Refleksje o śmierci i umieraniu

Jesteśmy jeszcze w oktawie Wszystkich Świętych, więc temat na czasie, bo na początku listopada, częściej niż zwykle kierujemy myśli w stronę naszych bliskich zmarłych, modlimy się za nich w wypominkach, a niekiedy wypraszamy odpusty, spełniając określone przez Kościół warunki.

„Żyjemy w świecie, w którym pogrzeb jest ważniejszy od zmarłego, wesele jest ważniejsze od miłości, wygląd ważniejszy jest od intelektu. Żyjemy w kulturze opakowań, która gardzi zawartością” – napisał Eduardo Galeano, dziennikarz i pisarz urugwajski o rodowodzie europejskim, jego przodkowie wywodzili się z Walii, Niemiec, Hiszpanii i Włoch. Kultura opakowań. Świat opakowań.

W tym świecie nie ma miejsca na rozmowy o śmierci, choć to jedyna pewna rzecz w naszym życiu. To oczywiste, że dla bliskich zmarłego śmierć zawsze przychodzi za wcześnie, nawet wtedy, gdy jest spodziewana, jak to było w przypadku prof. Bolesława Gleichgewichta, który dożył 100 lat i kilka miesięcy przed śmiercią świętował swój piękny jubileusz. Potwierdził to jego syn, który towarzyszył ojcu w tym ostatnim momencie życia.

Śmierć staramy się wypierać, stała się ona nieobecna nie tylko w rozmowach, wypieramy ją także ze swojej świadomości.

Wbrew intencjom, pogłębia to lęk, a nie go zmniejsza, i dotyczy to zarówno osoby umierającej, jak i najbliższych, którzy nie przyjmują do wiadomości, że to, co nieuchronne, jest już bliskie. Bo lęk zawsze towarzyszy myśli o przemijaniu, niezależnie od tego jak silna jest wiara w Boga, niezłomny charakter czy pogodne usposobienie. Bohaterka najnowszej książki, którą napisałam razem z moją siostrą, Małgorzata Longchamps de Bérier, mimo że była głęboko religijna i umierała w przekonaniu, iż dobrze wykorzystała każdą minutę swojego życia, bała się śmierci, chciała odsunąć moment, kiedy nadejdzie.

Dawniej sprawy ostateczne były znacznie bardziej obecne w rozmowach i świadomości. Pamiętam historię mojego pradziadka, którą wiele razy słyszałam od babci. Jej ojciec był głęboko wierzącym człowiekiem i jeszcze za życia otaczała go aura świętości. Do swojej śmierci przygotowywał najbliższych, mimo że nie był obłożnie chory. Gdy pewnego wieczoru powiedział swoim dzieciom, żeby któreś z nich następnego dnia wcześnie rano podwiązało mu brodę, nikt nie wziął tego na serio. Ale, gdy rano nie dawał oznak, że się obudził, weszli do jego pokoju, a on już nie żył. W kancelarii parafialnej dowiedzieli się, że wszystkie formalności związane z pogrzebem były załatwione i opłacone, co znaczyło, że wiedział kiedy umrze i zatroszczył się sam o wszystko. Napisał też testament, w którym nie tylko rozporządził swoim majątkiem, ale też zostawił przesłanie dla najbliższych. Dawniej ludzie umierali przede wszystkim w rodzinnym domu, często otoczeni gronem najbliższych, którzy umierającemu towarzyszyli do ostatniego tchnienia, zapalali gromnicę i odprowadzali go modlitwą.

Dziś człowiek przychodzi na świat w szpitalu i ten świat na ogół w szpitalu opuszcza, otoczony aparaturą, zamiast miłością najbliższych. Tak jak umierała moja i mojej siostry babcia ze strony mamy, która nas wychowywała. Miałyśmy wtedy osiem lat, ale fakt, że babcia umarła, rodzice zataili przed nami. Zapewne, aby oszczędzić nam przeżywania smutku. Nie uczestniczyłyśmy w pogrzebie, nie przeżywałyśmy żałoby. Byłyśmy dostatecznie duże, żeby stosunkowo szybko domyśleć się tego, co się stało. Łzy naszej mamy, czerń, w którą zaczęła się ubierać… I przestała jeździć do szpitala. Miałyśmy żal, że – pozornie chroniąc naszą psychikę – zostałyśmy wyłączone z misterium przeżywania śmierci tak ważnej dla nas i kochanej osoby.

Dzieci potrafią podchodzić nadzwyczaj dojrzale do spraw ostatecznych.

Słyszałam relacje dr. Krzysztofa Szmydta, lekarza i wieloletniego kierownika Hospicjum dla Dzieci Dolnego Śląska, który opowiadał o umieraniu swoich pacjentów. Informacja o śmierci nigdy nie jest dla nich zaskoczeniem. Nie reagują dramatycznie, bo słyszą to, co same przeczuwają. Pytają też o to, z kim się spotkają, kiedy już umrą. Cieszą się na spotkanie z ciocią czy dziadkiem. „Dzieci nie można oszukać. Jeśli rodzic unika rozmowy o śmierci, to nie sprawia, że dziecko się nie boi. Ono właśnie wtedy może zacząć się bać. Przecież i tak ma świadomość tego, co się z nim dzieje. I kiedy czuje, że rodzic nie chce na ten temat rozmawiać, to zostaje samo z tym intymnym przeżyciem” – mówi dr Szmydt. Rodzice często się zadręczają, pytają: „Dlaczego moje dziecko?”, a dziecko w tym czasie dokładnie planuje sobie każdy dzień. Myśli też o tym, co będzie potem, w co ma być ubrane podczas pogrzebu, kto zaopiekuje się ukochanym zwierzątkiem, kto będzie bawił się z bratem, komu zostawi swoją piłkę. Spisuje swój „dziecięcy testament”. Gdy słuchałam tych opowiadań, nowego znaczenia nabrały dla mnie słowa Jezusa: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”.

Pisanie testamentu też było dawniej dość powszechnym zwyczajem, zanikło wraz z uczynieniem ze śmierci i umierania swoistego tabu. Ciekawe, że im mniej o śmierci myliśmy i mówimy, im bardziej czynimy z niej tabu, tym mniejszy jest szacunek dla życia a cywilizacja śmierci wkracza w coraz to nowe obszary.  „Holenderski parlament otrzymał raport trzech uniwersyteckich szpitali, w którym 84 proc. holenderskich pediatrów uważa eutanazję wśród dzieci poniżej dwunastego roku życia za konieczną” – to informacja z 29 października tego roku. To już nie „dobra śmierć” czy „śmierć na życzenie” dla osób terminalnie chorych, ale także dla dzieci… Coś przerażającego i głęboko smutnego. Wszak współczesna medycyna radzi sobie z uśmierzaniem bólu fizycznego, a nie potrafi znaleźć innej recepty na ból psychiczny niż eutanazja?  Człowiek otoczony miłością nie chce umierać.

Z drugiej strony, coraz częstszym zjawiskiem na Zachodzie jest nie tylko samotne umieranie ludzi w szpitalu, ale niezgłaszanie się po odbiór ciała najbliższej rodziny, która nie chce zająć się pochówkiem. To zjawisko występuje nie tylko w krajach zachodniej Europy, ale także jest częste w Czechach, jednym z najbardziej zlaicyzowanych krajów Europy Środkowej.

Czyż laicyzacja nie jest cofaniem się do czasów sprzed cywilizacji starożytnej?

Najlepiej ilustruje to historia obowiązywania przysięgi Hipokratesa, która została ułożona 450 lat przed Chrystusem w środowisku pogańskim na greckiej wyspie Kos i obowiązywała dwadzieścia pięć wieków, stanowiąc formę kształtowania postaw moralnych lekarzy. Po II wojnie światowej została ona zastąpiona przez Deklarację Genewską, dokument opracowany po powstaniu Światowego Stowarzyszenia Lekarzy. Jest nową wersją przysięgi Hipokratesa z tą istotną różnicą, że usunięto z niej zakaz aborcji i eutanazji, który Grecy pięć wieków przed Chrystusem wpisali do kodeksu etycznego zawodu lekarza. Czyli coś, co łączyło starożytność, chrześcijaństwo i Oświecenie, przestało istnieć. Mówił o tym Grzegorz Górny podczas dyskusji panelowej pt. „Tragedia Europy Środkowej AD 2019”, która odbyła się pod koniec października na Uniwersytecie Wrocławskim w ramach 30. rocznicy Przeglądu Czechosłowackiej Kultury Niezależnej.

„Kultura, która zapomina o śmierci, sama w sobie zaczyna umierać. Kto o niej zapomina już umiera” – słowa te skierował Papież Franciszek w wideoprzesłaniu do uczestników IV Międzynarodowego Spotkania Młodych zorganizowanego w Meksyku przez organizację Scholas Occurrentes oraz World Ort.

Zapominamy o śmierci, czynimy z niej tabu, nazywając jednocześnie zabijanie nienarodzonych zabiegiem, procedurą medyczną…

Dokąd zmierza świat? Może w te listopadowe dni po Wszystkich Świętych warto zadumać się nad tym pytaniem.

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

18 komentarzy

  1. Paradoksalnie świat, uciekając od śmierci, dąży do samozagłady. Wielką szkodę w oswajaniu śmierci zrobiła też jej medykalizacja. A medycyna nie jest bogiem i ma swoje granice.

  2. Mądry i piękny opis naszego przemijania. Istotnie, od dzieci i osób zawierzających Bogu, powinniśmy uczyć się naturalnej reakcji na śmierć. Myślę, że my, „dorośli”, uciekamy od myśli o własnej śmierci właśnie z powodu braku tego zawierzenia, które zniknęło, gdy zaczęliśmy świadomie grzeszyć. Na szczęście dla wielu, przychodzi czas refleksji, czyli rzetelnego rachunku sumienia. Warto modlić się o taki czas dla siebie i innych.

  3. goloszjoanna@gmail.com' Joanna Czarna pisze:

    Temat śmierci jest mi bardzo bliski z racji mojego zawodu i kilkuletniej pracy w hospicjum domowym. To właśnie tam otacza się Chorego i Rodzinę kompleksową opieką. Przygotowuje się ich na odejście bliskiej osoby.Jeśli człowiek bliski śmierci chce o tym rozmawiać, nie odmawiamy mu tego. Często padają pytania-czy śmierć wiąże się z cierpieniem, wtedy trzeba zgodnie z prawdą odpowiedzieć, że zrobimy wszystko jako zespół hospicyjny, aby przejście na drugi świat odbyło się łagodnie i bez bólu. Zauważyłam też, że znacznie łatwiej jest prowadzić i wspierać rodziny wierzące, które mają świadomość, że życie ludzkie tak naprawdę się nie kończy, ale zmienia wraz ze śmiercią. Miałam kiedyś pacjenta wysoko postawionego dygnitarza, dyrektora kopalni, niezwykle majętnego. Kiedy zmarł, ja swoim zwyczajem przygotowałam Go do pochówku, umyłam, ubrałam (w mundur galowy) po czym chciałam złożyć ręce i założyć na nie różaniec. Żona ostro się sprzeciwiła jednemu i drugiemu. Oczywiście uszanowałam jej wolę. Na koniec uklękłam jak zwykle przy zwłokach, by odmówić modlitwę. I wtedy stał się cud. Cała rodzina zgromadzona u boku zmarłego uklękła ze mną i choć nie znali sów najprostszej modlitwy, to widziałam, że coś w nich pękło. I na koniec taka smutna refleksja. Kiedyś seks był tematem tabu, który oblewał nasze twarze rumieńcem, a o śmierci mówiło się w sposób naturalny. Dziś niestety jest odwrotnie.

  4. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    My tak bardzo nie lubimy o niej rozmawiać. Zaobserwować to można na cmentarzach 1 listopada. Stojący nad grobami swych bliskich zmarłych znów żartują, palą papierosy, rozmawiają raczej o życiu. Ale ona czasem przypomina nam o sobie, przychodząc nagle po kogoś kogo się bardzo kochało . Ona nieustannie daje nam jakieś sygnały bardziej lub mniej subtelne, Ludzie myślą, że jak się o niej nie rozmawia, nie rozmyśla, to ona zapomni o nas. Ona ma jednak pamięć fenomenalną. A jednak z każdym dniem zbliża się dzień, kiedy Ona i po ciebie przyjdzie. Możesz być wówczas w drodze, w łóżku, w szpitalu. Będziesz się jej domyślał, albo zaskoczy cię całkowicie. Ciągle powtarzamy – ja mam jeszcze czas, ale tak naprawdę nikt z nas nie wie, ile nam go jeszcze pozostało. Zatem nie marnujmy czasu i nie zwiększajmy tempa. Trzeba uwierzyć, że ją można przeżyć, gdy prosi się Boga, by zabrał nam lęk przed śmiercią!

  5. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Wanda Półtawska pisała w książce „Lekarzu, ulecz sam siebie!” m.in. o śmierci i umieraniu tak: „Paul Chauchard twierdził nawet, iż współczesny sposób pisania o śmierci niesie ze sobą niebezpieczeństwo zagubienia prawdziwego ludzkiego wymiaru śmierci. Człowiek kierowany pasją badawczą zatraca poczucie godności śmierci ludzkiej, a śmierć w istocie jest ukoronowaniem życia i dla człowieka wierzącego ma ona szczególne znaczenie. Wobec śmierci człowiek nie może stanąć inaczej jak w pełni świadomości kim jest. Stąd też pogląd na śmierć zależy od przyjętego systemu wartości, od wyznawanej etyki.
    Człowiek wierzący inaczej widzi rzeczywistość śmierci niż człowiek, dla którego jest ona kresem egzystencji.”

    Sęk w tym, że dzisiejsza wiara stała się płytka, ludzie żyją tak, jakby Boga nie było, przykazania traktują wybiórczo, a więc i myśl, co potem, staje się niewygodna. Uwiera. Z tego biorą się i lęki i wyparcie tematu. A przecież to jedyna rzecz pewna na tym świecie. Umrzemy, prędzej czy później.

    W mojej parafii istnieje wspólnota pod nazwą Apostolstwo Dobrej Śmierci, która współpracuje z Hospicjum Domowym. Przynosi ludziom nadzieję w tym ostatnim, być może najważniejszym etapie życia.

    A co, gdy ludzie są niewierzący i według nich waz ze śmiercią kończy się wszystko? Uczestniczyłam w kilku świeckich pogrzebach i nie ma nic smutniejszego nad to. Mam jednak wrażenie, że nawet niewierzący wierzą w jaką formę istnienia po śmierci. Jakieś metafizyczne, niedookreślone.

  6. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    „Hospicjum, przynajmniej czasem, daje życie. Nie, nie o to chodzi, że pacjenci odzyskają zdrowie. Nie myślę też o życiu wiecznym. To daje Pan Bóg. Hospicjum ucząc żyć w perspektywie śmierci nadaje życiu utraconą wartość, nadaje sens życiu i umieraniu. To, co robi hospicjum nazywało się kiedyś filozofią – którą pojmowano jako medycynę duszy, sztukę leczenia z życia, które nie jest prawdziwym życiem, terapię nadającą sens każdej mijającej chwili – pisze Dariusz Karłowicz w artykule publikowanym na łamach Teologii Politycznej https://teologiapolityczna.pl/smierc-czlowieka-zwierzecia-boga?fbclid=IwAR3COHaUEaj33Ed3ZVKrG6J5pKYTw3CvPK4g1Sq0HTFsYa-0rZIce00Gzjs

    Porusza w nim też kwestię oszukiwania chorego na śmiertelną chorobę. Pisze m.in. : „Odbierając człowiekowi umierającemu możliwość rozumnej refleksji nad własnym losem, kłamstwo oddala człowieka umierającego od odkrycia sensu własnego życia, które, jak dowodzi praktyka hospicjum, staje się dla umierających źródłem szczególnej siły i nadziei innej od nadziei wyzdrowienia”.

    Kiedyś to było normą, że choremu np. na nowotwór złośliwy nie mówiło się prawdy. Pamiętam, gdy nasz Ojciec zachorował na raka przełyku i już miał przerzuty do wątroby i innych narządów, lekarze nie mówili mu tego. Gdy Ojciec miał operację wrzodów żołądka, już było wiadomo o chorobie nowotworowej i o nieoperacyjnym guzie w przełyku. Tato doskonale sobie z tego zdawał sprawę, rozmawiał z nami, swoimi córkami, przygotowywał nas na swoją śmierć, ale razem chroniliśmy mamę. On udawał przed nią, że nie wie o zbliżającej się śmierci, ona też udawała, a my z tatą ukrywaliśmy przed nią, że o tym rozmawiamy. Taka spirala wzajemnego okłamywania. Chyba jednak lepiej stanąć w prawdzie i rozmawiać otwarcie o tych trudnych sprawach.

    I zawsze można liczyć, że cud się zdarzy, bo czasem się zdarza. Tak było z Wandą Półtawską, chorą na nowotwór matkę czwórki małych dzieci, która przygotowywała siebie i rodzinę na swoją śmierć. A, gdy przyszło cudowne uzdrowienie za wstawiennictwem Ojca Pio, którego prosił o to ks. Karol Wojtyła, długo wracała potem znów do życia, z którym zdążyła się pożegnać i rozliczyć. Umiała żyć w obliczu śmierci, bo podczas pobytu w obozie w Ravensbrück, śmierć mogła nadejść w każdym momencie.

    Tak jest i z nami na tym łez padole, nie znamy dnia, ani godziny, a śmierć, jak złodziej, może nadejść znienacka.

  7. alicja.js@wp.pl' AlicjaJesz pisze:

    Przeczytałam zarówno tekst jak i komentarze z wielkim zainteresowaniem i wzruszeniem. Tak się złożyło, że śmierć osoby najbliższej przyszła do mnie 12-ego września. W domu, na moich rękach zmarł mój tato. Miał 88 lat. Mógł żyć dłużej ale nie chciał.
    Człowiek bardzo czynny, wesoły i pogodny, żyjący zawsze pełnią życia zmarł bo tak sobie postanowił.
    Żadna z chorób na jakie się leczył nie przyczyniła się do jego śmierci. Po prostu stracił chęć do życia i zaczął się wyłączać. Nie cierpiał, nic go nie bolało ale jadł coraz mniej aż w końcu całkiem nic nie chciał zjeść. Pomimo to miał znakomite wyniki, jak młody człowiek.
    Lekarze, siostra środowiskowa mówili, że to jest naturalny proces odchodzenia.
    Tata nienawidził szpitali więc postanowiłam, że nie oddam go do bezdusznego szpitala tylko sama będę się nim opiekować. I tak się stało. To nie było łatwe ani fizycznie ani psychicznie ale było cudownym wspólnym czasem.
    Myśmy z tatą bardzo się przyjaźnili, dużo czasu razem spędzaliśmy, rozmawialiśmy kilka razy dziennie przez telefon i jestem bardzo szczęśliwa, że spędziliśmy również czas jego odchodzenia razem.
    Znajomi i rodzina widząc, że jestem wyczerpana (wypadnięty dysk) namawiali mnie do poszukania jakiejś pomocy ale po zasięgnięciu opinii lekarzy nie zdecydowałam się. Gdyby tata cierpiał to sytuacja by była inna, musiałabym prosić o pomoc z hospicjum.
    Tata do końca był pogodny, uśmiechnięty. Gdy ksiądz przyszedł z ostatnim namaszczeniem i zapytał tatę jak ma na imię, tata odpowiedział „tak jak Lenin”. Ksiądz osłupiał więc musiałam wyjaśnić, że Włodzimierz. 🙂
    Ostatni tydzień praktycznie nie ruszałam się od taty łóżka, trzymałam go za rękę, odmawiałam różaniec a tata wiedział, że jestem, dziękował mi za to.
    Gdy odszedł umyłam go, przebrałam, podwiązałam brodę, zapaliłam świece i modliłam się aż przyjechała pani dr stwierdzić zgon.
    Wypełniał mnie ogromny spokój i poczucie dobrze spełnionego obowiązku.
    Byliśmy blisko z tatą za życia i wypełniłam wszystko co mogłam do końca.
    Włącznie z pochowaniem go tak jak sobie życzył. Trumna była z jasnego prawdziwego drewna tylko polakierowana a na cmentarzu po zakończeniu ceremonii akordeonista odegrał La Palomę. Tata mi wiele lat temu kazał to przysiąc i zawsze wiedziałam, że tak będzie.
    Rodzice gdy byli młodzi chodzili do „Esplanady” na tańce i orkiestra zawsze to dla nich grała gdy wchodzili na salę.
    Mój tata był szczególnym człowiekiem bo żył jak chciał i umarł jak chciał a ja mam wiele i wesołych i smutnych wspomnień. To z taty odchodzenia wypełnia mi serce światłem i wzruszeniem.
    Byliśmy razem aż do końca.
    Nie mogę zrozumieć tchórzostwa ludzi, którzy usiłują śmierć wyprzeć ze swojego życia. Nie tylko, że się tego nie da zrobić choćby się chowało głowę w piasek jak struś. Na dodatek nikt z nas nie zna ni dnia ni godziny. Trzeba żyć tak, żeby gdy ta chwila nadejdzie byli przy nas ludzie gotowi serdecznie nas wesprzeć i być przy nas z miłości.

  8. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Na Twitterze pojawiły się komentarze do tego tekstu, przytaczam je w całości:

    Tomasz @perlyswietlne
    Ciekawe, że w tak wielu doświadczeniach „przekraczania granicy” w czasie śmierci klinicznej, to Bóg mówi ludziom, by wracali do ziemskiej szkoły. Oni nie chcą już… Śmierć, to drzwi do innego świata. Wydaje się, że niektórych nic innego nie przekona, że duchowy świat istnieje.

    Joan Bako @joan_bak
    Mojej koleżance, niewierzącej, umarła mama, byłam niezmiernie zdziwiona, że zadzwoniła do mnie, żeby o tym porozmawiać. O chorobie mamy, o śmierci, o katolickim pogrzebie, o emocjach, o tym jakie to jest „metafizyczne” – nie miała nikogo, z kim mogłaby tak normalnie porozmawiać.

    Barbara Utecht @b_utecht
    Warto pamiętać o tym codziennie, że nie jesteśmy niezniszczalni, dlatego zatrzymajmy się czasem i zrezygnujmy ze zwiększania tempa, by pomyśleć nad sensem śmierci!

    poczciwa_kobiecina @FluxusArt_eva_
    Myślę czasem o tym, że będę obecna w takiej chwili odchodzenia i boję się, że nie podołam…

    Wanda Kapica @Fraszki_ulotki
    Podołasz.
    Jeśli znajdziesz się w takiej sytuacji.

    poczciwa_kobiecina @FluxusArt_eva_
    JAK podołam ??? Jak ja tylko pomyślałam o tym…
    i już nie widzę klawiatury…
    Dziękuję, że podzieliła się Pani swoimi refleksjami
    nt. śmierci i umierania… ukazując odchodzenie człowieka jako naturalne ludzkie nieuchronne zwieńczenie życia…

    marek łapa @marekapa
    Boję się nie śmierci, ale umierania i to umierania w samotności- w bezdusznej placówce z obcymi ludźmi. Różnie może być…

    poczciwa_kobiecina @FluxusArt_eva_
    Nikt z nas nie wie… gdzie, kiedy i jak… TO nastąpi..

    Leszek Nowacki @LechNowacki
    Ale, choć modlimy się: „I od nagłej, niespodziewanej śmierci…”, to w gruncie rzeczy, właśnie o tym myślimy – byśmy nie zdążyli się bać…

  9. dariaziemiec@gmail.com' DariaZiemiec pisze:

    „Śmierć nie jest kresem naszego istnienia-zyjemy w naszych dzieciach i nastepnych pokoleniach.Albowiem oni to dalej my,a nasze ciała to tylko zwiędłe liście na drzewach życia”
    Albert Einstein

  10. Karol.r.poznanski@gmail.com' Karol Poznanski pisze:

    Nasz stosunek do śmierci zmienia sie wraz z naszym nastawieniem do osób starszych.

    Kult zdrowia, młodości i radości życia przesłonił nam najbardziej oczywista z prawd: życiem można cieszyć sie na każdym jego etapie a żegnać sie z nim bez żalu o ile przeżyliśmy je w pełni.

    Przeżycie go w pełni oznacza akceptację różnych jego etapów z blaskami o cieniami. Także starości. Tymczasem my często odwracamy sie od niej plecami, nie szanujemy starszych, zaniedbujemy ich i pozostawiamy samym sobie.

    Często mechanicznie życzymy sobie „100 lat”. Długie życie oznacza jednak tez bycie świadkiem odejścia wielu osób które znamy. Często najbliższej rodziny i przyjaciół. Zmierzenie sie z ich umieraniem i ze światem bez nich.

    I czasem samotność.

    Starszy człowiek, którego poznałem wiele lat temu na cmentarzu powiedział mi, ze tam czuje sie bardziej u siebie niż w pustym domu. W domu w którym czekał na niego zeszyt z wykreślonymi numerami telefonów tych którzy odeszli.

    Może to jeden z powodow, ślą których wiele starszych osób nie boi sie śmierci? Jednak póki żyją otaczajmy ich opieka, obdarzajmy uwaga i miłością.

    W ten sposób „pokonuje się” smierć. Inaczej nie można. Przeżycie wielu chwil głębokiej bliskości i zachowanie ich w pamięci do naszego końca – to jedyny sensowny sposob na pogodzenie sie z nieuchronnym.

    Odwiedzając kamienne ogrody pamięci w okolicach 1 listopada czy kiedykolwiek indziej pamietajmy, ze jesteśmy po tej stornie na chwile. I ze pod każdym kamieniem spoczywa człowiek który żył i kochał. Czy żył na 100 procent?. Czy bal sie śmierci? Czy ja wypierał czy tez ja zaakceptował?

    Myślmy i rozmawiajmy o śmierci. To może nas tylko wzmocnić i pomoc przeżyć życie jak najlepiej.

    Dziękuje za ten tekst.

  11. editor80@gmail.com' Antonina pisze:

    Moja 9-letnia córka na cmentarzu 1 listopada mówi mi: mamo, nie trzeba się smucić na cmentarzu. Wystarczy pomyśleć, że to wszystko to schody do nieba. Zrobiło mi się lżej na sercu.

  12. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Zebrałam kolejne wpisy, które pojawiły się na Twitterze w ramach dyskusji inspirowanej tym tekstem. Przytaczam w kolejności, w jakiej zostały napisane.

    Antonina @Antonin71911034
    Problem oswajania śmierci i jej odrzucania świetnie opisał Philippe Aries w książce „Człowiek i śmierć”. Po tej lekturze uświadomiłam sobie, jak faktycznie oddalamy to co nieuchronne i pogłębiamy lęki. Śmierć poza domem, odrzucenie żałoby jak dżumy. To nie pomaga.

    Ucieszyło mnie to, że moje dziecko nie odczuwa lęku. Nie widzę natomiast problemu w tym, że dorosły wierzący odczuwa lęk. Na niebo trzeba przecież zapracować i jak wiadomo, łatwo nie jest. „A grzech mój zawsze przed mymi oczyma”. Lęki nie zaszkodzi. Chroni przed zuchwałością.

    Problem oswajania śmierci i jej odrzucania świetnie opisał Philippe Aries w książce „Człowiek i śmierć”. Po tej lekturze uświadomiłam sobie, jak faktycznie oddalamy to co nieuchronne i pogłębiamy lęki. Śmierć poza domem, odrzucenie żałoby jak dżumy. To nie pomaga.

    kapitan.kirk @KirkKapitan
    Znalazłem w starym notesie Numery telefonów Umarłych przyjaciół, Adresy spalonych domów. Cyfry nakręcam i czekam. Telefon dzwoni. Ktoś podnosi słuchawkę. Cisza i oddech słyszę. A może szept ognia. (Antoni Słonimski, lata 50.)

    CzasemAlicjaFranca @AlicjaJesz
    Ta nagła i niespodziewana śmierć, której chcemy uniknąć, to taka, gdy nasza dusza nie jest przygotowana do przejścia na tamtą stronę, nie jesteśmy w stanie łaski uświęcającej. Jeśli spowiedź i komunia św. jest nam bliska to nagła śmierć jest wybawieniem. Nie strach przed nią.

    Vector @_invector
    O tym to każdy prawdziwie wierzący katolik powinien pamiętać, zatem nie rozumiem obawy czy lęku, który odczuwają wierzący na równi z ateistami, czy innowiercami.

    Ewa Węsierska @Ewikone
    Mi pomogła modlitwa w intencji mamy, która umierała w domu. Miała tę łaskę, że wszyscy byliśmy w domu, ja z mężem i trójka naszych dorastających dzieci. Gromnica, my klęczeliśmy przy jej łóżku i odmawialiśmy Koronkę i różaniec. Tak pomagaliśmy jej w tych ostatnich chwilach…
    A łzy i tak same płynęły…

  13. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dwa cytaty na temat śmierci:

    W książce „Labirynt samotności” Ottavio Paz (poeta, eseista, krytyk i dziennikarz, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury z 1990 r.) pisał: „Słowa „śmierć” nie wymawia się w Nowym Jorku, Paryżu, Londynie, albowiem pali ono wargi”.

    Czyżby z mieszkańcami Warszawy, Wrocławia czy Krakowa było inaczej?

    Sigmunt Freud zauważył: „W głębi serca nikt nie wierzy we własną śmierć”.

    Coś w tym jest.

  14. czreczuch@gmail.com' czesław pisze:

    Najgorszym postępowaniem jest nie mówić na drażliwe tematy lub mówić napastliwie albo obraźliwie. Jednak Ty, Marysiu, potrafisz dotknąć taktownie każdego tematu a niektóre bardzo ważne nie tylko dotknąć ale także obszernie rozwinąć. Chwała Ci za to!

  15. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Memento mori – pamiętaj o śmierci – to słowa, które „straszą” nas na ścianach średniowiecznych klasztorów – w ten sposób pozdrawiali się codziennie zakonnicy. Dziś na dźwięk takiego „pozdrowienia „ cierpnie nam skóra. Chcielibyśmy całkowicie o śmierci zapomnieć. Boimy się umierania, bólu, może najbardziej przerażenia, jakie możemy mieć, gdy uświadomimy sobie, że to już. Wolelibyśmy umrzeć w nieświadomości. Boimy się tego co będzie po. Boimy się o to co stanie się z naszymi rodzinami, niedokończonymi sprawami. W sumie dobrze nam na tym świecie. A jednak w maksymie: „memento mori” jest bardzo dużo życiowej mądrości, i to zarówno w kontekście doczesnym jak i wiecznym. W odniesieniu do doczesności wynika wniosek: szanuj życie bo nie jesteś niezniszczalny, zachowuj ostrożność wszędzie gdzie trzeba, nie psuj sobie zdrowia, nie ryzykuj bez potrzeby. W odniesieniu do tego co spotkać nas po śmierci jest przesłanie: żyj najlepiej jak potrafisz, bo nie wiesz kiedy przyjdzie ci się z twojego życia rozliczyć, nie zakopuj talentów, które ci dano. Pamiętanie o śmierci jest potrzebne by dobrze żyć.
    Tydzień temu cały powiat, w którym mieszkam zaszokowała informacja o śmierci trzech 19-latków. Wracali ze szkoły samochodem jednego z nich, na zakręcie zderzyli się z cysterną. Zwykle ciężarówki tam nie jeżdżą, ale był objazd, bo zdarzył się inny wypadek na trasie. Jedni mówią o przeznaczeniu, inni o młodzieńczej brawurze. Ale czy mamy coś podobnego nas nie spotka?

  16. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Nawet nie oczekiwałam, że tekst o śmierci i umieraniu spotka się z tak dużym zainteresowaniem, zostanie dobrze przyjęty przez Czytelników i zainspiruje tak ciekawą, pogłębioną dyskusję. Niekiedy wzruszające wyznania, jak np. ks. Janusza Chyły, który napisał: „Miałem łaskę być przy śmierci moich Rodziców. Bałem się tych chwil, a Pan Bóg dał mi przeżyć je w duchu wiary, nadziei i miłości, jako czas głębokich rekolekcji”. Poruszający był wpis Joanny Czarnej, dla której temat był z racji jej zawodu i kilkuletniej pracy w hospicjum domowym, czy Alicji Jesz, która dała świadectwo towarzyszenia ojcu w jego odchodzeniu, co – jak wyznała – wypełnia jej serce światłem i wzruszeniem. Dlatego nie rozumie tchórzostwa ludzi, którzy usiłują śmierć wyprzeć ze swojego życia, bo to zmienia perspektywę spojrzenia na własne życie. Pięknie rozwinął to Rafał Kubara snując refleksje wokół sentencji „memento mori”. „Kult zdrowia, młodości i radości życia przesłonił nam najbardziej oczywista z prawd: życiem można cieszyć sie na każdym jego etapie a żegnać sie z nim bez żalu o ile przeżyliśmy je w pełni” – napisał Karol Poznański zachęcając do tego, by myśleć i rozmawiać o śmierci, bo to może nas tylko wzmocnić i pomoc przeżyć życie jak najlepiej. Moje siostra w jednym z komentarzy poruszyła ważny problem oszukiwania chorego na śmiertelną chorobę, zachęcając do tego, by stanąć w prawdzie. Barbara Utecht przypomina, że tak naprawdę nikt z nas nie wie, ile nam czasu jeszcze pozostało, zatem nie powinniśmy go marnować. Wszystkie komentarze były ciekawe i warte uwagi, choć nie każdy przytoczyłam w podsumowaniu. Za wszystkie bardzo dziękuję, są one istotnym uzupełnieniem tekstu. Warte uważnej lektury w te refleksyjne listopadowe dni.

  17. marek@edition2000.com.pl' Marek pisze:

    Bardzo dziękuję. Za ten tekst i za te komentarze.

  18. jerzpolski@wp.pl' jurek pisze:

    Słyszałem, że ateista w rozmowie z wierzącym, powiedział do niego – ciekawe, co ty będziesz myślał 5 minut po śmierci ? w odpowiedzi usłyszał – ciekawsze, co ty będziesz myślał 5 minut przed śmiercią ?
    Świadomość zbliżającego się końca, przypomina nam, że nie jesteśmy nieśmiertelni co zauważył premier Brytanii.
    Taka świadomość pobudza ludzi do refleksji, niektórzy próbują pojednać się z Bogiem, są tacy, którzy uświadamiają sobie Jego istnienie. Jeżeli osoba uwierzy, że już nadchodzi jej koniec, to często zmienia się podejście do tego co minęło. Bywa tak, że jeśli sytuacja się odwróci i okaże się, że jeszcze dużo życia przed nią, wtedy osoba powraca do swojego sposobu myślenia. Dla niektórych życie ziemskie jest taka udręką, że wolą decydują się je przerwać. Podobno w ten sposób odchodzi więcej ludzi z tego świata niż ginie w wypadkach drogowych.

Skomentuj czesław Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *