„Sposób PiS na emerytury. Zakażą emerytom dorabiania?” – straszy w artykule opublikowanym na łamach Gazety Wyborczej z 9 lutego Dominika Wielowieyska, wyjaśniając, że rozważane są dwa warianty: bardziej radykalny, czyli przewidujący całkowity zakaz łączenia zarobkowania z pobieraniem emerytury, oraz łagodniejszy, z ograniczeniem zarobków, podobnie jak w przypadku wcześniejszych emerytur. Chciałoby się powiedzieć, NARESZCIE!
powiązanie wieku emerytalnego ze stażem pracy, wraz z możliwością wyboru przez pracownika, kiedy odejdzie na emeryturę, pod warunkiem przepracowania przez niego np. 35 lat i osiągnięcia wieku co najmniej 60 lat,
wprowadzenie zasady automatycznego zawieszania emerytury, gdy zarobki pracującego emeryta przekraczają wysokość średniego wynagrodzenia krajowego, i ograniczanie wysokości emerytury, gdy zarobki te są większe od trzech czwartych tej średniej,
przegląd i ograniczenie przywilejów emerytalnych różnych grup zawodowych, służb mundurowych i innych,
reformę KRUS polegającą na objęciu tą specjalną formą ubezpieczenia tylko rolników z tzw. gospodarstw socjalnych (ok. 7 proc. ogółu gospodarstw rolnych); pozostali, w tym nierolnicy korzystający z rolniczych przywilejów, powinni zostać włączeni do powszechnego systemu ubezpieczeń.
W tekście zamieszczonym na tym blogu „Emerytury dla matek wychowujących dzieci” https://twittertwins.pl/emerytury-matek-wychowujacych-dzieci/ ponowiłam ten postulat, dodając propozycję oskładkowania zarobków powyżej 250 proc. średniej krajowej z i przeznaczeniem tych środków na fundusz solidarnościowy dla matek na bezpłatnych urlopach macierzyńskich. Ten okres wlicza się już od jakiegoś czasu jako składkowy, ale środki na ten cel pochodzą z budżetu, mogłyby zaś z proponowanego przeze mnie funduszu solidarnościowego. Wszak emerytury nie są wypłacane ze zgromadzonych przez emerytów składek, tylko z tych, które są na bieżąco ściągane od aktualnie pracujących.
Ale wracając do zasadniczego tematu poruszonego przez Dominikę Wielowieyską, przypomnijmy, że do wejścia w życie reformy z 1998 roku, przejście na emeryturę oznaczało zakończenie aktywności zawodowej. Wyjątkowo emeryci zatrudniali się później na pół etatu bądź umowę-zlecenie, aby trochę dorobić. Reforma z 1998 roku, w której pojawiły się trzy filary i emerytury kapitałowe, sprawiła też inną interpretację emerytur przyznawanych na dotychczasowych zasadach: mężczyznom urodzonym przed 1949 rokiem i kobietom przed 1953. Naliczanie owych emerytur nie ma nic wspólnego z zebranym kapitałem, jest tylko wyliczeniem wskaźnika z dziesięciu kolejnych „najlepszych lat” lub najlepszych dziesięciu z wybranych dwudziestu. Tak wyliczane emerytury są istotnie wyższe niż tzw. kapitałowe od wyliczonego kapitału pochodzącego ze składek uzbieranych przez cały okres zatrudnienia. Tak więc te emerytury są wyraźnie uprzywilejowane w stosunku do tych, które otrzymają młodsi. Tamten system nie był też, jak obecny, promocją dłuższej aktywności zawodowej, bo emerytura w niewielkim stopniu zależała od stażu pracy.
A to właśnie głównie ci ludzie wpadli na sprytny sposób dokładania sobie emerytury do pensji. Nawet bez informowania o tym pracodawcy. Z dniem ukończenia 60 lat przez kobiety i 65 lat przez mężczyzn, naliczona wcześniej emerytura zaczynała wpływać na konto. Kontynuowanie pracy zwiększało co kwartał jej wysokość o kilkanaście zł. Wprowadzenie w 2010 roku wymogu uprzedniego zwolnienia z pracy z powodu przejścia na emeryturę i ponownego zatrudnienia następnego dnia było łatwym i często praktykowanym wybiegiem. Wiem, że na Uniwersytecie Przyrodniczym, gdzie pracowałam, 42 proc. kadry kierowniczej w administracji to emeryci pobierający emerytury. Nie było też problemu z osobami pełniącymi funkcje z wyboru, bowiem dziekan, prorektor czy prodziekan po zwolnieniu i ponownym zatrudnieniu zachowywał stanowisko. Taka była interpretacja resortu nauki. Tak więc cała armia ludzi zarabiających sporo powyżej 250 proc. średniej krajowej (składka na ZUS jest płacona tylko do tej wysokości, a więc tylko z części ich zarobków szły środki na emerytury), te świadczenia spokojnie sobie pobiera.
Ustawa obniżająca wiek emerytalny sprawi, że będą to mogli robić wcześniej, czyli szybciej dołożyć sobie te trzy, cztery tysiące złotych emerytury do swoich niczym nieograniczonych zarobków. I właśnie ten przywilej, jak dowiaduję się od Dominiki Wielowieyskiej, rządzący chcą ograniczyć.
Obniżenie wieku emerytalnego miało oznaczać wolność wyboru: nadal pracować lub przejść na emeryturę. Dziś wielka grupa uprzywilejowanych (np. służby mundurowe, których emerytury są nie tylko przyznawane wcześniej, ale i są wyraźnie wyższe), ale także kadra w uczelniach i instytucjach państwowych, nie ma wyboru, tylko dokłada sobie emeryturę do swoich zarobków. Inni, w obawie, że po zwolnieniu się z pracy, pracodawca ponownie już nie zatrudni, z tego przywileju nie korzystają. Najwyższy czas, żeby emeryt dorabiał jedynie na pół etatu lub na zlecenie. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby profesor prowadził nadal wykłady, seminaria, nawet przewody doktorskie. Pisał recenzje i artykuły naukowe, ale nie zajmował etatu.
Na taki luksus, aby łączyć emeryturę z nieograniczonym zarobkowaniem, nie pozwalają sobie znacznie bogatsze od nas kraje, Niemcy czy kraje skandynawskie. Bo to luksus i przywilej dla wybranych.
Gdy pracownik osiągnie wiek emerytalny i będzie mógł albo:
przejść na emeryturę i ewentualnie, gdy zdrowie pozwoli, dorabiać do wysokości powiedzmy średniej krajowej,
albo
pracować dalej i zawiesić naliczoną emeryturę, bo praca sprawia satysfakcję, a zarobki nie pozwalają na łączenie etatu z pobieraniem świadczenia,
to będzie oznaczało możliwość wyboru.
Wiem, że sam pomysł wywoła wrzask „na pól galaktyki”, mainstream zawyje, środowiska akademickie będą słać listy protestacyjne podpisane przez utytułowanych swoich przedstawicieli, a KOD będzie manifestował przeciw zagrożeniu praw obywatelskich i naruszeniu świętej zasady praw nabytych, ale to – moim zdaniem – konieczny ruch, przywracający elementarną sprawiedliwość. I prawdziwy wybór.
Wszak emerytura to świadczenie pomyślane na czas po zakończeniu aktywności zawodowej, a nie lukratywny dodatek dla uprzywilejowanych.
Małgorzata Wanke-Jakubowska
Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.
Skoro PT Autorka przewidziała, że zawyję i podniosę wrzask, to cóż – sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało. Zaczynam wydzielać dźwięki.
# 1. Uwaga ogólna – niemiły przekaz wynika z tego tekstu – szuka się metody jak pogorszyć życie niektórym emerytom, a nie jak polepszyć całości. Ktoś na TT tak opisał wyborcę PiSu – nie oczekuje polepszenia własnej sytuacji, oczekuje pogorszenia sytuacji u sąsiada. Czy naprawdę o to chodziło?
# 2. Emerytura po przepracowaniu 40 lat jest w całości zapracowana przeze mnie; to są moje pieniądze, które państwo obiecało mi przechować i wypłacać co miesiąc do śmierci tylko mnie lekko okradając (np pobieranie składki emerytalnej czy chorobowej ZUS z kwoty emerytury). A fakt, że moje pieniądze składkowe są natychmiast wypłacane na bieżące emerytury, to nie moja wina tylko tolerowanie tego, że państwo podkrada te pieniądze zamiast je pomnażać. Jest to system bismarckowski doprowadzony do perfekcji przez państwo bolszewickie i ciągle „ulepszany” w wolnej Polsce.
# 3. Pomysł „oskładkowania” pełnych zarobków (powyżej 2,5 średniej) jest taki sobie. O.K. jeśli emerytura będzie wypłacana z tych środków także, ale nie „przekazywana” (taki eufemizm słowa „kradzież”) matkom na bezpłatnych urlopach macierzyńskich. Czyli – dobrze zarabiam i z tego powodu zabierze się pieniądze mnie (moim dzieciom także) żeby przekazać je nie moim dzieciom i nieznanym mi kobietom, z którymi nie miałem nawet przyjemności. Trochę mi trudno znaleźć właściwy desygnat na to, co zostało zaproponowane.
Bardziej efektywne będzie, jeśli sam zainwestuję te kwoty.
# 4. No i BOŻEK w budżetówce – ETAT. I znowu – zabronić, zakazać, odebrać emeryturę (eufemizm „zawiesić”). Ale jest i element łaskawości – pozwala się „dorobić” do emerytury.
Ja słyszę wycie dopiero w tym miejscu – „stare ramole blokują etaty, młodzież się zniechęca, a w ogóle jest cała masa godniejszych, którym ów ETAT się należy”.
Tu aż się prosi kilka słów tekstem Władka Frasyniuka, ale zostawię to, rzecz dotyczy wszak uniwersytetu.
Pytanie moje jest następujące: czy rzeczywiście chodzi o to, żeby sprawnym intelektualnie 65latkom zabronić otrzymywania wynagrodzenia za to, co robią dobrze?
A może wystarczyłoby przeorganizować uniwersytety i przestać rozmawiać o etatach, natomiast organizować zespoły celowe. Zespoły, które będą chciały rozwiązać jakiś problem lub prowadzić dydaktykę?
Ten element dyskusji może silnie wypączkować, bo naukę mamy feudalną i naznaczoną nepotyzmem. Chwilowo te problemy bym zostawił.
# 5. I ostatnie zdanie wpisu „świadczenie vs lukratywny dodatek dla uprzywilejowanych”. Słyszę to jako potępienie cwaniactwa: lukratywny, uprzywilejowanych.
16 lub 17 lat nauki, potem 4 lata doktorat, 5-6 lat lub więcej habilitacja, profesor uniwersytecki koło 50-tki – rzeczywiście luksusy. A przecież każdy może wziąć udział w tym biegu – Apacze do zawodników nie strzelają.
Dlatego ustawienie na mecie (emerytura) zastępu urzędników, którzy ocenią, któremu profesorowi pozwolimy „dorobić”, a który ma odmaszerować do domu jest dla mnie przerażającą wizją i cieszę się, że pracę na uczelni rzuciłem dawno temu, kiedy to doszedłem do wniosku, że co prawda lubię pracować naukowo, ale nie ślubowałem ubóstwa.
„Z tekstu wynika niemiły przekaz: szuka się metody jak pogorszyć życie niektórym emerytom, a nie jak polepszyć całości” – pisze Orginal Replica. Takim komentarzem można opatrzyć dosłownie każdą próbę likwidacji przywilejów, czyli wprowadzania jakichkolwiek reguł sprawiedliwości. To „pogorszenie” jest właśnie czymś takim. Myli się autor tego komentarza, że problem dotyczy: po pierwsze biednych emerytów, po drugie tych, którzy wypracowali sobie emeryturę. Owszem osiągnęli wiek emerytalny i mają wystarczająco duży staż pracy, ale ich emerytury nie są kapitałowe, były naliczane na innych zasadach. Są znacznie wyższe, niż gdyby zastosować obecny sposób naliczania emerytur. Nie jest prawdą, że składki emerytalne to coś w rodzaju lokaty bankowej, które – po osiągnięciu wieku emerytalnego należy zwracać w miesięcznych ratach (to w przenośni oczywiście, ale oddaje sens tego rozumowania). Emerytury wypłaca się z bieżących wpływów do budżetu, a więc pracują na nie obecnie zatrunieni. W przypadku pracy w budżetówce pobieranie świadczeń i praca etatowa to szczególne rażąca sprzeczność w rozumieniu tego czym emerytura być powinna. I nie dotyczy to biednych emerytów, tylko w znakomitej większości tych, którzy pobierają emerytury w maksymalnej wysokości, a niejednokrotnie pracują na jednym lub więcej etatach i to na kierowniczych stanowiskach. Czasem z powodu ich sędziwego wieku zatrudnia się im do pomocy zastępców (przypadek znany mi z autopsji). No i pobierają, a dlaczego nie, emerytury. W pełnej wysokości. Oczywiście za obniżeniem wieku emerytalnego są także ci, którzy – choć szermują hasłem, że to „do śmierci każą pracować” – a tak naprawdę chcą o parę lat wcześniej zacząć dokładać sobie emeryturę do pensji (na jednym lub więcej etatach).
Przywołam przykład kolegi mojego męża, który od lat mieszka w Kopenhadze. Gdy osiągnął wiek emerytalny, a chciał jeszcze pracować, przechodził na emeryturę stopniowo. Najpierw otrzymywał ¼ świadczeń i wtedy pracował na ¾ etatu, potem połowę, łącząc to z pracą półetatową. Obecnie pracuje na ¼ etatu i pobiera ¾ należnej emerytury. Podobnie jest w innych krajach Europy Zachodniej.
Gdy powszechne jest utyskiwanie – i słusznie – na to, że młodych zatrudnia się na śmieciówkach, rozsądnym wydaje się rozwiązanie, by to emeryci, gdy chcą zachować jeszcze aktywność zawodową, pracowali na umowę zlecenie lub umowę o dzieło, a etaty zostawili młodemu pokoleniu. Rozsądne to, sprawiedliwe i z myślą o przyszłości.
Nie ma żadnego uzasadnienia argument o prawach nabytych. Przyjęcie go uniemożliwiałoby jakąkolwiek reformę sytemu emerytalnego zarówno w przeszłości, jak i obecnie.
A pomysł „oskładkowania” zarobków powyżej 2,5-krotności średniej krajowej jest oczywiście do dyskusji, ale uważam, że jest ciekawy. Bo, jak pamiętam, ograniczenie części dochodów, z których odprowadzana jest składka na emeryturę, miał w zamyśle ich autorów spłaszczenie zróżnicowania emerytur. I to w tym pomyśle zostało zachowane. Natomiast przekazanie składki emerytalnej od dochodów powyżej 2,5-krotności średniej jest zasadne. Można się spierać czy to powinien być taki sam procent, ale dlaczego nie.
Niestety, Pani PT Profesor – brak argumentów.
Zostaje chciejstwo.
W dalszym ciągu szuka Pani możliwości pogorszenia standardu życia niektórym emerytom, a nie polepszenia ogółowi.
Reguły sprawiedliwości – ja już to ćwiczyłem przed ćwierćwieczem. Wtedy chodziło o to, żeby zabrać tym, którzy rzetelnie pracowali i dać tym, którzy o rzetelności nie mają pojęcia. Mają tylko takie same żołądki.
Widzę, że Cyryl się zmienił, ale metody pozostały.
Wracając do meritum : chce Pani wyrzucić na aut ludzi sprawnych intelektualnie, mogących jeszcze wiele zrobić dla nauki polskiej kierując się folwarcznym rozumieniem powinności ?
Obojętnie jak oceniam w całości naukę polską – ale ten sposób rozumowania jest dla mnie bolszewickim działaniem w imię własnych, partykularnych celów.
Zgadza się wszak Pani, że emerytura nie jest korzystaniem z własnych, zaoszczędzonych pieniędzy, a świadczeniem wypłacanym z bieżących wpływów. Pozostaje pytanie – kto zatem ukradł moje wpłaty na emeryturę???
I dlaczego mam tolerować złodziejskie metody?
W imię czego?
Poproszę o wytłumaczenie – może nie wiem w jakiej rzeczywistości żyję?
Pamięta Pan jaki system został odziedziczony po 1989 roku? System emerytalny został tworzony dopiero przez rząd AWS (1997–2001). Do tego czasu nie było gromadzenia kapitału na przyszłe emerytury. Obecni emeryci przez większość swojego zawodowego życia żadnych wpłat nie dokonywali, bo nie było ani podatków, ani składek emerytalnych. Pracodawcą było państwo, nie było prawdziwego pieniądza, bo złotówka nie była wymienialna na waluty krajów kapitalistycznych, a pensja np. adiunkta w przeliczeniu na dolary po wolnorynkowym kursie pod koniec lat osiemdziesiątych wynosiła zaledwie kilkanaście dolarów. Proszę sobie samemu odpowiedzieć kto Panu zabrał składki emerytalne. Wszystko topniało w niewydolnym systemie. Trudno sobie wyobrazić, żeby po zaledwie kilkunastu latach funkcjonowania systemu opartego o składki emerytalne zbudować system kapitałowy. Tego kapitału po prostu nie ma. Postulat zbudowania systemu sprawiedliwego jest uzasadniony. Pana sformułowanie dotyczące pogorszenia standardu życia niektórym emerytom trąci egoizmem. Pisze Pan o działaniu w imię własnych partykularnych interesów – rozczaruję Pana: sama jestem emerytką i to, co piszę jest przeciw moim interesom, a w imię interesu Rzeczpospolitej, przyszłych pokoleń.
Dziękuję za głosy w dyskusji, które pojawiły się w nocy, zaraz po opublikowaniu tekstu. Były to głosy przychylne, co mnie zaskoczyło. Przytaczam niektóre z nich.
Szymon e-polonista
@TTwins777 Brawo! Brawo! Brawo! Kapitalny tekst! Gratuluję odwagi. Bardzo potrzebne tezy. Oby tylko wprowadzono je w życie.
annaZ @annz_79
@TTwins777 @Rz_mwj świetny, trafiony w samo sedno problemu tekst! Niezależne, mądre podejście do tematu. Gratuluję 🙂
Paweł Urbański
@MariuszZagorski Nie powinno być możliwości zarobkowania na emeryturze w sektorze publicznym. Składki powinny być takie jak u innych.@Rz_mwj
Mariusz Zagórski i
@Rz_mwj To byłoby naprawdę odważne posunięcie. Wskazywanie na konflikty interesów nie jest u nas w modzie.
Daria Ziemiec
@Rz_mwj @AgatonKozinski @adzgb @2003Rafal @skolasss Fundusz solidarnosciowy to b dobry pomysł.
Witold Kabański
Wyważone stanowisko. Ja chciałbym pracować tak długo jak to możliwe, bo lubię a i adwokacka emerytura słabiutka.
Dziękuję Panu używającemu nicka @Orginal_Replica, który nie zostawił na moich propozycjach przysłowiowej „suchej nitki”. Na obszerne wyjaśnienia mojej siostry, która wyjaśniła i uzupełniła przedstawione propozycje (to nasze wspólne stanowisko) odpowiedział ponownie.
Postaram się odnieść nie tylko do tego drugiego wpisu. Ad. 2 z pierwszego komentarza, Emerytura nie jest obciążona składką emerytalną, tylko zdrowotną. To nie kradzież, tylko opłata za darmowe leczenie w publicznej służbie zdrowia.
Powtarzam moje i mojej siostry uzasadnienie. Emerytury kobiet urodzonych przed 1954 r. i mężczyzn przed 1949 nie są obliczane na podstawie zebranych składek, tylko 10 najlepszych kolejnych lat pracy lub 10 wybranych z 20. Składki nie były kradzione, tylko przeznaczane na wypłatę emerytur. Tak, Pana obecne składki idą na emerytury, także tych, którzy, mając po 70 i 80 i więcej lat, zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie i pobierają równocześnie emerytury (notabene ci emeryci składki płacą tylko od ok. 10 tys. zł, reszta nieoskładkowana). Jeśli staruszek ma zdrowie i chęć, a pracodawca go ceni, to niech dalej pracuje, ale niech zawiesi pobieranie emerytury (kontynuowanie zatrudnienia zwiększy ją po zakończeniu pracy). To przecież uszczupla i tak napięty do granic możliwości fundusz emerytalny. Nie mówię już o jakże licznej grupie uprzywilejowanych, którzy (nie ze składek) mają emerytury mundurowe przekraczające 20 tys. zł. To nie są uzbierane przez nich pieniądze. To oni usadowili się w uczelniach prywatnych i pracują często na kilku etatach, czasem tylko po to, żeby uczelni zapewnić minimum kadrowe.
Gdy fundusze ZUS na emerytury się kurczą, trzeba likwidować przywileje. A jest ich bez liku. Jak choćby odprawy emerytalne. Kodeks Pracy przewiduje odprawę w wysokości jednej miesięcznej pensji, ale nauczycielom już dwóch, pracownikom uczelni – trzech, a samorządowcom sześciu miesięcznych wypłat. Czemu pracownikowi biurowemu w firmie należy się miesięczna odprawa, w szkole dwumiesięczna, na uczelni trzy-, a w instytucji samorządowej sześciomiesięczna. Na te przywileje ktoś zapracowuje, bo dotyczą one instytucji budżetowych.
Nikt nie zabrania profesorom kontynuować badań naukowych, prowadzić seminariów czy wykładów monograficznych. Do 1999 roku w wieku 70 lat przechodzili na emeryturę i nie zdarzało się, że dalej pracowali na etacie. Wszystko zmieniło się za rządów Buzka. Budżet tego nie wytrzyma.
Cóż, nie pozostaje mi nic innego – tylko przyznać się i przeprosić (Niewolnicy to lubią) za wszystko.
# 1 Tak, to ja upiłem Gierka, który kazał od chyba 1976 roku wypłacać w budżetówce pensje netto=brutto. Składki ZUS pobierał od funduszu płac, ale nikt tego nie widział.
I trwałoby to do sich por, no ale wyszła Krasnaja Armija i wsiech oswobożdiła.
# 2. Potem Buzek nie dał się upić i AWS zaczęło pobierać oficjalnie składki od każdego. Nazwali to ładnie „ubruttowieniem”. Potem posadzili parę palm, pod którymi miałem spędzać starość.
Kiedyś przyszedł brzydki Tusk, który zabrał (ukradł?) środki zgromadzone w OFE.
Chciałem go upić, żeby oddał, ale on – sportowiec niepijący.
Teraz przyszedł najsprawiedliwszy ze sprawiedliwych i w krótkich abcugach zabrał mi 700 zł, żeby zapłacić nieznanemu mi dziecku 450zł i znanemu ojcu 26 mln zł.
Pani natomiast poddała cenną myśl, żeby obłożyć składką zarobki ponad 2,5 krotność średniej i dać te pieniądze kobietom, których jedyną umiejętnością było zajście w ciążę. Niekoniecznie z uprzednim zastanowieniem się czy utrzyma własne dziecko. Przecież: „bóg dał dziecko, to da i na dziecko”. Boga nikt nie widział, ale są zaradni faceci, którzy dobrze zarabiają, to sruuuuuuuuuuu – niech płacą. W ten sposób dorobimy się sporej armii kopaczy rowów w czasie, kiedy wszystkie wykopki będą robiły maszyny.
Wychodzi, że to też moja wina, bo po co się uczyłem, żeby więcej zarabiać. Gdybym miał średnią krajową, to nikt by mi nie proponował oddania nadwyżki.
# 3 udało mi się doczekać emerytury. Myślałem, że już spokój, cichosza.
Emerytura za 40 lat pracy wpływa na konto, ja sobie pracuję dla przyjemności, dostaję za to kasę.. Sam tego chciałem – G. Dyndała.
A tu nagle! – pojawia się delegacja komitetu wyrównywania szans i przedstawia mi propozycje nie do odrzucenia – słuchaj, dziadu! – wybieraj! albo emerytura i małe zleconko albo zabieramy ci emeryturę i pracuj sobie dalej.
Chyba, że zostałeś posłem,to wtedy masz dietę, środki na kancelarię, emeryturę i pensję kierownika zakładu jakiejś fizyki na uni.
I to też moja wina. Nikt mi nie bronił skłócić się z Wałęsą.
Dostrzegam wszystkie elementy mojej winy, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie; pozwoliłem się przez 40 lat okradać z moich zarobków, żeby mundurowi i chłopi mieli dobrze; teraz pojawiła się szansa normalności, ale ona mogłaby mnie zdeprawować.
Apage!
Na starość powinno mi wystarczyć: dwa komplety odzieży letniej i zimowej w niebrudzącym kolorze, kąt do spania i piżama, jakieś kleiki i owsianki do jedzenia, bo zdrowe i umiejętność wystrugania sobie trumny, bo wtedy zejście jest tańsze.
Amen.
Wtedy budżet wytrzyma wszystkie pomysły męża stanu na drabince.
A mnie w takim razie pozostaje jedynie stwierdzić, że nie musimy się zgadzać, aby się lubić. Więc różnijmy się, różnijmy się pięknie. Spodziewałam się takich opinii, jak Pana. Myślałam nawet, że ich będzie więcej. Ten wrzask na pół galaktyki, który przewidywałam, okazał się głośnym wprawdzie, ale monologiem. Pozdrawiam serdecznie.
Pozdrawiam równie serdecznie.
Wrzask nie jest moim ulubionym sposobem rozmowy, ale chwilowe przesterowania głośności nie pozwalają usnąć podczas lektury 🙂
P.S. nigdy nie umiałem śpiewać w chórze…
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Inaczej widzi sprawę bezrobotny – którym kiedyś byłem, a inaczej emeryt. Jednak pozytywne myślenie globalne może dostarczyć nam więcej satysfakcji.
Skoro PT Autorka przewidziała, że zawyję i podniosę wrzask, to cóż – sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało. Zaczynam wydzielać dźwięki.
# 1. Uwaga ogólna – niemiły przekaz wynika z tego tekstu – szuka się metody jak pogorszyć życie niektórym emerytom, a nie jak polepszyć całości. Ktoś na TT tak opisał wyborcę PiSu – nie oczekuje polepszenia własnej sytuacji, oczekuje pogorszenia sytuacji u sąsiada. Czy naprawdę o to chodziło?
# 2. Emerytura po przepracowaniu 40 lat jest w całości zapracowana przeze mnie; to są moje pieniądze, które państwo obiecało mi przechować i wypłacać co miesiąc do śmierci tylko mnie lekko okradając (np pobieranie składki emerytalnej czy chorobowej ZUS z kwoty emerytury). A fakt, że moje pieniądze składkowe są natychmiast wypłacane na bieżące emerytury, to nie moja wina tylko tolerowanie tego, że państwo podkrada te pieniądze zamiast je pomnażać. Jest to system bismarckowski doprowadzony do perfekcji przez państwo bolszewickie i ciągle „ulepszany” w wolnej Polsce.
# 3. Pomysł „oskładkowania” pełnych zarobków (powyżej 2,5 średniej) jest taki sobie. O.K. jeśli emerytura będzie wypłacana z tych środków także, ale nie „przekazywana” (taki eufemizm słowa „kradzież”) matkom na bezpłatnych urlopach macierzyńskich. Czyli – dobrze zarabiam i z tego powodu zabierze się pieniądze mnie (moim dzieciom także) żeby przekazać je nie moim dzieciom i nieznanym mi kobietom, z którymi nie miałem nawet przyjemności. Trochę mi trudno znaleźć właściwy desygnat na to, co zostało zaproponowane.
Bardziej efektywne będzie, jeśli sam zainwestuję te kwoty.
# 4. No i BOŻEK w budżetówce – ETAT. I znowu – zabronić, zakazać, odebrać emeryturę (eufemizm „zawiesić”). Ale jest i element łaskawości – pozwala się „dorobić” do emerytury.
Ja słyszę wycie dopiero w tym miejscu – „stare ramole blokują etaty, młodzież się zniechęca, a w ogóle jest cała masa godniejszych, którym ów ETAT się należy”.
Tu aż się prosi kilka słów tekstem Władka Frasyniuka, ale zostawię to, rzecz dotyczy wszak uniwersytetu.
Pytanie moje jest następujące: czy rzeczywiście chodzi o to, żeby sprawnym intelektualnie 65latkom zabronić otrzymywania wynagrodzenia za to, co robią dobrze?
A może wystarczyłoby przeorganizować uniwersytety i przestać rozmawiać o etatach, natomiast organizować zespoły celowe. Zespoły, które będą chciały rozwiązać jakiś problem lub prowadzić dydaktykę?
Ten element dyskusji może silnie wypączkować, bo naukę mamy feudalną i naznaczoną nepotyzmem. Chwilowo te problemy bym zostawił.
# 5. I ostatnie zdanie wpisu „świadczenie vs lukratywny dodatek dla uprzywilejowanych”. Słyszę to jako potępienie cwaniactwa: lukratywny, uprzywilejowanych.
16 lub 17 lat nauki, potem 4 lata doktorat, 5-6 lat lub więcej habilitacja, profesor uniwersytecki koło 50-tki – rzeczywiście luksusy. A przecież każdy może wziąć udział w tym biegu – Apacze do zawodników nie strzelają.
Dlatego ustawienie na mecie (emerytura) zastępu urzędników, którzy ocenią, któremu profesorowi pozwolimy „dorobić”, a który ma odmaszerować do domu jest dla mnie przerażającą wizją i cieszę się, że pracę na uczelni rzuciłem dawno temu, kiedy to doszedłem do wniosku, że co prawda lubię pracować naukowo, ale nie ślubowałem ubóstwa.
„Z tekstu wynika niemiły przekaz: szuka się metody jak pogorszyć życie niektórym emerytom, a nie jak polepszyć całości” – pisze Orginal Replica. Takim komentarzem można opatrzyć dosłownie każdą próbę likwidacji przywilejów, czyli wprowadzania jakichkolwiek reguł sprawiedliwości. To „pogorszenie” jest właśnie czymś takim. Myli się autor tego komentarza, że problem dotyczy: po pierwsze biednych emerytów, po drugie tych, którzy wypracowali sobie emeryturę. Owszem osiągnęli wiek emerytalny i mają wystarczająco duży staż pracy, ale ich emerytury nie są kapitałowe, były naliczane na innych zasadach. Są znacznie wyższe, niż gdyby zastosować obecny sposób naliczania emerytur. Nie jest prawdą, że składki emerytalne to coś w rodzaju lokaty bankowej, które – po osiągnięciu wieku emerytalnego należy zwracać w miesięcznych ratach (to w przenośni oczywiście, ale oddaje sens tego rozumowania). Emerytury wypłaca się z bieżących wpływów do budżetu, a więc pracują na nie obecnie zatrunieni. W przypadku pracy w budżetówce pobieranie świadczeń i praca etatowa to szczególne rażąca sprzeczność w rozumieniu tego czym emerytura być powinna. I nie dotyczy to biednych emerytów, tylko w znakomitej większości tych, którzy pobierają emerytury w maksymalnej wysokości, a niejednokrotnie pracują na jednym lub więcej etatach i to na kierowniczych stanowiskach. Czasem z powodu ich sędziwego wieku zatrudnia się im do pomocy zastępców (przypadek znany mi z autopsji). No i pobierają, a dlaczego nie, emerytury. W pełnej wysokości. Oczywiście za obniżeniem wieku emerytalnego są także ci, którzy – choć szermują hasłem, że to „do śmierci każą pracować” – a tak naprawdę chcą o parę lat wcześniej zacząć dokładać sobie emeryturę do pensji (na jednym lub więcej etatach).
Przywołam przykład kolegi mojego męża, który od lat mieszka w Kopenhadze. Gdy osiągnął wiek emerytalny, a chciał jeszcze pracować, przechodził na emeryturę stopniowo. Najpierw otrzymywał ¼ świadczeń i wtedy pracował na ¾ etatu, potem połowę, łącząc to z pracą półetatową. Obecnie pracuje na ¼ etatu i pobiera ¾ należnej emerytury. Podobnie jest w innych krajach Europy Zachodniej.
Gdy powszechne jest utyskiwanie – i słusznie – na to, że młodych zatrudnia się na śmieciówkach, rozsądnym wydaje się rozwiązanie, by to emeryci, gdy chcą zachować jeszcze aktywność zawodową, pracowali na umowę zlecenie lub umowę o dzieło, a etaty zostawili młodemu pokoleniu. Rozsądne to, sprawiedliwe i z myślą o przyszłości.
Nie ma żadnego uzasadnienia argument o prawach nabytych. Przyjęcie go uniemożliwiałoby jakąkolwiek reformę sytemu emerytalnego zarówno w przeszłości, jak i obecnie.
A pomysł „oskładkowania” zarobków powyżej 2,5-krotności średniej krajowej jest oczywiście do dyskusji, ale uważam, że jest ciekawy. Bo, jak pamiętam, ograniczenie części dochodów, z których odprowadzana jest składka na emeryturę, miał w zamyśle ich autorów spłaszczenie zróżnicowania emerytur. I to w tym pomyśle zostało zachowane. Natomiast przekazanie składki emerytalnej od dochodów powyżej 2,5-krotności średniej jest zasadne. Można się spierać czy to powinien być taki sam procent, ale dlaczego nie.
Niestety, Pani PT Profesor – brak argumentów.
Zostaje chciejstwo.
W dalszym ciągu szuka Pani możliwości pogorszenia standardu życia niektórym emerytom, a nie polepszenia ogółowi.
Reguły sprawiedliwości – ja już to ćwiczyłem przed ćwierćwieczem. Wtedy chodziło o to, żeby zabrać tym, którzy rzetelnie pracowali i dać tym, którzy o rzetelności nie mają pojęcia. Mają tylko takie same żołądki.
Widzę, że Cyryl się zmienił, ale metody pozostały.
Wracając do meritum : chce Pani wyrzucić na aut ludzi sprawnych intelektualnie, mogących jeszcze wiele zrobić dla nauki polskiej kierując się folwarcznym rozumieniem powinności ?
Obojętnie jak oceniam w całości naukę polską – ale ten sposób rozumowania jest dla mnie bolszewickim działaniem w imię własnych, partykularnych celów.
Zgadza się wszak Pani, że emerytura nie jest korzystaniem z własnych, zaoszczędzonych pieniędzy, a świadczeniem wypłacanym z bieżących wpływów. Pozostaje pytanie – kto zatem ukradł moje wpłaty na emeryturę???
I dlaczego mam tolerować złodziejskie metody?
W imię czego?
Poproszę o wytłumaczenie – może nie wiem w jakiej rzeczywistości żyję?
Pamięta Pan jaki system został odziedziczony po 1989 roku? System emerytalny został tworzony dopiero przez rząd AWS (1997–2001). Do tego czasu nie było gromadzenia kapitału na przyszłe emerytury. Obecni emeryci przez większość swojego zawodowego życia żadnych wpłat nie dokonywali, bo nie było ani podatków, ani składek emerytalnych. Pracodawcą było państwo, nie było prawdziwego pieniądza, bo złotówka nie była wymienialna na waluty krajów kapitalistycznych, a pensja np. adiunkta w przeliczeniu na dolary po wolnorynkowym kursie pod koniec lat osiemdziesiątych wynosiła zaledwie kilkanaście dolarów. Proszę sobie samemu odpowiedzieć kto Panu zabrał składki emerytalne. Wszystko topniało w niewydolnym systemie. Trudno sobie wyobrazić, żeby po zaledwie kilkunastu latach funkcjonowania systemu opartego o składki emerytalne zbudować system kapitałowy. Tego kapitału po prostu nie ma. Postulat zbudowania systemu sprawiedliwego jest uzasadniony. Pana sformułowanie dotyczące pogorszenia standardu życia niektórym emerytom trąci egoizmem. Pisze Pan o działaniu w imię własnych partykularnych interesów – rozczaruję Pana: sama jestem emerytką i to, co piszę jest przeciw moim interesom, a w imię interesu Rzeczpospolitej, przyszłych pokoleń.
Dziękuję za głosy w dyskusji, które pojawiły się w nocy, zaraz po opublikowaniu tekstu. Były to głosy przychylne, co mnie zaskoczyło. Przytaczam niektóre z nich.
Szymon e-polonista
@TTwins777 Brawo! Brawo! Brawo! Kapitalny tekst! Gratuluję odwagi. Bardzo potrzebne tezy. Oby tylko wprowadzono je w życie.
annaZ @annz_79
@TTwins777 @Rz_mwj świetny, trafiony w samo sedno problemu tekst! Niezależne, mądre podejście do tematu. Gratuluję 🙂
Paweł Urbański
@MariuszZagorski Nie powinno być możliwości zarobkowania na emeryturze w sektorze publicznym. Składki powinny być takie jak u innych.@Rz_mwj
Mariusz Zagórski i
@Rz_mwj To byłoby naprawdę odważne posunięcie. Wskazywanie na konflikty interesów nie jest u nas w modzie.
Daria Ziemiec
@Rz_mwj @AgatonKozinski @adzgb @2003Rafal @skolasss Fundusz solidarnosciowy to b dobry pomysł.
Witold Kabański
Wyważone stanowisko. Ja chciałbym pracować tak długo jak to możliwe, bo lubię a i adwokacka emerytura słabiutka.
Dziękuję Panu używającemu nicka @Orginal_Replica, który nie zostawił na moich propozycjach przysłowiowej „suchej nitki”. Na obszerne wyjaśnienia mojej siostry, która wyjaśniła i uzupełniła przedstawione propozycje (to nasze wspólne stanowisko) odpowiedział ponownie.
Postaram się odnieść nie tylko do tego drugiego wpisu. Ad. 2 z pierwszego komentarza, Emerytura nie jest obciążona składką emerytalną, tylko zdrowotną. To nie kradzież, tylko opłata za darmowe leczenie w publicznej służbie zdrowia.
Powtarzam moje i mojej siostry uzasadnienie. Emerytury kobiet urodzonych przed 1954 r. i mężczyzn przed 1949 nie są obliczane na podstawie zebranych składek, tylko 10 najlepszych kolejnych lat pracy lub 10 wybranych z 20. Składki nie były kradzione, tylko przeznaczane na wypłatę emerytur. Tak, Pana obecne składki idą na emerytury, także tych, którzy, mając po 70 i 80 i więcej lat, zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie i pobierają równocześnie emerytury (notabene ci emeryci składki płacą tylko od ok. 10 tys. zł, reszta nieoskładkowana). Jeśli staruszek ma zdrowie i chęć, a pracodawca go ceni, to niech dalej pracuje, ale niech zawiesi pobieranie emerytury (kontynuowanie zatrudnienia zwiększy ją po zakończeniu pracy). To przecież uszczupla i tak napięty do granic możliwości fundusz emerytalny. Nie mówię już o jakże licznej grupie uprzywilejowanych, którzy (nie ze składek) mają emerytury mundurowe przekraczające 20 tys. zł. To nie są uzbierane przez nich pieniądze. To oni usadowili się w uczelniach prywatnych i pracują często na kilku etatach, czasem tylko po to, żeby uczelni zapewnić minimum kadrowe.
Gdy fundusze ZUS na emerytury się kurczą, trzeba likwidować przywileje. A jest ich bez liku. Jak choćby odprawy emerytalne. Kodeks Pracy przewiduje odprawę w wysokości jednej miesięcznej pensji, ale nauczycielom już dwóch, pracownikom uczelni – trzech, a samorządowcom sześciu miesięcznych wypłat. Czemu pracownikowi biurowemu w firmie należy się miesięczna odprawa, w szkole dwumiesięczna, na uczelni trzy-, a w instytucji samorządowej sześciomiesięczna. Na te przywileje ktoś zapracowuje, bo dotyczą one instytucji budżetowych.
Nikt nie zabrania profesorom kontynuować badań naukowych, prowadzić seminariów czy wykładów monograficznych. Do 1999 roku w wieku 70 lat przechodzili na emeryturę i nie zdarzało się, że dalej pracowali na etacie. Wszystko zmieniło się za rządów Buzka. Budżet tego nie wytrzyma.
Cóż, nie pozostaje mi nic innego – tylko przyznać się i przeprosić (Niewolnicy to lubią) za wszystko.
# 1 Tak, to ja upiłem Gierka, który kazał od chyba 1976 roku wypłacać w budżetówce pensje netto=brutto. Składki ZUS pobierał od funduszu płac, ale nikt tego nie widział.
I trwałoby to do sich por, no ale wyszła Krasnaja Armija i wsiech oswobożdiła.
# 2. Potem Buzek nie dał się upić i AWS zaczęło pobierać oficjalnie składki od każdego. Nazwali to ładnie „ubruttowieniem”. Potem posadzili parę palm, pod którymi miałem spędzać starość.
Kiedyś przyszedł brzydki Tusk, który zabrał (ukradł?) środki zgromadzone w OFE.
Chciałem go upić, żeby oddał, ale on – sportowiec niepijący.
Teraz przyszedł najsprawiedliwszy ze sprawiedliwych i w krótkich abcugach zabrał mi 700 zł, żeby zapłacić nieznanemu mi dziecku 450zł i znanemu ojcu 26 mln zł.
Pani natomiast poddała cenną myśl, żeby obłożyć składką zarobki ponad 2,5 krotność średniej i dać te pieniądze kobietom, których jedyną umiejętnością było zajście w ciążę. Niekoniecznie z uprzednim zastanowieniem się czy utrzyma własne dziecko. Przecież: „bóg dał dziecko, to da i na dziecko”. Boga nikt nie widział, ale są zaradni faceci, którzy dobrze zarabiają, to sruuuuuuuuuuu – niech płacą. W ten sposób dorobimy się sporej armii kopaczy rowów w czasie, kiedy wszystkie wykopki będą robiły maszyny.
Wychodzi, że to też moja wina, bo po co się uczyłem, żeby więcej zarabiać. Gdybym miał średnią krajową, to nikt by mi nie proponował oddania nadwyżki.
# 3 udało mi się doczekać emerytury. Myślałem, że już spokój, cichosza.
Emerytura za 40 lat pracy wpływa na konto, ja sobie pracuję dla przyjemności, dostaję za to kasę.. Sam tego chciałem – G. Dyndała.
A tu nagle! – pojawia się delegacja komitetu wyrównywania szans i przedstawia mi propozycje nie do odrzucenia – słuchaj, dziadu! – wybieraj! albo emerytura i małe zleconko albo zabieramy ci emeryturę i pracuj sobie dalej.
Chyba, że zostałeś posłem,to wtedy masz dietę, środki na kancelarię, emeryturę i pensję kierownika zakładu jakiejś fizyki na uni.
I to też moja wina. Nikt mi nie bronił skłócić się z Wałęsą.
Dostrzegam wszystkie elementy mojej winy, nie mam nic na swoje usprawiedliwienie; pozwoliłem się przez 40 lat okradać z moich zarobków, żeby mundurowi i chłopi mieli dobrze; teraz pojawiła się szansa normalności, ale ona mogłaby mnie zdeprawować.
Apage!
Na starość powinno mi wystarczyć: dwa komplety odzieży letniej i zimowej w niebrudzącym kolorze, kąt do spania i piżama, jakieś kleiki i owsianki do jedzenia, bo zdrowe i umiejętność wystrugania sobie trumny, bo wtedy zejście jest tańsze.
Amen.
Wtedy budżet wytrzyma wszystkie pomysły męża stanu na drabince.
A mnie w takim razie pozostaje jedynie stwierdzić, że nie musimy się zgadzać, aby się lubić. Więc różnijmy się, różnijmy się pięknie. Spodziewałam się takich opinii, jak Pana. Myślałam nawet, że ich będzie więcej. Ten wrzask na pół galaktyki, który przewidywałam, okazał się głośnym wprawdzie, ale monologiem. Pozdrawiam serdecznie.
Pozdrawiam równie serdecznie.
Wrzask nie jest moim ulubionym sposobem rozmowy, ale chwilowe przesterowania głośności nie pozwalają usnąć podczas lektury 🙂
P.S. nigdy nie umiałem śpiewać w chórze…
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Inaczej widzi sprawę bezrobotny – którym kiedyś byłem, a inaczej emeryt. Jednak pozytywne myślenie globalne może dostarczyć nam więcej satysfakcji.