Kardynał
Arcybiskup, potem kardynał, a dziś arcybiskup senior Henryk Gulbinowicz, związany z Wrocławiem od 44 lat, czyli prawie całe moje dorosłe życie. Był dla mnie ucieleśnieniem tego, co mieści się w sformułowaniu „Kościół z narodem”, co zawsze rozumiałam, jako „Kościół z narodem uciśnionym”. Odegrał bardzo ważną, pozytywną rolę w czasach „Solidarności”, ma też wiele niekwestionowanych zasług dla naszego miasta po 1989 roku. W wolnej Polsce był jedną najważniejszych postaci we Wrocławiu, upragnionym gościem wszystkich znaczniejszych uroczystości miejskich i akademickich, honorowany licznymi tytułami i odznaczeniami. W jego blasku pragnęli ogrzewać się i promować politycy, samorządowcy, ludzie nauki i kultury, przedsiębiorcy, dziennikarze i celebryci. Był powszechnie lubiany, ceniony i szanowany.
Dwa lata temu, Wrocław świętował jubileusz 95-lecia urodzin kardynała Henryka Gulbinowicza. Na uroczystość w Hali Stulecia, którą zorganizował prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, przybyli wrocławscy politycy i samorządowcy, reprezentanci środowiska akademickiego, duchowni oraz kilka tysięcy wrocławian, którzy zaproszenia mogli dostać w parafiach (rozeszły się one błyskawicznie). To było tak niedawno.
Kardynał Henryk Gulbinowicz w katedrze wrocławskiej 11 lutego 2020 roku podczas Mszy św. w Światowy Dzień Chorego
Kardynał Henryk Gulbinowicz od ponad tygodnia przebywa w szpitalu, a tymczasem w kraju toczy się dyskusja na temat jego przeszłości i odznaczeń, jakie otrzymał przez lata swojej posługi. 20 listopada br. Rada Miejska Wrocławia ma głosować wniosek klubu Zielonych i posłanki Małgorzaty Tracz ws. odebrania mu honorowego obywatelstwa miasta. Poparł go już w swoim oświadczeniu prezydent Jacek Sutryk. Podobny wniosek o odebranie honorowego obywatelstwa Białegostoku podpisał prezydent tego miasta Tadeusz Truskolaski. Równocześnie wszczęto procedurę mającą na celu pozbawienie Kardynała Gulbinowicza Orderu Uśmiechu, a Jacek Sutryk rozważa też pozbawienie go Złotej Odznaki Honorowej Wrocławia „Wratislavia Grato Animo”. Posłowie Lewicy chcą natomiast wystąpić z wnioskiem o odebranie mu Orderu Orła Białego. Prof. Michał Kleiber, członek Kapituły, nie wyklucza, że sprawa ta zostanie poruszona już na jej najbliższym posiedzeniu.
Wszystko to stało się zaraz po tym, gdy Nuncjatura Apostolska w Polsce przekazała komunikat, w którym informuje, że „w wyniku przeprowadzonego dochodzenia w sprawie oskarżeń pod adresem kard. Henryka Gulbinowicza oraz po przeanalizowaniu innych zarzutów dotyczących przeszłości kardynała, Stolica Apostolska podjęła w stosunku do niego decyzje dyscyplinarne”. Zakazano Kardynałowi uczestniczenia w jakiejkolwiek celebracji lub spotkaniu publicznym i używania insygniów biskupich oraz pozbawiono prawa do nabożeństwa pogrzebowego i pochówku w katedrze, a także nakazano wpłacenie darowizny na rzecz powołanej przez Konferencję Episkopatu Polski Fundacji św. Józefa. To zdarzenie bez precedensu i choć decyzje te mają charakter głównie symboliczny nigdy do tej pory w odniesieniu do jakiegokolwiek polskiego kardynała na przestrzeni tysiąca lat nie miały miejsca. Komunikat nuncjatury nosi datę 6 listopada, nie minął więc nawet tydzień, gdy posypały się jak z rękawa wnioski o pozbawienie sędziwego emerytowanego hierarchy przyznanych mu wcześniej tytułów. Zaskakuje nie tylko pośpiech, ale i bezrefleksyjność tych działań, jakiś odruch stadny, owczy pęd. Kto pierwszy, kto dosadniej! Wszak nie wiadomo nawet o jakie zarzuty z przeszłości Kardynała może chodzić, bo w lakonicznym komunikacie Nuncjatury Apostolskiej brak jakichkolwiek szczegółów na ten temat.
Przemysław Kowalczyk (Karol Chum)
Warto przypomnieć, że wniosek o pozbawienie Kardynała Gulbinowicza tytułu Honorowego Obywatela Wrocławia po raz pierwszy pojawił się dwa lata temu, zaraz po premierze filmu braci Sekielskich „Tylko nie mów nikomu”, w którym biskup senior występuje w negatywnym kontekście, poręczył bowiem za ks. Pawła Kanię (obecnie już wydalony ze stanu duchownego i odbywający karę więzienia), gdy zatrzymała go policja, po tym jak przed sklepem proponował trzem chłopcom po 100 zł za usługi seksualne, a w jego komputerze znaleziono pornografię dziecięcą. No tak, ale przecież poręczenie nie oznacza poświadczenia niewinności, jest tylko gwarancją, że podejrzany o przestępstwo nie będzie mataczył i nie ucieknie za granicę. Dlatego trudno się dziwić, że wniosek wycofano. Rok później Gazeta Wyborcza opublikowała relację informatyka i poety Przemysława Kowalczyka posługującego się literackim pseudonimem Karol Chum, który jako piętnastolatek doświadczył ze strony Kardynała „złego dotyku”. Nie pierwszy raz o tym mówił publicznie, jego relacja z tego incydentu pojawiła się już w 1997 roku w miesięczniku środowisk homoseksualnych „Inaczej”.
Skłonności homoseksualne Kardynała były we Wrocławiu od bardzo dawna tajemnicą poliszynela. Pierwszy raz usłyszałam o tym w 1991 roku od nieżyjącego już dziennikarza związanego z Solidarnością Walczącą, wówczas wrocławskiego korespondenta BBC Tadeusza Łączyńskiego, który zwykł mawiać: „Kardynał lubi chlopców, lubi”, naśladując wileński akcent hierarchy. Nikt nie przywiązywał ani wówczas, ani potem do tego specjalnej wagi. Dopiero gdy wybuchła afera związana z abp. Juliuszem Petzem zaczęły krążyć w naszym mieście dwuznacznie brzmiące żarty: Czym różni się Poznań od Wrocławia? We Wrocławiu panuje większa dyskrecja. Przypomnijmy, to był rok 2002. Wówczas interwencja papieża Jana Pawła II i wysłanych przez niego przedstawicieli sprawiła, że abp Paetz złożył rezygnację z pełnienia obowiązków metropolity poznańskiego, a Watykan nałożył na niego zakaz udzielania sakramentów święceń i bierzmowania, głoszenia kazań, konsekrowania kościołów i ołtarzy, a także przewodniczenia publicznym uroczystościom. Ale w odniesieniu do Kardynała Gulbinowicza nikt nie formułował żadnych zastrzeżeń.
Kardynał Henryk Gulbinowicz cieszył się od dawna i bardzo długo powszechnym szacunkiem i uznaniem. Było ku temu wiele powodów. Już w pierwszych latach po objęciu funkcji ordynariusza Archidiecezji Wrocławskiej podejmował inicjatywy wykraczające poza zwykłe administrowanie. Jedną z nich były Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej, które pod patronatem abp. Henryka Gulbinowicza, począwszy od 1978 roku, odbywały się co roku we Wrocławiu. Wrocław był trzecim po Krakowie i Warszawie ośrodkiem, gdzie takie wydarzenia miały miejsce. Wykłady głoszone w ramach tych tygodni, zwłaszcza wykładowcy tacy jak Stefan Kisielewski czy Władysław Bartoszewski, przyciągały tłumy słuchaczy, głód wolnego słowa był wówczas ogromny.
Gdy 26 sierpnia 1980 roku rozpoczął się we Wrocławiu strajk solidarnościowy ze strajkującym Wybrzeżem, już nazajutrz przedstawicieli MKS-u przyjął abp. Gulbinowicz, udzielając robotnikom i całemu społeczeństwu Dolnego Śląska błogosławieństwa. Poparcie dla „Solidarności” w okresie jej karnawału potwierdzał publicznie wielokrotnie, najpierw poświęcając siedzibę MKZ przy pl. Czerwonym (obecnie pl. Solidarności), potem udzielając wsparcia rolnikom podczas protestacyjnej głodówki w Świdnicy, odprawiając Mszę św. w świdnickiej Fabryce Wagonów podczas kryzysu bydgoskiego w marcu 1981 roku, a także 31 sierpnia w zajezdni przy ul Grabiszyńskiej we Wrocławiu w rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych.
Był też depozytariuszem związkowych pieniędzy zaraz po strajku we wrześniu 1980 roku i w marcu 1981 roku. Po ogłoszeniu stanu wojennego zgodził się ukryć w pałacu arcybiskupim słynne 80 milionów, z których finansowana była działalność podziemna i udzielane wsparcie dla rodzin aresztowanych i internowanych działaczy. W pierwszych dniach stanu wojennego w swojej siedzibie udzielił schronienia ukrywającym się działaczom, w tym Władysławowi Frasyniukowi. Za jego zgodą i pod jego patronatem powstał Arcybiskupi Komitet Charytatywny, który wspierał represjonowanych, udzielając im pomocy materialnej i prawnej. Abp Gulbinowicz wspierał księży angażujących się w pomoc podziemnej „Solidarności”, odwiedzał obozy internowanych, zabiegał o uwolnienie przynajmniej części z nich, profesorów w podeszłym wieku, jak np. matematyka prof. Stanisława Hartmana, czy osób chorych.
W 1983 roku przyjmował podczas drugiej pielgrzymki do Ojczyzny Papieża Jana Pawła II. To dzięki wsparciu Kardynała delegacja podziemnej „Solidarności” miała okazję wręczyć Ojcu Świętemu pamiątkowy medal i list.
Gdy środowisko wrocławskich uczelni przeżywało traumatyczny czas politycznej weryfikacji w roku akademickim 1986/1987 Kardynał Gulbinowicz zaprosił jego przedstawicieli na spotkanie opłatkowe do seminaryjnego refektarza. Na pierwszy akademicki opłatek w 1987 roku przyszły tłumy naukowców, a także pracowników administracji uczelni, związanych z opozycją antykomunistyczną. Pamiętam wtedy Plac Katedralny otoczony wozami milicyjnymi. To spotkanie, kontynuowane potem co roku, dodało otuchy i umocniło bardzo wielu.
W latach osiemdziesiątych Kardynał Henryk Gulbinowicz stał się patronem niezależnej działalności opozycyjnej.
Ten kapitał zaufania wykorzystał w latach dziewięćdziesiątych dla różnorodnych inicjatyw. W 1989 roku jako pierwszy metropolita za żelazną kurtyną miał odwagę przyjąć rolę gospodarza Europejskiego Spotkania Młodych organizowanego przez Wspólnotę z Taizé, goszcząc kilkadziesiąt tysięcy młodych z całej Europy. Po sześciu latach, w 1995 roku, ponownie przyjął uczestników ESM, którzy przyjechali na zaproszenie braci z Taizé, a dwa lata później był gospodarzem 46. Międzynarodowego Kongresu Eucharystycznego, który po raz pierwszy i jak dotąd jedyny w historii odbywał się w Polsce, goszcząc z tej okazji po raz drugi Papieża Jana Pawła II.
Kontynuował dzieło swojego poprzednika, działając na rzecz pojednania polsko-niemieckiego – sprowadził do wrocławskiej katedry prochy ostatniego niemieckiego arcybiskupa Wrocławia Adolfa Bertrama. Podejmował konkretne działania na rzecz ekumenizmu, a także na rzecz porozumienia między wyznawcami różnych religii. Popierał odbudowę Synagogi Pod Białym Bocianem i wspierał ideę dzielnicy Wzajemnego Szacunku, gdzie znajduje się synagoga oraz świątynie ewangelicka, katolicka i prawosławna. Nie zapomnę, jak kiedyś Jerzy Kichler, wówczas przewodniczący Gminy Wyznaniowej Żydowskiej we Wrocławiu, pokazał mi obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej ze słowami „Dostałem od Kardynała Gulbinowicza obrazek z wizerunkiem takiej Żydówki”. Nosił ten obrazek w portfelu. Kardynał potrafił zjednywać ludzi.
Był częstym gościem uroczystości akademickich, inauguracji roku akademickiego, Święta Nauki Wrocławskiej i jubileuszy poszczególnych uczelni, uczestniczył w otwieraniu uczelnianych obiektów, świecił kamienie węgielne, brał udział w charytatywnych imprezach, najczęściej jako hojny donator.
Podczas aukcji dzieł sztuki na rzecz Dolnośląskiego Hospicjum dla Dzieci, towarzyszącej koncertowi noworocznemu na Uniwersytecie Przyrodniczym, dary od Kardynała (najczęściej cenne obrazy) osiągały zawsze maksymalne kwoty, który wspierały potem chore dzieci.
To wszystko wspominam z wdzięcznością. Przecież to, za co Kardynał został ukarany przez Stolicę Apostolską, nie umniejsza i nie może unieważnić jego dokonań i zasług. Pamiętam, jak jeszcze niedawno srebrny pierścień z herbem, którego limitowana seria została wyprodukowana z okazji Jubileuszu Tysiąclecia Biskupstwa we Wrocławiu i którym Kardynał obdarowywał zasłużonych wrocławian, był powodem do dumy.
Warto przypomnieć, że za swoją działalność społeczną i patriotyczną, a nie za całokształt, Kardynał Gulbinowicz otrzymał wysokie odznaczenia, doktoraty honoris causa i honorowe obywatelstwa.
Gdy te wszystkie uchwały podejmowały rady miast i województwa, senaty uczelni i kapituły odznaczeń, nie było nikogo, kto by taki wniosek zakwestionował, sięgając choćby do archiwów IPN, od dawna jawnych i dostępnych. Wtedy wymagałoby to pójścia pod prąd.
Konrad Piasecki napisał na Twitterze: „Pomnikowy polski bohater narodowy był autorem zamachu stanu, fałszerstw wyborczych, sadzał opozycję do więzienia i defraudował na cele partyjne publiczne pieniądze. Może, dyskutując o postawach osób publicznych, warto uznać, że mogą mieć i zasługi, i grzechy? I jakoś je zważyć?” A potem dla jednoznaczności dodał: „Nikogo i niczego nie bronię. A już na pewno nie przymykania oczu czy tuszowania pedofilii. Namawiam raczej do uświadomienia sobie i zmierzenia się z sytuacją, w której ktoś był zarazem i wielki i mały, i silny i słaby, i mocny i niezrozumiale bezradny. Tyle”.
Bliskie są mi te słowa i ten sposób myślenia. Z niesmakiem patrzę, jak natychmiast po ogłoszeniu decyzji Stolicy Apostolskiej przez nuncjaturę rozpoczął się festiwal, wręcz wyścig, kto pierwszy wystąpi z wnioskiem o unieważnienie tego czy innego uhonorowania sędziwego duchownego. Mam niesmak także dlatego, że Kardynał jest już w bardzo zaawansowanym wieku, chory, niedołężny i nie może nie tylko się bronić, ale nawet publicznie ustosunkować do stawianych mu zarzutów. Chciałabym, żeby, nie pomniejszając ich wagi, nie odbierać Kardynałowi zasług i nie odzierać go z godności. Przeczytałam z uwagą pracę prof. Rafała Łatki pt. „Rozmowy operacyjne funkcjonariuszy SB z kardynałem Henrykiem Gulbinowiczem”, opublikowaną w czasopiśmie „Glaukopis” i przekonałam się, że Kardynał zawsze reprezentował w nich interes Kościoła, przede wszystkim zabiegał o pozwolenia na budowę nowych obiektów sakralnych, a nie był donosicielem. Prowadził z bezpieką grę, która może i przyniosła jakieś szkody, ale trzeba i te sprawy ważyć. I nie wyciągać pochopnych wniosków za daleko idących.
Wierni Archidiecezji Wrocławskiej usłyszeli w niedzielę 15 listopada w kościołach list abp. Józefa Kupnego, w którym metropolita wrocławski odniósł się do decyzji Stolicy Apostolskiej dotyczącej kardynała Henryka Gulbinowicza. Abp Kupny podkreślił, że wielu mieszkańców Dolnego Śląska przyjęło decyzję papieża Franciszka z bólem, smutkiem, rozczarowaniem, rozgoryczeniem, zdenerwowaniem, podkreślając, że tym osobom, które w przeszłości doznały krzywd i cierpienia, należy się słowo „Przepraszam”.
Przyznam, że w moich emocjach dominującym uczuciem było i jest współczucie. Zawsze pamiętam, że taką miarą, jaką mierzymy, i nam odmierzą.
Post Scriptum
16 listopada 2020 roku, w dniu liturgicznego wspomnienia Matki Boskiej Ostrobramskiej, we wrocławskim szpitalu odszedł do wieczności Kardynał Henryk Gulbinowicz. Gdy miał pięć lat, zgodnie z wileńskim zwyczajem, został powierzony opiece wileńskiej Matce Bożej Miłosierdzia, Królowej Korony Polskiej. Wierzę, że ta „co w Ostrej świeci Bramie” oręduje za Nim! Wieczne odpoczywanie racz Mu dać Panie…
Pani Marysiu, jestem wdzięczna i bardzo dziękuję za odważny i mądry głos w sprawie śp. kardynała Henryka Gulbinowicza. W pełni zgadzam się ze słowami: „przecież to za co Kardynał został ukarany przez Stolicę Apostolską nie umniejsza i nie może unieważniać jego dokonań i zasług ”
Bliskie mi są również słowa zacytowane w tekście – Pana Konrada Piaseckiego, który zachęca do zmierzenia się z sytuacją w której ktoś może być zarazem wielki i mały, silny i słaby. Czyż nie tacy właśnie jesteśmy ?
Z całą pewnością, mogę tak powiedzieć o sobie.
Uważam, że dziś najlepszą rzeczą, jaką możemy zrobić to modlitwa za śp. Kardynała Henryka Gulbinowicza. Skorzystajmy z tej łaski. Do końca listopada decyzją Stolicy Apostolskiej, przy wypełnieniu kilku warunków, możemy uzyskać i ofiarować za kogoś odpust zupełny. Ja dziś to uczyniłam w intencji wyżej wspomnianego. Bóg (będzie) wiedział co zrobić z taką modlitwą.
Tak – Bóg jest miłością ❤️
Mam nadzieję, że papież Franciszek zapoznał się z biografią ukaranego i wziął pod uwagę czyny i dokonania swojego podwładnego, zanim wydał wyrok. Mam też wrażenie, że niektórzy mają za złe papieżowi takie potępienie i udostępnienie tego w świeckich mediach. Czytam, że o przewinach b. kardynała wszyscy wtajemniczeni wiedzieli, ale jakoś nikomu to nie przeszkadzało w całowaniu go po rękach. Hipokryzja Kościoła oraz wiernych w pełnej krasie.
Dlaczego byłego kardynała? Kardynał Gulbinowicz nie został przez Stolicę Apostolską pozbawiony ani godności kardynalskiej, ani sakry biskupiej. Kara pozbawiała go tylko publicznego używania biskupich symboli. Nie ośmieliłabym się krytykować Papieża Franciszka za gorliwość w zwalczaniu przestępstw seksualnych w Kościele, krytykuję natomiast zbytnią gorliwość z pozbawianiu Kardynała Gulbinowicza odnaczeń i tytułów, które otrzymał za niekwestionowane zasługi. Nie wiem, co wtajemniczeni wiedzieli, powszechnie były tylko znane skłonności Kardynała, a skłonności bez czynów to nie grzech. Dzisiaj też o czynach wiadomo bardzo mało, zbyt mało, by uzasadniało to nałożoną karę.
Jeśli nie został pozbawiony, to bardzo przepraszam, jakoś źle zrozumiałem. Trzeba być znawcą, by połapać się w niuansach tych kościelnych subtelności.
Na religii uczono mnie, że grzeszyć można myślą, mową i uczynkiem, a skłonności? – no cóż, chyba nie da się ich mieć bez myślenia…?
Zasług Kardynała nie można kwestionować! One miały i nadal mają dla nas znaczenie, dla naszego życia społecznego i nie można o nich zapomnieć! Złe czyny to druga strona medalu. Stolica Apostolska, na podstawie posiadanych informacji, osądziła je . Zapewne Kościół będzie się starał zadośćuczynić Ofiarom, choć skutki wyrządzonego zła trudno ocenić i naprawić. Ale skutki dobrych czynów Kardynała także pozostają i należy je docenić!
Czy istnieje większe przestępstwo niż gwałt na dziecku?
Po zabójstwie ofiara już niczego nie czuje, a po gwałcie musi sobie sama z tym radzić.
Ciekaw jestem opinii matek, których dzieci zgwałcił kardynał, bo ten tekst napisała chyba osoba bezdzietna.
Pudło, mam dwóch synów. Pana wpis jest grubym nadużyciem, nigdy nie było mowy w kontekście Kardynała o gwałtach, zwłaszcza gwałtach na dzieciach. Nie było nawet takich plotek. Po co Pan wypisuje takie rzeczy? To jakoś Pana dowartościowuje?
Pod zapowiedzią tego tekstu na Facebooku toczy się ożywiona dyskusja, poniżej w pełnym brzmieniu posty internautów:
Małgorzata Dobrowolska
Jak zawsze mądry, rzetelny, bardzo przy tym potrzebny głos. Im więcej czytam, tym bardziej cenię.
Basia Corelowa
To za co kardynał został ukarany przez Stolicę Apostolską z pewnością nie umniejsza jego zasług, ale to ma drugą stronę – zasługi nie umniejszają jego winy. Ja nie mam zamiaru tu dołączyć do chóru, który postuluje (wcześniej) odarcie go ze skóry czy rozrywanie końmi, czy (teraz) pochowanie pod płotem. Za bardzo mi się to kojarzy z tłuszczą pędzącą na rynek w nadziei na obejrzenie pięknej egzekucji. Mam pełną świadomość, że ludzie są i dobrzy i źli, ale ani się nie da tych obu stron zważyć, ani odjąć jedną od drugiej, żeby oceniać wynik odejmowania. I myślę, że zostaniemy z tym, niezależnie od tego, czego się jeszcze dowiemy. Jedno jest pewne – za zasługi kardynał „miał wypłacone” (co chyba jest bardzo irytujące dla jego najzagorzalszych przeciwników). Jego życie opływało w dostatki i zaszczyty i luksusy, był otoczony szacunkiem i mógł bardzo wiele. Za winy – cóż, uniknął wypłaty. Nie wiemy nawet, czy wyrok z Watykanu przyjął z jakąkolwiek świadomością. Co do sądu Bożego – tym mogą się pocieszać tylko ci, którzy w takowy wierzą. Niewierzącym pozostaje – jednak – pewne poczucie niesprawiedliwości losu, ale w końcu kiedy los był sprawiedliwy…
Alina Lubczyńska
Nie można zapomnieć o roli Kardynała w utworzeniu Komitetu Charytatywnego przy ul. Katedralnej 4 w stanie wojennym i niesieniu pomocy działaczom Solidarności i Ich rodzinom, co zostało
Gabriel Lawit
Dobre życie miał ten sukinsyn.
Ewa Schroder
Ksiądz Kardynał Henryk Gulbinowicza to był cudowny, ciepły, wspaniały Człowiek. Nie wierzę w ani jeden zarzut przeciwko Kardynałowi Gulbinowiczowi. Cały swój majątek rozdał szpitalom, potrzebującym i na szczytny cel. To, co zrobił dla Polski i dla Dolnego Śląska to samo dobro. Uważam, że Księdza Kardynała Henryka Gulbinowicza spotkała straszna niesprawiedliwość
Jadwiga Kowalska-Vanstraelen
Gabriel Ławit, nosi Pan piękne imię Archaniola Gabriela… i choć Bóg jest miłością to prezentujesz człowieku wulgarna, prymitywna, zawiść. Papież Franciszek nieco przesadził. Na szczęście Bóg kładzie na szalę złe i dobre uczynki.
Lidia Capik Luczak
Wieczny odpoczynek racz mu dać Panie.
Ala Piotrowska
W Brzezinie ksiądz proboszcz nie przeczytał tego listu. Nie pochwalam tego,co zrobił kard.Gulbinowicz,ale miłosierny Bóg zna jego serce i wie,co zrobić.
Zbigniew Żmudziński
Wspominam osobiście Kardynała Henryka Gulbinowicza przy organizacji XII Kongresu Eucharystycznego w 1997r .Świetna współpraca z Śp .Kardynałem oraz biskupem Edwardem Janiakiem wraz zespołem … nikt tego nie odbierze.
Jerzy Karwelis
Ja tam o tym nic nie wiedziałem. Teraz słyszę że „wszyscy wiedzieli”. No to proszę paluszki do budki. Tak „zasłużone” postaci to zakała Kościoła i początek jego końca. I jeszcze te nawoływania do wzięcia pod uwagę zasług. Co Wy Bogiem jesteście? On się teraz tym zajmuje. A to że teraz wszyscy skaczą na arcybiskupa to chyba dlatego że wiedzieli a teraz chcą zagłuszyć. Oby sumienia jeśli je jeszcze mają.
Kamila Kaminska-Sztark
Czy Pani ma dzieci? Tak ad personam zapytam…bo jednak to chyba zmienia perspektywę, kto kogo odzierał z godności RIP anyway, każdy zasługuje na miłość Boża, kardynał też, to prawda tak jak dzieci, których krzywda była przez niego ukrywana
Dominika Melitonska
A godność jego ofiar? Co z nią? Ofiarom godność się nie należy?
Ta sprawa ma trzy wymiary.
Pierwszy to świeckie zasługi Kardynała, za co otrzymał świeckie godności, honory i zaszczyty. Zasłużony zarówno dla opozycji i „Solidarności” w najtrudniejszych dla niej czasach, dla miasta i całego Dolnego Śląska, dla pojednania polsko-niemieckiego… Wszystko tu zostało opisane i – o ile mi wiadomo – nikt przy podejmowaniu stosownych uchwał o uhonorowaniu Kardynała żadnych zastrzeżeń nie wnosił. Nawet, choć dokumenty IPN są od dawna jawne, nikt nie kwestionował jego niezłomnej postawy wobec komunistycznej władzy, a prezes Janusz Kurtyka przyznał mu status pokrzywdzonego. Bo, co warte podkreślenia, owe poufne rozmowy (nie współpraca z SB) z oficerami Służby Bezpieczeństwa, choć wbrew zaleceniom Episkopatu ukrywane, miały na celu „ugranie” czegoś dla Kościoła i dla „Solidarności”. Jeśli coś mogło być wykorzystane przez bezpiekę na niekorzyść, to z pewnością nie było to intencjonalne szkodzenie czy donoszenie. Absolutnie nie. Dlatego dziwi mnie, że dziś tak ochoczo wielu z tych, którzy grzali się w aurze otaczającej Kardynała i korzystali z zażyłości z Hierarchą, wykazują się taką gorliwością, by go z piedestału, na który go wstawiano, strącić.
Drugi to wymiar kościelny. Kary nałożone przez Stolicę Apostolską są symboliczne, ale dotkliwe i podane bez stosownego uzasadnienia. Na związanym ze Stolicą Apostolską portalu Vatican News poinformowano, że decyzja podjęta została po zbadaniu oskarżeń o „molestowanie, akty homoseksualne i współpracę z byłą Służbą Bezpieczeństwa”. W komunikacie, który przekazano publicznie, nie ma nawet tego. Znana jest tylko jedna ofiara molestowania (Karol Chum), a wszystko inne jest w sferze plotek i domysłów. Jak wiadomo plotki mogą, ale nie muszą znaleźć potwierdzenia i nie mogą być brane pod uwagę przy ferowaniu wyroków. A – jak widzę – w wielu komentarzach internatów jest jakaś niebywała gorliwość w oskarżaniu, potępianiu za domyślne albo wręcz wydumane grzechy. Wiernym, zwłaszcza Archidiecezji Wrocławskiej, należy się wyjaśnienie, szczególnie że w oficjalnych komunikatach kurii i odczytanym w kościołach liście abp. Józefa Kupnego pojawia się liczba mnoga „ofiary cierpień i krzywd”, a znany jest przypadek tylko jednej. Sprawę oceny blisko 30-letniej posługi Kardynała Gulbinowicza na stolicy arcybiskupiej zostawmy historykom. Mam nadzieję, że doczekamy się sprawiedliwej i rzetelnej analizy, ale na to potrzeba czasu i cierpliwości.
I w końcu trzeci to wymiar Boży, w aspekcie życia wiecznego. Bliskie jest mi myślenie mojej siostry – współczucie wobec żyjącego sędziwego i schorowanego dostojnika, któremu przyszło się mierzyć z ciężkimi oskarżeniami, a wobec Zmarłego modlitwa. Piękny był gest Oli Nykiel z wyproszeniem odpustu zupełnego, a że Kardynał wyspowiadał się przed śmiercią, można ufać, że cieszy się już chwałą Nieba.
Wiele osób nic nie wiedziało. Na przykład ja. Ale nie wiedziało… O czym? Wcześniej media informowały o podejrzeniu o molestowanie szesnastolatka. Przestępstwo, choć to nie pedofilia, a poza tym przedawnione. Informowały też, w kontekście ukrywania pedofilii, o przenoszeniu takich księży. Rzecz nagana, ale wtedy kard. Gulbinowicza był emerytem. Tak, Gulbinowicz poręczył w trakcie śledztwa za podejrzanego księdza, ale poręczenie to nie obrona czy matactwo! To gwarancja, że podejrzany (nie skazany) nie ucieknie np. za granicę.
Ks. Kardynał, jak się dowiaduję, był homoseksualistą. Akurat to nie przestępstwo (w katolickiej Polsce od 20-tych lat, brawo!). W wyższym klerze co najmniej 50% tej orientacji.
Współpracował z SB, szantażowany, bo gej? Dowody jakieś? Opublikowane stenogramy rozmów kapłana z wrocławskim ober-esbekiem płk. Błażejewskim w czasie stanu wojennego, min. przy okazji tropienia słynnych 80 milionów, nie są w żadnym stopniu obciążające.
Reakcje na całe zamieszanie są różne. Są tacy, dla których zasługi dla miasta i Solidarności przeważają nad podejrzeniami i cieniami. Są tacy, którzy wzorem średniowiecznym zapewne wyciągnęliby nawet martwego, by powiesić na Rynku. Inkwizycja a rebour? Żałują, że nie zdążyli za życia starca? Kiedyś egzekucje były ulubioną rozrywką gawiedzi, dla niektórych może nawet afrodyzjakiem…
Władysław Frasyniuk, którego trudno posądzić o miłość do KK, domaga się opublikowania uzasadnienia decyzji Watykanu, która stała się podstawą symbolicznych, ale surowych kar kościelnych. Która stała się też podstawą inicjatywy radnych o pozbawieniu kard. Henryka Gulbinowicza tytułu Honorowego Obywatela Wrocławia. Decyzja zapewne słuszna, bo nie posądzam akurat Watykanu o pochopność, choć sytuacja, gdy Państwo Kościelne tak się śpieszyło (by zdążyć przed śmiercią kardynała w związku z oczywistym pochówkiem w katedrze) – nieco żenująca. Ale to już nie moja bajka…
Nie rozumiem jednak, po co (oczekiwany) kolejny wniosek lewicowych radnych o odebranie JPII (jako „obrońcy pedofilów”) jego placu we Wrocławiu. Idiotyzm… A potem już grubsza awantura. Czy ma być przywrócona nazwa pl. 1 Maja? To może pl. Pszczółki Maja?
Jakie znaczenie ma orientacja seksualna księdza, skoro każdy z nich zobowiązał się do zachowania abstynencji seksualnej i pozostania w celibacie. Jestem mężczyzną, więc z autopsji wiem, że spełnienie tego absurdalnego warunku, jest praktycznie niemożliwe dla dorosłego, zdrowego faceta. Wobec powyższego, pozostaje pytanie – dlaczego KK zmusza księży do zachowania celibatu, skoro wiadomo, że są oni zwyczajnymi mężczyznami, potrzebującymi kontaktów seksualnych. Inne kościoły potrafiły tę sprawę rozwiązać wprowadzając instytucję Popa czy Pastora i u nich nie ma problemów kto z kim śpi, a w KK sprawa wydaje się nie do rozwiązania. Moim zdaniem celibat, to jest zmuszanie księdza do jawnego grzechu, ale co tam, wyspowiada się i będzie czynił to samo kolejne razy.
Dobrze Panie wiecie, że bardzo Panie cenię , bo nie raz to wyrażałem, ale w tym przypadku pierwszy raz fundamentalnie się z Paniami nie zgadzam. Odbieram tekst Pań jako bardzo jednostronny, mówiący tylko o zasługach kardynała, sugerujący, że mogą być jakiekolwiek zasługi niwelujące molestowanie seksualne, a przede wszystkim NIEUWZGLĘDNIAJĄCY tych, którzy zostali skrzywdzeni. Co to znaczy, że znany jest tylko jeden przypadek? Ten jeden przypadek, to jest JEDEN SKRZYWDZONY CZŁOWIEK! Czy mają Panie odwagę powiedzieć mu wprost, że wobec licznych zasług kardynała, które Panie tak szczegółowo wyliczają, krzywda tego skrzywdzonego Pana się nie liczy? Ale to nie jest jeden przypadek, bo doświadczenie takich casusów pokazuje, iż z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że przypadków jest wiele. Nie, nie prześcigam się w potępianiu kardynała, ale bardzo przykro czyta mi się tekst Pań, przypominający obronę Romana Polańskiego przez światek artystyczny: bo to wielki reżyser jest. I co z tego? Nikt nie neguje jego zdolności reżyserskich, ale to nie umniejsza jego winy. ŻADNE zasługi nie mogą usprawiedliwić wyrządzonej krzywdy. Ani w świecie artystycznym ani w świecie kościelnym. Ani w żadnym innym. To tak, jak bronienie nagannych i obscenicznych gestów znanych dziennikarzy wobec kobiet: bo on miał taki styl bycia, czy mówienia. A wszystko to dlatego, że ten dany ktoś jest dla jakiejś grupy ludzi „nasz’ i w związku z tym patrzymy na niego przez inne okulary i co prawda uznajemy, że „może i popełnił, jakieś błędy, czy grzechy, ale…” A tymczasem ten „nasz’, który nam wydaje się taki zasłużony, miły i sympatyczny, dla ofiar i krzywdzonych jest po prostu sprawcą ich rany, jest okrutnikiem, który zniszczył lub mocno pokiereszował ich życie. I dla nich nie liczy się, czy jest to znany dziennikarz, obsypany nagrodami wybitny reżyser, czy zasłużony dla regionu i opozycji kardynał. Dla nich to jest ich kat, dręczyciel i sprawca ich życiowej rany.
W jednym się tylko z Paniami zgadzam. Mamy prawo domagać się „raportu Gulbinowicza” na wzór „raportu McCarricka”. Tak, jako wierzący, jako wspólnota Kościoła w Polsce mamy prawo się tego domagać od Kościoła w Polsce, od Stolicy św., ale nie mamy prawa robić z tego warunku, po wypełnieniu którego zdecydujemy, czy będziemy wierzyć papieżowi i czy uznamy podjęte przez niego decyzje za słuszne. Wobec decyzji Stolicy Św. powinniśmy mieć postawę zaufania. Nie, nie ślepego posłuszeństwa, tylko zaufania, że skoro tak zdecydowano, to widocznie tam wiedzą więcej i lepiej i że widocznie tak będzie lepiej. Bo po to wprowadzono te wszystkie procedury, żeby ŻADEN przypadek molestowania (przez kogokolwiek!) nie został pominięty. Zaufanie jest dojrzała postawa człowieka, którego coś boli, któremu trudno się z czymś zgodzić, ale który posiada zdolność kwestionowania samego siebie i swoich przekonań , bo przyjmuje do wiadomości, że może się mylić i dojrzale ufa, tym, którym zawierzył.
A kardynała oczywiście osądzi Pan Bóg i ZAWSZE można a nawet trzeba mieć nadzieję, że Jego przebaczenie będzie mocniejsze niż ludzki grzech. Ale nie wolno mieszać dobra ze złem, nie wolno relatywizować grzechu i krzywdy, choćby największymi zasługami.
Obiektywny i celny komentarz. Brawo!
W punkt napisane, w pełni się z Panem zgadzam
Przeczytałam z uwagą ciekawy, choć krytyczny komentarz O. Wojciecha Ziółka i chciałam podzielić się taką oto refleksją. Często pojawia się w nas przeświadczenie (sama tego doświadczam), że im ostrzej oceniamy, tym osąd ten jest bardziej prawdziwy, a nawet bardziej sprawiedliwy. Zdaję sobie jednak sprawę, że to trochę logika samonapędzającego się radykalizmu, prowadząca nieuchronnie do czarno-białej wizji świata, bez niuansów, światłocieni, czy choćby przyjęcia, że w człowieku mogą współistnieć dobro i zło, wielkość i małość, słabość i siła, odwaga i tchórzostwo. I że jedno nie usprawiedliwia drugiego, ale i to drugie nie unieważnia pierwszego. Moja siostra zwróciła uwagę na trzy różne porządki: świecki, kościelny i nadprzyrodzony. Warto ich nie mieszać. Dlatego chcę wyraźnie podkreślić, że nie próbuję podważać wyroku watykańskiej komisji, ufam, że dołożono staranności w zbadaniu wszystkich spraw i nałożono karę adekwatną do winy. Gorąco popieram gorliwość Papieża Franciszka w zwalczaniu przestępstw seksualnych w Kościele, krytykuję tylko nadgorliwość świeckich w pozbawianiu Kardynała tytułów i odznaczeń, które otrzymał nie za całokształt, ale konkretne, niekwestionowane dokonania. I przyznaję się, że czułam wobec tego stareńkiego, chorego człowieka, którego po prostu zwyczajnie lubiłam i za wiele rzeczy ceniłam, współczucie. I – moim zdaniem – w żaden sposób nie kłóci się to ze współczuciem dla ofiar i przekonaniem, że należy im się zadośćuczynienie.
Szanowna i droga Pani Mario! Bardzo dziękuję za to, że odpowiedziała Pani na mój wpis. Bardzo to doceniam i jestem szczerze wdzięczny. Ostatnie dni maiłem dość intensywne, więc mogę odpowiedzieć dopiero teraz.
Zacznę od tego, że to, co Pani napisała w odpowiedzi do mnie, nie tylko nie zmienia mojej – wcześniej wyrażonej – opinii, ale jeszcze bardziej ją potwierdza.
Pozwolę sobie to uzasadnić, odnosząc się do Pani drugiego wpisu:
1. Nie zgadzam się z tym, że krytyczna ocena wymowy Pani tekstu wynika z mojej „czarno-białej wizji świata, bez niuansów, światłocieni”. By zapomnieć lub zaprzeczyć temu, „że w człowieku mogą współistnieć dobro i zło, wielkość i małość, słabość i siła, odwaga i tchórzostwo”, musiałbym chyba przestać się golić, bo lustro za każdym razem gdy weń patrzę, przypomina mi ową prawdę bardzo dobitnie. Nie o tym do Pań pisałem. Pisałem o mojej niezgodzie na zawarte w Pani tekście relatywizowanie wyrządzonej przez Kardynała krzywdy (wspomnianej w tekście raz tylko, jako doniesienie Gazety Wyborczej; nazwanej „incydentem” i skomentowanej przez Panią wyrazami współczucia dla… Kardynała, który „jest już w bardzo zaawansowanym wieku, chory, niedołężny i nie może nie tylko się bronić, ale nawet publicznie ustosunkować do stawianych mu zarzutów” jego zasługami (wyliczanymi przez Panią długo i bardzo szczegółowo).
2. Zupełnie nie odnosiłem się do świeckich, kościelnych i nadprzyrodzonych porządków, wedle których miałby być oceniany Kardynał i jego życie. Ja zupełnie nie o tym pisałem. Mi chodziło i wciąż chodzi o ofiary czynów, za które został ukarany. To o nich trzeba myśleć pisząc ciepłe, miłe i pochwalne słowa o zasługach krzywdziciela. Dla ofiar takie słowa o sprawcy ich cierpienia są niezwykle bolesne, są jak otwieranie rany, posypywanie jej solą. A wszystko dlatego, że ten, któremu Pani tak współczuła i który dla Pani był „stareńkim, chorym człowiekiem, którego po prostu zwyczajnie lubiłam”, dla ofiar był kimś diametralnie różnym: sprawcą ich złamanego i przetrąconego życia, okrutnikiem, dla którego życie, zdrowie i godność ofiary nie miały znaczenia. Proszę łaskawie spróbować spojrzeć na Kardynała z ich punktu widzenia, z pespektywy ich krzywdy.
3. Wspomniałem w jednym z tłitów o mojej znajomej z Włoch, której ukochany i bardzo dobry dla niej tato (bardzo wykształcony, szanowany i lubiany przez wszystkich starszy pan) okazał się pedofilem – sprawcą wieloletniego molestowania seksualnego jej kilkuletniego wówczas syna, a swojego wnuczka. Proszę sobie wyobrazić jej tragedię, jej ból i jej rozdarcie, gdy – od dorosłego już syna, nieradzącego sobie z traumą – dowiedziała się, że sprawcą jego nieszczęścia okazał się jej – nieżyjący już wtedy – tato. Co zrobiła? Nie tłumaczyła synowi, że „że owszem, być może dziadek źle z tobą postępował, ale przecież od dziadka otrzymałeś też wiele dobra, kupował ci zabawki, zabierał na wakacje itd., a poza tym zrobił też wiele dobra dla całej naszej rodziny oraz dla ludzi, z którymi i dla których pracował”. Nie, nic takiego nie powiedziała, bo czuła i wiedziała, że jakiekolwiek takie słowo byłoby dla niesamowicie obolałego jej syna dodatkowym cierpieniem, byłoby relatywizowaniem doznanej przez niego krzywdy i oznaką braku współczucia dla tego cierpienia i tej krzywdy. Od momentu kiedy dowiedziała się prawdy, stanęła zdecydowanie i bezwarunkowo po stronie syna. Tego samego dnia zdjęła ze ścian wszystkie fotografie taty i wiele lat upłynęło zanim znów zaczęła odwiedzać jego grób. Nie, motorem tych wszystkich działań nie była nienawiść ani „logika samonapędzającego się radykalizmu, prowadząca nieuchronnie do czarno-białej wizji świata, bez niuansów, światłocieni, czy choćby przyjęcia, że w człowieku mogą współistnieć dobro i zło, wielkość i małość, słabość i siła, odwaga i tchórzostwo”. Mechanizmem napędowym tych działań była miłość do syna – bo to on został skrzywdzony; pragnienie wsparcia go całą sobą w wychodzeniu z traumy – bo to on został zraniony; pełna czułości gotowość na towarzyszenie mu w cierpieniu – bo to on był ofiarą. Dzięki takiej, pełnej miłości postawie, jej syn wyszedł na prostą i uporał się z traumą, choć oczywiście blizny pozostały na całe życie. Proszę sobie pomyśleć, co by czuł ten młody człowiek, gdyby jakaś znająca dziadka osoba – a jednocześnie wiedząca o tym, co zrobił i przez lata robił własnemu, kilkuletniemu wnukowi – bardzo marginalnie potraktowała jego krzywdę, a skoncentrowała się na licznych zasługach dziadka dla rodziny i społeczności lokalnej.
4. Pani Mario, nie wątpię, że nie próbuje Pani „podważać wyroku watykańskiej komisji”, że ufa Pani iż „dołożono staranności w zbadaniu wszystkich spraw i nałożono karę adekwatną do winy” i wierzę, że gorąco popiera Pani „gorliwość Papieża Franciszka w zwalczaniu przestępstw seksualnych w Kościele”. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że choć w odpowiedzi do mnie pisze Pani, że przecież lubienie Kardynała i współczucie dla niego „w żaden sposób nie kłóci się ze współczuciem dla ofiar i z przekonaniem, że należy im się zadośćuczynienie”, to jednak w Pani pierwszym tekście, ani o współczuciu, ani o zadośćuczynieniu dla ofiar nie było ani słowa. Zauważam to, dodając jednocześnie, że nie to było i jest moim głównym zarzutem pod adresem Pani tekstu. Według mnie w Pani tekście wychwalającym zasługi Kardynała i tak ciepło, serdecznie wręcz mówiącym o nim samym zabrakło empatii należnej ludziom skrzywdzonym przez Kardynała i świadomości, że wychwalanie jego zasług w kontekście nałożonych na niego kar, samo w sobie jest dla owych ludzi ponownie zadanym im cierpieniem. Tylko tyle i aż tyle.
Jeszcze raz dziękuję za odpowiedź i serdecznie Panią pozdrawiam. WZsj
Zgadzam się, że na pierwszym miejscu powinny być ofiary. Poświęciłam im odrębny tekst „O zranionych w Kościele” [LINK https://twittertwins.pl/zranieni/ ] Lakoniczna informacja Nuncjatury Apostolskiej o nałożonych na Kardynała karach tego jednak nie ułatwia, bo o jego winach nie ma tam nic. Myślę, że wiernym Archidiecezji Wrocławskiej należy się pełna informacja na ten temat na wzór raportu w sprawie McCarrica. Chciałabym wiedzieć kogo dotyczyły czyny Kardynała: osób nieletnich, dorosłych od niego zależnych (klerycy, księża) czy może dorosłych za ich zgodą, ile było takich osób, czy były to osoby z naszej Archidiecezji, czy może zarzuty opierają się tylko o sprawę Przemysława Kowalczyka? Współczuć można konkretnym osobom, nawet gdy nie zna się ich z imienia i nazwiska, ważne kim są i jaka krzywda ich spotkała. W tej sprawie niestety nic nie wiadomo. „Jeżeli z całej tej sprawy ma płynąć nauka na przyszłość, powinniśmy poznać prawdę, nawet jeśli jest gorzka i bolesna” – pisze Andrzej Grajewski w ostatnim „Gościu Niedzielnym”. Szczęść Boże!
Dyskusja nt. tego tekstu toczy się tez na Twitterze, zebrałam najbardziej charakterystyczne wpisy i zamieszam poniżej.
Wiesław Pawlak @wskpwlk
Bardzo dziękuję za ten głos. Póki co nie wiem, jakich występków dopuścił się śp. Kardynał i nie usprawiedliwiam go, tylko ze smutkiem i niesmakiem obserwuję tę powszechną gotowość do rzucania kamieniem, także przez duchownych, biskupów. Dalekie to wydaje się od Ewangelii
Zwracam te z uwagę na kontekst – otwarte poparcie udzielane przez najwyższe czynniki kościelne środowiskom kojarzonym ze skrótem LGBT, by wspomnieć karierę abp. abp. Edgar Peña Parra, czy też niemal powszechny opór tzw. elit przed dekomunizacją i lustracją.
O ile nie dziwią podwójne lub nawet poczwórne standardy stosowane przez przedstawicieli tychże elit, to ciągle trudno pogodzić się z nimi w wykonaniu przedstawicieli Kościoła i to na najwyższych szczeblach hierarchii.
Na razie działania Watykanu przypominają działania sądu kapturowego, budzą więcej wątpliwości niż wyjaśniają cokolwiek. Trochę jak w przypadku raportu dot. ex-kard. McCarricka.
Mamy prawo domagać się „raportu Gulbinowicza” na wzór „raportu McCarricka”. To chyba jedyne zdanie w tekście @wziolek_sj, pod którym bez wahania się mógłbym się podpisać
Marek M. @marek_mare
Dość paskudnie wygląda gdy się pośpiesznie wymierza karę nieprzytomnemu 94-latkowi w przeddzień śmierci. Jakby ktoś śpieszył się z omertą.
Andrea Speranza @Speranza7Andrea
Niech spoczywa w pokoju, a dobry Bóg niech i jemu i nam okaże swoje miłosierdzie.
Magda Pawlukiewicz @mpawluki
Bo Polański to jest wielki reżyser, a Kardynał Gulbinowicz miał wielkie dokonania. I obydwaj mieli swoje grzechy na sumieniu. To zero-jedynkowe ocenianie ludzi staje się plagą i robi się wręcz niebezpieczne.
Magdalena Łysiak @magda_razem
Wstrząsające… w tej i innej spawie nasze sumienia były niedojrzałe… chcieliśmy być ślepi… „Skłonności homoseksualne Kardynała były we Wrocławiu od bardzo dawna tajemnicą poliszynela”…
Wojciech Ziółek SJ @wziolek_sj
Decyzja Stolicy Św. oznacza co innego: choćby zasługi kardynała były największe, to są one niczym, w porównaniu z wyrządzoną krzywdą. Bo miarą wielkości biskupa nie są nowe kościoły, TKCh i wspieranie opozycji, tylko ochrona życia i świętości owiec, jakie powierzył mu Chrystus.
Robert Fendart @Robert_Fendart
Piękny tekst.
Andrzej (Bronisław Bartusiak) @pontivus
Za dużo obrony, za mało – nic – O skrzywdzonych.
Jagoda #NieStrajkuje #BabiesLivesMatter @Jagodababa
Polecam artykuł warto przeczytać.
Piotr Baron @PiotrBaronJazz
Odszedł, będąc Wilniukiem, nie tylko w dzień wspomnienia Matki Bożej Ostrobramskiej ale też w ważne święto wrocławskie… „Gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska…” Rz 5, 20B
Jutro będzie pogrzeb ks. kardynała Henryka Gulbinowicza.
Nie jestem chrześcijaninem i nie mnie osądzać stosunek kościoła rzymskokatolickiego do osób homoseksualnych. W postępowym judaizmie osoby homoseksualne mają dokładnie te same prawa jak osoby heteroseksualne, jest wielu znanych rabinów oficjalnie deklarujących swoją orientację, co nie podważa szacunku osób uznających ich autorytet. Podkreślę, że molestowanie seksualne innych osób, szczególnie nieletnich, z oczywistych powodów jest naganne.
Ks. kardynała Henryka Gulbinowicza poznałem w 1995 r. i chociaż potem wielokrotnie z nim się spotykałem, nie wiedziałem o podejrzeniach dotyczących jego orientacji seksualnych. Rzekome plotki krążące wokół osoby kardynała do mnie nie docierały, ale też mnie nie interesowały. Co do oskarżeń o współpracę z SB powinny wypowiedzieć się jasno przedstawiciele IPN.
W 1996 ruina wrocławskiej synagogi przy ul. Włodkowica była w prywatnych rękach i mimo wielu deklaracji przedstawicieli polskich władz sprawa stała w martwym punkcie. Wtedy ks. kardynał Henryk Gulbinowicz na spotkaniu z przedstawicielami Gminy Wyznaniowej Żydowskiej ( w tym mnie) stwierdził „synagoga nie może być zbezczeszczona” i sięgnął za telefon. Bez względu na to, czy realnie pomogło to w odzyskaniu świątyni na rzecz Gminy, było to ogromnym moralnym wsparciem. Nigdy wcześniej nie otrzymaliśmy podobnej pomocy. Na pierwszych modlitwach w odbudowanej synagodze w 1998 r. ks. kardynał powiedział „świątynia i społeczność żydowska odrodziła się jak feniks z popiołów”. Te słowa były niezwykłe w czasach, gdy Gmina Żydowska walczyła o przetrwanie. Potem kardynał wielokrotnie odwiedzał synagogę, dając przykład innym duchownym jak należy zachować się w synagodze, to znaczy przy wejściu ukrywał noszony krzyż. Życzliwość kardynała wobec Gminy Żydowskiej od połowy lat 90. XX w., w moim odczuciu, radykalnie zmieniła niechętny stosunek władz i państwowych i miejskich do tej Gminy.
Gdy rodziła się idea „dzielnicy 4 świątyń”, początkowo nadaliśmy jej nazwę „dzielnica tolerancji”, wtedy to kardynał zaproponował nazwę „Dzielnica Wzajemnego Szacunku Czterech Wyznań”. To pokazuje, jak ważnym dla kardynała była ta idea. Potem kardynał wielokrotnie wspierał istnienie Dzielnicy.
Nie jest moją sprawą opiniowanie decyzji Stolicy Apostolskiej w sprawie ks. kardynała, sam fakt jest dla mnie dramatyczny. Działalność ks. kardynała jest częścią historii wrocławskiej synagogi i Dzielnicy Wzajemnego Szacunku Czterech Wyznań.
No i stało się. Kardynał Henryk Gulbinowicz nie jest już Honorowym Obywatelem Wrocławia. Radni przyjęli uchwałę w tej sprawie zaraz po zakończeniu Mszy św. pogrzebowej, nie czekając nawet aż ciało Zmarłego spocznie w poświęconej ziemi. Zrobili to pospiesznie, mimo że klub PiS wnosił o skierowanie projektu do drugiego czytania i przełożenie dyskusji nad uchwałą na styczeń, aby mieć więcej wiedzy o istocie zarzutów i… nie podejmować jej przed pogrzebem Kardynała. Wniosek został jednak odrzucony, a uchwałę przyjęto większością głosów (28 za, 3 wstrzymujące, 3 przeciw i 6 radnych nie oddało głosu).
Wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Bartłomiej Ciążyński z SLD podkreślił w dyskusji poprzedzającej głosowanie, że nie można „relatywizować krzywdy”. – Szczególne jeżeli krzywda została wyrządzona słabszym i przez nadużycie władzy, a wszystko na to wskazuje, że tak było; jeśli krzywda została wyrządzona, to powinny być konsekwencje, choćby symboliczne, czyli pozbawienie honorów – przekonywał radny. Pytanie jest, co na to wskazuje? Jaką wiedzę mają radni, by oceniać. – Dziękuję za tę decyzję i symboliczne oddanie sprawiedliwości ofiarom. To słuszna decyzja” – napisała Małgorzata Tracz, posłanka Koalicji Obywatelskiej.
Jest coś z rewolucyjnej, by nie powiedzieć bolszewickiej, gorliwości w tak podejmowanych uchwałach.
Portal TuWroclaw.com zamieścił sondę, w której zadano pytanie o opinię nt. odebrania Kardynałowi Gulbinowiczowi tytułu Honorowego Obywatela Wrocławia. W chwili, gdy piszę ten komentarz, 78,9% było ZA odebraniem tytułu, 15,79% było PRZECIW, a 5,32% nie miało zdania. Głosowały 3123 osoby.
Prof. Jan Hartman idzie w swoich żądaniach jeszcze dalej. On domaga się, by: „wszystkie pomniki JP2 były zburzone, wszystkie ulice JP2 i szkoły JP2 przemianowane. Ten bezmyślny i niemoralny kult to obraza i poniżenie dla narodu. Śledztwo IPN w sprawie ochraniania pedofilów przez obywatela polskiego Karola W.!” W sukurs postulatom profesora UJ idą respondenci portalu TuWroclaw.com – 76,91% z 2967 głosujących jest za zmianą nazwy pl. Jana Pawła II we Wrocławiu na pl. 1 Maja.
Trochę opamiętania w sądzeniu i potępianiu! To nie jest droga oczyszczenia, tylko burzenia. I niszczenia.
Pod moją zapowiedzią tego tekstu na Facebooku, trzy komentarze dające do myślenia:
Jerzy Zarawski
Przy okazji tylu rzuca kamieniem złych słów. Pewnie uważają, że są bez grzechu. Pewnie nie obchodzi ich co Ktoś tam rysuje palcem po ziemi…
Marek Szary
W mojej ocenie „lawendowa mafia” z Watykanu wykorzystała osobę popularnego w Kościele ks. kard. Henryka Gulbinowicza do odwrócenia od siebie uwagi opinii publicznej. Dlatego tak szybko, bez orzeczenia winy, pozbawiła Go insygniów biskupich. Byleby tylko ktoś nie dobrał im się do d..y.
Henryk Kula
Bardzo ciekawe spostrzeżenie.
Czy Kuria Wrocławska uczestniczyła w badaniu sprawy Kardynała Gulbinowicza? Czy ze strony Kurii została powołana jakaś komisja do zbadania tej sprawy? Jakie dokumenty, dowody, świadectwa zostały wzięte pod uwagę przy formułowaniu wyroku? Ta sprawa budzi ogromne emocje ale i rzeczowe wątpliwości! Powinna być wyjaśniona opinii publicznej, gdyż sankcje w stosunku do Kardynała podano publicznie, Kardynał był osobą publiczną i duża liczba wiernych z Kardynałem współpracowała – choćby w okresie stanu wojennego . Wyjaśnienie nie powinno pozostawiać żadnego pola do dywagacji i wątpliwości! Pamiętamy, że swego czasu p. Scheuring -Wielgus pojechała do Rzymu i wręczyła Ojcu Świętemu (nieomalże na ulicy) jakiś dokument o nieprawidłowościach w polskim Kościele. Czy ten raport jest znany władzom Kościoła w Polsce , czy został zweryfikowany i czy wiadomo w jakim stopniu przyczynił się do wydanego prze Stolicę Apostolską orzeczenia w sprawie Kardynała Gulbinowicza? Organizowany jest obecnie, w Polsce i na świecie, atak na Kościół, na chrześcijaństwo. Wbrew faktom oczernia się św. Jana Pawła II ! Dlatego przedstawienie raportu w sprawie Kardynała Gulbinowicza jest konieczne! Chcemy znać prawdę! Nawet tę bolesną! A jak wiadomo prawda nas wyzwoli!
Temat wywołał gorącą dyskusję zarówno w mediach społecznościowych, jak i pod tekstem. Ujawniła ona różne postawy, choć dominowało wyważenie opinii. Moim krytykom, którzy podkreślali, że zbyt mało uwagi poświęcam ofiarom, a nadmiernie rozwodzę się nad zasługami śp. Kardynała, pragnę odpowiedzieć, że osobom skrzywdzonym przez ludzi Kościoła poświęciłam oddzielny tekst pt. „O zranionych w Kościele” [LINK https://twittertwins.pl/zranieni/ ], w którym piszę m.in. o Fundacji św. Józefa i pani prezes zarządu Marcie Titaniec. To na konto tej fundacji, decyzją Stolicy Apostolskiej, miał dokonać wpłatę Kard. Gulbinowicz, co jest swoistym uznaniem tej instytucji.
Jako epilog tej historii chciałam napisać, ze jedna lokalna gazeta i oddział lokalny innej gazety podały informację o dzisiejszym pochówku śp.kardynała. Podały miejsce i okoliczności pogrzebu. Skoro miało być tajne, uważam że te gazety powszechnie znane zachowały się jak tabloidy, podając wg nich sensacyjne wiadomości. Podgrzeje to niepotrzebnie atmosferę i dalej rozgorzeje dyskusja. Jestem zniesmaczona tym faktem.
Pomniki nie są „za wszystko” – pisze Jan Wróbel, w kontekście informacji władz SSC Napoli o zamiarze nadania stadionowi imienia wielkiego piłkarza tego klubu, zmarłego niedawno Diego Maradony. Życie Argentyńczyka wydaje się dość transparentne, zatem nie trzeba czekać, aż przyjdzie nieuchronna fala wypominania mu zdobytych kobiet, psychicznej przemocy, zażyłych relacji z mafią, rozjechanej kołami samochodu stopy dziennikarza etc. – przypomina, dodając, że uhonorowanie Maradony wcale go nie oburza, bo pomniki stawia się za to, co ktoś zrobił dobrego, a nie „za wszystko”. A Diego Maradona dawał poczucie szczęścia tym, którzy go oglądali. Czyż to nie powinno być regułą ogólnie obowiązującą? Wszak to samo dotyczy zmarłego niedawno Kardynała Henryka Gulbinowicza, któremu pośpiesznie odbiera się honorowe obywatelstwa miast i inne odznaczenia. Dostał je za coś, nie za całokształt.
Przeczytałem pospiesznie komentarze. Mnie nasuwa się wypowiedź Jezusa „Oddajcie więc cesarzowi to, co należy do cesarza, a Bogu to, co należy do Boga.”