Nauczycielska kwadratura koła

Termin rozpoczęcia strajku nauczycieli zbliża się wielkimi krokami, już niespełna tydzień dzieli od podjęcia akcji, w której – według danych ZNP – udział zadeklarowało blisko 80 proc. szkół i przedszkoli. Datę wybrano tak, aby była najbardziej dotkliwa dla uczniów, dwa dni później rozpoczynają się bowiem egzaminy w gimnazjach, a po upływie tygodnia w podstawówkach, kwalifikujące do liceów i techników. Można tylko zapytać strajkujących, dlaczego zakładnikami tej akcji uczyniono dzieci i pośrednio ich rodziców? Czy tak się godzi?

Dawniej tak nie było, pisała na ten temat moja siostra w tekście „Strajk” [LINK]. Nauczyciele nie odchodzili od tablicy, a lekarze od łóżek pacjentów. Etos tych zawodów społecznego zaufania tego nie dopuszczał. W ich imieniu strajkowali przedstawiciele innych branż, solidarność wymagała myślenia kategoriami dobra wspólnego. Teraz to porzucono, a właściwie nie teraz, stało się to dużo wcześniej. Ten strajk nie jest pierwszy, ani jedyny, mamy jeszcze w żywej pamięci protest lekarzy rezydentów…

Z całą pewnością sposób dochodzenia swoich racji przez ZNP jest nie do przyjęcia. Także „zaporowe”, nienegocjowalne warunki, stawiane przez związek, których podstawą jest tysiączłotowa podwyżka wynagrodzeń. Pamiętajmy, że chodzi o kwotę bazową, a więc podwyżki realne miałyby być znacznie, znacznie wyższe. Przyjęcie przez rząd takich warunków pod szantażem strajkowym, otworzyłoby worek z żądaniami płacowymi przedstawicieli innych grup zawodowych. Ustępstwo i stuprocentowe uznanie racji strony protestującej to droga donikąd. Tym bardziej że – jak widać – protestującym o to chodzi, bo to nie tylko strajk płacowy, ale akcja polityczna, mająca na celu rozchwianie atmosfery w roku wyborczym.

Jest jeszcze jedna strona tej skomplikowanej sprawy, a mianowicie… nauczyciele mają sporo racji. Oświata jest niedoinwestowana, nauczyciele naprawdę zarabiają za mało, a zawód to trudny i odpowiedzialny, wymagający kreatywności i ciągłego dokształcania. Dodatkowo, reforma, jakby jej nie oceniać, wprowadziła w środowisko nauczycielskie wiele zamętu, niepewności, zmian i konieczności przystosowania do nowych rozwiązań. Wydawałoby się, że już samo to, czyli zmiany organizacyjne i programowe, wymagałyby jakiejś finansowej rekompensaty. Wcale nie po to, żeby nauczycieli przekupić i przekonać do reformy, ale po prostu wynagrodzić dodatkowy wysiłek związany z jej wdrożeniem. Tak się jednak nie stało.

Dlatego trudno się dziwić, że sporo nauczycieli, którzy na przykład zmuszeni byli – na skutek zmian organizacyjnych związanych się z wdrażaniem reformy – przenosić się do innej szkoły (lub szkół, by w dwóch lub trzech łączyć etat), po prostu odeszli z zawodu. Zmniejszenie poziomu bezrobocia i poprawa na rynku pracy taką decyzję im ułatwiła.

Źle się stało, że wcześniej nie pomyślano, aby nauczycielom zapewnić bardziej godziwe płace. Odczuwalna podwyżka wynagrodzeń nauczycieli powinna być wpisana w koszty reformy edukacji.

Żadna reforma strukturalna i programowa (choćby była najlepsza) nie uda się, gdy nie będzie dobrze przygotowanej, profesjonalnej kadry nauczycielskiej. A brak takowej to bolączka polskiej oświaty od lat. W dużej mierze od dawna była negatywna selekcja do tego zawodu. Tych, którzy marzą, by uczyć dzieci i pracować w szkole, mają do tego zacięcie i poczucie misji, nie ma i nie będzie zbyt wielu. A trzeba pamiętać, że przywileje wynikające z Karty Nauczyciela (przyjęta 26 stycznia 1982 roku i od tego czasu zmieniana 70 razy), jak choćby płatne urlopy na poratowanie zdrowia, przysługują dopiero po kilku latach pracy w zawodzie, nie od razu. Także obowiązujące dla całej budżetówki nagrody jubileuszowe czy dodatki stażowe itp. Jak zachęcić młodego człowieka po studiach do pracy w szkole? Czym? Dłuższe urlopy wypoczynkowe czy też ferie zimowe wcale aż tak atrakcyjne nie są. To nie te czasy, gdy kobieta (wszak zawód nauczyciela jest mocno sfeminizowany) marzyłaby, żeby mieć jak najwięcej czasu na dom i opiekę nad dziećmi. To już nie taki atrakcyjny bonus, jakim był kiedyś.

Znane jest i przywoływane porzekadło, że państwo policyjne jest wtedy, gdy policjant zarabia więcej niż nauczyciel. Gdy porównać wynagrodzenia najniższe, to są one zbliżone. I tu, i tu pewnie zbyt niskie. A jak wyglądają porównania do okresu przedwojennego, gdy zawód nauczyciela był szanowaną profesją, zaliczaną do elity intelektualnej? W 1929 roku wykwalifikowany robotnik w Warszawie zarabiał miesięcznie nieco ponad 100 zł, górnik przodkowy bliżej 200 zł, a nauczyciele ok. 250 zł. Nauczyciel gimnazjum w Warszawie, mający żonę i dwoje dzieci, zarabiał po 12 latach pracy 636 zł – przypomina na Twitterze Artur Stelmasiak. No tak, ale kształcenie było wówczas elitarne, był siedmioletni obowiązek szkolny, a w gimnazjach naukę pobierał niewielki odsetek młodzieży. Gdy uczeń nie był w stanie sprostać wymaganiom, zachowywał się nagannie lub nie robił należytych postępów, był ze szkoły usuwany. Bywało, że z wilczym biletem. Nauczyciel miał autorytet i nie był ograniczany rozlicznymi prawami ucznia i ograniczeniami natury biurokratycznej. Ale to sytuacja nieporównywalna, tak wiele od tego czasu zmieniło się, że nie ma sensu do tego wracać. Ale trzeba też przyznać, że nauczyciele dziś walczą nie tylko o przysłowiową kasę, ale także o prestiż tego zawodu. Bez pieniędzy tego się nie da zrobić, ale i same pieniądze nie wystarczą.

Poniedziałkowe poranne rozmowy z przedstawicielami rządu zakończyły się fiaskiem. Tymczasem poparcie dla żądań ZNP udzielił Związek Miast Polskich. Konflikt się zaostrza i końca jego nie widać.

Mam wciąż nadzieję, że w tym gorącym sporze jednak zwycięży zdrowy rozsądek i odpowiedzialność. Liczę na to, że rząd wygospodaruje jakieś środki, by nieco zwiększyć podwyżki wynagrodzeń ponad to, co zostało nauczycielom zaproponowane. A Związek Nauczycielstwa Polskiego cofnie się o krok i odstąpi od swoich zaporowych żądań. A może jakimś pomysłem byłoby uznanie – tak jak nauczycielom akademickim – części wynagrodzenia z 50-procentowymi kosztami uzyskania, jak zaproponował to wczoraj w rozmowie z minister Czerwińską prezydent Andrzej Duda? Jakąś część wynagrodzenia traktować jak honorarium autorskie? Bo i twórczej kreatywności praca nauczyciela wymaga, i nauczyciel sam z własnej kieszeni płaci za drukowanie materiałów dla uczniów, za książki służące dokształceniu. Można też położyć na stole negocjacyjnym inne rozwiązania.

Bezterminowy strajk nauczycieli w czasie egzaminów dla gimnazjalistów i ósmoklasistów to najgorsze z możliwych rozwiązań. Chyba, że protestującym o to chodzi, wedle zasady IM GORZEJ, TYM LEPIEJ? Oby jednak nie.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

34 komentarze

  1. alokazja@poczta.fm' Alokazja pisze:

    Błagam, gdzie nauczyciele płacą ze swoich pieniędzy za ksera? W dawnej szkole moich dzieci specjalnie za to płaciliśmy. I byli tacy nauczyciele u których prowadzenie lekcji ograniczało się do rozdania takich kser.

  2. gramatis@tlen.pl' Ufka pisze:

    Tak, sama pensja to nie wszystko. Nie tylko ja wiązałam duże nadzieje z panem Giertychem jako ministrem MEN. Są rodzice „nieroszczeniowi”, są tacy, którzy nie wychodzą z kuratorium. Uczniowie mają za dużo przywilejów, za mało obowiązków.
    Ale i odwrotnie – marny nauczyciel, dobry znajomy dyrektora, może spokojnie uczyć źle. Dobrzy mogą być niszczeni. Podam przykład – prosiłam sekretarkę szkolna (bo ona tak naprawdę rządzi), aby zapisała wnuka do klasy dobrej wychowawczyni. Znałam tę szkołę, chodziły do niej moje dzieci. Nie zrobiła tego, ale powiedziała, że będę zadowolona. Co się stało? Szkoły mają z przedszkola informacje o uczniach – tej „dobrej” przydzielono same trudne przypadki.
    A strajk? Można strajkować, ale nie w czasie egzaminów. Nawet jak do strajku nie dojdzie to ten miesiąc niepewności już odbił się na wszystkich. Ja jednak trochę żałuję. Bo był wielki wrzask o jeden dzień wolny 12 .11. „Co zrobią lekarze, policjanci pełniący służbę?”. Teraz rzekomo wszyscy popierają. No to ja jednak chciałabym zobaczyć tydzień zamkniętych przedszkoli na Ursynowie i Wilanowie.
    Przy okazji strajku dowiedziałam się, że w mojej szkole wiejskiej żaden nauczyciel nie należy do ZNP. Tak dziwnie się składa, że to najlepsza szkoła w gminie:))

  3. jerzpolski@wp.pl' jurek pisze:

    Uważam, że zatraca się etos solidarności. W sierpniu 1980 roku robotnicy walczyli o prawa wszystkich Polaków, ale kiedy „apetyt zaczął wzrastać w miarę jedzenia”, poszczególne grupy zawodowe skupiły się na zabezpieczeniu swoich przywilejów, zapominając o pozostałych. Wiem, że jest niemożliwe zaspokojenie naraz potrzeb wszystkich Polaków, ale ktoś musi to koordynować.
    Wybraliśmy demokratycznie ludzi, którzy zostali do tego powołani i nie powinniśmy im przeszkadzać w realizacji tego trudnego zadania. Strajki mogą być wyrazem desperacji w przypadku łamania praw pracowniczych, ale czy nauczycielom naprawdę dzieje się taka krzywda ?

  4. alokazja@poczta.fm' Alokazja pisze:

    Nie zauważyłam, żeby moje dzieci miały za mało obowiązków. Zwłaszcza wtedy gdy siedziałam z nimi nad zadaniami do niemal północy i odwalałam pracę za nauczycieli. Rodzice nie wychodzą z kuratorium bo szkoła notorycznie narusza prawa uczniów i rodziców

  5. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Olga Zaród skomentowała ten tekst na Facebooku:

    Protestującym chodzi o pieniądze. Wszelkie mniej dotkliwe formy protestów-manifestacje, wysyłanie delegacji na uprzejme rozmowy – są niewidoczne i ignorowane. Przykładem tego, że tylko ostre działania są skuteczne, jest historia walki o prawa wyborcze kobiet na Wyspach Brytyjskich. Dopiero bardzo radykalne działania na pograniczu terroryzmu przyniosły skutek. Wcześniej od kobiet nie odbierano nawet petycji, które przynosiły do parlamentu w swojej sprawie. Nauczycieli także nie dopuszczono do głosu podczas „konsultacji” zmian podstaw programowych…teraz p. minister nie rozmawiała z nimi ani razu i odwołuje spotkania terenowe.
    Jakość nauczania mamy niezłą, pensje niższe niż np.w Czechach i innych „demoludach” (w porównaniu do średniej krajowej). Pomysł z kosztami uzyskania jest bajkowy – lekcja to nie jest zawsze jednorazowe dzieło nauczycielskiej kreatywności. Często stosuje się np. gotowe testy wiedzy/umiejętności (obowiązkowe), albo gotowe schematy lekcji, gdzie nie ma miejsca na kreatywność. Propozycja jest równie zabawna co ta, żeby nauczyciele zamiast pracować -mnożyli się i dostawali za to pięćsetzłotowy zasiłek.

    • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

      Ad vocem Oldze Zaród.
      Pomysł z 50-proc. kosztami uzyskania znakomicie funkcjonował na uczelniach i to wcale nie w odniesieniu do pracowników naukowo-dydaktycznych, tylko dydaktycznych (oczywiście chodzi tylko o część zarobków i nie dotyczy to okresu urlopowego). Nikt nie uważał go za bajkowy. Porównanie tej propozycji do wypowiedzi ministra Szczerskiego uważam za nieadekwatne.

  6. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Ten tekst wywołał ożywioną dyskusję na Twitterze. Przytaczam wybrane komentarze:

    Dast
    Może się mylę (jest jakiś prawnik na sali) czy to nie jest odbieranie/utrudnianie dzieciom ich konstytucyjnego prawa do nauki???Bo jeśli tak to powinny posypać się procesy dla zarządzających placówkami!

    Zbyszek Adamczyk
    Dlaczego nie strajkują np. od 21 czerwca ? Mieliby czas nawet 2 m-ce na spokojne strajkowanie i negocjowanie… Czy w prywatnych i społecznych też będą strajkować??? Byle po nas tylko popiół został….

    Tad Kapala
    Niech polski rząd @PremierRP @MorawieckiM weźmie przykład z Duńczyków. Którzy wobec strajku nauczycieli, zamknęli szkoły, wypowiedzieli umowy i podniesli pensum strajkującym. Średnia płaca robotnika duńskiego 5500€.
    Co komunista Broniarz i jego czerwone ZNP mają wspólnego z edukacją, z wychowaniem młodzieży dla nowej, lepszej Polski?

    Gutab
    Obok kryzysu materialnego w szkolnictwie – trwa kryzys wartości. Na czym polegał etos zawodów społecznego zaufania? Kiedyś nauczyciele nie odchodzili od tablicy, lekarze od łóżek pacjentów, sędziowie od apolitycznych sądów, a dziennikarze od serwisu informacyjnego.

    Sara Tukan
    Największa obawa, że przed wyborami mogą strajkować inne zawody, np. pracownicy usług pogrzebowych, piekarze, śmieciarze, pracownicy wodociągów, elektrowni – kogo jeszcze widzicie na bezterminowym strajku? Bo jak w szkole nie ma etosu, to niby czemu miałby być np. w elektrowni?
    A Broniarz na plecach uczniów, naszych dzieci i wnuków chce się dostać do UE. Zarabia ok 12 tysięcy zł, a chce ponad 33 tysiące euro, nie popuści.

    Daria Ziemiec
    Pan Broniarz reprezentuje nauczycieli sam nie będąc czynnym nauczycielem od 1995 roku:) Stolarz mający dzieci w szkole więcej wie o problemach nauczycieli:)))

    Gabriel Ławit

    Strajk jest legalna forma walki o place i warunki pracy. Im bardziej dotkliwy dla przeciwnika, tym może być bardziej skuteczny. A wiec egzaminy – świetnie wybrany okres. Z punku widzenia nauczycieli.

    Wiesław Pawlak

    Balcerowicz AD 2012: Zlikwidować Kartę nauczyciela, nauczyciele za mało pracują i są „grupą roszczeniową”. Ciekawe, czy dzisiaj powtórzyłby to publicznie?

    Michał Charzyński
    Czy pan profesor był przeciwny lokalnym układom zbiorowym pracy dla nauczycieli? Nie. I tu jest klucz-samorząd powinien mieć dodatkowe narzędzie stymulacji lepszej pracy i przyciągania nauczycieli.

    Wiesław Pawlak
    Jeśli dobrze zrozumiałem, to zgodnie z tym co Pan napisał partnerem w sporze z nauczycielami nie powinien być rząd, tylko samorządy, które w miarę swoich możliwości mogłyby stymulować lepszą pracę i przyciągać nauczycieli. O ile mi wiadomo, to nic nowego.
    Samorządy takie narzędzia mają, gorzej ze środkami potrzebnymi do użycia tych narzędzi…

    Michał Charzyński
    Nie mają ani narzędzi ani kasy.

    Wiesław Pawlak
    Wbrew zapewnieniom minister edukacji obietnica wyższych uposażeń w oświacie nie jest w całości uwzględniona w budżecie państwa na 2019 r. Miasta i gminy znowu będą musiały dołożyć ze swojej kieszeni.
    Nie jestem fachowcem, więc proszę mi odpowiedzieć: 1. czy autor tego artykułu kłamie? 2. Czy samorządy, które dopłacą do pensji nauczycieli „ze swojej kieszeni” (cokolwiek to znaczy), złamią prawo?

    Jola M
    Może niekoniecznie w temacie, ale obok..Wiedziałam, że są rodzice, którzy niszczą autorytet nauczycieli i mają do nich pogardliwy stosunek, ale dopiero teraz dowiedziałam się, że są nauczyciele, którzy mają podobnie w stosunku do rodziców i uczniów…

  7. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Prawo do strajku nie powinno ograniczać innych konstytucyjnych praw, a takim jest prawo do kształcenia, które przysługuje dzieciom i ich rodzicom czy prawnym opiekunom. Dlatego, moim zdaniem, strajk nauczycieli w takiej formie, w jakiej jest zapowiedziany, jest wątpliwy nie tylko moralnie, ale i prawnie. Ogłoszenie bezterminowego strajku obejmującego okres egzaminów jest według mnie karygodne. Uważam, że państwo – w razie fiaska rozmów – powinno pokazać swoją siłę, wówczas też wzmocni swój autorytet. Być może uszczerbku dozna wizerunek państwa jako dobrotliwego i opiekuńczego, które tylko robi obywatelom dobrze, ale, jak widać, to nie zawsze jest możliwe. Notabene nie tylko taki wizerunek, ale i istota takiego „dobrotliwego” państwa mi nie odpowiada. Cały system szkolnictwa wymaga reform, które powinny były nastąpić zaraz po rewolucyjnych zmianach organizacyjnych i programowych. Nie jest tajemnicą, że nauczycieli brakuje, zwłaszcza nauczycieli przedmiotów ścisłych. Trzeba temu zapobiec nie tylko poprzez wzrost płac, ale także ułatwienie pracy nauczycielom, choćby zdjęcie z nich różnych biurokratycznych obowiązków, uwolnienie od oceniania według kluczy, co oducza myślenia, wyposażenie nauczyciela w sankcje wobec niesfornych, bezstresowo wychowywanych dzieci i ograniczenie tzw. praw ucznia. Co to znaczy, że nauczyciel nie może, kiedy tylko uważa za stosowne, sprawdzić ich wiedzy w postaci kartkówki? Szkole potrzeba więcej dobrych, lepiej wynagradzanych nauczycieli i więcej dyscypliny dla uczniów. Można to osiągnąć także poprzez ograniczenie feminizacji tego zawodu. Prof. Wanda Półtawska na jednym z nią spotkaniu mówiła, że wystarczy, by proporcje mężczyzn i kobiet wśród nauczycieli były w przybliżeniu pół na pół, a znacząco wzrasta dyscyplina wśród uczniów. Może warto iść w tym kierunku?

    • alokazja@poczta.fm' Alokazja pisze:

      Kartkówkę zawsze można zrobić. Nie wolno robić niezapowiedzianego sprawdzianu, oraz więcej niż jednego sprawdzianu dziennie, co jest raczej zrozumiałe.

      • Maria WANKE-JERIE pisze:

        Dlaczego zrozumiałe? Dzieci powinny być zawsze przygotowane do lekcji, niezależnie czy sprawdzian jest zapowiedziany czy nie. Tak jak i nauczyciel powinien być w każdej chwili gotowy do hospitacji. Gdy przez rok uczyłam w szkole raz była taka sytuacja, że niespodziewanie przyszła pani metodyk i miała być na mojej lekcji. Spanikowany dyrektor o tym mi powiedział, a ja ze spokojem odpowiedziałam: Jestem zawsze przygotowana do lekcji, robię to dla dzieci, a nie dla metodyka.

        • alokazja@poczta.fm' Alokazja pisze:

          Bo z definicji na kartkówce może się znaleźć materiał z trzech ostatnich lekcji i z tego powinien być zawsze uczeń przygotowany. Sprawdzian obejmuje więcej materiału i dlatego ma być raz zapowiedziany wcześniej a dwa nie może być ich więcej niż jeden bo potem jest siedzenie po nocach. Dzieci nie mają tego powtórzonego jak nauczyciel po latach pracy.

          • Maria WANKE-JERIE pisze:

            Ale ja to wiem. Z matematyki trzeba zawsze znać cały materiał wstecz, bo w przeciwnym razie nie rozumie się bieżących lekcji. Zasada, którą Pani była uprzejma przytoczyć to oczywisty nonsens. Ale nie dotyczy to tylko matematyki. W szkole średniej miałam nauczycielkę biologii, która na początku lekcji, odpytując, zadawała zawsze przekrojowe pytania obejmujące cały materiał wstecz. Dzięki temu nigdy nie musiałam się przygotowywać do sprawdzianu. Natomiast na historii odpytywanie dotyczyło tylko ostatniej lekcji. Sprawdzian był związany z nauką do późna w nocy przed. A potem ta wiedza wyparowywała z pamięci. Takie prouczniowskie zasady, są w rezultacie dla uczniów niekorzystne i niepotrzebnie krępują nauczycieli, ograniczając ich w weryfikacji wiedzy. Sprzyjają zasadzie trzech zet: zakryć, zdać, zapomnieć. Efekty obserwujemy.

  8. elzbieta314@gmail.com' Elżbieta Zborowska pisze:

    W 1993:roku odbył się strajk nauczycieli przeciwko odebraniu pracownikom budżetowym wyrównań za szalejącą inflację. Strajk organizowany była przez nauczycielską Solidarność ,trwał trzy tygodnie i zahaczył o termin pisemnych matur. Matury odbyly się w czerwcu, uczniowie podostawali się na studia.
    Teraz termin egzaminów również można spokojnie przesunąć,gdyż robienie go w początkach i połowie kwietnia sprawia,ze ostatni rok nauki w gimnazjum czy podstawówce z j.polskiego i matematyki to gonitwa z omówieniem materiału,zwłaszcza lektur,które nie są dla uczniów takie proste. Egzaminy szkół podstawowych mogłyby spokojnie odbywać się później.
    I jeszcze jedno: kto ze strajkujących grup wybiera sobie termin strajku podczas urlopu? Ani lekarza,ani policjanci anie żadna inna grupa zawodowa. A co do zarobków :po 34 latach pracy,może nie ciężkiej czasowo,ale bardzo wyczerpującej psychicznie, mam 2150 złotych na rękę emerytury i muszę jeszcze dorabiać,żeby wystarczyło rodzinie na utrzymanie. A nauczyciel stażysta w dodatku np.po licencjacie to zarabia naprawdę grosze.
    Oświadczam ,ze będę strajkować ( jestem bezzwiæzkowa obecnie) nie tylko o wyższe zarobki ale w proteście przeciwko rozwaleniu gimnazjów. W moim dawnym gimnazjum jest teraz szkoła podstawowa z oddziałami gimnazjalnymi. W następnym roku zostaną w niej tylko 3 klasy ósme przydzielone z sąsiedniej podstawówki i młodsze kasy1-3. Wszyscy nauczyciele przedmiotów przyrodniczych,czėsc językowców polonistka i historyk musza sobie szukać pracy. Tak po reformie wyglada wiele szkół
    A teraz można hejtowac…..

    • mara571@gazeta.pl' 1mara571 pisze:

      Nie bede hejtowac. Jeszcze przed likwidacja gimnazjow przez rzad PiS w 33 tys miescie zlikwidowano w 2014 jedno z 3 gimnazjow z powodow DEMOGRAFICZNYCH. Brakowalo uczniow.
      W innym miescie polozonym 15 km dalej po wprowadzeniu 6-latkow do szkol nauka w klasach 1-3 odbywala sie na dwie zmiany. Dopiero przeniesienie czesci klas do budynku gimnazjum przywrocilo normalnosc. Nikt z nauczycieli nie stracil pracy, brakuje matematykow.

  9. goloszjoanna@gmail.com' Joanna Czarna pisze:

    Staram się zrozumieć nauczycieli, bo sama mam syna nauczyciela. Powinni godnie zarabiać i cieszyć się szacunkiem swoich podopiecznych. Jednak trudno nie zauważyć, że strajk ma podłoże mocno polityczne. Na jego czele (przynajmniej z ramienia ZNP) stoi człowiek, który tę funkcję piastuje od wielu lat. Jest wręcz zakorzeniony w układzie komunistycznym a dzisiaj mocno związany z totalną opozycją, która ten strajk nakręca, podgrzewa i wyraźnie wspiera. Postulaty nauczycieli są słuszne, ale strajkowanie w okresie egzaminów jest sporym nadużyciem. Jest zwyczajnie nie fer w stosunku do uczniów i ich rodziców. Marzyło by mi się, żeby nauczyciele, lekarze i inni pracownicy zaufania społecznego kierowali się tzw etosem pracy. Niestety, to pojęcie zanika w dzisiejszych zwariowanych czasach. A szkoda.

  10. alokazja@poczta.fm' Alokazja pisze:

    Ad vocem Maria Wanke-Jerie. Nie widzę tej oczywistości ani nonsensu odnośnie rozdzielenia kartkówek i sprawdzianów, no chyba że ma o tym świadczyć Pani zdanie. Nawet w matematyce fakt że się nie pamięta czegoś sprzed 5 lekcji nie świadczy że się tego nie rozumiało, nie wspomnę tu o przedmiotach typu biologia, historia, geografia czy inne, gdzie pewne rzeczy należy po prostu zapamiętać. I nie zgodzę się, że prouczniowskie zasady są dla uczniów niekorzystne. Chronią ich przed zapędami nauczycieli i są próbą ochrony przed nadmierną eksploatacją. Zasadzie trzech z sprzyjają nadmierne obciążenie i nieciekawe lekcje. Tajemnicą poliszynela jest że nauczyciele przede wszystkim skupieni są na przerobieniu materiału a niekoniecznie nauczeniu dziecka.

    • Maria pisze:

      Przecież z matematyki trzeba umieć wszystko wstecz, wiedza matematyczna to jak drabina, nie można wspiąć się wyżej, gdy brakuje szczebli. Mam duże doświadczenie z korepetycji, to własnie braki z wcześniejszego materiału sprawiają, że uczniowie mają trudności z matematyką. Polecam mój tekst „Najważniejszy jest nauczyciel” https://twittertwins.pl/najwazniejszy-jest-nauczyciel/
      Właśnie stałe powtarzanie, wymaganie znajomości wcześniejszego materiału sprawia, że sprawdzian można pisać „z marszu”, bez dodatkowego przygotowania. To oszczędność czasu ucznia i utrwalanie materiału. Pamiętam wizytę w moim domu emerytowanego już profesora medycyny, który przed wojną kończył gimnazjum klasyczne, czyli z nastawieniem na łacinę i grekę, nie przedmioty ścisłe. A był też wówczas u mnie w domu mój siostrzeniec zaraz po maturze. Był świetny z matematyki. Sędziwy profesor dał mu do rozwiązania zadanie – równanie z liczbami zespolonymi. Pamiętał po latach, choć z matematyką nie miał do czynienia przez pół wieku.
      A czym różni się przerobienie materiału od nauczenia dziecka? Dziecku trzeba pomóc zrozumieć, ale nikt za nie się nie nauczy, to ono samo musi zapamiętać i przećwiczyć, a nauczyciel tę wiedzę wyegzekwować.

  11. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    Z ciekawości sprawdziłem, bo nie wiedziałem – „Karta Nauczyciela” ustawa z 1982 r.

    „Karta Nauczyciela na tyle skutecznie chroni stosunek pracy nauczycieli dyplomowanych, mianowanych i kontraktowych, że nawet jeśli nierzetelnie wykonują swoją pracę, takiego pedagoga bardzo trudno jest pozbawić stanowiska.”

    Ta „nieusuwalność”, zarówno nauczycieli jak i uczniów, jest realnym elementem szkolnej kwadratura koła.

    Jednakowoż oczywiście pragnę, aby wszyscy byli piękni, młodzi i bogaci. Nauczyciele też 🙂

  12. kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Tu sroczka kaszkę warzyła,
    Swoje dzieci karmiła:
    Temu dała w garnuszeczku,
    Temu dała w rondeleczku,
    Temu dała na miseczce,
    Temu dała na łyżeczce,
    A temu nic nie dała,
    Tylko frrr….. poleciała.

    To dobra przenośnia. Policjanci byli ważniejsi niż lekarze. O nauczycielach nie wspominając…

  13. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Ile zarabiają nauczyciele? Miałem okazję dowiedzieć się od osoby pracującej w zespole administracyjnym szkół w pewnym mieście powiatowym i zajmującej się na co dzień obliczaniem pensji nauczycielom. Wyjaśnianie „po krótce” trwało ponad pół godziny co świadczy o stopniu skomplikowania tego systemu.. Stawki wynagrodzenia zasadniczego brutto w zależności od stopnia awansu zawodowego i wykształcenia obowiązujące w 2019 r. można znaleźć pod tym linkiem: https://ksiegowosc-budzetowa.infor.pl/kadry-i-place/wynagrodzenia/2868393,Minimalne-wynagrodzenie-nauczycieli-2019-r.html Podstawa dla nauczyciela stażysty bez wykształcenia pedagogicznego wynosi 2230. Nauczyciel dyplomowany ma podstawę 3483 zł. Do tego dochodzą dodatki:
    1. Za wysługę lat – 1% za rok pracy maksymalnie do20%. Dodatek naliczany już po 3 latach pracy niezależnie od miejsca zatrudnienia
    2. Motywacyjny od 2 do 10% – zależny od oceny pracy nauczyciela
    3. Za wychowawstwo – uchwalany przez radę gminy – w przypadku mojej znajomej 6,50 zł od ucznia w klasie
    Znaczącym składnikiem uposażeń nauczycieli są wynagrodzenia za tzw. godziny ponadwymiarowe np. zastępstwa, indywidualne zajęcia z uczniami, kółka zainteresowań itp. Wynagrodzenia za tą ponadwymiarową pracę otrzymują nauczyciele oddzielnym przelewem pod koniec miesiąca Wg mojej znajomej ta „druga pensja” w przypadku wielu nauczycieli wynosi nawet 2/3 pensji zasadniczej z dodatkami wypłacanej na początku miesiąca.
    Dodatkowo nauczyciele mogą otrzymywać różne bonusy: bony przedświąteczne, zasiłki na zagospodarowanie, bezprocentowe pożyczki z kasy zapomogowo-pożyczkowej
    Jak widać różnice w zarobkach nauczycieli są bardzo duże. Wg. mojej znajomej przeciętny nauczyciel z kilkunastoletnim stażem otrzymuje na rękę około 4 tys. zł miesięcznie. Zdarzają się nauczyciele zatrudnieni w kilku szkołach wyrabiający w sumie np. dwukrotność 18-to godzinnego pensum. Z perspektywy zarobków w tzw. „Polsce powiatowej” to są dochody wywołujące nieraz zazdrość. Do tego ewentualnie dochodzić mogą jeszcze korepetycje, ale to już osobny temat. Nie zazdroszczę nauczycielom, bo to trudna, stresująca praca. By ją dobrze wykonywać trzeba mieć dodatkowo odpowiednie predyspozycje i pasję. Uważam jednak za nieuzasadnione twierdzenia , że nauczyciele jako cała grupa zawodowa cierpią jakąś biedę. Oczywiście zarobki początkujących nauczycieli, zwłaszcza w dużych miastach z pewnością nie wystarczają na godne życie i nie zachęcają młodych wykształconych ludzi do kariery w tym kierunku. Bez trudu mogą znaleźć lepiej płatną pracę w skutek czego zachodzi selekcja negatywna i państwo musi jakoś na to odpowiednio reagować.
    Co do organizowanego obecnie strajku. Byłem w poniedziałek wywiadówce u syna. Wszyscy rodzice otrzymali materiały informujące o strajku, jego uzasadnieniu i rady dotyczące zapewnienia opieki dzieciom podczas strajku. Natomiast zapewniano, że egzaminy końcowe ośmioklasistów i gimnazjalistów na pewno się odbędą. Wydaje mi się, że o przystąpieniu w przypadku szkół w mojej gminie zadecydowały duże wpływy ZNP i niechęć do „wyłamywania się”, entuzjazmu nauczycieli wobec strajku nie zauważyłem. Zasadniczym problemem jaki wiąże się ze zbliżającym się strajkiem jest jego uwikłanie w polityczne rozgrywki. Przyznam że mocno mnie to irytuje i nawet nie chcę się na ten temat wypowiadać.

    • elzbieta314@gmail.pl' Elżbieta Zborowska pisze:

      Tyle ze to wszystko jest brutto. Poza tym nauczyciel stażysta nie zawsze ma wychowawstwo oraz z racji tego,ze jest stażysta nie ma dodatku za wysługe lat ani motywacyjnego. Po odciągnięciu składek na chorobowe,rentowe i emerytalne oraz podatku ile mu zostaje?
      Teraz jeśli chodzi dodatek za wychowawstwo to samorządy rozwiąuja to bardzo różnie i jest on bardzo zróżnicowany. Podam konkretne przykłady. Samorząd Wrocławia stać na większe dodatki- około 200 zł miesięcznie – . Natomiast koleżanki wychowawczynie z podwrocławskiej gminy Długołęka,ktora zaczyna się zaraz za granicami Wrocławia,dostają 60 zł . Niektóre z moich koleżanek z wiejskiej szkoły pracują w drugiej,żeby uzupełnić etat. A jeśli któraś pracuje więcej niż etat,to tylko dlatego,ze brakuje nauczycieli. Na wieś nikt się nie spieszy. Tak wyglądają zarobki nauczycieli w realu p,na rękę.

    • rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

      Przyznam, że mnie też bardzo zdziwiła informacja o tym, jak duży udział w zarobkach nauczycieli ma zapłata za godziny ponadwymiarowe. Myślę, że może być tak, że niedużych miastach i w gminach wiejskich gminy realizują więcej programów zajęć pozalekcyjnych finansowanych z gminy i środków zewnętrznych. W dużych miastach jest bogata oferta takich zajęc realizowanych przez np placówki kulturalne, kluby sportowe i prywatne firmy i szkoły ograniczają się do prowadzenia lekcji. W mojej sześciotysięcznej gminie prowadzone są np. grupowe i indywidualne zajecia logopedyczne, rewalidacyjne, kompensacyjne, wyrównawcze, kółka zainteresowań, zajęcia sportowe, program „Jestem przedszkolakiem i poznaję świat” i inne. Co roku w mojej gminie realizowane jest plenerowe widowisko teatralne o nazwie „Kroczyckie wianki” z udziałem kilkudziesięciu uczniów Na wsi szkoła to nie tylko szkoła. Wszystkie te zajęcia i programy dają szanse dodatkowego zarobku nauczycielom. Pani Elżbieta Zborowska pisze, że nauczyciele z dużych miast nie kwapią się do pracy na wsi. A może to błąd?

  14. alokazja@poczta.fm' alokazja pisze:

    Zrozumieniem. Wyłożeniem materiału bez tej pomocy żeby dziecko zrozumiało. Tym się różni przerobienie materiału od nauczenia dziecka. Jak któreś jest sprytniejsze na danym etapie to zrozumie i nie ma problemu. Jak któreś jest mniej zdolne w danym temacie to koniec. Nie ma szans żeby mu nauczyciel pomógł zrozumieć. Zostają rodzice jeśli potrafią pomóc albo korki, no albo narastające zaległości. Matematyka jak drabina ? W dużej mierze tak. Ale jak dziecko przerabia geometrię to niekoniecznie są mu potrzebne umiejętności działania na ułamkach dziesiętnych. I w tym kontekście niekoniecznie musi pamiętać co było 5 lekcji temu. Przecież np w podstawówce dzieciaki to wszystko dopiero poznają i mają jednak ograniczone zdolności poznawcze. Wymaganie aby pamiętały cały materiał żeby nie ograniczać nauczyciela to jest dopiero bezsens.

    • Maria WANKE-JERIE pisze:

      Przecież to, o czym Pani pisze, trzeba pamiętać do końca życia, a nie dłużej niż trzy czy pięć lekcji. Tak, trzeba nie zapominać działań na ułamkach dziesiętnych, wtedy, gdy nauczana jest geometria itp. Kłopoty z matematyką biorą się z tego, że przyjmuje się, iż cokolwiek z przerobionego materiału można zapomnieć. W matematyce to oznacza na ogół narastające problemy. W matematyce trzeba pamiętać wszystko.

      • alokazja@poczta.fm' alokazja pisze:

        Śmiem twierdzić ze to nieprawda. Większości soołeczeństwa nie będą w dorosłym życiu potrzebne równania kwadratowe, umiejętności badania przebiegu funkcji, macierze, pochodne czy całki. Potrzebna jest ogólna wiedza i umiejętność szukania potrzebnych informacji.

    • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

       „Ale jak dziecko przerabia geometrię to niekoniecznie są mu potrzebne umiejętności działania na ułamkach dziesiętnych” – pisze Alokazja. Nie zgadzam się z tym, bo boki figur mają długości wyrażone w ułamkach bdziesiętnych, albo są liczbami niewymiernyni. W geometrii korzysta się z twierdzenia Pitagorasa i trzeba umieć działania na potęgach. Zadania z geometrii wymagają uniejętności rozwiązywania równań i znajomości wyrażeń algebraicznych. Wszystko się łączy, nic nie jest osobne. A jeśli jest, to taka wiedza i umiejętności są nic nie warte.

      • alokazja@poczta.fm' alokazja pisze:

        Szanowna Pani uprzejmie proszę mi wskazać kiedy jest wprowadzane twierdzenie Pitagorasa. Córka jest w 6 klasie. Nie miała z pewnością.

        • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

          Ale to szczegół, być może jest dopiero w klasie siódmej (nie dam głowy), chciałam zwrócić uwagę na to, że te informacje zazębiają się i nie można wydzielić segmentu, w którym wykorzystuje się tylko tę wiedzę i umiejętności, a pomija inne. Zresztą w życiu jest podobnie – trzeba policzyć pole powierzchni przy remoncie i zakupie farb, tapet, czy kafelek, oszacować czy jakaś promocja opłaca się czy nie, ocenić czy ulokowanie pieniędzy będzie bardziej opłacalne na lokacie czy w funduszu itp.

  15. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    Pomijając merytoryczne racje różnych stron tego sporu, obserwatorom, którzy są pracownikami trudno sobie wyobrazić, że idą po 30% podwyżkę, a przedsiębiorcom – że skokowo podnoszą ceny swoich usług / produktów o 30% . O ile nie są monopolistami – nie wróżę powodzenia takiej strategii.

  16. agaqwert@gmail.com' @David_Story pisze:

    Dwa spostrzeżenia ze szkoły jako rodzic tym razem:
    1. Prowadzimy szkołę angielskiego i poziom nauczania w szkole publicznej jest żenująco niski. Dla nas dobrze bo mamy klientów, dla dzieci i ich rodziców porażka.
    2. Na większości zebrań głównym tematem było kto na najbliższa okazję upiecze ciasto a kto przyniesie kawę. Kiedy spytałem po co dzieciom ciasto, czy nie lepiej kupić im jakieś owoce to w odpowiedzi usłyszałem: ciasto jest dla nas.

    Takie to mają priorytety u mojego dziecka w szkole.

  17. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dziękuję za zainteresowanie tematem i dyskusję, która stała się poważną debatą nie tylko na temat strajku i warunków pracy nauczycieli, ale także systemu oświaty, potrzeby jego reformowania, wymagań stawianym uczniom, postawom rodziców… Dziękuję za wszystkie komentarze, przemyślenia i polemiki.

  18. alinapetrowa@gmail.com' Alina Petrowa pisze:

    Spełniam Pani prośbę i piszę komentarz.

    Dlaczego krytykuję nauczycieli?

    Ponieważ około połowa z nich pokazała, że uczniowie ich nie obchodzą. Nie obchodzą ich ich lęki, stres, związany z egzaminami, niepewność. Część nauczycieli potraktowało swych uczniów jak mięso armatnie w boju o większe pieniądze. W moim odczuciu to całkowicie dyskwalifikuje takiego „pedagoga”. Dziecko go nie obchodzi, wykonuje jakiś zawód i w każdej chwili zgodzi się na instrumentalne potraktowanie pętających się małolatów.

    Nie popieram ich także, gdy mówią, że ich zawód to nie powołanie, a taka taśma, która ma sprawnie chodzić i na koniec wyrzucać sformatowanych osobników. Ten zawód jest powołaniem, czy chcą tego moderniści, czy nie, bo kształtują człowieka. Nie popieram tego odcinania się, bo świadczy o tym, że gdy ktoś nas coś „kosztuje”, to my wybieramy święty spokój po godzinach.

    Nie popieram odpuszczania i wybierania łatwych utworów, bo w efekcie ojczyznę zaludnili półanalfabeci, którzy nie potrafią się wysłowić, a co dopiero „odpowiednie dać rzeczy słowom”. Jak na dłoni widzimy efekty pójścia na łatwiznę i obojętność, wobec faktu jakim człowiekiem będzie w przyszłości nasz uczeń. Moja córka uczyła pół roku w gimnazjum i to ona zauważyła kilkumiesięczną nieobecność uczennicy, której rodzice pracowali zagranicą, a babcia była przekonana, że dziecko chodzi do szkoły. Dopiero wizyta w domu wszystko wyjaśniła, ale zrobili to nie wychowawcy, a pani na zastępstwie. I proszę nie łączyć takiej obojętności z pieniędzmi, bo innym człowiekiem, zwłaszcza słabszym, nie opiekujemy się dla pieniędzy.

    Kiedy wspieram nauczycieli?
    Gdy dowiaduję się, jak mało zarabiają. A powinni być elitą, bo od nich i rodzin zależy poziom przyszłych pokoleń.

    Gdy rodzice uczą dzieci jak cwaniakować i oszukiwać, a nauczycieli traktują jak sługi, które mają stawiać dobre stopnie niezależnie od tego, czy dziecko coś potrafi, czy nie.
    Wspieram ich także, gdy ich głos się nie liczy, gdy „na wysokościach” ktoś konstruuje programy nauczania. Ubolewam, że w szkołach prawie nie ma mężczyzn, a ich rola w wychowaniu starszej młodzieży jest niezastąpiona. Brak mężczyzn wśród nauczycieli to moim zdaniem katastrofa.

    Koszmarny w skutkach jest brak solidarności rodziny i szkoły w wychowaniu dziecka. Bez tej „sztamy” efekty są opłakane. Moi rodzice zawsze stawali po stronie nauczycieli, tylko w sytuacjach wyjątkowych odchodzili od tej zasady, ale robili to dyskretnie starając się zachować autorytet nauczyciela, nie naruszając przy tym poczucie sprawiedliwości nas, dzieci.

    Staję po stronie nauczycieli, gdy rodzice chcą scedować na nich swoją część obowiązków i o swoje zaniedbania oskarżają szkołę. Nie, szkoła pełni tylko funkcję pomocniczą, podstawy dziecko otrzymuje w rodzinie.

    I na koniec. Obecny stan „człowieka” – jednostek, rodzin, szkół, dziennikarzy, to katastrofalny efekt PRL. Dopiero teraz wszystko wyłazi na jaw, boli i uwiera. Moim zdaniem Polska nigdy nie była tak zniszczona jak za PRL, nawet po II wojnie. Potrzeba pokoleń żeby to naprawić. Potrzebna jest reforma szkoły. Sianie, na efekty czeka się długo.

  19. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Na Facebooku pojawił się nowy komentarz pod zapowiedzią tego tekstu.

    Katarzyna Ułanowicz pisze:

    Przypomnijmy, co zalecał Kramek:
    Punkt 2. Skuteczność wymaga zmobilizowania szerokich mas społecznych, a – zanim to nastąpi – wielu środowisk, których opór może sparaliżować funkcjonowanie państwa.

    Punkt 3. Strajk generalny nauczycieli (…) Powinno to wywołać poważne i szerokie zaniepokojenie społeczne, którego władze nie będą mogły ignorować; to już nie będzie walka o sądy, to będzie walka o Polskę.

    i podaje link do tekstu o 16 krokach, które mają sparaliżować Polskę i odsunąć PiS od władzy
    https://l.facebook.com/l.php?u=https%3A%2F%2Fwpolityce.pl%2Fm%2Fpolityka%2F349913-ujawniamy-16-krokow-ktore-maja-sparalizowac-polske-i-odsunac-pis-inzynierowie-zbiorowej-histerii-maja-tajny-plan-wylaczmy-rzad%3Ffbclid%3DIwAR0hV-JFbYR42FhuTnelypo_88TJIOxnA0R6Wv-c_lANbn2qqQn7TDt68CQ&h=AT04rncND43GhBAlF35wGtbfiBzYowAQIwde7Z3XpTgDfWRKB_5QCixKVzEJqaQSTUpnWUbRkgaix5V6u63W_y-B61EtGyTT3fDtGmX6eCb3_7hwknptRjONcad7kFRTguOWHTw0qfQEuCQ2O1ix

  20. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    A może tak na stole negocjacyjnym położyć jakby zapomnianą propozycję prezydenta Andrzeja Dudy uznania części wynagrodzenia nauczycieli jak honoraria autorskie (50% koszty uzyskania przychodów)? Przyzmam, że pisząc ten tekst mnie samej przyszedł ten pomysł do głowy i zanim go opublikowałam, dowiedziałam się, że właśnie prezydent zgłosił taki postulat. W tej propozycji jest pole manewru dla dyrektora różnicowania (jaka część wynagrodzenia ma być teaktowana jako honorarium autorskie) w zależności od nauczanego przemiotu i inwencji nauczyciela (powiedzmy w zakresie 20-50%). No i podobnie jak w przypadku nauczycieli akademickich nie byłoby to uwzględniane w okresie urlopowym. Poddaję pod rowagę tym wszystkim, którym leży na sercu pomyślne rozwiązanie tego sporu.

    Przy zarobkach brutto 5000 zł miesięcznie, gdyby 50% uznać za honorarium autorskie, oznacza realnie o ok. 400 zł wyższe uposażenie.

Skomentuj Małgorzata Wanke-Jakubowska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *