Obrzucić błotem

Czy można pełnomocnikowi prawnemu firmy zarzucić współudział w wyprowadzaniu pieniędzy, których dopuścili się członkowie zarządu? I to nie tylko bez jakichkolwiek dowodów, ale nawet koicydencji czasowej? Okazuje się, że można. Zrobiła to telewizja publiczna, a w ślad za nią prawicowe media, wobec prof. Michała Królikowskiego. Stało się to, gdy potwierdził on, że doradza prezydentowi przy przygotowaniu ustaw reformujących sądownictwo.

„Pracował dla wyłudzaczy VAT. Nieznana przeszłość Królikowskiego” – ten tytuł, wyeksponowany na telewizyjnym pasku i powtarzany w internetowych portalach sugeruje jakieś poważne zarzuty… A tu okazuje się, że były wiceminister sprawiedliwości, a obecnie doradca głowy państwa, był pełnomocnikiem prawnym firmy, której zarząd został oskarżony o wyłudzanie VAT. I co więcej, sprawa dotyczy okresu, gdy pełnomocnikiem już nie był. To tak, jakby adwokat odpowiadał za przewinienia swojego klienta, których ten dopuścił się, gdy już przestał nim być. Absurd.

Przypominają mi się podobnie formułowane zarzuty wobec szefa Nowoczesnej. „Petru wychowany pod okiem GRU. Człowiek cienia” – tytuł bił po oczach. A co się okazało? Że 12-letni Rysio Petru wyjechał do Dubnej i spędził z rodzicami niecałe dwa lata w ZSRR. Fakt, że jego tata, fizyk z Uniwersytetu Wrocławskiego, przebywał w Zjednoczonym Instytucie Badań Jądrowych w Dubnej, gdzie prowadził badania, czynił z niego „wychowanka sowieckich” służb specjalnych, bo jak uzasadniała to Dorota Kania, ośrodek był monitorowany przez GRU. Cień pada i na Bogu ducha winne dziecko, i na jego ojca, który – warto dodać – nie wyjechał na intratny staż do CERN-u, tylko musiał zadowolić się sowieckim instytutem właśnie dlatego, że był przyzwoity. Ale kogo to interesuje. 

Schemat w każdym przypadku ten sam. Powstają proste skojarzenia: Królikowski – mafia paliwowa, wyłudzenia VAT, Petru – sowieckie służby, GRU… I o to chodzi. Błoto zostało rzucone. Sam fakt, że ktoś pracuje w miejscu, w którym są jakieś nieprawidłowości, czyni go współwinnym. W taki sposób można przecież oskarżyć dosłownie każdego.

Podpowiadam więc, o co można oskarżyć mnie, gdyby ktoś chciał w podobny sposób zdyskredytować moją osobę. Otóż, pracowałam na uczelni, w której pierwszy szef „Solidarności”, jak się okazało, był na przełomie lat 70. i 80. wywiadowcą wywiadu wojskowego. Sam się do tego przyznał w oświadczeniu lustracyjnym, a Piotr Woyciechowski szczegółowo opisał to w tygodniku „Do Rzeczy”, bo teczka wywiadowcy „Szczęsnego” zachowała się. Co więcej, publikowałam artykuł o nim i nazwałam go „legendarnym przywódcą «Solidarności»”. Dodatkowo nie był to jedyny współpracownik komunistycznych służb, z którym pracowałam. Według szacunków IPN, odsetek współpracowników SB na uczelniach wynosił około 20 proc. Wprawdzie nie wiadomo kto z nazwiska, ale z całą pewnością byli. Tak samo otaczali mnie, jak dr. Zygmunta Petru, ojca Ryszarda, agenci GRU w Dubnej. Na podobnej podstawie można oskarżyć mnie i moje dzieci.

Równie absurdalne, bezpodstawne, kreowane według tego samego schematu zarzuty padają dziś wobec Królikowskiego. I to w momencie, gdy pojawia się nadzieja, że przygotowane projekty ustaw dotyczących KRS i Sądu Najwyższego spełnią wymogi zarówno potrzebnej i oczekiwanej radykalnej zmiany w sądownictwie, ale też będą zgodne z konstytucją i kulturą prawną cywilizowanego europejskiego państwa. Trwają właśnie zakulisowe rozmowy na najwyższym szczeblu, planowane są kolejne ważne spotkania, jest szansa na kompromis.

I wtedy właśnie pojawia się oskarżenie. Profesor Królikowski zostaje obrzucony błotem, ale celem ataku jest głowa państwa. Logika plemiennego sporu wyłącza instynkt państwowy.

Jestem w stanie zozumieć zarzuty merytoryczne, nawet, gdy ich nie podzielam. Ktoś na przykład wytknął prezydenckiemu ekspertowi, że jest oblatem benedyktyńskim i dlatego nie powinien mieć wpływu na stanowienie prawa świeckiego państwa. Nie zgadzam się z tym poglądem, ale „zarzut” jest prawdziwy i można z nim polemizować. Z obrzucaniem błotem – nie.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

17 komentarzy

  1. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Smutne to, ale prawdziwe. W całej rozciągłości zgadzam się z tym, co autorka tu poruszyła. Bezpodstawnie obrzucić błotem kogoś jest bardzo łatwo, ale raz przyklejone błoto, trudno jest z pamięci milionów wymazać. Oby takie praktyki nie zdarzały nam się już nigdy więcej.

  2. a.d.zysk@gmail.com' Artur pisze:

    Polityka stała się od pewnego czasu bardzo brutalna. Chyba zawsze taką była…
    Istniała jednak wyraźna granica pomiędzy polityką łagodną, dyplomatyczną dla mas bowiem przyzwoitość i odpowiedzialność za czyny polityków miały dla nich znaczenie oraz tą brutalną w kuluarach gdzie prawdziwa walka toczyła się.
    Obecnie te granice uległy erozji wręcz zostały zupełnie zatarte, sytuacja chyba bardzo się odwróciła. Politycy często w kuluarach mają wręcz przyjacielskie stosunki między sobą brutalizując życie polityczne na wewnątrz i wysługując ich wyborcami. Staje się to tym bardziej ułatwione a zarazem skuteczne w dobie internetu oraz tzw. „wolnosci słowa” bez granic i jakiejkolwiek odpowiedzialności.

  3. jerzpolski@wp.pl' Jurek pisze:

    Cel nie uświęca środków.

  4. k.jarkiewicz.ign@gmail.com' Katarzyna Jarkiewicz pisze:

    Dobry sklep odzieżowy poznajemy po tym,że posiada w przymierzalniach trzy lustra, a salon mody po tym,że ma lustra z każdej strony. Jakoś tego nie umiemy przełożyć na widzenie ludzi i spraw.Nie wyrzuca się przecież sukienki tylko dlatego,że odpadł od niej guzik, bo to marnotrawstwo i głupota. A z ludźmi robi się tak,że marnuje się ich potencjał,zdolność działania rozsiewając trzeciorzędowe ploty. I jak rzeczywiście nie będzie się reagować w porę to to błoto przysknie i za nic go nie oderwiesz.

  5. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Przykłady opisane przez autorkę doskonale obrazują, że tak postępują ludzie, którzy sami mają nieuporządkowany system wartości. Człowiek, który nie potrafi budować własnej samooceny na podstawie własnych osiągnięć zawsze będzie starał się obrzucać błotem drugiego, a szczególnie przeciwnika. Niestety dzisiaj obserwujemy społeczne przyzwolenie dla tego typu zachowań. I takie właśnie złe emocje nakręcają spiralę nienawiści do przeciwnika. Zjawisko to jest w naszej polityce bardziej powszechne niż nam się wydaje. Często u źródeł takiego zachowania leży chęć zemsty na drugim. Nie zapominajmy jednak, że takie zachowania są niestety nieodwracalne, bo raz przyklejonej łatki nie da się cofnąć. Tak bardzo lubujemy się mówić językiem wrogów. To takie typowe antagonizowanie społeczeństwa, które powinno stanowić jedność. Obrzucający błotem przeciwnika nauczyli się takich zachowań i tak się z nimi zżyli, że nie potrafią się zatrzymać, nie potrafią po prostu już inaczej. Bądźmy zatem ostrożni w bezpodstawnym obrzucaniu błotem i niesłusznym oskarżaniu, bo możemy sami dostać coś zupełnie innego, niż oczekiwaliśmy!

  6. ryszard.balicki@uwr.edu.pl' Ryszard Balicki pisze:

    Niestety, w dzisiejszych czasach sprowadziliśmy dyskurs publiczny do publicznego obrzucania się błotem, a królują w tym politycy (żeby było jasne – znajdziemy takich w każdej opcji politycznej…).
    Co więcej – współczesna technologia stała się znakomitym pomocnikiem dla wszystkich oszczerców. Dawniej mówił jedynie do kilku swoich znajomych, a teraz czyni to do – w zasadzie – nieograniczonego kręgu odbiorców!
    Wśród prawników znana jest taka opowiastka: do sędziego trafił człowiek obwiniony o oszczerstwo – opowiadał różne kłamstwa o drugim człowieku. Sędzia na rozprawie nakazał obwinionemu aby napisał na kartce coś o sobie, a jadąc na kolejną rozprawę podarł kartę i pozwolił aby wiatr rozwiał fragmenty.
    Kiedy obwiniony stawił się na kolejną rozprawę sędzia powiedział – jeżeli zbierzesz wszystkie fragmenty swojej kartki to nie otrzymasz żadnej kary…
    Historyjka oczywiście wymyślona, ale znakomicie oddaje obraz oszczerstwa – słowo raz wypowiedziane już nie będzie mogło być „cofnięte”. Oszczerstwa pozostaną, będą się powielać, a niektórzy w nie nawet uwierzą.
    I teraz banał – dlatego właśnie jest ważne to co (i jak) mówimy…

  7. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Znam podobną historyjkę, o której wspomina Pan Ryszard. Otóż do spowiedzi przychodzi kobieta, której ulubionym zajęciem było rzucanie oszczerstw i słów na wiatr. Spowiednik jako pokutę kazał jej iść do domu oskubać kurę z piór, a pióra rozrzucić i przy następnej spowiedzi miała powiedzieć ile piór udało się jej zebrać. Wraca owa pani i oznajmia spowiednikowi, że niestety, ale nie udało się jej zebrać ani jednego, wszystkie zabrał wiatr. Widzisz odpowiada spowiednik, tak samo jest ze słowami, które rzucamy na wiatr oskarżając innych. Zapamiętaj bezpodstawnych oskarżeń nie jesteśmy w stanie cofnąć.

  8. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    W polityce liczy się skuteczność. Skoro obrzucanie błotem ciągle nie wyszło z mody, niektórzy muszą uważać, że to ciągle działa. A jeżeli tak, to czy przypadkiem głównym winowajcą nie jest publika, która lubi takie błotne igrzyska? Zasiada na swoich twitterowo/facebookowych trybunach zagrzewając do boju. Dochodzi przy tym do ciekawego zjawiska optycznego – kiedy jedni widzą jakiegoś zawodnika obrzuconego błotem od stóp do głów, dla innych to ledwie dostrzegalna plamka na mankiecie, a jeszcze inni widzą krystalicznie czystego bohatera. Iluzja.

    Wszystkich piszących o brutalizacji dzisiejszej polityki chciałbym zapytać – to kiedy było lepiej? Kiedy przeciwnicy polityczni lądowali: opcja łagodna – w lochach i łagrach, gorsza – na szubienicy czy gilotynie? W czasach mordów politycznych, skrytobójstwa-również w rodzinie?

    Polityka to ciągle igrzyska, na szczęście już nie igrzyska śmierci.
    Zdjęcie na początku artykułu chyba mimowolnie stało się dobrą ilustracją tego, co chcę powiedzieć. Dzieci lubią rzucać błotem bawiąc się w wodzie. Wystarczy się zanurzyć i znów są czyste. I tak wygląda dzisiaj zabawa w politykę. Taki polityczny wrestling. Bo czym dzisiaj ryzykuje polityk?

    PS. I to jest ta dobra strona demokracji. Nawet ten najbardziej obrzucany błotem może zanurzyć się w wyborczej wodzie i… wygrać 🙂

    I nie byłbym sobą, gdybym nie stanął w obronie błota. Błoto borowinowe leczy, a błotne maseczki upiększają. Ponoć 😉

  9. dariaziemiec@gmail.com' Daria Ziemiec pisze:

    Kazdy samodzielnie myślący wyborca widz czy tez czytelnik ma ogromna moc z ktorej może skorzystać. Jesli stacja podaje falszywa informację gazeta publikuje oszczerczy artykuł a wybrany przez nas polityk kompromituje się swoimi wypowiedziami mozemy niby niewiele a jednak dużo. Wyłączyć stację i zanizyc oglądalność:) Przestac kupować tygodnik czy tez dziennik powodujac spadek nakładu a polityka ktory zawiódł nasze zaufanie nie wybrac na następną kadencję. Jest tylko jedno pytanie
    Czy chcemy być powaznie i z szacunkiem traktowani czy tez godzimy się by nami manipulowano i karmiono nas falszywymi informacjami?

  10. Maria Wanke-Jerie pisze:

    Wiele w dyskusji krytycznych uwag o brutalności w dyskursie publicznym i to oczywiście prawda. Rzecz w tym jednak, że przywołane w tekście przykłady oszczerstw są autorstwa dziennikarzy, nie polityków. Dziennikarzy, którzy powinni być rzetelni i obiektywni. Ich powinnością jest przecież opisywanie i objaśnianie otaczającej rzeczywistości. Bez rzetelnego, obiektywnego dziennikarstwa społeczeństwo staje się ślepe i głuche. Zgadzam się z Panią Darią Ziemiec, że reakcją przyzwoitego człowieka na oszczerczy artykuł w gazecie lub program w radio czy telewizji powinien być bojkot tytułu lub stacji. Czy taki bojkot odniósłby jakiś skutek, choćby w odniesieniu do dziennikarzy, którzy dopuścili się oszczerstw? Wątpię. Ale warto próbować, choćby dla zasady.

    • krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

      „Każda władza deprawuje” – czwarta nawet podwójnie.

    • dariaziemiec@gmail.com' Daria Ziemiec pisze:

      W czasach gdy dobre imię i honor byly w cenie szlachetnie urodzeni panowie wywoływali się na pojedynek.Dziś obrzucani błotem nie reagują bo obrona dobrego imienia znacznie stracila na wartości.Długie procesy sądowe sprawiają, że po kilku latach nikt już nie pamięta o sprawie. Przeprosiny w prasie na ostatniej stronie to kpina.Znamy mnóstwo takich przypadków. Mimo wszystko uważam, że pomówienia powinny być zgłaszane a kary wysokie.Bo nic tak nie boli jak uderzenie po kieszeni. Udając, że problem jest mało szkodliwy społecznie tylko zachęcamy do obrażania. Wysokie odszkodowania zasilą konta domów dziecka a pomawiającego odpowiedzialności za słowa.

    • a.d.zysk@gmail.com' Artur pisze:

      Jeżeli spojrzeć na polityczne powiązania dziennikarzy i brak prawa oraz jego egzekwowania ze strony samych polityków w stosunku do kłamstw dziennikarzy to winę ponoszą sami politycy. Oni stanowią o prawie i jego granicach, nie dziennikarze…

  11. kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Mam wrażenie że to jednak politycy inspirują dziennikarzy mając wpływ na obsadę stanowisk i pensje w „publicznej”. Ba! Nawet dobierają odpowiednio przydatnych.

    • kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

      Bardzo przykre to co stało się z TVP. Ta propaganda zamiast misji, rzetelnej informacji, edukacji, pokazywania świata takim jaki jest. Owszem są wyjątki, np. „Sonda2” czy „Było nie mineło”.

  12. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dziękuję za dyskusję i duże zainteresowanie tematem. Czytelnicy zgadzali się ze mną, że raz rzucone pomówienie przykleja się jak błoto, które trudno potem odkleić. Pouczające historyjki o rozrzuconych przez wiatr strzępach papieru czy też piórach opowiedzieli Ryszard Balicki i Barbara Utecht. Ilustrują one tezę, że słowa raz wypowiedzianego nie da się cofnąć. Oszczerstwa pozostaną i będą się powielać. Cień optymizmu przebijał z komentarza Pana Krzyśka, który zauważył, że nawet ten najbardziej obrzucany błotem może zanurzyć się w wyborczej wodzie… i wygrać. O możliwości wyłączania stacji radiowych i telewizyjnych oraz niekupowania gazet, które bezpodstawnie opluwają, pisała Daria Ziemiec. Zgodziła się z nią moja siostra, twierdząc, że to właściwa reakcja przyzwoitego człowieka, ale wyraziła wątpliwość, czy to oprócz gestu, odniesie jakikolwiek skutek. Większą odpowiedzialnością obarczają czytelnicy dziennikarzy, a zwłaszcza słowa ubolewania wyrażali, że czyni to telewizja publiczna. Pan Mariusz Domarecki zwrócił uwagę na wyjątki, jakim są programy „Sonda2” czy „Było nie minęło”. Dziękuję też zabierającym głos na Twitterze Michałowi Charzyńskiemu, Witoldowi Kabańskiemu i Pawłowi Zarychcie, a na Facebooku Adamowi Kłykowowi i Gabrielowi Ławitowi.

  13. elzbieta3141@gmail.com' Elżbieta Zborowska pisze:

    Bardzo słuszne stwierdzenia w artykule. Niestety dzisiejsza polityka posługuje siė czarnym PR i takie negatywne dzałania sa dzis na porządku dziennym. Niestety celują w obrzucaniu błotem media publiczne, ktore stały sie tubą propagandowa rzadu. Starają sie zdyskredytować każdego,kto prezentuje inny pogląd niż politycy partii rządzącej. Przestałam oglądać Wiadomości i TVP info, gdyż nie da siė na nie patrzec i słuchać.Nie oglądam tez żadnych programów publicystycznych we wszystkich kanałach informacyjnych,ponieważ prowadzący nie potrafią zapanować nad dyskusja zaproszonych osob i w rzeczywistości sa to nie rozmowy a obrzydliwe kłótnie z obrzucaniem sie błotem włącznie.Trudne czasy nastały…..

Skomentuj Jurek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *