Wiarygodność akt bezpieki

„Ależ paradna jest zamiana argumentów o archiwach SB między obrońcami/atakującymi Wałęsę z obrońcami/atakującymi JP2” – napisał na Facebooku prof. Marek Migalski. W podobnym tonie wypowiedział się ks. Kazimierz Sowa. „Szubrawcy, dlaczego wykorzystanie tych samych materiałów, ale w stosunku do Lecha Wałęsy wam nie przeszkadzało?” – pyta. Czy to wynik kompletnego niezrozumienia, czy celowej manipulacji?

Przecież czymś innym jest fakt, że ktoś był zarejestrowanym tajnym współpracownikiem służb specjalnych PRL, a czymś innym treść jego donosów w kategorii prawda/fałsz. Donosy to zawsze pomieszanie faktów z interpretacjami i domysłami, nierzadko nadinterpretacjami, a czasem insynuacjami. Nieprawdziwy donos, zawierający konfabulacje, na równi obciąża donosiciela, jak i ten zawierający prawdę.

Władysław Bartoszewski, gdy zapoznał się z zebranymi przez Służbę Bezpieczeństwa materiałami na swój temat, stwierdził, że treść donosów na niego była zaledwie w połowie prawdziwa. Reszta to pomieszanie kłamliwych oskarżeń, insynuacji i nadinterpretacji. Ale przygotowujący bezpiece raporty na jego temat agenci byli w stu procentach prawdziwi, każdy miał imię i nazwisko, pseudonim nadany przez Służbę Bezpieczeństwa i każdy działał na szkodę Bartoszewskiego. To fakt bezsporny.

Czy zatem akta bezpieki są wiarygodne? Treść donosów nie zawsze, natomiast fakt, że ktoś był agentem – już tak. Na ile gorliwym, na ile szkodliwym, to już zupełnie inna sprawa.

Jeśli ktoś zobowiązał się do współpracy, na co jest dokument z odręcznym podpisem, to jest to sprawa nie do zakwestionowania. Miałam okazję przeglądać wiele akt Służby Bezpieczeństwa w archiwach IPN, także dotyczących znanych mi skądinąd faktów i osób, więc mogę ocenić, na ile donosy są prawdziwe, a na ile nie.

Przypominam tekst Mąciciele [LINK], w którym opisuję Sprawę Operacyjnego Rozpracowania o kryptonimie „Mąciciele”, założonej przez SB po podpisaniu przez 33 wrocławskich naukowców listu protestacyjnego w obronie więzionych członków KSS „KOR”.  W materiałach tych zawarte są m.in. donosy dwóch zwerbowanych przez bezpiekę sygnatariuszy petycji w obronie KOR o pseudonimach TW „JACOŃ” i TW „LILIPUT”. Treść donosów TW „JACONIA”, w których pojawia się nazwisko mojego męża Tadeusza Jakubowskiego i innego matematyka Eugeniusza Porady, jest prawdziwa i – co więcej – pozwoliła mi bezbłędnie domyśleć się, kto był owym „Jaconiem”.

Natomiast analiza teczek pracy TW „Maksa”, czyli Juliusza Wilczur-Garzteckiego, który współpracował z bezpieką przez ponad 20 lat i był bardzo płodnym donosicielem, pokazuje, że prawda w jego donosach miesza się tam z fałszem. Garztecki był bardzo szkodliwym agentem, przenikał do różnych środowisk i szczegółowo raportował o wszystkim, czego się dowiedział. Infiltrował środowiska opozycyjne w Polsce i zagranicą, był nie tylko donosicielem, ale też agentem wpływu. Początkowo przyjął pseudonim „Maksym”, a później swoje raporty podpisywał „Maks”.

Przez dwa lata miał kontakt ze środowiskiem wrocławskim, dlatego w dwóch tomach akt odnalazłam raporty dotyczące znanych mi osób. Pojawia się w nich nazwisko mojego męża, który raz odwiedził Garzteckiego w Warszawie w latach 80. (nie był świadomy jego podwójnej roli). W raporcie z tej wizyty przekazanej do wrocławskiego WUSW TW „Maks” w szczegółach opisał wygląd mojego męża (Garztecki nie znał jego prawdziwej tożsamości, mąż zachował ostrożność i nie przekazywał mu także żadnych istotnych informacji) i streścił całą rozmowę. Raport potwierdza to, co mój mąż pamiętał z tego spotkania. Natomiast donosy oparte o rozmowy z odwiedzającą go w stolicy naszą wspólną wrocławską znajomą (też nie wiedziała o tym, że Garztecki był agentem) zawierały oprócz prawdziwych informacji, mnóstwo konfabulacji. Gdyby opierać swoją wiedzę na temat działalności wrocławskiego podziemia na podstawie tych donosów, byłyby to całkowicie fałszywy obraz, choć niektóre informacje i nazwiska były prawdziwe. Przyjaciółka Garzteckiego miała dość wyolbrzymione ego i z jej relacji można było wnioskować, że to ona jest najważniejszą postacią wrocławskiej opozycji, pociągającą za wszystkie sznurki.

A że to, co mówiła, jakie informacje przekazywała, było szkodliwe, to fakt bezsporny. Wiele z nich można było wykorzystać w pracy operacyjnej. Z pewnością naprowadziły do miejsca, w którym ukrywał się Józef Pinior, ułatwiając jego namierzenie i aresztowanie.

Ale nawet po latach okazało się, że z powodu jej wynurzeń o pozamałżeńskich romansach (jestem przekonana, że tak samo nieprawdziwych, jak jej rola w podziemiu), które zachowały się w aktach bezpieki, rozpadło się małżeństwo moich i jej przyjaciół. Widać raporty Garzteckiego przekazywane SB były dla jednego z czytelników tych akt w archiwach IPN na tyle wiarygodne, że uwierzył w zdradę swojej żony.

Wracając do stwierdzenia profesora Migalskiego, który porównywał obrońców lub atakujących Lecha Wałęsę i Jana Pawła II o podważanie wiarygodności akt bezpieki w zależności od tego, kogo one dotyczą, to kompletnie inna sprawa.

Lech Wałęsa, poświadczając własnoręcznym podpisem, zobowiązał się do współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, a prawdziwość kilku z jego raportów potwierdzili koledzy ze stoczni, na których donosił. Wystarczy czasem drobny szczegół, który był znany tylko dwom osobom, Wałęsie i jego koledze, aby było bezsporne kto jest  autorem owego donosu. Co oczywiście nie znaczy, że wszystkie informacje zawarte w tych raportach były prawdziwe. I nie tego dotyczył spór o Wałęsę.

Istotą rzeczy jest to, że z akt bezpieki wynika, iż Wałęsa donosił, a na Karola Wojtyłę donoszono. Jedno i drugie jest bezsporne. I w jednym, i drugim wypadku wątpliwa jest prawdziwość treści donosów.

W przypadku Jana Pawła II sedno sprawy to treść donosów. Nikt przecież nie kwestionuje faktu, że księża Anatol Boczek, Eugeniusz Surgent czy Bolesław Saduś byli agentami bezpieki. Problem dotyczy też kontekstu sytuacyjnego, relacji agentów (np. ks. Anatola Boczka) czy preparowanych przez bezpiekę prowokacji.

Dlatego dziwię się, że tego rodzaju porównań dokonują osoby, które powinny umieć to rozróżniać, a nie stosować proste kalki.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

8 komentarzy

  1. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Opinia Marka Migalskiego nie jest odosobniona, dlatego warto było się nią zająć. Znakomicie wykazała Panu jej bezzasadność, zarówno na gruncie logiki, jak i konkretnych historii z życia.

  2. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Miałam możliwość przy okazji pisania biografii opozycjonistów zapoznania się a aktami bezpieki zgromadzonymi w Instytucie Pamięci Narodowej, zarówno w oddziale wrocławskim, jak i gdańskim, a także w Archiwum IPN w Warszawie. Niełatwa to lektura, ale dwa wnioski są bezsporne:
    – w donosach tajnych współpracowników, kontaktów operacyjnych czy innych osobowych źródeł informacji jest wiele konfabulacji i informacji po prostu nieprawdziwych,
    – czasem trudno stwierdzić, czy podpisanie zobowiązania do współpracy zmaterializowało się, bo np. teczka współpracy, zawierająca donosy, została zniszczona, ale warto pamiętać, że kopie tych donosów trafiały do teczek osób inwigilowanych, więc całkiem nie znikały i to one są dowodem na faktyczną współpracę,
    – w sytuacji, gdy jest teczka pracy tajnego współpracownika i jego teczka (lub teczki) pracy, czyli donosy, ich ocena przez oficerów prowadzących, a także tych oficerów zadania do wykonania przez TW, fakt współpracy z służbą bezpieczeństwa tej osoby jest bezsporny.
    Akta SB trzeba nauczyć się badać, by wyciągać z nich wnioski. Najlepiej, gdy są one konfrontowane z innymi danymi, pochodzącymi np. z archiwów w zakładach pracy.
    Czasem archiwa IPN zmieniają opinie o ludziach. Zdarzyło mi się zarówno to, że o kimś, kogo otaczała opinia niezłomnie walczącego z komuną, dowiadywałam się, że nie tylko podpisał zobowiązanie do współpracy, ale i tę współpracę podjął, a także i takie, gdy moje podejrzenia kogoś o współpracę z SB okazały się niesłuszne. Tak było z osobą, z którą razem z mężem przyjaźniliśmy się. Gdy zapoznaliśmy się a aktami Sprawy Operacyjnego Mąciciele, TW „LILIPUT” pod wieloma względami (wykształcenie, miejsce pracy, a także niski wzrost i drobna budowa) odpowiadał właśnie jemu. Okazało się, że „LILIPUTEM” był ktoś inny, a nasz przyjaciel był czysty. Szkoda tylko, że już nie żył, a ja i mój mąż do końca jego życia zachowywaliśmy wobec niego z powodu naszych podejrzeń rezerwę. Czy mam wyrzuty sumienia? Tak, oczywiście. Dlatego jestem bardzo ostrożna z szafowaniem podejrzeniami i gdy nie wiem na pewno, nawet staram się nie myśleć o kimś jako o informatorze bezpieki.

  3. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dyskusja nad tym tekstem przeniosła się do Facebooka, gdzie pod zapowiedzią polemizowali ze sobą: Andrzej Bryja, Krzysztof Kawalec, Bogusław Klimsa, ks. Wojciech Zięba, Ewa Oczkowska, Jerzy Sokolicki i Jerzy Langer:

    Andrzej Bryja
    Mam inne zdanie na ten temat, ale nie będę polemizował. Przypomnę tylko, że Wałęsa na początku lat 70 był prostym, słabo wykształconym robotnikiem bez żadnego wsparcia, który dostał się w tryby bezpieki. Licząca się opozycja powstała w połowie lat 70. TVN24 zrobił wielki prezent PIS. Będą teraz „grzali” temat bez żadnych oporów. Przykład? Wczorajszy ” występ” posła PIS, P. Kalety w TVP Info. Takich obrońców potrzebuje JPII?

    Andrzej Bryja
    Nie ma zgody. Współpraca Wałęsy z SB to krótki epizod, wyolbrzymiany przez niektóre środowiska opozycyjne związane z Wyszkowskim czy Solidarnością Walczącą. Pani przejmuję się kolegami Wałęsy, a co z ofiarami księży pedofili?

    Andrzej Bryja
    Dodam jeszcze jedno. Uważam Jana Pawła II za wielkiego Polaka i człowieka i wiem w jakich czasach działał, czym różnią się od dzisiejszych. Święci Paweł, Augustyn też popełnili jakieś błędy w życiu, co wcale nie umniejsza ich zasług. To samo dotyczy JPII. Zresztą Wałęsy tez.

    Bogusław Klimsa
    Wszystko zależy od interpretatora tych akt. Nie ma znaczenia, czy są prawdziwe czy sfałszowane. Profesjonalista, uczciwy badacz nie pozwoli sobie na wyciąganie, wniosków wedle życzenia chwili i protektora. Znam to z autopsji, kiedy jeden z profesorów interpratorów w daleko bardziej błahej sprawie przekonywał mnie o własnej wersji, a co za tym idzie interpretacji zdarzenia, którego byłem uczestnikiem. Wiara pseudouczonych w swą nieomylność i rację czyni spustoszenia wśród faktów.

    Krzysztof Kawalec w odp. do Bogusława Klimsy
    W imię ścisłości: Jana Pawła II atakują jednak nie uczeni lub pseudouczeni, ale zadaniowani dziennikarze. To jest zasadnicza różnica.

    Wojciech Zięba
    Oczywiście porównania nasuwają się same, co przecież nie znaczy, że postaci i ich dokonania są tożsame. Wtedy zawzięta prawica/konserwatyści z bohatera światowego wymiaru (np. wystąpienie w Kongresie USA) zrobiła Bolka donosiciela, a teraz oświecona lewica/liberałowie niszczy monumentalny pomnik Jana Pawła…

    Jerzy Sokolnicki
    Zgadzam się z Panią w punkcie dotyczącym podpisania zobowiązania do współpracy. Natomiast trzeba pamiętać, że na Wałęsę SB wyprodukowała całą masę dokumentów, których wiarygodność można i należy kwestionować, jak w każdym innym przypadku.

    Ewa Oczkowska w odp. do Andrzeja Bryji
    a jakie zasługi miał Wałęsa tak naprawdę? Czemu zwalczał Annę Walentynowicz która mówiła o nim prawdę? Pan poczyta książki Cenckiewicza

    Andrzej Bryja w odp. Ewie Oczkowskiej
    Proszę mi nie dyktować co mam czytać, sam sobie poradzę. O zasługach Wałęsy nie będę Pani przekonywał, bo czuję, że to nic nie da. Dla mnie jest symbolem i bohaterem Solidarności, tej prawdziwej, nie jej odprysków.

    Ewa Oczkowska w odp. Andrzejowi Bryi
    no cóż, każdy ma taki świat jaki widzą jego oczy…..
    Historia rozkłada się na dzieje i nadzieje

    Jerzy Langer w odp. Andrzejowi Bryi
    Współpraca Wałęsy (którego znam osobiście, któremu dwukrotnie robiłem kampanię wyborczą) z SB to nie był to krótki epizod, to 6 lat współpracy. W 1976 roku „urwał się” SB-cji, co kosztowało go utratą pracy w Stoczni Gdańskiej. A jego dramat polega na tym, że brakło mu odwagi (pod naciskiem najbliższego otoczenia) aby się przyznać i przeprosić. Zyskałby w oczach społeczeństwa, bo zerwanie współpracy z SB nie było powszechne i wymagało odwagi. Lech wybrał inną drogę, co spowodowało, że dzisiaj jest postacią tragiczną i zarazem groteskową. Przykre!!! Co do bohaterstwa to zupełnie inny temat. To nie on rozsławił „Solidarność”, to „Solidarność” rozsławiła Wałęsę, tak jakby rozsławiła każdego kto wówczas stanąłby na jej czele. Po stanie wojennym nie było ani jednej inicjatywy Wałęsy (nie licząc wyprawy na ryby), która konsolidowałaby albo wzmacniała „konspirę”. Pierwszą strukturą podziemnej „S” na czele której stanął Wałęsa, była utworzona 25 października 1987 Tymczasowa Rada NSZZ „Solidarność”, która zastąpiła TKK i nie była pomysłem Lecha. A co do odpowiedzialności Kościoła, czy „tylko” ordynariuszy diecezjalnych za pedofilię jest taka sama jak dyrektora szkoły lub teatru, prezesa klubu sportowego, itp. z powodu tego, że nauczyciel, aktor, trener lub sportowiec dopuścili się zbrodni pedofilii.

    Andrzej Bryja
    Co do Wałęsy pozostaję przy swoim zdaniu. O jego ewentualnej współpracy z SB mówiło się już w latach 80, a robiąc mu kampanię wyborczą i to dwukrotnie, to Panu wtedy nie przeszkadzało? Dziwne. A co do odpowiedzialności KK muszę przyznać, że Pana opinia jest dosyć pokrętna. Po pierwsze, Kościół jest instytucją wyjątkową, która moralnie powinna stać wyżej niż dyrektorzy teatru, nauczyciele, prezesi klubów sportowych czy nawet aktorzy. Nie znam przypadku nauczycieli przenoszonych do innych szkół z powodu pedofilskich upodobań, podobnie z prezesami klubów. Czy z księżmi jest podobnie? No nie, tam są przypadki instytucjonalnego ukrywania pedofilii, a przynajmniej były. Nie warto tego bronić, lepiej pomyśleć o ofiarach.

    Andrzej Bryja w odp. Jerzemu Langerowi
    Jeśli jest tak jak Pan pisze, to dlaczego KK blokuje dostęp do swoich archiwów? Ostatni przypadek to abp. Jędraszewski. Pisząc o instytucję miałem na myśli hierarchię kościelną, a nie całą wspólnotę. O ważnych sprawach dla KK decyduje jednak hierarchia, a nie cała wspólnota. Ale żeby o tym dyskutować to wymagałoby całego osobnego artykułu. A co do Wałęsy, a nie Bolka bo taki nie kandydował w wyborach i niepotrzebnie go Pan obraża , bawi się Pan w Piłata i udaje że nie miał wyboru. Najgorsze jest zacietrzewienie i bronienie jednych autorytetów, a niszczenie innych. Kończę dyskusję z mojej strony, bo ani Pan mnie, ani ja Pana nie przekonam do swojej racji. Pozdrawiam.

    Andrzej Bryja w odp. Jerzemu Langerowi
    Nie porównuję Wałęsy z JPII. Widzę, że nie rozumie Pan o czym pisałem. Wg Pana jeśli akta SB dotyczą Wałęsy to są jak najbardziej prawdziwe, jeśli księży, to już niekoniecznie. Bardzo pokrętne. Każdy ma swoich bohaterów. Jednym z moich, przy całej złożoności życiorysu jest Lech Wałęsa, Pan ma swoich, domyślam się których i każdy ma do tego prawo. A rozgrywki pomiędzy byłymi opozycjonistami kończą się upadkiem ich autorytetów i dlatego mamy taką podzieloną Polskę. To był mój ostatni wpis.

    • jlanger@solidarnosc.org.pl' Jerzy Langer pisze:

      Robi Pan podstawowy błąd, traktując Kościół jako instytucję, a nie wspólnotę zgromadzoną wokół Chrystusa. A każda wspólnota, podobnie jak różne środowiska nie są wolne od tzw. czarnych owiec. To, że jakiś diakon, wikary, proboszcz czy nawet biskup okazał się przestępcą czy współpracownikiem SB, uderza wprawdzie Kościół ale go nie kompromituje. Kompromitują się ludzie i powinni ponieść konsekwencje swoich czynów. Z drugiej strony nie wydaje się Panu dziwne, że ofiary pedofilii przypominają sobie o tym po 35-50 latach. A to sprawia, że często ofiarami stają się duchowni fałszywie oskarżeni, tak jak to miało miejsce ws. śp. Kard. George Pella, który po roku więzienia o zaostrzonym rygorze został całkowicie oczyszczony z zarzutów. Przykładem zniszczenia autorytetu jest też śp. Kard. H. Gulbinowicz. Znany jest też przykład całowania w rękę przez Papieża oszusta – rzekomą ofiarę pedofilii w Kościele. Wg. ubiegłorocznego raportu Państw. Komisji ds. Pedofilii na 513 przypadków, którym zajmowała się Komisja, 57 to sprawy dot. duchownych (to o 57 za dużo!!), 38 % to pedofilia w rodzinie. Przykładem tuszowania tej zbrodni jest głośna sprawa psychologa A. Samsona, w którego obronie stanęły „autorytety” z jego środowiska. To tak bardzo różni się od przypadków, które dziś stają się pretekstem do ataku na Kościół? A co do Wałęsy, to wybór miałem taki: Tymiński, Mazowiecki, Kwaśniewski. Wybrałem Bolka ?

    • jlanger@solidarnosc.org.pl' Jerzy Langer pisze:

      Andrzej Bryja Co do archiwów kościelnych to proponuję posłuchać wypowiedzi Arb. Rysia podczas wczorajszej konferencji prasowej w EP https://www.youtube.com/watch?v=8pdZvmW878Y , dowie się Pan o zasadach ich udostępniania. Różnica pomiędzy JP II a Wałęsą jest zasadnicza. JP II był i jest autorytetem, natomiast Wałęsa był idolem wyniesionym na szczyty przez „Solidarność”, ale autorytetem nigdy nie był, szczególnie dla tych co go znali bliżej. Mógł pozostać bohaterem, ale sam zniszczył swój wizerunek, a dzisiaj w najlepszym przypadku budzi tylko uczucie politowania. I brnie w tym co raz to bardziej. Przykre to i niestety prawdziwe.

  4. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Miesza Pan różne sprawy, sprowadzając w sposób nieuprawniony do wspólnego mianownika. To, że ofiary seksualnego wykorzystania mówią o tym, co ich w dzieciństwie spotkało, dopiero po, jak Pan pisze, 35-50 latach, jest całkowicie zrozumiałe. W latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, a nawet osiemdziesiątych ubiegłego wieku nikt publicznie tych problemów nie poruszał, dla osób skrzywdzonych to była sprawa wstydliwa i traumatyczna, dlatego zrozumiałe jest, że starały się ją wypierać z pamięci. Dopiero skandal pedofilski w Bostonie, odkryty w wyniku śledztwa dziennikarskiego reporterów „The Boston Globe”, był momentem, od kiedy zaczęto o tym mówić publicznie. A to był 2002 rok. Okazało się, że sprawa dotyczy 70 księży, a poszkodowanych jest ponad tysiąc osób. Do tej pory w przestrzeni publicznej nie funkcjonowały adekwatne określenia do opisu tego, co spotykało nieletnich. Dlatego oczywiste jest, że ofiary mówią o tym dopiero po wielu latach. Sprawa Kardynała Georga Pella jest zupełnie nietypowa i nie może być uważana jako dictum, bo to, co spotkało tego australijskiego hierarchę, było aktem zemsty za odkrycie nieprawidłowości finansowych na wielką skalę. Przypomnę, że Papież Franciszek powołał Kardynała Pella najpierw do Rady Kardynałów, a w lutym 2014 roku powierzył mu zadanie uporządkowania watykańskich finansów, mianując go prefektem Sekretariatu Ekonomicznego, wkrótce nazwanego Sekretariatem ds. Gospodarczych Stolicy Apostolskiej. To Kardynał Pell odkrył, że poszczególne dykasterie dysponują aktywami o wartości ponad 1,5 mld dolarów USA, o których nie wiedziano wcześniej, wskazał niejawne konta i majątki, a także sieć wzajemnych powiązań, kontaktów i związków. Polecam tekst https://tygodnik.tvp.pl/57370532/czy-oskarzony-o-molestowanie-seksualne-kardynal-odkryl-ciemne-sprawki-watykanskich-urzednikow Faktycznym powodem absurdalnych zarzutów o wykorzystanie seksualne w przeszłości dwóch ministrantów, z których jeden wówczas już nie żył, była próba zablokowania zmian w watykańskich finansach zaproponowanych przez Kardynała Pella. Do Australii w pewnym momencie popłynęło 800 milionów euro na „opłacenie” różnych okoliczności procesu, który miał ostatecznie odebrać wiarygodność Kardynałowi Pellowi. Zupełnie inna jest sprawa Kardynała Henryka Gulbinowicza, który został ukarany przez komisję watykańską, a nie sąd świecki, i to na wniosek wrocławskiej Kurii Arcybiskupiej. Uważam, że kara, która Go spotkała, jest niesprawiedliwa. Pisałam o tym w tekście „Kardynał” (LINK –> http://www.twittertwins.pl/kardynal/). Kolejna sprawa to udział przypadków pedofilii dotyczących duchownych wśród ogółu badanych przez państwową komisję wynoszący tylko 11 proc. (57 na 512). Warto jednak pamiętać, że komisja zajmuje się TYLKO przypadkami wykorzystywania osób do 15. roku życia, a większość przypadków wykorzystania małoletnich przez duchownych dotyczy osób nieco starszych, 16-, 17-letnich. To jest tzw. efebofofilia, czyli pociąg seksualny do osób w okresie dojrzewania, o czym często przypomina ks. Dariusz Oko. Takie osoby też doznają poważnych zranień, nie tylko mają kłopoty z założeniem rodziny, nawiązaniem normalnych relacji, a także problemy psychiczne, ale przede wszystkim z powodu seksualnego wykorzystania odchodzą od wiary i Kościoła. Pisałam o tym w artykule „O zranionych w Kościele” https://twittertwins.pl/zranieni/ Jak dziecko wykorzystuje seksualnie ojciec, wujek, konkubent matki, czy nauczyciel, instruktor, trener, lekarz itp. to nie powoduje to kryzysu wiary. Jak robi to ksiądz to w ponad 90 proc. przypadków tak jest. I to jest największa krzywda wyrządzana tym ludziom, o czym warto pamiętać.

  5. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dyskusja nt. tego tekstu toczyła się też na Twitterze:

    Witold Kabański @WitoldKabanski
    To są rzeczywiście różne sprawy i mają różne historyczne znaczenie. W sprawie JPII a wcześniej kard. Karola Wojtyły i arcybiskupa krakowskiego największe znaczenie ma krzywda ofiar pedofilii i ochrona przestępców w sutannach. Akta SB to wręcz ostatnia „kategoria odśnieżania”.
    Czy słyszała Pani słowa Papieża Franciszka o tuszowaniu? Bergoglio z SB nie miał nic wspólnego. Należy otworzyć akta kościelne i nie trzeba się będzie wówczas uciekać do podejrzanych źródeł.
    „Istotą rzeczy jest to, że z akt bezpieki wynika, iż Wałęsa donosił, a na Karola Wojtyłę donoszono. Jedno i drugie jest bezsporne. I w jednym, i drugim wypadku wątpliwa jest prawdziwość treści donosów.” Problem JPII dotyczy jednak; wiedział – nie wiedział, tuszował nie tuszował.

    Ewa K. @ewakiga
    Opinia Migalskiego nie jest osadzona na prawdzie.

    Rafał Kubara @2003Rafal
    Migalski jest dla mnie człowiekiem kompletnie niewiarygodnym, wręcz groteskowym, o kosmicznym ego, gotowym napisać wszystko by choć na chwilę zaistnieć w trendach na TT.

    Bogusław Sonik @SonikBoguslaw
    Ja też poznałem materiały SB na mój temat .Najbardziej mi się podobała opinia , „lubi kobiety, ale boi się żony”.

    Tomasz Szymborski @szymbor
    Na poważne zainteresowanie zasługuje Grupa D Departamentu IV MSW
    Nadal wykorzystywane są fałszywki produkowane przez nich. Zbyt szybko @ipngovpl umorzył śledztwo. Mam impuls do kolejnego artykułu.

    Tad Kapala @TadKapla
    Migalski szybko zapomniał, z czyjej listy został europosłem. Poglądy zmienił razem z pierwszym przelewem z Brukseli

    Andrea Speranza @Speranza7Andrea
    Każdy, kto powołuje się na jakiekolwiek akta służby bezpieczeństwa z czasów PRLu (UB, SB, MO i poszczególnych departamentów)bez niezbędnej wiedzy historycznej nie może się nimi posługiwać jako źródłami wiedzy obiektywnej a tym bardziej prawdy.

  6. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dyskusja na temat tego tekstu przerodziła się w wymianę poglądów na temat oceny Lecha Wałęsy i Jana Pawła II, a nie meritum sprawy, czili jak czytać akta bezpieki i jak je interpretować, Tylko nieliczni, jak Rafał Kubara, moja siostra, Ewa K. i Tomasz Szymborski na Twitterze czy Bogusław Klimsa na Facebooku odnieśli się do głównego wątku i podzielili moje poglądy. Andrzej Bryja polemizował z Jerzym Langerem (niektóre z postów przeniósł do komentarzy na blogu) nt. oceny Lecha Wałęsy, ale także Jana Pawła II. Do jednego z komentarzy Jerzego Langera odniosła się moja siostra prostując niektóre nieścisłości i uzupełniając informacje dotyczące ofiar pedofilii, australijskiego kard. Georga Pella, a także wykorzystywania przez duchownych chłopców powyżej 16 roku życia.
    Najbardziej jednak rozbawił mnie komentarz posła Bogusława Sonika, który napisał: „Ja też poznałem materiały SB na mój temat .Najbardziej mi się podobała opinia , „lubi kobiety, ale boi się żony”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *