Różaniec
Nie byłam entuzjastką modlitwy różańcowej ani w dzieciństwie, ani w młodości, a także w wieku dojrzałym. Sądziłam, że to zdecydowanie nie dla mnie, a „klepanie zdrowasiek” może odpowiadać tylko mocno starszym osobom, mało wymagającym, nierefleksyjnym. Myliłam się. Od prawie ośmiu lat należę do wspólnoty różańcowej, a różaniec stał się częścią mojego życia.
Osiem lat temu zaczepiła mnie na ulicy znajoma, którą widywałam w moim parafialnym kościele. Nawet nie wiedziałam, gdzie mieszka. Nie była to przypadkowa pogawędka. Okazało się, że ma do mnie prośbę – w jednej z dwóch róż parafialnej wspólnoty różańcowej ubyła członkini, która przeniosła się do wieczności. Potrzeba kogoś, kto ją zastąpi. Może właśnie ja? Przekonywała, że to tylko jedna dziesiątka różańca dziennie, trzeba poświecić na to tylko pięć minut, no i przyjść na spotkanie co miesiąc na zmianę tajemnic.
Nie dałam odpowiedzi natychmiast, zostawiłam swój numer telefonu i zapewniłam, że odezwę się następnego dnia. Moja praca na uczelni była bardzo absorbująca, czasu na rodzinne sprawy niewiele, a wstąpienie do wspólnoty różańcowej to jednak zobowiązanie. Czy będę zawsze pamiętała, czy jakieś pilne zadanie, które z pracy przyniosę do domu, nie odwróci mojej uwagi, czy po prostu odpowiedzialnie mogę przyjąć tę propozycję?
Postanowiłam się z tym przespać. Rano dałam odpowiedź pozytywną i przyszłam na spotkanie wspólnoty. Chciałam potraktować to nowe zobowiązanie poważnie. Od tego czasu minęło już prawie osiem lat. Tylko raz przytrafiło mi się zapomnieć o różańcu, który odmówiłam rano następnego dnia. Tylko jeden raz, mimo że byłam przytłoczona obowiązkami, stresem, bywałam w podróży…
Czym jest modlitwa różańcowa? Jest przede wszystkim modlitwą maryjną, duchowo jednoczącą z osobą Matki Jezusa. Wymaga szczególnej dyscypliny myśli i koncentracji, bowiem wsłuchując się w wypowiadane słowa Pozdrowienia Anielskiego (tak, tak, te „zdrowaśki”!), rozważa się jednocześnie jedną z tajemnic różańcowych, czyli historię z życia Jezusa i Jego Matki. Dlatego nie jest modlitwą łatwą, ale może właśnie w tym tkwi jej moc. Nie tylko nie znużyłam się tą modlitwą, ale stała się ona częścią mojego dnia, nie do zastąpienia niczym innym. Tak niezbędną, jak codzienne czynności związane z higieną ciała. Przez minione osiem lat nieraz ta modlitwa bardzo mi pomogła.
Miałam też świadomość, że jestem częścią łańcucha modlących się osób, które razem rozważają wszystkie 20 tajemnic różańcowych: radosne, światła, bolesne, chwalebne. Łańcucha, które nie należy przerwać. Fragment Ewangelii i krótkie rozważanie do tego wprowadzają…
Spotkania związane ze zmianą tajemnic różańcowych uświadomiły mi, że nie przychodzą na nie przypadkowi ludzie, tylko jest to wspólnota, którą mimo wcześniejszych oporów zaakceptowałam. Wspólnota ludzi, którzy pomagają sobie nawzajem, wspierają nie tylko modlitwą, ale i bardzo konkretnym działaniem. Wspólnota ta wymodliła i cudowne uzdrowienia, i rozwikłanie pogmatwanych rodzinnych, a także zawodowych spraw. Oprócz intencji ogólnych zaleconych na dany miesiąc przekazujemy sobie intencje osobiste, prośby przyjaciół… Włączyłam się w przygotowania do wspólnych spotkań opłatkowych, udziału w drodze krzyżowej w Wielki Piątek czy przygotowania ołtarza na procesję w święto Bożego Ciała. Myślę, że każdy mógłby się w tej wspólnocie odnaleźć. Ja, przez lata całe zatwardziały sceptyk, zapewniam, że to możliwe.
Jutro pierwszy dzień października, miesiąca codziennych nabożeństw różańcowych. Może warto od tego zacząć? Przynajmniej raz w tygodniu, albo choć w święto Matki Bożej Różańcowej 7 października. Zawsze pamiętam, że św. Jan Paweł II modlił się na różańcu i do tej modlitwy zachęcał.
Dziękuję Pani za to osobiste świadectwo wierności modlitwie różańcowej oraz doświadczenia przeżywania jej we wspólnocie Żywego Różańca! Różaniec jest obecny w moim życiu od dawna, choć nie mogę powiedzieć, że jest to dla mnie łatwa modlitwa (ale – kto powiedział, że ma być łatwo!). To prawda, że jest to tylko pozornie „klepanie zdrowasiek”… Właściwie rozumiana i przeżywana modlitwa różańcowa to prawdziwa kontemplacja tajemnic naszego zbawienia – razem z Maryją. Temu służy owo powtarzanie tych samych słów – trudne, bo z jednej strony stwarzające pokusę do „odpływania” myślami, a z drugiej mobilizujące do refleksji nad daną tajemnicą.
A o tym jak ważna i skuteczna jest to modlitwa świadczą wezwania Matki Bożej podczas objawień – „Odmawiajcie Różaniec” brzmi za każdym razem… I świadectwa wielu świętych, choćby tych nam współczesnych – św. Jana Pawła II, św. o. Pio, św. Matki Teresy…
Ja również, tak jak Autorka, zachęcam do Różańca – zwłaszcza (ale nie tylko!) w październiku!
Różaniec odmawiałam od najmłodszych lat w domu panowała taka tradycja, że rodzice wspólnie modlili się z dziećmi na różańcu. Jako dziecko trudno było mi się zagłębić w życie Maryi i Jezusa, Dojrzałość przyszła nieco później, kiedy to różańca nie odmawiałam, ale zaczęłam go rozważać i adorować i tak jest do dzisiaj. Uważam, że jest to dla mnie czas błogosławiony, który uczy mnie pokory. Wiele łask udało mi się wyprosić dzięki modlitwie różańcowej. On zawsze dawał mi siłę i nadzieję i nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej. Wiem, że tak jak w tajemnicy chwalebnej Pan przygotował dla mnie miejsce i że kiedyś nadejdzie najprawdziwszy poranek Zmartwychwstania. Obraz modlącej się śp. Mamusi na różańcu towarzyszy mi nadal i wdzięczna jestem jej, że nauczyła nas modlić się na różańcu.
Muszę się do czegoś przyznać, bo nawet moja siostra tego nie wie. Niejednokrotnie mówiła mi o swojej wspólnocie różańcowej i o tym co ta modlitwa znaczy w jej życiu. Przyznam, że nie dowierzałam, choć w trudnych chwilach (a takie miałam kilka lat temu) i ona, i cała jej wspólnota modliła się w mojej i mojej rodziny intencjach. Oczywiście, nie raz uczestniczyłam w nabożeństwach różańcowych (czy też fatimskich, a to też różaniec, tylko obudowany śpiewami) i nieraz sama indywidualnie odmawiałam tę modlitwę, ale nieregularnie. Dopiero, gdy w ubiegłym roku pojechałyśmy razem na trzy dni do Warszawy i podczas noclegów siostra zaproponowała mi wspólne odmawianie dziesiątki różańca z rozważaniem tajemnicy, zrozumiałam, że ta modlitwa ma siłę. I spróbowałam. Czemu nie? Nie należę do wspólnoty różańcowej, ale to nie przeszkadza, aby indywidualnie się modlić, wybierając w poniedziałki i soboty tajemnice radosne, we wtorki i piątki bolesne, w środy i niedziele chwalebne, a w czwartki tajemnice światła. Kolejno pierwszą, drugą…, piątą i od początku. Spróbowałam i potwierdzam to, co mówi moja siostra. Ta modlitwa jest wymagająca i daje niesamowitą siłę. Nie opuściłam od prawie roku ani jednego dnia. I zapewne w październiku będę uczestniczyła, w miarę możliwości, w nabożeństwach różańcowych, do czego zachęcam. Do indywidualnej modlitwy też.
Naprawdę? Nie wiedziałam, że tamto doświadczenie z ub. roku będzie miało taki skutek. Cieszę się. To pokazuje siłę wspólnoty, bo gdzie dwóch albo trzech… Widać wystarczy dwie. Jestem wzruszona i poruszona.
Rozumiem ludzi którym odmawianie różańca sprawia radość, satysfakcję i spełnienie, ale dla mnie takie powtarzanie jednakowych tekstów odliczane koralikami nie ma najmniejszego znaczenia i wydaje się bezsensowne. Moja rodzina nie była przesadnie religijna i w domu nie praktykowało się takiej formy modlitwy.
Osobiście, z różnych względów wątpię w istnienie takiego Boga, jakiego kreuje Kościół Katolicki, więc i zalecanych form modlitwy nie stosuję.
Dla mnie „modlitwa”, jeśli już ją tak nazwać, to możliwość skupienia się w spokoju i ciszy, co pozwala na oderwanie się od realiów codzienności, oraz uruchomienia świadomego oraz podświadomego toku myśli. Taka modlitwa bliższa jest raczej seansom jogi i medytacji a nie typowego, katolickiego różańca.
Uważam, że każdy powinien modlić się jak lubi i potrafi, bo przecież modlitwa nie jest wyłącznym przywilejem katolików.
ale właśnie różaniec to modlitwa medytacyjna. Rytmiczne wypowiadanie tych samych, melodyjnych słów prowadzi do stanu relaksu, kontemplacji, uspokojenia. Wiele religii posługuje się takimi modlitewnymi sznurami (mala/rudraksza, subha/tasbih ). Tego typu modlitwa „nie jest to wyłącznym przywilejem katolików”.
Oddychaj swobodnie przez nos.
Ciesz się oddychaniem.
Poczuj swój oddech.
Obserwuj swój oddech.
Stań się swoim oddechem.
Bądź jak mruczący kot.
Podążaj za swoim oddechem niczym za falami oceanu,
które napływają i odpływają.
Kiedy coś cię rozproszy,
powróć do najprostszego i najbardziej podstawowego doznania
świadczącego o tym, że żyjesz,
do swojego oddechu.
To wszystko.
Żadnych wierzeń.
Żadnych planów działania.
Żadnych dogmatów.
https://biznesbezstresu.pl/2016/08/15/budda-w-niebieskich-dzinsach/
Świadome, głębokie oddechy są bardzo ważne w chwilach madytacji i zadumy. Pomagają uspokoić umysł i ciało.
Pierwszy różaniec dziecko otrzymuje zazwyczaj z okazji I Komunii Św. Ale bywa, że na nabożeństwo różańcowe chodzi jeszcze wcześniej, od początku podstawówki, zwłaszcza gdy w kościele są odprawiane specjalne, osobne nabożeństwa dla dzieci. I są obrazki, a także nagrody dla tych, które chodzą regularnie. Pamiętam, jak jeden ksiądz wymagał od dzieci przygotowujących się do I Komunii Św. uczęszczania codziennie na nabożeństwo w październiku lub (w razie, gdy to niemożliwe) odmawiania całego różańca w domu. Codziennie przez cały miesiąc. Wydaje mi się, że ośmioletnie dzieci są jeszcze za małe i taka nadgorliwość księdza może je skutecznie zrazić. Jedna dziesiątka, moim zdaniem, w zupełności wystarczy. Do wszystkiego trzeba dojrzewać powoli, stopniowo.
Ja też bardzo długo nie mogłam się przekonać do modlitwy różańcowej, wydawała mi się ona bezsensownym klepaniem paciorków i nawet kiedy chciałam się zmobilizować, postanowić sobie że będę się regularnie modlić tą modlitwą to nic z tego nie wychodziło. Wszystko zmieniło się kiedy podjęłam duchową adopcję dziecka poczętego, gdzie codziennie odmawia się specjalną modlitwę za dziecko oraz dziesiątkę różańca. Nigdy nie miałam problemu żeby poświęcić te 5 minut na różaniec i traktowałam sprawę bardzo poważnie. Wydaje mi się, że właśnie takie zobowiązania typu duchowa adopcja, czy przynależność do kółka różańcowego są bardzo pomocne w tym aby zacząć odmawiać różaniec na poważnie, bo samemu na początku jest się ciężko zmotywować.
Odzywam się pod tym tekstem ponownie, bo natrafiłam w najnowszym numerze „Gościa Niedzielnego” na rewelacyjny artykuł „Perły dla grzesznika” Macieja Kalbarczyka. To omówienie książki Wincentego Łaszewskiego „Wszystko o różańcu, który może wszystko”, wydanej przez Frondę w 2016 roki. Odsyłam do artykułu i książki, ale przytoczę tylko dwie ciekawostki. Otóż do XIX w. Kościół wydał aż 457 dokumentów zachęcających do odmawiania Różańca. – Ta modlitwa jest potęgą, która może znienić świat – uważa mariolog Wincenty Łaszewski. A modlić się można na wiele sposobów. Np. siostra Łucja praktykowała wariant uproszczony, zamiast „zdrowasiek” poetarzała samo wezwanie „Zdrowaś Maryjo”, bo chciała szybko wrócić do zabawy. A mimo to zaskutkowało to najpotężniejszymi objawieniami w historii. Oznscza to, że taka uproszczona wersja to nie był zły Różaniec. A jak może on zmienić świat? Jest wiele przykładów. Ja pamiętam, że spektakularne zwycięstwo partii Fidesz na Węgrzech poprzedził alert modlitewny i powszechne publiczne odmawianie Różańca. Może on odwrócić zły bieg dziejów i osobistych losów. Ja w to wierzę.
Niektórzy dorośli nie dorośli do wiary i ich zachowanie może trwale zachwiać światopoglądem młodego pokolenia. 5 lat temu w BIZNESIE BEZ STRESU opisałem poniższą traumę związaną z różańcem:
Dzieckiem będąc miałem okazję przysłuchać się modlitwom mieszkającej wówczas z nami cioteczno-ciotecznej babci. Nieodmiennie moje zdumienie budziły słowa, które wypowiadała w natchnieniu:
Jeden bober,
drugi bober.
I to bober,
i to bober.
I tak w kółko, aż do końca „różańca”.
Sytuacja komplikowała się, gdy babcia – modląc się – jednocześnie słuchała radiowej transmisji sportowej. Wówczas można było usłyszeć:
Jeden bober,
drugi bober.
I to bober,
A żeby cię…
i to bober.
Jeden bober,
drugi bober.
Żebyś tak nogę złamał!
I to bober,
i to bober.
Doświadczenia te pozostawiły trwałe rysy na mojej psychice – zarówno w dziedzinie postrzegania świata religii, jak i świata bobrów…
http://biz.blox.pl/2011/04/Wielkanocne-bobry.html
Jedna cioteczna babcia byla w stanie zachwiać Pana swiatopogladem?Mam wrazenie ze nawet armia babć miałaby z tym problem.?
Jedna cioteczna babcia nie. Być może to wina wrodzonego sceptycyzmu. Jakiś krzywy gen nie pozwala mi wierzyć bez namacalnych dowodów we wszystko, co mówią ludzie. Namacalny dowód to powtarzalny wynik doświadczenia. Na przykład: rzucam piłkę do góry, a ona niezawodnie spada.
Czy doświadczenia z dzieciństwa mogą pozostawić na tyle trwały ślad w psychice, żeby zdeterminować na całe dorosłe życie postrzeganie świata i religii? Doświadczenia bądź co bądź marginalnego. Nie wierzę, że to prawdziwy powód, a raczej pretekst. Przecież łatwo spostrzec, że to nie był wzór, ale antywzór. A może czas na rewizję przekonań?
Chętnie. Na podstawie namacalnych dowodów. Namacalny dowód to powtarzalny wynik doświadczenia. Na przykład: rzucam piłkę do góry, a ona niezawodnie spada.
Chyba… że się Pan przeniesie w inny wymiar, przestrzeń.
Proszę zapytać kosmonautów, czy im piłka też niezawodnie spada 😉
Kosmonauci… Podoba mi się ten argument!
„Czy doświadczenia z dzieciństwa mogą pozostawić na tyle trwały ślad w psychice, żeby zdeterminować na całe dorosłe życie postrzeganie świata i religii?” Podam przykład, który kiedyś mocno mnie zszokował. Rozmawiałem ze starszym , obecnie nieżyjącym już panem. Wykształcony, kulturalny, zdeklarowany ateista, zwierzył mi się, że kiedyś był ministrantem. Stracił wiare w Boga po tym gdy zobaczył jak jego proboszcz klepnął po tyłku jakąś kobietę. Pan ten mimo upływu wielu dziesiątek lat wciąż uznawał ten postępek księdza jako wystarczające uzasadnienie dla swojej niewiary, Poraziło mnie jak inteligenty człowiek może na poważnie takie zdarzenie traktować jako „dowód na nieistnienie Boga”. Z drugiej strony jest to jednak przykład na to jak dużo zależy od postawy duchownych.
Myślę, że to niezwykle istotna kwestia: „Z drugiej strony jest to jednak przykład na to jak dużo zależy od postawy duchownych.”
Człowieka myślącego zaczyna w takiej sytuacji dręczyć wątpliwość: jak to możliwe, że Pan Bóg widzi i nie grzmi? A widzi wszystko, wszystkie nieszczęścia, które wynikły i jeszcze wynikną z Jego decyzji. Bo wszystko jest zgodne z Jego decyzją. Nawet wolna wola, której efekty zna…
Sam rozum, to nie cały człowiek. Co do nieszczęść, to nie decyzja Pana Boga. To nie Bóg wszczyna wojny, zabija dzieci, ale człowiek, który za wszelką cenę pragnie władzy, którego zabija własna pycha.
Doświadczeń z dzieciństwa mamy zazwyczaj więcej i później, w dorosłym życiu też się z nimi spotykamy, więc to może mieć duży wpływ na zwątpienie w dogmaty wiary.
Lektura nie tylko biblii, ale różnych innych publikacji na podobne tematy, też skłania do własnych przemyśleń i wyciągania wniosków i przypuszczeń, bo wszystkie religie, to właśnie przypuszczenia są tylko.
Ci, którzy ślepo w nie wierzą, mogą mienić się wyznawcami danej wiary, a ci którzy wątpią, nie mogą się za nich uważać.
Jako kilkulatek widziałem i słyszałem odmawianie różańca wyłącznie przy zmarłym, w jego intencji i te doświadczenia ugruntowały we mnie opinię, że to bardzo smutna, bez perspektyw modlitwa.
Kilkulatek odbiera wszystko inaczej jak dorosły, ale wrażenia utrwalają się i pozostają na całe życie.
Wojciech Kilar – Angelus, wykorzystane w filmie City of Angels
https://www.youtube.com/watch?v=2bKlj8SFGa0
Słyszałam wykonanie Angelusa na żywo we Wrocławiu, przez któryś z chórów.Mąz to śpiewał.Niesamowity utwor….
Wydaje mi się jeszcze, że ważniejsza od modlitwy jest dobroć i człowieczeństwo które powinno być w każdym z nas. Tolerancja, umiejętność wybaczania i przysłowiowe „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”, jest bardzo dobrą wskazówką do godnego spędzenia życia.
Niebo, każdy będzie miał takie, jakie sobie wyobraża. Tak twierdzi wiele religii i wydaje się, że to twierdzenie jest prawdziwe.
Zadziwia fakt, że w kwestiach wiary zawsze mają najwięcej do powiedzenia ci, którzy za bardzo nie wiedzą w co tak naprawdę wierzą. Smuci, kiedy ocenia się modlitwę różańcową jako coś bezsensownego. Bywają i tacy, którym przeszkadzają pielgrzymi zadeptujący górskie ścieżki a nawet dzwony z wieży kościelnej. Otóż chciałam Państwu powiedzieć coś z własnego życia i doświadczenia. Wiarę wyniosłam z domu rodzinnego, w którym te wartości miały ogromne znaczenie. To był mój prawdziwy fundament, w który do dziś solidnie inwestuję, bo wiara rozwijała się stopniowo, to bardzo żmudny, trudny i wymagający niejednokrotnie ogromnych poświęceń proces, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Wiary nie da się zamknąć prostą definicją, stąd bierze się zapewne nasza frustracja, a może to nasze wyobrażenie o Bogu, jakie nosimy w naszych głowach. By dojść do miejsca, w którym obecnie jestem zapewniam wymagała ogromnego samozaparcia, wytrwałości a nade wszystko ogromnej cierpliwości. Chrześcijaństwa swojego nie opierałam tylko na rozumie i prawie, ale także a może przede wszystkim na wyobraźni, bo do serca dochodzimy ktoś mądrzejszy ode mnie powiedział nie przez rozum lecz przez wyobraźnię. To wszystko dokonało się za sprawą współdziałania rozumu, pamięci,zmysłów, uczuć i wyobraźni. Ale do tego potrzeba mi było ogromnej pokory. Czasami mamy jej zbyt mało i stąd bierze się nasza frustracja i niepowodzenia. Wiara, to nie słowa różańca ani jakaś inna filozofia, ale wiara, to moje życie, moja miłość do drugiego, bo miłość jest największą motywacją i w ten sposób świadczę dobro dla imienia Pana.
Nie uważam, bym w kwestiach wiary miał najwięcej do powiedzenia. Wyrażam tylko i wyłącznie swoje zdanie tutaj, które może być niewygodne najbardziej dla świętszych od papieża, bo to im się wydaje, że w swoim pojmowaniu religii są nieomylni.
Osobiście dopuszczam różne możliwości, cele i sens naszego istnienia na tej ziemi i nie są to tylko twierdzenia poparte doświadczeniami naukowymi, ale przede wszystkim lekturą i znajomością wielu opracowań na tematy światopoglądowe.
Ludzie głęboko wierzący, są tak zadufani w swej wierze i poglądach które ona głosi, że nie dopuszczają do siebie innych, alternatywnych możliwości i nie starają się ich zgłębiać.
Co do pielgrzymek w górach, na przykład na Tarnicę, to oczywistym jest przecież rozdeptywanie chronionych szlaków, przez zmasowane grupy ludzi. Zarówno pielgrzymki, jak i inne grupy, mogłyby wędrować po mniej chronionych miejscach, co by przecież w żaden sposób nie umniejszało intencji pielgrzymki.
Pozdrawiam Wszystkich bardzo serdecznie, zarówno głęboko wierzących katolików, jak i wyznawców innych religii, oraz tych którzy nie mają wyraźnego uzasadnienia swego jestestwa tutaj.
Widocznie nie spotkał Pan ludzi głęboko wierzących, bo tych cechuje pokora. Szacunek dla ludzi inaczej myślących nie oznacza podzielania ich poglądów. Czym byłaby wiara, gdyby nie była połączona z mocnym przekonaniem o słuszności własnych przekonań?
Z ust Pana padły takie piękne słowa cyt: „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”a w kolejnym komentarzu używa Pan dość cierpkich słów pod adresem katolików, że są bardziej święci od papieża, nieomylni, zadufani etc.Przyjmuję te słowa z pokorą i mimo wszystko dobrego samopoczucia z nadzieją i ufnością, że kiedyś nadejdzie dzień Sądu Ostatecznego dla wszystkich , tych wierzących i niewierzących.
Czy mógłby Pan rozwinąć tę myśl: „oraz tych którzy nie mają wyraźnego uzasadnienia swego jestestwa tutaj.”
Wydaje mi się ona obraźliwa dla sporej grupy społeczeństwa.
Ale to może tylko niezrozumiały „skrót myślowy”?
Z całym szacunkiem, wiara to jest właśnie niezachwianie przekonanie o słuszności własnych poglądów. Jak to się ma do pokory? – Nie wiem, nie mnie sądzić.
Szcześliwi w swej beztrosce ci, co naprawdę wierzą.
Niezachwianie przekonanie o słuszności własnych poglądów z pokorą jest niesprzeczne. Cóż to byłaby za wiara, gdyby była pełna wątpliwości.
A mnie, głupiemu, wydawało się, że święci mężowie dochodzili do mocnej wiary dzięki wątpliwościom.
I te wątpliwości były czynnikiem sprawczym pogłębiania wiary.
Czegóż mnie ci księża nauczyli przez lata przymusowej katechezy? Herezji?
Ale co tam, powiedziane zostało, że „w kwestiach wiary zawsze mają najwięcej do powiedzenia ci, którzy za bardzo nie wiedzą w co tak naprawdę wierzą”. Być może, chociaż chciałbym, aby moją osobę trzymać na osobnej kupce – tych, którzy wiedzą, w co nie wierzą.
A bobry albo liczenie baranów dają ten sam skutek terapeutyczny – spokojny sen.
Podobnie jak kiwanie się podczas recytowania zdań z Tory.
Mnemotechnika.
Nie chcę już ciągnąć tematu, tym bardziej że jestem tu gościem, a chyba wypaczyłem swoimi komentarzami właściwy temat tego bloga.
Z biegiem czasu coraz mniej rzeczy uznaję za pewnik, a coraz częściej wątpię, bo życie mnie tak nauczyło.
Skoro Szanowna Pani uważa, że wiara da się pogodzić z pokorą, to może i tak jest, choć co do tego też mam wątpliwości.
Pozdrawiam serdecznie i wytrwania w niczym niezachwianej wierze życzę:)
Krzysztof Skórzyński:
„…znajomy ksiądz powiedział, że prawdziwa wiara się kończy, kiedy w stu procentach uwierzysz, to znaczy, kiedy już przestajesz sobie zadawać pytania. A dopóki zadajesz sobie pytania, to cię też zmusza, żeby dbać o tę wiarę, żeby ją pielęgnować.”
http://bogwwielkimmiescie.pl/bog-przy-ktorym-dorastam/
Najtrudniejsza modlitwa. Pełna symboliki, o której pięknie pisał Jan Paweł II. Dużo skorzystałam w swoim czasie ze strony rozaniec.dominikanie.pl i ciągle tam zaglądam. Dziękuję za tekst. Poruszający.
Dziękuję za wszystkie komentarze, choć dyskusja momentami wekslowała na boczne tory. Moim celem było pokazanie na własnym przykładzie, że dojrzewanie do modlitwy różańcowej nie jest łatwe, a obiegowe opinie, którym długo sama ulegałam, nie mają wiele wspólnego z tym, czym jest, a raczej czym powinien być różaniec. Okazuje się, że nie tylko ja potrzebowałam na to czasu. Jeżeli kogoś zachęciłam, aby potraktować tę modlitwę jako ambitne, niełatwe zadanie, które może wnieść dobro w nas i wokół nas, to bardzo będę się cieszyć. Chciałam też podkreślić, jak ważna w tym jest wspólnota. Proponuję potraktować to jako propozycję.
7 powodów, dla których popieram #RóżaniecDoGranic:
1) to wspaniała promocja tej wyjątkowej modlitwy – różne wydarzenia są promowane poprzez tzw. eventy, aby zachęcić ludzi do pożądanych zachowań; kościół też sięga po takie środki,
2) ludzie potrzebują wspólnoty w modlitwie, a Pan Jezus do tego zachęcał: „Gdzie dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20)”,
3) w 2017 roku przypada 100-lecie objawień fatimskich, a w październiku 100. rocznica ostatniego; RóżaniecDoGranic to mocny akcent rocznicowy,
4) w przesłaniu przekazanym przez Matkę Bożą pastuszkom w Fatimie ważną rolę odgrywa i Polska, i różaniec
5) wykorzystanie znanych i lubianych postaci jako ambasadorów #RóżaniecDoGranic – popularnych aktorów i dziennikarzy (Cezary Pazura, Krzysztof Ziemiec) może sprawić, że młodzi ludzie pomyślą: skoro oni mogą, to ja też. Jak oni się tak modlą, to znaczy, że nie jest to modlitwa dla klepiących „zdrowaśki” dewotek, ale fajna sprawa,
6) takie duże, liczne spotkania mogą zaowocować, podobnie jak pielgrzymki papieskie, nawróceniami i odmianą życia; wszak wspólna modlitwa czyni cuda,
7) włączyć się mogą także ci, którzy z różnych powodów nie dołączą do polskiej granicy na modlitwę – w święto Matki Boskiej Różańcowej można przyjść na nabożeństwo różańcowe do swojej parafii i pokochać tę modlitwę podobnie jak autorka tego tekstu.
A więc, różańce w dłoń!!!
Poradźcie, czy odmawialiście kiedyś Koronkę, co o niej sądzicie, słyszałem różne opinie. Myślałem o, Do krwawych łez Matki Bożej. Moją intencją jest pomóc siostrzenicy w jej odejściu od wiary.
Znalazłem w internecie taką: https://rosaropoly.pl/Koronka-do-lez-Matki-Bozej-instrukcja