Kochamy ludzi za dobro, które im wyświadczyliśmy, a nienawidzimy za zło, które im wyrządziliśmy – te słowa Lwa Tołstoja w pierwszym momencie szokują, ale po chwili namysłu widać, że są niezwykle trafnym spostrzeżeniem. Prowadzi to do ciekawych wniosków.
Dziwna jest natura ludzka, ale prawidłowość zaobserwowana przez Tołstoja i ujęta w przytoczonej sentencji, jest powszechna. Rodzice kochają swoje dzieci, bo wychowanie wymaga poświeceń. Właśnie to, co robimy dla dzieci, rodzi miłość. Znam wiele przykładów osłabienia więzi, ochłodzenia uczuć, gdy matkę przy opiece nad dzieckiem wyręcza babcia. Dlatego także bardziej niż dzieci zdrowe, rodzice kochają te chore, a nawet upośledzone. Bo więcej wymagają poświeceń, więcej trzeba im dawać. Dlatego też potrafimy pokochać dziecko adoptowane, tym bardziej, im więcej troski i poświeceń wymagało wychowanie, im więcej dobra wyświadczyliśmy. Dotyczy to nie tylko najbliższej rodziny i delikatnych więzi między rodzicami a dziećmi, które nader rzadko nie odwdzięczają się podobną troską i poświeceniem, jakich doświadczyli od matki i ojca. Wnikliwa obserwacja pozwala to rozszerzyć na grono dalszych krewnych, przyjaciół i znajomych. Gdy komuś wyświadczyliśmy dobro, staje się on nam przez to bliski, nawet kochany. Nieraz doświadczyłam tego, że najbardziej mogłam liczyć na pomoc, solidarność nie tych, którzy cokolwiek mi zawdzięczali, ale przeciwnie, najczęściej tych, których byłam dłużnikiem, którzy wyświadczyli mi kiedyś jakieś dobro. Dziwne, ale tak właśnie jest.
A jak jest ze złem? Zacznę od przykładu z literatury. W sienkiewiczowskim „Quo vadis” występuje drugoplanowa postać Chilon Chilonides – filozof, człowiek inteligentny, ale i podstępny, podejrzliwy i zakłamany. Oszust. Nienawidzi i dalej krzywdzi Glaukusa – człowieka, którego kiedyś strasznie skrzywdził, pozbawił majątku i rodziny. Nienawidzi, choć ten mu wybaczył. I dalej krzywdzi.
Dziwne, ale tak bardzo prawdziwe. Gdy ktoś wyrządził komuś krzywdę, broni się sam przed sobą i chcąc uspokoić swoje sumienie, przypisuje najgorsze cechy swojej ofierze, wszystko stara się interpretować na niekorzyść, bo broni się przed wyrzutami sumienia. Jak skrzywdził, to nienawidzi i… dalej krzywdzi. Nienawidzi za zło, które sam uczynił. Wiele razy w życiu tego doznałam. Często byłam indagowana, dlaczego ten, komu wyświadczyłam wiele przysług, tak źle mnie traktuje, krzywdzi. W tych pytaniach było poszukiwanie jakiegoś drugiego dna, jakieś nieznanej historii, ukrytych powodów. A sprawa zawsze była prosta. Krzywdzi, bo kiedyś skrzywdził i nie potrafi się wywikłać z błędnego koła własnych emocji, broniąc się rozpaczliwie przed wyrzutami sumienia. Co wówczas czułam? Nic, oprócz współczucia, bo obrona przed wyrzutami sumienia poprzez nienawiść do ofiary własnych krzywd, jest czymś rozpaczliwym, niedorzecznym. Przecież poczucie winy i skrucha to istota człowieczeństwa. W ten sposób pozbawia się istotnego jego atrybutu.
Ten paradoks obserwować można nierzadko na salach sądowych podczas rozpraw rozwodowych. Ileż nienawiści i to najczęściej z tej strony, która skrzywdziła współmałżonka. Jakże często zdrada i połączone z tym poczucie winy, zostaje przekute w nienawiść, co można uzasadnić tylko obroną przed wyrzutami sumienia.
Czy można sobie wyobrazić wyrwanie z tego zaklętego koła? W „Quo vadis” Chilon Chilonides, który wydał Glaukusa na śmierć, widząc go płonącego jak pochodnia na krzyżu i słysząc jak po raz drugi mu wybacza, nie wytrzymał i załamał się. Oskarżył Nerona o podpalenie Rzymu, przyjął chrzest z rąk Pawła z Tarsu. Poddany torturom nie wycofał się z poświadczenia prawdy o przyczynach pożaru i zginął na krzyżu rozszarpany przez niedźwiedzia. Takiej heroicznej historii nie da się powtórzyć. Ale jak prawdą jest, że ludzie kochają tych, którym wyświadczyli dobro, to może pozwolić, aby nasz krzywdziciel coś dobrego dla nas zrobił? Może nawet go o to poprosić? Wiem, jak trudno przyjąć cokolwiek z rąk kogoś, kto nas skrzywdził. Sama mam z tym poważny problem. Wybaczam, ale nic od tego kogoś, komu wybaczyłam, nie chcę przyjąć. Bo to wymaga szczególnej pokory. A może gotowość przyjęcia przysługi z rąk kogoś, kto skrzywdził, jest dopiero prawdziwym wybaczeniem? Albo przynajmniej najtrudniejszym psychologicznie zwieńczeniem przebaczenia? Prawda, wymaga to prawdziwej pokory. Nie na darmo pokora to królowa wszystkich cnót. Pisałam o tym https://twittertwins.pl/pokora/
A na koniec Czytelnikom tego tekstu dedykuję „Modlitwę o wschodzie słońca” w wykonaniu Przemysława Gintrowskiego
Maria WANKE-JERIE
Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).
Zdumiony jestem takimi wnioskami z relacji międzyludzkich, poruszonych w tym tekście. Może i są środowiska gdzie to się sprawdza, ale w moim przypadku i w środowisku w którym ja się obracam nigdy niczego takiego nie zauważyłem. Jeśli wyrządziłem komuś krzywdę, czy też raczej kłopot, to odczuwam autentyczne poczucie winy i potrzebę naprawienia, prędzej czy później, wyrządzonej krzywdy. Najczęściej to się udaje, a poszkodowany docenia zadośćuczynienie i rozumie błąd, który wcześniej popełniłem. Tak samo działa to w drugą stronę, bo osobom które mnie skrzywdziły wybaczam tylko wtedy, kiedy zrekompensują mi wyrządzoną szkodę, wtedy podajemy sobie ręce i zapominamy o sprawie. Osoby które nie naprawiają wyrządzonej podłości są u mnie nadal na cenzurowanym i przy pierwszej, lepszej okazji odwzajemniam im się tym samym. Zdrowe ludzkie relacje, jakże często spotykane w biznesie, wśród sąsiadów i wśród znajomych.
Przytoczone tutaj przykłady z wychowania dzieci, też się u mnie nie sprawdzają bo zarówno córkę jak i wnuki, kocham raczej za mądrość, samodzielność i radzenie sobie w trudnych sytuacjach (na odpowiednią miarę oczywiście), a nie za nieudolność i słabość, które raczej mnie irytują.
Pewnie tak to u mnie wygląda, bo od małego byłem uczony radzenia sobie w różnych sytuacjach za co byłem nagradzany, a ganiony za błędy i złe wybory, które zdarzało mi się popełnić. Wydaje mi się, że takie metody skutkują wychowaniem dzieci w pełni przygotowanych do wejścia w dorosłość. W moim otoczeniu znakomita większość podobnie postępuje, więc zachowania opisane w tym tekście, są dla mnie co najmniej egzotyczne.
Bardzo dziękuję za to rozważanie. Ciekawe w kontekście kręgu najbliższych ale i w wymiarze społecznym. Dawanie czegoś z (czy też od) siebie może być ścieżką zasypywania podziałów. Mam poczucie, że przypisujemy często negatywne cechy nawet osobom którym odmówiliśmy pomocy (proporcjonalnie do tego jak bardzo jej potrzebowali), niekoniecznie czynnie ich krzywdząc.
Nie ukrywam, że dość trudny to temat tym bardziej, że zjawisko to jest dość powszechne iż nienawidzimy tych, których krzywdzimy. Nienawidzimy za zło, które sami czynimy. Tak często podświadomie próbujemy odwrócić sytuację, że to nie ja, to ta druga osoba jest winna. Lęki, które trapią krzywdzicieli, to często obrona przed nieprzyjemnym momentem konfrontacji ze samym sobą. Jakże często nienawidzimy krzywdzonych z tych samych powodów, z których inni nas nienawidzą. Na ogół widzimy wroga w drugim, kto powstrzymuje nas przed byciem sobą. Ludzie skłonni są wiele poświęcić, by podtrzymać dobry wizerunek samych siebie. To oczywiste, że jeśli kogoś lubimy, to traktujemy go dobrze, zaś gdy nie lubimy traktujemy go mniej uprzejmie. Nie kocham drugiego za dobro, którym mnie darzy, ale za dobro, którym ja go obdarzam. Dzieje się tak dlatego, że jeśli kogoś skrzywdziłem, to osoba ta nie daje mi jednak zapomnieć o mojej niedoskonałości i brakach. Zawsze zastanawiam się dlaczego nie warto nienawidzić, bo świadoma jestem tego, że często te negatywne emocje obracają się przeciwko mnie samej. Nienawidząc innych przestaję kochać siebie. Dlatego tak warto wybaczać ale bez odwetu i zemsty, wówczas pozbywam się ciężaru i zaczynam bardziej doceniać relacje z innymi. Do tego jednak, jak wspomina autorka tekstu potrzeba pokory. Nie zapominam nigdy, że nienawiść krzywdzi mnie samą najbardziej.
Wszyscy marzymy o prostych relacjach międzyludzkich. Tymczasem w życiu nic nie jest proste, a już na pewno nie to, co wiąże się z emocjami. Problem dobra i zła jest stary jak świat. To już św. Paweł nakazywał, aby zło dobrem zwyciężać, a ks. Jerzy Popiełuszko powtarzał za nim: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”. Pamiętamy te słowa. A jak to się sprawdza w życiu? Gdy będąc ofiarą wyświadczymy krzywdzicielowi jakieś dobro, rzadko się zdarza, by on to docenił i przestał krzywdzić. Wprost przeciwnie, wzmacnia to w nim wyrzuty sumienia i jeszcze bardziej zapamiętuje się w nienawiści. Potwierdzają to historie rozwodzących się małżonków, gdy skrzywdzona, zdradzona strona próbuje zjednać tę drugą wielkodusznością, zazwyczaj uzyskuje skutek odwrotny. Zagłuszane wyrzuty sumienia, tłumione poczucie winy każe widzieć samo ucieleśnione zło we współmałżonku, którego się zdradziło. A wielkoduszność i próby zjednywania tylko irytują. Nie tędy droga. Natura ludzka jest skomplikowana.
Z opisanym problemem wiąże się też kwestia wdzięczności. Wydaje się, że za wyświadczone dobro obdarowany powinien, jeśli nie odpłacić jakimś dobrem, choćby dobrym słowem, to przynajmniej odczuwać wdzięczność. Najczęściej tak nie jest. Nasz śp. Ojciec powtarzał nam: „Jeśli zrobisz coś komuś dobrego, najczęściej odpłaci ci niewdzięcznością, neutralność zdarza się rzadko, wdzięczności się nie spodziewaj”. Trudne to do przyjęcia, ale niestety bardzo prawdziwe. Sama tego doświadczałam, gdy ktoś, komu tyle dobrego wyświadczyłam, nie tylko nie czuje wdzięczności, nie wyraża tego choćby werbalnie, ale zwyczajnie się mści. Jakby chciał zapomnieć, że mnie to wszystko zawdzięcza. Zawsze wtedy przywoływałam słowa naszego Ojca.
Uświadomienie sobie opisanej tu przedziwnej prawidłowości ludzkiej natury może pozwolić uniknąć wielu rozczarowań. A czy pozwoli poprawić relacje między ludźmi? Może warto przywołać słowa św. Matki Teresy Kalkuty, która na pytanie, jak naprawić świat, odpowiedziała, że trzeba najpierw zmienić ciebie i mnie. Warto też wsłuchać w inne jej wypowiedzi, które dobrze komentują ten tekst:
„Jeśli czynisz dobro, oskarżą cię o egocentryzm – czyń dobro mimo wszystko.”
„Jeśli odnosisz sukcesy zyskujesz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów – odnoś sukcesy mimo wszystko.”
„Ludzie postępują nierozumnie, nielogicznie i samolubnie – kochaj ich mimo wszystko.”
Pani Małgorzata poruszyła bardzo ważną kwestię wdzięczności. W dzisiejszym świecie coraz mniej jest miejsca na okazywanie wdzięczności a może my nie bardzo zdajemy sobie sprawę ile czasami zawdzięczamy komuś stąd nasza niewdzięczność. Kiedy np. pożyczam komuś pieniądze, wiem dokładnie jak uregulować swoje zobowiązanie, ale w przypadku wdzięczności te granice są już płynne. Pomagając innym nie oczekujmy wdzięczności i pamiętajmy, że to tylko niesienie pomocy a nie zbieranie za to zasług. Mniej rozczarowań, gdy nie będziemy oczekiwać wdzięczności. Rodzice uczyli nas, że dobro nie zawsze wraca ze źródła, w które inwestujemy, ale przychodzi z najbardziej nieoczekiwanej strony.
I jeszcze uwaga. Zarówno ja, jak inne osoby nie podają konkretnych z imiona i nazwiska przykładów osób, które skrzywdziły i – nienawidząc – krzywdzą nadal. I słusznie. Naruszyłabym, podając konkretny przykład zasadę lojalności, o której pisałam w tekście https://twittertwins.pl/o-lojalnosci/
Bardzo ciekawe ujęcie mechanizmów działających w relacjach międzyludzkich!
Spirala nienawiści tak działa – człowiek nią zaślepiony krzywdzi dalej, nawet jeżeli doznaje dobra od osoby, której wyrządza zło… Nie zawsze działa na niego przebaczenie – choć nieraz jest w stanie w końcu skruszyć twarde od nienawiści serce. Decyzja, wewnętrzny gest przebaczenia (co wcale nie musi wiązać się od razu z pozytywnymi emocjami, brakiem złości i żalu) przynosi korzyść i pozytywny skutek przede wszystkim dla tego, komu wyrządzono krzywdę… Wyzwala, uwalnia od lęku. Przeżyłam to nie raz… Przypominam sobie tutaj zwłaszcza sytuację sprzed kilku lat, kiedy doznałam na sobie ludzkiej niegodziwości, zawiści i kłamstwa. Doświadczyłam nie tylko ja, bo dotyczyło to pewnej grupy osób – doznaliśmy krzywdy ze strony jednego człowieka. I przeżyłam taki moment, kiedy (mimo żalu, złości i niezrozumienia motywów działania tej osoby) byłam w stanie stać naprzeciwko i patrzeć mu w oczy. Co zobaczyłam? Człowieka, który nie jest w stanie zrobić tego samego, człowieka, który się boi, który ucieka – bo wie, że skrzywdził… Co oczywiście nie sprawiło, że zmienił swoje postępowanie, odwołał kłamstwo, przeprosił. Nic z tych rzeczy! Ale ja odniosłam wewnętrzne zwycięstwo! I mogę powiedzieć, że życzę mu dobra, modlę się o jego nawrócenie… Wtedy przytoczona przez Autorkę przepiękna „Modlitwa o wschodzie słońca” była refrenem mojej codziennej modlitwy, swoistym hymnem w walce w tej sytuacji. Bardzo lubię ją w tym wykonaniu: https://youtu.be/ooOFIMVFET0
Co do odwrotnej sytuacji, wydaje mi się, że sprawa jest bardziej złożona… O ile niekiedy jest pewna prawidłowość obdarzania większą miłością tych, którym wyświadczamy dobro, to jest to tylko jeden z trybików tego „mechanizmu miłości”. Bo przecież (co w swoim komentarzu zauważyła p. Małgorzata) kochamy również „mimo wszystko”, jesteśmy w stanie czynić dobro tym, którzy czynią wobec nas wręcz odwrotnie… Wydaje mi się, że powyższa prawidłowość działa także odwrotnie – to miłość pobudza do czynienia tym większego dobra, im bardziej kochamy daną osobę. I to jest – odwrotna do nienawiści – spirala miłości!
Zgadzam się z panią Marią, iż spirala nienawiści jest dużo prostsza do scharakteryzowania, aniżeli spirala miłości. Moim zdaniem nienawiść do osób, którym wyrządzamy zło, wynika z doskonale znanego badaczom społecznym zjawiska dysonansu poznawczego. Istnienie takiego stanu zostało, więc wielokrotnie udowodnione empirycznie przez psychologów. Problem z tym zjawiskiem przypomina sytuację, której ulegają osoby będące pod wpływem manipulacji – o której niedawno tu czytałem – mianowicie, wyjście z tego stanu wymaga uświadomienia sobie, że się w nim znajdujemy. Brak świadomości własnych emocji sprawia, iż ludzie stają się podatni na pułapki własnego umysłu. Jestem jeszcze młodym człowiekiem, nie doświadczyłem tak wielu przejawów ludzkiej niewdzięczności, uważam jednak, że częściej wynika ona ze słabości, kompleksów, braku owej świadomości emocjonalnej, aniżeli z czystego zła drzemiącego w ludziach.
Spirala miłości – pozwolę sobie po raz kolejny skorzystać z tego celnego określenia – nie jest tak jednoznaczna. Na pewno nie rozszerzałbym pierwszej części zdania Tołstoja – tak bardzo jak drugiej – na ogół społeczeństwa. Związek pomiędzy ”zainwestowanym dobrem”, a miłością można zauważyć bez wątpienia. Ameryki jednak nie odkryję powtarzając oczywistość, iż korelacja to nie przyczynowość. Równie dobrze to z miłości mogą wynikać poświęcenia, nie odwrotnie. Utrzymując optymistyczny ton swojego komentarza będę optował za właśnie takim kierunkiem działania ludzkiej natury.
Pozdrawiam autorki i dziękuję za poruszanie tematów, o których często wielokrotnie rozmyślam.
Może w podświadomości niejednej osoby doznającej dobra od drugiej, zachodzi taki proces?
– Y potrzebuje pomocy, bo z czymś sobie nie radzi
– X pomaga Y
– Y wprawdzie dziękuje, ale powstaje w nim przeświadczenie, że skoro X pomaga, to lepiej sobie radzi, więc uważa siebie za kogoś lepszego. W ego Y powstaje bunt i niechęć do X
– X, na podziękowanie odpowiada „nie ma sprawy”. To wzmaga w Y poczucie niższości i pragnienie wykazania sobie oraz otoczeniu, że wszystko, co dotyczy X jest złe.
Niełatwo podsumować tę dyskusję, bo i temat poważny, dotykający zakamarków ludzkiej natury. Pan Vector pisze o świecie prostych relacji. Takich, w których wyrządzona krzywda wywołuje poczucie winy i potrzebę zadośćuczynienia, wybaczenie tylko wtedy, gdy krzywda zostaje zrekompensowana, a jeżeli nie to przy pierwszej okazji następuje rewanż. Nazywa to zdrowymi ludzkimi relacjami. Nawet córkę i wnuki, kocha za mądrość, samodzielność i radzenie sobie w trudnych sytuacjach, a nie bezwarunkowo. Może to i proste relacje, ale nie wiem, czy chciałabym żyć w takim świecie. Pozostali dyskutanci w mniejszym lub większym stopniu zgadzali się ze spostrzeżeniem, że natura ludzka jest skomplikowana, a emocje zazwyczaj koncentrują się na postrzeganiu świata z własnej perspektywy. Świetnie ujęła to pani Maria pisząc o spirali miłości. Podobnie, niestety, jest ze spiralą nienawiści. Wystarczy prześledzić jak oprawcy prześladowali później swoje ofiary, mierząc je swoją miarą, czyli obawą przed zemstą. Ale ta spirala nienawiści pojawia się także w życiu codziennym. Tylko przestrzeganie zasady lojalności wobec instytucji, z którą była związana moja siostra, sprawia, że nie padają konkretne przykłady, nazwiska, sytuacje. Wiem, o czym pisze, bo mnie też to dotyczyło.
Wybaczenie jest zawsze w jakimś stopniu przekroczeniem siebie samego, ale jedynym ozdrowieńczym krokiem, który może przerwać spiralę nienawiści. Dziękuję wszystkim za ciekawe, poważne głosy w dyskusji.
Pani Maria Wanke słusznie zauważa, że ta spirala nienawiści pojawia się w naszym życiu codziennym. Bo może ta spirala nienawiści przyciąga bardziej naszą uwagę, niż dobro, koncentrujemy się zbyt często na tym, co złe. Poza tym nasze cechy, takie jak powodzenie, czy sukces wywołują w drugim zawiść. Zresztą miłość, którą darzymy innych jest nierówna, a może to teoria podtrzymywania własnej wartości.
Trudny temat.Pan Vecktor opisał proste relacje ale czy zdrowe relacje miedzy
ludzkie? Mam wrażenie ,że w ten sposób wychowujemy zwykłych egoistów
niezdolnych do prawdziwej,bezinteresownej miłości nie mówiąc o przyjaźni czy zwykłej ludzkiej życzliwości.
Ja uważam ,że nasza reakcja na krzywdę wyrządzoną innym jest uzależniona od naszego charakteru i postaw wyniesionych z domu.Jeśli mamy świadomość ,że skrzywdziliśmy kogoś ,trudno nam z tym żyć , można powiedzieć wyrzuty sumienia skłaniają nas do przeprosin i zadośćuczynienia.Jeśli natomiast przechodzimy nad tym do porządku dziennego nie zwracając uwagi na wyrządzoną krzywdę nie jesteśmy zdolni do przeprosin.A nienawiść wypływająca w kierunku skrzywdzonej przez nas osoby,w jakimś stopniu wypływa również z wyrzutów sumienia ale skutecznie przez nas zabijanych.Zdajemy sobie sprawę z naszego zwykłego tchórzostwa i tym bardziej nienawidzimy skrzywdzonego człowieka.
Może się mylę,ale takie są moje przemyślenia w tej kwestii.
Odbiegając od treści tekstu.To przecież my definiujemy co jest dobra a co złe.To inni niź my mają się nam podporządkować.To my definiujemy dobro/sposób życia/normy.
Jakże bardzo inne oblicze swoje ukazała tu Autorka niż w późniejszych tekstach na TT z ostatnich 2 lat, których tematyka jest nawet nie jednowymiarowa, a wręcz punktowa i można ją streścić w trzech wyrażeniach: szczepienia na Covid, szczepienia na covid, szczepienia na covid. Jakaż to wielka zmiana musiała dokonać się w Autorce. Oby odwracalna!
Zdumiony jestem takimi wnioskami z relacji międzyludzkich, poruszonych w tym tekście. Może i są środowiska gdzie to się sprawdza, ale w moim przypadku i w środowisku w którym ja się obracam nigdy niczego takiego nie zauważyłem. Jeśli wyrządziłem komuś krzywdę, czy też raczej kłopot, to odczuwam autentyczne poczucie winy i potrzebę naprawienia, prędzej czy później, wyrządzonej krzywdy. Najczęściej to się udaje, a poszkodowany docenia zadośćuczynienie i rozumie błąd, który wcześniej popełniłem. Tak samo działa to w drugą stronę, bo osobom które mnie skrzywdziły wybaczam tylko wtedy, kiedy zrekompensują mi wyrządzoną szkodę, wtedy podajemy sobie ręce i zapominamy o sprawie. Osoby które nie naprawiają wyrządzonej podłości są u mnie nadal na cenzurowanym i przy pierwszej, lepszej okazji odwzajemniam im się tym samym. Zdrowe ludzkie relacje, jakże często spotykane w biznesie, wśród sąsiadów i wśród znajomych.
Przytoczone tutaj przykłady z wychowania dzieci, też się u mnie nie sprawdzają bo zarówno córkę jak i wnuki, kocham raczej za mądrość, samodzielność i radzenie sobie w trudnych sytuacjach (na odpowiednią miarę oczywiście), a nie za nieudolność i słabość, które raczej mnie irytują.
Pewnie tak to u mnie wygląda, bo od małego byłem uczony radzenia sobie w różnych sytuacjach za co byłem nagradzany, a ganiony za błędy i złe wybory, które zdarzało mi się popełnić. Wydaje mi się, że takie metody skutkują wychowaniem dzieci w pełni przygotowanych do wejścia w dorosłość. W moim otoczeniu znakomita większość podobnie postępuje, więc zachowania opisane w tym tekście, są dla mnie co najmniej egzotyczne.
Bardzo dziękuję za to rozważanie. Ciekawe w kontekście kręgu najbliższych ale i w wymiarze społecznym. Dawanie czegoś z (czy też od) siebie może być ścieżką zasypywania podziałów. Mam poczucie, że przypisujemy często negatywne cechy nawet osobom którym odmówiliśmy pomocy (proporcjonalnie do tego jak bardzo jej potrzebowali), niekoniecznie czynnie ich krzywdząc.
Nie ukrywam, że dość trudny to temat tym bardziej, że zjawisko to jest dość powszechne iż nienawidzimy tych, których krzywdzimy. Nienawidzimy za zło, które sami czynimy. Tak często podświadomie próbujemy odwrócić sytuację, że to nie ja, to ta druga osoba jest winna. Lęki, które trapią krzywdzicieli, to często obrona przed nieprzyjemnym momentem konfrontacji ze samym sobą. Jakże często nienawidzimy krzywdzonych z tych samych powodów, z których inni nas nienawidzą. Na ogół widzimy wroga w drugim, kto powstrzymuje nas przed byciem sobą. Ludzie skłonni są wiele poświęcić, by podtrzymać dobry wizerunek samych siebie. To oczywiste, że jeśli kogoś lubimy, to traktujemy go dobrze, zaś gdy nie lubimy traktujemy go mniej uprzejmie. Nie kocham drugiego za dobro, którym mnie darzy, ale za dobro, którym ja go obdarzam. Dzieje się tak dlatego, że jeśli kogoś skrzywdziłem, to osoba ta nie daje mi jednak zapomnieć o mojej niedoskonałości i brakach. Zawsze zastanawiam się dlaczego nie warto nienawidzić, bo świadoma jestem tego, że często te negatywne emocje obracają się przeciwko mnie samej. Nienawidząc innych przestaję kochać siebie. Dlatego tak warto wybaczać ale bez odwetu i zemsty, wówczas pozbywam się ciężaru i zaczynam bardziej doceniać relacje z innymi. Do tego jednak, jak wspomina autorka tekstu potrzeba pokory. Nie zapominam nigdy, że nienawiść krzywdzi mnie samą najbardziej.
Wszyscy marzymy o prostych relacjach międzyludzkich. Tymczasem w życiu nic nie jest proste, a już na pewno nie to, co wiąże się z emocjami. Problem dobra i zła jest stary jak świat. To już św. Paweł nakazywał, aby zło dobrem zwyciężać, a ks. Jerzy Popiełuszko powtarzał za nim: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”. Pamiętamy te słowa. A jak to się sprawdza w życiu? Gdy będąc ofiarą wyświadczymy krzywdzicielowi jakieś dobro, rzadko się zdarza, by on to docenił i przestał krzywdzić. Wprost przeciwnie, wzmacnia to w nim wyrzuty sumienia i jeszcze bardziej zapamiętuje się w nienawiści. Potwierdzają to historie rozwodzących się małżonków, gdy skrzywdzona, zdradzona strona próbuje zjednać tę drugą wielkodusznością, zazwyczaj uzyskuje skutek odwrotny. Zagłuszane wyrzuty sumienia, tłumione poczucie winy każe widzieć samo ucieleśnione zło we współmałżonku, którego się zdradziło. A wielkoduszność i próby zjednywania tylko irytują. Nie tędy droga. Natura ludzka jest skomplikowana.
Z opisanym problemem wiąże się też kwestia wdzięczności. Wydaje się, że za wyświadczone dobro obdarowany powinien, jeśli nie odpłacić jakimś dobrem, choćby dobrym słowem, to przynajmniej odczuwać wdzięczność. Najczęściej tak nie jest. Nasz śp. Ojciec powtarzał nam: „Jeśli zrobisz coś komuś dobrego, najczęściej odpłaci ci niewdzięcznością, neutralność zdarza się rzadko, wdzięczności się nie spodziewaj”. Trudne to do przyjęcia, ale niestety bardzo prawdziwe. Sama tego doświadczałam, gdy ktoś, komu tyle dobrego wyświadczyłam, nie tylko nie czuje wdzięczności, nie wyraża tego choćby werbalnie, ale zwyczajnie się mści. Jakby chciał zapomnieć, że mnie to wszystko zawdzięcza. Zawsze wtedy przywoływałam słowa naszego Ojca.
Uświadomienie sobie opisanej tu przedziwnej prawidłowości ludzkiej natury może pozwolić uniknąć wielu rozczarowań. A czy pozwoli poprawić relacje między ludźmi? Może warto przywołać słowa św. Matki Teresy Kalkuty, która na pytanie, jak naprawić świat, odpowiedziała, że trzeba najpierw zmienić ciebie i mnie. Warto też wsłuchać w inne jej wypowiedzi, które dobrze komentują ten tekst:
„Jeśli czynisz dobro, oskarżą cię o egocentryzm – czyń dobro mimo wszystko.”
„Jeśli odnosisz sukcesy zyskujesz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów – odnoś sukcesy mimo wszystko.”
„Ludzie postępują nierozumnie, nielogicznie i samolubnie – kochaj ich mimo wszystko.”
Pani Małgorzata poruszyła bardzo ważną kwestię wdzięczności. W dzisiejszym świecie coraz mniej jest miejsca na okazywanie wdzięczności a może my nie bardzo zdajemy sobie sprawę ile czasami zawdzięczamy komuś stąd nasza niewdzięczność. Kiedy np. pożyczam komuś pieniądze, wiem dokładnie jak uregulować swoje zobowiązanie, ale w przypadku wdzięczności te granice są już płynne. Pomagając innym nie oczekujmy wdzięczności i pamiętajmy, że to tylko niesienie pomocy a nie zbieranie za to zasług. Mniej rozczarowań, gdy nie będziemy oczekiwać wdzięczności. Rodzice uczyli nas, że dobro nie zawsze wraca ze źródła, w które inwestujemy, ale przychodzi z najbardziej nieoczekiwanej strony.
I jeszcze uwaga. Zarówno ja, jak inne osoby nie podają konkretnych z imiona i nazwiska przykładów osób, które skrzywdziły i – nienawidząc – krzywdzą nadal. I słusznie. Naruszyłabym, podając konkretny przykład zasadę lojalności, o której pisałam w tekście https://twittertwins.pl/o-lojalnosci/
Bardzo ciekawe ujęcie mechanizmów działających w relacjach międzyludzkich!
Spirala nienawiści tak działa – człowiek nią zaślepiony krzywdzi dalej, nawet jeżeli doznaje dobra od osoby, której wyrządza zło… Nie zawsze działa na niego przebaczenie – choć nieraz jest w stanie w końcu skruszyć twarde od nienawiści serce. Decyzja, wewnętrzny gest przebaczenia (co wcale nie musi wiązać się od razu z pozytywnymi emocjami, brakiem złości i żalu) przynosi korzyść i pozytywny skutek przede wszystkim dla tego, komu wyrządzono krzywdę… Wyzwala, uwalnia od lęku. Przeżyłam to nie raz… Przypominam sobie tutaj zwłaszcza sytuację sprzed kilku lat, kiedy doznałam na sobie ludzkiej niegodziwości, zawiści i kłamstwa. Doświadczyłam nie tylko ja, bo dotyczyło to pewnej grupy osób – doznaliśmy krzywdy ze strony jednego człowieka. I przeżyłam taki moment, kiedy (mimo żalu, złości i niezrozumienia motywów działania tej osoby) byłam w stanie stać naprzeciwko i patrzeć mu w oczy. Co zobaczyłam? Człowieka, który nie jest w stanie zrobić tego samego, człowieka, który się boi, który ucieka – bo wie, że skrzywdził… Co oczywiście nie sprawiło, że zmienił swoje postępowanie, odwołał kłamstwo, przeprosił. Nic z tych rzeczy! Ale ja odniosłam wewnętrzne zwycięstwo! I mogę powiedzieć, że życzę mu dobra, modlę się o jego nawrócenie… Wtedy przytoczona przez Autorkę przepiękna „Modlitwa o wschodzie słońca” była refrenem mojej codziennej modlitwy, swoistym hymnem w walce w tej sytuacji. Bardzo lubię ją w tym wykonaniu: https://youtu.be/ooOFIMVFET0
Co do odwrotnej sytuacji, wydaje mi się, że sprawa jest bardziej złożona… O ile niekiedy jest pewna prawidłowość obdarzania większą miłością tych, którym wyświadczamy dobro, to jest to tylko jeden z trybików tego „mechanizmu miłości”. Bo przecież (co w swoim komentarzu zauważyła p. Małgorzata) kochamy również „mimo wszystko”, jesteśmy w stanie czynić dobro tym, którzy czynią wobec nas wręcz odwrotnie… Wydaje mi się, że powyższa prawidłowość działa także odwrotnie – to miłość pobudza do czynienia tym większego dobra, im bardziej kochamy daną osobę. I to jest – odwrotna do nienawiści – spirala miłości!
Zgadzam się z panią Marią, iż spirala nienawiści jest dużo prostsza do scharakteryzowania, aniżeli spirala miłości. Moim zdaniem nienawiść do osób, którym wyrządzamy zło, wynika z doskonale znanego badaczom społecznym zjawiska dysonansu poznawczego. Istnienie takiego stanu zostało, więc wielokrotnie udowodnione empirycznie przez psychologów. Problem z tym zjawiskiem przypomina sytuację, której ulegają osoby będące pod wpływem manipulacji – o której niedawno tu czytałem – mianowicie, wyjście z tego stanu wymaga uświadomienia sobie, że się w nim znajdujemy. Brak świadomości własnych emocji sprawia, iż ludzie stają się podatni na pułapki własnego umysłu. Jestem jeszcze młodym człowiekiem, nie doświadczyłem tak wielu przejawów ludzkiej niewdzięczności, uważam jednak, że częściej wynika ona ze słabości, kompleksów, braku owej świadomości emocjonalnej, aniżeli z czystego zła drzemiącego w ludziach.
Spirala miłości – pozwolę sobie po raz kolejny skorzystać z tego celnego określenia – nie jest tak jednoznaczna. Na pewno nie rozszerzałbym pierwszej części zdania Tołstoja – tak bardzo jak drugiej – na ogół społeczeństwa. Związek pomiędzy ”zainwestowanym dobrem”, a miłością można zauważyć bez wątpienia. Ameryki jednak nie odkryję powtarzając oczywistość, iż korelacja to nie przyczynowość. Równie dobrze to z miłości mogą wynikać poświęcenia, nie odwrotnie. Utrzymując optymistyczny ton swojego komentarza będę optował za właśnie takim kierunkiem działania ludzkiej natury.
Pozdrawiam autorki i dziękuję za poruszanie tematów, o których często wielokrotnie rozmyślam.
Może w podświadomości niejednej osoby doznającej dobra od drugiej, zachodzi taki proces?
– Y potrzebuje pomocy, bo z czymś sobie nie radzi
– X pomaga Y
– Y wprawdzie dziękuje, ale powstaje w nim przeświadczenie, że skoro X pomaga, to lepiej sobie radzi, więc uważa siebie za kogoś lepszego. W ego Y powstaje bunt i niechęć do X
– X, na podziękowanie odpowiada „nie ma sprawy”. To wzmaga w Y poczucie niższości i pragnienie wykazania sobie oraz otoczeniu, że wszystko, co dotyczy X jest złe.
Niełatwo podsumować tę dyskusję, bo i temat poważny, dotykający zakamarków ludzkiej natury. Pan Vector pisze o świecie prostych relacji. Takich, w których wyrządzona krzywda wywołuje poczucie winy i potrzebę zadośćuczynienia, wybaczenie tylko wtedy, gdy krzywda zostaje zrekompensowana, a jeżeli nie to przy pierwszej okazji następuje rewanż. Nazywa to zdrowymi ludzkimi relacjami. Nawet córkę i wnuki, kocha za mądrość, samodzielność i radzenie sobie w trudnych sytuacjach, a nie bezwarunkowo. Może to i proste relacje, ale nie wiem, czy chciałabym żyć w takim świecie. Pozostali dyskutanci w mniejszym lub większym stopniu zgadzali się ze spostrzeżeniem, że natura ludzka jest skomplikowana, a emocje zazwyczaj koncentrują się na postrzeganiu świata z własnej perspektywy. Świetnie ujęła to pani Maria pisząc o spirali miłości. Podobnie, niestety, jest ze spiralą nienawiści. Wystarczy prześledzić jak oprawcy prześladowali później swoje ofiary, mierząc je swoją miarą, czyli obawą przed zemstą. Ale ta spirala nienawiści pojawia się także w życiu codziennym. Tylko przestrzeganie zasady lojalności wobec instytucji, z którą była związana moja siostra, sprawia, że nie padają konkretne przykłady, nazwiska, sytuacje. Wiem, o czym pisze, bo mnie też to dotyczyło.
Wybaczenie jest zawsze w jakimś stopniu przekroczeniem siebie samego, ale jedynym ozdrowieńczym krokiem, który może przerwać spiralę nienawiści. Dziękuję wszystkim za ciekawe, poważne głosy w dyskusji.
Pani Maria Wanke słusznie zauważa, że ta spirala nienawiści pojawia się w naszym życiu codziennym. Bo może ta spirala nienawiści przyciąga bardziej naszą uwagę, niż dobro, koncentrujemy się zbyt często na tym, co złe. Poza tym nasze cechy, takie jak powodzenie, czy sukces wywołują w drugim zawiść. Zresztą miłość, którą darzymy innych jest nierówna, a może to teoria podtrzymywania własnej wartości.
Trudny temat.Pan Vecktor opisał proste relacje ale czy zdrowe relacje miedzy
ludzkie? Mam wrażenie ,że w ten sposób wychowujemy zwykłych egoistów
niezdolnych do prawdziwej,bezinteresownej miłości nie mówiąc o przyjaźni czy zwykłej ludzkiej życzliwości.
Ja uważam ,że nasza reakcja na krzywdę wyrządzoną innym jest uzależniona od naszego charakteru i postaw wyniesionych z domu.Jeśli mamy świadomość ,że skrzywdziliśmy kogoś ,trudno nam z tym żyć , można powiedzieć wyrzuty sumienia skłaniają nas do przeprosin i zadośćuczynienia.Jeśli natomiast przechodzimy nad tym do porządku dziennego nie zwracając uwagi na wyrządzoną krzywdę nie jesteśmy zdolni do przeprosin.A nienawiść wypływająca w kierunku skrzywdzonej przez nas osoby,w jakimś stopniu wypływa również z wyrzutów sumienia ale skutecznie przez nas zabijanych.Zdajemy sobie sprawę z naszego zwykłego tchórzostwa i tym bardziej nienawidzimy skrzywdzonego człowieka.
Może się mylę,ale takie są moje przemyślenia w tej kwestii.
Odbiegając od treści tekstu.To przecież my definiujemy co jest dobra a co złe.To inni niź my mają się nam podporządkować.To my definiujemy dobro/sposób życia/normy.
Jakże bardzo inne oblicze swoje ukazała tu Autorka niż w późniejszych tekstach na TT z ostatnich 2 lat, których tematyka jest nawet nie jednowymiarowa, a wręcz punktowa i można ją streścić w trzech wyrażeniach: szczepienia na Covid, szczepienia na covid, szczepienia na covid. Jakaż to wielka zmiana musiała dokonać się w Autorce. Oby odwracalna!