Problem aborcji wraca
Śmierć dziecka w Szpitalu Świętej Rodziny w Warszawie, które przyszło na świat na skutek nieudanej aborcji i umierało przez kilkadziesiąt minut bez pomocy, odgrzał na nowo temat aborcji eugenicznych. Zbiegło się to z rozpoczęciem zbierania podpisów pod społecznym projektem całkowicie zakazującym aborcji i penalizującym jej przeprowadzanie. Znów na ulice wyszli demonstranci domagający się swobodnego dostępu do zabiegów usuwania ciąży. Tylko z jeszcze bardziej wulgarnymi hasłami niż kiedyś. Takie, jak na tegorocznej manifie 6 marca, należały do bardziej umiarkowanych. Padło też wiele niemądrych słów z ust osób publicznych.
Środowiska pro-life nie ustają w wysiłkach i konsekwentnie mniej więcej raz na dwa lata składają – jak zapowiedzieli – kolejne projekty ustawy ograniczającej prawo do aborcji. Bez względu na to, kto rządzi, czy akurat jest, czy nie ma kampanii wyborczej, czy to początek, środek, czy sam koniec kadencji parlamentu. Żaden czas, z punktu widzenia interesu politycznego rządzących, nie jest dobry dla tego rodzaju decyzji. Zatem każdy termin jest jednakowo i dobry, i zły. Tylko że tym razem szansa na uchwalenie ustawy zakazującej lub przynajmniej znacznie ograniczającej prawo do aborcji jest większa niż kiedykolwiek, do władzy bowiem doszły środowiska konserwatywne, które będąc w opozycji popierały tego rodzaju projekty. Stąd zapewne takie emocje, zwłaszcza że w sposób jednoznaczny głos zabrali w tej sprawie biskupi, a komunikat Episkopatu został odczytany w kościołach w całej Polsce.
I trudno się dziwić biskupom – z etycznego puntu widzenia w kwestii ochrony życia nie ma miejsca na kompromisy, każde bowiem życie ludzkie ma taką samą wartość i godność, a jak pisał Jan Paweł II w encyklice Evangelium vitae
Przerywanie ciąży i eutanazja są zatem zbrodniami, których żadna ludzka ustawa nie może uznać za dopuszczalne.
Papież dopuścił poparcie ustawy kompromisowej tylko w przypadku, gdyby jej odrzucenie oznaczało w konsekwencji przyjęcie całkowicie „permisywnego ustawodawstwa”.
Ustawa nie jest jeszcze w Sejmie procedowana, zanim trafi pod obrady, pod projektem musi się podpisać co najmniej 100 tys. osób, ale już rozpętała się istna histeria środowisk lewicowych. Nawet doszło do gorszącej sceny w warszawskim kościele św. Anny.
Smutne, że w tę narrację włączyły się byłe Pierwsze Damy, a jedna z nich wypowiedziała szczególnie niemądre słowa. Dedykuję jej historię pewnego człowieka o nazwisku Nick Vujicic i podaję link do strony http://www.zyciebezograniczen.pl/ Może udział w spotkaniu z nim w Krakowie 1 października na Tauron Arenie spowoduje rewizję poglądów i wycofanie się z tej wysoce niefortunnej wypowiedzi. Nagłe zaangażowanie byłych prezydentowych ma być – jak rozumiem – rodzajem presji na Agatę Kornhauser-Dudę, która w tej sprawie konsekwentnie milczy. I słusznie, nie jest bowiem politykiem i nie ma obowiązku wypowiadać się w kwestiach politycznej natury. Aspekty moralne są bowiem oczywiste.
Argumenty, także natury prawnej, przeciw wyjątkom zawartym w obowiązującym kompromisie aborcyjnym zawarłam w tekście opublikowanym 15 września ub.r. na www.TwitterTwins.pl „Nie dobry, tylko niedobry kompromis” https://twittertwins.pl/nie-dobry-tylko-niedobry-kompromis/. Mogę dodatkowo wspomóc się jeszcze jednym głosem sumienia, czyli wypowiedzią zmarłego niedawno ks. Jana Kaczkowskiego, którą zawarł w książce „Życie na pełnej petardzie” http://www.pro-life.pl/tak-dzialamy/wiadomosci/sp-ksiadz-jan-kaczkowski-o-aborcji. Trudno oskarżać go o brak empatii. A takie właśnie zarzuty wobec twórców i promotorów nowej ustawy padają.
Nie wiem, jakie będą losy tego projektu. Czy politykom po raz kolejny zabraknie odwagi i wystraszą się spadku popularności w sondażach? Albo otwierania zbyt wielu pól konfliktu naraz? A może będą żywić obawy, że po kolejnych wyborach wahadło przechyli się w drugą stronę i nastąpi całkowita liberalizacja prawa aborcyjnego? Tego nie wiem.
Ale wiem, co można zrobić już dziś, aby do takich zdarzeń, jak w Szpitalu Świętej Rodziny, nie dochodziło. Minister Zdrowia mógłby już teraz (zaproponowała to jako pierwsza moja siostra na Twitterze) wydać rozporządzenie do obecnie obowiązującej ustawy, wyłączające pewne schorzenia, takie jak np. zespół Downa, z dopuszczenia legalnej aborcji. Liczba takich zabiegów spadłaby o ok. 90 proc. Oczywiście nadal obowiązujące prawo byłoby niesprawiedliwe, nielogiczne, a nawet sprzeczne z Konstytucją (werdykt Trybunału Konstytucyjnego z 1997 roku), ale przynajmniej chroniłoby w znacznie większym stopniu nienarodzone życie.
Można też, przy dobrej woli, zawrzeć nowy kompromis, który zakładałby, że w przypadku ciąży będącej wynikiem przestępstwa lub ciężkiego uszkodzenia płodu (przy założeniu wydania przez Ministra Zdrowia rozporządzenia, o którym pisałam powyżej), aborcja nie byłaby karalna. Ale nie byłoby, tak jak jest obecnie, prawa do takiego zabiegu na koszt podatnika. To istotna różnica. Trzeci przypadek, czyli zagrożenie życia matki w obecnym stanie prawnym już ma wyłączoną karalność, nawet bez ustawy aborcyjnej, ze względu na przepisy o działaniu w stanie wyższej konieczności.
To prawda, że w obecnie obowiązującej ustawie wyjątki dopuszczające aborcję, dotyczą sytuacji życiowo bardzo trudnych, często wręcz dramatycznych. Dramatem jest przecież diagnoza o upośledzeniu mającego się narodzić dziecka, czy ciąży z gwałtu. Nikt nie przeczy. Dlatego wskazana jest szczególna delikatność w wypowiedziach na ten temat i potrzeba łatwego dostępu do wsparcia psychologicznego i pomocy materialnej. Państwo powinno mieć obowiązek świadczenia takiej pomocy, a w budżecie powinny być zagwarantowane na ten cel środki. Ważne jest też wsparcie organizacji pozarządowych, takich jak choćby Wrocławskie Hospicjum dla Dzieci, które obejmuje opieką psychologiczną kobiety w ciąży z diagnozą głębokiego upośledzenia płodu, a po porodzie – opiekę perinatalną.
I na koniec jeszcze ważna uwaga, którą kieruję przede wszystkim do feministek. Ciąża to nie jest tylko problem kobiet. To także, o czym warto przypominać, problem mężczyzn. To od ich odpowiedzialności, wsparcia, opieki zależy los nienarodzonego dziecka. Jakże często nie akceptują oni niepełnosprawności swojego potomka i porzucają w tak dramatycznej sytuacji swoje żony czy partnerki. O ileż łatwiej byłoby udźwignąć trudny los, gdyby go solidarnie dźwigać we dwoje. Ale dramat czy tragedia często, zamiast zbliżać – dzielą, o czym napiszę osobny tekst.
Jestem za życiem i chciałabym, żeby każda istota ludzka miała niezbywalne prawo do życia. Jestem głęboko przekonana, że aborcja jest złem i zbrodnią. Chciałabym, żeby wprowadzono obowiązkowe nauczanie o rozrodczości w szkołach. Chciałabym, aby w ramach tego nauczania obowiązkowo prezentowano uczniom filmy z porodu wcześniaczej ciąży oraz przebiegu aborcji. Jestem pewna, że wrażenie jakie taka prezentacja wywarłaby na młodzieży, nie pozwoliłaby im nigdy zapomnieć tych obrazów. Sądzę, że po obejrzeniu takiego filmu, nigdy nie daliby sobie wmówić, że abortowane dziecko nie jest człowiekiem. Uważam, że ustawa nie zmieni ludzi, ale doświadczenie i wiedza – tak. Nie chciałabym odbierać innym prawa do decyzji, nie chciałabym zmuszać innych do przyjęcia mojej moralności.
Bardzo mądry tekst. Podpisuję się. Cieszę się, że napisany przez kobietę – bo znika argument żem facet i powinienem milczeć. Mam czwórkę wspaniałych dzieci. Chcę, chcemy z żoną, mieć więcej. Bóg dał nam te dary, najwspanialsze na świecie, warte nieporównywalnie więcej od wszystkich bogactw tego świata – i nie wyobrażam sobie, żebyśmy mogli z któregoś zrezygnować. Nie ma takiego powodu: wygoda? niepełnosprawność? – litości! Mysiałbym nie mieć serca, być maszyną… i to prawdziwy dziś problem – wartości w życiu. Świat codzień nas oszukuje, że to dom, nowe auto, wygoda, lenistwo… często orientujemy się w tym oszustwie za późno… dlatego mówię głośno: dzieci to najwspanialszy dar Boga, cud na naszych oczach, skarb niewycenialny! I po ludzku nigdy nie ma dobrego czasu by je mieć – albo inaczej – zawsze znajdzie się wymówka. Przyjmujcie swoje dzieci – to cud i skarb, którym Bóg was obdarza.
PS. jedna moja córka – Natalia – urodziła się w martwa w wyniku poronienia… nie była to oczywiście aborcja, ale gdy stoję nad Jej grobem, zawsze myślę sobie co byśmy dziś robili. I jest to jakiś rodzaj traumy – choć nie zabiliśmy Jej. Nie wyobrażam więc sobie co muszą przeżywać rodzice dzieci abortowanych gdy uświadomią sobie co uczynili…
Ja z Natalką już ustaliłem, że nasz aniołek po prostu przygotowuje nam wszystkim mieszkanie tam. I marudzi Panu Bogu żeby przymknął czasem oczy na nasze słabości. Tak – mamy swojego aniołka
Pełna zgoda. Podkreślę jednak, że w dyskusję na temat życia warto włączyć kwestię odpowiedzialności mężczyzny, jego roli w ochronie i opiece nad życiem. Kolejnym elementem w dyskusji, co pośrednio wynika z komentarza p. Moniki, powinna być kwestia prawa kobiety do informacji, zwłaszcza, co do konsekwencji aborocji; np. syndrom poaborcyjny.
Jestem pewna, że informacja, uświadomienie młodzieży jest podstawą zmiany. Nie ustawy, zakazy, debaty sejmowe. INFORMACJA. Prawdopodobnie w naszych domach – Pani Marii, pana Krzysztofa, Księdza, moim, mówiono nam, czym jest ciąża, kiedy zaczyna się życie i że jest 6. przykazanie. Ale innym nie mówiono. Człowiek wychowany w domu, w którym mówi się o „prawie do macicy”, „zlepku komórek”, „bezwartościowych płodach” nie ma gdzie dowiedzieć się, że aborcja jest zbrodnią. Musi to zobaczyć. A że ma rozum i serce – będzie dobrze wybierał. Zaostrzenie ustawy nic nie zmieni.
Temat dzieci nienarodzonych zawsze naruszał spokój moich myśli. Zniszczone struktury społeczne, zniszczona gospodarka, a najbardziej zniszczony człowiek i jego myślenie na temat aborcji.
Aborcja jest zabójstwem i żadne hasła oraz ustawy nie są w stanie tego zmienić. Panie, które tak ochoczo manifestują i rozpowszechniają utarte slogany wyrażają wg. mnie postawę roszczeniową, myślenie oparte na destrukcji życia moralnego, a nie budowaniu merytorycznej dyskusji. Ileż tam obrażających i uwłaczających godności kobiet haseł widzimy. Za wszelką cenę próbują zakrzyczeć własne sumienia. Tak wiele mówią o wolności, ale jednocześnie nie dostrzegają, jak ogromnie ważna jest wolność osobista. Dzisiejszy człowiek jakby zgłupiał i tego nie rozróżnia. Jakże często te kobiety nie bardzo wierzą w to, co głoszą. Widać, jak desperacko szukają ratunku i pociechy. Zadziwia mnie przyzwolenie na takie zachowania. Widać, jak bardzo rozluźniły się więzy uczuciowe i wyobrażenie o rodzinie i jak bardzo nasze życie wpasowuje się w wielki plan istnienia na całą wieczność.
Ja myślę, że ciąża to w ogóle nie powinien być problem. I pomijając tu chwilowo kwestie etyczne i moralne, którymi zajmuje się Kościół, chciałabym wskazać na kwestie społeczne, którymi zajmuje się państwo, w głównej mierze poprzez finansowanie różnych kwestii związanych z ciążami niechcianymi – uważam że ograniczenie ich liczby, w połączeniu z sensowną edukacją seksualną – spowoduje także spadek ilości ewentualnych aborcji.
Mamy ogromy problem ekonomiczny w przypadku samotnych matek – pomoc państwa dla nich to fikcja, zasiłki są na tak żenującym poziomie, że nie da się za nie przeżyć ani sensownie wspomóc budżetu domowego. Z kolei ewentualne przywileje takiej jak pierwszeństwo w przyjęciu dziecka do żłobka czy przedszkola są nagminnie nadużywane przez osoby pozostające w konkubinatach (nawet zna przypadki fikcyjnych rozwodów, byle tylko zapisać dziecko do przedszkola). Dyrektorzy placówek oświatowych nie są w stanie, nawet mając wiedzę o faktycznym pozostawaniu rodziców we wspólnym gospodarstwie domowym, zablokowania priorytetu zgłoszenia takiej „samotnej matki” , nie mówiąc już o wyciągnięciu jakichkolwiek konsekwencji w stosunku do oszustów. Nic dziwnego, że osoby które mają odmienny światopogląd na kwestie życia poczętego niż chrześcijański, zwracają silnie uwagę na tzw. aborcje z przyczyn ekonomicznych, których jak szacują organizacje pro-life w tej chwili jest najwięcej w tzw. podziemiu aborcyjnym. Tak naprawdę bez silnego wsparcia rodziny, samotna matka i jej dziecko, skazani są na biedę. I uważam, że to jest powód do ogromnego wstydu dla państwa polskiego. Oraz jest w pewnym sensie niemoralne, gdy nawołuje się do ochrony życia poczętego nie zapewniając minimalnie przyzwoitych warunków do tego, żeby wspierać obywateli w tej kwestii.
A jeśli brak jest pomocy czysto materialnej dla kobiet samotnych rodzących zdrowie dzieci to jak ciężko jest rodzicom mającym dzieci upośledzone, wymagające leków i rehabilitacji? Jeszcze nie tak dawno widzieliśmy ich w Sejmie jak protestowali przeciwko skandalicznej wysokości zasiłków. Od stycznia b.r. zasiłki te wynoszą bodajże 1300 zł. Podczas, gdy koszty leczenia (nawet nie tymi najnowszymi i najlepszymi lekami), rehabilitacji takiego dziecka mogą wynosić 5.000 zł miesięcznie. Dziecka! a przecież przynajmniej jedno z rodziców w takich rodzinach nie pracuje! W rzeczywistości żeby móc dziecku niepełnosprawnemu pomóc trzeba być bardzo zamożnym człowiekiem. Czy bieda i trudności jest to powód żeby dziecko zabić – nie, ale skazywać na taką wegetację matkę i dziecko jest równie okrutne.
A wsparcie psychologów, lekarzy dla matki? I nie tylko na etapie przed podjęciem decyzji ale także później. Nie istnieje. Państwowe poradnie psychologiczne nie funkcjonują, nie ma żadnego systemu opieki psychologicznej dla kobiet będących ofiarami przestępstw seksualnych. To znaczy nie – formalnie jakieś szczątkowe wersje są. Tylko, że tak naprawdę ich nie ma. A najbardziej mnie uderza ten brak przy kwestii zabiegów in vitro. Kliniki in vitro dostawały finansowanie nie za jakość tylko za ilość. Doprowadziło to w wielu przypadkach do różnych zjawisk czysto patologicznych, tak że byliśmy już na prostej do sytuacji podobnej do tej z Planned parenthood. Kobiety były traktowane jak … Może nie powiem jak. Zachęcano je do jak najwytrwalszego korzystania z usług, ponieważ przekładało się to na finanse klinik. Nie informowano rzetelnie o ryzyku, nie tylko od strony fizjologicznej ale i psychicznej. Problemem uporania się potem z kłopotami takich rodzin (bo przecież nie tylko matek) obarczono później państwo. Bo kliniki mają w istocie bardzo ograniczony zakres usług jeśli idzie o kwestie związane z in vitro. Nie jest dla mnie rozwiązaniem tej sytuacji całkowite zaprzestanie finansowania tego typu zabiegów przez państwo, to tylko zastępowanie jednej patologii drugą.
Dlatego dyskutowanie samego problemu aborcji, z pominięciem wyżej tu wskazanych kwestii, jest dla mnie bezcelowe. Po pierwsze nie rozwiązuje żadnego z problemów które mamy, a po wtóre są to różnice światopoglądowe, nie do pokonania, bo ateiści nie przekonają chrześcijan ani chrześcijanie siłą ani przepisem nie nawrócą ateistów. Nie ma takiego przepisu który by zmusił kogokolwiek do zmiany wyznania. A państwo jest dla wszystkich nas i musi godzić w sposób możliwie racjonalny i korzystny dla społeczeństwa jako ogółu racje wszystkich obywateli.
czerniakowianko – nie tylko chrześcijanie czy w ogóle wierzący są przeciwni aborcji . Sprawy ekonomiczne również nie są przesądzające. Nie tak przebiega podział za/przeciw.
Każdy widzi z jakiegoś swojego zakątka. Ja widzę to z Warszawy, gdzie odbywają się manifestacje i gdzie decyzje podejmują rządzący. Nieuczciwe jest dyskutowanie „zakazać” albo „pozwolić” – bo co dalej? Można wszystkiego zakazać ale czy sam zakaz prawny spowoduje, że (wyjaskrawiając) wszystkie kobiety będą rodzic dzieci a dalej będą żyli długo i szczęśliwie?
Oczywiście problem jest bardzo złożony, wskazałam tutaj jeden z aspektów, siłą rzeczy jeszcze dość skrótowo, kwestię edukacji ujęłam w jednym zdaniu, kwestie bezpieczeństwa czyli sprawy związane ze skutecznym izolowaniem gwałcicieli i zapobieganiem ich recydywie całkowicie pominęłam. Sprawy związane z jakością usług medycznych ledwie zasygnalizowałam i to też wyrywkowo.
Bo to nie jest problem „aborcji” jako takiej, tylko problem dysfunkcyjnego państwa w wielu dziedzinach. Zmiana jednej ustawy tak naprawdę niczego nie zmieni. A w grę wchodzą kwestie etyczne i moralne. Co czyni sprawę jeszcze bardziej skomplikowaną i drażliwą.
Dzieci to jedna z najwazniejszych „rzeczy”jako po nas zostaje na swiecie gdy nas juz nie bedzie.To dzieki naszym dzieciom i wnukom ciagle zyjemy.
Uzupełniająco do komentarzy, które pojawiają się na Twitterze, pod fragmentem mojego komentarza „ateiści nie przekonają chrześcijan ani chrześcijanie siłą ani przepisem nie nawrócą ateistów”. Jest to tylko część zdania, z całości i w żadnym wypadku nie twierdzę że linia podziału przebiega wyłącznie na poziomie „chrześcijanie – niewierzący”. Choć muskając kwestie związane z religiami można wskazać że buddyści, hinduiści i świadkowie Jehowy są w ogóle przeciwni aborcji, Muzułmanie dopuszczają ją do 120 dnia od poczęcia. Nie wiem jak u judaistów.
Choć nie sposób pominąć faktu, że wyznanie oraz stopień religijności poszczególnych społeczeństw, wiąże się ściśle z postrzeganiem kwestii ochrony życia poczętego.
Ale są także przeciwnicy aborcji wśród niewierzących (AFAIC ok 20% w USA i ok. 12% w Europie z tej grupy), opierający swój światopogląd na argumentach naukowych i medycznych, m.in,. embriologii, i genetyce. W komentarzu posłużyłam się pewnym uproszczeniem, natomiast nie neguję i tych głosów. Co nadal nie zmienia mojego zdania wyrażonego powyżej.
To, o czym pisze Czerniakowianka, to sprawy ważne, często pomijane w dyskusji nad prawnym zakazem aborcji. Brakuje mi w nich jednego wątku, a mianowicie sprawy adopcji. A powinien się on pojawić zarówno w dyskusji o in vitro, jak i o aborcji. Czy równolegle z procedowaniem ustawy zakazującej przerywania ciąży nie powinien zrodzić się projekt ustawy upraszczającej procedury adopcyjne? Wiele rodzin czeka zbyt długo na adopcję, a warunki, które muszą spełniać są nieporównanie bardziej wyśrubowane, niż te, które proponowano w projektach ustaw dopuszczających in vitro. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć dlaczego?
Warto może przy okazji przypomnieć, że koncepcję świętości życia ludzkiego jako pierwsza przyjęła tora, a więc judaizm. W sprawie aborcji żydowskie prawo religijne jest podobne do zasad, które obowiązują w chrześcijaństwie, z tą różnicą, że w razie konfliktu pomiędzy życiem matki a życiem płodu, życie w pełni ukształtowanego człowieka jest w torze ważniejsze. Czyli dopuszcza się aborcję tylko wówczas, gdy zagrożone jest życie matki. Czy tego nie proponują aby autorzy projektu ustawy, pod którą zbierane są obecnie podpisy?
Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze, które ukazały się pod tym tekstem. Wszystkie przeczytałam z uwagą i postaram się odnieść przynajmniej do części przedstawionych tu argumentów.
Owszem, edukacja i uświadamianie młodzieży, na co zwraca uwagę Pani Monika, ma znaczenie w uzmysłowieniu, czym jest aborcja może, ale – pamiętajmy – na młodych ludzi wpływ ma także środowisko, w którym się oni obracają i aktualnie lansowane mody. Ale także prawo. Prawo kształtuje świadomość, choć oczywiście nie gwarantuje jego przestrzegania. I to nie tylko w tej sprawie.
Ważne kwestie natury społecznej poruszyła @czerniakowianka. Ale według mnie te wszystkie te trudne życiowe sprawy można i trzeba rozwiązywać niezależnie od rozstrzygnięć dotyczących ochrony życia.
Zgadzam się, że potrzebne jest uproszczenie procedur adopcyjnych, o czym wspomniała moja siostra, aby w sytuacji, gdy matka nie jest w stanie wychowywać swojego nowonarodzonego dziecka, mogła je oddać do adopcji. Adopcja dzieci przyjmowanych w oknach życia nie jest taka prosta, bo sprawa wymaga rozstrzygnięcia praw rodzicielskich.
Społeczny projekt ustawy został przedstawiony, zbierane są pod nim podpisy i zapewne w ustawowym terminie zostaną zebrane. Trafi on więc pod obrady Sejmu. Obóz rządzący nie będzie mógł odrzucić go w pierwszym czytaniu, bo byłaby to całkowita utrata wiarygodności w tej sprawie. Będąc w opozycji zawsze głosował za skierowaniem projektu do komisji. Debata nad nim więc się odbędzie. I dobrze. Zapewne wniesione zostaną poprawki, bowiem obecna wersja jest tak restrykcyjna, że nawet biskupi na nią się nie zgadzają. Dotyczy to karalności kobiet. Zdaniem hierarchów w żadnym wypadku kobieta nie powinna podlegać karze, tylko lekarz. Zgadzam się z tą opinią.
Moja propozycja, którą przedstawiłam w tekście:
– rozporządzenie Ministra Zdrowia do obecnie obowiązującej ustawy, wyłączające pewne schorzenia, takie jak np. zespół Downa, z dopuszczenia legalnej aborcji,
– przyjęcie w nowej ustawie zakazu aborcji, ale wyłączenie karalności w wymienionych przypadkach.
Nie byłoby wówczas prawa do aborcji, a więc nie zaistniałby casus prof. Chazana zwolnionego z funkcji dyrektora szpitala czy słynnej historii Agaty, której minister zdrowia wskazywała placówkę, w której dokonano aborcji.
Inna rzecz, że w wielu prywatnych gabinetach lekarskich dokonuje się zabiegów praktycznie „na życzenie”. Nikt jakoś się nie przygląda tym licznym ogłoszeniom w gazetach „AAAAA Zabiegi ginekologiczne wszystkie” i nr telefonu komórkowego. Podziemie, o którym pisze @czerniakowianka działa niemal jawnie. Trzeba przyznać, że wiele hipokryzji w tym jest.
Wystarczyłoby spojrzeć jak wygląda prawo aborcyjne w większości krajów europejskich i wziąć z nich przykład i to by wystarczyło, praktycznie nigdzie nie jest gorzej niż u nas
Albo lepiej…