Grudzień
Grudzień to jeden z tych miesięcy, które piszemy wielką literą, przypominając rocznice tragicznych wydarzeń, kiedy to reżim komunistyczny pokazał swoje prawdziwe oblicze. Dziś wspominamy pacyfikację kopalni „Wujek” w czwartym dniu stanu wojennego, a jutro masakrę na Wybrzeżu z 1970 roku, zwaną Czarnym Czwartkiem. Pamiętam słowa kolędy:
Lulajże Jezuniu w tę noc grudniową
Przez obcych skłamaną, przez swoich zdradzoną
Nie poznasz Ty Polski, taka zbolała
W kolejkach milczących, w kajdanach cała.
Wspomnienia grudnia roku 1970 nieco zatarły się w mojej pamięci. Był najpierw szok i niedowierzanie. W domu przez terkot zagłuszarki słychać było doniesienia Radia Wolna Europa. Pamiętam łzy w oczach ojca, który pomimo że ciężko chory, śledził na bieżąco wydarzenia na Wybrzeżu. „Strzelali do bezbronnych ludzi, którzy szli do pracy” – mówił poruszony tragedią. I pamiętam zawieszone zajęcia na uczelniach, a także te, które – mimo wszystko się odbyły – wykład z algebry dla II roku matematyki, prowadzony przez prof. Bolesława Gleichgewichta. To nasz ojciec udostępnił salę wykładową w gmachu Katedry Antropologii przy ul. Kuźniczej dla studentów z naszego roku…
Podniesienie cen żywności nawet o kilkadziesiąt procent tuż przed Świętami Bożego Narodzenia nosiło wszelkie znamiona prowokacji. Z góry było wiadomo, że wiadomość ta wywoła protesty. Od 8 grudnia, czyli cztery dni przed podaniem informacji o podwyżkach, w Ministerstwie Obrony Narodowej i Ministerstwie Spraw Wewnętrznych rozpoczęto przygotowania w ramach „ochrony porządku i bezpieczeństwa publicznego”, a 11 grudnia jednostki MSW zostały postawione w stan pełnej gotowości. Następnego dnia wieczorem za pośrednictwem radia poinformowano społeczeństwo o podwyżkach cen żywności głównych artykułów, średnio o 23 proc. (mąka o 17 proc., ryby o 16 proc., dżemy i powidła o 36 proc.). 13 grudnia komunikaty o podwyżkach cen podała prasa. Społeczeństwo zareagowało protestem.
Władze PZPR wydały rozkaz użycia broni palnej przeciwko demonstrującym. Cóż z tego, że zgodnie z rozkazem Gomułki strzały po ostrzegawczej salwie w górę miały być oddawane w nogi. Wielu milicjantów i żołnierzy strzelało na wprost, a strzały oddawane w bruk uliczny, pod nogi manifestantów, rykoszetowały i powodowały poważne rany, również śmiertelne. W grudniu 1970 roku zginęło 41 osób, ranne zostały 1164 osoby. Zatrzymano przeszło 3 tysiące osób. Do zbiorowej wyobraźni dobitnie przemawiają sceny z przejmującego swoją ascetyczną wymową obrazu Antoniego Krauzego „Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł” czy reminiscencje tych wydarzeń w filmie „Człowiek z żelaza” Andrzeja Wajdy. Ale chyba nic nie zastąpi użytej w obu filmach i wielokrotnie powtarzanej autentycznej sceny pochodu demonstrantów z ciałem niesionego na wyrwanych z futryny drzwiach 18-letniego Zbyszka Godlewskiego, pracownika gdyńskiej stoczni – prawdziwego bohatera ballady o Janku Wiśniewskim.
Nikt z decydentów nie poniósł odpowiedzialności karnej za wydarzenia grudniowe 1970 roku. Symbolem Grudnia’70 stała się ballada o Janku Wiśniewskim.
Chłopcy z Grabówka, chłopcy z Chyloni,
Dzisiaj milicja użyła broni.
Dzielnieśmy stali, celnie rzucali.
Janek Wiśniewski padł!
Na drzwiach ponieśli go Świętojańską,
Naprzeciw glinom, naprzeciw tankom.
Chłopcy stoczniowcy – pomścijcie druha!
Janek Wiśniewski padł!
Jeden zraniony, drugi zabity,
Krwi się zachciało słupskim bandytom.
To partia strzela do robotników,
Janek Wiśniewski padł!
Nie płaczcie matki – to nie na darmo!
Nad stocznią sztandar z czarną kokardą!
Za chleb i wolność, i nową Polskę,
Janek Wiśniewski padł!
Stoczniowcy Gdyni, stoczniowcy Gdańska,
Idźcie do domu, skończona walka.
Świat się dowiedział, nic nie powiedział,
Janek Wiśniewski padł!
Rozkaz strzelania z ostrej amunicji padł także w grudniu 1981 roku podczas pacyfikacji kopalni „Wujek”. Zginęło wówczas dziewięciu górników, a 24 zostało rannych. Dzień wcześniej dotarła do nas wiadomość o śmierci Tadeusza Koseckiego podczas pacyfikacji strajku na Politechnice Wrocławskiej.
Wiadomość o tragedii w kopalni „Wujek” przekazano w telewizji w lakonicznym komunikacie. Odzierała ona ze wszelkich złudzeń co do intencji władz stanu wojennego.
Postępowanie sądowe przeciw winnym zbrodni komunistycznej trwało 18 lat od grudnia 1991 roku, kiedy to pierwszy akt oskarżenia został skierowany przeciw 24 osobom związanym z pacyfikacją z 1981 roku. Prawomocny wyrok zapadł 24 czerwca 2008 roku, ale dopiero dziesięć miesięcy później, 28 kwietnia 2009 roku Sąd Najwyższy oddalił wszystkie kasacje wniesione przez obrońców oskarżonych.
Na sprawiedliwość trzeba było długo czekać, odpowiedzialność ponieśli tylko bezpośredni wykonawcy, decydentom winy nie udowodniono. Cisną się na usta słowa kolędy stanu wojennego:
Lulajże Jezuniu nad hałd krainą
Posłuchaj wdów łkania
Co po Śląsku płyną
Lulajże Jezuniu, lulajże lulaj
A Ty Go Matulu z płaczu utulaj.
Czekali Cię Jezu na szychcie w sztolni
Przeszyły ich kule
Bo chcieli być wolni
Dziś przyszli fedrować
Razem do Ciebie
Połam się opłatkiem
Z nimi teraz w niebie.
Świetne streszczenie smutnych wydarzeń minionych lat. Starsi pamiętają i mają jakie-takie pojęcie o tych sprawach, ale dla młodych to już tylko historia, dlatego właśnie oni powinni się tym zapoznać.
Cześć pamięci zamordowanych [*]
Szacunek dla poszkodowanych, którzy przeżyli.
Dziękuję bardzo Pani, za dodanie mnie do tak ważnego tematu.
Tak trudno o słowa, gdy wielkość tych smutnych wydarzeń przygniata. To naprawdę bardzo bolesne wspomnienia, tym bardziej, że strzelano do zupełnie niewinnych górników, którzy walczyli o miejsce pracy, o chleb i przestrzeganie podpisanych wcześniej porozumień społecznych. Dlatego uważam, że tym dotkliwiej obciąża to władzę komunistyczną za przyzwolenie na brutalność aparatu przymusu. Tak bardzo smucą słowa gen. W.Jaruzelskiego, że śmierć tych górników była splotem nieszczęśliwych wypadków, a nie opresją milicji pacyfikującej kopalnię. Proces Kiszczaka, to najdłuższy proces III RP. Pamięć jednak pozostała, a winnych brak. Dowiedziałam się, że Narodowy Bank Polski z tej okazji, by upamiętnić 35 rocznicę pacyfikacji kopalni „Wujek” wydał wyjątkową, srebrną monetę kolekcjonerską. Muszę przyznać, że Wystawa, o której wcześniej pisałam :Kopalnia strajkuje”, którą wystawiono w Poznaniu na Starym Rynku cieszyła się wielkim zainteresowaniem odwiedzających i to w tym całym smutku cieszy. Bardzo dziękuję autorce tekstu za to szczegółowe opisanie tych smutnych faktów tamtych dni. Oby nigdy więcej podobne zdarzenia nie miały już więcej miejsca.
Wiadomość o tragicznych wydarzeniach na Śląsku pozbawiła mnie wówczas resztek nadziei na pozytywny finał strajkowej odpowiedzi „Solidarności” na wprowadzenie stanu wojennego. W rocznicę krwawej pacyfikacji i śmierci dziewięciu górników przypomina mi się pieśń „Idą pancry na Wujek” w wykonaniu Edwarda Snopka, który skomponował też muzykę do słów Tomasza Jastruna
https://www.youtube.com/watch?v=99qLjyOHfpM
Dzięki podtrzymywaniu pamięci o tych tragicznych wydarzeniach przez wieloletniego dyrektora XVII LO we Wrocławiu a obecnie dolnośląskiego kuratora oświaty Romana Kowalczyka miałam okazję uczestniczyć we wspólnym śpiewaniu piosenek „Solidarności” w auli Papieskiego Wydziału Teologicznego. Słowa były wyświetlane na ekranie, a o każdej z pieśni, jej genezie i prawykonaniu krótką historię przedstawiał prowadzący, a akompaniował na fortepianie Krzysztof Żesławski. Koncert był pomysłem wiceprezydent Wrocławia Anny Szarycz. Przy współudziale Ośrodka „Pamięć i Przyszłość” ukazała się pięknie wydana pozycja wydawnicza Piosenki „Solidarności” zawierająca wybrane przez Romana Kowalczyka 34 utwory. Każdy z nich opatrzony został komentarzem historycznym – informacją o autorze lub autorach, okresie powstania, znaczeniu dla opozycjonistów oraz o tym, kiedy i przez kogo była śpiewana.
Te „zakazane” w stanie wojennym piosenki śpiewali studenci w akademikach na tzw. Wittigowie, czyli wrocławskim centrum domów studenckich Politechniki Wrocławskiej. Ta spontaniczna akcja została brutalnie wówczas stłumiona przez ZOMO 13 stycznia 1982 roku. Ale piosenki śpiewano mimo to. Nawet mój niespełna 3,5-letni syn Tomek w tramwaju, gdy go wiozłam ze żłobka w mroźny styczniowy dzień. „To partia strzela do robotników, Janek Wiśniewski padł…” – wykrzykiwał. A ludzie, mając w pamięci wydarzenia w akademikach, bali się tego słuchać.
Takie „kulturalne” wydarzenia zafundowała nam junta wojskowa w stanie wojennym. Kto i czego się dziś boi? Doprawdy nie wiem. Uczciwy nie ma czego się obawiać.
Realia pokazują, że komunistyczne lobby dopiero teraz zaczyna się sypać. Do tej pory nie było mocnych, by ich ruszyć.
Dziękuję Autorce za ten tekst przywołujący bolesne i trudne grudniowe dni…
Mimo że w grudniu (w Grudniu…) 1981 byłam kilkuletnim dzieckiem (pisałam na TT o zapamiętanym obrazie – i dźwięku – kolumny czołgów jadących mostem Trzebnickim we Wrocławiu w kierunku ZNTK, gdzie wówczas pracował mój Ojciec, i swoim strachu, gdy z Mamą, pieszo, bo tramwaje nie jeździły, szłam tymże mostem do przedszkola), to wydarzenia z 16 grudnia w Kopalni Wujek są mi od dawna bliskie. A pomógł mi w tym m.in. film „Śmierć jak kromka chleba” – z tym większym zaciekawieniem oglądany, że osobiście znam księdza Proboszcza granego w filmie przez Jerzego Radziwiłowicza. Znam też jego opowieści – świadectwa tamtych dni (osobiste, nie filmowe). To ważne dla mojego pokolenia, by móc słuchać Świadków historii. Dlatego tym bardziej dziękuję Paniom – Autorkom bloga za te żywe i z serca płynące wspomnienia, często trudnych chwil…
A co do rozliczeń z przeszłością… Tylko stanięcie w Prawdzie, bez kolorowania i wybielania, będzie początkiem rozliczenia. Prawda wyzwala, a tylko ten co się jej nie boi, jest prawdziwie wolny!
Prawda jest potrzebna nam wszystkim. Osąd moralny też. Nawet, gdy jest tak bardzo spóźniony. Dziś, gdy wspominamy górników z kopalni „Wujek”, którzy zginęli od strzałów zomowców, dlatego żeby ich śmierć była przestrogą, żeby po pacyfikacji kopalni „Wujek” spacyfikować odwagę tych, którzy jeszcze strajkowali. Nigdy nie osądzono tych, którzy wydali te rozkazy. Czy zadośćuczynieniem nie powinno być odebranie stopni generalskich?
Zdecydowanie powinno! Oby doszło do skutku to, co zostało już zapowiedziane. To już byłby pierwszy krok ku prawdzie! Ale konieczne są i następne, choćby wyjaśnienie do końca sprawy morderstwa bł. ks. Jerzego Popiełuszki (bo przecież wersja oficjalna z prawdą ma niewiele wspólnego…), osądzenie sprawców(i mocodawców) śmierci innych bohaterskich kapłanów: Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca i Sylwestra Zycha itd…
Pragnę w tym wątku poruszyć temat odpowiedzialności rodziców za przekazanie dzieciom elementarnej wiedzy historycznej. Uważam, że winni jesteśmy wszystkim ofiarom represji Grudnia 70 i Grudnia 81 po prostu pamięć i naprawdę można znaleźć sposób, by nasze dzieci dowiedziały się nie tylko ze szkoły, ale także od nas, co się wtedy wydarzyło. Jestem matką i sądzę, że przede wszystkim moim obowiązkiem było wprowadzenie córek w świat tamtych wydarzeń. Niedoścignionym wzorem domowego nauczania historii byli moi Rodzice, obydwoje przeżyli II wojnę światową, obydwie rodziny poniosły w tej wojnie ofiary (roboty przymusowe, łagry, więzienie) i właśnie przez pryzmat ich przeżyć poznałam historię tamtego okresu, jakże tragiczną a przy tym dla mnie żywą i zajmującą. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, że to, co jest dla mnie oczywistością, czyli np rozmowy o kontekście historycznym różnych wydarzeń, czy wspólne śpiewanie pieśni patriotycznych przy okazji różnych rocznic, mogą okazać się bardzo inspirujące także dla mojego męża, który w domu rodzinnym się z tym nie spotkał. O strajkach, stanie wojennym, górnikach z Wujka, księdzu Popiełuszce i Suchowolcu, córki dowiedziały się ode mnie i męża. W roku 80 byliśmy jeszcze dziećmi, niewiele starszymi od Pani syna i również bardzo odczuwaliśmy grozę sytuacji. Było co opowiadać: wstrzymanie odlotów (siostra mamy 2 tygodnie koczowała w ambasadzie USA, dopiero po kilku miesiącach dowiedzieliśmy się z listu, co się z nią działo), kartki na żywność, represje i internowania w rodzinie, przepustki, kontrole w autobusach, żołnierze z bronią na ulicach (do dziś odczuwam lęk na widok broni). Moje córki naprawdę słuchały z wypiekami na twarzy. Rzetelna wiedza historyczna wyniesiona z domu to nie tyko wyraz szacunku do ofiar, to także kapitał, który zaprocentuje w przyszłości naszych dzieci niezależnością w formułowaniu poglądów i opinii oraz niepodatnością na prymitywną manipulację.
Staram się to robić, o czym pisze p. Podlasianka, w miarą możliwości z wnukami. Opowiadam historie tamtych wydarzeń, prowadzę do symbolicznego grobu ks. Jerzego Popiełuszki…
Pomocą są świetnie książki małżeństwa Szarków z cyklu „Kocham Polskę”, adresowane do dzieci w wieku do 10 i do 12 lat. Bogato ilustrowane i przystępnie napisane. Zachęcam rodziców dzieci w wieku szkolnym do skorzystania z tych cennych pomocy. Ale nic nie zastąpi prawdziwego świadectwa – wspomnień rodziców i dziadków.