Refleksje na 200-lecie urodzin Karola Marksa

Dwusetna rocznica urodzin Karola Marksa, którą szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker uczcił przemówieniem w bazylice Konstantyna w Trewirze, apelując, by pamiętać o umieszczeniu autora „Manifestu Komunistycznego” w kontekście, bez zrzucania na niego odpowiedzialności za zbrodnie komunistycznych dyktatur, stała się okazją do dyskusji o tym, czym były w istocie idee marksistowskie: szlachetną utopią, czy być może same założenia tej ideologii prowadziły do zbrodni. Zawsze byłam zwolenniczką tej drugiej opcji.

„Przez lata ludziom wmawiano, że Marks i Lenin mieli dobre założenia, ale nie udało się ich zastosować w praktyce. To kłamstwo. Same założenia ideologii komunistycznej są fałszywe. Zbrodnie to ich konsekwencja” – napisał na Twitterze ks. Janusz Chyła. Zgadzam się z tym stwierdzeniem.
Słynne zdanie Karola Marksa „Od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb” pochodzące z jego pracy „Krytyka programu gotajskiego” usłyszałam po raz pierwszy, gdy miałam pięć lat. Zareagowałam wówczas spontanicznie: „To przecież niesprawiedliwe!” Nie zmieniłam zdania do dziś. I nie przestaje mnie dziwić, że stworzona przez Marksa koncepcja społeczeństwa idealnego, czyli komunistycznego, miała – i ma nadal – tak wielką siłę uwodzenia, wciąż mnie zdumiewa, że inspirowała ona – i nadal inspiruje tak wiele osób, które uwierzyły, iż jest to droga do ulepszania świata. Dla mnie zawsze było oczywiste, że oparty o tę zasadę system jest nie tylko głęboko niesprawiedliwy, ale wręcz nieludzki.
„Od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb” to zasada, która miała według Marksa, stworzyć system najbardziej efektywny i sprawiedliwy. I wielu wciąż wierzy, że miał on rację, tylko popełniono błędy przy realizacji tych założeń. Nic bardziej mylnego. Ciekawa rzecz, że gdziekolwiek na świecie próbowano wdrażać idee Marksa, zawsze, bez względu na uwarunkowania historyczne i kulturowe, robiono to za pomocą terroru. Inaczej się nie dało i zawsze prowadziło to do niszczenia gospodarki. Porównanie Korei Północnej i Południowej to najlepsza ilustracja tego, o czym mowa. Podobnie, choć mniej drastycznie, widać to było na przykładzie Niemiec Wschodnich i Zachodnich, mimo że wkładano bardzo dużo wysiłku i środków, by NRD rozwijała się gospodarczo. O terrorze już nie wspomnę. Bo nie realizacja zawiodła, ale sama idea.

Panuje też przekonanie, że Marks proponował utopię, ale szlachetną, która okazała się – niestety – niemożliwa do zrealizowania. Nie zgadzam się z tą opinią. Ta utopia nie była ani szlachetna, ani nawet neutralna, była propozycją najbardziej niesprawiedliwego, antymotywacyjnego i nieludzkiego systemu, jaki kiedykolwiek został wymyślony. Dlatego właśnie można go było narzucić tylko siłą i utrzymywać przy użyciu terroru. Nigdzie inaczej się nie udało. Zbrodnie to tylko prosta konsekwencja tego faktu.

Cóż bowiem oznacza pierwsza część zdania „Od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb”? Określa ona według jakiej zasady w skolektywizowanym społeczeństwie przydziela się jego członkom zadania do wykonania, co w praktyce oznacza, że ludzie utalentowani, bardziej wydajni i rzetelni w wykonywaniu swoich obowiązków będą otrzymywali więcej i to trudniejszych zadań, natomiast ci, którzy niewiele potrafią, są powolni, popełniają błędy i fuszerki – mniej.
W gospodarce rynkowej, o tym na ile uzdolniony jest dany pracownik, świadczą wyniki jego pracy – im więcej wyprodukuje, im lepsza będzie jakość wytworzonych przez niego produktów, tym bardziej będzie on wartościowy dla potencjalnego pracodawcy. Podobnie jeśli chodzi o usługi, im szybciej i lepiej obsłuży klientów, im bardziej z jego usług będą oni zadowoleni, tym bardziej cenić go będzie pracodawca. Lepszego pracownika pracodawca lepiej wynagradza, za dobrą, efektywną pracę może on liczyć na awans, podwyżkę, albo przynajmniej więcej wolnego czasu. Pracodawca chcąc zatrzymać dobrego pracownika u siebie nie szczędzi tych profitów, w przeciwnym razie dobry pracownik odejdzie do pracodawcy, który doceni jego zalety. Zwłaszcza w zawodach, które są cenione na rynku pracy. O wszystkim decyduje rynek – rynek pracy i rynek pracownika.
W marksistowskiej utopii sytuacja takiego utalentowanego, rzetelnego i efektywnego pracownika jest zupełnie inna. W myśl zasady „każdemu według potrzeb” nie mógłby on liczyć na żadne dodatkowe profity, pracodawca natomiast, widząc jego duże możliwości, nakładałby na niego znacznie więcej obowiązków, niż na tych mało zdolnych, nieefektywnych i nierzetelnych. Za dobrą, wydajną pracę, pomysłowość, kreatywność jedyną nagrodą byłoby więcej pracy, więcej obowiązków. Ponieważ wydajność i uzdolnienia nie przekładałyby się na wyższy standard życia, większości pracowników nie będzie się opłacało być produktywnym, wykazywać własną inicjatywę, gdyż wiązałoby to się jedynie ze zwiększeniem obowiązków. Piszę dla większości, bo zawsze znajdą się nieliczni ambitni, którzy brzydzą się lenistwem i fuszerką. Wykorzystano to do tworzenia atrapy normalnej konkurencji, czyli „współzawodnictwa pracy”, w wyniku którego przyznawano tytuł „przodowników pracy”, których nazywano stachanowcami od Aleksieja Stachanowa – górnika Zagłębia Donieckiego, radzieckiego pierwowzoru. Początkowo pojęcie to dotyczyło tylko pracowników fizycznych, później rozszerzono je i taki tytuł mógł otrzymać np. inżynier zgłaszający wnioski racjonalizatorskie (przodownik racjonalizacji), rolnik wprowadzający jako pierwszy w okolicy mechanizację i stawiający na produkcję wielkotowarową (przodownik mechanizacji).
Współzawodnictwo pracy było prezentowane jako przejaw osobistego zaangażowania robotników w budowę socjalizmu. Pośrednio było wykorzystywane do ciągłego podnoszenia norm wydajności wszystkim robotnikom. Bardzo często na uzyskiwany wynik pracować musiała cała brygada, a nawet cały zakład, co powodowało dezorganizację pracy i faktycznie ją spowalniało. Stopniowo regułą stawało się, że stachanowcem mógł zostać tylko działacz partyjny – o tym, kto będzie przodownikiem pracy, decydowały odpowiednie gremia partyjne. Jak przodownik pracy był traktowany przez kolegów? Pamiętamy Mateusza Birkuta – bohatera słynnego filmu Andrzeja Wajdy „Człowiek z marmuru”. Przodownikowi pracy podawało się rozgrzaną do czerwoności cegłę…

„Każdemu według jego potrzeb” – chwilę refleksji chcę jeszcze poświecić tej drugiej części zdania. Społeczeństwo to zbiór osób bardzo różnych, każdy ma inne zainteresowania, inny sposoby spędzania wolnego czasu, słowem inne potrzeby. Czy to tylko środki niezbędne do egzystencji, czy może zakłada się, że człowiek potrzebuje też rozrywki, korzystania z dóbr kultury, różnych form odpoczynku? Kto te potrzeby ma rozpoznawać i oceniać? Absurdem jest pomysł, żeby robił to organ centralny.
Zasada „od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb” jest regułą antymotywacyjną, promującą ludzi mało zdolnych i leniwych, a zatem najbardziej niesprawiedliwą z możliwych. Taki system można tylko narzucić siłą, zwłaszcza że wyklucza on prywatną własność.
Urodzony przed 200 laty Karol Marks był wnukiem ortodoksyjnych rabinów. Paweł Jedrzejewski w swoim wpisie na Forum Żydów Polskich zwraca uwagę na pewien ważny aspekt, a mianowicie odwrócenie perspektywy z charakterystycznej dla judaizmu idei „naprawiania świata” (tikkun olam), u podstaw której leży przekonanie, że owo naprawianie koniecznie trzeba zacząć od siebie, co oznacza, że byt jest kształtowany przez świadomość,   na marksistowską ideologię głoszącą, że to byt kształtuje świadomość.
„Oznacza to, że wystarczy zmienić zasady rządzące światem ekonomii i stosunków społecznych, aby jak pod działaniem cudownej różdżki ludzie stali się lepsi, bez wysiłku z ich strony, bez pracy nad sobą. Że zmiany w sferze «bytu» spowodują automatycznie zmiany w sferze «świadomości» – zauważa Paweł Jastrzębski. I dodaje: „Jakie były tego skutki, wiemy dobrze z historii XX wieku. Ludobójstwo i zniszczenie. Tortury, głód, gułagi. U ich początku był właśnie on – Karol Marks. Z wrażliwością wyniesioną z tradycji judaizmu, ale odrzucający Boga i wypełniający pustkę po nim swoimi błędnymi teoriami, których konsekwencją były miliony ofiar”.

Leszek Kołakowski krytyce myśli marksistowskiej poświęcił trzytomowe, liczące ponad tysiąc stron dzieło. Według Kołakowskiego postulaty Marksa miały konkretne, praktyczne konsekwencje, w tym totalitaryzm i upadek ekonomiczny gospodarki planowej. Stwierdza on, że wbrew tezom zwolenników marksizmu, patologie ZSRR nie były „wypaczeniami” idei Marksa, tylko ich logicznymi konsekwencjami.

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

32 komentarze

  1. Garibaldi11@wp.pl' Garibaldi pisze:

    Ja majac 10 lat widzialem wewnetrzna sprxecznosc marksizmu. Ale analiza rozwoju spoleczenstwo wydaje mi sie trafna. Filozofowie nie powinni naprawiac swiata. Zreszta, chrzescijanstwo tez w prowadzone zostalo przy pomocy terroru.

    • wskpwlk@wp.pl' Wiesław pisze:

      „Chrześcijanstwo tez wprowadzone zostało przy pomocy terroru”. Czy Chrystus zalecał terror? Który z apostołów był terrorystą? Nie przeczę, że w historii chrześcijaństwa dochodziło do nawracania ogfniem i mieczem, ale było to niewątpliwie nadużycie i wypaczenie nauki Chrystusa. W przeciwieństwie do Marxa, dla którego przemoc i rewolucja stanowiły conditio sine qua non urzeczywistnienia jego utopii. Dlatego Jan Paweł II mógł napisać w encyklice Centesimus annus: „Walka klas w znaczeniu marksistowskim oraz militaryzm mają zatem te same korzenie: ateizm i pogardę dla osoby ludzkiej, które dają pierwszeństwo zasadzie siły przed zasadą słuszności i prawa”. Separandus est usus ab abusu et verum ab admixto fallo.

    • mamakatarzyna@po.pl' mamkatarzyna pisze:

      Co ma marksizm do chrześcijaństwa. Marksizm to ideologia, która zwalczała religię uznając ją jako opium ludu. Tysiące chrześcijan zginęło w gułagach, burzono świątynie, przerabiano je na magazyny. Wyznawca tej idei Marksa – Lenin rozpoczął brutalną ateizację.
      Chrześcijaństwo to religia, która, między innymi pozwalała przetrwać prześladowania.

      Każda ideologia na jej przeciwnikach wymusza siłą podporządkowanie się. Tak jest i w przypadku marksizmu.
      Nie dziwię się, że Jean-Claude Juncker skorzystał z narzuconej narracji: Idea piękna, komunizm to szlachetna idea, zbrodnie, zniewolenie – to wypaczenia. Tylko tak można usprawiedliwić „walkę klas” i
      fakt, że mimo milionów ofiar wciąż legalnie funkcjonują partie komunistyczne, a ich przywódcy wciskają wyborcom, że podporządkują się regułom demokracji.
      Problem w tym, że zbrodnie komunistów nigdy nie zostały rozliczone tak jak nazizm. I zawsze znajdą się zwolennicy, którzy uznają, że niesprawiedliwość, wyzysk można zwalczać siłą, ot choćby prawem stanowionym.

  2. Kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Tak. Zamordowanie Romanowów, ich dzieci, Katyń, i inne zbrodnie tej ideologii nie mieszczą się w głowie. O Marksie się nie wypowiem bo na szczęście tej indoktrynacji jako dziecko nie doświadczyłem.Niemniej czytałem „Germinal”. Zachowały się też zdjęcia dzieci pracujących w kopalniach. Tak, Marks zalecał zbrodnię jako sposób na zmianę. Jak oceniamy dziś rewolucję francuską? Wiele głów potoczyło się po bruku. Jednak w naszych czasach wygrała „Solidarność”. No jeszcze trochę się te solidarności o wpływy biją :).

  3. jerzpolski@wp.pl' Jurek pisze:

    Przeciwstawieniem hasła „każdemu wg potrzeb…” jest „„Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie” (Łk 12,39-48)
    Ludzie zbyt łatwo przypisują wszystkie osiągnięcia sobie. Nawet jeśli osiągnęli dużo dzięki swojej pracy, to powinni pamiętać o pewnym szczęśliwym zbiegu okoliczności, że im się to udało.
    Wielu ludzi ma duże zdolności, ale nie ma warunków do ich wykorzystania. Kto otrzymał dużo, nie powinien wpadać w pychę z powodu swoich osiągnięć, ale pomagać innym w osiągnięciu sukcesów.

  4. wskpwlk@wp.pl' Wiesław pisze:

    „W niedawnej przeszłości szczere pragnienie, by opowiedzieć się po stronie uciśnionych i by nie znaleźć się poza biegiem historii, doprowadziło licznych wierzących do szukania na różne sposoby niemożliwego do znalezienia kompromisu między marksizmem a chrześcijaństwem”, pisał Jan Paweł II w encyklice Centesimus annus. Niedawna laudacja ku czci Karola Marksa ze strony kard. Reinharda (nomen omen) Marxa („Punkt widzenia Marksa może być bardzo pomocny”) oraz próby rehabilitacji tzw. teologii wyzwolenia zdają się wskazywać, że zjawisko, o którym pisał i przed którym przestrzegał Jan paweł II, nie należy wcale do przeszłości.

  5. alinapetrowa@gmail.com' Alina Petrowa pisze:

    Ważny tekst. I, jak pokazują komentarze pod nim (także te na TT), wcale nie pożegnaliśmy się z marksizmem tak bardzo, jak należałoby się spodziewać po tylu dziesięcioleciach bycia „królikiem doświadczalnym”. Ponieważ już w szkole zetknęłam się z indoktrynacją brutalną i prymitywną, sięgnęłam po teksty „klasyków”. Okropne wrażenie już wtedy zrobiła na mnie nienawiść i pogarda Marksa do istniejącego świata, stosunek do „burżuazyjnej rodziny”, porównywanej do prostytucji i wiele innych. W późniejszych latach pytałam wielu specjalistów od Marksa, na jakiej podstawie sądził, że robotnicy są istotami wyższymi w porównaniu z ohydnymi wyzyskiwaczami – kapitalistami i burżuazją. Nikt do dziś nie odpowiedział mi na to pytanie – Marks po prostu sobie ich wymyślił. W ogóle był zakochany w swoich ideach i chyba była to jedyna autentyczna miłość jego życia.

    Jan Paweł II powiedział, o ile pamiętam w jednym z wywiadów, że w jego fantazjach tkwiło ziarno prawdy – skandaliczne ubóstwo robotników, ale remedium na rozwiązanie „kwestii robotniczej” okazało się zabójcze. W sensie dosłownym – to 100 mln ofiar. Twierdzenie, że Marks nie zakładał stosowania przemocy jest po prostu nieprawdziwe, p. Junker, przemawiając w Trewirze albo świadomie rozmijał się z prawdą, albo wykazał się ignorancją.

    Wielkie uroczystości w Trewirze przeraziły mnie, bo pokazały, że Marks żyje, ma się dobrze, jest idolem, nadal inspiruje chorymi pomysłami, przemawia do przywódców UE. Demon marksizmu nie został przegnany, nadal działa, Europę czekają złe wydarzenia, gułagi nie są konieczne do realizacji chorych wizji.
    Duch marksizmu nadal krąży nad Europą.

    • wskpwlk@wp.pl' Wiesław pisze:

      „Marks był dalej moralistą i jako taki odegrał niewątpliwie ogromną rolę, tak dalece, że jeśli chodzi o moralność, jesteśmy dziś w Europie wszyscy jego uczniami. Wreszcie Marks był w zasadzie wyznawcą światopoglądu oświecenia: wierzył w konieczny postęp ludzkości ku rajowi na ziemi, a to głównie dzięki “światłu” nauki. Nikt znający położenie nie może dziś podzielać tych poglądów, ale czynią to masy ludowe, a także intelektualiści w krajach zacofanych”. http://100-zabobonow.blogspot.com/2008/04/marksizm.html

    • wskpwlk@wp.pl' Wiesław pisze:

      Ważny tekst i trafny komentarz. O ile nie zaskakują mnie uroczystości w Trewirze i rewelacje p. Junckera, to nie jestem pojąć pochwał, jakie płyną pod adresem Marxa ze strony niektórych dostojników Kościoła, nie mówiąc już o deklaracjach w rodzaju tej, „że ostatecznie to komuniści myślą jak chrześcijanie” (sic!!! – papież Franciszek). http://gosc.pl/doc/3545476.Papiez-mowia-ze-jestem-komunista-ale-to-komunisci-mysla-jak

  6. wskpwlk@wp.pl' Wiesław pisze:

    Jeszcze w temacie: „Marksizm jest jeszcze o tyle gorszym zabobonem, że w przeciwieństwie do wielu innych (np. do astrologii albo idealizmu) jest nadal narzucany siłą w krajach zwanych socjalistycznymi, gdzie naukowcy, filozofowie itd., choć wiedzą, że chodzi o zabobony, korzą się przed władzą i wysławiają marksizm, jak gdyby był nieomylnym proroctwem. Można bez przesady powiedzieć, że od wielu wieków nie znano takiego poniżenia myśli ludzkiej jak to, którego doznała pod rządami marksizmu” (J. M. Bocheński, Sto zabobonów). http://100-zabobonow.blogspot.com/2008/04/marksizm.html

  7. dkdp@kolping.org.pl' ks. Zenon Myszk pisze:

    Na negatywne skutki „rewolucji przemysłowej” były w Niemczech dwie odpowiedzi: Karola Marksa ze swoją walką klas i ks. Kolpinga z praktycznym budowaniem braterstwa w Towarzystwach Czeladników Katolickich. Jedna zrodziła totalitaryzm a druga http://m.in . solidarność.

  8. zdariaziemiec@gmail.com' Daria Ziemiec pisze:

    Profesor Krystyna Pawłowicz napisala krotki tekst w Polityce.pl ktory pozwole sobie zacytować:)
    „Marks rzadko sie kąpal lub mył w ogóle.Z tych powodów cierpial przez ćwierć wieku na prawdziwą plage czyraków, które stale pokrywały jego cialo na policzkach grzbiecie nosa na siedzeniu i narządach płciowych.
    Wybuchy furii z tego powodu objawiały sie szczególnie w czasie pisania „Kapitalu”:)
    Ww .inf. za:Paul Johanson „Intelektualisci”
    Edition Spotkania W-wa 1994 str.64-95.
    Uroczyste obchody urodzin Marksa to skandal.A książkę „Intelektualusci”z pewnością przeczytam:)

    • szkudlarek76@gmail.com' Szkudlar pisze:

      Gratuluje źródeł… To ten słynny tekst, w którym Pawłowicz napisała, że Marks zmarł w 1929 roku, gdy jego idee wdrażał Stalin? 😉

  9. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Nie ma utopii „szlachetnych”. Każda utopia jest groźna, bo konstruuje system wbrew naturze ludzkiej – napisał Grzegorz Filip pod zapowiedzią tego tekstu na Facebooku. Celne!

  10. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Nienawiść, zawiść, walka klas, odrzucenie Boga i prawa naturalnego – to wszystko wynika wprost z myśli marksistowskiej, a nie z jej realizacji. Terror, który towarzyszył utrzymywaniu systemu komunistycznego jest – jak tu już wcześniej wspomniano – naturalną tego konsekwencją. Dziwić może, że niektórzy jeszcze widzą jakikolwiek związek chrześcijaństwa z marksizmem. Toż to zupełnie inne światy, oparte na całkowicie odmiennej ideologii. Charakterystyczne, że wszyscy, którzy wcielali w życie idee Karola Marksa, odrzucali Boga i religię jako taką, nazywając ją „opium dla ludu”.

    Marks stawał „w obronie” klas uciskanych i walkę klasową (uciskanych przeciw wyzyskiwaczom) uczynił clou swojej filozofii. Co ciekawe, że współczesna lewica – odrzucając Boga i kwestionując prawo naturalne – staje w obronie uciskanych (kobiet, mniejszości seksualnych itp.). Dlatego nie dziwne, że to, co oferują środowiska lewicowe na Zachodzie nazywane jest często neomarksizmem. Jan Paweł II pisał w swojej książce „Pamięć i tożsamość”: Można, a nawet trzeba zapytać, czy tu nie działa inna jeszcze „ideologia zła”, w pewnym sensie głębsza i ukryta, usiłująca wykorzystać nawet prawa człowieka przeciwko człowiekowi oraz przeciwko rodzinie.

    • b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

      Zgadzam się całkowicie z Pani komentarzem, że chrześcijaństwo i marksizm, to dwa różne światy. Przecież stary marksizm skupiał się na tym, by wypaczyć całkowicie katolickie rozumienie rzeczywistości. Państwo komunistyczne miało unicestwić wszystko, co stanowiło jednostkowość. Gorszą jednak rzeczą jest neomarksizm globalny- kulturowy/ multi-kulti, gender/, który deformuje rzeczywistość Boga i człowieka. To zwracanie się przeciwko każdej formie scalonego bytu. To takie stawianie na nicość.

    • wlalos@onet.pl' Władysław Łoś pisze:

      „Odrzucenie Boga” i „prawa naturalnego” nie jest wyjątkowe dla myśli marksistowskiej, a jednak nikt nie obwinia Deweya, Russela, Witwickego, Kotarbińskiego itp. itd. o inspirowanie zbrodni.

  11. wlalos@onet.pl' Władysław Łoś pisze:

    Oceniając idee Marksa i Engelsa, ich teoretyczne zdobycze, a także ich błędy, z dzisiejszego punktu widzenia, ze świadomością tego, co uczynili później działacze polityczni, zwani „marksistami”, którzy adaptowali wybrane elementy ich myśli dla własnych potrzeb popełniamy błąd anachronizmu. Dotyczy to zarówno wielu współczesnych apologetów, jak licznych krytyków tych myślicieli.
    Błędne jest też uznawanie „marksizmu”, rozmaitych ideologii wywodzących się teorii Marksa i Engelsa, a już zupełnie samych tych oryginalnych teorii za jedyne, czy nawet główne źródło z którego wytrysły rozmaite, powołujące się na nie dyktatury XX wieku.
    Weźmy dwa przykłady, które marginalnie są wzmiankowane w komentowanym przeze mnie tekście. Pierwszy w cytacie: „ludziom wmawiano, że Marks i Lenin mieli dobre założenia, ale nie udało się ich zastosować w praktyce. To kłamstwo”. Jednym tchem obok Marksa wymieniany jest tu Lenin, jakby ich poglądy i działalność były tożsame.
    Celem Lenina było najpierw i przede wszystkim obalenie caratu i zasadniczo wciąż feudalnego ustroju Rosji. Gdyby był wiernym uczniem Marksa, uznałby, że będzie to nieunikniony, ale odległy skutek rewolucji proletariackiej, która wybuchnie najpierw w rozwiniętych krajach burżuazyjnych, kapitalistycznych. Jednak Lenin, wychowany na ideach „Narodnoj woli”, Czerniszewskiego dostosował elementy zaczerpnięte z Marksa do swoich celów, dowodząc, że rewolucja może wybuchnąć w jednym tylko kraju i to właśnie w Rosji i wprowadzając, i zmieniając myśl Marksa w sposób, który by tamtemu postawił zapewne włosy na głowie, zwłaszcza rozwijając ideę „przewodniej roli partii”.
    Drugi przykład to wskazanie Korei Północnej, jako kraju w którym „próbowano wdrożyć idee Marksa”. W Korei Północnej obowiązującą ideą jest „dżucze” – „samodzielność”. Jest to mocno czerpiąca z lokalnej tradycji, skrajnie nacjonalistyczna i rasistowska ideologia. Jej twórca twórca, Kim Ir Sen, wychowany został w Chinach i w Związku Sowieckim w duchu leninizmu został wysłany do Korei jako sowiecki agent i jako taki miał tam zaprowadzić sowiecką satrapię pod płaszczykiem państwa komunistycznego, którego ideologię jednak z czasem przekuł na własne kopyto, tworząc koncepcję „specyfiki rewolucji koreańskiej”, odrębności Korei od reszty świata, wyższości narodu koreańskiego nad wszystkimi innymi i koronując to niespotykanym kultem jednostki.
    Tak Lenin, jak Kim Ir Sen nie popełnili błędów przy realizacji swych założeń. Oni je zrealizowali najlepiej jak się dało, tyle, że nie były to założenia zaczerpnięte z Marksa, a jedynie podpierane Marksem, czy raczej wulgarnym, ortodoksyjnym „marksizmem”. Gdyby nie było Marksa, znaleźliby oni, albo ktoś iny na ich miejscu, odpowiedniego innego proroka do umieszczenia na sztandarach, a takich proroków przemian czy rewolucji społecznych w XIX w. nie brakowało.

    Gdyby autorka komentowanego teksty przeczytała „Krytykę programu gotajskiego” to wiedziałaby, że postulowana reguła „Każdy [a nie „od każdego”] według swych zdolności, każdemu według jego potrzeb!” nie jest jak pisze „zasadą”, czy „założeniem”, pozwalającym „stworzyć system najbardziej efektywny i sprawiedliwy”, lecz dopiero przewidywanym rezultatem pełnej realizacji takiego rozwiniętego systemu. Według świetlanej wizji tego systemu „pracodawca” nie będzie w żaden sposób mógł nałożyć na pracownika więcej, czy mniej obowiązków, bo „pracodawców” wówczas nie będzie, pojęcie to straci właściwie sens, gdyż każdy z własnej chęci i poczucia obowiązku, bez przymusu, pracować będzie dla wszystkich i dla siebie. Jak pisał komunistyczny wieszcz: „My nie odejdziem, choć odejść możem, i nikt do pracy nas nie goni. Nasze my drzewo, na naszym torze, ładujemy na nasze wagony”. Niewątpliwie Majakowski czytał „Krytykę…”:
    „W wyższej fazie społeczeństwa komunistycznego, kiedy zniknie ujarzmiające człowieka podporządkowanie podziałowi pracy, a przez to samo zniknie też przeciwieństwo pomiędzy pracą fizyczną a umysłową; kiedy praca stanie się nie tylko źródłem utrzymania, ale najważniejszą potrzebą życiową; kiedy wraz ze wszechstronnym rozwojem jednostek wzrosną również ich siły wytwórcze, a wszystkie źródła zbiorowego bogactwa popłyną obficiej – wówczas dopiero będzie można całkowicie wykroczyć poza ciasny horyzont prawa burżuazyjnego i społeczeństwo będzie mogło wypisać na swym sztandarze: Każdy według swych zdolności, każdemu według jego potrzeb!”
    Nierealna utopia? Oczywiście. Ale by ją krytykować, trzeba ją najpierw zrozumieć we właściwym kontekście. I na pewno nie ma ona nic wspólnego z losem zmuszanej do pracy nad siły klasy robotniczej krajów „budujących [realny] socjalizm”.

    • szkudlarek76@gmail.com' Szkudlar pisze:

      Dzięki za ten wpis, który pokazuje, jak łatwo manipulować opierając cały wywód na wyrwanym z kontekstu „haśle” Marksa…

  12. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Leszek Budrewicz odniósł się do 200. rocznicy urodzin Karola Marksa na Facebooku. Jego post jest znakomitym komentarzem do tego tekstu, więc pozwalam go sobie tu przytoczyć:

    Kołakowskiemu rozprawienie się z Marksem zajęło trzy opasłe tomy. Marksowi i Engelsowi wbicie szpili kapitalizmowi kilkanaście stron,. Bardzo cenie Lassale’a, Bernsteina i Marcusego za to, czerpiąc z niego, w różnym sensie stawili mu czoło. Ale per saldo na jego wielką rocznicę wszyscy robotnicy świata powinni się zebrać przy jego grobie i na ten grób naszczać. Tłumaczę kolegom wykładowcom/czyniom, ze może czasem lepiej przyjąć do akademii marnego malarza, albo nie wyrzucać z gazety dziennikarza, bo potem przez pokolenia za taką redukcje cierpią miliony…
    Trochę przesterowane. Ale Lenina do Hitlera już nie. I Marksa do Haushofera, a Che do Hessa. Taka jest, moim zdaniem , sytuacja. Choc stosunek Marksa do przemocy w czasie Komuny Paryskiej pod tym względem ciekawy. Felipe Gonzalez, wbrew woli większości PSOE, na progu NATO i UE dla Hiszpanii powiedział albo marksizm, albo ja. Prawdziwy socjalista. I mąż stanu. Tak uważam, jak to się teraz mówi, „bynajmniej”..

  13. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    „No cóż, Marks nie tak to widział. Chciał społeczeństwa w którym równi sobie członkowie dobrowolnie i sprawiedliwie dzieliliby się pracą i jej owocami” – napisał Władysław Łoś po długiej i ożywionej dyskusji na Twitterze, rozpoczętej kwestią zakazu dziedziczenia.

    A propos tego cytowanego stwierdzenia pana Łosia, przypomniała mi się refleksja ks. Krzysztofa Kontka, misjonarza, a obecnie kanclerza kurii biskupiej w Odessie. Przez kilka lat posługiwał w Papua Nowej Gwinei, gdzie miał okazję obserwować stosunki społeczne, jakże odmienne od naszych. Ludzie nie chcą iść na studia, uczyć się. Bo, gdy ktoś po studiach zacznie pracować, musi dzielić się z całym klanem swoimi zarobkami. Woli, żeby ktoś inny z nim się dzielił. To hamuje rozwój, edukacja nie jest w cenie. Poza tym, system klanowy sprawia, że w obrębie klanu ludzie sobie pomagają, dzielą się wszystkim, co mają, a tych spoza klanu nienawidzą. A więc takie wszystko wspólne, jak u Papuasów i jak chciał Marks, po prostu się nie sprawdza. Jest antymotywacyjne, antyrozwojowe, niesprawiedliwe, nieżyciowe… A nienawiść do innych klanów sprawia, że zawsze istnieje możliwość „dokradzenia” sobie tego, co brakuje.

  14. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Karol Marks chciał społeczeństwa, w którym równi sobie członkowie dobrowolnie i sprawiedliwie dzieliliby się pracą i jej owocami – napisał na Twitterze Władysław Łoś. To oczywista utopia nie do zrealizowania w jakimkolwiek społeczeństwie. Jest jednak możliwa w małych wspólnotach zakonnych. Na przykład w Taizé. Bracia, ślubując ubóstwo, wyrzekają się własności, utrzymują się z pracy, przy czym każdy otrzymuje do wykonania zadania, którym potrafi podołać. Wszystkich ożywia jednak wiara w Chrystusa, w jego imię żyją w prostocie, zaufaniu i wzajemnej życzliwości. Tego bez Boga nie da się zrealizować.

    • wlalos@onet.pl' Władysław Łoś pisze:

      To co Pani pisze o wspólnocie Taize przypomina izraelskie kibuce. A były przecież, pewnie nadal są, kibuce inspirowane nawet nie przez myśl samego Marksa, ale przez marksizm i kibice sekularne. Tu chodzi raczej, mówiąc w uproszczeniu, o skalę i dobrowolność udziału, nie o źródło ideowe.

  15. Kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Wiecie co?Egzaltujemy się Marksem a świat od dawna jest inny. Toć ten facet i jego idee już dawno obróciły się w proch. Najwięcej naszego świata posiada Putin.

  16. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    Nie mam tak rozleglej wiedzy jak Autorka, czy inni komentujący, ale spróbuję spojrzeć na to od strony praktycznej*.

    Gdyby Marks był beletrystą i swoje dzieło opublikował w dziale „fantastyka” moglibyśmy dyskutować, czy jego wizja jakiejś nieistniejącej cywilizacji jest piękna. Jednak on, jak sam mówił, chciał zmieniać TEN świat: – „Filozofowie rozmaicie tylko interpretowali świat; idzie jednak o to, aby go zmienić”. Dlatego bardziej adekwatna będzie analogia architekta, który oto zaprojektował dom marzeń. Niektórzy sceptycy już na początku zauważyli, że projekt, choć kuszący, ma poważne błędy konstrukcyjne. Mimo to, znaleźli się entuzjaści, którzy postanowili podjąć się tego wyzwania. Już na etapie budowy okazało się, że autor użył materiałów o niespotykanych parametrach, więc trzeba było improwizować – jak to na budowie. Skończyło się katastrofą budowlaną grzebiącą miliony ofiar. Miłośnicy projektu przekonywali, że to wina budowniczych, wiec pojawili się następni, i następni, którzy chcieli ten projekt zrealizować. Za każdym razem kończyło się tak samo – wielką katastrofą. Wtedy apologeci Marksa zaczęli zmieniać linię obrony – projekt jest świetny, ale niestety nie ma na tym świecie materiałów, z których można by go wybudować…

    Pan Władysław Łoś zauważył, że ostatecznie nigdzie nie udało się tego domu dokładnie według projektu Marksa ukończyć. I słusznie, bo po tylu katastrofach budowlanych powinno wreszcie stać się dla wszystkich jasne, że to sam projekt jest zły, niewykonalny, a jego autor, jako architekt, już dawno dostałby zakaz wykonywania zawodu, o ile nie wyrok za błędy konstrukcyjne.

    P.S. Zaskakująco natomiast sprawdza się teza – „byt kształtuje świadomość”. Otóż długotrwały byt w krajach dotkniętych marksizmem zwykle kształtuje świadomość w kierunku zdecydowanych jego przeciwników. Zwolennicy, to najczęściej ci, którzy nie mieli jeszcze okazji zaznać tego bytu 🙂

    * – podobnie zajmując się algorytmami ewolucyjnymi, nie musimy wiedzieć jak działa “czarna skrzynka”, badamy efekty 😉

    • wlalos@onet.pl' Władysław Łoś pisze:

      Nie tyle nie dało się budowy nowego społeczeństwa według projektu Marksa nie ukończyć, ale nigdy i nigdzie tego nawet nie zaczęto. Co najwyżej brano z Marksa wygodne elementy.

  17. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Dziękuję za ożywioną dyskusję, która przeniosła się na Twittera. Głównym polemistą i w pewnym sensie obrońcą Karola Marska okazał się Władysław Łoś. Zaczęło się od zakazu dziedziczenia. „Nie ma nic szlachetnego lub nieszlachetnego w dziedziczeniu, czy w zakazie dziedziczenia. A Marksowi chodziło o realizację społecznej sprawiedliwości i uniemożliwienia gromadzenia kapitału w prywatnych rękach” – napisał Władysław Łoś. Polemizował z nim pan MariuszZ i moja siostra, która uznała, że niemożność przekazania potomkom wypracowanych dóbr nie jest nieszlachetna. Jest niegodziwa. Sprzeczna z cywilizacją rzymską, z której się wywodzimy. „Nie jest niegodziwa, o ile potomkowie mają zapewnione w inny sposób środki na życie. A z cywilizacji rzymskiej wiele rzeczy zostało już zarzuconych i dobrze, że zostało” – ripostował Władysław Łoś. W pewnym momencie do twitterowej dyskusji włączyła się Alina Petrowa, odpowiadając na stwierdzenie Krzysztofa Kuczmary, który napisał: „Marks nie miał racji, ale chciał sprawiedliwości i nie proponował terroru. Jak dotąd żaden filozof ani polityk nie wymyślił niczego, co mogłoby działać”. Odpowiedź Aliny Petrowej była celną ripostą: „Marks był 1. filozofem, który chciał, by filozofia miała bezpośredni wpływ na rzeczywistość i chciał ją zmienić stosując przemoc. Proszę sprawdzić, jak brzmią ostatnie zdania „Manifestu komunistycznego” – przemoc u podłoża zmiany świata z burżuazyjnego na anielski”. W żartobliwym tonie włączył się do dyskusji Jan Śliwa, pisząc: „Ameryka ma z Francji Statuę Wolności. Niemcy mają z Chin Marksa. Wspólnota idei”.
    Władysław Łoś w kolejnych tweetach przekonywał, że Karol Marks „chciał społeczeństwa, w którym równi sobie członkowie dobrowolnie i sprawiedliwie dzieliliby się pracą i jej owocami”.
    Kolejnym wątkiem dyskusji było prawo własności. „Własność jest konstruktem społecznym. Dotyczy stosunków międzyludzkich. Odizolowana jednostka nie jest w stanie wytworzyć pojęcia własności. Zwłaszcza pojęcie „własności prywatnej” wymaga już dość wysoce zorganizowanego społeczeństwa. Prawa są też konstruktami społecznymi” – przekonywał Władysław Łoś.
    „Natura ludzka jest niezmienna w zmieniających się okolicznościach – skażona grzechem pierworodnym wystarczy poobserwować najmłodsze dzieci. Ludzie Oświecenia odrzucili tę prawdę. Ich wizja doprowadziła do licznych katastrof.” – zauważyła Alina Petrowa.
    „Przepraszam, ale nie rozumiem. Czym ów «grzech pierworodny» objawia się w zachowaniu dzieci? Oświecenie akurat – za Lockiem i Rousseau –przyjmowało zasadniczą wrodzoną identyczność umysłów ludzkich i możliwość prawie ich dowolnego kształtowania. To przejął też Marks i marksiści” – odpowiedział Władysław Łoś. „W tym, że dziecko od najwcześniejszych lat jest egocentryczne, nastawione na siebie, a socjalizacja uczy je opanowania tej wrodzonej skazy. Człowiek jest „projektem” uszkodzonym i gdyby Rousseau nie oddał swoich 5 dzieci do przytułku, może by to zauważył” – odpowiedziała Alina Petrowa i w kolejnym tweecie dodała: „Wyrywanie zabawek i nie dzielenie się nimi to fakt, nie żadna ocena. W każdej społeczności jest tak samo, podobnie jak gaworzenie – identyczne na całym globie niezależnie, jakim językiem w przyszłości będzie mówić gaworzące niemowlę”. „Potrzeba własności wynika z natury człowieka, nie potrzebuje zorganizowanego społeczeństwa, jest tak samo oczywista jak JA- świadomość” – włączył się Twitterowicz o Nicku OK.
    „Szanowna Pani, tekst, który Pani napisała, jest inspirujący, za co dziękuję. I nie mógł nie sprowokować dyskusji o koncepcji człowieka, jakiej hołdował Marks, bo to ona stała się zalążkiem katastrofy, spowodowanej wprowadzeniem w życie tych strasznych mrzonek. Pozdrawiam” – napisała Alina Petrowa. Dziękuję za te słowa. Dziękuję wszystkim uczestnikom dyskusji, zarówno tym, których poglądy podzielam, jak i tym, z którymi się nie zgadzam, ale ich wpisy ożywiły debatę, wprowadziły do niej nowe wątki i poszerzyły wiedzę. Wielu wpisów, które pojawiły się na Twitterze tu nie przytoczyłam, bo wymiana tweetów trwała przez cały tydzień.

    • wlalos@onet.pl' Władysław Łoś pisze:

      Nie jestem obrońcą Karola Marksa. Właściwie nie ma przed czym go bronić, bo ogromna większość zarzutów jest całkowicie nietrafiona, wynikająca z nieznajomości jego dorobku i odnosi się raczej do dużo późniejszych macherów, jak Lenin, Stalin, Mao, Kim Ir Sen, którzy realizowali swoje własne projekty polityczne, w podstawowych aspektach sprzeczne z myślą Marksa.
      Zawsze byłem wobec Marksa bardzo krytyczny. Przez cała moją młodość byłem, jak wszyscy, którzy urodzili się za PRL intensywnie szkolony w „marksistowskiej” interpretacji świata. Z rożnych względów, m.in. z powodu buntu przeciw owemu przymusowi oraz z powodu nieprzystawania tego czego mnie uczono do obserwowanej rzeczywistości, szukałem kontrargumentów przeciw tym naukom. Podstawy filozofii Marksa i Engelsa – materializm dialektyczny – odrzuciłem bardzo wcześnie, pod wpływem przeczytanego jeszcze w podstawówce artykułu prof. Sidneya Hooka „Dialectical Materialism and Scientific Method” przetłumaczonego w zbiorze „Filozofia amerykańska” opracowanego przez prof. Jerzego Krzywickiego (Boston University Press 1958). Co do opartego na materializmie dialektycznym materializmie historycznym nigdy nie mogłem zrozumieć jakim cudem tak krytyczny wobec innych myśliciel jak Marks mógł uwierzyć, że ponoć żelazne, niezmienne prawa dialektyki, rządzące światem i społeczeństwem, przestaną nagle obowiązywać kiedy ludzkość przejdzie do idealnego stanu społeczeństwa komunistycznego, kiedy nastąpi jakiś „koniec historii”. Dziś widzę w tym wpływ utopijnej myśli romantyzmu, do którego pokolenie Marksa duchowo należało.
      Jednak, pomimo, że w twórczości Marksa i Engelsa znajdziemy mnóstwo absurdów i najzwyczajniejszego, w większości poheglowskiego, bełkotu, nie znaczy to, że nie ma tam analiz, spostrzeżeń, definicji do dziś wartościowych, zwłaszcza w dziedzinie ekonomii i socjologii. Teoria kryzysów, interpretacja laborystycznej teorii wartości, wskazująca na społeczny charakter powstawania wartości i wprowadzająca pojęcie wartości dodanej, marksowska definicja klasy społecznej, etc. to wszystko są koncepcje warte dyskutowania i dzisiaj. Uświadamiał mi to m.in. mój Ojciec, który „Kapitał” przeczytał już w liceum, przed wojną, a jako dojrzały naukowiec, interesujący się zastosowaniami matematyki, badał matematyczne metody ekonomii.
      Obecnie u nas, i w świecie, obie strony publicznego sporu o Marksa popełniają błąd prezentyzmu, na dodatek nie znając Marksa niezinterpretowanego w duchu politycznych twórców „realnego socjalizmu”w XX wieku. Jedni chwalą Marksa, drudzy go potępiają nie za to, co rzeczywiście głosił, ale za to, jak jego myśl została dużo później wykorzystana i przedstawiona przez innych, na ich własne potrzeby. Gdyby jednak nie te, późniejsze, wydarzenia, na które Marks nie mógł mieć żadnego osobistego wpływu, ani których nie mógł już nawet ocenić, pozostałby on zapewne dość zapomnianą postacią wspominaną marginalnie w podręcznikach historii ekonomii i socjologii i tak, według mnie, powinno być.

      • krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

        Matematyka rzeczywiście mogłaby pomóc, wystarczy dodać wstępne założenie ustalające przestrzeń. Ten manewr często stosują fizycy – jak rzeczywistość przestaje im się zgadzać z teoria – dorzucają jakieś zgrabne ograniczenie (np. dla v<<c) i wszystko gra. W tym wypadku proponuję: "załóżmy, że ludzie nie są ludźmi" 😉

Skomentuj mamkatarzyna Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *