Już przebrzmiała najsłynniejsza na Twitterze sonda, na której w ciągu jednego dnia poległ rzecznik prasowy ministra sportu i turystyki. Bo istotnie było to i nietaktowne, i zwyczajnie niemądre. Nie wypada nie tylko piastującemu urząd pracownikowi ministerstwa, ale kulturalnemu polemiście. Niemniej poruszony przez niego problem lejącej się wazeliny jest istotny. I dotyczy nie tylko polityków.
„To co zrobił Zbroja roztropne nie było, ale znając Kaczyńskiego, to raczej by się z tego śmiał i zgodził z tezą o wazeliniarstwie” – napisał na Twitterze Michał Majewski. A przypomnijmy, Bartosz Zbroja zadał na Twitterze pytanie: „Kto najlepiej nawilżył?” I były do wyboru trzy środowiska sprzyjające PiS, które przyznały ostatnio wyróżnienie Jarosławowi Kaczyńskiemu:
Bracia Karnowscy, czyli tygodnik „WSieci” i portal wPolityce.pl.
Środowisko Gapola, czyli tygodnik „Gazeta Polska”, dziennik „Gazeta Polska Codziennie”
Ekipa Wprost, czyli wydawca i redakcja tygodnika „Wprost”
Wręczaniu statuetki towarzyszyła gala, gdzie, jak to na takich imprezach bywa, wazeliny nie brakowało.
Ścisły kordon pochlebców otaczający każdego sprawującego realną władzę, nie tylko w polityce, jest problemem. Utrudnia dotarcie do krytycznych opinii i możliwości korygowania swojego postępowania, utwierdza w samozadowoleniu, rodzi pychę, która – jak dobrze wiemy – kroczy przed upadkiem.
Pamiętam takie zdarzenie, gdy na początku lat dziewięćdziesiątych pracowałam z siostrą w Ośrodku Zastosowań Informatyki, nasz przełożony zwalniał się z pracy i wyjeżdżał na stałe do Niemiec. Szukano jego następcy. Pojawił się pomysł, że mógłby nim zostać mój mąż. Upadł po kilku dniach, ale wtedy, gdy był aktualny, diametralnie zmienił się stosunek moich koleżanek i kolegów do mnie, a przy okazji do mojej siostry. Nadskakiwanie, prawienie komplementów, wyręczanie we wszystkim. Budziło to we mnie niesmak, bo dobrze pamiętałam, jak było wcześniej. To lizusostwo i wazeliniarstwo było tak nachalne, że aż obrzydliwe. Gdy po kilku dniach zatrudnienie mojego męża okazało się nieaktualne, swoją nadgorliwość koleżanki odbiły sobie z nawiązką uszczypliwościami, docinkami, nieżyczliwością.
Tak łatwo poznać interesowną uprzejmość, że nikt rozsądny nie powinien dać się na to nabrać. Lizuzostwo króluje na uczelniach, sama obserwowałam to wobec kolejnych rektorów. Ktoś, kto tego nie robi, odróżnia się na niekorzyść, bo nie „kadzi”. Był tylko jeden mój i mojej siostry przełożony, pierwszy po 1989 roku demokratycznie wybrany rektor prof. Jerzy Kowalski, który to niekadzenie bardzo cenił. Gdy chciał mieć rzetelną opinię, a liczył się z moim i mojej siostry zdaniem, prosił nas na rozmowę. A my mówiłyśmy szczerze, grzecznie, ale czasem wprost niezbyt miłe rzeczy. Wskazywałyśmy, gdzie nie miał racji, przekonywałyśmy, że się myli. To, wbrew pozorom, nie jest łatwe słuchać takich rzeczy. Ale ten rektor miał tyle mądrości i pokory, że korzystał z tego niejeden raz i bardzo to cenił. Ceni także po latach.
Dlatego mam radę dla rządzących. Nie otaczajcie się pochlebcami, nie wsłuchujcie się w głosy lizusów i wazeliniarzy. Znajdźcie sobie kogoś, kto zawsze szczerze i w dobrej wierze skrytykuje, czegoś odradzi, coś skoryguje.
Media też nie mogą być lizusowskie, bo gdy takie się staną, to odbiorcy będą traktowali ich przekaz tak jak ja tamto podlizywanie się koleżanek. Z obrzydzeniem.
Małgorzata Wanke-Jakubowska
Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.
Ktoś ceniący niezależność i wolność, nie będzie otaczał się takimi ludźmi, ani tym bardziej nie będzie korzystał z ich rad. Za taką postawę jednak się płaci, na co przeważnie nie stać decydentów będących u władzy, bo u nich jeden cel się liczy – utrzymanie tej władzy. Przykre, ale prawdziwe w każdej ekipie będacej u steru.
Trzeba mieć niezwykle silny dystans do swojego ego, żeby słuchać krytycznych głosów dotyczących siebie.
Nasz polski klasyk -Lech Wałęsa – powiedział kiedyś: „Panie, co jest? Miała być demokracja, a oni głosują przeciw!”
A obecnemu rządowi nie dawałbym dobrych rad – i tak nie posłucha. A im więcej wazeliny, tym lepsza izolacja od społeczeństwa.
Nadmiar wazeliny jest tak samo zabójczy jak nadmiar złota, chociaż niewielu pamięta lub wie, że Midas umarłby z głodu, gdyby nie znalazł drogi do rzeki Paktol.
A nie słyszałem, żeby Paktol płynęła przez Żoliborz.
Trzeba umieć mówić prawdę i trzeba umieć prawdy wysłuchać. W sytuacji wszelkiego rodzaju szefów (rodzic też jest szefem) nie jest też łatwe skłonienie ludzi do szczerości i otwartości. To tak pół żartem pół serio taki pomysł: noszenie koszulki z napisem ” Proszę mi mówić prawdę w oczy”.:-)
Szkoda, że nigdzie takiej koszulki nie widziałem…
Zawsze łatwiej i przyjemniej jest kadzić niż krytykować, zwłaszcza w sytuacji podległości służbowej. Wypowiadanie krytycznych uwag wprost wymaga odwagi, bo zawsze w pierwszej chwili robi się niemiło. Nikomu krytyka nie sprawia przyjemności. Prośba o krytykę to tez odwaga, odwaga zmierzenia się z prawdą. Czyli odrzucenie lizusostwa wymaga odwagi obustronnej. Dobrze, że został przywołany przykład prof. Jerzego Kowalskiego, który mnie i moją siostrę obdarzał zaufaniem i przyjmował od nas krytykę, a nawet o nią prosił. Ale zapewniam, że gdy trzeba było szczerze odpowiedzieć na pytanie o tę czy inną opinię na temat jego decyzji czy wypowiadanych słów, zawsze należało się zdobyć na odwagę. Lizusostwo i otaczanie się lizusami to brak odwagi jednej i drugiej strony. Ale czyż dobro nie wymaga odwagi?
Zgadzam się, że dobro wymaga odwagi, ale odwagi wymaga także skuteczne rządzenie i reformowanie kraju. Ta osławiona „dobra zmiana”, którą zapowiadano w kampanii, nie powinna polegać na wojnie totalnej z różnymi lobbies, czy wojnie z różnymi środowiskami także wewnątrz rządzącego obozu, o której tak barwnie rozmawiali Eryk Mistewicz z Agnieszką Romaszewską w tekście „Cały ratunek w partyzantce” https://wszystkoconajwazniejsze.pl/agnieszka-romaszewska-guzy-eryk-mistewicz-wierze-w-partyzantke/ na WcN, ale reformowaniem instytucji. A to wymaga zaufania, konsultacji, rozmowy i wsłuchiwania się w życzliwą krytykę. Bo tylko wtedy można wypracować najlepsze rozwiązania.
Zgodni byli komentatorzy, że otaczanie się pochlebcami szkodzi każdemu, kto sprawuje realną władzę. A pokusa jest duża, bo przyjemniej jest słuchać komplementów niż uwag krytycznych. I bezpieczniej. Pochlebcy „kadzą” najczęściej interesownie i nieszczerze. Odwrócą się przy pierwszej nadarzającej się okazji i „kadzić” będą następcom. Zachęcam, aby słuchać głosów krytycznych i przekonywać do swoich racji nie tylko przekonanych. Bo to mogą być zwykli klakierzy.
Problemem jest fakt, iż wodospad „vaselini albi” wylewa się już z progów najmniejszych zakładów pracy, szkół, urzędów gmin czy powiatów, a nie tylko na najwyższych poziomach władzy. I jak wielka sieć rzeczna kończy się ujściem do oceanu deprawacji… Niestety 100 lat niepodległości, przerywane zniewoleniami II WW oraz zimnej wojny,nie wystarczyło, aby wykorzenić z kolejnych, wydawałoby się, że już wolnych pokoleń, mentalności niewolników. A może niestety to po prostu ludzka cecha, występująca powszechnie, związana nierozerwalnie z genomem i niezależna od narodowości ? Temat do rzetelnych badań.
Wazeliniarstwo to nieodłączny element każdej władzy i na każdym jej poziomie od zarania dziejów. Nie ważne jak na to patrzeć nie ma od tego ucieczki z jednego tylko zasadniczego powodu, jest to zapisane w naturę ludzką i nie obce w świecie zwierząt.
W przypadku mediów jest to jeszcze bardziej wyraziste. Rola jaką odgrywają obecnie, nie bez kozery nazwane czwartą władzą, jest ogromna i z coraz większą siłą narasta.
Obawiam się że przekroczyliśmy już dawno granicę za którą to nie media potrzebują rządzących ale rządzący (przyszli rządzący) potrzebują ich aby zaistnieć, normalnie funkcjonować i przetrwać.
Mamy paradoksalną sytuację w której wazeliniarze istnieją teraz po obu stronach we wspólnej symbiozie interesów.
Śledząc sytuację w kraju od momentu porozumienia przy okrągłym stole widzimy w jaki sposób media funkcjonują, jak potrafią wynieść kogoś na piedestały i jak zniszczyć.
PiS atakowany był przez lata nawet nie mając wpływu na politykę państwa. Jakich rozmiarów te ataki nabrały mieliśmy doskonały przykład od momentu ogłoszenia wyborów na prezydenta, to co działo się po wygranej Andrzeja Dudy do wyborów parlamentarnych i po zwycięstwie po dzień dzisiejszy.
PiS gdyby nawet chciał grać uczciwą kartą (mam na myśli bez wazeliniarstwa) nie ma innej opcji, nie może sobie na to pozwolić. A z całą pewnością nie pozwoliłyby sobie na to inni którzy nastaliby po PiS.
Obecna władza musi mieć własną tubę propagandową, wszak taka praktyka funkcjonuje praktycznie wszędzie.
Czy istnieje możliwość wykorzenienia ogólnie pojętego wazeliniarstwa? Dla mnie odpowiedź jest oczywista – nie istnieje.
Czy istnieje możliwość ograniczenia wazeliniarstwa w relacji władza media? Uważam że nie jest możliwe poza jednym może wyjątkiem, którego efektem byłoby złamanie zasad tego co nazywamy demokracją. Dyktatura…
Nie zgadam się z tym, że PiS i rząd nie mogą się obejść bez wazeliniarskich mediów. Każdy rząd potrzebuje mediów, które będą prezentować jego punkt widzenia i podejmowane działania. Jest również potrzeba by do wiadomości ogółu społeczeństwa trafiały informacje, które przez media związane z opozycją bywają ukrywane ( i na odwrót). Nasz naród jest jednak bardzo wyczulony na wazeliniarstwo i przez tego typu zachowania kompromitują się zarówno media jak i władza. Po prostu ludzie im nie wierzą.
Dobrze dyskutować z kimś, kto ma odmienne zdanie, ale i tak mimo wszystko wolimy tych, którzy zgadzają się z moimi poglądami. W naszych kontaktach często dążymy do maksymalizacji zysków promując w ten sposób lizusostwo i wazeliniarstwo. Zgadzam się z autorką tekstu, że wazeliniarstwo rodzi pychę.
Wolimy dyskutować z osobami, które podzielają nasze poglądy, bo zatraciliśmy umiętność wymiany poglądów. Dyskusja powinna być wspólnym (ja i mój interlokutor) dążeniem do prawdy. Coraz częściej jednak staje się pojedynkiem, w którym nikt nikogo nie stara się przekonać tylko pokonać. Wykrzyczeć swoje racje, nie słuchając argumentów strony przeciwnej.
Słusznie zwróciła Pani mwj53 uwagę na sposób dyskusji. Dla mnie dyskutować tzn. nie trafiać w słaby punkt przeciwnika, ale uznać również ważność jego poglądów a nie przekonywać, że to ja mam właśnie rację i to moje argumenty są najważniejsze. Niestety bardzo wiele musimy jeszcze w tym względzie nauczyć, by móc dyskutować, jak partner z partnerem . Szanujmy zatem przeciwnika.
Ktoś ceniący niezależność i wolność, nie będzie otaczał się takimi ludźmi, ani tym bardziej nie będzie korzystał z ich rad. Za taką postawę jednak się płaci, na co przeważnie nie stać decydentów będących u władzy, bo u nich jeden cel się liczy – utrzymanie tej władzy. Przykre, ale prawdziwe w każdej ekipie będacej u steru.
Trzeba mieć niezwykle silny dystans do swojego ego, żeby słuchać krytycznych głosów dotyczących siebie.
Nasz polski klasyk -Lech Wałęsa – powiedział kiedyś: „Panie, co jest? Miała być demokracja, a oni głosują przeciw!”
A obecnemu rządowi nie dawałbym dobrych rad – i tak nie posłucha. A im więcej wazeliny, tym lepsza izolacja od społeczeństwa.
Nadmiar wazeliny jest tak samo zabójczy jak nadmiar złota, chociaż niewielu pamięta lub wie, że Midas umarłby z głodu, gdyby nie znalazł drogi do rzeki Paktol.
A nie słyszałem, żeby Paktol płynęła przez Żoliborz.
Trzeba umieć mówić prawdę i trzeba umieć prawdy wysłuchać. W sytuacji wszelkiego rodzaju szefów (rodzic też jest szefem) nie jest też łatwe skłonienie ludzi do szczerości i otwartości. To tak pół żartem pół serio taki pomysł: noszenie koszulki z napisem ” Proszę mi mówić prawdę w oczy”.:-)
Szkoda, że nigdzie takiej koszulki nie widziałem…
Memento mori: tam wazelina nie działa.
Zawsze łatwiej i przyjemniej jest kadzić niż krytykować, zwłaszcza w sytuacji podległości służbowej. Wypowiadanie krytycznych uwag wprost wymaga odwagi, bo zawsze w pierwszej chwili robi się niemiło. Nikomu krytyka nie sprawia przyjemności. Prośba o krytykę to tez odwaga, odwaga zmierzenia się z prawdą. Czyli odrzucenie lizusostwa wymaga odwagi obustronnej. Dobrze, że został przywołany przykład prof. Jerzego Kowalskiego, który mnie i moją siostrę obdarzał zaufaniem i przyjmował od nas krytykę, a nawet o nią prosił. Ale zapewniam, że gdy trzeba było szczerze odpowiedzieć na pytanie o tę czy inną opinię na temat jego decyzji czy wypowiadanych słów, zawsze należało się zdobyć na odwagę. Lizusostwo i otaczanie się lizusami to brak odwagi jednej i drugiej strony. Ale czyż dobro nie wymaga odwagi?
Zgadzam się, że dobro wymaga odwagi, ale odwagi wymaga także skuteczne rządzenie i reformowanie kraju. Ta osławiona „dobra zmiana”, którą zapowiadano w kampanii, nie powinna polegać na wojnie totalnej z różnymi lobbies, czy wojnie z różnymi środowiskami także wewnątrz rządzącego obozu, o której tak barwnie rozmawiali Eryk Mistewicz z Agnieszką Romaszewską w tekście „Cały ratunek w partyzantce” https://wszystkoconajwazniejsze.pl/agnieszka-romaszewska-guzy-eryk-mistewicz-wierze-w-partyzantke/ na WcN, ale reformowaniem instytucji. A to wymaga zaufania, konsultacji, rozmowy i wsłuchiwania się w życzliwą krytykę. Bo tylko wtedy można wypracować najlepsze rozwiązania.
Zgodni byli komentatorzy, że otaczanie się pochlebcami szkodzi każdemu, kto sprawuje realną władzę. A pokusa jest duża, bo przyjemniej jest słuchać komplementów niż uwag krytycznych. I bezpieczniej. Pochlebcy „kadzą” najczęściej interesownie i nieszczerze. Odwrócą się przy pierwszej nadarzającej się okazji i „kadzić” będą następcom. Zachęcam, aby słuchać głosów krytycznych i przekonywać do swoich racji nie tylko przekonanych. Bo to mogą być zwykli klakierzy.
Problemem jest fakt, iż wodospad „vaselini albi” wylewa się już z progów najmniejszych zakładów pracy, szkół, urzędów gmin czy powiatów, a nie tylko na najwyższych poziomach władzy. I jak wielka sieć rzeczna kończy się ujściem do oceanu deprawacji… Niestety 100 lat niepodległości, przerywane zniewoleniami II WW oraz zimnej wojny,nie wystarczyło, aby wykorzenić z kolejnych, wydawałoby się, że już wolnych pokoleń, mentalności niewolników. A może niestety to po prostu ludzka cecha, występująca powszechnie, związana nierozerwalnie z genomem i niezależna od narodowości ? Temat do rzetelnych badań.
Wazeliniarstwo to nieodłączny element każdej władzy i na każdym jej poziomie od zarania dziejów. Nie ważne jak na to patrzeć nie ma od tego ucieczki z jednego tylko zasadniczego powodu, jest to zapisane w naturę ludzką i nie obce w świecie zwierząt.
W przypadku mediów jest to jeszcze bardziej wyraziste. Rola jaką odgrywają obecnie, nie bez kozery nazwane czwartą władzą, jest ogromna i z coraz większą siłą narasta.
Obawiam się że przekroczyliśmy już dawno granicę za którą to nie media potrzebują rządzących ale rządzący (przyszli rządzący) potrzebują ich aby zaistnieć, normalnie funkcjonować i przetrwać.
Mamy paradoksalną sytuację w której wazeliniarze istnieją teraz po obu stronach we wspólnej symbiozie interesów.
Śledząc sytuację w kraju od momentu porozumienia przy okrągłym stole widzimy w jaki sposób media funkcjonują, jak potrafią wynieść kogoś na piedestały i jak zniszczyć.
PiS atakowany był przez lata nawet nie mając wpływu na politykę państwa. Jakich rozmiarów te ataki nabrały mieliśmy doskonały przykład od momentu ogłoszenia wyborów na prezydenta, to co działo się po wygranej Andrzeja Dudy do wyborów parlamentarnych i po zwycięstwie po dzień dzisiejszy.
PiS gdyby nawet chciał grać uczciwą kartą (mam na myśli bez wazeliniarstwa) nie ma innej opcji, nie może sobie na to pozwolić. A z całą pewnością nie pozwoliłyby sobie na to inni którzy nastaliby po PiS.
Obecna władza musi mieć własną tubę propagandową, wszak taka praktyka funkcjonuje praktycznie wszędzie.
Czy istnieje możliwość wykorzenienia ogólnie pojętego wazeliniarstwa? Dla mnie odpowiedź jest oczywista – nie istnieje.
Czy istnieje możliwość ograniczenia wazeliniarstwa w relacji władza media? Uważam że nie jest możliwe poza jednym może wyjątkiem, którego efektem byłoby złamanie zasad tego co nazywamy demokracją. Dyktatura…
Nie zgadam się z tym, że PiS i rząd nie mogą się obejść bez wazeliniarskich mediów. Każdy rząd potrzebuje mediów, które będą prezentować jego punkt widzenia i podejmowane działania. Jest również potrzeba by do wiadomości ogółu społeczeństwa trafiały informacje, które przez media związane z opozycją bywają ukrywane ( i na odwrót). Nasz naród jest jednak bardzo wyczulony na wazeliniarstwo i przez tego typu zachowania kompromitują się zarówno media jak i władza. Po prostu ludzie im nie wierzą.
Dobrze dyskutować z kimś, kto ma odmienne zdanie, ale i tak mimo wszystko wolimy tych, którzy zgadzają się z moimi poglądami. W naszych kontaktach często dążymy do maksymalizacji zysków promując w ten sposób lizusostwo i wazeliniarstwo. Zgadzam się z autorką tekstu, że wazeliniarstwo rodzi pychę.
Wolimy dyskutować z osobami, które podzielają nasze poglądy, bo zatraciliśmy umiętność wymiany poglądów. Dyskusja powinna być wspólnym (ja i mój interlokutor) dążeniem do prawdy. Coraz częściej jednak staje się pojedynkiem, w którym nikt nikogo nie stara się przekonać tylko pokonać. Wykrzyczeć swoje racje, nie słuchając argumentów strony przeciwnej.
Słusznie zwróciła Pani mwj53 uwagę na sposób dyskusji. Dla mnie dyskutować tzn. nie trafiać w słaby punkt przeciwnika, ale uznać również ważność jego poglądów a nie przekonywać, że to ja mam właśnie rację i to moje argumenty są najważniejsze. Niestety bardzo wiele musimy jeszcze w tym względzie nauczyć, by móc dyskutować, jak partner z partnerem . Szanujmy zatem przeciwnika.