O wolności

wolność

Wolność to wartość, która łączy ludzi różnych środowisk, pokoleń, ludzi odmiennego pochodzenia czy politycznej proweniencji. Mam jeszcze żywo w pamięci hasło „Nie ma wolności bez «Solidarności»”, które miało na ustach i sztandarach moje pokolenie w latach osiemdziesiątych. Co dziś oznacza wolność, o którą ci sami ludzie upominają się na manifestacjach? Bo na demonstracje KOD chodzą w większości osoby, które są moimi rówieśnikami lub starsi. Wielu z nich nie angażowało się do tej pory w żadne tego typu działania.

Czy brak politycznej elegancji, o której pisał wicepremier Jarosław Gowin w liście do studentów uczelni, której był rektorem, jest wystarczającym powodem do upominania się o wolność? Przyznam, że frapuje mnie to pytanie, bo wśród osób, które chodzą na demonstracje KOD i identyfikują się prezentowanymi tam hasłami, jest mnóstwo moich znajomych i przyjaciół, kolegów ze studiów… Jest wiele osób, które lubię i szanuję. I nie rozumiem.

worek

Zdaję sobie sprawę, że niektórzy gorliwi bywalcy demonstracji KOD chcą przeżyć emocje, które były moim udziałem w latach osiemdziesiątych, nadrabiając coś, co im umknęło. Chcą doświadczyć, jeżeli nie bohaterstwa, to przynajmniej jego substytutu. Podróbki tak odległej od oryginału, że będącej wręcz jej zaprzeczeniem. Nawet jestem w stanie to zrozumieć, bo z perspektywy czasu wiem, że dużo stracili.  Trudniej mi pojąć tych, którzy mają piękne karty opozycyjnej działalności, a zwłaszcza tych z nich, którzy zawsze byli z dala od tzw. salonu. I byli z tego dumni. Jeszcze bardziej nie rozumiem tych, którzy raczej chełpili się, że polityka mało ich interesuje i nie tylko nie angażowali się czynnie, ale wręcz nie lubili o polityce rozmawiać. Dlaczego więc?

Wciąż zadaję sobie pytanie, co jest inspiracją tego, by w sobotę, w mroźny dzień demonstrować. Czy manipulacja mediów jest wystarczającym usprawiedliwieniem? W sobotę 23 stycznia na plac Solny we Wrocławiu przyszło kilka tysięcy ludzi. Trudno tłumaczyć to tym, że bronią oni swoich zagrożonych przywilejów.

Trudne są rozmowy podczas spotkań towarzyskich, bo najczęściej obowiązuje embargo na tematy polityczne. Czyli jest tak, że jakiś ważny obszar doświadczeń i emocji musi być wyłączony z towarzyskiej konwersacji, bo… nie potrafimy już ze sobą rozmawiać. Próbowałam i nie dowiedziałam się konkretnie, czego się lękają ci, którzy dziś kontestują poczynania rządu. Nie wierzę bowiem, że naraz stali się purystami prawnymi i tak bardzo przejęli się zmianą ustawy o Trybunale Konstytucyjnym czy o mediach publicznych. Przecież tyle razy zmiany takie następowały i nie wzbudzały żadnych emocji. Nigdy też nie dowiedziałam się, jakie to „groźne” ustawy przygotowuje rząd, których mógłby obawiać się zwykły obywatel, czego konkretnie się lęka, wskazując na rzekomy paraliż Trybunału Konstytucyjnego, tzn. przed czym ów Trybunał miałby chronić, gdyby sparaliżowany nie był. Bo chyba nie władzy, która „chce nas inwigilować, sprawdzać, czy odmówiliśmy paciorek i śpimy z rękami na kołderce”. Sądzę, że nawet autor tych słów nie wierzy w to, co w wiecowym ferworze mówił.

Jest mi smutno, że nie można normalnie rozmawiać, jedno krytykować, inne pochwalać, z czymś się zgadzać, coś kontestować. Przecież mamy różne poglądy i mamy do tego prawo. Nie widzę, żeby ktokolwiek chciał mi to prawo odbierać. Więcej, jestem pewna, że nie ma zamiaru odbierać komukolwiek.

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

22 komentarze

  1. j.popek@prasa.gda.pl' Jarosław Popek pisze:

    „Dyskusje” na portalach społecznościowych to erzatz intelektualnych dyskusji lat 70., 80., i 90. Wtedy wypowiadali się ci, którzy mieli coś do powiedzenia. Dziś każdy. I to się przekłada na dyskusję w tzw. realu. Mając programy typu „Szkło kontaktowe” ludzie naturalnie stawiają się po jakiejś stronie, nie mając refleksji: o co tak naprawdę chodzi. Mój znajomy przestał czytać WSZYSTKIE gazety twierdząc, że prasa atakuje PiS. Nie zdobył się na wysiłek by znaleźć pisma, które tego nie robią. Ba, nie dał sobie powiedzieć, że takie istnieją. To, niestety, pokłosie nieudanego PO-PISU i Smoleńska. Wtedy obie strony zaczęły radykalizować swoich zwolenników. Dlatego teraz – próżne żale. Jak ktoś mówi, że będzie dyktatura to tak myśli. Jak próbujemy przekonać, że będzie normalnie, to nieprzekonani nie zaufają. Poczekajmy więc na to, co zrobi partia rządząca. Od niej zależy, czy linia demarkacyjna zniknie. No kiedyś musi to nastąpić…

  2. bialanka@zoho.com' czerniakowianka pisze:

    Od jakiegoś czasu, oglądając manifestacje KOD w telewizji czy na żywo, mam wrażenie że mówią w jakimś równoległym języku – niby to ten sam język polski, te same słowa i pojęcia, których i ja używam, ale znaczeniowo zupełnie inne.
    Trop podsunęły mi wypowiedzi uczestników, którzy mówili że przecież są patriotami, bo płacą podatki i sprzątają psie kupy z trawników. Trochę osłupiałam, bo jednak pojęcie patriotyzmu, jak ja je rozumiem, to gotowość do poświęceń, wyrzeczeń dla własnego kraju, a nie jedynie wypełnianie podstawowych obowiązków obywatelskich.
    Podobnie z pojęciem wolności, które dzisiaj widnieje na wielu sztandarach – wolność. Nie tak dawno państwo systemowo zwalczało swoich obywateli, kiedy do takich manifestantów jak dzisiaj KODowcy strzelano, polewano wodą z armatek, używano przeciwko nim gazu a na komisariatach po aresztowaniu katowano na śmierć – znamy całą listę nazwisk osób których udziałem były te zdarzenia. Uczestnictwo w manifestacjach groziło śmiercią lub kalectwem. Państwo zbudowało cały aparat opresyjny, łącznie z milicją – która powinna pomagać i chronić, a zwalczała i gnębiła obywateli; sądownictwem – w którym z jednej strony, aby w miarę możliwości bronić ofiar PRL, powstała tzw. polska humanistyczna szkoła prawa karnego, bazująca na paremii „quid leges sine moribus”, a z drugiej byli dyspozycyjni prokuratorzy i sędziowie, wykonujący polecenia KC; oraz innymi instytucjami.
    I teraz gdy widzę maszerujących, uśmiechniętych KODowców, zastanawiam się również, czy oni sami wiedzą, w obronie czego manifestują – czy na pewno chodzi im o wolność? czy na pewno o patriotyzm? Gdzieś rozeszło nam się w miarę podobne rozumienie pojęć. Bez tego nie dogadamy się.
    Ale sądzę także że wiele jest robione po to, by strony tego sporu nie znalazły wspólnego języka, żeby nie rozmawiały, a wzajemnie się zwalczały, że stara rzymska zasada divide et impera, znajduje to zastosowanie w całej rozciągłości. Może gdyby zacząć rozmawiać to okazałoby się że obie strony by zyskały – ci z ulic spokój, że nie zostaną „zmuszeni do chodzenia do kościoła” (autentyczna wypowiedź!) , że nie zostaną aresztowani bez powodu, że konstytucja będzie przestrzegana a wolność gospodarcza bez niepotrzebnych ograniczeń, a druga strona może zrozumie, że to już nie jest 1991 r., kiedy trzeba było Polskę oczyszczać z agentury, wyprowadzać wojska radzieckie i budować wszystko praktycznie od zera, że wystarczy pewne kwestie naprawić i wyprostować, a nie „zaorywać”.

    p.s. A to, że za plecami ludzi na ulicach stoją ci, którzy całkowicie się skompromitowali przez ostatnie lata, jest ohydne. Robienie z manifestantów niejako zakładników dla łotrów i kanalii jeszcze bardziej pokazuje jak są zdemoralizowani. Obrzydliwość.

  3. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Bardzo się cieszę, że w komentarzu czerniakowianki padły argumenty odwołujące się do czasów szczęśliwie minionych i przypomnienie, co wówczas spotykało obrońców wolności, gdy demonstrowali na ulicach. Największą demonstrację lat 80. opisała moja siostra @mwj53 na tym blogu https://twittertwins.pl/bitwa-wroclawska-na-wlasne-oczy/. Warto sięgnąć do tego tekstu. Cieszę się, bo, gdy sama opisując internowanie ponad 80 wrocławskich naukowców 4 stycznia 1982 roku (lista była dużo dłuższa, ale wielu – w tym mój mąż – ukryli się i uniknęli wówczas zatrzymania), porównałam warunki stanu wojennego do czasów dzisiejszych, zestawiając z hasłami KOD-owców, jeden z nich, zresztą załużony opozycjonista, ktoś kogo lubię i cenię, napisał o moim tekście: ŻENADA.

    A przecież wydaje się to naturalne, skoro nie tylko w retoryce, ale i w akcesoriach (oporniki) KOD-owcy sami odwołują się do tamtych czasów. Czy naprawdę wierzą w to, co mówią? Pytam się sama siebie, czy to możliwe, żeby ktoś inny, też niezwykle zasłużony opozycjonista naprawdę bał się inwigilacji (wszak sam był inwigilowany, internowany i sądzony w stanie wojennym, to wie, jak to było). Czy mówi serio, gdy obiecuje nam, mnie i siostrze, że będzie nam przynosił paczki do więzienia? I czy nie przeszkadza mu, kto razem z nim demonstruje, bo chyba wie, że na manifestacji pojawił się Jerzy Urban, a także – jak napisał ks. Janusz Chyła @janusz1967 – jeden z toruńskich proboszczów rozpoznał na manifestacji KOD swoich dawnych „znajomych”, którzy go przesłuchiwali w latach 80.

    Oczywiście każdy ma prawo do swobodnego wyrażania swoich poglądów. Oni do manifestowania, ja do zdziwienia. Jest jeszcze jeden ważny argument, który przemawia za szkodliwością tych manifestacji i głoszonych przez demonstrantów haseł. To zagłuszanie prawdziwej, rzeczowej krytyki, która jest potrzebna każdej włądzy. Bo bez krytyki, bez uważnego patrzenia rządzącym na ręce, władza się nie tylko się degeneruje, ale może nie korygować popełnianych błędów. Wszyscy są przecież omylni. Ale, gdy padają tak absurdalne zarzuty, gdy wyciągane są aż takie „armaty”, to już nic nie słychać. I to jest może najpoważniejsza konsekwencja tych demonstracji, która może dać o sobie znać.

    A może o to chodzi?

  4. darsma@wp.pl' DPS pisze:

    Na jakiej podstawie twierdzi Pani, że protesty przeciwko łamaniu Konstytucji przez PiS nie się rzeczową i uzasadnioną krytyką rządzących ? Co w takim razie mieści się wg.Pani w ramach takiej konstruktywnej krytyki ?

    • Dobre pytanie. Obawiam się jednak, że odpowiedzi nie będzie. Chyba rozumiem, na czym polega podnoszony w artykule problem 'niemożności rozmawiania’. Do rozmowy, jak do tanga, trzeba dwojga. 🙂

      • Maria WANKE-JERIE pisze:

        Odpowiedź, oczywiście, jest. Rozmowa o tzw. łamaniu Konstytucji, żeby była rzeczowa, wymaga wsłuchania się zarówno w argumenty potwierdzające tę tezę i te, które uzasadniają tezę odwrotną. To skomplikowana materia prawna i trudno o taką rozmowę podczas wiecu. Skomplikowanych wywodów nie da się napisać na transparentach. Słuchając tylko jednej strony sporu nabieramy, niestety, przekonania, że to pewniki. A nie są. Wtedy rozmowa przybiera charakter, jak w starym dowcipie:
        – Dlaczego bije Pan żonę?
        – Ależ ja jej nie biję.
        Rozmowa wymaga słuchania, nie tylko mówienia, a nawet nie mówienia równoległego, czyli bez odnoszenia się do argumentów strony przeciwnej. A także założenia, że adwersarz mówi szczerze i w dobrej wierze. Tylko tyle i aż tyle.

    • bialanka@zoho.com' czerniakowianka pisze:

      Może właśnie dlatego, że protesty to nie rozmowa? Mogą być wstępem do niej ale pomimo powtarzających się manifestacji brak jest hasła „porozmawiajmy”, słowo „kompromis” w ogóle nie zaistniało w przestrzeni. Ba, KODowcy potępili zachowanie prezesa Rzeplińskiego, który dopuścił do orzekania dwoje sędziów wybranych prawidłowo, jak wynika z orzeczenia TK, którego ponoć bronicie. Za to jest mnóstwo polityków i działaczy minionej władzy, którzy firmują KOD swoimi osobami i wykrzykują swoje żądania.
      Krytyka jest konstruktywna, gdy wskazuje wszystkie błędy a nie tylko wybrane, i gdy proponuje rozsądne wyjście z sytuacji. Ja tego w manifestacjach KOD nie widzę.

  5. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Myślę, że względnie duża społeczna nośność haseł głoszonych przez KOD to w głównie efekt wieloletniego straszenia PIS-em , a także błędów politycznych i wizerunkowych jakie ta partia popełniała. Niestety w polityce niewiele znaczą logicznie konstruowane argumentacje, liczą się emocje – zwłaszcza negatywne – i umiejętnie sformułowane hasła, które te emocje nakręcają. Animatorzy KOD-u sprytnie budują na lękach ludzi, lękach czasem, jak pokazane jest w tekście i komentarzach powyżej, absurdalnych lub nie do końca sprecyzowanych. Uważam, że część postulatów głoszonych przez KOD zasługuje na przemyślenie. Myślę też, że generalnie dobrze dla demokracji, jeśli są aktywne ruchy obywatelskie kontrolujące poczynania władz. Warto jednak zwrócić baczną uwagę kto te czasem słuszne postulaty głosi i co chce w ten sposób osiągnąć. Dla mnie istotę KOD-u dobrze tłumaczy rozwinięcie skrótu jako Komitet Obrony Dochodów. Trzon tego ruchu stanowią ludzie, którzy po zmianie rządu stracili (lub przeczuwają, że stracą) lukratywne posady i kontrakty. Za tym ruchem stoi quasi partia: Gazeta Wyborcza, której genezę i motywacje wymownie opisuje Ryszard Bugaj w http://wiadomosci.dziennik.pl/opinie/artykuly/87132,jak-uwlaszczali-sie-ludzie-wyborczej.html
    Zgadzam się ze smutną konkluzją, że jako Polacy, członkowie tego samego społeczeństwa nie potrafimy, a nawet nie próbujemy ze sobą rozmawiać. Boimy się rozmawiać o polityce, bo od razu mogą się uwidocznić ostre podziały w rodzinach, wśród kolegów z pracy. Rzeczowa, oparta na argumentach i wzajemnym wysłuchiwaniu się rozmowa jest trudna, nie z każdym i nie w każdych okolicznościach. Ale myślę, że takie szczere rozmowy, czy to w realu, czy w Internecie są bardzo potrzebne. Trudo się spodziewać takich rozmów między politykami. Strategia ich gier zwykle polega na pogłębianiu a nie na niwelowaniu podziałów.

  6. „Zdaję sobie sprawę, że niektórzy gorliwi bywalcy demonstracji KOD chcą przeżyć emocje, które były moim udziałem w latach osiemdziesiątych, nadrabiając coś, co im umknęło. Chcą doświadczyć, jeżeli nie bohaterstwa, to przynajmniej jego substytutu. Podróbki tak odległej od oryginału, że będącej wręcz jej zaprzeczeniem.”

    No właśnie -czy to jest stwierdzenie faktu czy projekcja własnych uprzedzeń, krótko insynuacja?
    Za chwilę jest taki tekst:

    „Trudne są rozmowy podczas spotkań towarzyskich, bo najczęściej obowiązuje embargo na tematy polityczne. Czyli jest tak, że jakiś ważny obszar doświadczeń i emocji musi być wyłączony z towarzyskiej konwersacji, bo… nie potrafimy już ze sobą rozmawiać. Próbowałam i nie dowiedziałam się konkretnie, czego się lękają ci, którzy dziś kontestują poczynania rządu”

    Wynika, że przynajmniej projekcja.
    A dalsza część?
    No cóż – nie zawsze trzeba walnąć psa kijem; często wystarczy tym kijem walić w klatkę.
    I jeszcze jedno zachowanie, które budzi moje zdumienie.
    Z jednej strony co i raz przypominanie o wyznawanych wartościach katolickich, przywoływanie wypowiedzi Franciszka i taki akapicik:
    „A to, że za plecami ludzi na ulicach stoją ci, którzy całkowicie się skompromitowali przez ostatnie lata, jest ohydne. Robienie z manifestantów niejako zakładników dla łotrów i kanalii jeszcze bardziej pokazuje jak są zdemoralizowani. Obrzydliwość.”
    Czytałem w takiej grubej księdze o zachowaniu pewnego proroka, którego ukrzyżowano razem z dwoma łotrami. W innej przypowieści o radości z nawrócenia innego łotra. W innej o wybaczaniu.
    I znowu dostarczono mi powodów utwierdzających mnie w ateizmie.
    Może się znów mylę, ale dostrzegam paralelność zachowań – głoszenie prawd chwalebnych i równoczesna pogarda dla tych, którzy ich w 100% nie akceptują (to PiS i akolici), a w tekście „my postępowaliśmy słusznie, a teraz to jest ersatz” czyli monopol na prawdę mamy na wyłączność.
    Czasem żałuję, że mnie nauczono czytać…

    • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

      Tego komentarza nie można zostawić bez odpowiedzi. Bo właśnie mnie i moją siostrę spotkało coś zaskakującego ze strony przyjaciela, z którym się lubiliśmy i wielokrotnie rozmawialiśmy. Gdy składaliśmy sobie życzenia na Boże Narodzenie mówił z entuzjazmem o demonstracji KOD (miał świeże wrażenia z 12 grudnia) i przekonywał. Słuchałyśmy z szacunkiem i uwagą, ale bez entuzjazmu. Przyjęłyśmy jako upominki odznaki KOD (widoczne na zdjęciu), ale smutno nam się zrobiło, gdy powiedział, że już nas nie lubi. Polubi, gdy będziemy podzielały jego poglądy. My go nadal lubimy, bo to przeuroczy, kulturalny człowiek. Mam nadzieję, że tylko żartował. Nie musimy przecież we wszystkim się zgadzać, żeby się lubić.

  7. p.kasprzak@wp.pl' Paweł Kasprzak pisze:

    No, mi też jest smutno, że nie można normalnie rozmawiać. Natomiast nie jest próbką normalnej rozmowy ten tekst.

    Jestem z tego pokolenia, które z hasłem o wolności i „Solidarności” demonstrowało. Sam wtedy demonstrowałem. I chodzę na demonstracje KOD. Nie po to, żeby dostać swoją dawkę utraconych wówczas hormonów, a przeciwnie — pomimo przesytu i zmęczenia. Widzę swoich znajomych i przyjaciół, z którymi demonstrowałem wówczas i demonstruję z nimi dziś. Powyższa próba identyfikacji uczestników protestów jest fałszywa. Śmiem twierdzić — celowo.

    Powodem udziału w protestach nie jest żaden brak elegancji, o którym opowiadał wicepremier Gowin. Powodem jest chamstwo, tupet, zalew nikczemności i bezprawie, które się dokonuje z udziałem wszystkich tych przykrych cech. Diagnoza przyczyn protestów jest również przekłamana.

  8. W tekście poruszyła Pani bardzo wiele ważnych spraw. Te wszystkie manifestacje, demonstracje i wiece, które mają ostatnio miejsce, mam wrażenie, że to czysto polityczny spektakl po przegranych wyborach parlamentarnych. Jako osoba młoda, która nie miała doświadczenia komunizmu i Solidarności, śmiało wierzę, że poczynania rządu, wszystkie ustawy są robione ku naszej wolności i dla dobra narodu! Przemówienia, które są wygłaszane podczas demonstracji KODu to czysta manipulacja społeczeństwem, które jest neutralne i przeciwne wobec działań rządu. Nie potrafią się pogodzić z tym, że PiS wygrał wybory i ma większość w Sejmie, Senacie i swojego Prezydenta. Warto rozmawiać o sprawach politycznych, które dotyczą naszego kraju i Europy. Tylko merytoryczna, spokojna i zrównoważona dyskusja może przynieść jakieś rezultaty i owoce. Niestety wielu polityków i obywateli do tego jeszcze nie dorosła, aby tak rozmawiać. Starsi mają w pamięci demonstracje i strajki w latach PRL. My, młodsi nie pamiętamy, być może dlatego jest takie zainteresowanie manifestacjami KODu. Chcą wyjść na ulice i zobaczyć jak to jest. Nie na tym ma polegać rozmowa z rządem, że pewna grupa demonstruje co 2 tygodnie. Te manifestacje, patrząc z boku, są puste, bez przesłania. Są robione bo ktoś chce się wypromować na lidera obrony demokracji, która niby jest zagrożona. Przegrani w wyborach nie potrafią pogodzić się z werdyktem wyborców. Nasza demokracja i wolność nie jest jeszcze dojrzała. Musimy dać czas demokracji i pomagać w tym dojrzewaniu. Pamiętajmy, że wolność nie jest dana raz na zawsze. Musimy ją pielęgnować i o nią dbać. Tylko merytoryczne rozmowy i spokojne, zrównoważone działania mogą przynieść jakiekolwiek rezultaty.

    • „My, młodsi nie pamiętamy, być może dlatego jest takie zainteresowanie manifestacjami KODu. Chcą wyjść na ulice i zobaczyć jak to jest.”
      Panie Michale, aby wyjść na ulice i zobaczyć, „jak to jest”, młodzież nie jest skazana na manisfestacje KODu, których przesłanie, jak sam Pan twierdzi, jest dla niej nieczytelne i na których młodzieży jest faktycznie niewiele. Oferta jest szeroka jak demokracja i jak transformacja długa, cały czas ktoś na ulice wychodzi, mniej lub bardziej tłumnie, czasem masowo, jak podczas bardzo młodzieżowych protestów przeciwko ACTA, czasem niezwykle malowniczo, jak podczas kawalkady motocyklistów, którzy w zeszłym roku przejechali m.in. przez Wrocław w akcie solidarności z „Nocnymi wilkami” Władimira Putina, którym odmówiono prawa przejechania przez Polskę. Co roku tłumy maszeruję przez Warszawę 11 listopada, nie tylko świętując, ale również protestując, przy licznym i 'gorącym’ udziale młodzieży, co można zobaczyć chociażby tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=9MdZKOZwg9I .
      Na ulice wychodzą górnicy, kolejarze (byli i we Wrocławiu nie tak dawno), opiekunowie niepełnosprawnych. przez ulice miast przetaczają się tęczowe manify, demonstrują zwolennicy i przeciwnicy przyjmowania uchodźców, entuzjaści i kontestatorzy głośnych spektakli teatralnych… a to wszystko, co wymienione, to zaledwie parę piórek z szerokiego wachlarza, w którym każdy, kto chce spróbować „jak to jest”, znajdzie coś dla ciebie.
      A więc pudło, nie o to chodzi.
      „Spektakl po przegranych wyborach parlamentarnych?”? Kto miałby ten spektakl reżyserować? Gdyby nieboszczka Platforma, która nie była w stanie obsłużyć z ikrą kampanii prezydenckiej, mającej siłą rzeczy jedną, ustaloną lokalizację w danym czasie, była zdolna do symultanicznego poderwania takich tłumów w całej Polsce i poza nią i była w stanie powtarzać ten fenomen co dwa tygodnie, to by nie przegrała, tylko wygrała. Warto zauważyć na marginesie, że poparcie dla byłej formacji rządzącej nadal spada, słupki nie podskoczyły ani po pierwszej, ani po drugiej, trzeciej, czy czwartej serii protestów, co najdobitniej pokazuje brak związku owych protestów z formacją, której PiS odebrał władzę.
      A więc znów pudło…
      Tymczasem nic na tym świecie się bez powodu nie dzieje, taka już tego świata natura. Pan „śmiało wierzy”, że „poczynania rządu, wszystkie ustawy są robione ku naszej wolności i dla dobra narodu”. Trudno jednak dociec źródeł tej wiary. Nie widać powodów, dla których łamanie prawa przez legislatywę miało służyć wolności i dobru narodu. Nie widać powodów, dla których dobru narodu miałby służyć demontaż mechanizmów zapewniających zgodność stanowionego prawa z Konstytucją. Co najmniej niepokoić może tryb wprowadzania tych zmian, wprowadzanie projektów rządowych jako poselskich, którymi przecież nie są, nie oglądana nigdy wcześniej legislacyjna gonitwa, procedowanie nocą, zmienianie regulaminu Sejmu tak, aby maksymalnie ukrócić głos i ograniczyć rolę parlamentarnej opozycji. Pisze pan: „Tylko merytoryczna, spokojna i zrównoważona dyskusja może przynieść jakieś rezultaty i owoce”. Pod warunkiem, że ma się z kim dyskutować. Z pewnością Pan zauważył, że ze strony sejmowej opozycji padło w ciągu ostatnich trzech miesięcy wiele merytorycznych uwag, pytań, propozycji – nie zarzuci Pan z pewnością braku woli dialogu temu gremium, reprezentującemu wszak w sumie więcej wyborców niż posłowie strony rządowej. Z pewnością zauważył Pan również, że jest to przysłowiowa rozmowa „dziada z obrazem”. Pani premier po raz pierwszy zaprosiła na rozmowę szefów opozycyjnych klubów, kiedy Komisja Europejska wszczęła procedurę kontroli praworządności w naszym kraju. Nie po to, aby rozmawiać „spokojnie i merytorycznie” o sytuacji w kraju, tylko aby zabiegać o wsparcie opozycyjnych europosłów podczas debaty w PE.
      Wszystko to piszę oczywiście przy założeniu, że Pańska wypowiedź jest szczera, co takie oczywiste nie jest. Czy można szczerze pisać, z jednej strony, że nasza demokracja nie jest jeszcze dojrzała, że potrzebuje czasu, że wolność nie jest dana raz na zawsze, trzeba ją pielęgnować i o nią dbać, a równocześnie, niemal na 'jednym oddechu”. pisać z przekąsem, że jest „niby zagrożona”. Czy Pan naprawę nie dostrzega, czy nie chce Pan dostrzegać sprzeczności we własnym rozumowaniu? Ano, zobaczymy.

  9. igormertyn@gmail.com' Igor Mertyn pisze:

    Pamiętam jak dyrektor szkoły tuż po maturze pytał mnie-co to jest wolność? O jaką wolność wy młodzi walczycie? Wspomnienia te opisałem w Peryskopie. Dorastałem w latach 80-tych, buntowałem się. Oczywiście przeciwko władzy. System represyjny dotykał moich bliskich i znajomych. Gdy starsi koledzy opowiadali jak rzucali kamieniami w ZOMO-wców słuchaliśmy o tym z wypiekami na twarzy. Buntownik to brzmiało dumnie. Nasz bunt (młodych, roczniki 65-71) obiawiał się w wyglądzie, zachowaniu i przede wszystkim muzyce – Punk rocku. Pisaliśmy kartki – anonimy do Radia i TV – „Sram na Karela Gotta, Ałłę Pugaczową i Jerzego Połomskiego”. Muzyka to był nasz obszar wolności gdzie Milicja nie wkroczy – tak myśleliśmy. Postrzegaliśmy wszystko w czerni i bieli. Podział był prosty My i Oni. Solidarność dobra, komuna zła. Ta czystość wielu ludzi została zagubiona w latach 90-tych. Układanki i podłe kompromisy doprowadziły do tego, że dla wielu granica podziału się zatarła. Relatywizm postaw jaki nastąpił spowodował, że oprawcy, kaci, donosiciele byli przyjmowani na salonach. Ba! Doszli do władzy. Mój przyjaciel mówił – Solidarność zdradziła własen ideały. Obserwuję obecne manifestacje i protesty, jednej jak i drugiej strony. I dostrzegam cynizm jednych i frazesy u drugich. Sztuczność i manipulacje. Kabotynizm. Wiele osób tak na prawdę nie wie dlaczego protestuje. „Bo w TV mówili, że demokracja jest zagrożona”. O co walczycie? Ktoś pyta? – o wolność odpowiada tłum ludzi w różnym wieku przez nikogo nie zaczepiany i spisywany. Ciekawi mnie ile z tych osób protestowało w latach 80-tych. Pogubiliśmy się przez te lata po transformacji. Czystość postaw się zabrudziła i liczy się tylko postawa merkantylna. Uzyskanych profitów bronią tylko protestujący? A może cały nasz naród potrzebuje oczyszczenia? Może trzeba nam prawdy, która była od 91 roku reglamentowana? Zbiorowej terapii? A nie ślepych kopanie kulawych.

  10. krychpe@o2.pl' Krzysztof Pędziwiatr pisze:

    Często się zastanawiam czy niczego nie nauczyła nas historia? nie chcę tu pisać o etosie Solidarności nie wszyscy dzisiaj go rozumieją ale chciałbym zwrócić uwagę jak łatwo poddajemy się manipulacji mediów dam choćby przykład tzw” ludzi gorszego sortu” w rozmowach ze znajomymi którzy zarzucali panu PJK dzielenie ludzi na lepszy czy gorszy sort zadawałem pytanie czy zadali sobie trud dotarcia do źródła rozmowy i w jakim kontekście słowa te padły okazuje się że nie wystarczyło że media podały a właściwie zmanipulowały wypowiedź PJK i zaczęli się fotografować z kartkami i uznawać że faktycznie pan PJK miał ich na myśli jestem człowiekiem dociekliwym kilkakrotnie pytałem więc dlaczego to robisz ? w zasadzie nie otrzymywałem odpowiedzi lub były one enigmatyczne zastanawiam się dlaczego tak jest narazie nie potrafiię sobie odpowiedzieć

  11. Myślę, że wolność łączy ludzi tylko wtedy, gdy do zdobycia owej wolności dążą. Po jej zdobyciu okazuje się, że część z nich pojmowała wolność jako swawolę w zaspokajaniu różnych potrzeb fizycznych lub psychicznych, a tylko część – duchowych, czy też związanych z jakąś wysoką ideą. Na tej pierwszej części żerują ideolodzy, część druga pozostaje wierna przyczynie naturalnego pragnienia wolności.

  12. „Jest mi smutno, że nie można normalnie rozmawiać, jedno krytykować, inne pochwalać, z czymś się zgadzać, coś kontestować. Przecież mamy różne poglądy i mamy do tego prawo. Nie widzę, żeby ktokolwiek chciał mi to prawo odbierać”.
    Skoro nikt ci prawa do własnych poglądów nie odbiera, to czym się smucisz, Marysiu? Dlaczego piszesz, że nie można normalnie rozmawiać? Ja tego nie dostrzegam, przeciwnie. Ostatnio zdarza mi się rozmawiać o polityce ze znajomymi i krewnymi, z którymi takich tematów nie poruszałam od lat, ba, od dziesiątków lat, a z niektórymi nigdy. Także na FB widzę zmiany idące w przeciwnym kierunku niż okopywanie się w swoich grajdołkach.

  13. zyczeks@interia.pl' Zygmunt pisze:

    Nie czytałem wszystkich komentarzy do Pani tekstu, więc mogę się powtórzyć, ale chcę się krótko podzielić moim wrażeniem wokół tej całej „afery” z KOD. Powiem tak: od kiedy wysłuchałem wykładu p. Jarosława Kaczyńskiego wygłoszonego w minioną sobotę w Toruniu, to oczy na naszą rzeczywistość otworzyły mi się jeszcze szerzej. I tak sobie myślę (a czułem to od początku wspomnianej „afery”), że mamy do czynienia z owocami wieloletniej manipulacji i kłamstw medialnych w naszym kraju, kiedy to (niby!) odchodząca władza bardzo perfidnie kształtowała nasze myślenie o „nowoczesnej” Polsce, wolności i demokracji. Wielu obecnych KOD-owych obrońców „wolności” po prostu ulega owej „pedagogice wstydu” forsowanej w mediach lewackich, a mającej zniechęcić do wartości konserwatywnych i chrześcijańskich. Jeszcze raz polecam wykład p. Kaczyńskiego. Pozdrawiam.

  14. Maria Wanke-Jerie pisze:

    „Pani Mario. Jakżeż niewiele już takich spokojnych głosów w ogólnym hałasie i przekrzykiwaniu się” – napisał na Twitterze dziennikarz Polsat News, kulturoznawca Marek Kacprzak, w odpowiedzi na zaproszenie do lektury mojego skromnego tekstu „O wolności”. Dziękuję za tę opinię. Zależało mi na dyskusji, ale ta, która przetoczyła się przez media społecznościowe i zagościła na moim i mojej siostry blogu, przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Widać problem okazał się ważny dla Czytelników. Postaram się ustosunkować do głosów w dyskusji, która – mimo że wywołała emocje – była spokojna i kulturalna. Bardzo się z tego cieszę. W komentarzach poruszono, najogólniej rzecz ujmując, dwa wątki: pierwszy to motywy ludzi, którzy manifestują dziś w obronie wolności, ich zasadność lub odwrotnie brak uzasadnienia, drugi – problemy ze znalezieniem wspólnego języka dla zwolenników jednej i drugiej strony tego sporu, czyli dlaczego tak trudno nam rozmawiać na tematy polityczne. W dyskusji głos zabrali zwolennicy całego spektrum opinii.
    Wolność słowa to prawo głoszenia różnych poglądów. Pod moim tekstem zakwitła ona w pełni. Eksponowałam na Twitterze zarówno te komentarze, z którymi się zgadzam, jak i te, które były ostrą polemiką z moim tekstem „O wolności”. Próbowałam w nim dociec motywów ludzi, gotowych protestować w obronie wolności, ich zdaniem zagrożonej. Nie będę spierała się z opiniami na ten temat, każdy ma prawo do własnej oceny, pozwolę sobie jednak na sprostowanie faktów. O fakty nie należy się spierać, tylko wzajemnie uzgodnić, które z nich są prawdziwe, a które nie. Na przykład słabość i malejąca popularność Platformy Obywatelskiej wysuwana jako argument na to, że protesty pod szyldem KOD nie są przez nikogo organizowane, nie wytrzymuje krytyki. To przecież niedostrzeganie potężnych grup interesu, które mogą obawiać się utraty dotychczasowych przywilejów. Faktem jest, że 90 proc. mediów w Polsce jest w rękach środowisk liberalno-lewicowych. To one stracą milionowe zyski z reklam. W latach 2077–2015 spółki skarbu państwa zrealizowały zlecenia reklamowe na łączną kwotę 249 798 294 zł, tzn. prawie ćwierć miliarda złotych. To jest fakt bezsporny, a tłumaczyć go można „kupowaniem” przez rządzących poparcia w mediach. Te media nie nagłaśniały tego, co dziś tak bardzo bulwersuje, a wszystko to już wcześniej było: i nocne obrady Sejmu, i zamach na Trybunał Konstytucyjny, i jednym rzutem wymiana zarządu mediów, i niewysłuchiwanie głosów opozycji… Wszystko już było. Nie było tylko debaty w Parlamencie Europejskim na temat praworządności w Polsce, ale i ona dowiodła, że nic niepokojącego w naszym kraju się nie dzieje. Był zresztą spory lobbing naszych euro deputowanych wywodzących się z partii opozycyjnych do obecnie rządzących. To też fakt, którego nie można bagatelizować.
    To wszystko nie znaczy, że rządzących nie można krytykować. Można i trzeba, bo rzeczowa krytyka jest potrzebna. Ale krytyka totalna zagłusza racjonalne argumenty. Dlatego jest podwójnie szkodliwa.
    W jednym z komentarzy pojawiła się wątpliwość w szczerość intencji autora wcześniejszego wpisu. Przyznam, że oniemiałam. Dyskutować możemy tak długo, jak długo wierzymy w szczerość intencji rozmówcy. Zdziwienie moje było tym większe, że autorka tego właśnie wpisu gorliwie przekonywała, że żadnych problemów z rozmową na tematy polityczne ze znajomymi i rodziną nie ma. Zwątpienie w szczerość intencji rozmówcy dezawuuje to, co on mówi i zamyka jakąkolwiek dalszą dyskusję. Tym razem zostało skierowane do młodego człowieka, którego znam tylko z Twittera – można z jego poglądami tam wyrażanymi zgadzać się lub nie, ale trudno mu zarzucić nieszczerość.
    Jeden z najbardziej krytycznych wobec moje tekstu dyskutantów odwołał się do wartości chrześcijańskich, czyli przebaczenia. W Roku Miłosierdzia to nawet chwalebne, tylko że dotyczyło faktu, że za plecami osób szczerze zatroskanych o jakość demokracji kryją się ludzie skompromitowani. To przecież prawda, na demonstracjach można spotkać i byłych funkcjonariuszy SB i… nawet Jerzego Urbana. Nie spierajmy się o fakty, a ich przytaczanie nie ma nic wspólnego z brakiem chrześcijańskiego miłosierdzia.
    Dyskusja pod tekstem jest może początkiem rozmowy. Rozmowa zawsze powinna zacząć się od słuchania, a właściwie nawet od wsłuchiwania się w argumenty adwersarza i gotowości do zrozumienia jego uwarunkowań i emocji. Uwarunkowania to przede wszystkim nieznajomość faktów, wiara w jednoźródłowy przekaz jednej gazety, jednej stacji telewizyjnej, czy rozgłośni radiowej. Brakuje znajomości faktów, stąd obawy, leki i poczucie zagrożenia. Dlatego, jak pisze Eryk Mistewicz reforma mediów publicznych jest ważniejsza od innych reform. Mam nadzieję, że staną się one bardziej pluralistyczne i nie będzie to tylko zamiana jednych na drugich, ale dopuszczenie do wyrażania swoich poglądów przez jednych i drugich. Pierwsze programy publicystyczne, na przykład wczorajsza debata prowadzona przez Krzysztofa Ziemca w jedynce, jest dobrym prognostykiem na przyszłość.

  15. msz@mszymanski.org' ms.wygnaniec pisze:

    Proszę przeczytać to: http://mediumpubliczne.pl/2015/12/mielismy-dla-ludzi-pis-tylko-klamstwo-szyderstwo-i-przemoc/ jako głos 'drugiej strony’. Przy takim postrzeganiu przeciwników szans na dyskusję nie ma. Oczywiście trzeba pamiętać kontekst opisany w tej pracy: http://www.academia.edu/6325378/Ireneusz_Krzemi%C5%84ski_red._Czego_nas_uczy_Radio_Maryja

  16. piotr.wydymus@gmail.com' Piotr Wydymus pisze:

    Za każdym razem, kiedy ktoś używa zwrotu „nie rozmawiajmy o polityce” czuję wewnętrzny sprzeciw. Mam wrażenie, że bierze się z dwóch powodów. U ludzi nieco starszych jest to związane z doświadczeniami życia w PRL, gdzie polityka dzieliła w znacznie większym stopniu, a i bywała niebezpieczna. Dodatkowo sama władza przekonywała jak mogła, że nie jest to dobry temat i zajęcie dla przeciętnych ludzi. To takie typowo rosyjskie podejście, które próbowano zaszczepić również w Polakach. Rosjanie przecież po dziś dzień w swoim żywiole polityką nie interesują się zupełnie póki życie codzienne nie da im naprawdę solidnie w kość. U ludzi nieco młodszych wynika to z niewielkiej wiedzy ogólnej i braku zainteresowań niematerialną sferą życia.
    Mam 36 lat. Kiedy rozmawiam z ludźmi w moim wieku staram się jak mogę nie generalizować, nie wywyższać się i podejmować równorzędną dyskusję. Zawsze chętnie dowiem się czegoś nowego, czy przyznam do błędu. Tyle że często braki w wiedzy, wykształceniu powodują że taka dyskusja jest szalenie trudna. Jak operować słowami, znaczeniami, historiami których używam jako skrótów myślowych, jeśli rozmówca ich nie rozumie i zrozumieć nie chce, bo „nie ma czasu”, „nie interesuje go to”. Nie ma czasu i nie interesuje się, ale chce się wypowiedzieć. Często głośniej niż inni. Pole do dyskusji się kończy w takiej sytuacji, bo zaczniemy operować gładkimi sloganami zasłyszanymi w telewizji. I taka „rozmowa o polityce” faktycznie sensu większego nie ma. Aczkolwiek zauważyłem, że znalezienie punktu wspólnego na początku rozmowy znacznie ułatwia przekazanie własnego, pewnie odmiennego zdania.
    Aby móc i umieć rozmawiać o polityce, nawet przy niedzielnym obiedzie, musimy mieć po drugiej stronie partnera, któremu się chce i który ma czas. Przede wszystkim musi mieć czas, aby czytać i słuchać. Bez tego jest to po prostu jałowe. Przykładem niech będzie jeden z moich znajomych, który twierdzi że „Rosjanie na pewno by weszli”, bo On widział co się dzieje w TV i na ulicach. Argumentacji że dokumenty mówią zupełnie coś innego, a atmosfera że „kraj stanął” mają się nijak do faktów nie przyjmuje. On wie lepiej, bo to widział. No i jak tu podjąć dyskusję? To będzie nieprzyjemna dyskusja „o polityce”, ale nie dlatego że polityka jest brudna. Powodem jest upór i niechęć do weryfikacji swojego zdania i wyborów.
    I tu przejdę do KOD, bo mam wrażenie że to się łączy. Mijam tych zainteresowanych utrzymaniem stanu rzeczy z powodów „systemowych”. To chyba trochę taki mechanizm wyparcia. Ci ludzie zostali przekonani, że ich wybory od zawsze były słuszne. Że należą do tych „ludzi na pewnym poziomie”. Zgoda na ogromne zmiany, które zapowiada rząd oznacza dla nich że się mylili w swoich ocenach. Więc sytuacja w której ktoś przy pomocy wzniosłych haseł utwierdza ich w przekonaniu że mają rację jest dla nich idealna. Co prawda „ciemny lud to kupił”, ale Oni ciągle są wśród tych lepszych.
    Na koniec taka moja uwaga. Nie demonizowałbym dyskusji w internecie. Angażuję się w nią w różnych miejscach od mniej więcej 1997 roku i naprawdę widzę jak bardzo rozwinęła moją ciekawość świata, ludzi, zaangażowanie i na koniec wiedza. Oczywiście nie wszędzie i nie z każdym, ale jeśli mam być szczery, to najciekawsze są te, gdzie mam okazję grzecznie, kulturalnie i merytorycznie dyskutować z kimś kto ma odmienne poglądy, lub z kim zupełnie się nie zgadzam.

  17. waclawkuzniar@wp.pl' Wacław pisze:

    W PRL, nie będąc nigdy partyjnym, praktycznie z musu zostałem dyrektorm technicznym dużego przedsiębiorstwa. Współzakładałem w nim „Solidarność” a w 1982 r już nie wytrzymałem, zwolniłem się i rozpocząłem prywatną działalność. W 2005 r głosowałem na PiS, gdyż miałem nadzieję, że powstanie POPiS i chciałem, by panowała w nim równowaga sił. Ale już po pół roku rządzenia PiS widziałem jaki byłem naiwny, nie widząc, że PiS to szkodnik Polski. Do dziś nikt ze zwolenników PiS nie potrafi mi wskazać jednej pozytywnej sprawy dla Polski, którą załatwiłby Kaczyński, dlatego zdruzgotany jestem ślepotą polityczną Polaków. Piszę to po to, gdyż pytania o to, jaki sens mają marsze KOD to właśnie dla mnie taka ślepota…

Skomentuj Małgorzata Dobrowolska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *