Rozpacz

Rozpacz to stan głębokiego smutku, połączony z przekonaniem, że jest się w sytuacji bez wyjścia. To przede wszystkim brak jakiejkolwiek nadziei. Czasem także nadziei, jaką daje Bóg, obiecując życie wieczne. Tego typu rozpacz, posuwająca się aż do odrzucenia Boga, jest nie tylko grzechem ciężkim, ale także prowadzi do destrukcji osobowości i relacji z bliskimi. Bo istotą chrześcijańskiej postawy jest nadzieja, a chrześcijanin jest człowiekiem nadziei i radości.

Rozpacz to wrażenie wewnętrznej pustki i przekonanie, że wszystko, cokolwiek miało znaczenie, utraciło sens. Nic już nie zostało, nic nie może się zdarzyć takiego, co wyrwie z poczucia beznadziejności. Wszelkie wysiłki są daremne. Brakuje motywacji, żeby podjąć jakikolwiek wysiłek, bo życie straciło sens, pozostaje tylko trwanie. Jak zdobyć się na to, żeby choćby wstać z łóżka? Chyba tylko jedno potrafi zmobilizować – leżenie w łóżku staje się też czymś nie do zniesienia. Jak tylko przetrwać dzień, zwłaszcza że skupienie się na jakiejkolwiek czynności jest praktycznie niemożliwe?
Jak poradzić sobie z czymś tak destrukcyjnym, przygniatającym, jak rozpacz? Czy pogrążanie się w rozpaczy zawsze zasługuje na współczucie? Czy jest moralnie obojętne, a może świadczy o wrażliwości zrozpaczonej osoby? Czy wprost przeciwnie, jest przejawem egocentryzmu?
Gdy się miało szczęście,
które się nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to – to jest bardzo mało…
pisała Maria Pawlikowska-Jasnorzewska.
Najbardziej traumatycznym przeżyciem jest strata bliskiej osoby. Śmierć któregoś z rodziców, rodzeństwa, współmałżonka czy dziecka, a nawet przyjaciela to tragedia, która powoduje głęboki smutek, będący niekiedy rozpaczą. Przede wszystkim uświadamia nieodwracalność tego, co się stało, niemożność nadrobienia zaniedbań, niewypowiedzianych słów, nieokazanej miłości, czułości… Po śmierci kogoś, kogo kochamy, rozpoczyna się długi proces dochodzenia do równowagi, który ma swoje etapy, i dopiero ostatni z nich to pogodzenie się ze stratą.

Najpierw negacja: nie dopuszczamy tragedii do świadomości, strata wydaje się nierealna. Psychiczna obrona przed przyjęciem do wiadomości bolesnej straty prowadzi czasem do zachowań zupełnie irracjonalnych, jak choćby przekonania, że ukochana osoba, której ciało spoczywa w kostnicy, w istocie żyje i trzeba koniecznie ją stamtąd zabrać. Ten etap zazwyczaj wypełnia czas między śmiercią a pogrzebem. Jest dużo do załatwienia formalności, telefony, więc to, co najgorsze, jest jakby zepchnięte na drugi plan. Następny etap to złość: na świat, na los, na Boga, na siebie albo nawet na zmarłą osobę. Często obwinia się wówczas lekarzy, nieraz kogoś z rodziny, że czegoś zaniedbał albo zrobił nie tak. Znaczna część małżeństw, którym umarło dziecko, rozpada się, bo mąż obwinia żonę, a żona męża, zamiast wspólnie złościć się i rozpaczać. Bo następny po etapie złości to rozpacz, kiedy dociera cała straszliwa nieodwracalność śmierci. Naturalnym sposobem wyrażania rozpaczy jest płacz. Pozwala wyrzucić z siebie rozpacz, żeby mógł nadejść czwarty etap – pogodzenie się ze stratą. Każda osoba inaczej będzie to przeżywać. Zależy to od wielu czynników związanych z relacją, z osobowością, również okolicznościami, w jakich traci się kogoś bliskiego. Przeżywanie żałoby, w której dominuje smutek, jest zrozumiały i potrzebny. Pogrążanie się w rozpaczy może prowadzić do depresji i destrukcji relacji z otoczeniem.
Panuje przekonanie, że osobie pogrążonej w rozpaczy wolno więcej. Porzucenie codziennych obowiązków, oskarżanie najbliższych, jeżeli trwa kilka dni, może być czymś zrozumiałym. Świadome pogrążanie się w tym stanie – już nie. Albo wymaga farmakologicznego leczenia, albo pomocy psychologa. Przekonanie, że jest to widomy wyraz miłości do osoby, która odeszła, i im intensywniej i dłużej rozpacz jest przeżywana, tym uczucie do zmarłej było silniejsze, jest myśleniem z gruntu fałszywym.
Człowiek wierzący, pomimo że smutek z powodu straty bliskiej osoby będzie powracał, spróbuje odnaleźć w zaistniałej sytuacji jakiś nowy sens.
Tak jak rodzice Michała Łyska, utalentowanego matematyka, studenta Uniwersytetu Jagiellońskiego, zamordowanego kijami bejsbolowymi przez przypadkowo spotkanych bandziorów, którzy przekazali organy swego syna do przeszczepów. Jego nerki, twardówki oczu i serce uratowały czyjeś zdrowie i życie. Ojciec Michała zainicjował też utworzenie stypendium jego imienia, przyznawane corocznie dla najlepszego młodego matematyka Uniwersytetu Jagiellońskiego. Sentencja Horacego Non omnis moriar nabrała w tej sytuacji zupełnie nowego znaczenia.

Bo istotą chrześcijańskiej postawy jest nadzieja. I radość, której nie należy mylić z wesołością. Bo to cnota wynikająca raczej z zaufania Bogu, co pozwala podnosić się i wydobywać z każdego smutku i zranienia.

Taka właśnie radość jest z pewnością udziałem Ewy Błaszczyk, z której inicjatywy powstała fundacja „A kogo” i wzniesiona przez nią klinika „Budzik”, gdy kolejny jej pacjent wybudza się ze śpiączki. A mogła pogrążyć się w rozpaczy, gdy jej sześcioletnia córeczka, po zadławieniu się tabletką, zapadła w śpiączkę. Zwłaszcza że ta tragedia splotła się z żałobą po śmierci jej męża. Nie uratowała swojego dziecka, dziewczynka nie odzyskała sprawności, ale pomaga innym. Znalazła cel i nadała swojemu życiu nowy sens.
Można mnożyć takie i podobne przykłady, gdy człowiek, którego spotyka tragedia, nie daje się zawładnąć rozpaczy, tylko podnosi się i zaczyna żyć. Niekoniecznie najłatwiej nowy sens znajduje się na kozetce w gabinecie psychologa, chrześcijańska perspektywa pozwala dostrzec to, czego nie widać z dna rozpaczy.
Także wówczas, gdy strata bliskiej osoby, to jej zdrada i odejście. Wówczas ból zranienia i poczucie krzywdy łączą się z cierpieniem spowodowanym pustką po stracie. Właśnie usłyszałam, że osoba, której związek rozpadł się, zaprosiła przyjaciół i w trakcie przyjęcia wyszła do drugiego pokoju i… wyskoczyła przez okno, odbierając sobie życie. Tak skończyło się ukrywanie przed otoczeniem rozpaczy. Zwyciężył strach przed trudami życia po stracie i zranieniu.

Nadzieja wymaga odwagi, rozpacz oznacza dać się pokonać przez strach. I nieufność. Bo wiara w Boga zawsze przemienia strach w zaufanie, rozpacz w nadzieję.

Większość ważnych rzeczy na świecie zostało zrobione przez ludzi, którzy próbowali, gdy wydawało się, że nie ma nadziei – napisał Dale Carnegie, amerykański pisarz, autor bestsellerowej książki Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi, którą przetłumaczono na 37 języków, a przeczytało ją ponad 50 mln ludzi na świecie.
Chrześcijańska perspektywa to nadzieja, rozpacz to jej przeciwieństwo. „Pokora otwiera na przyszłość i pozwala z nadzieją iść dalej. Pycha zastyga w resentymentach, pretensjach, bólu, zgorzknieniu” – mówił Prymas Polski w homilii w drugą niedzielę Adwentu. Warto wziąć sobie do serca te słowa.

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

8 komentarzy

  1. gabriellawit@gmail.com' Garibaldi pisze:

    Uff. Skad ty to wszystko wiesz? Bo wbrew pozorom i npowierzchownego optymizumu jestem wybitnym specjalista w rozpaczy.Ale akurat wiara w Bogami nie poogla.Jesli bowiem ten ciemny typ w ogole istnieje, to jest morderca i sadysta. Pewnie toobrazi czyjes uczucia religijne. ALe trudno. Nawet napisalem wiersz pt Bluznierstwa. Napisze przy innej okazji. A konczy sie tak:
    A poszedl won, niech czarna dziura
    wchlonie cie z twa nadeta banda
    Nie bedziesz petal mi sie w chmurach
    A ludzie moze spokoj znajda

    • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

      Autentyczna, nieudawana wiara w Boga i zaufanie Bogu zawsze pomaga, ale zdarza się też, że ludzie wierzący w obliczu tragedii od Pana Boga się odwracają. „Jak mógł do tego dopuścić?” – pytają. Złorzeczą i bluźnią. Tak bywa. Ale wtedy pomoc mądrego księdza, który wysłucha, nie potępi, ale pozwoli się wypłakać i ostudzić emocje, może odnieść pozytywny skutek. Czy zawsze? Nie, nie zawsze, ale zawsze warto spróbować.

      A czy takie słowa, jak Twoje Gabrysiu, ranią uczucia religijne? Tak, ranią. I może czasem warto ugryźć się w język, albo zatrzymać palec nad klawiaturą.

  2. jerzpolski@wp.pl' jurek pisze:

    Chyba tylko prawdziwa wiara może zapobiec rozpaczy. Nie chcę oceniać tych którzy poddali się rozpaczy. Nie wiem, jak poradziłbym sobie w sytuacji ekstremalnej próby, gdyby został jej poddany.
    Gdy wszystko nam się w życiu dobrze układa, to nie musimy myśleć o cierpieniu, chociaż każdego prędzej czy później spotyka cierpienie. Jeśli nie teraz, to w chwili śmierci większość ludzi obawia się takiego stanu.
    „Świat” w znaczeniu biblijnym, odsuwa od nas pytania na fundamentalne sprawy naszego istnienia.
    Nie daje też zadowalających recept na przyszłość.

  3. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Rozpacz, która towarzyszy stracie bliskiej osoby jest często wynikiem wyrzutów sumienia, że się zaniedbało, nie zdążyło, zabrakło czasu, że obojętność i wpatrzenie w siebie jest już nie do odrobienia. To uświadomienie sobie własnego egoizmu i braku miłości. Jeśli poskutkuje lepszymi relacjami z otoczeniem, by nie powtórzyć tego błędu, może mieć pozytywny skutek. Jeśli przeradza się w patologiczne zamknięcie się w sobie, kultywowanie swojego cierpienia, zadając cierpienie innym, a zwłaszcza, gdy wiąże się z oskarżeniem, najczęściej zupełnie bezpodstawnym, swoich bliskich, jest destrukcyjne. Gdy prowadzi do załamania nerwowego, wymaga leczenia. Pomocy psychologa albo psychiatry.
    Inaczej rzecz się ma z rozstaniem małżonków związanym ze zranieniem. Tu najlepszym lekarstwem jest czas, choć bywa i tak, że bez pomocy psychologa się nie obejdzie.
    Przykłady pięknych postaw osób, które doświadczyły straty, i które swój ból wykorzystały, by pomóc innym doświadczonym podobnymi przeżyciami, jest drogowskazem dla tych, którzy ze swoją rozpaczą sobie nie radzą. Najważniejsze jednak, by nie uważać rozpaczy za cnotę.

  4. batusia@wr.home.pl' Basia pisze:

    Jako psycholog i wykwalifikowana towarzyszka w żałobie pozwalam sobie nie zgodzić się z tym tekstem. Dodając, że dość łatwo się pisze o czyichś rozpaczach – a tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.

  5. monika.mielczarek2@gmail.com' Monika pisze:

    Dziękuję, Pani Barbaro, za te słowa. Gdy mnie sprawdzono, załamałam się, to trwa do dzisiaj. Może to mój egocentryzm. Chyba już o to nie dbam. Tak, Bóg jest, ale mnie opuścił.

  6. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Dyskusja na temat poruszony w tym tekście toczy się też na Twitterze. Poniżej niektóre wpisy:

    Daria Ziemiec @DariaZiemiec
    Nadzieja. Kwintesencja ludzkiej iluzji jest jednocześnie źródłem twojej największej siły i twojej największej słabości. Cytat z filmu „Matrix reaktywacja”.

    Witold Kabański @WitoldKabanski
    Nie każdy poradzi sam sobie z rozpaczą, nawet najbardziej religijny. Prawie każdemu pomoże psychiatra. Warunek – trzeba chcieć i wiedzieć, że wizyta u psychiatry to nie wstyd a konieczność.

    Bacambrozy @Bacambrozy
    Rozumiem, że to o egoizmie, braku miłości i patologicznych relacji z otoczeniem to o sobie piszecie, kowidiańskie psychopatki?

    Sandra Jagoda @SandraJagoda76
    Są różne rodzaje rozpaczy, bezsilności, czasami ciężko być silnym, gdy okoliczności życia wciągają w otchłań rozpaczy, słowa choćby najlepsze nie karmią, ale już autentyczne pochylenie może przywrócić iskierkę nadziei.

  7. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Nie wszyscy, którzy zdecydowali się skomentować mój tekst, zgodzili się z główną tezą artykułu. „ Łatwo się pisze o czyichś rozpaczach – a tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono” – napisała Basia, druga komentatorka Monika, dziękując Basi napisała: „Gdy mnie sprawdzono, załamałam się, to trwa do dzisiaj”, dodając, że Bóg ją opuścił. „Chyba tylko prawdziwa wiara może zapobiec rozpaczy” – pisze Jurek i chyba trafia w sedno. Pogrążanie się w rozpaczy zawsze oddala od Boga. „Najważniejsze jednak, by nie uważać rozpaczy za cnotę” – tymi słowami zakończyła swój komentarz moja siostra i – moim zdaniem – uchwyciła to, co swoim tekstem chciałam przekazać. Bo, bez względu na to, czy człowiek pogrążony w rozpaczy, chcąc wydobyć się z tego stanu, szuka pomocy u psychoterapeuty lub psychiatry, czy też zbliża się do Boga i życzliwych ludzi, najważniejsza jest wola odzyskania nadziei. Bo bez niej nie można żyć. Nadzieja to istota chrześcijańskiej postawy.

Skomentuj Basia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *