Prawa ucznia

Rok szkolny dopiero co się rozpoczął, więc kontynuujemy tematykę związaną z edukacją. Zainspirował mnie prezydent Warszawy, który na zwołanej 25 sierpnia konferencji prasowej poinformował o utworzeniu instytucji stołecznego rzecznika praw ucznia. Wyjaśnił, że jest to realizacja postulatu Młodzieżowej Rady Miasta Stołecznego Warszawy. Rzecznik ma dbać o interesy uczącej się młodzieży i przeciwdziałać, jak ujął to  Rafał Trzaskowski, wprowadzaniu do szkół indoktrynacji. Skłoniło mnie to do zajęcia się nie tyle indoktrynacją, co prawami ucznia.

Gwarantowane są one w prawie oświatowym na poziomie bardzo ogólnym – art. 85 ust. 5 tej ustawy przewiduje, że samorząd uczniowski może formułować opinie dotyczące realizacji podstawowych praw ucznia, takich jak:

  1. Prawo do zapoznawania się z programem nauczania, z jego treścią, celem i stawianymi wymaganiami.

  2. Prawo do jasnej i umotywowanej oceny postępów w nauce i zachowaniu.

  3. Prawo do organizacji życia szkolnego, umożliwiające zachowanie właściwych proporcji między wysiłkiem szkolnym a możliwością rozwijania i zaspokajania własnych zainteresowań.

  4. Prawo redagowania i wydawania gazety szkolnej.

  5. Prawo organizowania działalności kulturalnej, oświatowej, sportowej oraz rozrywkowej zgodnie z własnymi potrzebami i możliwościami organizacyjnymi w porozumieniu z dyrektorem.

  6. Prawo wyboru nauczyciela pełniącego rolę opiekuna samorządu.

Dużo bardziej szczegółowe i rozbudowane zapisy dotyczące praw ucznia zawarte są w statutach szkół i to one stanowią wiążący dla nauczyciela dokument do stosowania w praktyce. Statuty różnią się między sobą, każda szkoła wypracowuje własny katalog praw ucznia. Tymczasem młodzi przywiązują do swoich praw coraz więcej uwagi dbają, by były one przestrzegane. Istnieją facebookowe grupy dotyczące praw ucznia, których członkami są tysiące osób.

Aby uczniowie wiedzieli, czego mogą się domagać, powstało opracowanie monograficzne na ten temat. Książka Mikołaja Wolanina pt. „Prawa ucznia” omawia prawne uregulowania dotyczące tej kwestii, a następnie opisuje i wyjaśnia każde z praw, tłumacząc, jak uczniowie mogą z nich korzystać. W opracowaniu przedstawiony został stan dotychczasowych badań oraz badań własnych autora w zakresie wiedzy o prawach ucznia wśród młodzieży oraz ich przestrzegania przez osoby, które są do tego zobligowane. Wolanin wylicza katalog trzynastu praw, które powinny być każdemu uczniowi zagwarantowane.

Przyjrzałam się statutom kilku wrocławskich liceów, a zwłaszcza zapisanym w nich prawom ucznia, ze zdumieniem konstatując, jak bardzo szczegółowe są wytyczne dotyczące egzekwowania wiedzy i oceniania.

W jednym ze statutów zapisano, że uczeń powinien otrzymać w półroczu o co najmniej dwie oceny cząstkowe więcej niż wynosi tygodniowa liczba godzin danego przedmiotu. Wprawdzie nauczyciel może w różny sposób sprawdzać osiągnięcia edukacyjne uczniów (np. odpowiedzi ustne, krótsze i dłuższe prace pisemne, zadania domowe, aktywność, dodatkowo wykonane zadania, projekty itp.), ale już kartkówka, czyli krótsza praca pisemna, może sprawdzać materiał tylko z trzech ostatnich lekcji i trwać do piętnastu minut (sic!). Dłuższa praca pisemna, nazywana sprawdzianem, może trwać godzinę lub dwie, ale musi być z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem zapowiedziana i poprzedzona lekcją powtórzeniową. Nie może być więcej niż jeden taki sprawdzian w ciągu dnia i nie więcej niż trzy w tygodniu. Są jeszcze dodatkowe zapisy, w jakim nieprzekraczalnym terminie nauczyciel musi owe prace poprawić, a gdy go przekroczy, nie może wpisywać ocen niedostatecznych. Są też wytyczne, w jakich sytuacjach nie ocenia się ucznia negatywnie (po dłuższej nieobecności, w sytuacjach zdarzeń losowych itp.)

Te zapisy powtarzają się we wszystkich statutach, do których zajrzałam.

Odpytywanie ustne i niezapowiedziane kartkówki mogą obejmować tylko trzy ostatnie lekcje. A sprawdzanie większej partii materiału musi być poprzedzone lekcją powtórzeniową, no i zapowiedziane z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem.

Wiem z własnego doświadczenia, czym skutkuje taki system weryfikacji wiedzy. W V LO we Wrocławiu historii uczyła mnie pani Wanda Fuchsa, która na każdej lekcji odpytywała bardzo szczegółowo trójkę uczniów tylko z materiału z lekcji poprzedniej. Uczyliśmy się więc niemal na pamięć z notatek podyktowanych przez nauczycielkę, by natychmiast po lekcji wszystko jako zbędny balast zapomnieć. Mieliśmy w głowie posegmentowaną na poszczególne lekcje wiedzę, bez głębszego (z sięgnięciem wstecz) przyjrzenia się zachodzącym procesom dziejowym. Przygotowanie do sprawdzianu pisemnego z większej partii materiału wymagało nie tyle jego powtórzenia co nauczenia się wszystkiego od nowa. I było dużym zupełnie niepotrzebnym wysiłkiem. A co dopiero, gdy trzeba było przygotować się do matury? Na szczęście ci uczniowie, którzy w klasie przedmaturalnej i maturalnej mieli co najmniej dobrą ocenę z historii na półrocze i koniec roku, byli z egzaminu maturalnego zwolnieni. Zaliczałam się do tych szczęśliwców.

Zupełnie inaczej sprawdzała wiedzę nauczycielka biologii pani Zofia Wencel. Odpytywała na każdej lekcji z materiału od początku roku. Pytania były przekrojowe i porównawcze. Każdy mógł być wywołany do odpowiedzi i pytany zarówno z ostatniej lekcji, jak i z tematów omawianych na początku września. Bez wysiłku wszystko pamiętaliśmy, a do sprawdzianu nie trzeba było się specjalnie przygotowywać, bo materiał był powtarzany na każdej lekcji.

Kolejnym ograniczeniem swobody nauczyciela są zapisy dotyczące wystawiania oceny semestralnej i na koniec roku. W statutach np. zakazane jest ocenianie na podstawie sprawdzianu z całości materiału, a niektóre nawet wyszczególniają jaka maksymalna punktacja powinna być za poszczególne aktywności i jak wyliczać ostateczną ocenę. Nauczyciel nie może np. stwierdzić, że uczeń nadrobił wszystkie zaległości i ma opanowany cały materiał na ocenę bardzo dobrą. Tego statut zabrania. Każda praca, nawet piętnastominutowa kartkówka, musi tak przygotowana, aby można było ocenić pełną gamą ocen (z wyjątkiem celującej, jeśli praca jest odtwórcza). A ocena końcowa ma być średnią arytmetyczną ocen cząstkowych.

Te wszystkie ograniczenia wynikające z praw ucznia zapisanych w statucie (a wymieniłam tylko niewielką ich część) są według mnie wyrazem braku zaufania do nauczyciela. Do jego kompetencji i obiektywizmu. Ostatecznie to nauczyciel najlepiej wie, jak sprawdzać wiedzę, by osiągnąć najlepszy efekt nauczania. W czasach, gdy nie był krępowany prawami ucznia, zdarzali się tacy nauczyciele, jak Zofia Wencel, której metody wspominam z sentymentem.

Pamiętam też nauczycielkę fizyki panią Ludwikę Zabłocką, która bardzo dobrą ocenę na koniec roku wystawiała tylko tym uczniom, którzy rozwiązali wszystkie zadania ze zbioru autorstwa Waldemara Zillingera i bezbłędnie napisali sprawdzian z wybranych z tej książki zadań. Dla zafascynowanych fizyką uczniów był to dodatkowy wysiłek, ale tylko ci otrzymywali najwyższą ocenę. Ja i moja siostra podjęłyśmy to wyzwanie, a zdobyta dzięki temu wiedza przydała się na maturze i egzaminie wstępnym na studia. Dziś statuty szkoły takich metod zabraniają.

Ostatecznie wiele praw ucznia w końcowym efekcie, gdy trzeba zrobić użytek ze zdobytej w szkole wiedzy, obracają się przeciw niemu. A jest tendencja, by te prawa jeszcze rozbudowywać. W niektórych liceach praw ucznia strzeże pełnomocnik wyłoniony przez samorząd uczniowski, który jako taki ma ustawowe umocowanie stania na ich straży, opiniowania i odwoływania się w razie naruszeń do dyrektora, rady pedagogicznej czy rady rodziców. Wątpię czy to dobry kierunek.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

5 komentarzy

  1. annafanslau@op.pl' A. Fanslau pisze:

    Pamiętam, jak za moich uczniowskich czasów bywało, kiedy nauczyciel oddając sprawdziany mówił do słabszego zwykle ucznia: postarałeś się, widzę, że starałeś się nauczyć, w nagrodę postawiłam ci czwórkę. Jak to dodawało skrzydeł, chęci do nauki. Dzisiaj rabanu narobiliby i pozostali uczniowie, i ich rodzice. Że jak to tak, że niesprawiedliwie, że wystarczającej liczby punktów na 4 nie zdobył…
    Moje dzieci przynosiły ze szkoły, po pierwszych lekcjach z danego przedmiotu, takie informacje o sposobie oceniania, jakieś punkty, procenty, ile za jaką ocenę i z czego. Nie do pomyślenia za moich szkolnych czasów…

  2. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Sposób weryfikacji wiedzy i system oceniania powinien być wyłączną domeną nauczyciela, jest bowiem przede wszystkim instrumentem mobilizacji do nauki. Dobrze pamiętam jak to w świeżo uruchomionej tzw. uniwersyteckiej klasie matematycznej w III LO we Wrocławiu uczyć matematyki zaczęli śp. Jan Waszkiewicz i mój szwagier Tadeusz Jakubowski. Wyszli oni z założenia, że utalentowana matematycznie młodzież (do tej klasy rekrutowano najbardziej matematycznie uzdolnionych uczniów z całego Dolnego Śląska) nie potrzebuje mobilizacji w postaci ocen, dlatego ich nie stawiali i dopiero, uniwersyteckim wzorem, zorganizowali egzamin na koniec semestru. Jakież było ich zdziwienie, gdy zobaczyli zatrważająco słabe wyniki semestralnego egzaminu. Dlatego w drugim semestrze już odpytywali, robili sprawdziany, jednym słowem mobilizowali do nauki. Stopnie cząstkowe z jednej strony odzwierciedlają pracowitość ucznia, z drugiej są informacją o jego postępach. Karygodny, moim zdaniem, jest wymóg, aby ocena na koniec semestru była średnią arytmetyczną ocen cząstkowych. Nic bardziej nie zniechęca do wysiłku, bo jak ktoś złapie w ciągu semestru kilka jedynek to już po co ma się starać, by przyswoić cały materiał i to na dobrym poziomie, na bardzo dobry czy celujący nie ma już przecież szans. Przez rok uczyłam w szkole podstawowej, nigdy nie stosowałam tej zasady, na koniec semestru dawałam każdemu szansę na ocenę bardzo dobrą (nie było wtedy celujących), jeżeli tylko na to zasłużył, to znaczy bardzo dobrze umiał cały materiał. Zresztą nigdy nie stosowałam zasady odpytywania tylko z ostatnich lekcji, dawałam uczniom zadania, w których trzeba było wykorzystać wiedzę z całości materiału. Po latach spotkałam moją uczennicę, która powiedziała mi, że przede wszystkim wpoiłam jej i jej kolegom zamiłowanie do matematyki. Miło to było usłyszeć. Przy dzisiejszych ograniczeniach dla nauczyciela, jakie wynikają z praw ucznia, nie byłoby to możliwe. Prawa ucznia z góry zakładają, że nieograniczony ich zapisami nauczyciel będzie opresyjny i niesprawiedliwy. W takim systemie nie ma co robić ten, któremu naprawdę szczerze zależy, żeby jak najwięcej uczniów jak najlepiej nauczyć.

  3. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Ciekawa była wymiana opinii pod zapowiedzią tego tekstu na Facebooku, dlatego przytaczam te komentarze:

    Jan Kosendiak
    Każde prawo generuje obowiązki. Czy uczniowie dzisiaj mają w ogóle obowiązki?
    Ocena MUSI być subiektywna (w pewnym sensie) inaczej komputer będzie sam przyznawał oceny. Zapomniano, że ocena nie tylko wartościuje ale i motywuje.

    Władysław Łoś
    Moja Mama, wieloletnia nauczycielka, zawsze mówiła, że należy nagradzać dobrymi ocenami przede wszystkim postępy, w drugim rzędzie wyniki.

    Elżbieta Zborowska
    Ba, uczniowie prawie całkowicie o swoich obowiązkach zapominają, ale bardzo głośno domagają się egzekwowania praw.
    Uczę w szkole od ponad 35 lat i widzę jak zmienia się podejście do obowiązków i praw uczniowskich.

    Jan Kosendiak
    A ja na wyższej uczelni nieco dłużej i też widzę efekty. Oczywiście nie zrzucam tego na nauczycieli! Ale generalnie system oświatowy generuje te skutki. Przykładowo, kiedyś za 3 błędy ortograficzne nie zdawało się matury (1972 r), a teraz ….! „Musk” zamiast mózgu i „żut ostrzepem” zamiast rzut oszczepem, to tylko drobne przykłady. Na moje uwagi student mówi, że przecież liczy się strona merytoryczna, a ortografia, to przeżytek. Można i tak. Pozdrawiam wszystkich nauczycieli – ciężka praca i żenujące pieniądze. Doceniam wytrwałych ideowców!

  4. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dyskusja nt. praw ucznia toczy się też na Twitterze:

    S. Młynarski @Poldek34
    Jest jeszcze przedmiotowy system oceniania jaki opracowuje każdy nauczyciel przedmiotu.. . A zasady muszą być jasne, dlatego zapisane w statucie. Młodzież jest bardzo roszczeniowa. Kwestia procesu nauczania to odrębna dziedzina.

    Wojciech Zółek SJ @wziolek_sj
    Albo – jak mówiła do mnie wymagająca, lecz bardzo sprawiedliwa matematyczka, p. Niewczasowa – „Ty leniu śmierdzący, żebym ja ci musiała czwórkę stawiać!? Wstyd!”. To zawstydzało, ale motywowało i pomagało. Wiele razy jej o tym mówiłem i dziękowałem, ale tu robię to jeszcze raz

    Matylda Komarnicka @MatyldaKo
    Na zebraniach rodziców nie tak dawno również temat był podnoszony. Ocena dotyczy pracy danego ucznia pod kątem jego możliwości, progresu. Z jednej strony to dobrze, z drugiej mamy system przyjęć na kolejny stopień edukacji wg ocen z poprzedniego etapu edukacji (wyłączam maturę)

    Erich W. @Erich55739096
    Prawa ucznia…. paski… itd. – mam w rodzinie takich co „studia” pokończyli. I poważnie – w moich czasach, mam pewność czy po ukończeniu(??) podstawówki by dalej mogli studiować- mając taką „wiedzę” jak widzę teraz.

    Pracownik Fizyczny @PracownikFiz
    Prawda owszem, ale z moich czasów pamiętam wielu cholerycznych, neurotycznych, nieobiektywnych, mściwych, a nawet psychopatycznych nauczycieli. Zasadniczo wszystko to wprowadzało ucznia w depresję i w nerwice i akurat też nie ułatwiało nauki. Ale wiedzę merytoryczną to oni mieli.

  5. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dziękuję wszystkim, którzy zabrali głos w dyskusji na poruszony w tekście „Prawa ucznia” temat oceniania i weryfikacji wiedzy wśród uczniów, bo tylko ten aspekt poruszyłam w moim felietonie. Zapewne inne, bardziej kontrowersyjne sprawy, jak np. obrona przed indoktrynacją, wywołałaby bardziej ożywioną dyskusję. W tym wypadku polemiki nie było, wszyscy podzielali moją opinię, że nauczyciel powinien mieć więcej swobody w ocenianiu i stawianiu wymagań, a ograniczanie go jest wyrazem nieufności i – jak to napisała moja siostra – w domyśle zakłada się, że bez tych ograniczeń nauczyciel byłby e opresyjny i niesprawiedliwy.

Skomentuj Małgorzata Wanke-Jakubowska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *