Molestowanie

Od łacińskiego molestare i francuskiego molester oznacza drażnienie, naprzykrzanie się, natrętne, namolne i uporczywe napastowanie, które może prowadzić do szantażu i wymuszenia wobec molestowanej osoby. Rzadko dziś jednak powiemy, gdy ktoś się naprzykrza: „Nie molestuj mnie. I tak nie ustąpię”, bo pojęcie to zostało zawężone do molestowania seksualnego. A i to bywa opacznie rozumiane i nadinterpretowane.

Seks i seksualność na tyle zdominowało postrzeganie rzeczywistości, że mówiąc o molestowaniu niemalże automatycznie mamy na myśli molestowanie seksualne. Podobnie określenie partner/partnerka rozumiane jest dziś przede wszystkim jako partnerstwo seksualne. Gdy kiedyś na wakacjach powiedziałam mojej wnuczce, że jej o pół roku młodszy kuzyn mógłby być doskonałym dla niej partnerem, mając na myśli zabawę, sporty, wspólne zainteresowania w związku z tym, że są równolatkami, chodzą do tej samej klasy, uczą się tego samego itp. Wnuczka obruszyła się na to, mówiąc: „Babciu, on może być moim kumplem, ale nie partnerem, przecież jak jest kuzynem, to nie może być moim chłopakiem, no co ty!”. No tak, nie pomyślałam, że słowo „partner” nie znaczy już partner do gry w szachy, w tenisa, partner do zabawy, skoków do wody czy rozmowy. Zawężające rozumienie tego pojęcia jest wszechobecne.

Podobnie z molestowaniem, samo to słowo już w domyśle oznacza molestowanie seksualne. Czymże ono jest? Jest nieakceptowanym zachowaniem o charakterze seksualnym, które może się przejawiać werbalnie lub pozawerbalnie, ale nie jest ani gwałtem, ani obcowaniem płciowym. Często o tym zastrzeżeniu się zapomina i ostatnio, gdy tylko pojawia się oskarżenie o molestowanie przez duchownych, padają od razu oskarżenia, że „gwałcił dzieci”. No nie!

Każde molestowanie seksualne jest naganne, wobec nieletnich poniżej 15 roku życia jest przestępstwem, ale nie należy tej naganności interpretować rozszerzająco, a więc nieprawdziwie.

A jeśli o gwałcie mówimy, to warto wspomnieć, że pojawiła się ostatnio nowa definicja – posłanki Lewicy (Anna Maria Żukowska, Joanna Senyszyn, Paulina Matysiak i Anita Kucharska-Dziedzic) przedstawiły do konsultacji projekt, w którym proponują dopisanie do dotychczasowego zapisu określającego gwałt „kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego” dodatkowej przesłanki „kto nie uzyskał wyraźnej i świadomej zgody na kontakt seksualny”. A więc nie wyraźny sprzeciw, tylko brak zgody.

To zapewne pokłosie kuriozalnego wyroku Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, który skazał pedofila za gwałt na 14-latce na rok więzienia w zawieszeniu, uzasadniając, że: „czternastolatka nie została zgwałcona, bo nie krzyczała, kiedy 26-letni mężczyzna dobierał się do niej”. Ten absurdalny skądinąd wyrok nie uzasadnia bynajmniej zmiany definicji gwałtu, bo dotychczasowa, moim zdaniem, w zupełności wystarcza, by uznać, że w rozpatrywanym przypadku doszło do gwałtu, bo poszkodowana przecież broniła się i płakała. Jeśli propozycja lewicowych posłanek zostałaby przyjęta, zasadnym wydaje się pytanie, jak miałaby być zgoda na seks wyrażana i czy nie stwarza to szerokiego pola do nadużyć w sprawach rozwodowych –  do funkcjonujących obecnie fałszywych oskarżeń o molestowanie własnych dzieci, o czym alarmują prawnicy i psychologowie, doszłyby fałszywe oskarżenia o gwałt. Pisała o tym Katarzyna Sadło vel Kataryna w felietonie „Lewicowy gwałt na pojęciach”, opublikowanym w ostatnim wydaniu „Plus Minus”. Dziwić może jedynie, że w tej sprawie konserwatywny publicysta Tomasz Terlikowski popiera stanowisko feministek, czemu dał wyraz w felietonie zatytułowanym „Po jednej stronie z feministkami”.

Samo pojęcie molestowania seksualnego we współczesnym znaczeniu powstało w Stanach Zjednoczonych w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. W amerykańskich sądach złożono wówczas pięć pozwów, w których kobiety skarżyły swoich pracodawców za zwolnienie z pracy z powodu odrzucenia zalotów ich zwierzchników. Argumentowały, że ich zwolnienia były dyskryminacją ze względu na płeć, co było zakazane na mocy prawa pracy.

Bo molestowanie seksualne dotyczy głównie kobiet, choć obie płcie są nań narażone, i bardzo często dzieje się to w miejscu pracy, na uczelniach, w szkole… Z pozoru nawet niewinne żarty o podtekście seksualnym, dopuszczalne na spotkaniach towarzyskich w gronie przyjaciół, są naganne w pracy, szczególnie wtedy, gdy dotyczą relacji przełożony – podwładna.

Sama byłam świadkiem, jak jeden z prorektorów – wykorzystując swoją przewagę służbową – deprymował podległą mu panią dyrektor działu administracji, najczęściej w sytuacji, gdy poruszała jakiś niewygodny temat. Patrzył jej przenikliwie w oczy, mówiąc np.: „Nie mogę się skupić na tym, co pani mówi, gdy spoglądam na pani dekolt”. To jedna z wielu sytuacji, którą widziałam. Pewnie nie potraktowałby tak pani profesor, ale wobec pracownicy administracji już sobie pozwalał. Oczywiście można przeciąć takie zachowanie słowami: „Nie życzę sobie takich aluzji”. Ale to wymagałoby „postawienia się” i zapewne gra nie była warta świeczki, bo mogłoby to wiązać się z pogorszeniem relacji służbowych. Takie słowne, seksistowskie zaczepki to najłagodniejsza forma molestowania seksualnego, ale i ta nie powinna być akceptowana. Dziś jest większe wyczulenie na takie zachowania niż było kiedyś.

Moja siostra opowiadała, jak w szkole średniej, gdy jako niespełna piętnastolatka zaniosła jakiś sprzęt  wykorzystywany podczas lekcji do magazynu przysposobienia obronnego, nauczyciel tego przedmiotu objął ją i zaczął całować, obmacując piersi. Wyrwała się i uciekła. Ale wtedy nie miała pojęcia, że to nie tylko coś wysoce nagannego, ale czyn karalny – molestowanie nieletniej uczennicy. Pamiętam, że nasz ojciec, gdy mu to opowiedziała, przestrzegał, aby na przyszłość uważała, by nigdy nie znaleźć się z nim w sytuacji sam na sam. Ale nie przyszło mu do głowy, żeby zgłosić to dyrekcji, a już na pewno nie prokuratorowi. Nikt wtedy tego nie robił. Nie wiem, czy ów nauczyciel poczynał sobie podobnie z innymi uczennicami, ale możliwe, że tak. Przy dzisiejszym wyczuleniu nie przeszłoby mu to płazem. Nawet, by się pewnie nie odważył tak postępować.

Jaka jest skala takich zjawisk? Według badań 45–55 proc. kobiet w Unii Europejskiej doświadczyło molestowania seksualnego przynajmniej raz w życiu od ukończenia 15 lat. Najwięcej, bo prawie 30 proc., w formie niepożądanego dotyku, ale prawie co czwarta słyszała żarty lub uwagi o charakterze seksualnym, a 11 proc. otrzymywało niechciane SMS-y lub jednoznaczne zaczepki na portalach społecznościowych.

Polskie badania wskazują, że aż 87 proc. kobiet miało do czynienia z jakąś postacią molestowania seksualnego, przy czym najczęstszą formą były nieprzyzwoite dowcipy i podteksty seksualne w rozmowie, a niechcianego dotyku doświadczyło prawie 50 proc. Skala jest więc ogromna.

Warto też pamiętać, że choć sprawcami molestowania seksualnego najczęściej są mężczyźni a ofiarami kobiety, to zdarzają się sytuacje odwrotne. Kobiety w pracy potrafią prowokować nie tylko niestosownym ubiorem, gestami, ale także werbalnie.

Molestowanie seksualne dorosłych nie jest zdefiniowane jako takie w prawie karnym, ale niektóre czyny będące przejawem molestowania, jak groźby, uporczywe nękanie czy znęcanie się fizyczne lub psychiczne już tak, a czyny godzące w obyczajność publiczną w kodeksie wykroczeń. Kodeks pracy uznaje natomiast molestowanie seksualne za przejaw niezgodnej z prawem dyskryminacji. Podobne zapisy dotyczą też mobbingu (uporczywe i długotrwałe nękanie lub zastraszanie pracownika bez podtekstu seksualnego).

Dobrze, że na uczelniach powstały niedawno regulaminy antydyskryminacyjne, które mają też stosowne zapisy dotyczące molestowania seksualnego i mobbingu, i powołani zostali przez rektorów rzecznicy, którym można zgłaszać takie sprawy i oczekiwać interwencji. Szkoda, że przy okazji dała o sobie znać genderowa poprawność polityczna –  np. wprowadzono karanie naganą nieuwzględnianie przy zwracaniu się do osób niebinarnych czy transpłciowych formy, której sobie one życzą, niezgodnej z zapisaną płcią oraz imieniem w dokumentach, a nawet, jak na Uniwersytecie Jagiellońskim, wpisywanie innego imienia niż w dowodzie osobistym w protokołach egzaminacyjnych, zgodnie z życzeniem studenta lub doktoranta. Mam jednak nadzieję, że owe regulaminy będą służyły przede wszystkim przeciwdziałaniu molestowaniu seksualnemu i mobbingowi na uczelniach.

Śledząc jednak doniesienia medialne w sprawie molestowania seksualnego można mieć wrażenie, że dotyczy ono tylko działań duchownych wobec dzieci. Oczywiście wysoce nagannych, każdy taki czyn jest krzywdą i zgorszeniem, pisała o tym moja siostra w tekście „Zranieni w kościele” [LINK]. Wywołanie skojarzenia łączącego molestowanie wyłącznie z przemocą seksualną księży wobec nieletnich jest oczywiście manipulacją, bowiem skala tego zjawiska w porównaniu do zakresu molestowania ogółem jest stosunkowo niewielka, choć bulwersująca i gorsząca.

Oczywiście nie pomagają w społecznym odbiorze gorszące i bulwersujące wypowiedzi, takie jak o. Tadeusza Rydzyka na 29. urodzinach Radia Maryja, które celebrowano w Toruniu w sobotę 5 grudnia, nt. współczesnego „męczeństwa” bp. Edwarda Janiaka oraz milczące przyzwolenie na takie słowa obecnych tam hierarchów i przedstawicieli władz państwowych. Dobrze przynajmniej, iż  rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak zreflektował się po dwóch dniach i zdecydowanie odciął się od wypowiedzi ojca dyrektora, pisząc „Pokusa nie tłumaczy przestępstwa. Nic nie usprawiedliwia krzywdzenia dzieci. Każdy, kto popełnia przestępstwo, musi ponieść karę. Pedofilia to ohydna zbrodnia, niezależnie od tego, kto jest sprawcą”. I chyba nie chodziło mu o to, że niewinne dziecko kusi, tylko odniósł się do słów redemptorysty, który usprawiedliwiając pedofili w sutannach, mówił „A kto nie ma pokus?”.  To wszystko sprawiło, że to, co już przycichło i było spokojnie wyjaśniane, znów medialnie ożyło z całą mocą po raz kolejny uderzając w Kościół.

Natomiast ostatnia głośna sprawa związana z molestowaniem, która poruszyła emocje, dotycząca śp. Kardynała Henryka Gulbinowicza, ze względu na lakoniczność komunikatu Nuncjatury Apostolskiej, zaczęła żyć własnym, plotkarskim życiem. Z jednego znanego i nie do końca wiarygodnego, a na pewno niezweryfikowanego przypadku molestowania sprzed 30 lat (chodzi o 16-letniego wówczas Karola Chuma vel Przemysława Kowalczyka) zrobiła się liczba mnoga i w komentarzach funkcjonujących w mediach społecznościowych pojawiła się gigantyczna nadinterpretacja (pedofilia, gwałcenie dzieci itp.). Przeinaczona i przesadzona jak w „głuchym telefonie”. Plotka krzywdzi i może zabijać. Przestrzega przed nią Papież Franciszek. Ale o plotce i jej niszczącym działaniu już w następnym felietonie.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

3 komentarze

  1. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Odniosę się tylko do jednego wątku poruszonego w tym tekście, a mianowicie do inicjatywy posłanek Lewicy, które przedstawiły projekt zmiany zapisu określającego gwałt. W myśl tego zapisu obcowanie płciowe bez wyraźnej i świadomej zgody byłoby klasyfikowane jako gwałt. Czyli milczenie to nie brak sprzeciwu, ale brak zgody. Toż to absurd, który w niczym nie pomógłby gwałconym kobietom, a mógłby stać się orężem np. walki o rozwód z orzeczeniem winy. Winy mężczyzny, oczywiście. Jak udowodnić brak zgody, gdy nie ma świadków? Obcowanie płciowe to sytuacja intymna, na ogół nie tam osób trzecich. A więc byłoby słowo przeciw słowu. To nie może być dowód w żadnym postępowaniu, więc po co ta zmiana? Chyba tylko po to, żeby w procedurze rozwodowej wpływać na wyrok sądu. Jest jeszcze psychologiczny efekt takiego zapisu, który może zrażać mężczyzn nawet do niewinnego flirtu. I tak aseksualnych mężczyzn przybywa. Ma być ich więcej? Chcemy i tę sferę odrzeć ze spontaniczności, pozbawić emocjonalności? Krzywdzonym kobietom nie pomoże, a wiele szkód może przynieść.

  2. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Kilka komentarzy nt. tego tekstu pojawiło się na Twitterze. Przytaczam niektóre z nich:

    Tad Kapala @TadKapla
    Chętnie bym poczytał o drugiej stronie ,,molestowania” : Jak za d… dostałam podwyżkę, dział, firmę, miasto ….

    Ewa Oczkowska @Ewa1064
    Bardzo dobry tekst. Polecam.

    Gutab @BatugWojciech
    Nie przez przypadek termin molestowanie seksualne powstał w USA, miejscu narodzin nowej rewolucji marksistowskiej, w której walkę o prawa robotników zastąpiła promocja nieskrępowanego popędu seksualnego i walka z uciskiem tych, którzy się sprzeciwiają. Popęd stał się „wartością”.

    Witold Kabański @WitoldKabanski
    Kościół wspomagany przez władzę państwową, również tę przed 2015 rokiem, sam doprowadza się do stopniowej utraty zaufania. Tuszowane przypadki molestowania były i są bulwersujące. Rydzyk to nie ksiądz, to twardy biznesmen. A Gulbinowicz cóż, gdyby uczciwie wcześniej wyjaśniono.

    @AlfaBies
    Dobry i wyważony tekst, IMHO. Nie z każdym zdaniem i tezą byłbym skłonny się zgodzić (dodatkowo, Autorka pomija sporo aspektów kulturowych, socjologicznych i historycznych, a piori uznając „tu i teraz” ze jedyną „bazę” rozważań), ale mnóstwo trafnych obserwacji i wniosków.

    Rafael @BaszRafael
    Molestowało się nie raz, i nie pięć. Zawsze z wzajemnością…

    Dorota Kowalska @dorowska1
    Polecam.

  3. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Z wyjątkiem komentarza mojej siostry, w której rozwinęła jeden z poruszonych przeze mnie wątków, oraz kilku wpisów na Twitterze, w których padły pochlebne słowa, nie było dyskusji na temat tego tekstu. Widać nie wzbudzał on kontrowersji. Za wszystkie ciepłe słowa dziękuję.

Skomentuj Maria WANKE-JERIE Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *