O konformizmie

konformizm

Konformizm to postawa, która powszechnie źle się kojarzy, a samo pojęcie ma zdecydowanie pejoratywny odcień znaczeniowy. W czasach PRL było to oczywiste. A teraz? Czy społeczeństwo składające się w większości z nonkonformistów mogłoby normalnie funkcjonować? Czy na co dzień ich cenimy? A może wolimy otaczać się konformistami?

Konformizm to podporządkowanie się wartościom, poglądom i normom postępowania obowiązującym w danej grupie, wspólnocie, społeczności. Czasem zgodnie, ale często wbrew własnym przekonaniom. Ze strachu przed konsekwencjami, obawą przed brakiem akceptacji, z chęci robienia kariery. Ze słabości charakteru, niskiej samooceny, braku własnych poglądów czy niekompetencji. Jakże często przecież, gdy nie wiemy, co jest słuszne, przyjmujemy poglądy tych, wśród których przebywamy, powtarzamy zasłyszane opinie, zyskując w ten sposób akceptację. Różne są motywy postaw konformistycznych. Nawet ich nie identyfikujemy, tak są częste.
W organizacji, firmie, zakładzie pracy konformiści są pożądani, inaczej instytucja nie mogłaby funkcjonować. Wszyscy nie mogą być liderami. Liderem człowiek się rodzi, nie można się nim stać bez wrodzonych predyspozycji. W instytucji potrzeba ich niewielu, pozostali mają wykonywać powierzone im zadania. Bez szemrania i kontestacji. Czyli właśnie konformistycznie. Postawa przeciwstawna potrzebna jest tylko w wyjątkowych okolicznościach. Zawsze wymaga odwagi.
Na Podyplomowych Studiach Komunikacji Społecznej w Organizacji i Zarządzaniu, które Politechnika Wrocławska prowadziła wspólnie z Uniwersytetem Stanowym w Connecticut, a ja ukończyłam je w latach dziewięćdziesiątych, podano nam listę cech preferowanych przez menedżerów korporacji. Na pierwszym miejscu, ku mojemu zaskoczeniu, był właśnie konformizm. Zdałam sobie sprawę, że lojalność wobec firmy wymaga konformizmu, inaczej nie mogłaby ona odnosić sukcesów. Potrzebni są też pracownicy kreatywni, liderzy, ale w znakomitej mniejszości. Podawano nawet, że optymalny odsetek nonkonformistów w firmie to 10 proc. Gdy jest ich więcej, rodzą się problemy.
Lojalności wobec firmy nie należy mylić z fałszywym schlebianiem przełożonym. Nic tak nie zagraża osobie sprawującej jakąkolwiek władzę, jak otaczanie się pochlebcami. Pisała o tym moja siostra w tekście „O wazelinie” https://twittertwins.pl/o-wazelinie/
Najbardziej szkodliwym przejawem konformizmu jest milczące przyzwolenie na ewidentne nadużycia. Typowe „nie wiem, nie chcę wiedzieć, po co mi to”. Ktoś, kto próbuje coś zrobić, jakoś przeciwdziałać będąc świadkiem nagannych praktyk, natrafia na mur obojętności, w rezultacie zostaje sam i traktowany jako „czarna owca” pozostaje łatwym celem, którego bez problemów można się pozbyć. Jakże często nawet wówczas otacza go ostracyzm tych, od których oczekiwałby wsparcia. Obrona przed wyrzutami sumienia? Być może. Prawie wszyscy, w każdym razie zdecydowana większość, myśli w kategoriach świętego spokoju. To oblicze konformizmu w praktyce – przyzwolenie na nadużycia i krzywdzenie ludzi, z wykluczeniem myślenia w kategoriach dobra wspólnego.

Alone in a crowd ... image was intentionally softened and colors muted to all but the alone person.

Spotkanie uczelnianego gremium. Rektor atakuje jednego z dziekanów – na jego wydziale nie powołano żadnego kierunku studiów w języku angielskim, a do tego wszyscy dziekani zostali zobowiązani. W tym przypadku jednak rektor nie ma racji, gmach wydziału wzniesiony bowiem został ze środków unijnych i przez kilka lat nie wolno w nim prowadzić żadnej działalności komercyjnej pod rygorem konieczności zwrotu dotacji z UE. A studia w języku angielskim są adresowane do obcokrajowców i w założeniu płatne.  Besztany dziekan nie jest dopuszczony do głosu. Nikt, dosłownie nikt z zebranych nie mówi słowa w obronie kolegi, choć wszyscy wiedzą, że to on ma rację. Ale po co się narażać. Znów konformizm dyktowany strachem, wygodą, oportunizmem.
Takich przykładów można podawać wiele. Do tego dochodzi werbalne popieranie pomysłów przełożonych, choć nie wzbudzają one entuzjazmu. Potakiwanie zamiast argumentów przeciw ich wdrażaniu, bo po co krytykować inicjatywę szefa, po co się narażać. Znacie takie przypadki? W swoim życiu zawodowym wiele razy byłam świadkiem takiego właśnie myślenia. Zapewne w korporacjach podobne sytuacje są na porządku dziennym. Konformizm jest na porządku dziennym.
Wydawałoby się, że nie powinien budzić sympatii, bo wyżej cenimy odwagę, gotowość przeciwstawienia własnego systemu wartości narzuconym normom, samodzielność myślenia, krytycyzm, niż uległość i potakiwanie. W teorii tak. A w praktyce?
W czasach PRL za nonkonformizm trzeba było niekiedy płacić wysoką cenę, a mimo to postawa ta się zdarzała, zwłaszcza cechowała ludzi młodych. A dziś? Zapraszam do dyskusji.

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

11 komentarzy

  1. kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    „Po co krytykować inicjatywe szefa”.To troche inaczej dziś działa :).”Managier” lub po dawnemu „dyrektor z zawodu” jest przez pracowników przygotowany gdyż on nie musi potrafić/wiedzieć.Od tego ma ludzi.Zadaje pytania i idzie w pełni chwały na „spotkanie”.Mamy czas cwaniaków.

  2. jerzpolski@wp.pl' Jurek S. pisze:

    Nie możemy często ocenić jednoznacznie motywów postępowania innych.
    W PRL-u duża część Polaków zapisywała się do partii z wygodnictwa.
    Byli naiwni, którzy wierzyli, że mogą w ten sposób czegoś wielkiego dokonać, ale duża część uważała – skoro inni tak robią i tak jest dobrze (dla mnie), to czemu by nie skorzystać.
    Spotkałem się z opinią – nie zapisałeś się do partii – jesteś głupi …
    Nie wszyscy wykorzystywali swoją pozycję w partii dla załatwiania swoich interesów.
    Niektórzy szukali pośredniej drogi – zapisywali się np. do SD.
    Ja nie zapisywałem się do żadnej organizacji nawet do ZMS-u, mimo, że przez to musiałem poszukać innej pracy.
    Nie każdy miał takie możliwości – odpowiednie wykształcenie, zawód aby nie poddawać się szantażowi.

    Chyba każdemu zdarzało się być konformistą, kiedy szukał znajomości do załatwienia trudnych spraw np. przez drobne łapówki, mimo,że „cel nie uświęca środków”.

  3. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Też w latach 90. skończyłam Podyplomowe Studia Komunikacji Społecznej w Organizacji i Zarządzaniu, które Politechnika Wrocławska prowadziła wspólnie z Uniwersytetem Stanowym w Connecticut. I te 10 proc. nonkonformistów, które są pożądane w amerykańskich korporacjach, w polskich warunkach to niemal nieosiągalny dziś poziom. Obserwowałam stosunki na uczelni, a to była społeczność ponad 1500 pracowników. Gdyby było 10 proc. ludzi gotowych przeciwstawić się narzucanym opiniom, byłoby rewelacyjnie. Nie jestem pewna, czy znalazłoby się 15 sprawiedliwych, którzy potrafiliby na przykład publicznie stanąć w obronie szykanowanego kolegi. Gotowych do schlebiania szefom nie brakuje.
    A każdy powinien w swoim potrzebnym do dobrego funkcjonowania firmy czy instytucji konformizmie mieć taki próg, aby – gdy zostanie przekroczony – powiedzieć swoje non possumus. To non possumus, gdy dzieje się krzywda, niesprawiedliwość czy nieprawidłowość. Wymaga odwagi cywilnej i czasem kosztuje. Kiedyś kosztowało dużo, dziś można stracić pozycję, czasem pracę, ale podobne represje jak w czasach dyktatury komunistycznej nie grożą. Jednak odwagi brakuje. Ludzie nawet boją się publicznie przyznać do poglądów innych niż obiegowe w środowisku, w którym się obracają. Konformizm? Chyba tak. Boją się ostracyzmu lub zwyczajnie obśmiania.

    • b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

      Zgadzam się całkowicie z Pani komentarzem, że ludzie boją się odrzucenia i obśmiania. Musimy jednak być świadomi dlaczego chcemy podporządkować się innym. Jedni czynią to dla korzyści inni zaś ze strachu. Często kierujemy się opinią innych, gdyż nie mamy pewności czy nasze poglądy są słuszne. Staramy się naśladować osoby wartościowe i mądre, gdyż dzięki temu podnosi się nasza samoocena. Podziw dla tych osób jest na tyle silny, że staramy się do nich upodobnić. Często konformizm zmniejsza poczucie odpowiedzialności za sytuację, w której się znaleźliśmy i to jest dla nas wygodne. Uważam, że jeśli mamy własny system wartości i cenimy w sobie indywidualizm niż wartości innych lepiej funkcjonujemy w społeczeństwie gdyż potrafimy samodzielnie rozeznać i ocenić sytuację i wyciągnąć z tego wnioski. Zastanawiam się, czy człowiek słaby, chwiejny pozbawiony własnego zdania może być osobą atrakcyjną i wiarygodną.

    • mail@mywebsite.pl' TesTeq pisze:

      Gratuluję i zazdroszczę ukończenia Podyplomowych Studiów Komunikacji Społecznej w Organizacji i Zarządzaniu, które Politechnika Wrocławska prowadziła wspólnie z Uniwersytetem Stanowym w Connecticut. Nawet szkolenia mniejszej rangi, w których uczestniczyłem, potrafią człowieka ubogacić i sprowokować do twórczej refleksji intelektualnej, a co dopiero zajęcia prowadzone wspólnie z Uniwersytetem Stanowym w Connecticut.

      • @TesTeq
        Z ust mi wyjąłeś gratulacje. Dołączam się.
        Ja tam ledwie załapałem się na szkolenia unijne dla MiŚ’ów.
        Ale prowadzone przez firmę z Wrocławia.
        I to był bardzo pozytywny aspekt tych szkoleń.
        A wykładowcy byli z Poznania 🙂

  4. katarzyna.walus@onet.pl' Katarzyna Waluś pisze:

    Pochlebców jest sporo…osobiście nie znoszę karierowiczów którzy w imię własnych interesów niszczą innych w brzydki sposób…po trupach do celu!

  5. mail@mywebsite.pl' TesTeq pisze:

    Konformizm nie znosi indywidualizmu. Nie znosi sceptycyzmu, krytycznego myślenia i wyrażania swoich, niezgodnych z obowiązującym kanonem opinii. Jest charakterytyczny dla każdej organizacji społecznej – czy to biznesowej, narodowej, czy wyznaniowej.

    W oczywisty sposób knebel konformizmu sprawia, że każda organizacja dziwaczeje i zaprzecza intencjom swoich założycieli.

  6. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Paradoksalnie, w niektórych kwestiach trzeba bywać nieraz konformistą, by poczuć się i w ogólnym rozrachunku móc być nonkorfomistą.
    Prowadzenie dobrze prosperującego, własnego biznesu czyni nas niezależnym i wolnym od wielu sytuacji, którym muszą podporządkować się inni. Nie mamy nad sobą kierownika, dyrektora, szefa, więc nikt nas do niczego nie zmusi. To my wydajemy polecenia które muszą wykonywać inni. Finansowo też możemy sobie pozwolić na wiele, więc wydaje się, że tak idąc przez życie jesteśmy nonkorfomistami i tak istotnie jest, pod jednym warunkiem wszakże.
    Ten warunek to konieczność bycia konformistą w działaniach i relacjach czysto biznesowych, bo bez tego nie ma mowy o dobrze prosperującej firmie.

    • mail@mywebsite.pl' TesTeq pisze:

      „Klient ma zawsze rację.” Czyż to nie wyznanie kapitalistycznej religii konformistycznej? Konformizm PRL dotyczył tylko fasady ideologicznej. Kapitalizm wymaga pełnego zaangażowania – bez schlebiania gustom swojej publiki umierasz pod mostem.

  7. Ale czasem duzi czarodzieje potrafią sprawić, że to publika będzie oczekiwała pokornie na ich kolejny ruch.
    W czasach PRL takimi czarodziejami na poziomie egzystencji była pani Jola z mięsnego czy pan Ziutek z CPNu.
    Po 25 latach kolejki stoją po iPhone’y i miejsca w radach nadzorczych.

Skomentuj TesTeq Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *