Czy przyjmować rosyjskich dezerterów?

Takie pytanie zadał na Twitterze Marcin Palade, socjolog polityki, autor opracowań i analiz z zakresu preferencji społeczno-politycznych, a odpowiedź w tej internetowej sondzie była jednoznaczna – przeciw przyjmowaniu było aż 88,7 proc. respondentów, przeciwnego zdania było zaledwie 6,4 proc. Łukasz Warzecha uważa, że przyjmowanie rosyjskich dezerterów to świetna okazja do dywersji przeciwko Putinowi. Nie zgadzam się z tym.

„…zachęcanie żołnierzy (lub przyszłych żołnierzy) wroga do dezercji, jest jednym z najlepszych i najstarszych działań dywersyjnych. Ogłaszając mobilizację, Putin sam podaje nam tę okazję na tacy” – pisze publicysta Onetu, formułując trzy argumenty za przyjmowaniem rosyjskich dezerterów. Podkreśla jednocześnie, że to chłodna, wolna od emocji analiza. Postaram się w taki sam sposób odpowiedzieć na te argumenty i udowodnić tezę przeciwną.

„Po pierwsze – każdy potencjalnie objęty poborem Rosjanin za granicą, to jeden rosyjski żołnierz mniej na ukraińskim froncie, a na tym chyba wszystkim powinno zależeć” – pisze Łukasz Warzecha, dodając, że poborem, przynajmniej w pierwszej fazie, mają być objęci ci, którzy już jakiś kontakt z wojskiem mieli. Już dziś wiadomo, że nawet w tej pierwszej fazie powoływane są osoby bez jakiegokolwiek przeszkolenia, w tym mężczyźni niemłodzi, chorzy i niepełnosprawni, i wysyłane do strefy działań bojowych. Na liście poborowych znalazł się nawet 40-letni Michaił Tymoszenko, który porusza się na wózku inwalidzkim, czy 59-letni chirurg, który nie widzi na jedno oko i ma problemy ze słuchem. „Lepszy jest nieobecny żołnierz wroga niż żołnierz, nawet nieudolny, którego trzeba dopiero zabić” – uzasadnia Warzecha, przekonując, że lepiej jak żołnierze na front nie trafią. Trudno przyjąć taki argument. Komisje poborowe będą wypełniać limity ilościowe i jak rekruci zbiegną za granicę, powołają następnych. Ogłoszona liczba 300 tys. nie jest ostateczna i to prawie pewne, że będzie znacznie wyższa. Rosyjskie niezależne media podały, że mobilizacją może być objętych nawet 1,2 mln osób. A uciekają przed poborem i wcześniej przeszkoleni, i tacy, którzy karabinu w ręku nie mieli. Uciekają do Gruzji, Kazachstanu, szturmują granice Finlandii. MON Wielkiej Brytanii podał, że liczba Rosjan próbujących wydostać się z kraju jest wyższa niż liczebność sił inwazyjnych w lutym. To w większości młodzi mężczyźni, którzy w desperacji często porzucają samochody, przyjeżdżają bez pieniędzy z jednym tylko plecakiem. Na granicy Gruzji i Kazachstanu ustawiają się wielokilometrowe kolejki.

„Niektórzy twierdzą, że wcieleni wbrew swojej woli do wojska Rosjanie będą dezerterować na ukraińską stronę” – pisze Łukasz Warzecha, dodając, że na pewno nie będzie to ruch tak masowy, bo po pierwsze Rosjanin dezerterujący na froncie nie wróci już do Rosji, czeka go tam bowiem surowa kara, a po drugie, po stronie ukraińskiej czeka go najpewniej również proces, czyli jest to perspektywa mało kusząca.

Nie jest to prawda. Wołodymir Zełenski w mocnym, wygłoszonym po rosyjsku przemówieniu z 24 września, czyli już po ogłoszeniu przez Putina mobilizacji, zapewnił, że Ukraina gwarantuje trzy rzeczy każdemu rosyjskiemu żołnierzowi, który się podda. Są to:

– traktowanie „w sposób cywilizowany, zgodnie ze wszystkimi konwencjami”,

– anonimowość, czyli nikt w Rosji nie będzie wiedział, że poddanie się było dobrowolne,

– indywidualne rozpatrzenie każdego przypadku, gdy żołnierz będzie bał się wrócić do Rosji i sam nie zechce wymiany, znajdzie się wówczas sposób, aby to również zapewnić.

Te gwarancje są ważne, bo po zamknięciu granic, co zapowiada Putin, ucieczka z Rosji nie będzie możliwa.

Jeszcze zanim zamknięto granice, Rosjanie zaczęli masowo dzwonić na ukraińską infolinię „Chcę żyć”. Pytają, w jaki sposób najlepiej się poddać, kiedy trafią na wojnę. Dlatego dzwonią także ci, którzy jeszcze nie otrzymali wezwania do wojska, ale mogą dostać je później. Telefon działa całą dobę, co może świadczyć, że wśród nowo zmobilizowanych i wysłanych na front żołnierzy dezercja nie będzie czymś wyjątkowym.

„Przyjmując uciekających przed wojskiem Rosjan, osłabia się rosyjskie państwo i jego gospodarkę. Na wyjazd stać tych najbardziej przedsiębiorczych, często przedstawicieli klasy średniej, a więc poszukiwanych zawodów: specjalistów, menadżerów czy informatyków” – pisze Łukasz Warzecha, pytając retorycznie: „Czy lepiej, aby ostatecznie podejmowali pracę i odprowadzali podatki, zasilając gospodarki Zachodu czy Rosji?”.

Protest Gruzinów na granicy rosyjsko-gruzińskiej

Ten argument też wydaje się nietrafiony. Rynek nie wchłonął jeszcze wszystkich specjalistów spośród chroniących się przed wojną w Polsce Ukraińców. Trudno też mieć nadzieję, że dla uciekających przed poborem Rosjan Polacy otworzą swoje domy i serca. Na to nie można liczyć. Zanim znajdą pracę i mieszkanie, będą musieli być pod opieką państwa i żyć na koszt polskiego podatnika. Ich obecność zwiększy jeszcze i tak dużą presję na rynek wynajmu mieszkań, windując ich ceny. Jedno i drugie nie jest korzystne i wydaje się, że bilans zysków będzie ujemny.

„W Rosji zaczęłoby się nasilać napięcie społeczne na tle różnic statusu. Bogatszych będzie stać na wyjazd i nowe życie na Zachodzie, ubożsi pójdą w kamasze” – ocenia Warzecha. To też wydaje się myślenie życzeniowe, bo wyjeżdżają ludzie o różnym statusie majątkowym i na napięcia społeczne na tym tle chyba liczyć nie można. Rosnąć będzie zapewne zarzewie buntu przeciw mobilizacji.

„Nie można zapominać, że wielu uciekinierów to wyznawcy putinowskiego kultu siły, którzy w pełni popierają imperialne działania oraz wojnę. Nie pasuje im jedynie, że zamiast Buriatów czy Czeczenów, dziś na wojnę trafią właśnie oni: bogaci etniczni Rosjanie z dużych miast. Nie powinno być dla nich miejsca w cywilizowanej Europie” – pisze Alina Zubkowycz, Ukrainka, doktor nauk społecznych i szefowa Nordic Ukraine Forum, organizacji proukraińskiej z siedzibą w Szwecji. Trudno się z tym nie zgodzić.

Podobny pogląd wyraża analityk dr Beata Górka-Winter, wykładowca na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW, wieloletni koordynator programu „Bezpieczeństwo międzynarodowe” w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych „Zwolennikom przyjmowania dezerterujących Rosjan, szczególnie do państw flanki wschodniej, radzę ochłonąć. Strach przed zaciągiem NIE oznacza przywiązania do europejskich wartości. To raz. Dwa – Rosja ma doktrynę ochrony mniejszości rosyjskiej”, chcemy dać pretekst?” – napisała na Twitterze. To chyba najmocniejszy argument, z którym trudno się nie zgodzić. Nie można też zapominać, że na fali masowej ucieczki mogą dostać się do Polski osoby, które mogą być niebezpieczne dla naszego państwa.

Dodatkowo, przyjęcie do Polski osób uciekających przed poborem do rosyjskiej armii, jak argumentuje Stanisław Żaryn, byłoby sprzeczne z  podjętą kilka dni temu decyzją, że Rosjanom mogą być wydawane tylko wizy humanitarne.

Sprzeciw wobec przyjmowania masowo uciekających przed mobilizacją Rosjan łączy jak na razie polityków koalicji rządzącej i opozycję. I dobrze. Najlepiej byłoby, gdyby decyzja o zablokowaniu wpuszczania na masową skalę Rosjan uciekających przed mobilizacją podjęła Unia Europejska. Dobrze, że swoje granice przed rosyjskimi dezerterami zamknęła nie tylko Polska, ale także kraje bałtyckie i Finlandia.

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

11 komentarzy

  1. j.gontarz@smartlink.pl' Jerzy Gontarz pisze:

    Rosjanie, którzy nie chcą iść na wojnę – obojętnie, z jakiego powodu, czy nie chcą zginąć, czy nie popierają polityki Putina – powinni wywierać presję na swoje władze. A szansa, że będą to robić, jest tylko wówczas, gdy pozostaną w kraju. Oczywiście, nam łatwo mówić. Widzimy, jak działa propaganda i jak prześladowani są ludzie protestujący na ulicach. Ale nie upadłby PRL i nie doszłoby do zmiany władzy, gdyby nie było oporu społecznego i opozycji.

  2. t@q.pl' Tomasz Kuczborski pisze:

    Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Warzecha cierpi na syndrom Korwina-Brauna, który charakteryzuje się formułowaniem opinii wyłącznie w celu manifestacji swojej odrębności i wyjątkowości.
    W związku z tym, nasza dyskusja traci rację bytu, skoro wszyscy poza nim, myślimy podobnie…

  3. mietek.wrobel@wp.pl' wojtek pisze:

    Warzecha to narcyz –chwali się swoją logiką wywodu ,a jest daleko od prawdy .

  4. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Zgadzam się z Tomaszem Kuczborskim, że Łukasz Warzecha dawno już przeszedł na pozycje zbliżone do Janusza Korwina-Mikke i Grzegorza Brauna. Po raz pierwszy odkryłam to w jego apoteozie niczym nie ograniczonej wolności jednostki, oderwanej od odpowiedzialności za wspólnotę. Napisałam wówczas tekst „Ograniczenie wolności” https://twittertwins.pl/ograniczenie-wolnosci/. Okazało się, że podczas pandemii red. Warzecha przyjął postawę negującą jakiekolwiek ograniczenia związane z rozprzestrzenianiem się groźnego wirusa. To nie była krytyka przesady, która miała miejsce, ale postawa negowania jakichkolwiek ograniczeń w imię nieskrępowanej niczym wolności.
    Wobec wojny na Ukrainie jest podobnie. Jego argumenty za przyjmowaniem rosyjskich imigrantów trafnie obala moja siostra, trudno się z tym nie zgodzić.
    Ale Warzecha idzie dalej, w najnowszym numerze tygodnika „Do Rzeczy” pisze:
    W naszym, polskim interesie są w tej chwili przede wszystkim uniknięcie eskalacji oraz próba wygaszania samego nią zagrożenia, na ile możemy na to mieć wpływ. Napiszę teraz coś, za co w polskiej debacie zostaje się natychmiast z automatu wyklętym, ale trudno – ktoś to napisać musi: ceną za osiągnięcie tych celów może być oddanie Rosji tego, co zdołała zagrabić i prawem kaduka przejąć. Co wcale nie musi oznaczać jej zwycięstwa w dłuższym okresie. Wręcz przeciwnie”.
    Szokujące, prawda? Cloue jego wywodu to spór między partią wojny lub inaczej „partią wielkiej Polski” a realistami. Jego realizm polega na tym, cytuję:
    „ceną może być nawet tylko dorozumiane porozumienie z Kremlem w sprawie faktycznego, acz nieformalnego uznania takich granic Rosji, jakie wyznaczają obecne fikcyjne referenda. Tak, tę cenę musiałaby zapłacić Ukraina, ale proszę wybaczyć – ważniejsza powinny być dla nas Polska i nasze bezpieczeństwo”.
    Pamiętajmy, że jedyne państwo, które uznało wynik fikcyjnych referentów to Korea Północna. Mają Państwo jeszcze jakieś złudzenia do Łukasza Warzechy? Bo ja nie.

  5. kadras1975@gmail.com' MariuszD pisze:

    Nie wiem dlaczego podmiotem komentarzy stał się pan Łukasz Warzecha.Trudno.Spjórzmy na Elona.Człowiek robi wszystko byśmy zanim się tu wybijemy mieli szansę przetrwać gdzie indziej.Ciekawe czy zdążymy.

    • Maria WANKE-JERIE pisze:

      Bo artykuł jest polemiką z tekstem Łukasza Warzechy, opublikowanym przez portal ONET, w którym przekonuje, że powinniśmy przyjmować rosyjskich dezerterów. Piszę o tym we wstępie, dlatego nie rozumiem zdziwienia.

  6. kadras1975@gmail.com' MariuszD pisze:

    Musimy się zastanowić ilu dezerterów (znaczy uciekinierów przed mobilizacją) jest rosyjskich.Pewnie większość.IWarto wspomnieć naszych pradziadków którzy nie mieli wyboru i zostali wysłani na koszmarną I WŚ.

  7. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Dyskusja inspirowana tym tekstem toczy na Facebooku i Twitterze. Poniżej niektóre wpisy internautów…

    z Facebooka:

    Krystyna Nowińska
    dezerterują bo wreszcie zrozumieli, że to putin wpakował rosję w tę wojnę i osobiście za to odpowiada a oni nie chcą za niego umierać.

    Woyciech Grzesznik
    A dlaczego bez zgody Polaków przyjęliśmy kilka milionów Ulrainców, którzy znacząco zmienili skład etniczny naszego kraju?

    …i Twittera:

    Witold Kabański @WitoldKabanski
    Należę do 88,7% – nie należy przyjmować Rosjan dezerterów w Polsce. Rosja to agresor i wrogi nam kraj. Nie da się wykluczyć, że pośród dezerterów, znaleźliby się wyszkoleni dywersanci. Zełenski podał jasne warunki poddania się rosyjskim żołnierzom. Rosjan czeka nowa Norymberga.

    ZawszeFrantiscaFranco @AlicjaJesz
    Ja mam dokładnie takie same odczucia. Nie można odwiecznych wrogów przekraczających polską granicę nagle traktować jako przyjaciół. Gdyby Putin chciał to by ich zatrzymał. Nie traktujmy Rosji jako jakiegoś niepełnosprawnego. Nie bądźmy idiotami.

    Rafal Kubara @2003Rafal
    Nie wspomniała Pani o jeszcze jednym, waznym argumencie przeciw przyjmowaniu Rosjan do Polski: ryzyku konfliktów miedzy Rosjanami a Ukraincami na terenie naszego kraju.

    W Polsce j są setki tysięcy czy miliony Ukrainek z dziećmi. Ukraińców mężczyzn też jest dużo i dochodzi jeszcze alkohol..

    Przyjmowanie rosyjskich dezerterów jako dywersja przeciw Putinowi – a potem jako podsumowanie tego mogłoby powstać przysłowie: przyjął Polak Rosjanina, a Rosjanin za łeb trzyma…

    Jan Sliwa @JanSliwa
    Rosjanie (mężczyźni) i Ukrainki. Chyba Niemcy to już zauważyli, nie wiem, czy w teorii, czy w praktyce.

    Andrzej @Andrzej0268
    Dorzuciłbym do tego: im więcej potencjalnych dezerterów w Rosji nie mogących wyjechać tym większy opór i nadzieja na wewnętrzną rozpierduchę w Rosji. Załatwmy Rosję ichnimi rękami.

  8. kadras1975@gmail.com' MariuszD pisze:

    Ciekawe.Pojawiają się kalesony na w górę podniesionych lufach.Wcześniej w większości na wojnę były wysyłane nacje podbite przez Rosjan.Propaganda Ukrainy czy rzeczywiste zjawisko?Może jest tak że Rosjanie nie chcą umierać za właściwie to nie wiadomo co?

  9. info@qxt.pl' Hrest pisze:

    Dziesiątki tysięcy młodych, zdrowych, zdolnych do walki mężczyzn ucieka przed swoim prezydentem którego przez wiele lat wspierali. To te same dzikusy które gwałci i torturują w Ukrainie. A my mamy ich przyjąć i utrzymywać? Nie dziękuję.

  10. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Dziękuję za dyskusję i zainteresowanie tematem, który w zasadzie nie wzbudził kontrowersji, bo prawie wszyscy zgadzali się z tezą artykułu, co najwyżej uzupełniając argumentację o nowe wątki, jak np. groźba konfliktów między ukraińskimi uchodźcami a rosyjskimi dezerterami, o czym pisał pan Rafał Kubara. Polecam całą ciekawą dyskusję.

Skomentuj Tomasz Kuczborski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *