Przed jutrzejszą decyzją Senatu
Gorąca 14-godzinna dyskusja w Senacie, a wcześniej miesiące i lata polemik, przerzucanie się argumentami, których druga strona nie chce słuchać. Tak to jest, gdy rozmówcy wychodzą z zupełnie odmiennych założeń. Rozmowa wówczas nie ma większego sensu. Dlatego chcę pewne sprawy uporządkować.
1. Po pierwsze atr. 38 Konstytucji RP mówi o prawnej ochronie życia, którą zapewnia Rzeczpospolita Polska. Czy poczęte życie ludzkie jest człowiekiem? Prof. Andrzej Zoll, konstytucjonalista i były prezes Trybunału Konstytucyjnego, nie ma wątpliwości, że tak. Twierdzi on, że tzw. kompromis aborcyjny jest sprzeczny z konstytucją i gdyby orzekał w tej sprawie, uznałby za niezgodne z ustawą zasadniczą wyjątki dopuszczające aborcję ze względu na nieuleczalną chorobę dziecka, poczęcie na skutek czynu zabronionego czy zdrowie matki. Jedynie zagrożenie życia matki może stanowić taką przesłankę. Odsyłam do wywiadu prof. Andrzeja Zolla http://gosc.pl/doc/989117.Prof-Zoll-ostro-o-polskim-prawie-aborcyjnym. I tak na zdrowy rozum, jeśli myślimy o prawie do ochrony życia z punktu widzenia poczętego człowieka, to dlaczego ma nie być ono chronione, gdy ojciec jest przestępcą, matka zbyt młoda, albo gdy jest ono niepełnosprawne. A w innych przypadkach podlega prawnej ochronie (vide Ustawa o ochronie płodu ludzkiego…). Czyż to nie jawna dyskryminacja? W przypadku in vitro też chodzi o życie ludzkie, a właściwie o brak jego ochrony, praktyki eugeniczne itp. na dużo większą skalę. Aby urodziło się jedno lub dwoje dzieci z in vitro, traci życie kilkanaście już poczętych. Bo zamrożenie to tylko odroczenie wyroku, choćby nawet na 20 lat.
2. Drugim, nie mniej ważnym argumentem są kwestie genetyczne, psucie całej populacji. Przekonująco to uzasadnia wybitny genetyk prof. Stanisław Cebrat w wywiadzie dla „Gazety Wrocławskiej”, który mówi, że in vitro to wielki biznes, a nie nauka http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/626099,prof-cebrat-in-vitro-to-wielki-biznes-a-nie-nauka,id,t.html
Zwraca uwagę, że jest naturalna bariera, która nie dopuszcza do zapłodnienia wówczas, gdy może dojść do głębokiego defektu genetycznego w tym lub w następnych pokoleniach. Mocny wywiad, mocne argumenty. Polecam.
3. I kolejna sprawa, na którą warto zwrócić uwagę, to wprowadzenie w tej ustawie tylnymi drzwiami możliwości wychowywania dzieci przez pary homoseksualne. Dzieci urodzone przez surogatki. Ta ustawa to jedno z najbardziej liberalnych rozwiązań prawnych w Europie.
Warto też zauważyć, że wśród ekspertów rządowych są ludzie powiązani z klinikami in vitro. To tylko taki drobny szczegół, ale znaczący. Dlatego apeluję do senatorów:
ODRZUĆCIE TĘ USTAWĘ!!!
Zawsze, gdy mam okazję rozmawiać z pracownikiem nauki, który jest genetykiem, zadaję niewinnie brzmiące pytanie o in vitro: „Czy nie obawia się pan (pani), że ta metoda psuje ludzką populację?”. Słyszę wówczas, po dłuższej lub krótszej chwili zastanowienia, odpowiedź twierdzącą. I to bez względu na poglądy dotyczące prawnej dopuszczalności tej metody do wspomaganego rozrodu, bo przecież nie leczenia bezpłodności. Nie mylmy pojęć.
Zastanawia dlaczego do debaty o in vitro nie zaprasza się genetyków, bo to przecież oni mają niezbędną wiedzę na ten temat. Zachęcam każdego, kto sięgnął do tekstu mojej siostry (powyżej), aby przeczytał podlinkowany tam wywiad z prof. Stanisławem Cebratem. „Przyznam, że argumentów religijnych nie rozumiałam do końca, ale ten wywiad o iIn vitro jest PRZERAŻAJĄCY” – przeczytałam na Twitterze komentarz @ikropka. To chyba najlepiej wyjaśnia dlaczego genetycy nie są mile widzianymi gośćmi w mediach, które każdą debatę ustawiają pod z góry ustaloną tezę, każdy argument przeciw tej metodzie sprowadzając do przekonań religijnych. Porównania do świadków Jehowy, przeciwnych transfuzji kwi pojawiają nierzadko. A tymczasem to genetycy mają najbardziej przekonujące argumenty przeciw in vitro. Zupełnie nieideologiczne, tylko biologiczne. Na przykład prof. St. Cebrat, wyjaśniając przyczyny bezpłodności mężczyzn, wymienia niewykształcenie jajowodów lub ich niedrożność spowodowaną łagodną formą mukowiscydozy. Plemniki wówczas można pobrać dzięki biopsji jąder i użyć do zapłodnienia, ale każdy z nich niesie defekt z genem odpowiedzialnym za włąśnie mukowiscydozę i jeżeli matka jest nosicielką tej choroby, to istnieje 50 proc. prawdopodobieństwa, że zachoruje na nią dziecko i to na śmiertelną postać mukowiscydozy. Bezpłodność to naturalna bariera przed tą chorobą i innymi defektami genetycznymi. Intuicja podpowiada, a genetycy potwierdzają, że bezpłodność to obrona przed prokreacją, gdy istnieje zagrożenie wad genetycznych. „Warto zaufać naturze” – przekonuje prof. St.Cebrat. Innym przykładem jest siatkówczak (nowotwór dna oka). Ta choroba pojawia się również wtedy, gdy uszkodzony gen pojawi się w trakcie produkcji gamety lub już po utworzeniu zygoty – w zarodku. Ten defekt zdarza się po in vitro 10 razy częściej – mówi prof. Cebrat – niż po poczęciu naturalnym, bo pojawia się także w trakcie procedury, a nie tylko, gdy jest dziedziczony przez rodziców. „To znaczy, że mutacje w innych genach też mogą się zdarzać 10 razy częściej! I jeżeli tak jest, to cała populacja jest zagrożona, nie tylko ludzie poczęci za sprawą in vitro” – przestrzega prof. Cebrat. To tylko pierwsze z brzegu argumenty, radzę przeczytać cały wywiad. I też apeluję do senatorów: GŁOSUJCIE PRZECIW!
Nie bez znaczenia jest szkodliwa dla zdrowia stymulacja hormonalna. Przeczytałam niedawno na Twitterze wpisy dotyczące kobiety, matki 10-letnich bliźniaczek poczętych metodą in vitro, która zachorowała na agresywną postać raka piersi i – mimo leczenia – zmarła. Osierociła upragnione córeczki, które będą wychowywały się bez matki. I co się okazało? Otóż owa kobieta przed zabiegiem in vitro podpisywała oświadczenie, że nie będzie skarżyć kliniki w razie, gdyby zachorowała na nowotwór piersi lub narządów rodnych. Stymulacja hormonalna zwiększa ryzyko. Czy takie oświadczenia to powszechna praktyka? A jeśli tak, to dlaczego milczy się na ten temat. Wiadomo na przykład, że hormonalna terapia zastępcza, stosowana w okresie menopauzy zwiększa ryzyko nowotworów i potrzebna jest znacznie częstsza kontrola. Czy tu jest podobnie?
Bardzo mnie irytuje, gdy w różnych dyskusjach temat początku ludzkiego życia przedstawiany jest jako kwestia religii lub światopoglądu i sugeruje że jest nie do rozstrzygnięcia na gruncie naukowym. Od minimum kilkudziesięciu lat wiadomo dokładnie jak wygląda rozwoj embrionalny człowieka i znane są prawidła genetyczne. Nie da się znaleźć bardziej jednoznacznej cezury ludzkiego życia niż moment połączenia materiału genetyczego ojca i matki w zygocie. To swoisty Big Bang – jedyna zasadnicza zmiana jaką zachodzi w momencie. Cały dalszy rozwój polega na namnażaniu komórek i stopniowych przekształceniach. W momencie zapłodnienia powstaje plan większości fizycznych i dużej części psychicznych cech człowieka i plan ten natychmiast zaczyna być wcielany w życie. Nie można porównywać zarodka do „nasionka” bo procesy życiowe w nasionach są zahamowane a w zarodku toczą sië w zawrotnym tępie. Paradoksalnie to osoba wierzącą, że człowiek składa się z duszy i ciała może się zastanawiać kiedy rozwijające się ludzkie ciało otrzymuje duszę. Ktoś kto uznaje człowieka wyłącznie za byt biologiczny musi uznać że ten ludzki byt biologiczny zaczyna się w chwili zapłodnienia – jeśli tylko chce zachować logiczną konsekwencję w myśleniu. Dziwne ale i straszne jest to, że miliony zasadniczo przyzwoitych, inteligentnych i dobrych ludzi odrzucają coś oczywistego i przyjmują wersję, która po prostu jest bardziej wygodna. Wygoda kształtuje świadomość. Dopóki sztuczne zapłodnienie będzie się wiązało z powoływaniem do życia a potem odbieraniem szans na życie poczętym ludzkim istotom to uważam że ta metoda jest niedopuszczalna