„Czy jesteś gotów oddać znaczącą część swojej osobistej wolności w zamian za bezpieczeństwo w różnych dziedzinach?” – sondę z takim pytaniem zamieścił Łukasz Warzecha na swoim twitterowym koncie. Do wyboru były trzy odpowiedzi: „TAK”, „NIE” i „Trudno powiedzieć”. 67 proc. uczestników sondy wybrało opcję drugą.
Początkowo też tak zamierzałam zrobić, ale po chwili zastanowienia uznałam, że wybór odpowiedzi na tak postawione pytanie nie jest oczywisty. Swoimi refleksjami chcę się z Państwem podzielić.
Gdy istnieje poważne zagrożenie, nie uważamy, że znaczne ograniczenie wolności nie jest zasadne. Tak było po ataku na World Trade Centre, gdy wprowadzono kontrole osobiste i różnorodne obostrzenia na lotniskach. Każdy uważał, że w imię bezpieczeństwa to konieczne, choć w wielu wypadkach uciążliwe. Ale, gdy na szali jest życie i bezpieczeństwo pasażerów, nie można ryzykować.
Tak się dzieje w wypadku klęsk żywiołowych, gdy ogłaszany jest stan wyjątkowy na terenie objętym zagrożeniem. Znaczne ograniczenia wolności, które dotykają wówczas mieszkańców, wydają się potrzebne i uzasadnione.
Podobnie, gdy chodzi o bezpieczeństwo zdrowotne. Jeśli grozi epidemia, godzimy się na przymusowe, masowe szczepienia. Osoby wracające z kraju, gdzie pojawiła się jakaś śmiertelna, zakaźna choroba, godzą się na czasową kwarantannę, aby zapobiec ewentualnemu jej rozprzestrzenianiu. Sama jako dziecko tego doświadczyłam, gdy podczas epidemii czarnej ospy we Wrocławiu, na skutek masowych szczepień moja siostra zaraziła się żółtaczką zakaźną. Wprawdzie była to żółtaczka wszczepienna, ale wymagano, abym przez cztery tygodnie pozostawała w domu (siostra była w szpitalu) i nie kontaktowała się z rówieśnikami. Przymusowy pobyt w domu to przecież ewidentnie ograniczenie wolności. Rodzicom nie przyszło wówczas do głowy, aby buntować się przeciw temu rygorowi. Sam obowiązek szczepień, który obowiązuje (nikt rozsądny temu się nie przeciwstawia), jest ograniczeniem swobody wyboru, a wolność to brak przymusu, możliwość działania zgodnie z własną wolą.
Czy w imię bezpieczeństwa zgodzimy się na przymusową ewakuację z zagrożonego zawaleniem budynku? Myślę, że większość nie miałaby zastrzeżeń. Ograniczeń wolności z racji zapewnienia bezpieczeństwa jest niemało. Choćby kodeks drogowy jest takim ograniczeniem. Nie wystarczy umieć prowadzić samochód, ale trzeba mieć ważne prawo jazdy. Nie wolno prowadzić po alkoholu… Ograniczenie wolności? Ależ tak! Słuszne? Chyba nikt nie ma wątpliwości, choć zwolennicy liberalnych rozwiązań pokroju Janusza Korwina-Mikke opowiadają się np. za zniesieniem obowiązku zapinania pasów w samochodach czy wożenia dzieci w fotelikach. Te nakazy w imię bezpieczeństwa ograniczają swobodne podejmowanie decyzji w tej sprawie, ale z pewnością przyczyniają się do zmniejszenia i tak zbyt dużej liczby śmiertelnych wypadków na drogach. Nie podzielam więc opinii Korwina-Mikke w tej sprawie. Ani też w kwestii swobodnego handlu narkotykami w imię zasady, że jak ktoś chce stosować zabójcze używki, to jego wola. Zbyt wiele nieszczęść by to rodziło, choć być może ograniczyłoby z kolei przestępczy przemyt narkotyków. Ale aż strach pomyśleć, co by było, gdyby narkotyki można było kupić w każdym sklepie i handel nimi był dozwolony. Wystarczy spojrzeć, jakie śmiertelne żniwo przynoszą dopalacze.
Podobnych przykładów, gdy w oczywisty sposób godzimy się na ograniczenie wolności, mogłabym wyliczać więcej. Zawsze, gdy jest ono związane z bezpieczeństwem własnym lub innych, albo generalnie pojęciem dobra obywateli, nie budzi zastrzeżeń. Tak mi się przynajmniej wydaje.
Czymś innym jest natomiast wolność polityczna (wolność słowa, zgromadzeń, wyznania czy wolność gospodarcza). Czasy komunizmu wyczuliły nas na ograniczenie wolności nie w imię dobra ludzi, ale dla ich zniewolenia. Dla takiego ograniczenia wolności nie ma i nie może być zgody. Ale też nie umiem znaleźć uzasadnienia, aby takowe ograniczenia były wprowadzane w imię bezpieczeństwa.
Dlatego więc, bez doprecyzowania o jakie ograniczenie wolności chodzi, uważam, że nie można jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie zadane przez Łukasza Warzechę w internetowej sondzie.
A jaka jest Państwa opinia? Zapraszam do dyskusji.
Małgorzata Wanke-Jakubowska
Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.
Zawsze istotny jest cel ograniczenia wolności i jest bardzo proste kryterium. Jeżeli tym celem jest ochrona władzy przed obywatelami to na takie ograniczenie wolności zgody nie ma i być nie może. Jeżeli ograniczenie wolności wprowadzone jest w celu ochrony obywateli , obojętnie czy to przed skutkami klęski żywiołowej, katastrofy budowlanej lub komunikacyjnej, epidemii czy terroryzmu to jest ono potrzebne i uzasadnione. Stawianie wolności ponad życie i zdrowie ludzi to niebezpieczna skrajność.
Problem z wolnością jest taki, ze każdy ja definiuje inaczej.
Profesor Paul Offit, z którym rozmawiałem niedawno przywołał słynne powiedzenie Olivera Wendella Holmesa – Twoje prawo do machania pięścią kończy się przed czubkiem mojego nosa. Wg niego w sytuacji epidemicznej kiedy mogę zarazić nie tylko siebie ale tez innych, nie mam prawa ograniczać ich wolności powołując sie na swoją wolność (ciągnąc metaforę profesor powiedział ze jest mu wszystko jedno czy wolnościowiec zaszczepi sie przeciw tężcowi czy nie – bo tężcem nikogo nie może zarazić)
Na potrzeby tego wpisu chce się jednak skupić na ewentualnej zgodzie na czasowe ograniczenie wolności (lockdown, aplikacje śledzące, izolacja itp.) Otoz w moim przekonaniu taka zgoda zależy wprost od zaufania do tego, kto ma nas ratować. Dlatego szybciej posłuchamy strażaka niż polityka. Dlatego jeżeli w Polsce na przestrzeni lat spadało zaufanie do lekarzy, to nie wszyscy zaczną im nagle ufać w kwestii epidemii.
Ale najgorsze są władze. Otoz ostatnio bodaj w Niemczech Policja wykorzystała informacje z aplikacji śledzącej zakażenia koronawirusa do prowadzenia dochodzenia w zupełnie innej sprawie. No i zaczyna sie robić nieprzyjemnie nieprawdaż? Bo przecież na to zwracają uwagę osoby mówiące o ograniczaniu wolności: zgodzisz sie raz – ograniczenie zostanie nawet jak minie zagrożenie.
Niszczenie zaufania w życiu publicznym (przez władze ale także ekspertów, specjalistów itp.) owocuje brakiem posłuchu także dla uzasadnionych opinii i decyzji. W pewnym momencie nie jesteśmy bowiem w stanie oddzielić jednego od drugiego i… to nie jest nasza wina! To wina ludzi, którzy nadużyli zaufania!
Zagrożenie wolności jest realne. Nasza prywatność jest naruszana na każdym kroku. Jeżeli ktoś uważa, ze wystarczy ogłosić ex cathedra ja mam racje i teraz wy matołki musicie mnie słuchać, to przeoczył punkt zwrotny w komunikacji społecznej. Jaki?
Otoz dziś nikt – nawet noblista czy wybrany milionami głosów polityk – nie ma automatycznego posłuchu. Nawet autorytety w swoich dziedzinach musza komunikować sie jasno, bez poczucia wyższości i bez ściemy.
Bo zaufanie przepadło – a poczucie wolności jest coraz bardziej zagrożone. Odbudowanie jednego i drugiego potrwa lata i wymaga ogromnego wysiłku. Od nas wszystkich.
„ciągnąc metaforę profesor powiedział ze jest mu wszystko jedno czy wolnościowiec zaszczepi sie przeciw tężcowi czy nie – bo tężcem nikogo nie może zarazić”
A jak sanitarysta zaszczepi się na Covid to nie dość, że sam może się wciąż zarazić to na dodatek certyfikat daje mu prawo do bezkarnego roznoszenia wirusa i zarażania innych.
Roztropniejsi wydają się niezaszczepieni, którzy i siebie i innych dystansują. No i gdy zachorują to nabędą odporność naturalną. A problemem jest grupa wyższego ryzyka czyli 60+ Z nadwagą lub otyłością z płcią męską no i teraz wiemy, że z genem. Tych trzeba chronić szczególnie. I tu szczepionki są uzasadnione jako wyrób medyczny w fazie eksperymentu.
Dziękuje za odpowiedź na mój wpis choć nie czuje sie sanitarystą 🙂 W całej kampanii informacyjnej dotyczącej nie tylko szczepień ale szerzej epidemii – popełniono mnóstwo błędów. Te bledy zwiększyły nieufność części społeczeństwa do przekazywanych informacji.
Ale jedno sie nie zmienia – zaszczepieni czy nie – w przypadku chorób zakaźnych musimy kierować sie nie tylko swoim interesem ale także dobrem wspólnym. Wolność – to przede wszysktim odpowiedzialność.
Przecież chorego na grypę, który zachowując sie odpowiedzialnie nie wychodzi do ludzi nie nazwie Pan sanitarystą, prawda?
Szczepionki przeciw COVID są wielkim osiągnięciem w krótkim czasie – po prostu nie są panaceum na wszystko jak przekonywali niektórzy eksperci i zwłaszcza cześć politykow. Firmy nigdy nie mówiły, ze szczepionki ograniczają transmisje bo nie to było tak zwanym punktem końcowym badań klinicznych.
Jesli ktoś po szczepieniu zachowuje sie nieodpowiedzialnie – to zle – bo żaden certyfikat nie uprawnia do takich zachowań – prawo jazdy tez nie daje uprawnień do przekraczania prędkości.
I na koniec: jesteśmy cały czas w trakcie epidemii. Z mutującym wirusem. To oznacza, ze choć wiemy dużo więcej niż na początku, to ciagle za mało, zevy mieć pewnośc jak zakończy sie epidemia. Ale to nie znaczy, ze dopuszczone szczepionki są eksperymentem medycznym w sensie takim, ze zagrażają bezpieczeństwu pacjenta bardziej niż wirus odpowiedzialny za COVID. W tej kwestii odsyłam do mojej rozmowy z prof. Offitem (po polsku duży jej fragment ukazał się w portalu Rynek Zdrowia)
Natomiast zgadzam sie z Panem, ze szczególna troską i ochroną należy objąć grupy ryzyka i postarać sie wrócić jak najszybciej do normalnego funkcjonowania.
Pozdrawiam serdecznie
Zawsze istotny jest cel ograniczenia wolności i jest bardzo proste kryterium. Jeżeli tym celem jest ochrona władzy przed obywatelami to na takie ograniczenie wolności zgody nie ma i być nie może. Jeżeli ograniczenie wolności wprowadzone jest w celu ochrony obywateli , obojętnie czy to przed skutkami klęski żywiołowej, katastrofy budowlanej lub komunikacyjnej, epidemii czy terroryzmu to jest ono potrzebne i uzasadnione. Stawianie wolności ponad życie i zdrowie ludzi to niebezpieczna skrajność.
Problem z wolnością jest taki, ze każdy ja definiuje inaczej.
Profesor Paul Offit, z którym rozmawiałem niedawno przywołał słynne powiedzenie Olivera Wendella Holmesa – Twoje prawo do machania pięścią kończy się przed czubkiem mojego nosa. Wg niego w sytuacji epidemicznej kiedy mogę zarazić nie tylko siebie ale tez innych, nie mam prawa ograniczać ich wolności powołując sie na swoją wolność (ciągnąc metaforę profesor powiedział ze jest mu wszystko jedno czy wolnościowiec zaszczepi sie przeciw tężcowi czy nie – bo tężcem nikogo nie może zarazić)
Na potrzeby tego wpisu chce się jednak skupić na ewentualnej zgodzie na czasowe ograniczenie wolności (lockdown, aplikacje śledzące, izolacja itp.) Otoz w moim przekonaniu taka zgoda zależy wprost od zaufania do tego, kto ma nas ratować. Dlatego szybciej posłuchamy strażaka niż polityka. Dlatego jeżeli w Polsce na przestrzeni lat spadało zaufanie do lekarzy, to nie wszyscy zaczną im nagle ufać w kwestii epidemii.
Ale najgorsze są władze. Otoz ostatnio bodaj w Niemczech Policja wykorzystała informacje z aplikacji śledzącej zakażenia koronawirusa do prowadzenia dochodzenia w zupełnie innej sprawie. No i zaczyna sie robić nieprzyjemnie nieprawdaż? Bo przecież na to zwracają uwagę osoby mówiące o ograniczaniu wolności: zgodzisz sie raz – ograniczenie zostanie nawet jak minie zagrożenie.
Niszczenie zaufania w życiu publicznym (przez władze ale także ekspertów, specjalistów itp.) owocuje brakiem posłuchu także dla uzasadnionych opinii i decyzji. W pewnym momencie nie jesteśmy bowiem w stanie oddzielić jednego od drugiego i… to nie jest nasza wina! To wina ludzi, którzy nadużyli zaufania!
Zagrożenie wolności jest realne. Nasza prywatność jest naruszana na każdym kroku. Jeżeli ktoś uważa, ze wystarczy ogłosić ex cathedra ja mam racje i teraz wy matołki musicie mnie słuchać, to przeoczył punkt zwrotny w komunikacji społecznej. Jaki?
Otoz dziś nikt – nawet noblista czy wybrany milionami głosów polityk – nie ma automatycznego posłuchu. Nawet autorytety w swoich dziedzinach musza komunikować sie jasno, bez poczucia wyższości i bez ściemy.
Bo zaufanie przepadło – a poczucie wolności jest coraz bardziej zagrożone. Odbudowanie jednego i drugiego potrwa lata i wymaga ogromnego wysiłku. Od nas wszystkich.
„ciągnąc metaforę profesor powiedział ze jest mu wszystko jedno czy wolnościowiec zaszczepi sie przeciw tężcowi czy nie – bo tężcem nikogo nie może zarazić”
A jak sanitarysta zaszczepi się na Covid to nie dość, że sam może się wciąż zarazić to na dodatek certyfikat daje mu prawo do bezkarnego roznoszenia wirusa i zarażania innych.
Roztropniejsi wydają się niezaszczepieni, którzy i siebie i innych dystansują. No i gdy zachorują to nabędą odporność naturalną. A problemem jest grupa wyższego ryzyka czyli 60+ Z nadwagą lub otyłością z płcią męską no i teraz wiemy, że z genem. Tych trzeba chronić szczególnie. I tu szczepionki są uzasadnione jako wyrób medyczny w fazie eksperymentu.
Dziękuje za odpowiedź na mój wpis choć nie czuje sie sanitarystą 🙂 W całej kampanii informacyjnej dotyczącej nie tylko szczepień ale szerzej epidemii – popełniono mnóstwo błędów. Te bledy zwiększyły nieufność części społeczeństwa do przekazywanych informacji.
Ale jedno sie nie zmienia – zaszczepieni czy nie – w przypadku chorób zakaźnych musimy kierować sie nie tylko swoim interesem ale także dobrem wspólnym. Wolność – to przede wszysktim odpowiedzialność.
Przecież chorego na grypę, który zachowując sie odpowiedzialnie nie wychodzi do ludzi nie nazwie Pan sanitarystą, prawda?
Szczepionki przeciw COVID są wielkim osiągnięciem w krótkim czasie – po prostu nie są panaceum na wszystko jak przekonywali niektórzy eksperci i zwłaszcza cześć politykow. Firmy nigdy nie mówiły, ze szczepionki ograniczają transmisje bo nie to było tak zwanym punktem końcowym badań klinicznych.
Jesli ktoś po szczepieniu zachowuje sie nieodpowiedzialnie – to zle – bo żaden certyfikat nie uprawnia do takich zachowań – prawo jazdy tez nie daje uprawnień do przekraczania prędkości.
I na koniec: jesteśmy cały czas w trakcie epidemii. Z mutującym wirusem. To oznacza, ze choć wiemy dużo więcej niż na początku, to ciagle za mało, zevy mieć pewnośc jak zakończy sie epidemia. Ale to nie znaczy, ze dopuszczone szczepionki są eksperymentem medycznym w sensie takim, ze zagrażają bezpieczeństwu pacjenta bardziej niż wirus odpowiedzialny za COVID. W tej kwestii odsyłam do mojej rozmowy z prof. Offitem (po polsku duży jej fragment ukazał się w portalu Rynek Zdrowia)
Natomiast zgadzam sie z Panem, ze szczególna troską i ochroną należy objąć grupy ryzyka i postarać sie wrócić jak najszybciej do normalnego funkcjonowania.
Pozdrawiam serdecznie
Warto się zastanowić czy publicysta wspierający rządzących nie zyskał życia kosztem innej osoby w kolejce,decyzji o podłączeniu do ECMO.