?
„Wciąż myślę o Piotrze S. Co może doprowadzić człowieka do takiego kroku? Jaka rozpacz? Jakie poczucie bezsilności?”– napisał ks. Adam Boniecki w editorialu do Tygodnika Powszechnego, podkreślając, że jego samobójcza śmierć jest wyrazem miłości Ojczyzny, nie mógł bowiem znieść kolejnych posunięć władzy. Jestem zdumiona i poruszona tymi słowami, nie dlatego, że mnie przekonują, tylko dlatego, że głęboko się z nimi nie zgadzam. Mój sprzeciw budziła już forma protestu lekarzy-rezydentów. Głodówka była radykalnym sposobem sprzeciwu, gdy nie wolno było strajkować czy w inny sposób wyrażać swoich poglądów. Była właściwa dla ustroju totalitarnego. Nie sprzeciwiałam się powodom protestu, ale przesadnej formie.
Tym bardziej akt samospalenia jest radykalnie nieadekwatny do obecnej sytuacji. Gloryfikacja tego aktu i czynienie z niego manifestu politycznego jest – moim zdaniem – karygodnym nadużyciem.
Życie dopisało ponury epilog do tej smutnej historii – we wtorek 7 listopada w godzinach południowych w odległości około 200 metrów od gmachu Sądu Rejonowego w Rzeszowie podpalił się 40-letni mężczyzna. W stanie ciężkim trafił do szpitala. Czy ci, którzy nazywali czyn Piotra Szczęsnego bohaterstwem, nie mają sobie nic zarzucenia?
Maria WANKE-JERIE
Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).
Mój ostry sprzeciw wobec gloryfikacji samobójstwa i prezentacji go jako najwznioślejszej formy manifestacji sprzeciwu wobec funkcjonowania państwa i jego organów nie tylko odnosi się do etycznego i psychologicznego wymiaru tego czynu. Tak, to przede wszystkim,ale również do tego,że to wyraża pogardę dla każdego z nas,którzy żyją,pracują,cierpią i przechodzą często dramatyczne chwile w swoim życiu, również z powodu swych wyborów politycznych.Ktoś traci pracę,musi zweryfikować swoje spojrzenie na dotychczasowe działania,przemodelować może kierunek życia,jaki prowadzi.To proces bolesny dla wielu,zwłaszcza gdy wiąże się z nim być może również wyrzut sumienia,że czegoś nie dostrzegliśmy,coś źle oceniliśmy,kogoś skrzywdziliśmy swym myśleniem i działaniem. Ucieczka w samobójstwo to objaw tchórzostwa:nie trzeba stawiać czoło swym wyborom życiowym, nie trzeba je oceniać,można ustawić się w sytuacji ofiary i męczennika. Wspieranie takich postaw,zwłaszcza przez media i uznane autorytety społeczne, uwłacza godności ludzkiej jako takiej – bo co można na taki manifest odpowiedzieć?Kolejnym samobójstwem jeszcze bardziej manifestacyjnym?Jeszcze bardziej medialnym? Gdy jesteśmy już zanurzeni w obchody 100-lecia naszej niepodległości, to powinna nam towarzyszyć refleksja,że państwo budują wszelkie działania podejmowane przez różne środowiska,różne opcje polityczne i różne ideologie.Dezerterować z tego prawa i obowiązku obywatelskiego się nie powinno,bo też nasi przodkowie tak nie postępowali, niezależnie,czy byli u władzy,czy byli stale w opozycji.Sama władza też nie jest miernikiem sukcesu społecznego.Gdyby tak ludzie myśleli w okresie PRL, to komunizm by dalej trwał w najlepsze. Gloryfikować samobójstwa podejmowanego z powodów politycznych nam się po prostu dziś nie opłaca:mamy czasy nie sprzeciwu,a budowania,tworzenia i wyłaniania się przyszłości dla naszej Ojczyzny.Potrzeba każdych rąk i każdego serca.Nie jest nas dużo: daj Bóg,by choć 400 tys. dzieci się co roku rodziło.Ubytek każdej duszy,czy poprzez emigrację,czy samobójstwo to strata nie do odrobienia dla Polski. Samobójstwo to przy tym strata nieodwracalna. Nie gloryfikujmy samobójstwa i to w 100-lecie niepodległości!Trzeba nam żyć i pobudzać do życia innych,wspierać wszelkie działania za życiem, w różnych wymiarach i w różnych obszarach i niech media w tym uczestniczą jak najszerzej.Niech nie dezerterują z tej służby,bo wtedy właśnie zachowują się jak samobójcy i do samobójstwa popychają!
Samobójstwo jako tchórzostwo, ucieczka przed hasłem mnóżcie się i zaludniajcie, a także jako przejaw lenistwa psychicznego.Mało tu zrozumienia dla cudzej duszy.Dużo przekonania o własnej siłe. Nie nazywaliśmy bohaterami Pana Michała i Ketlinga, gdy się wysadzili w twierdzy?
Samobójstwo w przypadku zdrowych osób jest nielogiczne.Jak wiele dobra mogli by zrobić zabijając tych co ich krzywdzą zamiast siebie. Tezą bez sensu, warta przemyślenia.
Śmierć Piotra S. została cynicznie wykorzystana do gry polityczno- kościelnej! Zadziwiające są słowa niektórych księży, może myślą że w ten sposób zreformują Kościół. staram się patrzyć obiektywnie na tą tragedię..Społeczeństwo niestety w znacznym stopniu gloryfikuje samobójstwo!problemy psychiczne nie są objawami bohaterstwa a raczej ucieczki i nieumiejętności poradzenia sobie z dzisiejszym tempem życia. Pozycja, prestiż, presja to obecnie chyba Najgroźniejsza choroba Narodowa…dzieci jak i dorośli są Zamęczani i po prostu nie wytrzymują psychicznie!
Z mojego dziennikarskiego punktu widzenia: Informować o samospaleniach? Tak, byle bez nadużywania przymiotników. Kreować takich samobójców na bohaterów narodowych i dorabiać do ich czynu polityczne ideologie, choćby tylko pośrednio, manipulując faktami? Zdecydowanie nie!
Samobójstwo to krzyk bezsilności osoby, która w zderzeniu z rzeczywistością nie ma szans i nadziei. Pozbawiona ich została najczęściej przez otoczenie. Głęboka niezgoda na rzeczywistość może skutkować albo wewnętrznym eskapizmem albo ucieczką z niej w sposób ostateczny z pozostawieniem po sobie przesłania, by śmierć nie pozostała niezauważona. To swoisty manifest. Czy to tchórzostwo? A czy głos żywego, szarego człowieka byłby słyszalny? Śmiem wątpić. Nie łączmy samobójstw dzieci i młodzieży z samobójstwami osób dojrzałych.
Osoby dojrzałe mogą chorować na depresję, a jej skutkiem są próby samobójcze, niestety czasem udane. Chcę o depresji i dramacie tej choroby napisać odrębny tekst. Natomiast nagłośnienie samobójstw może skutkować upowszechnianiem tej formy protestu.
Na mechanizm samobójczego naśladownictwa, czyli efekt Wertera, zwrócił uwagę publicysta „Gościa Niedzielnego” Tomasz Rożek. Do literatury określenie to wprowadził amerykański socjolog David Philips, a nazwę efekt zawdzięcza imieniu głównego bohatera napisanej przez Goethego powieści „Cierpienia młodego Wertera”. Badania Philips prowadził w latach siedemdziesiątych XX wieku i już wtedy zauważono, że efekt naśladownictwa jest wzmacniany, gdy opisy śmierci podaje się ze szczegółami. Gdy samobójca umiera długo i w cierpieniu, gdy upublicznia się wizerunek zrozpaczonych krewnych samobójcy, gdy publikuje się list w których samobójca wyjaśnia swoje motywy i gdy te motywy poddaje się w mediach analizie. Psychologowie twierdzą, że w tym jest tak duży „potencjał identyfikacyjny”, iż osoby o słabszej osobowości, które już wcześniej rozważały samobójstwo, są tymi informacjami wręcz popychane do tragicznych czynów. Niewiele rzeczy tak jasno jak efekt Wertera – pisze Rożek –ilustruje ogromną odpowiedzialność mediów i pracujących w nich dziennikarzy. Światowa Organizacja Zdrowia kilka lat temu stworzyła nawet dokument z wytycznymi dla dziennikarzy jak pisać o samobójstwach, tak, żeby nie prowokować naśladowców.
Efekt Wertera potwierdziło – niestety – tragiczne wydarzenie w Rzeszowie. Naśladowca Piotra Szczęsnego zmarł w szpitalu nie odzyskawszy przytomności. Kto wie, czy ów czterdziestoletni desperat posunąłby się do tak drastycznego czynu, gdyby nie nadanie sprawie Piotra S. tak wielkiego rozgłosu. Programy informacyjne antyrządowych stacji nadawały na żywo relacje z Placu Defilad, były wypowiedzi uczestników akcji upamiętniania „Szarego Człowieka”, gazety zamieszczały nekrologi od obcych, nie bliskich osób, były specjalne wydania programów publicystycznych na ten temat. O wypowiedziach duchownych już nie wspomnę.
Tak, ten efekt jest mi znany. I podobnie jak dziennikarza powyżej oburza mnie brukowe informowanie o tego rodzaju śmierci. Rozgrywanie jej dla swoich celów. Dojrzały człowiek chorujący na depresję, proszę pamiętać, że leki doskonale potrafią pomoc i nie zaburzają świadomego i normalnego postrzegania otaczającego świata, również postawieni w niemocy i bezradności wobec zdarzeń na które nie mają wpływu, jednak chcą coś zrobić by zwrócić uwagę na problem. Jest natomiast gros osób, które odchodzą w cichej rezygnacji. Bez hałasu i ostentacji, ale również w odpowiedzi na uderzenie rzeczywistości społecznej czy politycznej.
Często spotykam osoby popełniające samobójstwo na raty. Spalające się we frustrującej niezgodzie na to co robi im władza, społeczeństwo czy ekonomia. I kiedy choruje psyche, wysiada soma. I nagle serce przestaje bić. Udar, zawał…Czy to nie rodzaj samobójstwa?
Wokół depresji narodziło się wiele mitów. Niestety trzymają się one mocno. A moda na rzekomą depresję, zamiast zwyczajnej chandry czy zmęczenia porodziła szarlatanów i pseudo znawców jak Pawlikowska i Grzesiak.
Przeżyłam kiedyś samobojczą śmierć koleżanki. Nastolatka nie otrzymała cenzury do kolejnej klasy. Powiedzenie „ja się zabiję „często rzucane stało się faktem. Szok, niedowierzanie. Musielismy sobie sami z tym poradzić, nie bylo w szkole psychologa. Była jedynaczką. Często spotkałam jej mamę. Dzisiaj kiedy słyszę o ilości samobójstw wśród młodych ludzi wraca bolesne wspomnienie.
Samobójcy są skrajnymi egoistami.Pozbawiajac sie życia zapominają o bliskich osobach które muszą zmagać sie z tym aktem do konca życia.Zdrowy człowiek nigdy nie zdobędzie się na taki czyn.Chory jest sam ze swoja frustracją.Sam wsrod tłumu. Ogladalam „Czarno na białym”poświęcone „szaremu czlowiekowi”i do tej pory nurtuje mnie pytanie gdzie byli ci wszyscy ludzie opowiadający o człowieku ktory zyl wsrod nich i zadnemu z nich nie był w stanie opowiedzieć o tym co zamierza zrobić. W tym konkretnym przypadku to bylo zaplananowane samobojstwo a nie akt desperacji.Ksieza gloryfikujacy ten akt powinni ponieść surowe konsekwencje.W tematach zasadniczych dotyczacych dekalogu nie maja prawa mieć „prywatnych opinii”.Szczerze wspolczuje tak po ludzku Rodzinie która zostala w tak brutalny sposób wykorzystana przez bezmyślne media.
Skrajnymi egoistami są ludzie, bliscy, którzy nie zauważyli planów samobójczych Szarego Człowieka. Gdzie byli? Teraz płaczą. A czy z uwagą wysłuchiwali jego przemyśleń? Czy z należytą powagą traktowali jego poglądy? Oni nie tyle nie wiedzieli, co przeoczyli sygnały. Czasami są one bardzo wyraźne, czasami mniej. Ale osoba, która uważa się za przyjaciela, za rodzinę powinna znać najbliższego bardziej niż powierzchownie. Ilu z nas egoistycznie lekceważy słowa drugiego czlowieka, że jest już zmęczony, że nie da rady. Że musi coś z tym zrobić. Macha ręką. Takie gadanie. Tymczasem to nie jest gadanie. To rodzący się w głowie plan, który nie będzie ujawniony, ponieważ nie było dookoła zaufanej osoby, której można się zwierzyć. Która nie oleje, nie wyśmieje.
KK dawno już odszedł od bezwzględnego potępiania samobójców i chowania ich na niepoświęconej ziemi. Każdorazowo taki czyn jest rozpatrywany indywidualnie i z takim rozpatrywaniem mieliśmy do czynienia. A nie z gloryfikacją, czy pochwałą.
Inna sprawą jest czynienie z tej śmierci igrzysk politycznych przez media. Tu mojej zgody nie ma. I pisanie o niej jak o metodzie na ból istnienia, co powoduje przytoczony tu efekt Wertera.
„Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni.” Nie wiesz co ma w duszy/sercu drugi czlowiek – to wie tylko Bog – wiec Nie sądź. Zreszta jak mowi przyslowie : KAŻDY SĄDZI WEDŁUG SIEBIE 😉
Pewna bliska mi osoba kilkanaście lat temu próbowała popełnić samobójstwo, wzięła sporo tabletek, ale na szczęście przeżyła. Przyczyną był kryzys w związku. Leżała potem kilka tygodni w szpitalu psychiatrycznym, odwiedzałam ją tam, ale się pozbierała, dziś normalnie żyje i pracuje. Mówi, że wtedy uznała, że nie jest godna żyć, bo tamten pan jej nie chciał.
Pod moją zapowiedzią tego tekstu na Facebooku pojawiły się komentarze. Przytaczam niektóre z nich.
Grzegorz Filip
Marysiu, dwaj kapłani, których opinie przywołujesz, mówili już w przeszłości różne dziwne rzeczy publicznie i nikt rozsądny ich poważnie nie traktuje. Dobrze, że poruszyłaś ten temat. Pamiętajmy jednak, że problem samobójstw dotyczy w dużym stopniu dorosłych, nie tylko młodzieży, ludzi po 50-tce. 5 tysięcy osób rocznie odchodzi w Polsce śmiercią samobójczą. To więcej niż w wypadkach drogowych. Wskaźnik rośnie zwłaszcza w grupie starszych mężczyzn, bo wśród kobiet to raczej usiłowania. Polska nie ma programu ani strategii zapobiegania samobójstwom, taki program teraz się tworzy. Pisaliśmy o tym w Forum Akademickim 7-8/2017 (https://prenumeruj.forumakademickie.pl/fa/2017/07-08/).
Krzysztof Gorzkowski
Uważam, że decyzja o samobójstwie to szczyt ostatecznej determinacji. Na samounicestwienie w imię jakiejś ważnej idei. decydują się nieliczni, więc należy takich ludzi szanować. W imię szacunku dla tych ludzi należy się pochylić nad motywacją takich aktów. Bo nimi kierowało m.in. właśnie to abyśmy się zastanowili, jak ważkie dla naszego życia są powody ich samobójstwa. Pozdrawiam Ciebie Małgosiu i Marysię
Pochwała samobójstwa jest zawsze czymś nagannym a czasem karygodnym. Medialny szum wokół samobójców jest niewątpliwie zachętą dla następnych zdesperowanych ludzi. Wszystko to bardzo jednoznacznie wykazała Pani w tekście i trudno tu coś dodać. Uważam jednak, że trzeba również trzeba zachować wyjątkową ostrożność w krytyce i wszelkich ocenach samobójców. Każdy przypadek jest inny. Wrażliwość, sposób myślenia i reagowania u takich ludzi są różne i z reguły bardzo trudne do zrozumienia dla tych, którzy nigdy nie doświadczyli podobnych stanów psychicznych. Mówienie, że samobójstwo jest tchórzostwem na pewno nie powstrzyma człowieka przytłoczonego problemami, dla których nie widzi szans rozwiązania,a który nie ma ambicji aby być (cichym) bohaterem. Pomóc może tylko dobry psycholog lub psychiatra. Sęk jednak w tym, że jeszcze bardzo duży % naszego społeczeństwa za żadne skarby do tego typu lekarza nie pójdzie: „Nie jestem przecież szaleńcem” , „Jakby się ktoś znajomy się przypadkiem dowiedział to byłbym spalony w środowisku, może nawet z pracy by mnie zwolnili”. Trzeba wciąż przekonywać, że psychiatra też jest dla ludzi,a problemy psychiczne mogą dotknąć każdego i są chorobą tak jak reumatyzm czy wrzody żołądka.
Warto też zwrócić uwagę, że w parze z depresją do bardzo wielu samobójstw przyczynia się alkohol, narkotyki i tzw. dopalacze.
Samobójstwa nie należy pochwalać, tym bardziej gloryfikować; jednak należy powstrzymać się oceny czynu.
Nie znamy do końca wszystkich okoliczności, które popchnęły samobójcę do takiego kroku.
Takie jest stanowisko Kościoła; Kościół nie wyraził ostatecznego zdania na temat Judasza.
Skoro nie powinno się gloryfikować czynu Piotra S, który publicznie popełnił samobójstwo przez samospalenie, to jak należy tłumaczyć czyny Jana Palacha i Ryszarda Siwca? Obaj podobnie podpalili się na oczach ludzi i dziś uznawani są za bohaterów. Obaj tez maja swoje ulice- Palach we Wrocławiu ,a Siwiec w Warszawie.
Ostatnio mało komentowałam wpisów na blogu i na TT, ze względu na bardzo słaby wzrok, który gwałtownie pogorszył się po wakacjach. Teraz, gdy przeszłam zabieg usunięcia zaćmy , jest nieco lepiej i częściej będę się mogła wypowiadać.
Pisanie o tchórzostwie samobójców z miękkiego fotela za biurkiem to prosta sprawa. Wystarczy jednak popracować trochę w szpitalu psychiatrycznym lub w hospicjum onkologicznym by zrozumieć ludzi pozbawiających się życia z powodu choroby. Ale po co, o wiele łatwiej jest ferować wyroki.
Okropne oczywiście jest to medialne wychwalanie bohaterstwa, bo to jest tragedia. Nie robimy jednak nic, by to zmienić. Nawet widać to wyżej w komentarzach – pogardę dla innego człowieka. Innego, może chorego, może po prostu słabszego, może pozostawianemu samemu sobie przez lata. Pogardę, którą widać choćby w tym, o czym dziś pisze Gazeta Wrocławska – komentarze pod akcją służb udaremniających samobójczy skok kobiety z mostu w Bolesławcu. Takich komentarzy czytam setki za każdym razem.
Co do programu zapobiegania samobójstwom – cieszę się, że powstaje. Choć widzę, że coraz więcej targnięć się na życie bierze się z biedy, nagłej utraty pracy, braku zrozumienia dla depresji, bo „przecież nic ci nie jest, weź się w garść”. Tu leżą prawdziwe problemy.
I z trzeciej strony, bo przyzwyczaić się trzeba do tego, że każdy medal ma ich trzy. Otóż czy pisanie o samobójstwie, nawet w taki sposób, po raz kolejny, nie jest ciekawą dyskusją a kolejnym drążeniem tematu? Warto i o tym może pomyśleć. Oczywiście, ten blog to nie brukowiec, ale nawet tu dostało się liberalnym księżom, samobójcom, rodzinie zmarłego, mediom i określonej linii politycznej. A przecież tak naprawdę wystarczyłaby zwyczajna modlitwa.
Desperacki akt, jakim jest targnięcie się na własne życie to w pewnym stopniu tajemnica – bo nikt nie wie, co dzieje się w człowieku w takim momencie. Przytoczone przez Autorkę fragmenty z Katechizmu również to podkreślają – że mimo że jest to stanięcie przeciw Dawcy Życia, to jednak nie można jednoznacznie potępić samobójcy. Wręcz mowa jest o zmniejszonej niekiedy świadomości i dobrowolności takiego czynu… Minęły już czasy, w których chowało się samobójców w niepoświęconej ziemi…
Tym bardziej więc nie jest właściwe zarówno gloryfikowanie samobójstwa i nazywanie go odwagą, ani też potępianie i pogarda, jak również wykorzystywanie tragedii ludzkich do politycznej wojny.
Przychodzi mi na myśl jeden przypadek (może jeszcze oprócz przytoczonego wyżej p.Siwca) samobójstwa, które w swojej wymowie bardziej było świadomym oddaniem życia z miłości do najbliższych niż targnięciem się na nie w desperacji i amoku. Mianowicie chodzi o historię przytoczoną we wspomnieniach Stefanii Grodzieńskiej. Łódź, wielki kryzys w 1929 roku, bankrutujące na potęgę fabryki. Nastoletnia Stefania, wychowywana przez Dziadków wspimina dwa obrazy: płonące fabryki (podpalane przez właścicieli, by dostać ubezpieczenie) oraz karawany z trumnami właścicieli, którzy umierali na serce lub popełniali samobójstwo. Dziadek Stefnii również zbankrutował, komornik zabrał rodzinie prawie wszystko… W czasie pobytu Stefci na obozie Dziadek umarł na zawał. Tak zapisał zaprzyjaźniony lekarz w akcie zgonu. Ale faktycznie było to doskonale przygotowane samobójstwo, wystudiowana przez długi czas symulacja ataku serca. Dziadek wcześniej ubezpieczył się na życie…. Dzięki temu, że oficjalnie zmarł na zawał, zapewnił Żonie i wnuczce środki na życie…
Czytałam owe wspomnienia już dawno, ale ta historia szczególnie mnie poruszyła…
Potrzeba mniej dyskusji i politykowania nad trumnami samobójców a więcej modlitwy o ich zbawienie i za tych, których zostawili… A jeszcze bardziej potrzeba czujności i wrażliwości, by umieć w porę dostrzec, że z kimś dzieje się coś niepokojącego i móc choć spróbować zapobiec tragedii…
Dziękuję za ten tekst!
Bardzo trudno jest ocenić ludzi targających się na swoje życie. Dużo łatwiej wydaje się jest ocenić jego otoczenie. Czy zrobili wszystko, aby chociaż dostrzec problem? Widzimy to, co chcemy widzieć. Samobójców przybywa i przybywać będzie. Dzisiejszy świat to dżungla. Albo się utrzymasz i dostosujesz, albo walczysz o życie. Co się z nami stało?
Dziękuję za wielowątkową, pogłębioną dyskusję na temat poruszony w tekście, w którym poruszyłam jeden tylko aspekt rozległego zagadnienia dotyczącego samobójstw , a mianowicie, czy godzi się gloryfikować odbieranie sobie życia jako akt sprzeciwu i czynienie z desperackiego czynu manifestu politycznego. Dyskusja wyszła znacznie poza ramy tego tekstu. Adam Kłykow, doświadczony dziennikarz na pytanie, czy informować o samospaleniach, odpowiada tak, ale bez nadużywania przymiotników. Jednoznaczne, zdecydowane nie, mówi natomiast wszelkim próbom kreowania samobójców na bohaterów narodowych, zwłaszcza gdy dorabia się do tego polityczne ideologie. Dziękuję za ten głos. W dyskusji pojawił się problem depresji, która jest jedną z głównych przyczyn samobójstw – o tym szerzej napisze moja siostra, a tekst ukaże się zaraz po północy. Samobójstwo może być tez aktem desperacji w obliczu niepowodzeń życiowych. Wiem o tym bardzo dobrze, bowiem samobójstwo popełnił mój dziadek, który w wyniku kryzysu gospodarczego lat trzydziestych ubiegłego wieku zbankrutował i nie potrafił podołać presji tej sytuacji. Pewnie jego grób we Lwowie już nie istnieje, nie miałam szans by go poznać, bo odebrał sobie życie grubo przed moim urodzeniem. Ale jego pamięć i wspomnienie tego tragicznego końca przetrwało w naszej rodzinie. Głęboko wierzę, że Pan Bóg, który jako jedyny wie naprawdę co pcha do takiego czynu, jaka jest świadomość lub jej brak w momencie jego popełniania, wybaczy to mojemu dziadkowi. Modlę się za niego i wypraszam miłosierdzie Boże. Dlatego nie zgadzam się z tezą, że samobójcy to egoiści. Bardzo trudno jest ocenić ludzi targających się na swoje życie. Dużo łatwiej wydaje się jest ocenić jego otoczenie. Czy zrobili wszystko, aby chociaż dostrzec problem – napisał pan Grzegorz. Dziękuję za te słowa.
Myślę że nie mamy prawa potępiać takich ludzi bo musieli być w skrajnie trudnym stanie decydując się na podjęcie tego kroku. Osoba o której wspominam potrafiła wyskakiwac z mojego auta i biegać po ulicy w centrum Wrocławia w celu zostania przejechana. A wiozlam ja wtedy do prywatnego ośrodka leczenia. Wyła z bólu duszy. Na szczęście mądra lekarka jej pomogła. A co do kontekstu religijnego to już na katechezie w mojej podstawówce ksiadz wspominal ze osoba popełniająca samobójstwo jest w tak silnym stresie, że nie może w pełni odpowiadać za swoje czyny. Dlatego wraz z rozwojem wiedzy medycznej i psychologii odstąpiono od moim zdaniem okrutnego zwyczaju grzebania samobójców poza cmentarzem.
Mój ostry sprzeciw wobec gloryfikacji samobójstwa i prezentacji go jako najwznioślejszej formy manifestacji sprzeciwu wobec funkcjonowania państwa i jego organów nie tylko odnosi się do etycznego i psychologicznego wymiaru tego czynu. Tak, to przede wszystkim,ale również do tego,że to wyraża pogardę dla każdego z nas,którzy żyją,pracują,cierpią i przechodzą często dramatyczne chwile w swoim życiu, również z powodu swych wyborów politycznych.Ktoś traci pracę,musi zweryfikować swoje spojrzenie na dotychczasowe działania,przemodelować może kierunek życia,jaki prowadzi.To proces bolesny dla wielu,zwłaszcza gdy wiąże się z nim być może również wyrzut sumienia,że czegoś nie dostrzegliśmy,coś źle oceniliśmy,kogoś skrzywdziliśmy swym myśleniem i działaniem. Ucieczka w samobójstwo to objaw tchórzostwa:nie trzeba stawiać czoło swym wyborom życiowym, nie trzeba je oceniać,można ustawić się w sytuacji ofiary i męczennika. Wspieranie takich postaw,zwłaszcza przez media i uznane autorytety społeczne, uwłacza godności ludzkiej jako takiej – bo co można na taki manifest odpowiedzieć?Kolejnym samobójstwem jeszcze bardziej manifestacyjnym?Jeszcze bardziej medialnym? Gdy jesteśmy już zanurzeni w obchody 100-lecia naszej niepodległości, to powinna nam towarzyszyć refleksja,że państwo budują wszelkie działania podejmowane przez różne środowiska,różne opcje polityczne i różne ideologie.Dezerterować z tego prawa i obowiązku obywatelskiego się nie powinno,bo też nasi przodkowie tak nie postępowali, niezależnie,czy byli u władzy,czy byli stale w opozycji.Sama władza też nie jest miernikiem sukcesu społecznego.Gdyby tak ludzie myśleli w okresie PRL, to komunizm by dalej trwał w najlepsze. Gloryfikować samobójstwa podejmowanego z powodów politycznych nam się po prostu dziś nie opłaca:mamy czasy nie sprzeciwu,a budowania,tworzenia i wyłaniania się przyszłości dla naszej Ojczyzny.Potrzeba każdych rąk i każdego serca.Nie jest nas dużo: daj Bóg,by choć 400 tys. dzieci się co roku rodziło.Ubytek każdej duszy,czy poprzez emigrację,czy samobójstwo to strata nie do odrobienia dla Polski. Samobójstwo to przy tym strata nieodwracalna. Nie gloryfikujmy samobójstwa i to w 100-lecie niepodległości!Trzeba nam żyć i pobudzać do życia innych,wspierać wszelkie działania za życiem, w różnych wymiarach i w różnych obszarach i niech media w tym uczestniczą jak najszerzej.Niech nie dezerterują z tej służby,bo wtedy właśnie zachowują się jak samobójcy i do samobójstwa popychają!
Samobójstwo jako tchórzostwo, ucieczka przed hasłem mnóżcie się i zaludniajcie, a także jako przejaw lenistwa psychicznego.Mało tu zrozumienia dla cudzej duszy.Dużo przekonania o własnej siłe. Nie nazywaliśmy bohaterami Pana Michała i Ketlinga, gdy się wysadzili w twierdzy?
Parafrazując klasyka – nie ma w słowniku kulturalnego człowieka słów odpowiednich, którymi można opisać pewne kanalie.
Samobójstwo w przypadku zdrowych osób jest nielogiczne.Jak wiele dobra mogli by zrobić zabijając tych co ich krzywdzą zamiast siebie. Tezą bez sensu, warta przemyślenia.
Śmierć Piotra S. została cynicznie wykorzystana do gry polityczno- kościelnej! Zadziwiające są słowa niektórych księży, może myślą że w ten sposób zreformują Kościół. staram się patrzyć obiektywnie na tą tragedię..Społeczeństwo niestety w znacznym stopniu gloryfikuje samobójstwo!problemy psychiczne nie są objawami bohaterstwa a raczej ucieczki i nieumiejętności poradzenia sobie z dzisiejszym tempem życia. Pozycja, prestiż, presja to obecnie chyba Najgroźniejsza choroba Narodowa…dzieci jak i dorośli są Zamęczani i po prostu nie wytrzymują psychicznie!
Z mojego dziennikarskiego punktu widzenia: Informować o samospaleniach? Tak, byle bez nadużywania przymiotników. Kreować takich samobójców na bohaterów narodowych i dorabiać do ich czynu polityczne ideologie, choćby tylko pośrednio, manipulując faktami? Zdecydowanie nie!
Samobójstwo to krzyk bezsilności osoby, która w zderzeniu z rzeczywistością nie ma szans i nadziei. Pozbawiona ich została najczęściej przez otoczenie. Głęboka niezgoda na rzeczywistość może skutkować albo wewnętrznym eskapizmem albo ucieczką z niej w sposób ostateczny z pozostawieniem po sobie przesłania, by śmierć nie pozostała niezauważona. To swoisty manifest. Czy to tchórzostwo? A czy głos żywego, szarego człowieka byłby słyszalny? Śmiem wątpić. Nie łączmy samobójstw dzieci i młodzieży z samobójstwami osób dojrzałych.
Osoby dojrzałe mogą chorować na depresję, a jej skutkiem są próby samobójcze, niestety czasem udane. Chcę o depresji i dramacie tej choroby napisać odrębny tekst. Natomiast nagłośnienie samobójstw może skutkować upowszechnianiem tej formy protestu.
Na mechanizm samobójczego naśladownictwa, czyli efekt Wertera, zwrócił uwagę publicysta „Gościa Niedzielnego” Tomasz Rożek. Do literatury określenie to wprowadził amerykański socjolog David Philips, a nazwę efekt zawdzięcza imieniu głównego bohatera napisanej przez Goethego powieści „Cierpienia młodego Wertera”. Badania Philips prowadził w latach siedemdziesiątych XX wieku i już wtedy zauważono, że efekt naśladownictwa jest wzmacniany, gdy opisy śmierci podaje się ze szczegółami. Gdy samobójca umiera długo i w cierpieniu, gdy upublicznia się wizerunek zrozpaczonych krewnych samobójcy, gdy publikuje się list w których samobójca wyjaśnia swoje motywy i gdy te motywy poddaje się w mediach analizie. Psychologowie twierdzą, że w tym jest tak duży „potencjał identyfikacyjny”, iż osoby o słabszej osobowości, które już wcześniej rozważały samobójstwo, są tymi informacjami wręcz popychane do tragicznych czynów. Niewiele rzeczy tak jasno jak efekt Wertera – pisze Rożek –ilustruje ogromną odpowiedzialność mediów i pracujących w nich dziennikarzy. Światowa Organizacja Zdrowia kilka lat temu stworzyła nawet dokument z wytycznymi dla dziennikarzy jak pisać o samobójstwach, tak, żeby nie prowokować naśladowców.
Efekt Wertera potwierdziło – niestety – tragiczne wydarzenie w Rzeszowie. Naśladowca Piotra Szczęsnego zmarł w szpitalu nie odzyskawszy przytomności. Kto wie, czy ów czterdziestoletni desperat posunąłby się do tak drastycznego czynu, gdyby nie nadanie sprawie Piotra S. tak wielkiego rozgłosu. Programy informacyjne antyrządowych stacji nadawały na żywo relacje z Placu Defilad, były wypowiedzi uczestników akcji upamiętniania „Szarego Człowieka”, gazety zamieszczały nekrologi od obcych, nie bliskich osób, były specjalne wydania programów publicystycznych na ten temat. O wypowiedziach duchownych już nie wspomnę.
Tak, ten efekt jest mi znany. I podobnie jak dziennikarza powyżej oburza mnie brukowe informowanie o tego rodzaju śmierci. Rozgrywanie jej dla swoich celów. Dojrzały człowiek chorujący na depresję, proszę pamiętać, że leki doskonale potrafią pomoc i nie zaburzają świadomego i normalnego postrzegania otaczającego świata, również postawieni w niemocy i bezradności wobec zdarzeń na które nie mają wpływu, jednak chcą coś zrobić by zwrócić uwagę na problem. Jest natomiast gros osób, które odchodzą w cichej rezygnacji. Bez hałasu i ostentacji, ale również w odpowiedzi na uderzenie rzeczywistości społecznej czy politycznej.
Często spotykam osoby popełniające samobójstwo na raty. Spalające się we frustrującej niezgodzie na to co robi im władza, społeczeństwo czy ekonomia. I kiedy choruje psyche, wysiada soma. I nagle serce przestaje bić. Udar, zawał…Czy to nie rodzaj samobójstwa?
Wokół depresji narodziło się wiele mitów. Niestety trzymają się one mocno. A moda na rzekomą depresję, zamiast zwyczajnej chandry czy zmęczenia porodziła szarlatanów i pseudo znawców jak Pawlikowska i Grzesiak.
Przeżyłam kiedyś samobojczą śmierć koleżanki. Nastolatka nie otrzymała cenzury do kolejnej klasy. Powiedzenie „ja się zabiję „często rzucane stało się faktem. Szok, niedowierzanie. Musielismy sobie sami z tym poradzić, nie bylo w szkole psychologa. Była jedynaczką. Często spotkałam jej mamę. Dzisiaj kiedy słyszę o ilości samobójstw wśród młodych ludzi wraca bolesne wspomnienie.
Mam nadzieję że uda się to Zatrzymać! i dać innym do myślenia..
Samobójcy są skrajnymi egoistami.Pozbawiajac sie życia zapominają o bliskich osobach które muszą zmagać sie z tym aktem do konca życia.Zdrowy człowiek nigdy nie zdobędzie się na taki czyn.Chory jest sam ze swoja frustracją.Sam wsrod tłumu. Ogladalam „Czarno na białym”poświęcone „szaremu czlowiekowi”i do tej pory nurtuje mnie pytanie gdzie byli ci wszyscy ludzie opowiadający o człowieku ktory zyl wsrod nich i zadnemu z nich nie był w stanie opowiedzieć o tym co zamierza zrobić. W tym konkretnym przypadku to bylo zaplananowane samobojstwo a nie akt desperacji.Ksieza gloryfikujacy ten akt powinni ponieść surowe konsekwencje.W tematach zasadniczych dotyczacych dekalogu nie maja prawa mieć „prywatnych opinii”.Szczerze wspolczuje tak po ludzku Rodzinie która zostala w tak brutalny sposób wykorzystana przez bezmyślne media.
Skrajnymi egoistami są ludzie, bliscy, którzy nie zauważyli planów samobójczych Szarego Człowieka. Gdzie byli? Teraz płaczą. A czy z uwagą wysłuchiwali jego przemyśleń? Czy z należytą powagą traktowali jego poglądy? Oni nie tyle nie wiedzieli, co przeoczyli sygnały. Czasami są one bardzo wyraźne, czasami mniej. Ale osoba, która uważa się za przyjaciela, za rodzinę powinna znać najbliższego bardziej niż powierzchownie. Ilu z nas egoistycznie lekceważy słowa drugiego czlowieka, że jest już zmęczony, że nie da rady. Że musi coś z tym zrobić. Macha ręką. Takie gadanie. Tymczasem to nie jest gadanie. To rodzący się w głowie plan, który nie będzie ujawniony, ponieważ nie było dookoła zaufanej osoby, której można się zwierzyć. Która nie oleje, nie wyśmieje.
KK dawno już odszedł od bezwzględnego potępiania samobójców i chowania ich na niepoświęconej ziemi. Każdorazowo taki czyn jest rozpatrywany indywidualnie i z takim rozpatrywaniem mieliśmy do czynienia. A nie z gloryfikacją, czy pochwałą.
Inna sprawą jest czynienie z tej śmierci igrzysk politycznych przez media. Tu mojej zgody nie ma. I pisanie o niej jak o metodzie na ból istnienia, co powoduje przytoczony tu efekt Wertera.
„Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni.” Nie wiesz co ma w duszy/sercu drugi czlowiek – to wie tylko Bog – wiec Nie sądź. Zreszta jak mowi przyslowie : KAŻDY SĄDZI WEDŁUG SIEBIE 😉
Pewna bliska mi osoba kilkanaście lat temu próbowała popełnić samobójstwo, wzięła sporo tabletek, ale na szczęście przeżyła. Przyczyną był kryzys w związku. Leżała potem kilka tygodni w szpitalu psychiatrycznym, odwiedzałam ją tam, ale się pozbierała, dziś normalnie żyje i pracuje. Mówi, że wtedy uznała, że nie jest godna żyć, bo tamten pan jej nie chciał.
Myślę, że samobójcy to ludzie chorzy. Żadni bohaterowie.
Pod moją zapowiedzią tego tekstu na Facebooku pojawiły się komentarze. Przytaczam niektóre z nich.
Grzegorz Filip
Marysiu, dwaj kapłani, których opinie przywołujesz, mówili już w przeszłości różne dziwne rzeczy publicznie i nikt rozsądny ich poważnie nie traktuje. Dobrze, że poruszyłaś ten temat. Pamiętajmy jednak, że problem samobójstw dotyczy w dużym stopniu dorosłych, nie tylko młodzieży, ludzi po 50-tce. 5 tysięcy osób rocznie odchodzi w Polsce śmiercią samobójczą. To więcej niż w wypadkach drogowych. Wskaźnik rośnie zwłaszcza w grupie starszych mężczyzn, bo wśród kobiet to raczej usiłowania. Polska nie ma programu ani strategii zapobiegania samobójstwom, taki program teraz się tworzy. Pisaliśmy o tym w Forum Akademickim 7-8/2017 (https://prenumeruj.forumakademickie.pl/fa/2017/07-08/).
Krzysztof Gorzkowski
Uważam, że decyzja o samobójstwie to szczyt ostatecznej determinacji. Na samounicestwienie w imię jakiejś ważnej idei. decydują się nieliczni, więc należy takich ludzi szanować. W imię szacunku dla tych ludzi należy się pochylić nad motywacją takich aktów. Bo nimi kierowało m.in. właśnie to abyśmy się zastanowili, jak ważkie dla naszego życia są powody ich samobójstwa. Pozdrawiam Ciebie Małgosiu i Marysię
Pochwała samobójstwa jest zawsze czymś nagannym a czasem karygodnym. Medialny szum wokół samobójców jest niewątpliwie zachętą dla następnych zdesperowanych ludzi. Wszystko to bardzo jednoznacznie wykazała Pani w tekście i trudno tu coś dodać. Uważam jednak, że trzeba również trzeba zachować wyjątkową ostrożność w krytyce i wszelkich ocenach samobójców. Każdy przypadek jest inny. Wrażliwość, sposób myślenia i reagowania u takich ludzi są różne i z reguły bardzo trudne do zrozumienia dla tych, którzy nigdy nie doświadczyli podobnych stanów psychicznych. Mówienie, że samobójstwo jest tchórzostwem na pewno nie powstrzyma człowieka przytłoczonego problemami, dla których nie widzi szans rozwiązania,a który nie ma ambicji aby być (cichym) bohaterem. Pomóc może tylko dobry psycholog lub psychiatra. Sęk jednak w tym, że jeszcze bardzo duży % naszego społeczeństwa za żadne skarby do tego typu lekarza nie pójdzie: „Nie jestem przecież szaleńcem” , „Jakby się ktoś znajomy się przypadkiem dowiedział to byłbym spalony w środowisku, może nawet z pracy by mnie zwolnili”. Trzeba wciąż przekonywać, że psychiatra też jest dla ludzi,a problemy psychiczne mogą dotknąć każdego i są chorobą tak jak reumatyzm czy wrzody żołądka.
Warto też zwrócić uwagę, że w parze z depresją do bardzo wielu samobójstw przyczynia się alkohol, narkotyki i tzw. dopalacze.
Samobójstwa nie należy pochwalać, tym bardziej gloryfikować; jednak należy powstrzymać się oceny czynu.
Nie znamy do końca wszystkich okoliczności, które popchnęły samobójcę do takiego kroku.
Takie jest stanowisko Kościoła; Kościół nie wyraził ostatecznego zdania na temat Judasza.
Skoro nie powinno się gloryfikować czynu Piotra S, który publicznie popełnił samobójstwo przez samospalenie, to jak należy tłumaczyć czyny Jana Palacha i Ryszarda Siwca? Obaj podobnie podpalili się na oczach ludzi i dziś uznawani są za bohaterów. Obaj tez maja swoje ulice- Palach we Wrocławiu ,a Siwiec w Warszawie.
Ostatnio mało komentowałam wpisów na blogu i na TT, ze względu na bardzo słaby wzrok, który gwałtownie pogorszył się po wakacjach. Teraz, gdy przeszłam zabieg usunięcia zaćmy , jest nieco lepiej i częściej będę się mogła wypowiadać.
Pisanie o tchórzostwie samobójców z miękkiego fotela za biurkiem to prosta sprawa. Wystarczy jednak popracować trochę w szpitalu psychiatrycznym lub w hospicjum onkologicznym by zrozumieć ludzi pozbawiających się życia z powodu choroby. Ale po co, o wiele łatwiej jest ferować wyroki.
Okropne oczywiście jest to medialne wychwalanie bohaterstwa, bo to jest tragedia. Nie robimy jednak nic, by to zmienić. Nawet widać to wyżej w komentarzach – pogardę dla innego człowieka. Innego, może chorego, może po prostu słabszego, może pozostawianemu samemu sobie przez lata. Pogardę, którą widać choćby w tym, o czym dziś pisze Gazeta Wrocławska – komentarze pod akcją służb udaremniających samobójczy skok kobiety z mostu w Bolesławcu. Takich komentarzy czytam setki za każdym razem.
Co do programu zapobiegania samobójstwom – cieszę się, że powstaje. Choć widzę, że coraz więcej targnięć się na życie bierze się z biedy, nagłej utraty pracy, braku zrozumienia dla depresji, bo „przecież nic ci nie jest, weź się w garść”. Tu leżą prawdziwe problemy.
I z trzeciej strony, bo przyzwyczaić się trzeba do tego, że każdy medal ma ich trzy. Otóż czy pisanie o samobójstwie, nawet w taki sposób, po raz kolejny, nie jest ciekawą dyskusją a kolejnym drążeniem tematu? Warto i o tym może pomyśleć. Oczywiście, ten blog to nie brukowiec, ale nawet tu dostało się liberalnym księżom, samobójcom, rodzinie zmarłego, mediom i określonej linii politycznej. A przecież tak naprawdę wystarczyłaby zwyczajna modlitwa.
Dziekuje, za twoj komentarz, za to co napisales. 🙂
Desperacki akt, jakim jest targnięcie się na własne życie to w pewnym stopniu tajemnica – bo nikt nie wie, co dzieje się w człowieku w takim momencie. Przytoczone przez Autorkę fragmenty z Katechizmu również to podkreślają – że mimo że jest to stanięcie przeciw Dawcy Życia, to jednak nie można jednoznacznie potępić samobójcy. Wręcz mowa jest o zmniejszonej niekiedy świadomości i dobrowolności takiego czynu… Minęły już czasy, w których chowało się samobójców w niepoświęconej ziemi…
Tym bardziej więc nie jest właściwe zarówno gloryfikowanie samobójstwa i nazywanie go odwagą, ani też potępianie i pogarda, jak również wykorzystywanie tragedii ludzkich do politycznej wojny.
Przychodzi mi na myśl jeden przypadek (może jeszcze oprócz przytoczonego wyżej p.Siwca) samobójstwa, które w swojej wymowie bardziej było świadomym oddaniem życia z miłości do najbliższych niż targnięciem się na nie w desperacji i amoku. Mianowicie chodzi o historię przytoczoną we wspomnieniach Stefanii Grodzieńskiej. Łódź, wielki kryzys w 1929 roku, bankrutujące na potęgę fabryki. Nastoletnia Stefania, wychowywana przez Dziadków wspimina dwa obrazy: płonące fabryki (podpalane przez właścicieli, by dostać ubezpieczenie) oraz karawany z trumnami właścicieli, którzy umierali na serce lub popełniali samobójstwo. Dziadek Stefnii również zbankrutował, komornik zabrał rodzinie prawie wszystko… W czasie pobytu Stefci na obozie Dziadek umarł na zawał. Tak zapisał zaprzyjaźniony lekarz w akcie zgonu. Ale faktycznie było to doskonale przygotowane samobójstwo, wystudiowana przez długi czas symulacja ataku serca. Dziadek wcześniej ubezpieczył się na życie…. Dzięki temu, że oficjalnie zmarł na zawał, zapewnił Żonie i wnuczce środki na życie…
Czytałam owe wspomnienia już dawno, ale ta historia szczególnie mnie poruszyła…
Potrzeba mniej dyskusji i politykowania nad trumnami samobójców a więcej modlitwy o ich zbawienie i za tych, których zostawili… A jeszcze bardziej potrzeba czujności i wrażliwości, by umieć w porę dostrzec, że z kimś dzieje się coś niepokojącego i móc choć spróbować zapobiec tragedii…
Dziękuję za ten tekst!
Bardzo trudno jest ocenić ludzi targających się na swoje życie. Dużo łatwiej wydaje się jest ocenić jego otoczenie. Czy zrobili wszystko, aby chociaż dostrzec problem? Widzimy to, co chcemy widzieć. Samobójców przybywa i przybywać będzie. Dzisiejszy świat to dżungla. Albo się utrzymasz i dostosujesz, albo walczysz o życie. Co się z nami stało?
Dziękuję za wielowątkową, pogłębioną dyskusję na temat poruszony w tekście, w którym poruszyłam jeden tylko aspekt rozległego zagadnienia dotyczącego samobójstw , a mianowicie, czy godzi się gloryfikować odbieranie sobie życia jako akt sprzeciwu i czynienie z desperackiego czynu manifestu politycznego. Dyskusja wyszła znacznie poza ramy tego tekstu. Adam Kłykow, doświadczony dziennikarz na pytanie, czy informować o samospaleniach, odpowiada tak, ale bez nadużywania przymiotników. Jednoznaczne, zdecydowane nie, mówi natomiast wszelkim próbom kreowania samobójców na bohaterów narodowych, zwłaszcza gdy dorabia się do tego polityczne ideologie. Dziękuję za ten głos. W dyskusji pojawił się problem depresji, która jest jedną z głównych przyczyn samobójstw – o tym szerzej napisze moja siostra, a tekst ukaże się zaraz po północy. Samobójstwo może być tez aktem desperacji w obliczu niepowodzeń życiowych. Wiem o tym bardzo dobrze, bowiem samobójstwo popełnił mój dziadek, który w wyniku kryzysu gospodarczego lat trzydziestych ubiegłego wieku zbankrutował i nie potrafił podołać presji tej sytuacji. Pewnie jego grób we Lwowie już nie istnieje, nie miałam szans by go poznać, bo odebrał sobie życie grubo przed moim urodzeniem. Ale jego pamięć i wspomnienie tego tragicznego końca przetrwało w naszej rodzinie. Głęboko wierzę, że Pan Bóg, który jako jedyny wie naprawdę co pcha do takiego czynu, jaka jest świadomość lub jej brak w momencie jego popełniania, wybaczy to mojemu dziadkowi. Modlę się za niego i wypraszam miłosierdzie Boże. Dlatego nie zgadzam się z tezą, że samobójcy to egoiści. Bardzo trudno jest ocenić ludzi targających się na swoje życie. Dużo łatwiej wydaje się jest ocenić jego otoczenie. Czy zrobili wszystko, aby chociaż dostrzec problem – napisał pan Grzegorz. Dziękuję za te słowa.
Zgadzam sie z pania.
Myślę że nie mamy prawa potępiać takich ludzi bo musieli być w skrajnie trudnym stanie decydując się na podjęcie tego kroku. Osoba o której wspominam potrafiła wyskakiwac z mojego auta i biegać po ulicy w centrum Wrocławia w celu zostania przejechana. A wiozlam ja wtedy do prywatnego ośrodka leczenia. Wyła z bólu duszy. Na szczęście mądra lekarka jej pomogła. A co do kontekstu religijnego to już na katechezie w mojej podstawówce ksiadz wspominal ze osoba popełniająca samobójstwo jest w tak silnym stresie, że nie może w pełni odpowiadać za swoje czyny. Dlatego wraz z rozwojem wiedzy medycznej i psychologii odstąpiono od moim zdaniem okrutnego zwyczaju grzebania samobójców poza cmentarzem.