„Płaskoziemcy” i panikarze

Zwykła grypa, taka jak co roku, tajna broń biologiczna wyprodukowana w chińskim laboratorium w Wuhan, spisek światowych mocarstw lub firm farmaceutycznych, które chcą zarobić krocie na szczepionkach – chyba dawno już w przestrzeni publicznej nie pojawiło tyle sprzecznych informacji, opinii i ocen, jak w przypadku pandemii koronawirusa. Od całkowitego lekceważenia i bagatelizowania skutków rozprzestrzeniania się SARS-Cov-2, przez różnorakie teorie spiskowe po totalną panikę i histerię. Mogłoby się wydawać śmieszne, a nawet żałosne, gdyby nie było groźne.

Przed Wielkanocą zadzwonił do mnie znajomy, by złożyć świąteczne życzenia i przy okazji zapytał:

– Wy oczywiście nie panikujecie, spotykacie się jak zwykle z rodziną na Święta?

– Nie! – odpowiedziałam – Będziemy się łączyć przez Skype’a. Z bliższą i dalszą rodziną. W nabożeństwach Wielkiego Tygodnia też uczestniczymy tylko wirtualnie.

Zdumiał się i oświadczył, że Wielkanoc spędza z trójką swoich dzieci ze współmałżonkami i wnukami, na wielkanocnym śniadaniu będzie w sumie 14 osób, a tylko najstarszy syn nie będzie obecny, bo utknął w Mediolanie z rodziną i gdyby nie zakaz wyjazdu z Włoch, przyjechałby do rodziców do Wrocławia. Według mojego znajomego, na południu Włoch nikt się koronawirusem nie przejmuje, ludzie normalnie żyją, spotykają się tak jak dawniej. Tłumnie i radośnie. – Epidemia była dwa lata temu i nikt nie panikował – przekonywał mnie ów znajomy, który oświadczył, że w Triduum Paschalnym uczestniczy jak co roku, w kościele obecnych jest nie pięciu, a trzydziestu, a nawet czterdziestu wiernych. Przecież nie należy ulegać histerii, gdy ludzie zapadają na jakąś odmianę zwykłej grypy – uzasadniał swoje stanowisko.

Gorliwi katolicy

Nie jest to, niestety, przypadek odosobniony. Ograniczenia, które objęły także udział w nabożeństwach religijnych  sprawiły, że zaczęto oskarżać władzę, iż wykorzystuje epidemię do walki z Kościołem. Argumentowano, że w sklepach czy autobusach ograniczenia nie są aż tak drastyczne. To prawda, że kościoły mają niejednakową powierzchnię, są duże i przestronne, ale także niewielkie, więc ograniczenie do pięciu osób obecnych podczas liturgii bez względu na wielkość świątyni wydawało się nieproporcjonalnie surowe w porównaniu z limitami w sklepach czy środkach komunikacji miejskiej. Zgoda, nie zawsze te wszystkie restrykcje były jednakowo rozłożone, można było to rozwiązać nieco inaczej, ale dopatrywanie się walki władz państwowych z Kociołem to po prostu piramidalna bzdura.

Biskupi przyjęli decyzje władz z pełnym zrozumieniem, a ordynariusze wydali stosowne komunikaty i instrukcje dla proboszczów. Nie wszyscy z nich stosowali się literalnie do tych obostrzeń, limity wiernych w niektórych kościołach bywały przekraczane, ale raczej na zasadzie ustępowania przed presją bardzo „gorliwych” parafian, według których w kościele nie można się przecież zarazić, a nie z powodu lekceważenia czy bagatelizowania zagrożenia.

Na szczęście znaleźli się mądrzy i wpływowi kapłani, którzy w mediach społecznościowych cierpliwie tłumaczyli, że tym razem „nieprzyjście” na Mszę św. jest wyrazem miłości bliźniego. Sami zaś podejmowali rozliczne inicjatywy ewangelizacyjne i charytatywne. Bardzo cenię wypowiedzi np. ks. Janusza Chyły czy ks. Wojciecha Ziółka.

Ci „gorliwi katolicy” to także żarliwi przeciwnicy Komunii św. na rękę, uważają oni bowiem, że to niegodne przyjęcie Ciała Pańskiego. I nie pomagają argumenty, że przez pierwszych 1000 lat chrześcijaństwa tak właśnie udzielana była Komunia św., że tak jest praktykowane na Zachodzie i teraz – ze względów bezpieczeństwa – warto posłuchać biskupów, którzy taką formę zalecają. Wystarczy pomyśleć, że chuchnięcie na dłoń kapłana udzielającego Komunii św. do ust przez osobę zarażoną, być może bezobjawowego nosiciela wirusa, może sprawić, że ten wirus przeniesie się poprzez dłoń na kolejne osoby przyjmujące Komunię św. Przyjęcie Hostii na zdezynfekowaną rękę jest bezpieczniejsze. Jeśli ideą ochrony wspólnoty przed rozprzestrzenianiem się wirusa jest maksymalna izolacja, zachowanie bezpiecznej odległości ludzi od siebie, to w wypadku udzielania Komunii św. do ust ta zasada jest drastycznie łamana. Wystarczy odrobina wyobraźni.

Wolnościowcy

Kolejną grupą kontestującą zalecenia władz to ludzie przywiązujący dużą wagę do wolności, tak gospodarczej, jak i osobistej. Czołowym przedstawicielem, który wyraźnie kontestuje nałożone przez władze zakazy, jest znany publicysta Łukasz Warzecha. Ale i on, któremu tak bardzo doskwiera zakaz jazdy rowerem, wejścia do lasu czy parku, bagatelizuje zagrożenie. „Badania wyodrębnionych grup wskazują, że współczynnik śmiertelności COVID-19 może być znacznie niższy niż sądzono: ok. 0,3 proc.” – czytamy w jednym z tweetów. „Przypomnę, żeby nie tracić perspektywy: 38-milionowa Polska stoi, ludzie tracą pracę, pieniądze, zdrowie psychiczne od miesiąca – przy niespełna 9 tys. zakażonych i ustabilizowanej liczbie nowych przypadków. 9 tys. – to jakby dwa Pcimy. Na cały kraj.” – czytamy w kolejnym wpisie. Pan redaktor zapomina jednakże, iż ta ustabilizowana liczba nowych przypadków jest skutkiem owego lockdownu, a rosłaby wykładniczo, gdyby go nie zastosowano. „Ale właśnie dlatego, że mamy te ograniczenia i gospodarka stoi, ofiary są mierzone zaledwie Pcimami” – celnie odpowiedział Piotr Barełkowski. Wystarczy spojrzeć, co dzieje się we Włoszech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii czy Francji. Każde opóźnienie wprowadzenia ograniczeń miało tragiczne skutki.

Wydaje się np., że nakaz noszenia maseczek w miejscach publicznych wprowadzono za późno. Wystarczy porównać liczbę zakażeń w Polsce i w Czechach, gdzie obecnie jest mniej niż 7 tys. zarażonych (6746), a w Polsce blisko 10 tys. To daje nakaz noszenia maseczek, gdy się je nosi, bowiem Czesi wprowadzili go już 19 marca, gdy było tam dwukrotnie więcej zarażeń niż u nas. W Szwecji, gdzie nie zamknięto lokali gastronomicznych i punktów usługowych, mimo znacznie mniejszej niż w Polsce gęstości zaludnienia, jest dziesięciokrotnie więcej zarażonych niż w Polsce w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Dlatego głośne kontestowanie ograniczeń nałożonych przez władze, bagatelizowanie zagrożenia, zwłaszcza przez znane osoby, jest – moim zdaniem – wyrazem skrajnej nieodpowiedzialności.

Młodzi mają zazwyczaj skłonność do brawury, a tymczasem w przypadku łamania koronawirusowych zasad to nie im najwięcej zagraża, tylko oni, jako być może bezobjawowi nosiciele, mogą stanowić zagrożenie dla innych, zwłaszcza osób starszych.

W ubiegłą sobotę wybrałam się dwukrotnie na zakupy do pobliskich sklepów i po drodze naliczyłam ponad 30 osób albo bez maseczek, albo z nałożonymi maskami pod brodą, bez zasłaniania nosa i ust. Byli to głównie młodzi, albo na rowerach, albo na spacerze z psem, zazwyczaj w kilkusobowych grupach. W ten sposób łamali kilka zakazów równocześnie. Widziałam też nieliczne osoby starsze ze spuszczonymi maseczkami. A noszenie maseczek ma sens wówczas, gdy wszyscy się do tego stosują, nie wiadomo bowiem kto jest bezobjawowym nosicielem.

Uważam, że zaufanie do służb sanitarnych i przestrzeganie nałożonych restrykcji jest kluczem do opanowania tej dolegliwej i brzemiennej w skutki sytuacji. Niestety, łatwo wzbudzić nieufność, a wręcz oskarżać o celowe działania wymierzone przeciw społeczeństwu.

Nieufni i krytycy

– Chętnie pobiegałabym, ale nie stać mnie na mandat – wyznała mi pewne czterdziestolatka, dodając, że te wszystkie „idiotyczne zakazy” są tylko po to, by „oskubać ludzi i zgarnąć kasę”. Być może policja w niektórych przypadkach wykazała się nadgorliwością, ale obserwując ulice mojego osiedla, gdzie nagminnie widzę łamanie zakazów związanych z pandemią, to raczej mogłabym oskarżyć służby porządkowe o bierność i brak stosownej reakcji.

Przecież zamknięcie parków i lasów nastąpiło w reakcji na gremialne biwakowanie mimo wprowadzonych ograniczeń dotyczących liczby osób i odległości między nimi. Kary nie byłyby potrzebne, gdyby ludzie nie łamali zakazów. Wszak podobnie jest z wypadkami na drogach – nagminne nieprzestrzeganie przepisów, przekraczanie prędkości, wyprzedzanie w niedozwolonym miejscu, jazda po pijanemu to polska codzienność. Nie inaczej jest ze stosowaniem się do zasad wprowadzonych w związku z pandemią. Nie pomagają w propagowaniu wprowadzonych regulacji wpływowe osoby, które publicznie je dezawuują.

Światowe spiski

„Teorie, wedle których winę za koronawirusa ponoszą WHO, 5G, Bill Gates czy szczepionkowcy, to smutny przykład, jak potrzeba zracjonalizowania nieprzywidywalności świata prowadzi na manowce” – pisze Tomasz Terlikowski. Istotnie podobne pomysły pojawiły się w przestrzeni publicznej. Ba, nawet Brytyjczycy podpalają nadajniki 5G, bo – jak donoszą brytyjskie media – niszczą oni ten sprzęt z powodu teorii, że 5G pomaga w rozprzestrzenianiu się zarazy COVID-19. Inne sugestie, że to wojna biologiczna światowych mocarstw, albo też, że to z laboratorium w Wuhan pochodzi koronawirus, który wymknął się przypadkiem badaczom. Obciążany jest też Bill Gates, a także koncerny farmaceutyczne. Charakterystyczna była reakcja internautów na czwartkowy brierfing ministra Łukasza Szumowskiego, który wypowiadając się w kwestii wyborów prezydenckich oświadczył, że najbezpieczniejszy termin byłby za półtora roku lub nawet za dwa lata, gdy już będzie szczepionka przeciw SARS-Cov-2 i większość społeczeństwa będzie odporna na zakażenie koronawirusem. Dodał też, że zapewne do tego momentu, czyli upowszechnienia szczepień, trzeba będzie zasłaniać usta i nos maseczkami. „Gdy słyszę słowo maseczka dostaje białej gorączki. A teraz wszystkich wyznawców Szumowskiego i jego pomysłu, żeby nosić maski do czasu szczepień uprzejmie proszę o opuszczenie grona moich obserwujących. Można mnie też zbanować” – napisała internautka podpisująca się nickiem Szary Kot. Nie brakowało innych, którzy jej w tym wtórowali. I nie tylko maseczki kontestowano, ale owe szczepienia. Nawet jeden z księży zamieścił planszę z „informacją”, jakie to „straszne trucizny” zawierają szczepionki. „Księże, umieszczanie takich bzdur jest nieodpowiedzialne. I to bardzo. Skończył Ksiądz studia i nie potrafi sprawdzić jakości źródeł? Załamujące” – zareagował na to Tomasz Rożek. „Głupiec czy prowokator?” – jeszcze ostrzej skomentował ten wpis ks. Marek Lis.

Tak więc, gdy wreszcie powstanie szczepionka i będzie powszechnie dostępna, ruszy armia antyszczepionkowców, która w obowiązkowych szczepieniach przeciw SARS-Cov-2 będzie dostrzegała spisek i zagrożenie. Odporna na wiedzę jak płaskoziemcy, którzy uzasadniają, że ziemia jest płaska i żadne argumenty nie przekonują ich do zmiany opinii w tej kwestii.

W internetowej sondzie, którą ktoś zamieścił na Twitterze z pytaniem, czy szczepionka na koronawirusa powinna być obowiązkowa, aż 2/3 odpowiedziało NIE. „Nawet za darmo nie chcę! Przez kilka lat rokrocznie szczepiłem się antygrypowo i zawsze na początku grudnia przechodziłem bardzo mocną grypę. Od 5 lat nie szczepię się i od tej pory nie zachorowałem na grypę, poza lekkimi przeziębieniami. Nigdy więcej żadnych szczepionek!” – ktoś skomentował wyniki tej sondy, w której zagłosowało prawie 2 tys. internautów. „Szczepienie, zaburza naturalną zdolność organizmu ludzkiego do samoobrony. Skoro na wszystkie wymyślone choroby mamy szczepionki, to znaczy, że to nie jest dbałość o zdrowie ludzi, tylko dbałość o kasę koncernów medycznych!” – czytamy w innym komentarzu. Może już czas na pilną edukację i perswazję proszczepionkową. Przy okazji przypominam mój tekst „Obowiązek szczepień?” [LINK]

Panikarze

Co dziwne, ci, którzy dopatrują się w zakazach i restrykcjach związanych z pandemią, zamiaru „łupienia” ludzi z pieniędzy przez nakładanie mandatów i grzywien, nie ufają władzom na tyle, że posądzają je o celowe ukrywanie prawdziwych danych. Bo to, że mogą być one zaniżone, gdyż nie wszyscy chorzy czy zarażeni, którzy nie wykazują objawów, przeszli testy, wydaje się oczywiste, ale posądzanie o celowe ukrywanie i wielokrotne zaniżanie liczby zakażeń i zgonów wydaje się aberracją. No i razi też niekonsekwencja, bo jeśli zarażonych i zmarłych na COVID-19 jest – jak słyszę od owej znajomej – co najmniej dziesięciokrotnie więcej, to wszelkie zakazy ograniczające kontakty międzyludzkie powinny być jak najbardziej celowe. Ale panika to zachowanie nieracjonalne, o czym pisałam w tekście „Panika” [LINK], więc nie próbujmy doszukiwać się tu logiki.

Gorzej, gdy oszczerstwa o ukrywanie prawdziwych danych przez polskiego ministra zdrowia to celowa, świadoma manipulacja, bo jak inaczej nazwać doniesienia Piotra Moszyńskiego z „Gazety Wyborczej”, który zarzucił ministrowi Szumowskiemu ni mniej ni więcej tylko fałszowanie danych nt. liczby zachorowań na COVID-19 w relacji na antenie France Info, o czym poinformował na Twitterze Eryk Mistewicz?

Mam jednak nadzieję, że opisane postawy nie są dominujące i większość zachowuje się racjonalnie, rozumie obostrzenia i odpowiedzialnie korzysta z ich poluzowania. Na przykład w sondażu Estymatora dla tygodnika „Do Rzeczy” na pytanie „Jak ocenia Pan/Pani decyzję rządu o obowiązkowym zakrywaniu ust i nosa (np. maseczką) w miejscach publicznych, „dobrze” odpowiedziało 75,6 proc., „ani dobrze, ani źle” – 16,6 proc., a „źle” – 7,8 proc. To niezły wynik. Należy więc być dobrej myśli.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

25 komentarzy

  1. bodo31415@wp.pl' Kulka Kulkiewicz pisze:

    Jako miłośnik teorii spiskowych pozwolę sobie zwrócić uwagę na jeszcze jedną grupę. Zwolennicy teorii o pozaziemskim pochodzeniu człowieka winę za obecną epidemię obarczają UFO.
    Już poważnie – można rząd lubić albo nie jednak logika nakazuje izolację (na ile to możliwe). Tu nikt prochu nie wymyśla, w walce z epidemią to zawsze było i jest skuteczne. Reszta (tzn. maseczki, lekarstwa i takie tam) to środki, które jedynie przyśpieszają czas zwalczenia kryzysu.

  2. olanykiel@gmail.com' Ola pisze:

    Jak zwykle jestem pod wrażeniem. Mądry, pełen rzetelnych informacji tekst, dający jasne wskazówki postępowania, obalający stereotypowy, niestety często głupi sposób myślenia.

    Każdy powinien przeczytać ten artykuł. Każdy kto ma dostęp i wiedzę na temat istnienia powyższego.
    Ignorancją byłoby nie zrobienie tego.

  3. gsznajd@gmail.com' natalia pisze:

    bardo interesujący i rzeczowy artykuł. Zgadzam się z Olą, że kazdy powinien przeczytać ten artykuł

  4. sfb@wp.pl' Szymon Hotała pisze:

    W 1996 roku w środowiskach „popularnonaukowych” debatowano o klonowaniu owcy Dolly. Prawie 25 lat później to samo środowisko jest zmuszone do zajmowania się dementowaniem pogłosek jakoby: samoloty rozsiewały trucizny, szczepionki zabijały, człowiek nie był na księżycu, ziemia była płaska, homeopatia leczyła, itd..

    Co do samego artykułu to zgadzam się z większością stwierdzeń, z wyjątkiem wątku maseczkowego. Szaliczki, kominy, maseczki niemedyczne (czyli zapewne 90% tego co nosimy), niesterylny sposób ich zmieniania, uporczywe poprawianie ich ułożenia na twarzy oraz zbyt rzadkie ich zmienianie powodują , że stanowią one bardzo duże zagrożenie zdrowotne dla osób je noszących oraz powodują zwiększone rozsiewanie się koronawirusa. Nie ma żadnych miarodajnych danych które pozwoliłyby twierdzić, że wprowadzenie maseczek w Czechach miało jakikolwiek pozytywny wpływ na spowolnienie rozwoju zarażeń, za to jest poniższa wypowiedź dyrektora wykonawczego WHO Dr Mike Ryana:

    ” Nie ma dowodów naukowych na to, że noszenie masek przez populację na masową skalę przynosi jakiekolwiek korzyści. Wręcz przeciwnie – są dowody, że nieprawidłowe użycie masek wyrządza szkody.”

    Pozdrawiam
    Szymon Hotała

  5. dariaziemiec@gmail.com' daria ziemiec pisze:

    Ciekawy wielowatkowy tekst.Ja w swoim komentarzu skupie się na maseczkach 🙂
    Jest tyle rzeczy malo wygodnych rzeczy ktore musimy znosić w życiu typu biustonosz ,wysokie szpilki ,okulary,protezy wszelkiego rodzaju ze czasowe noszenie masek to jest naprawdę mały pikuś:)Maski z czasem zdejmiemy więc narzekanie malkontentow uwazam za nieco śmieszne.Tajwan jest przykladem godnym naśladowania dla innych państw.Tam maski nosza wszyscy bez zbędnej dyskusji.Nawet gdy nie ma epidemii a ktos jest przeziebiony i kicha zakłada maskę tylko po to by nie zarazić innych:)Więc maski maja sens bo swiadcza o naszej odpowiedzialnosci i daja sygnał innym.Jestem chory ale dbam o innych.Na Tajwanie ludzie w kwarantannie uwazani sa za bohaterów walczacych dla spoleczenstwa a l minister zdrowia cieszy sie 90 %poparciem społeczeństwa.Nawet opozycja nie ma odwagi go krytykować.
    Wybory sie odbyły mimo ze ich termin byl na poczatku epidemii:)
    Czym rozni sie Polska od Tajwanu?
    Tajwan po epidemii Sars przygotował szczegółowe procedury jak postepowac e przypadku kolejnej epidemii.
    Nikt tez nie mówił ze maseczki sa zbędne a potem przekonywal ze jednak konieczne:(
    Z calym szacunkiem dla Pana minustra Szumowskiego to byl zly komunikat:(
    Wszystkim wyznawcom teorii ze to tylko grypa przypominam przypadek premiera Wielkiej Brytanii:(
    Nośmy maseczki czy przyłbice tylko róbmy to poprawnie bo to co obserwuję teraz jest przerażające!
    Filmy na yt czy instruktaże w tv sa bardzo przydatne.Zdrowia Państwu życzę!

  6. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Położone w środkowej części Niemiec, w kraju związkowym Turyngia, w mieście Jena liczącym 104 tys. mieszkańców od dziewięciu dni nie odnotowano żadnego przypadku zarażenia wirusem SARS-CoV-2. Od początku kwietnia obowiązuje tam nakaz noszenia maseczek ochronnych. Według lokalnych władz Jeny w dużej mierze to właśnie postawa mieszkańców, którzy przestrzegali zasad bezpieczeństwa oraz dystansu społecznego, przyczyniła się do powstrzymania nowych zachorowań. Od chwili wprowadzenia nowych restrykcji, policja nie musiała nałożyć ani jednej grzywny. Burmistrz Jeny Thomas Nietsche nie tylko zauważa pozytywny wpływ wprowadzonych zasad, ale zachęca władze innych gmin do podjęcia takich środków. W Niemczech odnotowano już ponad 145 tys. przypadków zakażenia korona wirusem, warto postawić więc temu tamę.

    Ale właśnie, żeby wprowadzone restrykcje okazały się skuteczne, potrzebna jest przede wszystkim właściwa postawa ludzi. Najpierw zrozumienie, że to nie żadna represja, ani realizacja wytycznych WHO, jak twierdzą niektórzy, ale bardzo skuteczna metoda powstrzymania epidemii. Jeżeli już ponosimy konieczne wyrzeczenia i bolesne konsekwencje walki z pandemią w postaci spowolnienia gospodarki, upadku wielu firm, utraty pracy, dochodów, radykalnej zmiany stylu życia, to obowiązek noszenia maseczek wydaje się mało dolegliwy. A przy powszechnym stosowaniu pozwala korzystać z tak brakującej nam ostatnio rekreacji. Czymś innym jest wyjście na spacer do parku nawet w maseczce, a czym innym spacer w mieszkaniu, niekiedy małym i ciasnym.

    Noszenie maseczek przez wszystkich sprawia, że prawdopodobieństwo zarażenia się w przestrzeni publicznej od bezobjawowego nosiciela wirusa spada do zaledwie 1,5 procenta. Czyż wprowadzaliby ten obowiązek Koreańczycy, tak doskonale obeznani z walką z pandemią, gdyby to było nieskuteczne.

    Ci, którzy przeciw temu protestują, przejawiają nie tylko egoizm, ale także działają przeciw własnym interesom. Im szybciej bowiem uporamy się z epidemią, tym większa szansa na zminimalizowanie jej konsekwencji ekonomicznych. Dlatego to nie tylko skrajny indywidualizm, egocentryzm, ale także infantylizm. Ta postawa przypomina mi dziecko, które wrzeszczy i broni się przed zastrzykiem, choć ten zastrzyk jest niezbędny dla jego zdrowia. I uważa, że pielęgniarka to zła osoba, która przyszła je skrzywdzić.

  7. b@wp.pl' ggg pisze:

    Brednie niby obiektywne niby wyważone pani niby oświeconej, a opierającej się na wiadomościach równie nie weryfikowalnych jak ci po których jeździ.
    Słowem dużo pitolenia.

    • Maria WANKE-JERIE pisze:

      Jak nie ma argumentów stosuje się epitety. Niestety tak wygląda dyskusja z tymi, którzy nie przyjmują do wiadomości faktów i odrzucają wypływające z nich wnioski. Najłatwiej wówczas obrazić autora, jego wywody nazwać bredniami, bez choćby ćwierci argumentu. No cóż, nie dam się sprowokować. Ale w kolejnym komentarzu napiszę o złości, z jaką wielu reaguje na obecną sytuację. Że jest dolegliwa to fakt. Ale tylko osoby infantylne na przeciwności reagują złością, jak rozkapryszone dzieci. Ta złość musi mieć adresata, najczęściej jest nim ten, kto przynosi złe wieści, albo zmaga się z zaistniałą sytuacją. Złość bezrefleksyjnie przenosi na niego, obarczając wszystkimi możliwymi przewinami. Tylko po to żeby sobie ulżyć, jak ten maluch, który kładzie się na podłodze i kopie nogami. Albo jak Stalin, który zawsze kazał rozstrzelać posłańca przynoszącego złe wieści. Wtedy w sukurs przychodzą różne spiskowe teorie. Im wierzy się chętniej niż zweryfikowanym oficjalnym informacjom. Wierzy się, bo pozwalają dyskredytować tych, których chcemy obciążyć winą. Żeby wyładować swoją złość. Jakież to przewidywalne.

    • qpadm@tlen.pl' Tomasz pisze:

      Dokładnie takie samo wrażenie odniosłem jak przedmówca. Powierzchowność.

  8. dariaziemiec@gmail.com' daria ziemiec pisze:

    Jesli chodzi o mnie nie spotkalam s8e z objawami agresji w stosunku do sluzby zdrowia.Jednak niepokojace sa sygnały ze takowe sie pojawiają.Na fb wczoraj sluchalam wypowiedz lekarza bardzo rozgoryczinego i apelujacego o powstrzymanie emocji.
    Jesli rzeczywiscie te wypowiedzi lekarzy i pielegniarek sa prawdziwe to jest to wysice niepokojace zjawisko.Czy maja panstwo jakaś wuedze na ten temat?
    Bo jesli rzeczywiscie takie sytuacje maja miejsce to musimy je zdusić w zarodku!
    Nie wiem na ile sa to prawdziwe wiadomosci ale jesli zaczniemy pietnować pracownikow sluzby zdrowia jako tych roznoszących zarazę to jako społeczeństwo osiagniemy dno:(

  9. aleczka27@gmail.com' Ala pisze:

    Przyznam, że się porobiło z tą epidemią. Nie tylko w sensie medycznym ale też w sensie mentalnym. Ludzie zaczęli tworzyć swoje teorie. Ile ludzi tyle wersji.
    Postanowiłam zadbać o swoje zdrowie psychiczne i nawet tego nie czytam.

  10. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Redaktor naczelny akademickiego miesięcznika z Lublina przekazał mi opinię mejlem na temat tego tekstu i postanowiłam się nią z Państwem podzielić. Jego komentarz poniżej:

    Przykład Czech nie jest dobry: „Wystarczy porównać liczbę zakażeń w Polsce i w Czechach, gdzie obecnie jest mniej niż 7 tys. zarażonych (6746), a w Polsce blisko 10 tys.” Co bowiem oznaczają te liczby? Ano to, że w Czechach jest obecnie 662 zakażonych na milion mieszkańców, a w Polsce 269; u nich jest 19 zgonów na milion, u nas – 11. Poza tym, w małym kraju, gdzie nie ma tak wielu dużych miast, znacznie łatwiej opanować epidemię.
    Zatem Czesi sporo rzeczy zrobili gorzej niż my; nie wiem co, zatem nie chcę wydawać opinii. Warto zauważyć, że trudno byłoby w Polsce wcześniej wymagać maseczek, bo ich nie było. Nadal są zbyt drogie. W grudniu za 10 zł kupowało się 50 maseczek chirurgicznych, w połowie marca – 1. Firma je produkująca, a pewnie głównie handlowiec zarobili miliardy. Czy zapłacą od tego podatek? Wiemy też, że te maseczki, które są dostępne są dalece niewystarczające w sensie ochrony przed wirusem – zarówno zakażania innych, jak zakażenie się.

    Jeszcze o Szwecji, bo też podajesz przykład, że mają 10 razy więcej zarażonych na milion mieszkańców (inne sformułowanie): otóż w Szwecji jest 5,9 razy więcej zarażonych niż w Polsce, ale aż 17,5 razy więcej zmarłych
    – oni za późno odizolowali domy starców (dopiero 1 kwietnia; olali staruchów). Dane za epidemic-stats.com
    Swoją drogą, może to też świadczyć o jakości opieki zdrowotnej (albo jakości prowadzonych statystyk i badań/diagnoz).

    Jeszcze wrócę do Czechów: skoro włączyli maseczki, gdy mieli aż dwa razy więcej zakażeń niż u nas, to znaczy, że początkowo nie opanowali epidemii tak dobrze, jak my. Zatem mieli powód, żeby je wcześniej włączyć.

    • marketa114@gmail.com' Kata Rina pisze:

      Szwecja jest w tym kontekście idiotycznym przykładem, bo szwedzka strategia właśnie na tym polega, żeby pod kontrolą, ale jednak systematycznie ludzie zakażali się wirusem, więc wiadomo że w pierwszej fazie będą mieli więcej przypadków. Przewidywania są takie, że Sztokholm do końca maja osiągnie poziom odporności stadnej, kolejne miasta pewnie kilka tygodni później.Aktualnie szacują, że w Sztokholmie jest 75 razy więcej zakażonych niż zdiagnozowanych, tyle że przechodzą bezobjawowo lub niemal bezobjawowo. I wtedy powinni mieć spokój, podczas gdy inne kraje przez lockdown będą się męczyły znacznie dłużej. Szwecja oczywiście popełniła błędy, które doprowadziły do zbyt dużej liczby umierających starszych ludzi, ale nie można porównywać efektów zupełnie innych strategii podczas trwania epidemii. No i Szwecja podaje znacznie dokładniejsze dane, w tym liczy wszystkich zmarłych, a nie tylko szpitalnych jak Polska i wiele innych krajów. Dopiero po epidemii się okaże, jakie to dało efekty. Tak na marginesie odradzam czerpanie informacji o sytuacji w Szwecji z mediów polskich i anglojęzycznych, bo jak je czytam to się łapię za głowę, ile tam jest bzdur. A wielu ludzi na tej podstawie wyrabia sobie rzekome opinie, nie mając wiedzy o faktach.

      • zlgrodzcy4@wp.pl' Podlasianka pisze:

        Dyskutowałabym, czy dane polskie aż tak bardzo odbiegają pod względem dokładności od danych szwedzkich. Nie wydaje mi się, by aż tak wielu ludzi w Polsce umierało na koronawirusa w domu, by znacząco zaniżyć statystyki zgonów, choćby z tego powodu, że, przynajmniej na razie, w szpitalach zakaźnych nie brakuje miejsc i nie prowadzi się segregacji chorych, którzy są do nich przyjmowani. Zgadzam się, że efekty różnych strategii walki z pandemią, da się ocenić dopiero po jej wygaśnięciu, niemniej wolę strategię przyjętą w Polsce, choćby z tego powodu, że należę do grupy, w której ryzyko cięższego przebiegu zakażenia jest większe niż u ludzi młodych i zdrowych i zwyczajnie nie mam ochoty na „położenie głowy pod topór”, by ludzie młodzi mogli nabyć odporność. Zapewniam, że gdy lat przybędzie i Pani zweryfikuje swoje zdanie w tej mierze.

  11. marketa114@gmail.com' Kata Rina pisze:

    Porównanie do płaskoziemców jest akurat kompletną bzdurą, bo płaskoziemcy zaprzeczają wiedzy naukowej w przeciwieństwie do przeciwników maseczek. Tacy jak płaskoziemcy są raczej zwolennicy noszenia tych maseczek. Johan Giesecke, doradca WHO, przez 10 lat szef zespołu badaczy Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób, jeden z najwybitniejszych współczesnych epidemilogów na pytanie o nakaz noszenia maseczek mówi: „Cóż, wiele krajów wprowadza dziś mnóstwo restrykcji, które nie mają żadnych podstaw naukowych. To jedna z nich”. Sama WHO analizowała możliwość zalecenia osobom zdrowym noszenia maseczek w przestrzeni publicznej i uznała, że nie należy tego robić. Agnes Wold, profesor mikrobiologii mówi „Noszenia maseczek nie zalecają naukowcy. To politycy lubią wprowadzać takie restrykcje, żeby poczuć, że mają siłę, że są ważni, że coś od nich zależy. Zamiast nosić bezużyteczne maseczki lepiej zachowywać odstęp od innych w zamkniętych pomieszczeniach i oddychać przez nos, bo to naturalny sposób filtrowania organizmu. A na wolnym powietrzu w ogóle do zakażeń dochodzi tak rzadko, że nie ma o czym mówić”. Oglądam wczoraj rozmowę z lekarzem wirusologiem w szwedzkiej telewizji. Mówi: „Jeśli ktoś nie potrafi używać maseczek w prawidłowy sposób, w tym zakładać ich i zdejmować, to stwarza ryzyko zakażenia siebie i innych. Używanie ich w przestrzeni publicznej przez ludzi nie daje żadnego efektu”. Odnoszę wrażenie, że ludzie w Polsce naprawdę uwierzyli, że maseczka z papieru, bawełny czy jakiegoś odkurzacza zabezpiecza przed wirusem. To się może skończyć katastrofą po otwarciu gospodarki, bo ludzie będą ignorować zasady faktycznie zapobiegające zakażeniom przekonani, że skoro noszą maseczkę, którą kazali im nosić niekompetentni politycy, to są bezpieczni.

    • dariaziemiec@gmail.com' daria ziemiec pisze:

      Te maseczki noszone pdzez miliony europejczykow maja glownie zapobiegać byśmy nie wkladali brydnych paluszkow do ust nosa i oczu.To jak je uzywamy to juz inna sprawa.Jesli rzeczywiscie milony ludzi dalo się zmanipulowac rządom krajow objetych epidemią to jest doskonały temat na pracę doktorską z socjologii:))

      • marketa114@gmail.com' Kata Rina pisze:

        Nie tylko zmanipulować, bo w Polsce, w Czechach czy w Bośni chyba jest nakaz ich noszenia, a zdaje się, że w Estonii planują jego wprowadzenie, z tym że wyłącznie w zamkniętych pomieszczeniach. Podobnie jest z zamykaniem granic. WHO to odradza, bo poświęca się na to wiele środków, które bardziej przydałyby się do prawdziwej walki z wirusem, a pozytywnych skutków tego żadnych nie ma, co było widać przy epidemii eboli w Afryce. Mimo to wiele krajów zamyka granice, żeby politycy mogli pokazać, że coś robią. Zresztą na logikę – jeśli wirus jest we wszystkich krajach, to trudno, żeby Czech czy Niemiec przyjeżdżający do Polski był dla przeciętnego Polaka bardziej zaraźliwy niż inny Polak 🙂

  12. gabriellawit@gmail.com' GABRIEL pisze:

    z wszystkimi tezami artykulu sie zgadzam. Z wszystkimi komentarzami tez. Wszystko bardzo przekonywujace. Ale co, ja biedny, stary cukrzyk mam robic?
    Na razie zamknalem sie w domu. I tak mnie nikt nie odwiedza Jak otworza granice, polece do Nepalu. Moze ostatnie raz. Pozdrawiam.

    • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

      Wiesz Gabrysiu, że czytając pierwszy akapit Twojego komentarza, nie potrafiłam przestać się śmiać. Ale fajnie byłoby, gdyby można się było zgadzać ze sprzecznymi ze sobą tezami i zadowalać wszystkich jednocześnie.

      A na pocieszenie, zamknięcie w domu oznacza tylko fizyczne oddzielenie od ludzi, a wirtualnie można kontaktować się całkiem intensywnie. I czemu się tam ograniczać, że ostatni raz. Nigdy nie wiadomo, kiedy i co w życiu jest ostatnie. Pozdrawiam ciepło.

  13. Mossa@onet.pl' Polańska pisze:

    Osoby krytykujące noszenie maseczek w miejscach publicznych pytają gdzie są dowody, że nosząc maski nie zarażamy. Jednocześnie akceptują kichanie w łokieć, mycie rąk czy zachowanie dystansu. Dlatego ja pytam gdzie są dowody, że kichanie w łokieć zapobiega zarażaniu? Gdzie są dowody, że zachowanie 1,5 metra dystansu zapobiega zarażaniu? Oczywiście, że nie ma, ale to kompletnie nie przeszkadza antymaskowemu lobby. W 1919 roku podczas pandemii hiszpańskiej grypy antymaseczkowe lobby przyczyniło się do śmierci milionów ludzi. Sto lat minęło, a mentalność ludzka taka sama. Historia zatacza koło i dalej musimy kopać się z koniem tłumacząc, że infekcję przenoszoną drogą kropelkową można zahamować stawiając blokadę kropelkom, które wypadają z naszych ust czy nosa. Niby oczywiste, a jednak tak trudne…

  14. dariaziemiec@gmail.com' daria ziemiec pisze:

    Sir Patrick Vallance doradca naukowy brytyjskiego rządu :Aby osiagnac odporność stadną musiałoby zachorować i stac się odpornymi ponad 70% mieszkańców.
    Zakladajac ze zachoruje 80% spoleczenstwa w przypadku Wielkiej Brytanii oznacza to 52,8 milona chorych .
    Naukowcy zakładają ze odporność stadna moze nie trwać zbyt dlugo.Moga pojawić sie nowe szczepy ktore przełamią odpornosc organizmu.Nie mowiac juz o powtornym zachorowaniu na COVD-19.

  15. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Zdziwiony jestem, że bardzo emocjonalna dyskusja pod tekstem, a zwłaszcza na TT skoncentrowała się wokół kwestii nakazu noszenia maseczek. Owszem dlugtrwale zakrywanie ust i nosa nie jest przyjemne zwłaszcza gdy jest gorąco, duszno, a trzeba wykonywać pracę wymagającą również fizycznego wysiłku. To jednak przysłowiowy pikuś wobec ogromu zagrożeń i problemów jakie wiążą się z pandemią. ŚWIAT SIĘ ZATRZYMAŁ – chyba pierwszy raz w historii. Rządy większości państw przyjęły strategię państwa podziemnego: przyczajenie, unikanie kontaktów z wrogiem, rozpoznanie z ukrycia i ochrona ludności. „Okupantem” jest wirus – najprostrza forma ożywionej materii. Alternatywa jest ulubiona strategia dowódców armii radzieckiej : „rozpoznanie w boju” – parcie do przodu bez zważania na ofiary w ludziach. Tą strategię przez pewien czas stosował rząd brytyjski dążąc do osiągnięcia tzw. odporności syadnej, ale szybko zwątpił. Największy problem polega na tym, że nikt nie wie jak długo pandemią potrwa, czy nie będzie wtórnych ataków, a gospodarka musi jakoś funkcjonować by ludzie mieli za co zyc. Potrzeba bezpieczeństwa zaczyna przegrywać z potrzebą jedzenia. Jesteśmy w dużo lepszej sytuacji niż ludzie w ubiegłych wiekach bo wiele rzeczy możemy załatwiać bezkontaktowo – przez internet. Niektorzy jednak zapominają, że wciąż większość prac wykonuje się wsrod ludzi. Trzeba się nauczyć żyć „pod okupacją” – określić i egzekwować rozsądne zasady poztepowania i zabezpieczenia tak, by minimalizować zagrożenie wszędzie, na tyle na ile jest to możliwe. To wymagające wyzwanie dla wszystkich, szczególnie ludzi sprawujących funkcje kierownicze – od rządów i organizacji międzynarodowych zaczynając, na kierownikach działów firm kończąc. Nie wiem czy jest sens dyskutować z ludźmi uważającymi, że pandemia to wymysł, spisek, zwykła grypa, że śmiertelność mieści się w normie a lekarze za przyczynę zgonów wpisują COVID 19, „bo taka moda” itp. Tak po krotce. Choroba istnieje, ma konkretną przyczynę: coronawirusa, charakterystyczne objawy i obrazy rtg płuc. Ma charakter epidemii bo łatwo, droga kropelkową przenosi się z człowieka na człowieka, co powoduje gwałtowny przyrost zachorowań i szerzenie po całym świecie. Śmiertelność jest conajmniej 100x wyższa niż przy zwykłej grypie. Choć ofiary mają najczęściej choroby towarzyszące, to zdecydowana większość tych ludzi by żyła, gdyby ich płuc nie zaatakował coronawirusa, bo żyli bez większych problemów przez dekady z cukrzycą czy wadami serca. I jeszcze jedno: problemem zmuszającym do trudnych ograniczeń nie jest aktualna w danej chwili liczba zakażeń, ale tempo ich wzrostu i doświadczenia z innych panstw. Nie wiem co mają w głowie wyznawcy spiskowych teorii, jak wyobrażają sobie wciągnięcie w spisek z „wymyśloną pandemią” tysięcy lekarzy i naukocow z blisko 200 krajów. Nie wiem jak można mieć tyle pychy, by uważać się za nieomylnego demaskatora światowego spisku, a liderów tak różnych państw jak USA, Rosja czy Iran za nierozgarniętych głupców podejmujących decyzje kosztujące biliony, a być może utrate władzy. Myślę, jednak, że wiem skąd takie postawy się w naszym kraju biorą – to efekt utrwalonego przez pokolenia braku zaufania do wszelkich oficjalnych informacji i tłumaczeń. Dla wielu każda podawana przez „zwykłych ludzi” teoria spiskowa jest bardziej wiarygodna niż oficjalne dane. Zdrowia wszystkim Państwu życzę.

  16. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dziękuję za duże zainteresowanie tekstem i ożywioną dyskusję, która także toczyła się na Twitterze, ale nie sposób było przytoczyć tych wszystkich komentarzy i polemik. Najwięcej kontrowersji wzbudzał i wzbudza nakaz noszenia maseczek w miejscach publicznych, co widać także i tu w wymianie opinii.

    Ja tę kontestację nakazu zakrywania ust i nosa obserwuję na moim osiedlu, gdzie ponad połowa mijanych osób albo maseczek nie ma wcale, albo zsuwa je pod brodę, mogąc bez przeszkód jeść na dworze, palić, rozmawiać przez telefon czy też z głębszym oddechem uprawiać jogging lub pędzić na rowerze. Nie pomaga zwracanie uwagi, bo traktowane jest to jako indywidualna sprawa, w myśl zasady, „jak się boisz, to sobie noś, ja się nie boję i zakazy mam w nosie”. No cóż, skrajny indywidualizm, brak odpowiedzialności za wspólnotę, a przede wszystkim całkowite niezrozumienie wprowadzanych ograniczeń.

    Bardzo się boję, że przy takim podejściu szybko z tych restrykcji nie wyjdziemy, co będzie miało konsekwencje nie tylko zdrowotne, ale też ekonomiczne.

  17. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    Polecam tekst Pani Karoliny Wotlińskiej-Pełki:
    http://www.aptekarzpolski.pl/2020/04/maseczki-ochronne-czy-sa-skuteczne-w-czasie-epidemii/

    @Kto72102356

  18. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dariusz Lipiński (@DarLipinski) napisał na Twitterze komentarz do tego tekstu:

    Oprócz tego, o czym pisze Pani w swoim (b. ciekawym) tekście, dochodzi ostatnio „upolitycznienie” koronawirusa: „skoro rząd zaleca, to my przeciw”. Wcześniej tego nie było. W sklepie, na uwagę, że pan bez maseczki usłyszałem, serio, „kto w maseczce, ten za PiS-em”.

    Niestety, obserwuję to na moim osiedlu, czyli celowe, na złość rządzącym, ignorowanie zaleceń noszenia maseczek. W myśl zasady „Na złość rządzącym będę zarażał”. To PRZERAŻAJĄCE.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *