Nie wiem, jaką decyzję w sprawie referendum podejmie dziś prezydent Andrzej Duda, nie wiem jakie są prawne możliwości, opinie ekspertów są bowiem podzielone. Wiem natomiast, że w tym, ogłoszonym przez prezydenta Bronisława Komorowskiego, które ma się odbyć 6 września, jedno pytanie jest niekonstytucyjne, jedno nieprecyzyjnie postawione, a jedno już rozstrzygnięte, więc jego sens jest co najmniej wątpliwy.
Pytania proponowane przez Prawo i Sprawiedliwość, poparte milionami podpisów, można oczywiście rozważyć, ale, żeby miały one sens, powinny być dobrze postawione. Nie wypowiadam się na temat pytania dotyczącego Lasów Państwowych, bo nie zgłębiłam na tyle tej materii, aby mieć wyrobione zdanie w tej kwestii. Poruszę więc dwie pozostałe sprawy.
O obniżenie wieku emerytalnego
można zapytać obywateli, gdyż stale rośnie odsetek osób za starych na pracę, a za młodych na emeryturę, pozbawionych zasiłku czy jakichkolwiek świadczeń. Ich sytuacja jest nieporównywalnie gorsza niż młodych, bo oni już nie wyjadą za chlebem za granicę, rzadko mogą też liczyć na pomoc rodziny. Stopniowe podwyższanie wieku emerytalnego zwiększa z kwartału na kwartał liczbę takich osób.
Jednocześnie jest całkiem niemała grupa w sytuacji uprzywilejowanej, którzy łączą pracę i wysokie zarobki (czasem z kilku źródeł) z pobieraniem emerytury. W niektórych instytucjach finansowanych z budżetu państwa nawet 40 proc. kadry kierowniczej to emeryci, pobierający pełne świadczenia. Na taki luksus nie pozwalają sobie znacznie bogatsze od nas państwa. A pamiętajmy, że składki emerytalne owe osoby płacą tylko od części zarobków, tzn. do 250 proc. średniej krajowej, czyli do ok. 10 tys. zł. Reszta jest już „nieoskładkowana”. Do tego dochodzi wysługa lat i co pięć lat rosnące nagrody jubileuszowe. Tacy pracownicy są dla budżetu państwa drodzy, a dodatkowo pobierają wysokie emerytury.
Świadczenie emerytalne zostało pomyślne jako zabezpieczenie finansowe na czas zakończenia aktywności zawodowej, a nie jako dodatek do niemałych zarobków. Obniżenie wieku emerytalnego to dla takich osób możliwość wcześniejszego dodania emerytury do pensji.
Dlatego pytanie w ewentualnym referendum powinno brzmieć: Czy jesteś za obniżeniem wieku emerytalnego do 60 lat dla kobiet i 65 dla mężczyzn z jednoczesnym ograniczeniem zarobkowania dla pobierających świadczenia do poziomu średniej krajowej?
Wówczas byłby prawdziwy wybór. Albo praca i powiększanie przyszłej emerytury z każdym rokiem zatrudnienia, albo emerytura. Ale tę decyzję można podjąć bez referendum.
Reforma dotycząca sześciolatków
weszła już w życie. Została wprowadzona w najgorszy możliwy sposób, prowadząc do kumulacji dwóch roczników w latach większej liczebności dzieci. Doprowadziło to przeładowania szkół, wzrostu liczby klas pierwszych, konieczności wprowadzenia systemu dwu-, a nawet trzyzmianowego, zatłoczone świetlice. Kto nigdy nie pracował w szkole, ten nie wie, jakie to uciążliwe i dla nauczycieli, i dla dzieci funkcjonowanie w takich warunkach.
Odroczenie posłania dziecka do szkoły to dla wielu możliwość czysto teoretyczna, bo gabinety psychologów pękały w szwach, a nie wszystkich rodziców stać na prywatne wizyty. To prawda, że nie wszystkie sześciolatki nadają się do szkoły, zwłaszcza te z końca roku. Bo dojrzałość szkolna to nie tylko dojrzałość intelektualna, ale też społeczna i psychiczna.
Obecnie dzieci są znacznie mniej samodzielne niż byli ich rodzice w tym samym wieku, wychowywane bezstresowo, mniej dojrzałe. Dlatego szkoła dostosowała się do sześciolatków – pojawiły się kąciki z zabawkami, zniesiono oceny w pierwszych trzech klasach. Nastąpiła infantylizacja szkoły. Nauczanie początkowe to dziś taka przedszkolna „zerówka”. Czy to dobrze? Moim zdaniem źle, bo złe nawyki, że nauka to zabawa niewymagająca wysiłku, utrwalą się. To tak jak dwu-, trzylatkowi pozwolimy biegać beztrosko w czasie Mszy w kościele, to będzie to także robił i w późniejszym wieku.
Oceniam więc tę reformę krytycznie, ale pozostawienie rodzicom decyzji w kwestii posłania sześciolatka do szkoły niewiele już zmieni. Pozostaną zinfantylizowane, dostosowane do małych dzieci programy, skumulowanie roczników w szkołach…
Reasumując, nie wydaje mi się, czy pytanie obywateli o te sprawy jest potrzebne. Ale polityka rządzi się innymi prawami.
Małgorzata Wanke-Jakubowska
Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.
Ogłoszenie przez prezydenta Bronisława Komorowskiego.referendum było zabiegiem propagandowym mającym zachęcić do głosowania wyborców Pawła Kukiza. Dla samego muzyka stało się okzazją do wcześniejszej kampanii na rzecz jego ugrupowania, którego jedynym programem jest wprowadzenie JOW. Ani pierwszy argument (instrument marketingowy nie zadziałał, bo wyborcy Kukiza chętniej popierali obecnego prezydenta), ani tym bardziej drugi, który wpływa na kampanię wyborczą nie przemawiają za referendum, a raczej przekonują do jego odwołania. Nie do zbagatelizowania jest jeszcze jeden argument: pytania o sprawy, które trudno uznać za zasadnicze dla państwa deprecjonują samą ideę referendum. Dlatego apeluję do Prezydenta o jego odwołanie. Jeżeli wymagana jest (bo tego nie wiadomo) zgoda Senatu i izba wyższa tej zgody nie wyrazi, fiasko, czyli kompromitująco niska frekwencja będzie odpowiedzialnością Platformy Obywatelskiej.
Zgadzam się z opinią,że ogłoszenie referendum było infantylną fanaberią pana Komorowskiego,na co wskazuje ocena zaproponowanych pytań. Oczywiście jedynym jego celem było utrzymanie władzy. Osobiście radziłbym Panu Prezydentowi Dudzie, aby w tej sprawie nie robił KOMPLETNIE NIC. Niech to piwo obecna władza wypije do końca…
Ogłoszenie przez prezydenta Bronisława Komorowskiego.referendum było zabiegiem propagandowym mającym zachęcić do głosowania wyborców Pawła Kukiza. Dla samego muzyka stało się okzazją do wcześniejszej kampanii na rzecz jego ugrupowania, którego jedynym programem jest wprowadzenie JOW. Ani pierwszy argument (instrument marketingowy nie zadziałał, bo wyborcy Kukiza chętniej popierali obecnego prezydenta), ani tym bardziej drugi, który wpływa na kampanię wyborczą nie przemawiają za referendum, a raczej przekonują do jego odwołania. Nie do zbagatelizowania jest jeszcze jeden argument: pytania o sprawy, które trudno uznać za zasadnicze dla państwa deprecjonują samą ideę referendum. Dlatego apeluję do Prezydenta o jego odwołanie. Jeżeli wymagana jest (bo tego nie wiadomo) zgoda Senatu i izba wyższa tej zgody nie wyrazi, fiasko, czyli kompromitująco niska frekwencja będzie odpowiedzialnością Platformy Obywatelskiej.
Zgadzam się z opinią,że ogłoszenie referendum było infantylną fanaberią pana Komorowskiego,na co wskazuje ocena zaproponowanych pytań. Oczywiście jedynym jego celem było utrzymanie władzy. Osobiście radziłbym Panu Prezydentowi Dudzie, aby w tej sprawie nie robił KOMPLETNIE NIC. Niech to piwo obecna władza wypije do końca…