O ściąganiu nie tylko na maturze

matura3

W dniu rozpoczęcia egzaminów dojrzałości media społecznościowe obiegła informacja, która przybrała kształt rozlicznych memów, pochodząca z wywiadu z byłym prezydentem Bronisławem Komorowskim, który ze szczerością wyznał, że na maturze z matematyki korzystał z pomocy kolegów. To znaczy ściągał.

Przypomniała mi się wtedy moja matura sprzed prawie pół wieku, a także egzaminy maturalne moich synów i jak to kiedyś ze ściąganiem bywało?
Ja i moja siostra byłyśmy ostatnim rocznikiem, który kończył siedmioklasową szkołę podstawową i czteroklasowe liceum, które zachowało ciągłość numeracji klas. To znaczy klasa maturalna to była klasa jedenasta. Zaraz po nas był rocznik „pusty”, bo ośmioklasowa szkoła podstawowa zatrzymała młodszych naszych kolegów o rok dłużej w podstawówce, a potem klasy pierwsza i druga. Byliśmy więc rocznikiem zanikającego systemu, dlatego matura nie była szczególnie wymagająca. Zdawało się obowiązkowo egzamin pisemny i ustny z języka polskiego i matematyki oraz tylko ustny z języka obcego i wybranego przedmiotu. Ja i siostra wybrałyśmy fizykę. Obowiązkowa była jeszcze historia i egzamin trzeba było zdawać ustny i pisemny, ale można było być zwolnionym z tego przedmiotu pod warunkiem uzyskania oceny co najmniej dobrej na półrocze i koniec roku począwszy od klasy dziesiątej. Warto było uczyć się historii przynajmniej przez dwa ostatnie lata liceum na piątkę, w razie pecha była czwórka, ale to wystarczało, by historii nie zdawać na maturze. Wtedy, podobnie jak i dziś, większość maturzystów najbardziej obawiała się egzaminu z matematyki, zupełnie przeciwnie niż ja i moja siostra. Dla nas najtrudniejszym egzaminem, wiążącym się z największym stresem, był pisemny polski.

matura-1975-II-LO-Wroclaw-301

Nawet nie spodziewałyśmy się, że zostaniemy potraktowane szczególnie – żeby zapobiec porozumiewaniu się, a potrafiłyśmy to robić skutecznie i dyskretnie, posadzono nas na dwóch przeciwległych krańcach sali po przekątnej. Nie miałyśmy więc możliwości nawet popatrzeć na siebie czy uśmiechnąć się. Ten dyskomfort był źródłem dodatkowego stresu. Miałyśmy okazję przekonać naszych nauczycieli, że piszemy wypracowanie prawie identycznie, choć od siebie nie odpisujemy. I bez porozumienia się ze sobą wybieramy ten sam temat z trzech proponowanych.
Doświadczenie ściągania wiązało się z matematyką. Nie, nie, wcale nie ściągałyśmy. Matematyka to był jedyny przedmiot, którego nie musiałyśmy się uczyć do matury. Po prostu umiałyśmy. Gdy w połowie czasu przeznaczonego na rozwiązanie wybranych trzech z pięciu zadań, zaczęłam składać kartki i przygotowywać się do wyjścia, podszedł do mnie nauczyciel przysposobienia obronnego (taki był wtedy przedmiot nazywany przez nas peo). Lubiłam go i on mnie lubił, bo byłam najlepsza w strzelaniu z kabekaesu. Bezceremonialnie szepnął mi do ucha: „nie wychodź, poczekaj chwilę”. Rozłożyłam więc kartki, wpatrywałam się w równe rządki rozwiązań i czekałam. „Peowiec” zjawił się za chwilę i – podając mi dyskretnie małe kartki (połowa formatu A5) – szepnął: „Przepisz rozwiązania, każde na oddzielnej kartce, może więcej niż jedno”. Profesor od peo zjawił się, gdy zabierano serwetki po śniadaniu, niezauważalnie dla kogokolwiek zabrał ode mnie kartki. Pracowicie wszystkie zapisałam rozwiązaniami, każde zadanie w dwóch egzemplarzach. Nawet nie wiem komu pomogłam na maturze, czyli do kogo te rozwiązania trafiły. Było nas, zdających maturę, dużo, dziewięć (od „a” do „i”) równoległych klas. Wyszłam z sali pół godziny przed końcem, gdy już naprawdę nic nie miałam do roboty.

Sciaga-na-rece-obrazek_duzy_4028305

Tak doświadczyłam ściągania na swojej maturze. Po przeszło dwudziestu laty przyszło mi doświadczyć ściągania jeszcze raz, gdy maturę zdawał mój starszy syn. Przez rodziców kolegów mojego syna zostałam poproszona, by w drugi dzień pisemnych matur przyjść rano, aby pomóc robić kanapki dla maturzystów. Usłyszałam, że wszyscy biorą w tym udział i już rozpisano dyżury. Musiałam wziąć wolny dzień w pracy i zjawiłam się skoro świt w szkole mojego syna. Już na miejscu okazało się, że moje umiejętności kulinarne nikogo nie interesują, poproszono mnie, abym rozwiązywała zadania maturalne, wszak to był dzień pisemnej matury z matematyki. Byłam w pewnej konfuzji i zastanawiałam się co robić. Oświadczyłam w końcu, że zadania rozwiązać mogę, ale nie chcę mieć z niczym innym do czynienia, nie będę nic przepisywać i nikomu niczego nie będę dostarczała. Okazywałam niezadowolenie z całej sytuacji, wypowiedziałam swoją opinię na temat ściągania, że to jednak oszustwo jest. Nikt nie podejmował ze mną dyskusji, podano mi kawę, ciasteczka, zapewniono komfort pracy. Tematy zadań ktoś przyniósł z sąsiedniej szkoły, były tematy dla uczniów kończących klasę matematyczno-fizyczną i dla pozostałych profili. Mój syn kończył klasę matematyczną, tak zwaną uniwersytecką i tam były inne, trudniejsze zadania. Te do mnie nie dotarły. I bardzo dobrze, od syna usłyszałam, że wolałby nie zdać niż ściągać. W połowie czasu przeznaczonego na rozwiązanie zadań maturalnych uporałam się z zestawem dla mat-fiz i drugim dla pozostałych klas. Czyli napisałam podwójną maturę z matematyki. Każde rozwiązanie przepisywało kilka osób. Byli też tacy, którzy to jakoś dostarczali do sali, gdzie siedzieli maturzyści. Nie wnikałam, kto to zanosi i komu przekazuje. Nie wiem, czy byli w to zaangażowani nauczyciele i kto to był. Nigdy tego nie chciałam wiedzieć. Kontrolowałam tylko przepisujących zadania, bo przy przepisywaniu zdarzały się błędy. Tak więc drugi raz w życiu miałam styczność ze ściąganiem na maturze. Gdy młodszy syn zdawał, nie zgodziłam się na udział w przygotowaniu kanapek…

ściąga

Zawsze miałam świadomość, że ściąganie jest formą oszustwa. W czasach mojej matury egzamin dojrzałości uprawniał do ubiegania się o przyjęcie na studia, ale aby się na nie dostać, trzeba było zdać egzamin wstępny, przeprowadzany przez komisje egzaminacyjne złożone z pracowników uczelni. Przez wiele lat byłam członkiem takich komisji, egzaminując z matematyki na matematykę, ale także na chemię i na geologię. Konkursowy charakter egzaminów ograniczał ściąganie, ale go nie eliminował.
Wiem, że istnieje zależność między przyzwoleniem na ściąganie a poziomem korupcji w danym kraju. To jest logiczne, bo korupcja też jest oszustwem. Zarówno ten, kto daje łapówkę, otrzymuje nienależne mu dobro, jak i ten, kto ją bierze, uzyskuje nienależną korzyść. Czym jest ściąganie? To też uzyskanie nienależnej korzyści w postaci punktów na maturze, uprawniających potem do zajęcia wyższego miejsca na liście rankingowej przy ubieganiu się o przyjęcie na studia. Ktoś, kto nie powinien się tam dostać, zajmuje miejsce komuś, komu to się należało.

Warto uświadomić sobie, że to nie jest jakiś moralny perfekcjonizm, pięknoduchostwo. To jest krzywda. Czyjaś krzywda.

Ciekawa jestem, co powiedziałby ten, kto ściągając, zajął nienależne miejsce na liście przyjętych na studia, temu, kto przez niego się nie dostał. Gdy popatrzy się komuś takiemu w oczy, zobaczy jak inaczej, gorzej potoczyło się jego życie, może odezwałoby się sumienie.

matura_33

Zapytałam o ściąganie na Twitterze, w mojej sondzie udział wzięły 242 osoby, tylko 9 proc. przyznało się do ściągania, niewiele więcej, bo 14 proc. do dawania ściąg, 11 proc. do jednego i drugiego, a aż 2/3 wybrało opcję „ani jedno, ani drugie”. Nie wiem na ile jest to reprezentatywne i szczere.
Gdy w ten sposób przekonuję, że ściąganie jest nie tylko naganne, ale i niemoralne oraz wiążę się z czyjąś krzywdą, przypomina mi się analogiczne zdarzenie. Gdy przez kilka lat pracowałam w Ośrodku Zastosowań Informatyki na Uniwersytecie Przyrodniczym we Wrocławiu, byłam razem z moją siostrą współautorką programu przyznającego świadczenia, będące refundacją kosztów wypoczynku. Refundacją objęte były osoby, które wypełniły formularz zgłoszeniowy, a lista była porządkowana według dotychczasowego wykorzystania funduszu socjalnego. Program porządkował zgłoszenia i odkreślał tych, którym refundacja została tego roku przyznana. Tak się złożyło, że mój szef przypomniał sobie o tym po terminie nadsyłania zgłoszeń. Uruchomiłyśmy już program i lista dofinansowania wypoczynku na dany rok była gotowa, choć jej jeszcze nie przekazałyśmy do działu socjalnego. Spełniłyśmy prośbę szefa, wprowadzając jego zgłoszenie i uruchomiłyśmy program ponownie, ale pokazałyśmy mu, kto w związku z tą nieformalną operacją, nie dostał świadczeń, a otrzymałby je, gdyby terminy były dotrzymane. Okazało się, że to był jego przyjaciel, kolega z „Solidarności”, taki ze wspólnego styropianu. I ten nasz szef zrezygnował z dofinansowania wypoczynku w danym roku. Uświadomił sobie, że zabiera te pieniądze nie komuś anonimowemu, ale konkretnej, znanej mu osobie. Sumienie poruszyło się i zadziałało.

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

28 komentarzy

  1. ewama7@wp.pl' Ewa Mastalska pisze:

    Nie ściągalam na maturze miałam szczęście pisać z przedmiotów które dobrze znałam. 6 z historii 5 z polskiego i niemieckiego. Moi rodzice też zdali maturę bez ściągania. Potem poszli na studia i zostali naukowcami. Oczywiście ściąganie to oszustwo. Ale przy obowiązkowej maturze z matematyki będzie pewniej dalej funkcjonować moze nawet czesciej. Czy nie mozna dać ludziom szansy zdawania historii biologii czy języka obcego jak chcą się kształcić w tych kierunkach? Ja bym na pewno nie zdała matury z matematyki. A skończylam potem studia magisterskie i 2 podyplomowe znam kilka języków więc chyba nie jestem najgłupsza

    • mwj53 pisze:

      Pani Ewo, polecam mój tekst „Czy matematyka jest potrzebna humanistom?” https://twittertwins.pl/czy-matematyka-jest-potrzebna-humanistom-jest-waznym-elementem-wiedzy-ogolnej/

    • wlalos@onet.pl' Władysław Łoś pisze:

      Cóż na takie, często słyszane dictum, można odpowiedzieć? Chyba tylko moim ulubionym cytatem z Hugona od św. Wiktora, filozofa z XII w. : Omnia disce. Videbis postea nihil esse superfluum. Coarctata scientia iucunda non est. (Ucz się wszystkiego, z czasem zobaczysz, że nic nie jest zbędne. Wąska wiedza nie daje radości).
      Jest też tego wymiar praktyczny. Nikt nie wie, jakie zadania staną przed nim w przyszłości. Zainteresowania się zmieniają. Nawet zdolności nie są nam dane raz na zawsze, jedne się rozwijają, inne, niepielęgnowanie zanikają.
      Ja sam liceum zaczynałem w klasie matematycznej, a takie profilowane klasy były wówczas jeszcze rzadkością i były rzeczywiście na wysokim poziomie. (Z tej klasy w IV LO w Toruniu wyszło przynajmniej dwu późniejszych profesorów matematyki, a także badacze innych dziedzin ścisłych). Dostałem się tam bez egzaminu, jako laureat olimpiady matematycznej dla szkół podstawowych. Łacina nie była wówczas już obowiązkowa, więc nie zapisałem się na lekcje, sądząc, że w wymarzonej karierze matematyka martwy język się do niczego nie przyda.Jednak w czasie nauki moje zainteresowania przeniosły się na sztukę, na co wpływ miała zapewne główne młodzieńcza burza hormonów. Studiowałem historię sztuki, a po studiach zająłem się sztuką średniowieczną. I tu nagle okazała się łacina niezbędna. Roczny jej kurs w czasie studiów nie był wystarczający, musiałem się jej douczać i nigdy tak naprawdę jej dobrze już nie opanowałem. Z czasem porzuciłem zawodowe zajmowanie się sztuką i, cóż tu ukrywać, dla pieniędzy zająłem się komputerami, z czego do dziś żyję. Tu z kolei młodzieńcze zainteresowania i nauka matematyki okazały się przydatne.
      Szkoła średnia to ostatni moment, kiedy człowiek może i powinien uczyć się „wszystkiego”. Potem idzie na studia, gdzie się specjalizuje i gdzie powinien uczyć się raczej samodzielnego zdobywania dalszej wiedzy, oraz analizy i krytycznego spojrzenia na wiedzę zastaną i nabytą, a nie tylko przyswajanie tego, co dostarczają mu podręczniki. Jednak czego się nie nauczył spoza swojej dziedziny w szkole, to mu już będzie trudno uzupełnić w dorosłym życiu. A żadem przedmiot w szkole średniej, także matematyka czyy fizyka, nie jest nauczany przecież na takim poziome, którego nie jest w stanie opanować przeciętnie zdolny młody człowiek. Nie wierzę w wykręty typu „Karolek, to urodzony humanista, po co mu matematyka”, ani podobne w drugą stronę.
      Ważna jest tu jeszcze rola nauczycieli, którzy w zależności od swych zdolności, umiejętności i charakteru potrafią zachęcić do swojego przedmiotu nawet najgorszych „tępaków”, lub, przeciwnie, zniechęcić nawet bardzo zdolnych uczniów. Ale to temat na inną dyskusję.

  2. gregr2@o2.pl' Grzegorz pisze:

    Ściąganie na maturze jest wisienką na torcie, dopełnieniem i zamknięciem pewnego etapu w życiu. Etapu kombinowania. Już w dniu narodzin rodzice kombinują, jak załatwić najlepszy szpital i najlepszego lekarza. Później jest załatwienie przedszkola, dobrej szkoły. Dalej przychodzi załsatwienie zwolnień lekarskich z wf, udprawiedliwianie nieobecności na trudnych sprawdzianach etc. Maturzysta jest już na tyle zdemiraluzowany, że ściąganie jest dla niego nie tyle powodem do wstydu, co do dumy. Jakim przykładem jest rodzic czy nauczyciel, który wręcz zmusza do kombinowania? Demoralizacja będzie postępować. Załatwienie akademika, dziekanki, pierwszej pracy. I narodziny dziecka….
    Przykre, ale sami dajemy przyzwolenie do kombinowania. Czyli uczciwość to tylko pusty slogan. To frajerstwo.

    • b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

      A gdzie w tym wszystkim nasze sumienie, które określa na drodze racjonalnej nasze zachowanie?Ściąganie powinno być powodem do wstydu i obciachu, a nie do dumy.Dzięki temu mamy potem takich niekompetentnych lekarzy, urzędników czy sprzedawców. Czy ktoś chciałby w przyszłości korzystać z usług takich niedouczonych pracowników? Sama nigdy nie ściągałam i tak, jak podaje autorka tekstu przykład syna, który wolałby oblać egzamin, niż ściągać! Ściąganie uważam za czyn naganny, ponieważ jest to kradzież czyjejś własności intelektualnej. A gdzie w tym wszystkim nasza prawość i rzetelność? Dzisiaj uczniowie prześcigają się nowymi formami ściągania i to budzić powinno raczej nasz niepokój a nie powód do dumy!

      • gregr@o2.pl' Grzegorz pisze:

        Pani Barbaro, racja. To nie tyle okradanie innych, ale samego siebie. To droga na skróty. Przy ogólnym przyzwoleniu społecznym.

  3. jacek.kozbial@live.com' Jacek Koźbiał pisze:

    Człowiek potrafi zrobić wszystko jeśli ma wystarczającą motywację. Maturę zdawałem w pięknym roku 1980. Z jednej strony powiew wolności, z drugiej świadomość dwuletniej tzw. zasadniczej służby wojskowej w przypadku zawalenia matury, wyzwoliła we mnie i moich kolegach takie pokłady energii, że do tej pory to podziwiam. Nauczyłem się, maturę zdałem, nie ściągałem bo i po co, przecież wszystko umiałem – satysfakcja jest do tej pory. Bo co to za satysfakcja gdy na Mount Everest wchodzimy z aparatem tlenowym?

    Sposób na naukę? Nawet teraz dzieciom mówię o swoim sposobie. W miarę systematyczna nauka od podstawówki do klasy maturalnej, a od początku klasy maturalnej dodatkowe systematyczne powtórki we własnym zakresie całego materiału, który będzie na maturze. Nie ma siły aby nie zdać. Nawet rachunek różniczkowy i całki nie będą straszne. A tak nawiasem są jeszcze różniczki i całki w programie matematyki szkoły średniej?

    PS
    Bardzo fajny artykuł. Lektura obowiązkowa dla dzisiejszych gimnazjalistów i licealistów.

  4. Bardzo istotny i ładnie rozwinięty temat. Traktowanie przez nauczycieli ściągania, jako sposobu na osiągniecie sukcesu przez ucznia, kodowało w tym uczniu przeświadczenie, że własne korzyści są ważniejsze od sposobu ich osiągania. W PRL-u, wogóle w tzw. „demoludach”, relatywizowanie dobra i zła zaczynało się już w dzieciństwie. Wciąż ponosimy skutki tego kilkupokoleniowego szkolenia w nieuczciwosci.
    Przy okazji mam pytanie do rozważenia, dotyczące systemu kształcenia: czy nie warto by było zmierzać do sytuacji, w której uczniowie przygotowujący się do matury, podzieleni by zostali na trzy grupy, zgodnie z naturalnymi zdolnościami? Wtedy maturę można by było zdawać w trzech grupach: nauki ścisłe, humanistyczne i przyrodnicze. Do wyboru. Zestaw przedmiotów do zdawania byłby taki sam, ale poziom trudności związany z indywidualnymi zdolnościami byłby wyższy w odpowiedniej grupie. Być może, matura przestałaby być tak stressująca dla wielu, a w dodatku ściąganie stałoby się rzadkością.

  5. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Temat poruszony w tekście ma – jak widać po komentarzach – wiele wątków, więc zapewne nie poprzestanę na jednym wpisie.

    Odnosząc się do deklaracji p. Ewy Mastalskiej dotyczącej matury z matematyki, polecam mój tekst „Jeśli nie umiesz matematyki, nie znaczy że jesteś humanistą” https://wszystkoconajwazniejsze.pl/malgorzata-wanke-jakubowska-jesli-nie-umiesz-matematyki-nie-znaczy-ze-jestes-humanista/ na portalu http://www.wszystkoconajwazniejsze.pl

    Pisałam w nim m.in.: matematyka to nie przedmiot taki jak wszystkie inne, tylko wyjątkowy i wymaga wyjątkowego traktowania. Bo uczy myślenia, a pokolenie dobrze uczone matematyki osiągnie w przyszłości więcej w każdej dziedzinie wiedzy. (…) Matematyczni analfabeci nie tylko nie będą inżynierami, ale nie będą potrafili pełnić wielu ról społecznych”.

    Pouczająca jest, znana mi z autopsji, historia z rezygnacji z nienależnego dofinansowania wypoczynku, gdy okazało się, KOMU ono zostało zabrane, choć z racji przyjętych reguł się należało. Tak jest z każdym oszustwem, ściąganiem na maturze, łapówką za jakiekolwiek nienależne dobro. To zawsze jest czyjaś krzywda, ma ona konkretną twarz. Czy powstrzyma przed oszustwem każdemu, kto to sobie uświadomi? Wątpię, ale niektórzy zachowają się tak, jak w opisanym przypadku.

    A wracając do samego ściągania na maturze, uważam, że mimo iż jest to naganne, fala hejtu, jaka posypała się na byłego prezydenta, była przesadzona. Czasem chciałoby się – parafrazując słowa Jezusa z Ewangelii – powiedzieć: „Kto nigdy nie ściągał, niech pierwszy rzuci memem lub tweetem”.

  6. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    A propos hejtu, przy okazji polecam mój tekst „Hejt” http://www.twittertwins.pl/hejt/

  7. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Ten tekst przypomniał mi maturę moich synów. Obaj byli matematycznymi olimpijczykami i obaj byli zwolnieni z matury z matematyki, a ocenę na świadectwie mieli celującą oraz wolny wstęp na wszystkie kierunki studiów, na których matematyka była przedmiotem rekrutacyjnym. Koledzy żałowali bardzo, bo – niestety z ich punktu widzenia – najbardziej pożyteczni uczniowie na maturze z matematyki byli nieobecni. Mój młodszy syn (matematyk, ten, który liczył w pamięci logarytmy w wieku sześciu lat) podczas klasówek był zazwyczaj sadzany przy stole nauczyciela, aby nikt nie miał pokusy z jego pomocy skorzystać. On też nie miał więc nawet możliwości, aby komukolwiek pomagać. Pomagał natomiast w inny sposób, ucząc i tłumacząc kolegom przed klasówką i wielu, bardzo wielu osobom przed maturą. Zupełnie bezinteresownie. Słyszałam potem takie zdania: „Tylko dzięki Tomkowi zdałem maturę z matematyki na piątkę i dostałem się na politechnikę”. To chyba jednak lepsze niż dawać ściągać.

  8. Maria Wanke-Jerie pisze:

    Przygotowanie tzw. ściąg, czyli maleńkich karteczek z wzorami, albo nawet wypisanie ich na dłoni, jak na zdjęciu w tekście, może być formą utrwalania materiału, zapobiegania stresowi, pod warunkiem, że nie zostaną one wykorzystane. Ściąganie zresztą ściganiu nierówne, jak ktoś wie jaki wzór należy zastosować, tylko nie jest pewny, że go dobrze pamięta, to jest to wiedza, która może zaprocentować prawidłowym rozwiązaniem. Takie ściąganie nie jest tak naganne, jak odpisywanie od kolegi gotowych rozwiązań, których zwyczajnie abiturient nie byłby w stanie samodzielnie wykonać. Pamiętam profesora na matematyce, który pozwalał na egzamin przynosić książki i notatki, z których dozwolone było skorzystać. Nie tyle ważne było pamiętanie wzorów i twierdzeń, co umiejętność ich zastosowania. Niektórzy przynosili całe plecaki książek i niewiele im to pomagało. To był jeden z najtrudniejszych egzaminów, co najlepiej dowodzi, że matematyka to myślenie. Z tego był ten sprawdzian. Dlatego wycofaniu matematyki jako obowiązkowego przedmiotu na maturze mówię zdecydowanie NIE.

    • gregr@o2.pl' Grzegorz pisze:

      Po co przygotowywać takie maleńkie karteczki, skoro nie zostaną wykorzystane? Nie lepiej przygotować duże kartki – porozklejać w pokoju i tak utrwalać wiedzę?

  9. elzbieta314@gmail.com' Elżbieta Zborowska pisze:

    Przy obecnie stosowanych procedurach na egzaminach gimnazjalnych i maturalnych, przy zakazie wnoszenia środków elektronicznych i telef. komórkowych pod groźbą unieważnienia egzaminu,ściganie jest chyba wyeliminowane.To chyba malo prawdopodobne aby przy takim pilnowaniu, jaki obowiązuje teraz,uczeń mógł sciagac.Nie wiem jak to jest u studentow,bo tsm słyszy się o jakichś egzaminacyjnych woadkach.
    Wracając do moich czasów maturalnych….to ja,tak jak prezydent Komorowski….skorzystałam z pomocy,?ale tez i sama pomoglam. Ja rozwiazalam jedno zadanie,kolega za mną drugie i wymieniliśmy sie nimi.Trzecie zadanie częściowo zrobiłam sama;a częściowo z pomoca/To było zadanie z geometrii analitycznej/. W tych czasach ściąganie na maturze,choć oczywiście nie należy tego absolutnie pochwalac,bylo z jakimś przyzwoleniem nauczycielskim i cichą,niepisaną tradycją W swojej pracy nauczycielskiej nie tolerowalam ściągania. Zabierałam sciągawki,gdy zobaczyłam. Ale zazwyczaj pozwalam uczniom dokończyć sprawdzian,czy wypracowanie.
    Słynelam tez z niezwyklej pamieci wzrokowej i potrafilam po kilkunastu sprawdzonych pracach znaleźć podobną,która widziałam wcześniej…
    Podsumowując te rozważania stwierdzam,że ściąganie to jedna z naszych wad narodowych z ktorą należy walczyć;ale czy się uda?

  10. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Podobnie jak moja siostra, byłam już jako dorosła poproszona kiedyś, aby pomóc przy maturze z matematyki. W czasie egzaminu pisemnego znajomy mojego znajomego zaprosił mnie do kawiarni visa vis szkoły, ktoś (nie wiem jak) wyniósł zadania. Rozwiązałam je, wypiłam kawę, zjadłam ciastko i… nawet nie wiem, co z moimi rozwiązaniami się stało. Ale córka znajomego mojego znajomego, który mnie na kawę zaprosił, zdała. Czy samodzielnie? Nie wiem. Ja tylko rozwiązałam zadania w kawiarni. Prawdę powiedziawszy nawet nie wiem, czy to były TE zadania.

  11. anna-drozdowska@wp.pl' Anna Makuch pisze:

    Ściąganie nie było moją mocną stroną; od czasu pierwszej próby zaprzestałam tego procederu ? Kosztowało zbyt wiele nerwów; wolałam się nauczyć. Z perspektywy nauczyciela: wszystkie próby są widoczne. Uważam, jak jeden z przedmówców, mataczenie przy egzaminach za pierwszy krok do dalszych nieuczciwości lżejszego i cięższego kalibru. Pozdrawiam ?

    • Maria Wanke-Jerie pisze:

      Studenci często mnie pytali po pisemnym kolokwium: „Pani nie widzi, jak my ściągamy, czy nie chce Pani widzieć?”. A ja naprawdę nie widziałam. Trzeba samemu umieć ściągać, żeby widzieć jak robią to inni. Ale może nie warto umieć?

  12. Danuta.sikora@wp.pl' Danuta pisze:

    O ściąganiu na maturze krążą legendy. Prześcigamy się w opowiadaniu zabawnych i pełnych grozy sytuacjach. Sama nigdy nie ściągałam, czas na przygotowywanie ściąg był dla mnie czasem straconym. Moi rodzice zawsze powtarzali uczysz się dla siebie. Widziałam osoby mozolnie przygotowujące metry ściągawek, zabawne , bo to tez jakaś metoda nauki. Nie wszyscy zgodnie z zasada ZZZ, zakuć, zaliczyć i z zapomnieć pokonywali etapy nauki. Ściąganie to jakaś forma oszukiwania samego siebie i nie powinno być sprawnością.

  13. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dyskusja nad tym tekstem toczy się także na Facebooku. Przytaczam najciekawsze komentarze pod moim postem promującym tekst o ściąganiu.

    Tonio Krycha: Nigdy nie umiałem ściągać

    Monika Sufsul: robiłam ściągawki i nigdy z nich nie korzystałam, nauczyłam córki, że ściągają cieniasy i kombinatorzy, nigdy nie ściągały.

    Juana Elena Wanke: moja koleżanka tyle pracy wkładała w przygotowywaniu ściągawki że w końcu się nauczyła i nie musiała z niej korzystać.

  14. Maria Wanke-Jerie pisze:

    Do komentarzy z Facebooka dodam wpis osoby o nicku Tess Pa (wklejam na prośbę autora):
    Na oszustwo, jakim jest ściąganie (na klasówce, maturze, w pracy projektów, itp), nie ma żadnego usprawiedliwienia. Aby uniknąć oszukiwania tego rodzaju i dać dziecku pełną szansę rozwoju, w niektórych systemach nauczania, np. w australijskim, przewidziany jest 'wybór’ przedmiotów, którego dokonuje uczeń na dwa lata przed maturą, co więcej, w klasie maturalnej uczy się już tylko przedmiotów do matury, a wszystko w pierwszym rzędzie w zależności od uzdolnień i preferencji. Wcześniej, w szkole podstawowej dzieci mają dużo czasu (i ich nauczyciele i rodzice), aby zorientować się w czym dziecko jest uzdolnione, co lubi, czym się interesuje. Dziękuję za link, przeczytałam uważnie. Pozdrawiam serdecznie.

  15. Uważam, że sensowny pomysł. Lepszy od tego, który wyżej opisałem.

  16. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Raz w życiu dałem się skusić na napisanie ściągi – przed ustną maturą z języka polskiego. Koledzy mówili że to dobry sposób na utrwalenie najważniejszych wiadomości. „Nic się nie przejmuj – wszyscy ściągają”. Na egzaminie losowaliśmy zestaw pytań i siadaliśmy na jakiś czas w ławce by przygotować się do odpowiedzi. Chciałem się upewnić co do czegoś i zacząłem niezdarnie szukać ściągi. Spojrzałem na członków komisji i miałem odczucie, że patrzą na mnie z drwiącym politowaniem. Zrezygnowałem nie chcąc się ośmieszać.
    Mało jednak spotkałem ludzi o tak zasadniczym stosunku wobec ściągania jaki prezentują Państwo w dyskusji i myślę, że raczej trudno ten proceder ograniczyć bo jest mocno zakotwiczony w mentalności i tradycji.

  17. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Sądzę, że autorka tekstu nie będzie mi miała za złe, jak podzielę się linkiem, jako uzupełnienie do tekstu o ściąganiu, a Państwa może zainteresuje: http://www.puls.uni.lodz.pl/numery/09/wywiad.htm

  18. gatarz.jerzy@op.pl' maup pisze:

    Ściąganie, przynajmniej w Polsce, choć pewnie nie tylko, jednym z ważnych elementów przygotowania do prawdziwego życia. A trudno, by np. kadra akademicka miała strasznie się na nie burzyć, wiedząc w jaki sposób ową kadrą została 🙂 Znaczy w drodze uczciwych, transparentnych konkursów. Zatem ściągaj Polaku młody , tylko inteligentnie i nie daj się złapać. Reszta to hipokryzja i dyskusja „akademicka”.

  19. czreczuch@gmail.com' czesław pisze:

    Ze ściąganiem jest podobnie jak z grzechem. Nie łatwo jest się przyznać i nie łtwo jest przestać. Pochwalam tych co się przyznali ale pochwalam tez tych co nie ściągają. Jest na Uniwersytecie Przyrodniczym pewien wykładowca, który stosował świetną metodę sprawdzania wiadomości u studentów. Po zapisaniu tematu sprawdzianu na tablicy i sprawdzeniu obecności wychodził z sali i powracał przed końcem umownego czasu przeznaczonego na napisanie pracy. To co wyczyniali studenci aby pod nieobecność wyładowcy ściągnąć pozostaje tematem opowiadań na spotkaniach okolicznościowych. Natomiast wykładowca i tak weryfikował napisaną pracę podczas indywidualnych rozmów i wtedy następowała ostateczna ocena wiadomości każdego studenta. Ponoć nikomu kto bezmyślnie przepisał ze ściągi lub innych dostępnych materiałów wymagane wiadomości nie udawało się pomyślnie zaliczyć sprawdzianu. Chwała takim wykładowcom, którzy uczyli, że ściąganie nie zawsze się opłaca.

  20. Maria Wanke-Jerie pisze:

    Dziękuję za dyskusję, która współbrzmiała z tekstem. Jedynym polemicznym głosem był wpis komentatora o nicku maup, który uważa, że ściąganie, przynajmniej w Polsce, choć pewnie nie tylko, jest jednym z ważnych elementów przygotowania do prawdziwego życia. Reszta to hipokryzja i dyskusja „akademicka”. Ciekawy tekst poleciła w swoim komentarzu pani Barbara Utecht. Jest to rozmowa z Zygmuntem Zamoyskim – arystokratą, historykiem, absolwentem London Uniwersity i Christ Church College w Oxfordzie, który prowadzi akcję przeciw ściąganiu. Tak sam mówił o tej pladze :”Ściąganie to zwykłe oszustwo. I niech mnie nikt nie próbuje przekonać, że ściąganie jest potrzebne studentowi po to, aby nie zaśmiecał sobie umysłu mało istotnymi elementami programu naukowego. To nie są dobre argumenty za ściąganiem, to są argumenty, aby zmienić program naukowy. Jestem dumny z tego, że jestem Polakiem. Jestem dumny, że jestem Zamoyski. Nie chcę, aby dłużej na zachodzie naszych magistrów czy doktorów nazywano magistrami oszustwa, doktorami oszustwa. Dlatego czuję się zobowiązany do walki z tą plagą”.

  21. wladyslaw_daleczko@poczta.onet.pl' wladdal pisze:

    Jeden raz w życiu ściągałem. Była to chyba piąta klasa szkoły podstawowej. Po tygodniu chorowania, gdy pierwszy dzień byłem w szkole, trafiłem na kartkówkę z geografii, z materiału przerabianego w czasie, gdy byłem nieobecny na lekcjach. Rozłożyłem pod ławką otwarty podręcznik i ucząc się jednocześnie pisałem kartkówkę. Nauczycielka to widziała, ale nie reagowała. Wszystkie pozostałe egzaminy począwszy od szkoły podstawowej do studiów zdawałem lub oblewałem bez korzystania ze ściąg. Ściągi oczywiście sobie przygotowywałem traktując je jako kompendium wiedzy i powtórkę przed egzaminami, ale nie korzystałem z nich podczas zdawania.

  22. jerzpolski@wp.pl' jurek pisze:

    Sądzę, że każdy uważa (albo czuje), że ściąganie jest złem, ale usprawiedliwia się tym, że … cel uświęca środki.
    Jednak cel nie uświęca środków, a przyznanie się do ściągania nie może być powodem do dumy a raczej do wstydu.
    Problem ściągania łączy się z ocenianiem uczniów, czasami z sensem nauczania.
    Co zrobić z uczniem, który z powodów braku wiedzy nie powinien mieć promocji ukończenia szkoły podstawowej; nie realnej możliwości zdobycia podstawowej wiedzy w szkole średniej ? Aby nie mieć dylematów z wystawianiem ocen, wolałem zmienić zawód nauczyciela na pracę z komputerem.

Skomentuj Ewa Mastalska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *