Przegrał rozsądek, zapłacili podatnicy
„To nie było referendum , lecz plebiscyt w którym raz jeszcze odrzucono Bronisława Komorowskiego” – napisał dziś na Twitterze poseł Kazimierz Michał Ujazdowski. Eryk Mistewicz pisał wprost, że to III tura wyborów prezydenckich, którą przegrywa Bronisław Komorowski.
Dlatego zaskoczenia nie było. Niską frekwencję w niedzielnym referendum prognozowano już dawno, mimo zaklęć rządowego CBOS, który w ostatnim sondażu zapowiadał, że 32 proc. na pewno uda się 6 września do urn wyborczych. Notabene, ciekawe jak oni te swoje wyniki uzyskują („trafne” jak zwykle) i czy tym utytułowanym profesorom i doktorom habilitowanym socjologii, zasiadającym w Radzie CBOS, trochę nie wstyd. Bo to nie jednorazowa sondażowa wpadka, tylko reguła.
Mimo kompletnie bezsensownie wprowadzonej ciszy referendalnej, przez całą niedzielę na Twitterze trwała licytacja, kto trafi z prognozą frekwencji. Bez obaw podawano wyniki z własnych komisji obwodowych, w których z rzadka ktoś się pojawiał. Twitterowe prognozy oscylowały między 3 a 8 procent. No i, jak widać, Twitter okazał się lepszy niż CBOS. Wynik był jednocyfrowy.
Wyborcy tym razem zachowali się racjonalnie. Jak dobrze wiemy, wymyślone „na kolanie” w nocy z 10 na 11 maja, referendum zawierało pytania nieprecyzyjne, niekonstytucyjne lub dotyczące kwestii już rozstrzygniętych. Sam brak precyzji w zadanym pytaniu oznacza kłopot dla wyborcy, który chce poważnie potraktować swój udział w referendum. Bo jeśli jest za utrzymaniem finansowania partii politycznych z budżetu państwa, ale uważa, że zasady przyznawania i rozliczania partii wymagają gruntownych zmian, to jak sensownie odpowiedzieć na pytanie: „Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?” Konstytucja w Art. 96 pkt 2. określa, że wybory do Sejmu są: powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne, a więc pytanie o JOW-y (.Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?) jest niekonstytucyjne. Wyborca, który opowiada się za zmianą ordynacji i wprowadzeniem zgodnej z polską Konstytucją ordynacji mieszanej na wzór niemieckiej, nie może sensownie odpowiedzieć na to pytanie.
Większą frekwencję w referendum miały zapewnić towarzyszące ogólnokrajowemu referenda lokalne. Tak było i we Wrocławiu, ale dobór pytań i brak precyzji były podobne. No i frekwencja niewiele większa, bo zaledwie 10,53 proc. Jak np. na pytanie „Czy jesteś za tym, aby w przyszłości Wrocław ubiegał się o organizację imprez kulturalnych i sportowych o znaczeniu międzynarodowym, takich jak Europejska Stolica Kultury 2016 i World Games 2017?” ma odpowiedzieć wrocławianin, który popiera ideę ESK 2016, a organizację World Games 2017 już nie. Choć, mam wrażenie, że plebiscytowy charakter referendum ogólnokrajowego sprawił, że nawet najbardziej sensowne i nurtujące mieszkańców Wrocławia pytania, nie przyciągnęłyby ich do urn. Tym bardziej, że pamiętali oni kogo w kampanii wyborczej oficjalnie poparł organizator i pomysłodawca miejskiego referendum.
Oprócz deprecjacji samej idei demokracji bezpośredniej, którą politycy instrumentalnie wykorzystują do realizacji swoich doraźnych celów politycznych, to realne marnotrawstwo 100 mln zł. W porównaniu z budżetem państwa to niezbyt wiele, zaledwie 0,03 proc., ale przy tylu niezaspokojonych potrzebach, można takie pieniądze na sensowne cele przeznaczyć.
Zadałam na Twitterze pytanie, na co można byłoby przeznaczyć 100 mln zł? I oto co uzyskałam (poniżej wybór odpowiedzi):