Odpowiedzialność za innych

Do redakcji „Gościa Niedzielnego” wpłynął list czytelniczki, która – będąc w rozterce – pytała, jak ma postąpić. Dziewczyna jej syna jest w ciąży i młodzi chcieliby zamieszkać u niej w domu. Nie planują jednak ślubu, choć nie ma przeszkód. Pytała, czy zgoda na sprowadzenie do jej domu dziewczyny syna w ciąży, oznacza winę jako udział w grzechu cudzym? I czy to uniemożliwi jej przystępowanie do sakramentów? Co ciekawe, księża też nie udzielili jej ani odpowiedzi, ani wsparcia, dlatego szukała tego w redakcji katolickiego tygodnika.

Odpowiadając na pytanie zawarte w liście redaktor naczelny „Gościa Niedzielnego” ks. Marek Gancarczyk we wstępie zatytułowanym „Dzielna kobieta” też nie udzielił odpowiedzi wprost. Twierdził tylko, że czytelniczka dobrze wie, jak należy postąpić, powołał się na zapis Katechizmu Kościoła Katolickiego o odpowiedzialności za grzechy popełniane przez innych, gdy mamy w nich współudział (1868) i pisał o współczesnym chrześcijańskim heroizmie. Chrześcijańskim heroizmem odznaczyłaby się owa czytelniczka, gdyby nie przyjęła pod swój dach syna ze swoją dziewczyną. Nie stawia jednak kropki nad i.

Bo istotnie, w oczach otoczenia rodzice, którzy odmówiliby zamieszkania pod wspólnym dachem młodym ludziom z dzieckiem w drodze, uważani byliby za skrajnych egoistów, albo fundamentalistycznych dziwaków. Ale też i nakłanianie do ślubu jest ryzykowne, gdyż a nuż małżeństwo okaże się nietrwałe, to na rodzicach ciążyć będzie współodpowiedzialność za ich przyszłość z powodu ewentualnego rozwodu… Nie ma dobrego rozwiązania. Umywanie rąk przez duchownych też dobre nie jest.

Bierna akceptacja czynów popełnianych przez innych a uznanych za niemoralne jest powszechna. Kto ma wątpliwości, czy to właściwe, gdy wynajmuje mieszkanie parze bez ślubu? Pada argument, że przecież coraz częściej ludzie tak żyją latami i wychowują dzieci, mimo że żadnych przeszkód do zawarcia małżeństwa nie ma. Dlaczego więc – argumentują – gdy rynek wynajmu mieszkań jest trudny, ograniczać się tylko do małżeństw? A to przecież ewidentny przykład katechizmowego grzechu cudzego.

Ilu rodziców czy dziadków nie widzi nic niestosownego w tym, że pod wspólnym dachem mieszkają młodzi (syn lub córka z partnerem lub partnerką, albo wnuk czy wnuczka u dziadków). I są zdumieni, gdy ksiądz po kolędzie o to pyta, zwraca uwagę na problem. Skala tego zjawiska jest niemała, wiem o tym właśnie z relacji z kolędy, którą przedstawia corocznie proboszcz.

Niektórzy mi zarzucą, że posługuję się konfesyjnym sformułowaniem „grzech cudzy”. Ale sęk w tym, że właśnie to pojęcie nie tylko zniknęło z języka, ale także z myślenia.

Niewtrącanie się w sprawy innych urosło do rangi cnoty tak bardzo, że czasem zapominamy, iż to już nie tylko neutralność, ale i współudział. Współudział, który powinien ciążyć na sumieniu, a jednak nie ciąży.

Żyjemy w czasach dyktatury tolerancji. Nie wypada wtrącać się w decyzje i wybory innych, nawet gdy uważamy je za niewłaściwe czy niemoralne. Ciekawa jestem ilu przyjaciół męża porzucającego żonę z dziećmi (lub odwrotnie), mówi, że to draństwo? Ilu z tego powodu zrywa z nim (nią) kontakty towarzyskie? A czy, gdy prosi o pomoc w urządzeniu sobie życia na nowo, tę pomoc otrzymuje? Pewnie tak. Gestów dezaprobaty nie ma w imię niewtrącania się w życie innych. Skoro otoczenie nie wyraża sprzeciwu, to wydaje się, że wszystko jest w porządku, choć nie jest. To ewidentny współudział w rozumieniu katechizmowych zapisów (1868), o których wspominał ks. Gancarczyk. Podobnie, gdy wyrazimy zgodę na zeznawanie w sądzie w charakterze świadka na rzecz osoby wnoszącej o rozwód i będącej tego rozwodu główną przyczyną. Byłam w takiej sytuacji i nawet w pierwszej chwili zgodziłam się, ale potem, po zwróceniu mi uwagi, odmówiłam. Znalazłam pretekst, a nie postawiłam sprawy jasno. Nie chciałam odmowy okraszać dodatkowo moralizatorstwem. Przypuszczalnie i tak bezskutecznym.

Drastycznym przykładem współudziału w czyjejś winie jest pomoc, nakłanianie czy finansowanie aborcji. Od zachowania otoczenia tak wiele zależy. Jeśli kobieta, będąca w desperacji z powodu niechcianej ciąży, słyszy sugestie, by pozbyć się „kłopotu”, dostaje adresy i kontakty, obietnicę towarzyszenia, dowiezienia do miejsca zabiegu, to „kłopotu” się pozbywa. I jest to ewidentny współudział tych wszystkich, którzy jej w tym pomagają. W przypadkach innych niż wyjątki zapisane w ustawie dopuszczającej tzw. legalne aborcje, to nawet czyn karalny. Ale w tych prawem dozwolonych też obciąża sumienie tego, który w takich decyzjach pomaga. Sprzeciw i oferowana pomoc może zmienić wiele. Mary Wagner, mimo że przesiedziała już w więzieniu ponad cztery lata za nakłanianie kobiet do porzucenia zamiaru dokonania aborcji, robi to nadal. Konsekwentnie namawia, oferuje pomoc, tłumaczy… I ma sukcesy. Jej sukcesem są urodzone dzieci i ich szczęśliwe mamy. Właśnie wczoraj – jak się okazuje – po raz siódmy została skuta kajdankami i zaprowadzona do aresztu. Prawdziwie dzielna kobieta.

Są też przykłady innego rodzaju. Na przykład, czy intrygant, który niszcząc swoich kolegów w pracy, wspina się po szczeblach kariery, usłyszy, że tak postępować nie należy? Gdy jest dostatecznie wpływowy, otoczenie zaczyna zabiegać o jego względy, a skrzywdzonych zostawia samych sobie. Ileż znamy z autopsji takich przypadków. Nikt nie solidaryzuje się z przegranym, nawet, gdy to on ma rację, za to wspiera, licząc na profity tę drugą stronę. A wybór moralny wydaje się oczywisty.

Życie stawia nas często wobec takich sytuacji, a my w najlepszym wypadku umywamy ręce. Tymczasem to od postawy otoczenia zależy postępowanie innych. Ponosimy za nie współodpowiedzialność, a często bez naszego milczącego przyzwolenia sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

27 komentarzy

  1. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Uważam, że za bierność w sprawach, na które moglibyśmy mieć większy lub mniejszy wpływ, nie powinniśmy obwiniać ludzi, którzy z różnych względów, nie próbują wpływać na decyzję zainteresowanych, tylko wybór pozostawiają im samym. Temat jest trudny, a sytuacje są bardzo różne, więc trudno o rygorystyczną jednomyślność w tym względzie. Uważam, że tu powinniśmy postępować zgodnie ze swym sumieniem i dążeniem do jak najlepszego rozwiązania danej sytuacji, tyle, że priorytety są różne, więc i próba wpływu na sytuację, też może być skrajnie różna.
    Poza tym uważam, że trzeba być po prostu przyzwoitym, co uchroni nas od życiowych niepewności, czy rozterek.

  2. k.jarkiewicz.ign@gmail.com' Katarzyna Jarkiewicz pisze:

    Właśnie teraz w kinach grają film Łukasza Palkowskiego „Najlepszy” o Jerzym Górskim-narkomanie, który wyszedł na prostą i został mistrzem świata w podwójnym triatlonie. Film pokazuje m.in. postawę ojca dziewczyny Jerzego, Grażyny (świetna gra Adama Woronowicza), też narkomanki, który odmawia Jerzemu widzenia z ich dzieckiem.Robi to konsekwentnie przez lata nawet wtedy,gdy chłopak już jest po terapii w Monarze. Przełamuje się dopiero w sytuacji, gdy Jerzy sam zauważa, iż nie jest jeszcze gotowy na kontakt z córką. Widzi,jak pokora bohatera tworzy z niego człowieka. Można mówić o postawie ojca jak o sadyzmie, ale to on paradoksalnie tworzy na nowo bohatera,daje mu właściwą wędkę w życiu. Nie można iść po drodze najprostszych rozwiązań, ale trzeba szukać w dłuższej perspektywie celu: do czego to prowadzi. Młodzi nie dojrzeją do odpowiedzialności za dziecko, jeśli sami o to nie zawalczą, jeśli im się poda pod nos wszystko – dom, opiekę babci nad niemowlakiem, może i środki finansowe na życie. Paradoksalnie wyrzucając ich z domu, można im pomóc stanąć na własnych nogach, nawet jeśli będą to nogi bardzo obolałe, ale ich własne.

  3. gabriellawit@gmail.com' Garibaldi11 pisze:

    „Udzial w grzechu cudzym” przyjmujac do domu syna z dziewczyne w ciazy? A jaki to grzech rodzice mieliby miec udzial? W jakim wieku autorka zyje? W sredniowieczu? W gdzie „milosc blizniego”.

    „Dyktatura tolerancji”? No, wole taka niz dyktature nietolerancji, bo ta konczy sie stosami.

  4. jerzpolski@wp.pl' Jurek pisze:

    Wydaje mi się, że ksiądz postąpił słusznie nie podając rozstrzygnięcia w podanej sprawie.
    Zadaniem księdza jest pomoc w podjęciu decyzji przez przedstawienie oczekiwań Kościoła od człowieka wierzącego w danej kwestii. Uszczegółowienie odpowiedzi na pytanie wymagałaby osobistego kontaktu i sprecyzowanie wszelkich okoliczności. W życiu bywa tak, że mamy obowiązek ingerować w zachowanie innych; w szczególnych przypadkach możemy mówić, tak nie wolno, ale najczęściej nasza rola ogranicza się do sugestii, w niektórych przypadkach do przekonywania, a w wyjątkowych przypadkach do ingerencji.

  5. gabriellawit@gmail.com' Garibaldi11 pisze:

    Jurek. Makes sense to me.

  6. szkudlarek76@gmail.com' Szkudlar pisze:

    Idąc tym tokiem rozumowania trzeba przyznać, że kościół jest przeżarty „grzechem cudzym”. Przez dziesiątki lat nie reagował na pedofilię, bowiem dla KK ważniejsze było ukrywanie przestępstw za wszelką cenę, byle tylko nie ujrzały światła dziennego. A gdy już się tak działo to co robiono? Zazwyczaj przerzucano pedofila do innej parafii. O zgrozo, mimo że tyle skandali już zostało ujawnionych, taka praktyka wciąż jest stosowana. Drastyczny przykład? Być może, ale wymaganie od rodziców by „pogonili” syna z dziewczyną w ciąży, bo nie chcą brać ślubu, a przymykanie oczu na o wiele gorsze rzeczy „dla dobra” kościoła trąci mega hipokryzją

  7. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Temat odpowiedzialności za czyny innych ilustrują bardzo różne przykłady, o całkowicie odmiennej randze. Chyba w ogóle problem leży w gradacji wagi problemów. Dlatego na przykład, który był inspiracją tego tekstu, spróbuję popatrzeć z zupełnie innej strony. Przy mojej parafii jest dom samotnej matki prowadzony przez Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia (to samo zgromadzenie, do którego wstąpiła św. Faustyna). Trafiają tam ciężarne dziewczyny, których rodzice z powodu ciąży wyrzucili z domu. Otrzymują opiekę, kształcą się pod okiem sióstr, często zdobywają zawód, a po urodzeniu dziecka przebywają tam jeszcze, aż do chwili gdy znajdą pracę i mieszkanie. Co by stało się z nimi, gdyby nie ten dom? Przypomina mi się książka „Dzieje grzechu” Stefana Żeromskiego. Dlatego myślę, że przyjęcie pod swój dach ciężarnej dziewczyny syna jest podobnym gestem, do tego, czym zajmują się owe siostry zakonne. Pod okiem rodziców młodzi powinni dojrzeć do decyzji o ślubie, syn zaopiekować się dzieckiem i jego matką, dorosnąć do roli ojca. Decyzji o ślubie nie można wymuszać, przecież małżeństwo zawarte pod przymusem może zostać unieważnione – wszak to jeden z powodów do uznania nieważności. W takich wątpliwościach można pójść dalej. Mam znajomą, której syn i córka są po rozwodach i żyją ze swoimi partnerami, a ona ma wątpliwości, że tych partnerów polubiła. I nie wie czy to aby nie jest grzech. Znajomy ksiądz powiedział mi, że lepiej gdy ludzie się lubią niż, gdy się nienawidzą i nie widzi w tym nic złego. A ta moja znajoma nie wie, czy z tym lubieniem może przystępować do sakramentów. Piszę o tym dlatego, żeby pokazać, iż można przesadzić w drugą stronę. Ach ten złoty środek rozsądku. To, że w końcu będziemy rozliczani z miłości, to chyba najważniejszy drogowskaz do jego znalezienia. Dlatego zupełnie innym przykładem jest sprawa pomocy przy aborcji, która jest oczywistym współudziałem w czynie bezdyskusyjnie złym, nagannym. Ale w takim przypadku bierność to za mało, konieczna jest deklaracja pomocy i realne jej udzielenie. Ileż kobiet, które zdecydowały się na jakimś życiowym zakręcie na czyn, którego żałują potem do końca życia, nie popełniłoby go, gdyby usłyszały od bliskich i przyjaciół, że otrzymają pomoc i wsparcie?

    • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

      To, że w końcu będziemy rozliczani z miłości, jest najważniejszym drogowskazem do znalezienia złotego środka – wydaje się oczywistą oczywistością nie podważenia. Sęk w tym, że miłość może być mądra lub nierozsądna. Jeśli rodzice zaspakajają w imię miłości do dziecka wszystkie jego zachcianki, wyręczają, żeby się nie przemęczyło, odrabiają za nie lekcje i nie potrafią ani skarcić, ani niczego odmówić, to nie jest to mądra miłość. Katarzyna Jarkiewicz przywołała problem narkomanii. Przecież odmowa pieniędzy na narkotyki to narażanie dziecka (młodzieńca, dziewczyny) na potworne cierpienia związane narkotykowym głodem w imię miłości właśnie. W imię odpowiedzialnej miłości. Nieplanowana ciąża, gdy młodzi są niesamodzielni i niepewni swojej wspólnej przyszłości, to już tylko skutek wychowawczych błędów rodziców, być może niemądrej miłości, która na zbyt dużo pozwalała. A w tym konkretnym przypadku, którego przecież w szczegółach nie znam, też nie powiem, jak owa czytelniczka „Gościa Niedzielnego” powinna postąpić. Bo porównanie z siostrami zakonnymi opiekującymi się samotnymi dziewczynami nie jest do końca adekwatne. Wszak siostry nie przyjmują pod swój dach dziewczyn oczekujących dziecka wraz z ich partnerami. I byłoby to chyba nie do pomyślenia, tak mi się w każdym razie wydaje. Ale wracając do meritum, zapewne dobrze, że księża nie stawiają przysłowiowej kropki nad i, tylko zwracają uwagę na to, co jest dobre nie tylko w tej najbliższej, ale także dalszej przyszłości. Ostatecznie duchowni zawsze powinni patrzeć w perspektywie wieczności i zbawienia. Nawet św. o. Pio potrafił zrugać penitenta w czasie spowiedzi, po to, by ten zrozumiał swój błąd i wrócił skruszony po pełne miłości przygarnięcie i rozgrzeszenie. A oprócz oczywistych wskazań o prymacie miłości, trzeba też mieć na uwadze ewangeliczną przypowieść o pannach mądrych, które zabrały oliwę, i nieroztropnych, które o niej zapomniały. Zwłaszcza w Adwencie.

  8. k.jarkiewicz.ign@gmail.com' Katarzyna Jarkiewicz pisze:

    Jestem góralką.U nas takie sprawy twardo się rozstrzyga:albo rybki, albo akwarium. Mój brat chciał już do własnego domu wprowadzić narzeczoną miesiąc przed ślubem. Moi rodzice twardo powiedzieli nie i mimo,że brat już miał swój własny dom,który dostał od rodziców i teoretycznie nie musiałby słuchać rodziców,to skończyło się tylko na zapytaniu. Obserwuję wysyp „szarości” i takiej jakiejś miękkości bez kręgosłupa. Nie dlatego przywołałam Jurka Górskiego,żeby mówić o twardej terapii monarowskiej,ale o tym,że wcześniej ludzie nawet niewierzący byli jakoś bardziej wyczuleni na sprawy etyczne: obyś był zimny albo gorący, letniego wypluję z ust moich. Czynili zło,ale jak powiedzieli koniec to koniec bez światłocienia. Dziś morze usprawiedliwień:bo czasy,bo brak pieniędzy,bo nie wiem,czy to ta dziewczyna,czy ten chłopak,bo mamy czas.Wszystko się robi,aby nie wziąć odpowiedzialności za własne życie. Nie znam żadnego pozytywnego przypadku przygarnięcia dziewczyny syna pod własny dach. Moja blokowa (opiekunka naszego bloku na osiedlu) tak zrobiła:dziewczyna zwiała po miesiącu,zostawiła jej niewolę na wychowanie (dziś dziewczynka chodzi już do liceum), a syn kierowca TIR-a wyjechał zagranicę i śle tylko od czasu do czasu pieniądze na dziecko. Koleżanka z podstawówki utrzymuje do dziś syna,niedoszłą synową i trójkę ich dzieci.Wciąż tłumaczy,że młodzi,że mają czas,że problemy z pracą,itd.A niedoszli teściowie wprost powiedzieli jej:wychowuje pasożytów,którym się nie chce pracować,bo wszystko mieli na tacy.Nie dają ani grosza.Wyprawili tylko wnukom komunię. Moja siostra pracuje jako asystent ds.rodziny w Zgorzelcu.Była na rozprawie sądowej swojej podopiecznej:emerytowanej nauczycielki,która właściwie od lat wychowuje wnuczkę jako rodzina zastępcza.Córka i niedoszły zięć najpierw się do niej wprowadzili, potem się pokłócili i wyjechali zagranicę (nie są już razem), a teraz ją oskarżają, że przetrzymuje u siebie wnuczkę w domu. Chcą się zrzec praw rodzicielskich i oddać ją do zagranicznej adopcji. Przykładów mogłabym mnożyć. Patologią już jest ciąża przed ślubem.Dawniej w latach 70. zresztą zgodnie ze wskazaniami Kościoła szybko dochodziło do ślubu, młodzi zakładali rodziny i sprawa się wyjaśniała.Ok, postąpili głupio,ale brali się za siebie, dojrzewali, a rodzicielstwo hartowało ich jak nic innego. Dziś młodzi coraz mniej odpowiedzialni, a rodzice jeszcze podtrzymują ten stan czasem na całe życie. We Włoszech dorośli żyjący na garnuszku rodziców to już problem społeczny i zespół chorobowy. Kosztuje ten stan społeczeństwo za dużo. Czy chcemy tego u siebie?

    • szkudlarek76@gmail.com' Szkudlar pisze:

      „Patologią już jest ciąża przed ślubem” – pani światopogląd zupełnie panią zaślepia, pewnie jest pani gorliwą katoliczką – a tyle ma pani pogardy dla innych. „Dawniej w latach 70. zresztą zgodnie ze wskazaniami Kościoła szybko dochodziło do ślubu, młodzi zakładali rodziny i sprawa się wyjaśniała” – jasne, potem szybko się rozwodzili, bo się nie kochali, żenili się z „przymusu”, albo „co ludzie” powiedzą… W „najlepszy” razie były pijaństwo i przemoc w rodzinie, ale co tam. Gorliwego katolika to nie obchodzi, ważne że mieli papierek… Dramat

      • k.jarkiewicz.ign@gmail.com' Katarzyna Jarkiewicz pisze:

        Jakieś konkretne dowody na szybkie rozwody małżeństw zawieranych z konieczności, czyli według prawa kościelnego „dla czci niewieściej”?I pijaństwa w takich rodzinach?Bo jak nie, to pomówienie i to duże. Dokumenty zarówno państwowe, jak i kościelne temu przeczą.Polecam prace historyczne na ten temat choćby ostatnio Barbary Klich-Kluczewskiej.I zupełna ignorancja jeśli chodzi o naukę Kościoła w materii sakramentu małżeństwa. Dramat to jest, gdy rzetelność badawczą zastępuje ideologia i uprzedzenia

        • szkudlarek76@gmail.com' Szkudlar pisze:

          Czy ja coś takiego napisałem? To pani interpretacja. Podejrzewam, że w grupie małżeństw „pod przymusem” procent rozwodów jest podobny do tego w ogólnej grupie rozwodów… Czyli tyle rozwodów mają na sumieniu ci, którzy doprowadzili do ślubów wbrew woli młodych. A co do pomówień, to oskarżenie o nie przez osobę, która uważam, że „Patologią już jest ciąża przed ślubem” brzmi kuriozalnie

          • k.jarkiewicz.ign@gmail.com' Katarzyna Jarkiewicz pisze:

            Czy Pani czyta to,co pisze?Jak można doprowadzić do ślubu wbrew woli młodych?Takie małżeństwo jest z miejsca nieważne.Nie można takiego małżeństwa rozwieść,bo go nigdy nie było.Nawet w prawie państwowym jest to unieważnienie. Wyrażenie „patologią jest ciąża przed ślubem” uważa Pani za kuriozum? Czym jest więc taka ciąża? Przecież ona przeczy samym celom małżeństwa i prawo kościelne wyraźnie stwierdza,że nie może być ono podstawą małżeństwa,gdyż prowadzi do jego unieważnienia z samej istoty. Jeśli więc Kościół zezwala na takie małżeństwa, a wykładnię opracował dopiero Sobór Watykański II, to tylko „dla czci niewieściej”, np. w zakresie ciąż z gwałtów. Jest to wyrazem miłosierdzia, a nie zasady sine qua non. Byłoby to przecież sprzeczne z samym małżeństwem jako takim. Wyobraża sobie Pani co by się działo, gdyby wprowadzić to jako zasadę.Dopiero byłoby kuriozum – pozwy kobiet,które zaszły w ciąże z mężczyznami,którzy właśnie żenią się z innymi kobietami: dochodzenie istnienia związku i to z którą kobietą lub w jakim zakresie z jedną, a w jakim z drugą. Proszę poczytać prace na ten temat odnoszące się do średniowiecza, okresu przed soborem trydenckim, gdy wystarczyła tylko wola stron do zawarcia małżeństwa bez konieczności upublicznienia tego aktu. Dlatego wielowiekowe doświadczenia Kościoła i ludzi pokazują, jak powinno wyglądać postępowanie kobiet i mężczyzn w zakresie ich intymnych relacji.Wszystkie odstępstwa tylko szkodzą i gmatwają osobistą sytuację nie tylko osób zainteresowanych,ale ich rodzin oraz ich dzieci.

  9. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    Kościół chyba dopiero szuka dobrej odpowiedzi. Wydaje się jednak, że bardziej przychyla się do włączania, niż wykluczania. Przykładem „Duszpasterstwo małżeństw niesakramentalnych”. W czterech krokach braterskiego napominania 3 pierwsze nie budzą kontrowersji. Problem pojawia się przy ostatnim. Ale i tu można znaleźć ciekawe konstrukcje – http://bit.ly/2AglCzh 🙂

  10. katarzyna.walus@onet.pl' Katarzyna Waluś pisze:

    Zastanawia mnie ta pani jak dalece uznała że może decydować za innych! Aborcja to temat bardzo trudny wymagający szerokiego spojrzenia na wiele spraw bo po między bielą a czernią jest odcień szarości..Mamy wiele środowisk patologicznych, katów i oprawców nie biorą się z powietrza! Dzisiejszy wyścig szczurów mnoży intrygantów którzy po ,,trupach,, dążą do celu!Czasy mamy już inne, zastanawia Mnie dziecko ujęte w kontekście grzechu, doprawdy mam wrażenie że wielu żyje w jakiejś utopii a przecież walczy się z aborcją..jeśli ludzie są razem to gdzie tu grzech?lepiej zdradzać po ślubie w stylu wiary katolickiej?

    • zlgrodzcy4@wp.pl' Podlasianka pisze:

      Zastanawia mnie stosowana przez Panią pokrętna logika. Co to za brednie „zdradzać po ślubie w stylu wiary katolickiej”? W stylu wiary katolickiej jest wierność po grób. A jeśli ktoś szuka wrażeń to nie dlatego, że jest katolikiem, a wprost przeciwnie, bo zapomniał, że jest katolikiem.

    • k.jarkiewicz.ign@gmail.com' Katarzyna Jarkiewicz pisze:

      Dobrze Pani trafiła – odsyłam do swoich prac na ten temat.Są ogólnie dostępne w Internecie.Znajdzie tam Pani wszystkie jak Pani chce „szarości” i odpowiedź Kościoła na ten problem. Nie chcę też przywoływać konkretnych orzeczeń sądów kościelnych odnośnie pozycji dziecka w rodzinie – jest ich tak dużo w Internecie,że bez trudu Pani znajdzie stanowisko Kościoła w tej sprawie w odniesieniu do konkretnych przypadków. Gdyby tak było jak Pani mówi,że wystarczy razem być,aby stwierdzić istnienie związku to nie mielibyśmy tylu orzeczeń stwierdzających nieważność zawarcia sakramentu małżeństwa. Problem jest bardziej poważny niż się wydaje,bo związków jest zdecydowanie mniej niż formalnych lub nieformalnych wspólnot małżeńskich. A cierpią najbardziej na tym dzieci: odsyłam też do literatury na ten temat i to nie wcale kościelnej. Pedagodzy wręcz biją na alarm,że przez nieodpowiedzialne zachowania dorosłych niszczy się delikatną strukturę intymności dzieci-ci podwójni, poczwórni tatusiowe, te patchworkowe rodziny bez realnych więzi, te surogatki robiące za mamusie,itp.

      • szkudlarek76@gmail.com' Szkudlar pisze:

        Tu odpowiadam, bo pod tamtym wątkiem nie mogę już. Po 1) nie jestem panią, po 2) małżeństwa wbrew woli to była przenośnia, czyli zawarte pod presją otoczenia (rodziny, środowiska, kościoła). Sama pani napisała, że jak pojawiała się ciążą poza małżeństem „Dawniej w latach 70. zresztą zgodnie ze wskazaniami Kościoła szybko dochodziło do ślubu, młodzi zakładali rodziny i sprawa się wyjaśniała”… Nie ważne, że mogli się nie kochać, a nawet nie byli gotowi na bycie rodziną – najważniejsze, żeby było „wstydu”. I po 3) nie rozumiem pani dalszego wywodu – z jednej strony pisze pani, że ciąża nie może być postawą małżeństwa, a z drugiej Dawniej w latach 70. zresztą zgodnie ze wskazaniami Kościoła szybko dochodziło do ślubu, młodzi zakładali rodziny i sprawa się wyjaśniała”. I na koniec – pani stwierdzenie, że „Patologią już jest ciąża przed ślubem” wynika może i z nauki kościoła, ale wyraża pani pogardę dla wielu, może nawet tysięcy, ludzi – którzy żyją bez ślubu, a są wspaniałymi rodzicami i się kochają, i są o wiele lepszymi rodzinami niż wiele sakramentalnych małżeństw

        • k.jarkiewicz.ign@gmail.com' Katarzyna Jarkiewicz pisze:

          Pogarda dla tych, którzy żyją bez ślubu? Gdzie to Pan wyczytał?Czy są wspaniałymi rodzicami i czy się kochają tego nie wiem i chyba nikt nie wie dopóki życia nie przeżyje, a i tak mało, bo do oceny trzeba dystansu pokoleń.Tak firmowało się małżeństwo na zasadzie prób i błędów, więc na efekty kohabitacji poczekamy tak z kilka wieków. W latach 70. zgodnie z recepcją wskazań soborowych zmieniła się wykładnia małżeństwa, a cele prokreacyjne nie były już najważniejsze i dlatego Kościół zgodził się na błogosławieństwo małżeństw zawartych ze społecznej konieczności. To nie znaczy,że zmuszał do małżeństw (byłoby to wbrew prawu i wbrew nauce Kościoła, byłby to powód do unieważnienia takich związków jako zawartych pod przymusem) – nie wiem, skąd taka interpretacja mojej wypowiedzi. Za dużo Pan nadinterpretuje i nie wiem, z jakiego powodu.

          • szkudlarek76@gmail.com' Szkudlar pisze:

            Kończąc… cytat „Patologią już jest ciąża przed ślubem” to pani słowa, a IMO są one pogardliwe.

  11. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    Krótka refleksja do jednego z komentarzy Pani Katarzyny Jarkiewicz. Rodzice zawsze pozostaną rodzicami. Niestety coraz częściej zapominają, że ich dzieci już nie są dziećmi.

  12. kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    „Podoba” mi się „Nowy Testament”. Warto czytać i brać dosłownie czego uczy. Świetny przykład „intryganta”. Tacy wybijają się w działach technicznych ale są uzależnieni od pracowników z wiedzą. Ciekawe co czują patrząc w lustro lub mając do czynienia z takimi jak oni.

  13. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dziękuję za ożywioną i momentami emocjonującą dyskusję, a także słowa uznania, które były do mnie kierowane, za podjęcie tego niełatwego przecież tematu. Nie ma jednej, uniwersalnej recepty na odpowiedzialne zachowanie wobec innych, każdy musi sam w swoim własnym sumieniu rozważyć dylematy, które napotyka na drodze. Ważne, żeby nie był obojętny i kierował się dobrem innych w tej najbliższej, ale i dalszej perspektywie. Z wieloma absurdalnymi według mnie tezami, jak np. hipokryzja wobec pedofilii w kościele, nawet nie próbowałam polemizować, bo to zupełnie inna materia. Nie wtrącałam się w polemiki między czytelnikami, np. pana podpisującego się nickiem Szkudlar z panią Katarzyną Jarkiewicz, sami doskonale sobie radzili. Nie ukrywam, że bliższe jest stanowisko pani Jarkiewicz, choć we wszystkim trzeba zachować i złoty środek, i umiar, bo nadmierny radykalizm może przynieść więcej szkody niż pożytku.

  14. trusty@10g.pl' Adam pisze:

    Problem jest szeroki: czy jeśli będę chciał by zniesiono kary za przechodzenie na czerwonym świetle to odpowiadam za śmierć osób, które stracą życie tak przechodząc??
    ogólnie czy wpływanie na prawo, np. znoszenie kar za złe rzeczy, to współudział? dlaczego to jest tak widziane? współudział to jest wtedy gdy do czegoś zachęcam, pomagam.
    Jeśli nie karzę kogoś za to co ktoś zrobił to nie jest to współudziałem!

    druga strona medalu:
    Czy jako chrześcijanie mamy tworzyć prawo świeckie?
    Może słowa Chrystusa należy rozumieć tak, że powinniśmy się do tego nie mieszać?
    Powiedział:
    „Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. 26 Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą.”
    Nie powiedział żebyśmy nie uciskali tylko tworzyli dobre prawo. Powiedział żebyśmy nie byli „wielkimi” tylko służyli. Czyli działanie u podstaw, w lokalnej społeczności, pomaganie innym.

    • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

      Ale, jeżeli pozwalamy na finansowanie instytucji i organizacji międzynarodowych, które PROMUJĄ i WYKONUJĄ aborcję na życzenie do końca ciąży, aż do chwili urodzenia, to de facto zgadzamy się, by podatnicy opłacali z własnych podatków zabijanie dzieci (dziecko kilka dni przed urodzeniem niczym nie różni się od dziecka po urodzeniu). To jest obciążenie sumienia tym procederem. Papież Jan Paweł II w Encyklice Evangelium vitae wyraźnie pisał, że ochrona życia nienarodzonych to NIE JEST prawo religijne, tylko PRAWO CZŁOWIEKA. Jeśliby polityk zniósł karę za zabójstwo niemowląt do pierwszego roku życia i pozwolił na finasowanie organizacji, które takie zabójstwa promują i wykonują, ponosiłby współodpowiedzialność za zgodne z prawem zabijanie tych niemowląt. Gdy to dotyczy dzieci tuż przed urodzeniem, to żadna różnica. Ja urodziłam się, gdy mama była w ósmym miesiącu ciąży. Moja waga, gdy byłam w inkubatorze spadła do 1,5 kg, lekarze przez 6 tyg. walczyli o moje życie. Dzięki nim żyję. To właśnie na zabijanie takich dzieci, jak ja w tym inkubatorze, zezwala prawo wprowadzone przez nową administrację. Nie tylko zezwala na zabijanie, ale pozwala finansować takie zabiegi. Zawsz czuję, że to jakoś dotyczy MOJEGO ŻYCIA, ludzi takich jak ja.

  15. jbiernat@web.de' JSBiernat pisze:

    W komunistycznych czasach PRL-u parom (kobieta i mężczyzna) odmawiano wynajęcia pokoju hotelowego, jeśli nie udowodniły lub przynajmniej uprawdopodobniły, że są małżeństwem. Surowość postępowania zalecach w tych sprawach Wł. Gomułka. Ironia historii.

Skomentuj Szkudlar Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *