Wyborcza kwadratura koła

W sobotę 25 kwietnia w telewizji publicznej (na kanałach TVP1, TVP2 i TV Polonia) po raz pierwszy pojawiły się audycje komitetów wyborczych, ewidentny to znak, że do wyborów zostały już tylko dwa tygodnie. Przy okazji warto podkreślić, że wśród spotów prezentowanych w ramach bezpłatnych audycji reprezentowane były wszystkie komitety. Żaden z pretendentów nie odmówił też udziału w debacie kandydatów, którą na 6 maja zaplanowała TVP1.

Świadczyć to może, że – mimo powszechnego ubolewania, iż kampanii wyborczej z powodu epidemii i wynikających z niej ograniczeń prowadzić się nie da, ona jednak jakoś się toczy, w ułomnej wprawdzie i niepełnej formie, ale trudno powiedzieć, że jej w ogóle nie ma. Nie odbywają co prawda spotkania wyborcze, ale dotyczy to jednakowym stopniu wszystkich kandydujących w wyborach. Kandydaci lub przedstawiciele ich komitetów występują w programach publicystycznych, udzielają wywiadów w mediach i choć z różnych stron odzywają się głosy, że prezydencka elekcja w terminie odbyć się nie powinna, czemu wtórują zgodnym chórem kontrkandydaci urzędującego prezydenta, raz po raz ogłaszając, że przerywają kampanię, by za parę dni temu zaprzeczyć i wrócić do kandydowania. Rodzą się jak grzyby po deszczu różne pomysły na przesunięcie terminu wyborów, ale żaden z nich nie uzyskał do tej pory niezbędnego poparcia.

Wszystko wskazuje na to, że do porozumienia w sprawie przesunięcia terminu wyborów nie dojdzie, a wszelkie próby rozwiązania kwestii konstytucyjnych i organizacyjnych z tym związanych coraz bardziej przypominają kwadraturę koła. Kwadratura koła to jeden z trzech problemów starożytnej matematyki sformułowany przez szkołę pitagorejską, polegający na skonstruowaniu przy użyciu wyłącznie cyrkla i linijki kwadratu o polu równym polu danego koła. Konstrukcja taka jest niewykonalna, co udowodnił w 1837 roku francuski matematyk Pierre Wantzel.  Określenie „kwadratura koła” funkcjonuje w języku potocznym i oznacza coś niewykonalnego, z góry skazanego na niepowodzenie.

Nie ulega wątpliwości, że przeprowadzenie wyborów w czasie zarządzonych przez władze licznych ograniczeń z powodu epidemii koronawirusa, czy to w formule korespondencyjnej, czy częściowo korespondencyjnej, jak to uchwalono przy okazji zatwierdzania przez Sejm pierwszej tarczy antykryzysowej, utrudnia korzystanie z prawa wyborczego, zwłaszcza w obwodach zagranicznych. Utrudnia, ale nie uniemożliwia, a wybory uzupełniające w kilkudziesięciu gminach w ostatnią niedzielę z frekwencją wynoszącą 41 proc. dowodzą, że nie są to trudności nie pokonania.

Największy ciężar mają jednak argumenty dotyczące zagrożenia zdrowia i życia ludzi, wyborców, ale także członków komisji wyborczych i doręczycieli kart do głosowania. Argumenty, które często przeradzają się w moralny szantaż. Mam jednak nieodparte wrażenie, że tym mocniej są one wysuwane, im większą sondażową przewagę nad konkurentami uzyskuje urzędujący prezydent.

„PiS przekształcił Senat w maszynkę do szybkiego przyklepywania najgłupszych nawet ustaw sejmowych. Antypis przekształcił Senat w narzędzie walki z rządem” – napisał na Twitterze prof. Stanisław Żerko. Trudno się z tym nie zgodzić, gołym okiem bowiem widać, że przeciąganie procedowania ustawy o korespondencyjnym głosowaniu, tak aby maksymalnie wykorzystać przeznaczony na to czas, jest próbą storpedowania możliwości przeprowadzenia wyborów zgodnie z jej zapisami. Ciekawa jestem, kto „kupił” wyjaśnienia Marszałka Tomasza Grodzkiego o szczególnej staranności towarzyszącej pracy nad tą ustawą.

Jej los zależy nie tylko od napiętych do granic możliwości terminów, odmowy części prezydentów i burmistrzów przekazania Poczcie Polskiej list wyborców, a także wątpliwości związanych podstawą prawną tego działania, najważniejsze jest jak zachowają się posłowie z Porozumienia Jarosława Gowina. Cały czas zagadką jest, w co gra Jarosław Gowin. Jego intencje na początku zdawały się jasne – wybory za dwa lata (taką rekomendację bezpieczeństwa powtórzył minister Łukasz Szumowski). Do zmiany Konstytucji nie było jednak potrzebnej większości, a podstawowa wątpliwość dotycząca zasady, że prawo nie może działać wstecz, była ważnym argumentem przeciw koncepcji wydłużenia kadencji Prezydenta z pięciu do siedmiu lat, ale bez możliwości powtórnego kandydowania. Wydłużenie kadencji o rok, co proponował Borys Budka także nie znalazło poparcia. Ogłoszenie stanu klęski żywiołowej, forsowane przez opozycję, co umożliwiłoby przesunięcie wyborów na jesień, obciążone jest jednak  koniecznością wypłaty odszkodowań, co zrujnowałoby budżet państwa. Można było wprawdzie wprowadzić ten stan na krótko, wcześniej była też szansa zmiany ustawy i korekta zapisów dotyczących odszkodowań, dlatego zapewne bardziej istotnym argumentem przeciw jego wprowadzeniu było jeszcze zupełnie coś innego.

Jesienny termin wyborów to zapewne kumulacja problemów gospodarczych i społecznych, wynikających z narodowej kwarantanny i prawdopodobnie radykalne obniżenie szans wyborczych Andrzeja Dudy.

Gołym okiem widać, że każda ze stron kieruje się przede wszystkim własnym politycznym interesem, stąd trudno zarówno o zaufanie, jak i porozumienie. Z drugiej strony nieprzeprowadzenie wyborów w wyznaczonym przez Marszałek Sejmu terminie, bez wcześniejszego rozstrzygnięcia kwestii przesunięcia głosowania, oznacza ogromny kryzys polityczny i konstytucyjny. A każda z wysuwanych propozycji wydaje się mieć jakąś wadę prawną.

Dlatego warto może na moment odsunąć to wszystko, co wynika z partyjnych interesów, i przyjrzeć się samym procedurom wyborczym pod kątem ich zgodności z Konstytucją i międzynarodowymi standardami.

W 2015 roku, pod koniec kadencji większości PO-PSL, Sejm wydał w serii „Opracowania tematyczne” ciekawy dokument zatytułowany „Procedury wyborcze w krajach europejskich”. Na temat standardów europejskich czytamy w nim: „Trudno jednoznacznie wskazać modelowe rozwiązanie w tym zakresie w Europie (…) Najczęściej powołanie organu odpowiedzialnego za organizację wyborów powierzane jest parlamentowi samodzielnie bądź wraz z innymi organami państwa (…) Drugim najczęściej występującym rozwiązaniem jest powierzenie organizacji i nadzoru nad wyborami rządowi lub określonemu ministerstwu (…).”

Z badań ekspertów sejmowych w kadencji 2011–2015 wynika, że Polska stosowała dotąd mało popularny w Europie model nadzoru sędziowskiego (trzy państwa: Polska, Turcja, Włochy). Jednocześnie powierzenie wyborów ministrowi spraw wewnętrznych zastosowało siedem krajów (Austria, Belgia, Cypr, Francja, Grecja, Holandia i Niemcy), innym ministrom cztery kraje (Luksemburg, Szwajcaria, Finlandia, Norwegia).

Według Konstytucji RP wybory prezydenckie zarządza Marszałek Sejmu, a ich ważność stwierdza Sąd Najwyższy. W Konstytucji nie ma Państwowej Komisji Wyborczej, działa ona na mocy ordynacji wyborczej. Nie byłoby więc żadnej sprzeczności ani z Konstytucją, ani z międzynarodowymi standardami,  gdyby Sejm ustawą wprowadził system wyborczy bez PKW.

Niedawno pani komisarz Věra Jourová zatroskana o stan polskiej demokracji powiedziała: „Nam pozostaje przypomnienie polskim władzom o międzynarodowych standardach, takich jak choćby rekomendacja Rady Europy, żeby nie dokonywać fundamentalnych zmian w kodeksie wyborczym w roku poprzedzającym ich termin. Polska jest członkiem Rady Europy”.

Rzeczywiście, takie standardy wyznaczyła w swoim dokumencie z 52. sesji w 2002 roku słynna Komisja Wenecka.

Polski Trybunał Konstytucyjny także rozpatrywał sprawę zmiany ordynacji jeszcze w dawnym składzie (sprawa K 3/09), gdy zmiany w prawie wyborczym dokonane zaraz przed wyborami przez koalicję PO-PSL do Trybunału skierował prezydent Lech Kaczyński. Trybunał uznał wówczas, że w Polsce obowiązuje standard polegający na tym, że istotne zmiany w prawie wyborczym powinny być uchwalone co najmniej sześć miesięcy przed kolejnymi wyborami, rozumianymi nie tylko jako akt głosowania, lecz także jako całość czynności objętych kalendarzem wyborczym. Wyjątki od tak określonego standardu mogłyby wynikać jedynie z nadzwyczajnych okoliczności o charakterze obiektywnym.

Czyli „nadzwyczajne okoliczności” mogą uzasadniać zmiany ordynacji przeprowadzane bez tego półrocznego ograniczenia? To ważna konstatacja, bowiem trudno nie uznać, że obecnie mamy do czynienia z nadzwyczajnymi okolicznościami o charakterze obiektywnym.

Ta sama reguła została zastosowana w wyborach w Bawarii. Do kodeksu wyborczego wprowadzono tam ustawą z 25 marca nowy artykuł, który zmienił zasady przeprowadzenia drugiej tury wyborów zaplanowanej na dzień 29 marca. Ustawa zrealizowała zapowiedź Ministerstwa Zdrowia Bawarii, które zapowiedziało korespondencyjną drugą turę już 19 marca, wprowadzając je jako formę wyłączną. Zgodnie z nową regulacją, każdy otrzymał karty do głosowania pocztą. Druk i wysyłka kart i kopert musiały zacząć się wcześniej niż na cztery dni przed wyborami, a stosowne decyzje zapadły wraz z ogłoszeniem bawarskiego Ministerstwa Zdrowia.

Podsumowując, merytoryczny spór polityczny powinien uwzględniać wszystkie te okoliczności. Przy dobrej woli i odrobinie zaufania porozumienie powinno być możliwe. Tak, niestety, nie jest, bo brakuje zarówno dobrej woli, jak i zaufania.

Dziś, na 12 dni przed terminem wyborów, nie tylko nie wiadomo, czy odbędą się one 10, 17 czy 23 maja, czy będą w pełni, czy tylko częściowo korespondencyjne, czy nie zostaną jednak poprzez wprowadzenie stanu nadzwyczajnego (wyjątkowego lub klęski żywiołowej) przesunięte. Istnieje dodatkowo obawa, że perturbacje związane z wyborami prezydenckimi wywołają kryzys polityczny, który tylko pogłębiłby dotychczasowe: zdrowotny wywołany pandemią i ekonomiczny wynikający z lockdownu i suszy.

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

15 komentarzy

  1. kadras1975@gmail.com' MariuszD pisze:

    U mnie listonosz od lat awizo zostawia (wcześniej na poczcie wypisane), do drzwi nie puka. Czy na tym awizo będzie info że to pakiet wyborczy? Nie uśmiecha mi się stanie w kolejce, w tłumie ludzi w ograniczonych godzinach pracy poczty (8-14) minus godziny dla seniorów. Nie wspominając o ryzyku zarażenia. Choćby że względu na to ryzyko wybory nie są uczciwe.

  2. kadras1975@gmail.com' MariuszD pisze:

    Kolejne ważne pytanie. Jak zareagują ludzie widząc listonosza na własne oczy, po tym jak awizo zostawiał mimo że w domu byli i musieli stać na poczcie w kolejkach?To są emocje które kumulowały się przez lata.

  3. gabriellawit@gmail.com' GABRIEL pisze:

    jak zwykle, zabieram glos w sprawie , ktora nie powinna mnie obchodzic. Ale obserwuje, chociaz z daleka ten caly cyrk. Nie zdazylem przeczytac twojego calego artykulu, ale wydaje mi sie napisany powaznie, i w miare obiektywnie. Jak uda mi sie przeczytac go w calosci, moze dorzuce cos jeszcze. Ale jak to widze, sytuacja jest taka.
    Rzad za wszelka cene chce tych wyborow wlasnie w zapowiedzianym terminie. Wlasciwie nie wiem dlaczego, moge tylo snuc przypuszczenia. A wiec, pan Duda ma bardzo wyskie szanse na wygranie tych wyborow. Byc moze rzad sie obawia, ze jesli wybory odbeda sie pozniej, a Polacy odczuja na wlasnej skorze rozne negatywne efekty tej epidemii, szanse Dudy zmaleja, bowiem wyborcy, slusznie lub nie, beda obarczac za ten stan rzad PiSu.

    Z tych samych wzgledow opozycja chce pzrelozyc te wyobry, uzywajac roznych argumentow. Mnie sie jednak wydaje, ze tu najwieksza role odgrywa upor jednego czlowieka, ktory stal sie jaby wlascicielem (we wlasnych oczach) panstwa. A wiec – isc w zaparte – obojetnie co.

    Ale , na zdrowy rozum, i nie myslac o zadnych biurokratycznych sztuczek, nie widze powodu, zeby nie przesunac wyborow na jakis bardziej normalny okres.

    Wybory korespondencyjne jeszcze sie nigdy w Plsce nie odbyly. Poza problemami z ewentualnymi zarazeniami, dla mnie najwiekszym problemem jest niemozliwosc skontrolowania oszustw wyborczych. Nie ma bowiem zadnej metody, zeby stwierdzic, ze to wlasnie obywatel x, uprawniony do wyborow, postawil krzyzk na swojej karcie wyborczej. Np. pan domu, moze skreslic swojego kandydata na wszystkich kartach swoich domownikow. Tego nie moglby zrobic w tradycyjnych wyborach, kiedy pan x , po skontrolowaniu swojej tzozsamosci wchodzi do kabiny sam, skresla to co chce, i wlasnorecznie wrzuca koperte do urny wyborczej.

    Inna sprawa, to przygotowanie na przyszlosc, mozliwosci glosowania elektronicznego. Oczywiscie takie tez nie jest bez niebezpieczenstw falszerstwa, hackerstwa itd. Ale, majac odpowiednia ilosc czasu na pzrygotowanie, mozna by taki bezpieczny system skonstruowac.

    Ja, nie bedac polskim mobywatelem nie bede oczywiscie glosowal. Ale gdybym byl, namawial bym do prostestu i obywatelskiego nieposluszenstwa, publicznie palac karty wyborcze. Tak, jak kiedys w USA palony karty powolan do wojska.

  4. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Konstytucja, kodeksy wyborcze, ustawy, specustawy, polityczne gry, analogie z innymi krajami, realne i wymyślone zagrożenia, opozycyjne pomysly- podziwiam Pania Autorkę, że potrafila to wszystko ogarnąć i z grubsza wyjaśnić. A całość coraz bardziej jest komplikowana. Oczywiście trzeba zapewnić bezpieczeństwo, ale jako człowiek organicznie uczulony na wszelki, a zwłaszcza sztucznie wywoływany zamęt chciałbym to wreszcie mieć z głowy – tak dla zdrowia psychicznego

  5. bodo31415@wp.pl' Kulka Kulkiewicz pisze:

    Ja w tej szopce nie biorę udziału. Prowadzą czynności przygotowawcze (choćby drukowanie kart, czy przekazanie Poczcie Polskiej danych PESEL – ktoś wie czy całość, czy rzeczywiście niezbędne dane?) bez podstawy prawnej.

  6. dariaziemiec@gmail.com' daria ziemiec pisze:

    Obojetnie jak te wybory beda przygotowane czy w formie tradycyjnej czy korespondencyjnej smiem przypuszczac ze ich wyniki beda mocno kontestowane lagodnie rzecz ujmujac:)
    Koronawirus mocno skomplikowal nasze życie.Juz teraz micno odczuwają jego skutki przedsiebiorcy i zwykli obywatele.
    W normalnym cywilizowanym kraju zariwno rządzący jak i opozycja powinni porozumieć się ponad podzialami i zacząć konstruktywnie myśleć jak pokonać kryzys.
    Jako obywatel tego oczekuję od wybrańców narodu i nie jestem w tym odosobniona.
    Przepychanki i wzajemne oskarżenia budzą w społeczeństwie tylko złe emocje.

  7. dariaziemiec@gmail.com' daria ziemiec pisze:

    Smiercionosne koperty i wybory zagrazajace życiu to argumenty opozycji .Zatem moje pytanie brzmi .Czym rizni sie ekspedientka w markecie i kient robiący zakupy od czlonka komisji wyborczej i wyborcy?
    Dlaczegi naseczka w sklepie spelnia swoja ochronną rolę a w lokalu wyborczym juz nie?
    Zaglosujmy w sposob tradycyjny i przestanmy bic pianę i pamiętajmy ze udzial w wyborach to jest glownie nasze prawo z ktorego świadomy obywatel korzysta a nieświadomy gdyba ci by bylo gdyby było:)

  8. aleczka27@gmail.com' ala pisze:

    Po trupach do celu. Choćby się waliło i paliło musi być tak,jak chcą.

  9. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    To rzeczywiście istna kwadratura koła, a politycy do dwóch najpoważniejszych po wojnie, ale przez nikogo niezawinionych kryzysów – zdrowotnego i gospodarczego, pogłębionego dodatkowo przez suszę – fundują nam gigantyczny kryzys polityczny i konstytucyjny. Wspomniała o tym w zakończeniu swojego tekstu moja siostra, ale także Piotr Trudnowski z Klubu Jagiellońskiego. Bez porozumienia w sprawie wyborów prezydenckich tego nie unikniemy, bo nie ma co ukrywać, że wybory czy to czysto korespondencyjne, o ile ustawa zostanie dosłownie w ostatnim momencie uchwalona przez Sejm, czy częściowo korespondencyjne, jak uchwalono przy okazji przyjęcia Tarczy antykryzysowej, przeprowadzone w maju niosą wiele wątpliwości. I to nie przez „zabójcze koperty”, jak grzmi marszałek Senatu, czy z powodu niezachowania tajności, ale przede wszystkim z powodu uchybień proceduralnych dotyczących organu prowadzącego wybory (Poczta Polska) i braku czasu, by dostarczyć pakiety wyborcze tym wyborcom, którzy mieszkają w innym niż zameldowanie miejscu. Takich osób jest sporo i pozbawione one byłyby de facto czynnego prawa wyborczego. To samo dotyczy wyborców zamieszkałych zagranicą. Wydaje się zatem, że przesunięcie terminu wyborów na sierpień przez wprowadzenie stanu klęski żywiołowej na krótki czas umożliwiłoby usunięcie tych mankamentów. Bo to, że stan epidemiczny nie umożliwi w tym czasie bezpiecznego przeprowadzenia wyborów w lokalach wyborczych, wydaje się więcej niż pewne. Ale, aby można przeprowadzić wybory korespondencyjne w sierpniu, konieczny jest polityczny konsensus, którego nie ma. Dodatkowym argumentem przeciw temu rozwiązaniu jest instrumentalne wykorzystanie zapisanego w Konstytucji stanu klęski żywiołowej, bo wprowadzonego nie z powodu likwidowania zagrożenia, tylko w celu politycznym – umożliwienia rządzącym przesuwanie terminu wyborów, a w konsekwencji kadencji prezydenta na czas nieokreślony, bo nieprawdą jest – co słyszymy od obozu rządzącego – że po 6 sierpnia nie byłoby urzędującego prezydenta. Wg Konstytucji (Art. 228 p. 7) mamy zagwarantowane przedłużenie kadencji organów wybieralnych, jeśli wybory zostały przesunięte z powodu wprowadzenia stanu klęski żywiołowej. Niemniej to niebezpieczny precedens, na co zwraca uwagę dr hab. Arkadiusz Radwan, profesor Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Witolda Wielkiego w Kownie, dyrektor Stacji Naukowej PAN w Wiedniu w swoim raporcie zatytułowanym „Konfrontacja czy kompromis? Scenariusze decyzji dot. wyborów prezydenckich w cieniu pandemii COVID-19” https://klubjagiellonski.pl/publikacje/konfrontacja-czy-kompromis-scenariusze-decyzji-dot-wyborow-prezydenckich-w-cieniu-pandemii-covid-19/
    Polecam Państwu jego lekturę.

    Tak więc najkorzystniejszym rozwiązaniem byłoby szerokie porozumienie głównych sił politycznych i taka zmiana Konstytucji, która pozwoliłaby bezpiecznie wybrnąć z tego zaklętego koła niemocy. Czasu zostało niewiele, a biskupi zaapelowali do rozsądku polityków.

  10. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Pod moją zapowiedzią tego tekstu na Facebooku swój komentarz wpisał Waldemar Fydrych:

    Bzdura, wybory można przeprowadzić w porządku konstytucyjnym aż do końca lipca. Ale wtedy w przypadku wygrania kogoś z opozycji, rządząca partia nią miała by czasu na przeforsowanie „własnych ustaw” przez kilka dni bo w senacie mogą utknąć ustawowo na miesiąc a wiec nowy prezydent mógłby zawetować. Kadencja Dudy kończy się 07 sierpnia lub lipca. Po prostu ani rządzący PiS ani opozycja nie widzi w tym interesu. Interes widzą partyjny a biedni ludzie dają się wkręcić.

    • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

      Nie mogę pozostawić tego wpisu bez odpowiedzi, którą zamieszczam poniżej.

      Porządek konstytucyjny dotyczący wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej określa Art. 128. Pozwolę go sobie przytoczyć dosłownie:

      Art. 128.
      1. Kadencja Prezydenta Rzeczypospolitej rozpoczyna się w dniu objęcia przez niego urzędu.
      2. Wybory Prezydenta Rzeczypospolitej zarządza Marszałek Sejmu na dzień przypadający nie wcześniej niż na 100 dni i nie później niż na 75 dni przed upływem kadencji urzędującego Prezydenta Rzeczypospolitej, a w razie opróżnienia urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej – nie później niż w czternastym dniu po opróżnieniu urzędu, wyznaczając datę wyborów na dzień wolny od pracy przypadający w ciągu 60 dni od dnia zarządzenia wyborów.

      Dlatego właśnie możliwe konstytucyjne terminy to: 3, 10, 17 i ewentualnie, bo to sobota 23 maja. Nie jest możliwe w porządku konstytucyjnym, bez wprowadzenia stanów nadzwyczajnych przeprowadzenie wyborów „aż do końca lipca”. Wychodząc więc od nieprawdziwych założeń, wprawdzie wnioskowanie jest logiczne i poprawne, ale całość niewiele ma wspólnego z prawdą.

      Tak wiele nieprawdziwych informacji krąży, niektóre trudno zdementować, ale te, które można w sposób najprostszy, uważam, że warto. Co niniejszym uczyniłam.

  11. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    Wczoraj, w czasie rozmowy, zaproponowałem pewien eksperyment myślowy:
    Załóżmy, że… – matematycy to lubią 😉

    Zatem wyobraźmy sobie, że kandydatka KO w tej chwili wyraźnie prowadzi w sondażach, a PAD – po jakiejś aferze sprzed 2-3 miesięcy, zaczyna powoli odrabiać straty. Co robi ZP? Pewnie wszystko, żeby odsunąć wybory i wykorzystać falę wznoszącą – zwykła logika i pragmatyzm. Co robi KO? 🙂

    Aż szkoda, że nie ma różdżki, dzięki której można by się natychmiastowo przełączać miedzy takimi światami równoległymi (obecnym, i tym z eksperymentu). Wyobrażacie sobie tych polityków, komentatorów, którzy sami z sobą dyskutują zaciekle przekonując siebie do swoich racji? 😉

  12. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Nie jestem prawnikiem, ani też politykiem, więc nie będę wypowiadał się w tej kwestii. Widzę tylko, tak jak i poprzednicy, że obie zainteresowane strony, wybrały strategię – „Po trupach, do celu”.

  13. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    Na marginesie – rozmawiałem ze znajomymi z Monachium, dla nich wybory kopertowe to nic nowego, głosują tak od lat, traktują jako coś naturalnego, a sama procedura wydaje się dobrze przemyślana.

    Jednak architektura systemu to jedno, a jej implementacja i akceptacja społeczna, to już inna bajka. Niby jesteśmy mistrzami improwizacji – patrz polski jazz, jednak jak mówią muzycy – najlepsza improwizacja to ta, poprzedzona długimi godzinami żmudnych ćwiczeń 😉

    Kto wie, może lepiej przyjęłyby się u nas testowane już w kilku miejscach na świecie wybory w formule drive-thru: przy jednym „okienku” okazujemy przez szybę samochodu dowód i otrzymujemy kartę do glosowania, a przy drugim wrzucamy do urny swój głos. Skoro wirus ma zostać z nami na dłużej – warte przemyślenia.

    https://www.youtube.com/watch?v=iHwo6NTCjjo

  14. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Dziękuję za zainteresowanie artykułem i dyskusję, która na Twitterze była żywsza niż w komentarzach pod tekstem. Wybory to jednak nie jest temat, który rozpala emocje. Mimo że do 10 maja zostało tylko sześć dni wciąż nie wiadomo, jak problem prezydenckiej elekcji zostanie rozstrzygnięty, bo – choć cały czas jest możliwe, że Sejm odrzuci decyzję Senatu – przeprowadzenie wyborów korespondencyjnych w wyznaczonym przez panią Marszałek terminie wydaje się coraz mniej realne. Wybory korespondencyjne w sytuacji odmrażania gospodarki i coraz większego luzowania związanych z epidemią restrykcji wydają się ze względu na zagrożenie roznoszeniem wirusa całkowicie bezpieczne, nie ma jednak czasu na ich właściwe przygotowanie, choćby z właściwym wyprzedzeniem rozsyłanie pakietów wyborczych, możliwość zgłaszania zmiany adresu itp. W krajach, w których takie głosowanie ma wieloletnią tradycję, pakiety wyborcze wysyła się z miesięcznym, albo przynajmniej trzytygodniowym wyprzedzeniem. Przy takiej formie wyborów łatwiej też o nieprawidłowości, co potwierdzają doświadczenia amerykańskie. W 2018 roku doprowadziły one do powtórzenia wyborów parlamentarnych w okręgu nr 9 w Karolinie Płn. Okazało się bowiem, że współpracownicy republikanina Marka Harrisa, który wygrał 905 głosami, kupowali od wyborców puste karty, by postawić krzyżyk przy jego nazwisku.
    To wszystko są sprawy istotne, ale i tak mam nieodparte wrażenie, że istota sprawy jest zupełnie inna. Rosnące notowania urzędującego prezydenta i jego przewaga nad konkurentami sprawiają, że opozycja robi wszystko, żeby odsunąć wybory do czasu, gdy preferencje wyborców się odwrócą. Koalicja Obywatelska ma także nadzieję, że można wybory nie tylko przesunąć o kilka miesięcy, ale i zacząć procedurę wyborczą od nowa, by możliwe było zastąpienie obecnej kandydatki przez innego pretendenta. Brakuje ponadpartyjnego porozumienia, a bez tego niemożliwe jest działanie w sytuacjach nadzwyczajnych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *