W przeddzień 36. rocznicy podpisania porozumień sierpniowych prezentujemy naszą najnowszą książkę „Robiłem co należało. Tomasz Surowiec”. To już dziesiąta pozycja z dolnośląskiej serii poświęconej bohaterom „Solidarności”, której wydawcą jest wydawnictwo „Profil”, a patronują jej wrocławski oddział Instytutu Pamięci Narodowej, Zarząd Regionu NSZZ „Solidarność” i Ośrodek „Pamięć i Przyszłość”. Książka skłania do refleksji.
Tomasz Surowiec jeszcze za życia stał się legendą. To on okrzyknięty został tym, który „zatrzymał Wrocław”, ogdrywając kluczową rolę w Sierpniu 1980 roku we Wrocławiu. Kazimierz Kimso, przewodniczący dolnośląskiej „Solidarności”, potwierdza, że to Surowiec przyniósł na zajezdnię postulaty gdańskie i był jednym z tych, którzy je zaprezentowali. Władysław Frasyniuk mówił o Surowcu i jego przyrodnim bracie Bohdanie Jetzu, że to nasi lokalni Wałęsowie.
Książka pokazuje sylwetkę Tomasza Surowca w całej złożoności jego biografii, od dzieciństwa bez ojca, poprzez trudną młodość, skomplikowane, powikłane rodzinne losy, czas „Solidarności” i wreszcie skazę, która położyła się cieniem na ostatnim ćwierćwieczu jego życia i była krzyżem, który przyszło mu dźwigać aż do śmierci. To historia człowieka dobrego i skromnego, którego przypadek postawił w czasie zapewniającym mu miejsce w historii. Nie chciał uchodzić za bohatera, na którego został wykreowany, bronił się przed zaszczytami i nagrodami. Nie nadawał się na konspiratora i nim nie był, ale po 1989 roku sprawdził się w roli profesjonalnego działacza związkowego. Miał autorytet w swoim zakładzie i w regionie, był gwarantem mediacji i dobrego dialogu.
W podtytule biografii Tomasza Surowca znajduje dopisek „Anatomia legendy”. Choć napisany małymi literami jest on bardzo istotny. Książka bowiem po trosze rozprawia się z dotychczasową narracją na temat roli głównego bohatera w wydarzeniach, z którymi powiązała go historia. Opiera się na dokumentach, do których udało się dopiero teraz po raz pierwszy dotrzeć. Przedstawiona biografia nasuwa pytanie, dlaczego tak wielu znacznie bardziej zasłużonych dla „Solidarności” i podziemia ludzi nie doczekało się nagród, wyróżnień i zaszczytów, a dostąpił ich bohater z przypadku, który w okresie stanu wojennego nie wykazał się odwagą i nie doznał represji, jak wielu innych, którzy na bohaterstwo się zdobyli. To pytanie nie zostało postawione wprost, ale samo się nasuwa po lekturze historii Tomasza Surowca. Książka, moim i mojej siostry zdaniem, jest ważna, bo prostuje dotychczasową wiedzę i zmienia nawet poglądy ludzi mocno zainteresowanych historią „Solidarności”. Po prostu nie wiedzieli tego, co jest tu opisane. Wszystkie prezentowane fakty opierają się na dokumentach lub rozmowach ze świadkami wydarzeń. Lista rozmówców jest długa, a każde przedstawione w książce wydarzenie udokumentowane relacjami co najmniej dwóch osób. O sprawie uwikłania Tomasza Surowca we współpracę z SB pisała już dziennikarka Katarzyna Kaczorowska w książce „80 milionów”. Brak daty zarejestrowania Tomasza Surowca jako tajnego współpracownika, o czym pisała, a także okoliczności przesłuchań i podpisania zobowiązania do zachowania tajemnicy sugerowały, że Surowiec „złamał się” na początku stanu wojennego. Potwierdzać to miały jego wyjaśnienia, które znalazły się w książce „80 milionów”. Tymczasem w archiwach IPN można znaleźć inne rejestry, daty i fakty. Tomasz Surowiec podczas przesłuchań 4 i 7 stycznia 1982 roku bardzo szczegółowo i wyczerpująco relacjonował przebieg wydarzeń z 3 grudnia 1981 roku, czyli słynnej akcji podjęcia 80 milionów związkowych pieniędzy i ukrycia ich u kardynała Henryka Gulbinowicza. Opinia publiczna wiąże Tomasza Surowca z tą brawurową akcją, a tymczasem był w niej tylko kierowcą i tylko do pewnego momentu. W umówionym miejscu za mostem Osobowickim na samochód prowadzony przez Surowca czekał w swoim małym fiacie Stanisław Huskowski. Gdyby to Surowiec, a nie Huskowski, dojechał z walizkami pełnymi pieniędzy do kurii arcybiskupiej, to czy o miejscu, do którego one trafiły, też by powiedział podczas przesłuchań? Nie wiadomo. Ale tego, że pieniądze zostały zawiezione bezpośrednio do rąk abp. Henryka Gulbinowicza, na szczęście nie wiedział. Na szczęście dla siebie i podziemnej „Solidarności”. Nie został jednak wówczas zarejestrowany jako tajny współpracownik SB i nikt go wtedy do współpracy nie werbował. To wynika z dokumentów. Dlaczego? Zapewne dlatego, że w sylwestrowe przedpołudnie 1981 roku razem z czwórką innych działaczy „Solidarności”, w tym Jerzego Piórkowskiego, złożył wizytę u wojewody Janusza Owczarka. Można było o tym przeczytać na pierwszej stronie Gazety Robotniczej w jej pierwszym numerze po Nowym Roku. Dla działaczy solidarnościowego podziemia mógł stać się niewiarygodny, a więc także i mało przydatny dla Służby Bezpieczeństwa.
– Dolnośląski Wałęsa? Władek, jak zwykle przesadza – powiedział w którymś z wywiadów Tomasz Surowiec. A może to porównanie jest właśnie adekwatne w kontekście obecnej wiedzy o Lechu Wałęsie? Nawet pseudonimy podobne „Bolek” i „Bolo”. Tylko czas rejestracji inny, TW „Bolek” w grudniu 1970 roku, TW „Bolo” w maju 1988 roku. W książce zamieszczono zdjęcia i wiele reprodukcji nieznanych do tej pory dokumentów. Warto do niej sięgnąć z okazji rocznicy powstania „Solidarności”.
Maria WANKE-JERIE
Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).
Z głębi serca pragnę serdecznie podziękować Autorkom książki „Anatomia legendy” za to przywracanie pamięci o ludziach tamtych wydarzeń. To wspaniała relacja świadków tamtego okresu. Tak długo żyjemy, jak długo trwa o nas pamięć! Należy się Paniom ogromna wdzięczność za to, że pomagają odkrywać najdrobniejsze szczegóły tamtego okresu. To kwintesencja postaw ludzi tych nam jeszcze nieznanych. To prawdziwa głębia przekazu. Widać, że serce Pań bije dla „Solidarności”.To niepowtarzalny klimat tamtego okresu. Życzę Paniom dalszych sukcesów twórczej pracy w walce o pamięć ludzi. Jeszcze raz serdecznie dziękuję. Z poważaniem.
Dlaczego właśnie on – zadawałyśmy sobie nieraz to pytanie podczas pisania książki, jak to się stało, że Tomasz Surowiec dołączył do grona bohaterów, o których pisze się biografie. Od czasów wojska członek PZPR, bez własnej inicjatywy, wycofany, nie mający najmniejszych cech przywódczych. W czasie pierwszej „Solidarności” został skarbnikiem, bo był bezwzględnie uczciwy i można mu było powierzyć pieczę nad kasą. Pytany o opinię na temat prowokacji bydgoskiej i odwołania przez Lecha Wałęsę strajku w dniu 30 marca 1981 roku, uchylił się od odpowiedzi. Czuł się związkowcem i nie chciał mieszać się do polityki. Po wyborach w „Solidarności” był już tylko etatowym pracownikiem Zarządu Regionu i pracował jako kierowca. Niejasne było jego zachowanie 13 grudnia 1981 roku, nie do końca wiadomo, czy pojawił się tego dnia w PaFaWagu czy nie. Wiadomo natomiast, że nie był internowany oraz, że podjął rozmowy z ówczesnym wojewodą na temat powrotu do pracy w zajezdni (upomniał się nie tylko o siebie, ale też o internowanych kolegów). Dał się tym samym propagandowo wykorzystać przeciw protestującej podziemnej „Solidarności”. Wrócił do pracy już 7 stycznia 1982 roku (jego koledzy byli bez pracy do końca lat 80.), podczas przesłuchania w prokuraturze wyjawił wszystkie szczegóły, które znał, z akcji wydobycia z banku 80 mln zł. I przez całe lata 80. nie działał w konspiracji. W styczniu 1988 roku starał się o roczny wyjazd do pracy eksportowej w ZSRR. Nie wiadomo dlaczego nie wyjechał, ale wiadomo, że wtedy został zarejestrowany jako tajny współpracownik SB. Nie wiadomo czy podjął współpracę, bo wszystkie materiały zostały zniszczone (zachowały się tylko rejestry w kartotece odtworzeniowej IPN w Warszawie). Miał temperament związkowca i dlatego sprawdził się w pracy związkowej już po 1990 roku.
Dlaczego więc on stał się bohaterem, wręcz symbolem sierpniowego strajku 1980 roku? Zadecydował przypadek. Bo to on przyniósł do zajezdni przy Grabiszyńskiej ulotkę z 21 postulatami i to on je odczytał załodze. A gdy zapadłą decyzja o strajku, on o godz. 4.30 zablokował „Ogórkiem” bramę wjazdową do zajezdni. Nastroje strajkowe były już w całym mieście, w pozostałych zajezdniach też, ale to ta „siódemka”, za sprawą Tomasza Surowca stałą się wrocławską „Stocznią Gdańską”. Ludzie potrzebują symboli. Dlatego Tomasz Surowiec stał się symbolem i bohaterem, choć uwierało go to bardzo. Nazywany dolnośląskim Wałęsą nie miał z nim wiele wspólnego, ani charyzmy Lecha, ani cech przywódczych, ale przede wszystkim nie miał tej przepotężnej pychy, próżności i rozdętego ego, która cechuje późniejszego prezydenta. Surowiec emanował wręcz skromnością, był dobry, uczynny i życzliwy. A czy zasługuje na miano bohatera? Oceńcie Państwo sami.
Dziękuję za komentarze. Nie było ich wiele. Tak jak z roku na rok ubywa uczestników uroczystości obchodzonych 31 sierpnia. „Solidarność” jest w sercach i umysłach ludzi mojego pokolenia, które powoli odchodzi na emeryturę albo i przenosi się do tego lepszego świata. Zostaje pamięć – ta indywidualna i zbiorowa. Wrocławska seria, która liczy już dziesięć pozycji, poświecona bohaterom „Solidarności” dolnośląskiej jest na mapie Polski chlubnym wyjątkiem. Ostatnia książka, którą napisałam razem z moją siostrą Małgorzatą Wanke-Jakubowską, choć przygotowana ze szczególną starannością nie jest lekturą oczekiwaną. Wprawdzie tylko prawda jest ciekawa, nie wszyscy chcą ją poznać. Najbliżsi naszego bohatera i jego przyjaciele, bo książka stawia kropkę nad i pewnym podejrzeniom i spekulacjom, które nie były do tej pory jasne, a przede wszystkim nie były udokumentowane. Niechętnie po nią sięgną ci, którzy boleją nad tym, jak wielu bohaterów, którzy w walce o wolną i niepodległą Polskę i „Solidarność” poświęcili wiele i niekiedy zapłacili wysoką cenę, dożywając swoich dni w zapomnieniu. Nie będą jej entuzjastami ci, którzy symbol wykreowali na bohatera, a także autorka dotychczasowej narracji funkcjonującej w przestrzeni publicznej, z którą nasza książka konfrontuje się, prostując fakty oraz nieuprawnione interpretacje. Mamy jednak nadzieję, że książka będzie czytana i stanie się ważnym przyczynkiem do historii dolnośląskiej „Solidarności”.
Z głębi serca pragnę serdecznie podziękować Autorkom książki „Anatomia legendy” za to przywracanie pamięci o ludziach tamtych wydarzeń. To wspaniała relacja świadków tamtego okresu. Tak długo żyjemy, jak długo trwa o nas pamięć! Należy się Paniom ogromna wdzięczność za to, że pomagają odkrywać najdrobniejsze szczegóły tamtego okresu. To kwintesencja postaw ludzi tych nam jeszcze nieznanych. To prawdziwa głębia przekazu. Widać, że serce Pań bije dla „Solidarności”.To niepowtarzalny klimat tamtego okresu. Życzę Paniom dalszych sukcesów twórczej pracy w walce o pamięć ludzi. Jeszcze raz serdecznie dziękuję. Z poważaniem.
Dlaczego właśnie on – zadawałyśmy sobie nieraz to pytanie podczas pisania książki, jak to się stało, że Tomasz Surowiec dołączył do grona bohaterów, o których pisze się biografie. Od czasów wojska członek PZPR, bez własnej inicjatywy, wycofany, nie mający najmniejszych cech przywódczych. W czasie pierwszej „Solidarności” został skarbnikiem, bo był bezwzględnie uczciwy i można mu było powierzyć pieczę nad kasą. Pytany o opinię na temat prowokacji bydgoskiej i odwołania przez Lecha Wałęsę strajku w dniu 30 marca 1981 roku, uchylił się od odpowiedzi. Czuł się związkowcem i nie chciał mieszać się do polityki. Po wyborach w „Solidarności” był już tylko etatowym pracownikiem Zarządu Regionu i pracował jako kierowca. Niejasne było jego zachowanie 13 grudnia 1981 roku, nie do końca wiadomo, czy pojawił się tego dnia w PaFaWagu czy nie. Wiadomo natomiast, że nie był internowany oraz, że podjął rozmowy z ówczesnym wojewodą na temat powrotu do pracy w zajezdni (upomniał się nie tylko o siebie, ale też o internowanych kolegów). Dał się tym samym propagandowo wykorzystać przeciw protestującej podziemnej „Solidarności”. Wrócił do pracy już 7 stycznia 1982 roku (jego koledzy byli bez pracy do końca lat 80.), podczas przesłuchania w prokuraturze wyjawił wszystkie szczegóły, które znał, z akcji wydobycia z banku 80 mln zł. I przez całe lata 80. nie działał w konspiracji. W styczniu 1988 roku starał się o roczny wyjazd do pracy eksportowej w ZSRR. Nie wiadomo dlaczego nie wyjechał, ale wiadomo, że wtedy został zarejestrowany jako tajny współpracownik SB. Nie wiadomo czy podjął współpracę, bo wszystkie materiały zostały zniszczone (zachowały się tylko rejestry w kartotece odtworzeniowej IPN w Warszawie). Miał temperament związkowca i dlatego sprawdził się w pracy związkowej już po 1990 roku.
Dlaczego więc on stał się bohaterem, wręcz symbolem sierpniowego strajku 1980 roku? Zadecydował przypadek. Bo to on przyniósł do zajezdni przy Grabiszyńskiej ulotkę z 21 postulatami i to on je odczytał załodze. A gdy zapadłą decyzja o strajku, on o godz. 4.30 zablokował „Ogórkiem” bramę wjazdową do zajezdni. Nastroje strajkowe były już w całym mieście, w pozostałych zajezdniach też, ale to ta „siódemka”, za sprawą Tomasza Surowca stałą się wrocławską „Stocznią Gdańską”. Ludzie potrzebują symboli. Dlatego Tomasz Surowiec stał się symbolem i bohaterem, choć uwierało go to bardzo. Nazywany dolnośląskim Wałęsą nie miał z nim wiele wspólnego, ani charyzmy Lecha, ani cech przywódczych, ale przede wszystkim nie miał tej przepotężnej pychy, próżności i rozdętego ego, która cechuje późniejszego prezydenta. Surowiec emanował wręcz skromnością, był dobry, uczynny i życzliwy. A czy zasługuje na miano bohatera? Oceńcie Państwo sami.
Dziękuję za komentarze. Nie było ich wiele. Tak jak z roku na rok ubywa uczestników uroczystości obchodzonych 31 sierpnia. „Solidarność” jest w sercach i umysłach ludzi mojego pokolenia, które powoli odchodzi na emeryturę albo i przenosi się do tego lepszego świata. Zostaje pamięć – ta indywidualna i zbiorowa. Wrocławska seria, która liczy już dziesięć pozycji, poświecona bohaterom „Solidarności” dolnośląskiej jest na mapie Polski chlubnym wyjątkiem. Ostatnia książka, którą napisałam razem z moją siostrą Małgorzatą Wanke-Jakubowską, choć przygotowana ze szczególną starannością nie jest lekturą oczekiwaną. Wprawdzie tylko prawda jest ciekawa, nie wszyscy chcą ją poznać. Najbliżsi naszego bohatera i jego przyjaciele, bo książka stawia kropkę nad i pewnym podejrzeniom i spekulacjom, które nie były do tej pory jasne, a przede wszystkim nie były udokumentowane. Niechętnie po nią sięgną ci, którzy boleją nad tym, jak wielu bohaterów, którzy w walce o wolną i niepodległą Polskę i „Solidarność” poświęcili wiele i niekiedy zapłacili wysoką cenę, dożywając swoich dni w zapomnieniu. Nie będą jej entuzjastami ci, którzy symbol wykreowali na bohatera, a także autorka dotychczasowej narracji funkcjonującej w przestrzeni publicznej, z którą nasza książka konfrontuje się, prostując fakty oraz nieuprawnione interpretacje. Mamy jednak nadzieję, że książka będzie czytana i stanie się ważnym przyczynkiem do historii dolnośląskiej „Solidarności”.