Na moje pytanie zadane w twitterowej sondzie: Co w 2022 roku zdaniem Pani/Pana będzie największym problemem w Polsce?Aż 56,2 proc. internautów odpowiedziało, że inflacja i drożyzna. Kolejne fale COVID-19 za największy problem uznało 18,8 proc. głosujących, niewiele mniej, bo 17,3 proc., wskazało konflikt z UE i TSUE, a tylko 7,7 proc. – konflikt z Rosją.
W twitterowej sondzie wzięło udział 479 internautów
Tego samego lidera wyłania sondaż przeprowadzony przez United Surveys na zlecenie „Dziennika Gazety Prawnej” i RMF FM, w którym zadano to samo pytanie – Polacy najbardziej obawiają się drożyzny (29,1 proc.), na drugim pod względem zagrożeń miejscu stawiają pogłębienie konfliktu z UE (16,4 proc.), na trzecim – zaostrzenie relacji z Rosją (14,8 proc.), a dopiero na czwartym miejscu strach przed nawrotem pandemii koronawirusa (12,7 proc.). Choć w innych proporcjach, ale zdecydowanie problem, a nawet powód do strachu, na pierwsze miejsce wysuwa się inflacja i drożyzna.
„Na pierwszym miejscu wśród ważnych zdarzeń roku 2021 wymieniłbym gwałtowny wzrost inflacji. Szalejąca drożyzna już zaczęła niweczyć na razie propagandowe skutki dopiero oczekiwanych obniżek podatków przewidzianych w Polskim Ładzie. Pomimo rozmaitych osłon to może być fala, która skruszy pozycję Zjednoczonej Prawicy” – ocenia w „Fakcie” Piotr Zaremba, publicysta „PlusMinus” i „Dziennika Gazety Prawnej”, który podkreśla, że wiele przyczyn rosnącej inflacji znajduje się poza Polską, że to trend ogólnoświatowy, a ceny energii harcują także z powodu ambitnej polityki klimatycznej Unii Europejskiej. „Ale to bez znaczenia, opozycja dostała bat na rządzących” – ocenia publicysta.
Nie ma wątpliwości, że inflacja i gwałtowny wzrost cen towarów i usług pierwszej potrzeby spędza sen z powiek niejednej polskiej rodzinie i jest to problem numer jeden nadchodzącego roku, który dotknie wszystkich, a najbardziej tych mniej zamożnych.
Dodatkowo zapowiadane są od nowego roku wysokie podwyżki cen prądu (ok. 24 proc.) i gazu (ok. 54 proc. dla odbiorców indywidualnych), a dodatki osłonowe przysługiwać będą tylko najbiedniejszym gospodarstwom domowym.
Czy można było tego uniknąć i czy rzeczywiście przyczyny leżą wyłącznie poza Polską? Nie do końca tak jest, o czym świadczy fakt, że inflacja w Polsce jest jedną z najwyższych w Europie, zajmując czwarte miejsce od końca (wyższą od Polski inflację mają tylko Węgry, Estonia i Litwa). Ze wstępnych prognoz NBP wynika, że średnioroczna inflacja w przyszłym roku będzie wyższa niż w 2021 i sięgnie aż 7,6 proc.
Oczywiście wpływ na tę sytuację, i to nie tylko w Europie, ale na całym świecie, miała pandemia, te wszystkie tarcze wypłacane nieczynnym z powodu lockdownu firmom, a więc wpuszczanie w obieg pustego pieniądza bez pokrycia w towarach i usługach. Wydaje się jednak, że brak tarcz byłby jeszcze gorszy, bo skutkowałby masowymi bankructwami i przynajmniej czasowym wzrostem bezrobocia, ale nie wykluczone, że tarcze te były zbyt hojne, a skutkiem jest aż tak wysoka inflacja, bo z samym zjawiskiem borykają się wszystkie państwa europejskie, odnotowując, tak jak Niemcy, najwyższy jej wskaźnik od ponad trzydziestu lat. Czy efektu inflacyjnego w Polsce nie udałoby się częściowo wyhamować, gdyby prezes NBP wcześniej zareagował, podnosząc stopy procentowe? Pewnie tak, ale wówczas grupą odczuwającą negatywne skutki takiego posunięcia byliby kredytobiorcy. Kolejny już, tym razem 200-złotowy wzrost płacy minimalnej w przyszłym roku do poziomu 3010 zł brutto miesięcznie, pociągnie za sobą presję na podwyżki płac, wzmaganą też brakiem wykwalifikowanych pracowników w wielu branżach. Z jednej strony to dobra wiadomość dla najmniej zarabiających, z drugiej kolejny impuls inflacyjny. A i tak dotychczasowe transfery socjalne, takie jak trzynaste emerytury dla wszystkich emerytów, także tych, którzy pobierają wysokie świadczenia i jednocześnie pracują, czternaste emerytury, 500+ na każde dziecko, 300+, bony turystyczne to czynniki pobudzające konsumpcję, a więc sprzyjające wzrostowi inflacji. Do tego w przyszłym roku dojdzie rodzinny kapitał opiekuńczy i tarcza antyinflacyjna, która także częściowo przewiduje transfery socjalne – wszystko to potężne środki wpuszczone na rynek, napędzające popyt, a więc i wzrost cen. Nie wszystko więc, jak twierdzi Piotr Zaremba, to obiektywne, niezależne od warunków wewnętrznych przyczyny. Inflacja powoduje też spadek realnej wartości wszystkich świadczeń socjalnych, co z czasem zrodzi presję na ich waloryzację…
Nie mam wątpliwości, że głosujący w mojej sondzie internauci słusznie wybrali jako problem numer jeden inflację i drożyznę.
Na drugim miejscu w rankingu uplasował się problem związany z kolejnymi falami COVID-19. Niedoceniany, moim zdaniem, bo jeszcze zanim na dobre rozprzestrzenił się wariant Omikron, który już dotarł do Polski, koronawirus zabija po kilkaset osób dziennie. To istne tsunami, a gdy na to w styczniu nałoży się V fala z Omikronem w roli głównej, będziemy mieć prawdziwy armagedon z kilkoma tysiącami ofiar dziennie. Tak prognozują niektórzy najbardziej pesymistyczni eksperci. Władze wykazują się w tym wypadku całkowitym imposybilizmem, totalną bezradnością, a nierozumiejący zagrożenia ludzie, nie szczepiąc się (tylko niewiele ponad 50 proc. jest w pełni zaszczepionych) i lekceważąc sanitarne obostrzenia, zachowują się jak samobójcy, chcący pociągnąć za sobą innych.
Dopiero na trzecim miejscu, z wynikiem o 1,5 pkt. proc. mniejszym niż Covid-19, znalazł się konflikt z Unią Europejską i TSUE. Podejrzewam, że większość Polaków nie śledzi uważnie wszystkich enuncjacji na ten temat, ale boi się, że w wyniku owego konfliktu stracimy obiecane i wynegocjowane 770 mld zł Krajowego Planu Odbudowy, tak potrzebnego po pandemicznym zastoju, że będziemy obciążeni karami za konflikt z Czechami w sprawie Turowa, a gdzieś w tyle głowy skrzy się lęk o polexit. Irracjonalny, co prawda, bo opuszczenie Unii nam nie grozi, ale obawy związane ze stopniowym, pozatraktatowym poszerzaniem kompetencji centrali w Brukseli kosztem prerogatyw pozostających w gestii państw narodowych są całkiem realne. Rzecz jasna nie wszystkich martwi ten problem, zwolenników przekształcenia wspólnoty europejskiej w federacyjne supermocartstwo bardziej niepokoi marginalizacja Polski w UE. W każdym razie relacje Polska – Unia Europejska są ważne dla prawie 18 proc. spośród głosujących.
Aby tego było mało, tli się cały czas konflikt na granicy polsko-białoruskiej, inspirowany przez putinowską Rosję. „Polska znalazła się pod presją ohydnego szantażu moralnego, z którego nie ma dobrego wyjścia, jest to sytuacja tragiczna” – ocenia francuska filozof polityki i publicystka „Le Figaro” Chantal Delsol na łamach najnowszego wydania „Wszystko co Najważniejsze”. Ten problem znalazł się na ostatnim miejscu w rankingu wynikającym z twitterowej sondy. Nie jest bagatelny, a na to nakłada się napięta sytuacja między Rosją a Ukrainą i… groźba konfliktu zbrojnego.
„Największym problemem będą kasty, kasty skorumpowanych polityków, dziennikarzy, naukowców, lekarzy i sędziów” – napisał w odpowiedzi na moją twitterową sondę Dominik Gawron. „IMHO, największy problem to… że wszystko na raz i w dodatku są to problemy ze sobą, przynajmniej częściowo, powiązane” – odpowiedział na Twitterze Grzegorz Góralski.
Wkraczamy więc w 2022 rok z długą listą poważnych problemów. Mimo to wszystkim Państwu, w imieniu własnym i mojej siostry, życzę na ten Nowy Rok optymizmu i zdrowia. Aby rosnące ceny nie spędzały snu z powiek i starczało na wszystkie podstawowe potrzeby. Życzę, by sprawy międzynarodowe, na które przecież nie mamy wpływu, miały pomyślny dla naszego kraju przebieg. Życzę osobistego szczęścia, wzajemnej życzliwości i niech wszystkim Państwu Bóg błogosławi na ten Nowy 2022 Rok.
Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.
Ten artykuł wymagałby czterech, a nie tylko jednego komentarza. Może napiszę też kolejne, ale ten wpis poświęcę inflacji. Dotyka ona bowiem wszystkich a najdotkliwiej odczuwana jest przez najuboższych. Czy tylko? Jest też szczególnie niszcząca dla ludzi pracowitych i oszczędnych, tych, którzy dużym wysiłkiem i skromnym życiem, codziennymi wyrzeczeniami zgromadzili środki na przysłowiową czarną godzinę. Żeby mieć na leczenie w razie choroby, gdy bieżące dochody będą niewystarczające, na opiekę, gdy będą tego potrzebowali, zakup lodówki, pralki, gdy ta aktualnie użytkowana ulegnie dekapitalizacji, słowem na trudne do przewidzenia sytuacje życiowe. To najwartościowsi ludzie. Oni od dawna byli poszkodowani, ich oszczędności gromadzone na koncie bankowym, nawet na lokatach, topniały z roku na rok, bo – mimo inflacji na poziomie ponad 3 proc. – NBP nie podwyższał stóp procentowych. Dlaczego? Bo zawsze w nieodległej perspektywie były jakieś wybory i trzeba było podtrzymać koniunkturę właśnie kosztem rosnącej inflacji. Teraz to tylko przyśpieszyło i zbiegło się z podwyżkami cen energii. Inflacja, nawet równoważona podwyżkami zarobków, zawsze promuje ludzi mało oszczędnych, utracjuszy, czyli tych, którzy co mają, wydają. Moja śp. babcia określała takich ludzi dewizą: „Jak jest to szelest, a jak nie ma, to wytrzyma”. Albo wytrzyma, a jak nie, to inni oszczędni i pracowici dołożą. Bo tych pracowitych, co to całe życie odmawiają sobie różnych rzeczy, żeby oszczędzić na czarną godzinę, można bić z wielu stron. Inflacja temu sprzyja. Teraz do inflacji doszło otrzeźwienie realiami Polskiego Ładu. Wbrew hucznym zapowiedziom, że większość na tym skorzysta, już ujawnili się ci, którzy wiedzą, że stracili, bo otrzymują wynagrodzenie z góry. „Żona dzwoniła z pracy. Wszystkie pielęgniarki z przychodni w Siedlcach dostały po 300 zł mniej wypłaty” – pisze jeden z internautów. „Nie tylko nauczyciele… Policjanci też oburzeni. Wielu z nich dostało niższe pensje, niektórzy nawet o 600 zł” – pisze inny. Dołączą do tego emeryci, którzy też stracą, jak tylko ich emerytura brutto wynosi więcej niż 5 tys., ale to grupa niewielka i różnica w świadczeniach też. Istotne jest to, że ludzie mogą poczuć zawód. Czy ja czuję się zawiedziona? Nie, bo to sobie wyliczyłam i to przewidywałam.
Wszyscy zarabiający do 5700 zł brutto na nowym systemie naliczania składki zdrowotnej i zwiększonej kwocie wolnej od podatku korzystają, czyli otrzymują w ten sposób większe wynagrodzenie miesięczne. Osoby zarabiające brutto 5700 – 1140 zł miesięcznie korzystają z ulgi dla klasy średniej. Pracodawcy byli zobowiązani przedstawić w grudniu pracownikom oświadczenie do podpisania, czy chcą zrezygnować z comiesięcznej ulgi i skorzystać z niej w rozliczeniu rocznym. Ci, którzy owego oświadczenia nie podpisali, mają ową ulgę rozliczną comiesięcznie, więc nie tracą na tym. Zapewne pielęgniarki z przychodni w Siedlcach, których zarobki są wyższe niż 5700 zł miesięcznie podpisały takie oświadczenia, nie rozumiejąc, co podpisują.
Nie mogą korzystać z tej ulgi osoby korzystające z 50-proc. kosztów uzyskania przychodów, a więc twórcy i nauczyciele akademiccy, bo już mają preferencyjny do ogółu zatrudnionych sposób naliczania podatku. Nie korzystają też z owej ulgi zatrudnieni w drugim i kolejnych miejscach pracy, bo obowiązuje ono tylko w pierwszym miejscu zatrudnienia. A więc tych wyłączeń jest bardzo mało. Chyba że ktoś zarabia ponad 11140 zł brutto miesięcznie.
Przemysław Godowski na Facebooku tak skomentował ten tekst:
Wbrew tezie głoszonej przez marksistów – człowiek jest dobry (melioryzm) – ludzie myślą poprzez perspektywę swojego interesu (inflacja, covid-19) nie zważając na inne, bardziej poważne zagrożenia.
Tak, już dużo wcześniej pisałam na TT, że największym problemem będzie inflacja. Wiele czynników leży poza Polską, wszystkie kraje mają problemy związane z covidem i lockdownami a także z załamaniem się łańcuchów dostaw. Taka IKEA zapowiedziała wzrost cen mebli o 50%! Nie jestem specjalistą od produkcji, ale widzę, że ceny drobiu wzrosły bardzo, a trudno łączyć je ze wzrostem cen gazu, bo to za wcześnie.
Wkurzają mnie też politycy, dziennikarze, krzyczący o wzroście cen gazu a jednocześnie postulujący ogrzewanie gazem, nawet tam, gdzie go nie ma. Mówię o sejmiku warm-mazurskim , który chce zabronić stosunkowo nowych (kupowanym często z dotacjami) pieców na pellet czy ekogroszek. Ludzie nie mogą co pięć lat zmieniać ogrzewania! Do tego to będzie martwe prawo, bo w mojej gminie jest chyba dwóch straźników miejskich.
Inna sprawa to covid. Mam głowę pełną przykładów duńskich, ale nie dam rady wszystkiego napisac. Tam jest dużo lepsza sytuacja w szpitalach, a mimo to testują jak szaleni wszystkich i wszędzie. Ale też jest szybciej i łatwiej. Każdy ma taką kartę używaną w kontaktach z lekarzami, wystarczy ją podać, testujący nie musi nic sam wpisywać poza wynikiem testu. U nas przy omikronie system się załamie, bo „łóżka nie leczą”, a lekarzy brakuje.
Nie wiem co należało zrobić, może po prostu mówić ludziom prawdę? Będzie gorzej, bo….W zamian piano o Nowym ładzie i o cudach na kiju. KIedy było duzo lepiej, nie stać nas było na większą kwotę wolną od podatku. A teraz stać> No chyba, że potraktujemy to jako osłonę socjalną.
Wyższe koszty życia dotykają wszystkich, COVID mimo dużej zakaźności zdecydowaną większość ludzi omija lub traktuje łagodnie. Te osoby – o ile nie dotknie ich osobista tragedia – będą się skupiać na kosztach, a epidemia staje się dla nich przykrym zjawiskiem towarzyszącym.
Mocna selektywność wirusa jest zresztą od początku paliwem dla koronasceptykow: skoro zdecydowana większość przechodzi infekcje bezobjawowo lub lekko, to po co wprowadzać obostrzenia?
I teraz nakłada się na siebie kilka zjawisk: inflacja, problem w dostępie do ochrony zdrowia, problemy energetyczne i próba destabilizacji Europy – a epidemią wszyscy są już psychicznie zmęczeni. Dla tych co się zaszczepili i/lub przechorowali staje się ona już „starym newsem”.
Może to nas irytować (przecież mnóstwo ludzi umiera a ochrona zdrowia trzeszczy w szwach) ale ludzkiej natury nie oszukamy. Teraz wysokie ceny, kłopoty z energią a docelowo może większe problemy gospodarcze zaczną spychać epidemię na dalszy plan.
Jest tak beznadziejnie, że nikomu, z małymi wyjątkami, nie chce się nawet komentarzy pisać do tego mądrego felietonu. Jakiś rodzaj zbiorowej depresji chyba.
Oprócz wymienionych jest jeszcze jedno zagrożenie dla Polski, które może być skutkiem wyżej wymienionych. Jest nim zaostrzenie walki politycznej, pogłębienie podziałów w społeczeństwie i ewentualne podział Zjednoczonej Prawicy i zamęt. Bardzo dużo mi się w rządach PiS-u nie podoba i niestety coraz więcej. Rząd sobie nie radzi z wieloma sprawami i postępuje erozja moralna związanego z tą partią establishmentu. Uważam że przydałby się im zimny prysznic że strony wyborców. Jednak zachowanie opozycji, kiedy rządziła, i ich obecne działania nie podobają mi się o wiele bardziej. Nie spodziewałam się żadnych pozytywnych zmian po ich ewentualnym powrocie do władzy. Zapewne doszłoby do uspokojenia na linii Polska – UE, ale kosztem ograniczenia suwerenności i całkowitego dostosowania Polski do oficjalnych i nieoficjalnych zaleceń unijnych elit. Obawiam się rezygnacji ze strategicznych inwestycji: energetyki atomowej i CPK oraz skutków dominacji lewicowej ideologii .
Nie można jednak stale żyć w poczuciu obaw i zagrożenia. Mimo wszystko mam nadzieję że pandemią jednak w tym roku wygaśnie i omikron będzie ostatnią grecką literą jaką poznamy. Wierzę w przedsiębiorczość i pracowitość Polaków i siłę polskiej gospodarki i jej rozwój. Mam nadzieję że wybory odbędą się we właściwym czasie już po uspokojeniu pandemii i bez jakichś ponadnormatywnych emocji.
Roku spełnionych nadziei i powrotu do normalności wszystkim życzę.
Inflacja to problem, który dotyka wszystkich, choć nie boli wszystkich jednakowo. Bo tym, którzy do tej pory musieli liczyć się z każdym wydanym groszem, może uniemożliwić zakup artykułów pierwszej potrzeby, np. opału w miesiącach zimowych. Mieszkańcy bloków ogrzewanych z elektrociepłowni płacą uśrednione rachunki za cały rok, więc np. podwyżka za ogrzewanie i ciepłą wodę będzie rozłożona i nie tak dotkliwa, jak dla tych, którzy opłacają np. rachunki za gaz ogrzewający domy co miesiąc. Sytuacja osób najmniej zarabiających w nowym systemie podatkowym nieco się poprawi, ale nie wyrówna strat wywołanych inflacją. Trudno się dziwić, że ludzie mają obawy, zwłaszcza że jeszcze nie znają skali podwyżek opłat za prąd i gaz.
To, że nie obawiają się zakażenia Covid-19 raczej mnie martwi, bo to oznacza, iż będą zachowywać się nieodpowiedzialnie. Do końca stycznia dobowa liczba zakażeń może przekroczyć 100 tys., a gdy chorować będą niezaszczepieni, służba zdrowia może tego nie wytrzymać. Absencje w pracy dotkną najbardziej newralgicznych służb i sytuacja może być naprawdę groźna.
Dobrze to zdiagnozował pan Karol Poznański, któremu za komentarz na ten temat serdecznie dziękuję, podobnie jak pozostałym komentatorom: mojej siostrze, która zauważyła spiętrzenie problemów na początku roku (drożyzna i zamieszanie z realizacją Polskiego Łądu), Ufce, która wypunktowała lokalne nonsensy, Vectorowi ogarniętemu depresją oraz Rafałowi Kubarze, który tchnął na koniec trochę optymizmu. Oby jego przewidywania i życzenia się spełniły.
Za zainteresowanie tematem wszystkim Państwu serdecznie dziękuję.
Rok 2022 będzie jednym z gorszych na całym świecie. Inflacja, wzrost cen energii dotyka każde Państwo co prowadzi do napięć w społeczeństwie jak np w Kazachstanie, oraz między Państwami Rosja i UE, gdzie Putin wykorzystując kryzys energetyczny zawyża ceny gazu, zatykając Europie usta na odpowiedź wobec swych poczynań przy Ukrainie. To będzie ciekawy rok ale nie w pozytywnym świetle.
Ten artykuł wymagałby czterech, a nie tylko jednego komentarza. Może napiszę też kolejne, ale ten wpis poświęcę inflacji. Dotyka ona bowiem wszystkich a najdotkliwiej odczuwana jest przez najuboższych. Czy tylko? Jest też szczególnie niszcząca dla ludzi pracowitych i oszczędnych, tych, którzy dużym wysiłkiem i skromnym życiem, codziennymi wyrzeczeniami zgromadzili środki na przysłowiową czarną godzinę. Żeby mieć na leczenie w razie choroby, gdy bieżące dochody będą niewystarczające, na opiekę, gdy będą tego potrzebowali, zakup lodówki, pralki, gdy ta aktualnie użytkowana ulegnie dekapitalizacji, słowem na trudne do przewidzenia sytuacje życiowe. To najwartościowsi ludzie. Oni od dawna byli poszkodowani, ich oszczędności gromadzone na koncie bankowym, nawet na lokatach, topniały z roku na rok, bo – mimo inflacji na poziomie ponad 3 proc. – NBP nie podwyższał stóp procentowych. Dlaczego? Bo zawsze w nieodległej perspektywie były jakieś wybory i trzeba było podtrzymać koniunkturę właśnie kosztem rosnącej inflacji. Teraz to tylko przyśpieszyło i zbiegło się z podwyżkami cen energii. Inflacja, nawet równoważona podwyżkami zarobków, zawsze promuje ludzi mało oszczędnych, utracjuszy, czyli tych, którzy co mają, wydają. Moja śp. babcia określała takich ludzi dewizą: „Jak jest to szelest, a jak nie ma, to wytrzyma”. Albo wytrzyma, a jak nie, to inni oszczędni i pracowici dołożą. Bo tych pracowitych, co to całe życie odmawiają sobie różnych rzeczy, żeby oszczędzić na czarną godzinę, można bić z wielu stron. Inflacja temu sprzyja. Teraz do inflacji doszło otrzeźwienie realiami Polskiego Ładu. Wbrew hucznym zapowiedziom, że większość na tym skorzysta, już ujawnili się ci, którzy wiedzą, że stracili, bo otrzymują wynagrodzenie z góry. „Żona dzwoniła z pracy. Wszystkie pielęgniarki z przychodni w Siedlcach dostały po 300 zł mniej wypłaty” – pisze jeden z internautów. „Nie tylko nauczyciele… Policjanci też oburzeni. Wielu z nich dostało niższe pensje, niektórzy nawet o 600 zł” – pisze inny. Dołączą do tego emeryci, którzy też stracą, jak tylko ich emerytura brutto wynosi więcej niż 5 tys., ale to grupa niewielka i różnica w świadczeniach też. Istotne jest to, że ludzie mogą poczuć zawód. Czy ja czuję się zawiedziona? Nie, bo to sobie wyliczyłam i to przewidywałam.
Wszyscy zarabiający do 5700 zł brutto na nowym systemie naliczania składki zdrowotnej i zwiększonej kwocie wolnej od podatku korzystają, czyli otrzymują w ten sposób większe wynagrodzenie miesięczne. Osoby zarabiające brutto 5700 – 1140 zł miesięcznie korzystają z ulgi dla klasy średniej. Pracodawcy byli zobowiązani przedstawić w grudniu pracownikom oświadczenie do podpisania, czy chcą zrezygnować z comiesięcznej ulgi i skorzystać z niej w rozliczeniu rocznym. Ci, którzy owego oświadczenia nie podpisali, mają ową ulgę rozliczną comiesięcznie, więc nie tracą na tym. Zapewne pielęgniarki z przychodni w Siedlcach, których zarobki są wyższe niż 5700 zł miesięcznie podpisały takie oświadczenia, nie rozumiejąc, co podpisują.
Nie mogą korzystać z tej ulgi osoby korzystające z 50-proc. kosztów uzyskania przychodów, a więc twórcy i nauczyciele akademiccy, bo już mają preferencyjny do ogółu zatrudnionych sposób naliczania podatku. Nie korzystają też z owej ulgi zatrudnieni w drugim i kolejnych miejscach pracy, bo obowiązuje ono tylko w pierwszym miejscu zatrudnienia. A więc tych wyłączeń jest bardzo mało. Chyba że ktoś zarabia ponad 11140 zł brutto miesięcznie.
Tu link odnoszący się do wyłączeń z ulgi dla klasy średniej:
https://www.prawo.pl/podatki/ulga-dla-klasy-sredniej-w-polskim-ladzie-nie-dla-tworcow-i,510130.html
Przemysław Godowski na Facebooku tak skomentował ten tekst:
Wbrew tezie głoszonej przez marksistów – człowiek jest dobry (melioryzm) – ludzie myślą poprzez perspektywę swojego interesu (inflacja, covid-19) nie zważając na inne, bardziej poważne zagrożenia.
Tak, już dużo wcześniej pisałam na TT, że największym problemem będzie inflacja. Wiele czynników leży poza Polską, wszystkie kraje mają problemy związane z covidem i lockdownami a także z załamaniem się łańcuchów dostaw. Taka IKEA zapowiedziała wzrost cen mebli o 50%! Nie jestem specjalistą od produkcji, ale widzę, że ceny drobiu wzrosły bardzo, a trudno łączyć je ze wzrostem cen gazu, bo to za wcześnie.
Wkurzają mnie też politycy, dziennikarze, krzyczący o wzroście cen gazu a jednocześnie postulujący ogrzewanie gazem, nawet tam, gdzie go nie ma. Mówię o sejmiku warm-mazurskim , który chce zabronić stosunkowo nowych (kupowanym często z dotacjami) pieców na pellet czy ekogroszek. Ludzie nie mogą co pięć lat zmieniać ogrzewania! Do tego to będzie martwe prawo, bo w mojej gminie jest chyba dwóch straźników miejskich.
Inna sprawa to covid. Mam głowę pełną przykładów duńskich, ale nie dam rady wszystkiego napisac. Tam jest dużo lepsza sytuacja w szpitalach, a mimo to testują jak szaleni wszystkich i wszędzie. Ale też jest szybciej i łatwiej. Każdy ma taką kartę używaną w kontaktach z lekarzami, wystarczy ją podać, testujący nie musi nic sam wpisywać poza wynikiem testu. U nas przy omikronie system się załamie, bo „łóżka nie leczą”, a lekarzy brakuje.
Nie wiem co należało zrobić, może po prostu mówić ludziom prawdę? Będzie gorzej, bo….W zamian piano o Nowym ładzie i o cudach na kiju. KIedy było duzo lepiej, nie stać nas było na większą kwotę wolną od podatku. A teraz stać> No chyba, że potraktujemy to jako osłonę socjalną.
Wyższe koszty życia dotykają wszystkich, COVID mimo dużej zakaźności zdecydowaną większość ludzi omija lub traktuje łagodnie. Te osoby – o ile nie dotknie ich osobista tragedia – będą się skupiać na kosztach, a epidemia staje się dla nich przykrym zjawiskiem towarzyszącym.
Mocna selektywność wirusa jest zresztą od początku paliwem dla koronasceptykow: skoro zdecydowana większość przechodzi infekcje bezobjawowo lub lekko, to po co wprowadzać obostrzenia?
I teraz nakłada się na siebie kilka zjawisk: inflacja, problem w dostępie do ochrony zdrowia, problemy energetyczne i próba destabilizacji Europy – a epidemią wszyscy są już psychicznie zmęczeni. Dla tych co się zaszczepili i/lub przechorowali staje się ona już „starym newsem”.
Może to nas irytować (przecież mnóstwo ludzi umiera a ochrona zdrowia trzeszczy w szwach) ale ludzkiej natury nie oszukamy. Teraz wysokie ceny, kłopoty z energią a docelowo może większe problemy gospodarcze zaczną spychać epidemię na dalszy plan.
Jest tak beznadziejnie, że nikomu, z małymi wyjątkami, nie chce się nawet komentarzy pisać do tego mądrego felietonu. Jakiś rodzaj zbiorowej depresji chyba.
Oprócz wymienionych jest jeszcze jedno zagrożenie dla Polski, które może być skutkiem wyżej wymienionych. Jest nim zaostrzenie walki politycznej, pogłębienie podziałów w społeczeństwie i ewentualne podział Zjednoczonej Prawicy i zamęt. Bardzo dużo mi się w rządach PiS-u nie podoba i niestety coraz więcej. Rząd sobie nie radzi z wieloma sprawami i postępuje erozja moralna związanego z tą partią establishmentu. Uważam że przydałby się im zimny prysznic że strony wyborców. Jednak zachowanie opozycji, kiedy rządziła, i ich obecne działania nie podobają mi się o wiele bardziej. Nie spodziewałam się żadnych pozytywnych zmian po ich ewentualnym powrocie do władzy. Zapewne doszłoby do uspokojenia na linii Polska – UE, ale kosztem ograniczenia suwerenności i całkowitego dostosowania Polski do oficjalnych i nieoficjalnych zaleceń unijnych elit. Obawiam się rezygnacji ze strategicznych inwestycji: energetyki atomowej i CPK oraz skutków dominacji lewicowej ideologii .
Nie można jednak stale żyć w poczuciu obaw i zagrożenia. Mimo wszystko mam nadzieję że pandemią jednak w tym roku wygaśnie i omikron będzie ostatnią grecką literą jaką poznamy. Wierzę w przedsiębiorczość i pracowitość Polaków i siłę polskiej gospodarki i jej rozwój. Mam nadzieję że wybory odbędą się we właściwym czasie już po uspokojeniu pandemii i bez jakichś ponadnormatywnych emocji.
Roku spełnionych nadziei i powrotu do normalności wszystkim życzę.
Inflacja to problem, który dotyka wszystkich, choć nie boli wszystkich jednakowo. Bo tym, którzy do tej pory musieli liczyć się z każdym wydanym groszem, może uniemożliwić zakup artykułów pierwszej potrzeby, np. opału w miesiącach zimowych. Mieszkańcy bloków ogrzewanych z elektrociepłowni płacą uśrednione rachunki za cały rok, więc np. podwyżka za ogrzewanie i ciepłą wodę będzie rozłożona i nie tak dotkliwa, jak dla tych, którzy opłacają np. rachunki za gaz ogrzewający domy co miesiąc. Sytuacja osób najmniej zarabiających w nowym systemie podatkowym nieco się poprawi, ale nie wyrówna strat wywołanych inflacją. Trudno się dziwić, że ludzie mają obawy, zwłaszcza że jeszcze nie znają skali podwyżek opłat za prąd i gaz.
To, że nie obawiają się zakażenia Covid-19 raczej mnie martwi, bo to oznacza, iż będą zachowywać się nieodpowiedzialnie. Do końca stycznia dobowa liczba zakażeń może przekroczyć 100 tys., a gdy chorować będą niezaszczepieni, służba zdrowia może tego nie wytrzymać. Absencje w pracy dotkną najbardziej newralgicznych służb i sytuacja może być naprawdę groźna.
Dobrze to zdiagnozował pan Karol Poznański, któremu za komentarz na ten temat serdecznie dziękuję, podobnie jak pozostałym komentatorom: mojej siostrze, która zauważyła spiętrzenie problemów na początku roku (drożyzna i zamieszanie z realizacją Polskiego Łądu), Ufce, która wypunktowała lokalne nonsensy, Vectorowi ogarniętemu depresją oraz Rafałowi Kubarze, który tchnął na koniec trochę optymizmu. Oby jego przewidywania i życzenia się spełniły.
Za zainteresowanie tematem wszystkim Państwu serdecznie dziękuję.
Rok 2022 będzie jednym z gorszych na całym świecie. Inflacja, wzrost cen energii dotyka każde Państwo co prowadzi do napięć w społeczeństwie jak np w Kazachstanie, oraz między Państwami Rosja i UE, gdzie Putin wykorzystując kryzys energetyczny zawyża ceny gazu, zatykając Europie usta na odpowiedź wobec swych poczynań przy Ukrainie. To będzie ciekawy rok ale nie w pozytywnym świetle.
To jest przepiękne że zasługujemy na to co w wyborach wybraliśmy.Jako naród.Zaboli i to bardzo.Ale tak trzeba.Inaczej nie zmądrzejemy.