Zapomniane rocznice 13 grudnia

Grudzień to jeden z tych miesięcy, które wciąż niezmiennie kojarzą się z polską martyrologią – masakrą na Wybrzeżu w 1970 roku i w kopalni Wujek jedenaście lat później, a przede wszystkim z rocznicą wprowadzenia w Polsce stanu wojennego 13 grudnia. Pisałyśmy o tym w tekstach „Grudzień” [LINK ] i „Tamta grudniowa noc” [LINK ]. A tymczasem 13 grudnia przypadają też dwie inne, późniejsze rocznice, związane z polską drogą do członkostwa w Unii Europejskiej. Może warto wspomnieć także i o nich, zwłaszcza że niedawno skończył się ważny unijny szczyt.

To 13 grudnia 1997 roku, szesnaście lat od wprowadzenia stanu wojennego, na podstawie rekomendacji Komisji Europejskiej, Rada Europejska podjęła decyzję o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych z Polską i pięcioma innymi państwami Europy Środkowo-Wschodniej: Czechami, Węgrami, Słowenią, Estonią i Cyprem. Każde z tych sześciu  państw, w tym Polska, negocjowało warunki akcesji niezależnie od siebie. Wtedy też uruchomiono Partnerstwo dla członkostwa oraz nową edycję programu PHARE. W ten sposób rozpoczęliśmy drogę do Unii Europejskiej. To był początek rządów koalicji AWS i Unii Wolności.  Polska zadeklarowała wówczas gotowość do członkostwa w Unii do końca 2002 roku, a z końcem roku 1998 rozpoczęły się formalne negocjacje. Warto pamiętać, że przewodniczącymi Polskiego Zespołu Negocjacyjnego  został Jacek Saryusz-Wolski, który pełnił tę funkcję aż do 2001 roku. Potem, gdy nastał rząd Leszka Millera, zastąpiła go Danuta Hübner.

Warto też przypomnieć, że w negocjacjach akcesyjnych w latach 1998–2001 uczestniczył obecny premier Mateusz Morawiecki jako ekspert od prawa europejskiego u boku głównego negocjatora Jana Kułakowskiego. Dziś wspomina to jako bardzo ważny etap w swoim życiu zawodowym.

Lata 1997–2001 to okres rządu Jerzego Buzka. W tym czasie ja i moja siostra pełniłyśmy funkcję doradców do spraw promocji ministra nauki prof. Andrzeja Wiszniewskiego. Przynajmniej raz w miesiącu jeździłyśmy do Warszawy, w gmachu ministerstwa nauki przy ul. Wspólnej miałyśmy swój gabinet. To był fascynujący czas także w tym resorcie, bo wówczas polska nauka przystępowała do V Programu Ramowego Unii Europejskiej, wyprzedzając niejako wstąpienie Polski do wspólnoty, a promocja naszego kraju, w tym osiągnięć polskiej nauki, miały ogromne znaczenie dla wynegocjowania warunków członkostwa. Wtedy też powstał pierwszy raport o stanie nauki, którego byłyśmy współautorkami.

Warto przy okazji przypomnieć, że istotnym wydarzeniem dla państw Europy Środkowej było spotkanie Rady Europejskiej w Kopenhadze w dniach 22–23 czerwca 1993 roku, podczas którego ustalono tzw. kryteria kopenhaskie, czyli warunki przystąpienia do Unii Europejskiej. Wśród nich były: demokratyzacja, poszanowanie praw człowieka, ochrona mniejszości narodowych, funkcjonowanie gospodarki rynkowej, realizacja celów unii politycznej, gospodarczej i monetarnej. Dlatego też wśród zaproszonych do negocjacji krajów zabrakło Słowacji, Litwy, Łotwy i Malty. Na przykład dla Słowacji utrudnieniem było stanowisko rządu Mečiara wobec mniejszości romskiej i węgierskiej.

Słowacja, po uzyskaniu wreszcie pozytywnej rekomendacji, została zaproszona ostatecznie do rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych na szczycie UE w Helsinkach 10–11 grudnia 1999 roku wspólnie z Bułgarią, Litwą, Łotwą, Maltą i Rumunią.

Do 2000 roku Polska zdążyła zakończyć rozmowy w 25 spośród 30 obszarów negocjacyjnych, pozostałe pięć negocjował już rząd Leszka Millera w latach 2001–2002. Finał negocjacji Polski z UE nastąpił 13 grudnia 2002 roku podczas szczytu UE w Kopenhadze. Rada Europejska zatwierdziła wówczas wynik negocjacji akcesyjnych z Polską oraz dziewięcioma innymi krajami kandydującymi do członkostwa w UE: Cyprem, Czechami, Estonią, Litwą, Łotwą, Maltą, Słowacją, Słowenią i Węgrami.

13 grudnia minęła 23. rocznica rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych przed przystąpieniem Polski do Unii Europejskiej i osiemnasta – ich zakończenia. 

Traktat akcesyjny został zatwierdzony przez Parlament Europejski 9 kwietnia 2003 roku absolutną większością głosów,  a pięć dni później przyjęty jednogłośnie przez Radę Europejską.

Traktat razem z załączonymi dokumentami liczył ponad 5 tys. stron i był prawdopodobnie najobszerniejszą umową międzynarodową w historii. Został sporządzony w jedenastu językach oficjalnych unijnej piętnastki oraz dziewięciu językach państw przystępujących.

Kolejnym etapem była ratyfikacja go przez wszystkie kraje członkowskie, zgodnie z wymogami konstytucyjnymi obowiązującymi w każdym z tych państw. Wszedł w życie po zakończeniu unijnej procedury ratyfikacyjnej. W Polsce proces przyjęcia traktatu odbywał się w formie ogólnonarodowego referendum, które na mocy specjalnej ustawy było dwudniowe i zostało przeprowadzone w dniach 7 i 8 czerwca 2003 roku.

Polacy odpowiadali na pytanie:

Czy wyraża Pan/Pani zgodę na przystąpienie Rzeczypospolitej Polskiej do Unii Europejskiej?

Według oficjalnych wyników Państwowej Komisji Wyborczej do urn poszło 58,85 proc. uprawnionych do głosowania (tj. 17 586 215 osób) spośród 29 868 474 uprawnionych, 77,45 proc. (tj. 13 516 612) odpowiedziało TAK na postawione pytanie. 22,55 proc. (tj. 3 936 012) odpowiedziało NIE. Oddano też głosy nieważne, było ich niewiele, tylko 126 194.

Jak dobrze pamiętam wynik referendum był do przewidzenia, problemem była frekwencja, która – aby było ono ważne ­– musiała wynosić co najmniej 50 proc., dlatego dzień głosowania poprzedziła długo trwająca kampania profrekwencyjna i zachęcająca do głosowania na tak.

W sprawie naszego  członkostwa w Unii zabrał głos Papież Jan Paweł II, który powiedział: „Polska ma pełne prawo, aby uczestniczyć w ogólnym procesie postępu i rozwoju świata, zwłaszcza Europy. Integracja Polski z Unią Europejską jest od samego początku wspierana przez Stolicę Apostolską. Doświadczenie dziejowe, jakie posiada Naród polski, jego bogactwo duchowe i kulturowe mogą skutecznie przyczynić się do ogólnego dobra całej rodziny ludzkiej, zwłaszcza do umocnienia pokoju i bezpieczeństwa w Europie…”.

Ale byli też tacy, którzy angażowali się bardzo do propagowania głosowania przeciw naszej akcesji do Unii Europejskiej. Jednym z nich (aż trudno dziś w to uwierzyć) był Roman Giertych i Liga Polskich Rodzin, którą wraz z Młodzieżą Wszechpolską współtworzył i jej przewodniczył. Bardzo konsekwentnie i z dużym zaangażowaniem robiło to Radio Maryja (Telewizja Trwam zaczęła nadawanie 10 czerwca 2003 roku, a więc już po referendum). Pamiętam, jak w trakcie programu Rozmowy niedokończone do stacji zadzwonił młody człowiek, przedsiębiorca, który chciał wyrazić pogląd przeciwny do prezentowanego – przekonywał, że członkostwo w Unii pozwali mu rozwinąć działalność, zatrudnić więcej ludzi i wspomóc rodziny okolicznych rolników, bo jego przetwórcza firma skupywała płody rolne. Jak jego wówczas spostponowano, kolejne osoby, które dzwoniły, zrobiły z niego pazernego na pieniądze egoistę, który poza bogaceniem się nic innego w życiu nie widzi, jest zatem gotowy do sprzedania polskiej niepodległości unijnym biurokratom.

Pamiętam też doskonale, że Antoni Macierewicz razem ze swoją partią Ruch Chrześcijańsko-Narodowy Akcja Polska nawoływał do bojkotu referendum, co krytykowali zarówno zwolennicy głosowania na tak, jak i na nie. Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, z którego został usunięty po czerwcowej „nocy teczek”, z pozycji eurosceptycznych przeszło na umiarkowane, a wchodząc w skład AWS miało nawet swojego konstytucyjnego ministra w rządzie Jerzego Buzka – Ryszard Czarnecki był szefem Komitetu Integracji Europejskiej. Przed czym natomiast przestrzegał wówczas Macierewicz? Pamiętam jak straszono, że oto zacznie się wykup polskiej ziemi, osiedlać się będą sąsiedzi zza zachodniej granicy i w ten sposób zagarną nasze ziemie. Tak sobie wówczas myślałam, że gdy otwierają się granice, ruch ludzi odbywa się ze Wschodu na Zachód, nie odwrotnie. I chyba miałam rację. Bo nic takiego się nie stało. Pewnie też nikt nie przewidywał, że będziemy aż tak dobrze potrafili wykorzystywać unijne środki na inwestycje.

Nie byłam – jak niektórzy – euroentuzjastką, ale nigdy nie miałam wątpliwości, że wówczas polską racją stanu było głosować za przystąpieniem do Wspólnoty. I nie zmieniłam zdania. Dziś zrobiłabym to samo. Dlatego, choć zawsze pamiętam smutne grudniowe rocznice, chciałam przypomnieć i te, późniejsze, które przyniosły Polsce cywilizacyjny awans i pozwoliły po latach komunizmu powrócić w pełni do zachodniego świata, w którym kulturowo zawsze byliśmy, ale dzieliła nas od niego przez prawie pół wieku żelazna kurtyna.

Przy takim, a nie innym położeniu geograficznym Polski alternatywa jest prosta: albo członkostwo w UE, albo pozostanie w orbicie wpływów Rosji. Zawsze było dla mnie oczywiste, że to nie tylko wybór cywilizacyjny, ale także geopolityczny.

Przyrównywanie Unii Europejskiej do Związku Sowieckiego jest nonsensem, znieważa moim zdaniem ofiary represji z czasów sowieckiej okupacji, trwającej przecież aż do 1989 roku. Data 13 grudnia, która jest jednocześnie rocznicą wprowadzenia stanu wojennego oraz rozpoczęcia i zakończenia negocjacji akcesyjnych przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej jest tego symbolem.

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

10 komentarzy

  1. jerzpolski@wp.pl' jurek pisze:

    „Przyrównywanie Unii Europejskiej do Związku Sowieckiego jest nonsensem”, ale próby ograniczania suwerenności krajów członkowskich przez uzależnienie od niesprecyzowanej praworządności można porównać do działania ZSRR albo RWPG. Zgadzam się z Węgrem, który twierdził, że gdyby zatwierdzono sugerowaną ustawę dotyczącą funduszy europejskim, to Unia byłaby jak Związek Radziecki.

    • Maria WANKE-JERIE pisze:

      Związek Sowiecki faktycznie okupował kraje satelickie, władza w tych krajach, w tym w Polsce, to byli sowieccy namiestnicy zatwierdzani na Kremlu, w Polsce stacjonowały sowieckie wojska, w każdej chwili gotowe do interwencji, a Polska była przez Sowiety eksploatowana. Porównanie tego do dobrowolnych uzgodnień według przyjętych reguł jest niegodne.

  2. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Pamiętam tamten czas negocjacji i nadziei na dołączenie politycznie i ekonomicznie do Zachodu, czyli tej lepszej części świata. Wprawdzie zawsze byliśmy w Europie i w strefie cywilizacji łacińskiej, ale lata komunizmu wyłączyły nas z dobrodziejstw tej geograficznej i kulturowej przynależności. Przypomnę też, że wspomniany tu główny negocjator Jan Kułakowski to szwagier mojej i mojej siostry cioci z Argentyny, Marii Świeczewskiej, drugiej żony naszego stryja Leonarda Wanke (przypominam tekst mojej siostry „Stryj Leonard” http://www.twittertwins.pl/stryj-leonard/).

    Tylko że dzisiejsza Unia Europejska dalece się różni od tej, do której wstępowaliśmy. Świetny tekst ukazał się na ten temat na łamach „Dziennika Gazety Prawnej” z 21 listopada „UE będzie niemiecka albo jej nie będzie. Kaczyński potrafi tylko straszyć [FELIETON] – Opinie – Wiadomości z kraju i ze świata – Dziennik.pl – Wydarzenia i Fakty – Dziennik.pl”. Czytamy tam m.in.: „Piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy” – mawiał Gary Lineker. Spostrzeżenie znakomitego niegdyś napastnika idealnie pasuje do sytuacji, jaką od dekady coraz wyraźniej widać w Unii Europejskiej. Lineker mógłby ją ująć słowami: „Unia to taka gra, w której 27 państw stara się pokojowo realizować swoje interesy, a na końcu i tak wygrywają Niemcy”. Jeszcze przed rokiem 2008 wszystko wyglądało inaczej.

    To prawda, hegemonię Niemiec w Unii Europejskiej równoważyła wtedy Wielka Brytania, ucinając wszelkie projekty grożące ograniczeniem suwerenności państw. Bo te dwie koncepcje Unii jako Europy Ojczyzn, popieranej przez mniejszych graczy i Wielką Brytanię, oraz federacji, lansowanej głównie przez Niemcy i Francję, ścierały się od samego początku naszej obecności w UE. Upadł projekt uchwalenia Konstytucji dla Europy i stworzenia de facto federacyjnego państwa z własną armią i symbolami takimi, jak hymn i flaga. Traktat Lizboński te federacjonalistyczne zapędy Paryża i Berlina nieco złagodził. Unia była w stanie równowagi między silnymi graczami. Tylko że dziś, gdy Wielka Brytania jest poza Wspólnotą, a Francja osłabiona wewnętrznie, nie jest w stanie odgrywać znaczącej roli.

    I choć obowiązują traktaty, jest 27 państw członkowskich, ale bez zgody Berlina nic się nie stanie. I to bez względu na to, kto sprawuje aktualnie prezydencję. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę, że każdy kraj może zabiegać o swój interes tylko w takim zakresie, w jakim jest on zbieżny z interesem Niemiec. Kulisy negocjacji unijnych ujawnił niedawno Yanis Varoufakis, były minister finansów Grecji. Otóż przedstawiciel każdego państwa uzgadnia wszystko najpierw z Niemcami, bo bez ich zgody nic nie da się przeforsować. A jak jest zgoda Berlina, to sprawa załatwiona.

    Polska ma wiele zbieżnych interesów z Niemcami, ale np. w sprawie Nord Stream 2 nic nie dało się zrobić. Tak więc to dobro, jakim jest Unia Europejska, a nie ma dla członkostwa w UE dla Polski alternatywy, ma dziś swoje poważne ograniczenia. I trzeba sobie z tego zdawać sprawę.

  3. tytus.s.bernas@gmail.com' Tytus Bernas pisze:

    Chyba nie należy się dziwić że przed 2008 rokiem wszystko wyglądało inaczej, gdyż:

    1. Unia Europejska z którą podobno negocjowano nie istniała przed przyjęciem Traktatu z Lizbony (2007)
    2. Istniały Wspólnoty Europejskie które miały co prawda z UE wiele cech wspólnych ale także zasadnicze różnice natury ustrojowej.
    3. Członkowie Wspólnot deklarowani w traktatach (oraz innych dokumentach) zamiar utworzenia UE i czynili przygotowania w tym kierunku. Termin reazacji tych zamiarów a także kształt UE nie był przesądzony w czase negocjacji ancesyjnych. Na przeszkodzie, jak pokazały referenda 'kontytucyjne’ we Francji i Holandii mogli stanęć niesforni obywatele pańtw należących do Wspólnot. Postępu oczywiście zatrzymać nie można, zapisy 'konstytucji’ wprowadzono Traktatem z Lizbony poddając go pod głosowanie tam gdzie, jak w Irlandii, nie można było tego uniknąć. Irlandczycy głosowali, ma się rozumieć, aż do pozytywnego skutku.
    4. Biorąc pod uwagę powyższe referendum z 2003 było oszustwem, dotyczyło bowiem przystąpienia do nieistnejącej organizacji, innej niż ta której członkiem stała się Polska podpisując traktat akcesyjny.
    5. Rządy państw przyjmujących Polskę (oraz inne kraje Europy wschodniej) do Wspólnot (a potem UE) miały na uwadze interes własny a nie przyjmowanych.

    Mogę tylko zgadywać w jakim stopniu, w jaki sposób i jakie zyski i koszty członkostwa kalkulowali negocjatorzy reprezentujący Polskę. Mam jednak nadzieję, że wiedzieli przynajmniej jakie członkostwo negocjują.

  4. Mam nadzieję, że możliwa jest dyskusja bez popadania w skrajności. Nie rozumiem ani totalnego zachwytu wobec Unii Europejskiej, ani takiej krytyki. Jak rzadko stawia się na pierwszym miejscu polskie interesy! Zbawić świat możemy potem, kiedy już będziemy mieli jakieś możliwości. Jeżeli mówienie o interesach będzie utrudnione przez ukrywanie swoich pod płaszczykiem „wartości europejskich”, to my też je ukrywajmy. Trzeba się uczyć od niemieckiego prymusa prawda?
    Za fałszywą uważam alternatywę albo UE, albo Rosja. Są jeszcze Stany Zjednoczone. Utrzymywanie pogłebionych relacji z nimi jest dla nas korzystne, bo na nich stoi NATO, bo jest to szansa na wzmocnienie regionu itd. Jeżeli to byłoby korzystne i możliwe, możemy współpracować z Chinami. I tak dalej. Zwracam tu uwagę na to, że UE nie jest pakietem, zawierającym wszystko, czego Polska potrzebuje i co jest dla niej korzystne. Dlatego proponuję myślenie za pomocą „i”, nie „albo”.
    I wreszcie, nasza pozycja w UE. Odrzucam serwilizm i wyslugiwanie się cudzym interesom, pod pretekstem dbałości o „dobro wspólne” Unii. Musimy dbać o własne interesy i jeszcze raz, o własne interesy. Kiedy zakłada to współpracę, bardzo dobrze. Jeżeli nie, trudno. Nie proponuje bynajmniej myślenia o sobie kosztem innych (NORDSTREAM2), myślę o takie dogadywanie się, żeby się wszystkim opłacało. I ostania rzecz. Lewicowe-liberalny sposób życia i myślenia nie może być narzucany nikomu. W ramach Praw Człowieka mieści się wiele rozwiązań, wiele kultur. Ponieważ ideologia mainstreamowa się radykaluzuje („prawa” społeczności LGBT+, gender, queer) powinniśmy działać w UE w kierunku prawdziwego pluralizmu.
    PS Może być tak, że kryterium korzyści może postawić pytanie o sens bycia członkiem UE. Wtedy trzeba się tym na serio zająć, na zimno, nie słuchając skrajnych stron. Nie wiem, czy Brexit będzie dla Zjednoczonego Królestwa czy nie, ale pokazuje jednak przykład myślenia kategoriami własnego interesu.

    • Maria WANKE-JERIE pisze:

      Brexit, czyli opuszczenie Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię, nie może być wskazywane jako przykład myślenia kategoriami własnego interesu, zwłaszcza jako przykład do naśladowania dla Polski. Inicjujący referendum w tej sprawie premier David Cameron nie przypuszczał, że większość Brytyjczyków zagłosuje za Brexitem, wynik głosowania był dla niego przegraną, podał się więc do dymisji zarówno z funkcji szefa rządu, jak i szefa Partii Konserwatywnej i usunął się w cień. Wszystko wskazuje na to, że referendum okazało się także przegraną Brytyjczyków. Jest to także niekorzystne dla samej Unii Europejskiej. Można zadać pytanie kto na tym skorzystał? Wydaje się, że jedynym wygranym okazała się Rosja – Władimir Putin nie krył satysfakcji z takiego rozwoju wypadków. Nie jest wykluczone, że rosyjskie służby zrobiły swoje w trakcie kampanii przedreferendalnej. Dlatego przestrzegałabym przed myśleniem, które tylko z pozoru jest kierowaniem się kategoriami własnego interesu. Wolę sytuacje win – win, kiedy wszyscy wygrywają, niż takie, kiedy wszyscy tracą. Może wszyscy z wyjątkiem Putina.

  5. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Dyskusja inspirowana tym tekstem toczy się też na Twitterze. Poniżej przytaczam niektóre wpisy:

    Przemysław Sieciński @P_S_Milano
    Tekst polecam uwadze. Szczególnie urodzonym po 1989 r.

    Rafal Kubara @2003Rafal
    Co ma wspólnego wprowadzenie stanu wojennego z naszym członkostwem w UE…

    Andrea Speranza @Speranza7Andrea
    To prawda. UE dziś to konglomerat interesów przede wszystkim Niemiec, które chcą hegemonii i swoistego „cesarstwa niemieckiego”. Model „państwa” federalistycznego pod auspicjami lewactwa i idei Spinellego.

    Dawid Janik @janik_dawid
    Niestety takie są realia, że silniejszy narzuca warunki. Dopóki nie będziemy potęgą ekonomiczną lub wojskową możemy jedynie machać szabelką.

    Zometa @Zometa17
    Jakie negocjacje. Niemcy postawili warunki i Polacy z uśmiechem je podpisali.

  6. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Ten tekst to dobry przyczynek do przypomnienia sobie naszych myśli, dotyczących się przystąpienia do UE jakie mieliśmy kilkanaście lat temu. Były nadzieje, były obawy, była też i niewiara, że w naszym przypadku to zadziała, że dostaniemy jakieś fundusze czy dopłaty. Wygrały nadzieje. Nadzieje, że europejskie fundusze i inwestycje pomogą wybudować drogi, unowoczesnić przemysł i rolnictwo. Nadzieje że jak nam się wydawało dobrze sprawdzone unijne standardy, normy i procedury ogranicza korupcję, umocnią handel, usprawnią działanie urzędów, czy choćby wymiaru sprawiedliwości. Były nadzieje związane ze swobodą podróżowania i pracy za granicą . Nadzieja, że umocowanie w strukturach Europy zachodniej ostatecznie wyrwie nas z obszaru wpływów Rosji. Nie podejmuję się analizy w jakim stopniu te nadzieje się ziściły a w jakim były pomyłką. Kiedy głosowałem w referendum za, istotnym argumentem było również poparcie jakie dla naszego członkowstwa w UE wyrażał Jan Paweł II. Papież Polak wierzył, że suma summarum członkowstwo w strukturach Europy zachodniej będzie dla Polski korzystne i miał też nadzieję, że katolicka Polska będzie tą ewangeliczną solą, ktote zabezpieczy Europę przed dalszym zepsuciem i odejściem od chrześcijańskich korzeni.
    Po wstąpieniu do UE przypadł nam status zatrudnionego trochę z litości praktykanta, który musi się uczyć panujących w firmie zasad i zwyczajów. Taki „nowy” formalnie ma równe prawa, ale dla własnego dobra lepiej żeby nie wchodził W drogę i nie zraził „starych” członków ekipy. Taka sytuacja mogła się nawet wydawać z początku czymś normalnym, problem w tym że po 15-tu latach wiele ludzi w Polsce wciąż uważa taka „normę” za słuszną.
    Tymczasem EU bardzo się zmieniła. Prym wiodą srodowiska uwazajace że całkowite odejście od chrześcijańskich zasad , idei, symboli jest podstawowym warunkiem postępu. Kiedy do władzy w Polsce doszło PiS i przypominać idee Europy ojczyzn, patriotyzmu, tradycyjnej rodziny, Polska stała się solą – solą w oku europejskiej lewicy. Zapewne wielu działaczy europejskiej lewicy marzy o tym by nas przykład nie upokorzyć i skłonić do polexitu.. Zasadnicze pytanie: czy możemy wpływać na Unię Europejską? Myślę że obecnie w bardzo małym stopniu i musimy się mierzyć z determinacją do dalszego jego ograniczenia. Musimy działać bardzo rozważnie i dlugoplanowo. Przede wszystkim trzeba umacniać gospodarkę – z silnym tylko głupi się nie liczy. Po drugie musimy umiejętnie szukać sojuszników w różnych sprawach. Wielu obserwatorów zauważa, że Polska staje się punktem odniesienia dla europejskich konserwatystów. Dobrze by te siły się jednoczyly i stanowiły przeciwwagę dla zapędów lewicy .
    Przyznam że często irytuje mnie postawa niektórych europosłów PiS, którzy zdają się nie zauważać różnicy między debatą w PE a klotnią między kuzynami u cioci na imieninach. Nie wystarczy mieć rację, trzeba umieć przedstawić ją tak, by mogli zrozumieć przynajmniej Ci którzy chcą zrozumieć Należy uważnie dobierać słowa, by nie zrazić potencjalnych sojuszników , zwłaszcza jeśli wiadomo, że przekaz medialny będzie stronniczy. Nie ma sensu odbijanie zarzutu zarzutem.

  7. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Dziękuję za zainteresowanie i dyskusję, zwłaszcza autorom obszernych komentarzy. Wszyscy zgadzają się, że Unia Europejska, do której wstępowaliśmy razem dziewięcioma innymi krajami Europy Środkowo-Wschodniej, to nie ta sama wspólnota, co teraz. Istotnie Unia Europejska zmieniła się i zmienia nadal, w 2004 roku do piętnastki dołączyło dziesięć państw, potem Unia rozszerzała się jeszcze dwukrotnie i liczyła ich 28, po wystąpieniu Wielkiej Brytanii Unię stanowi 27 państw. Traktat z Lizbony, który wszedł w życie 1 grudnia 2009 roku, zastępując Traktat Nicejski, nadał UE jednolitą strukturę i osobowość prawną. To na mocy tego traktatu utworzono stanowiska wysokiego przedstawiciela ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, a także Przewodniczącego Rady Europejskiej, ograniczono liczbę eurodeputowanych, przyznając Polsce dodatkowego europosła, i komisarzy europejskich. Zmienił się system podejmowania decyzji i została rozszerzona lista tematów, o których Rada UE może decydować kwalifikowaną większością głosów. Rafał Kubara zauważa, że w Unii Europejskiej „prym wiodą środowiska uważające że całkowite odejście od chrześcijańskich zasad, idei, symboli jest podstawowym warunkiem postępu”. Chyba nie tyle dominują one w Unii, co w krajach zachodnich, które tworzą wspólnotę. Warto jednak pamiętać, że Wielka Brytania, która zdecydowała się UE opuścić, leży na przeciwległym jej krańcu, co Polska, a to z geopolitycznego punktu widzenia zasadnicza różnica.

  8. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Myślę że jest delikatna różnica między słowem „dominować A sformułowaniem „wieść prym ” . W UE dominują Niemcy rzadzone przez partię przynajmniej z nazwy chrzescijansko-demokratyczną. Nic istotnego nie może być uchwalone wbrew woli Angeli Merkel. Środowiska lewicowe wiodą prym w tym sensie że są najbardziej aktywne i często przeforsowują swoje stanowisko w kwestiach będących ich priorytetami ideologicznymi jak np. w kwestii aborcji w Polsce. Zgadzam się że przede wszystkim że względów geopolitycznych członkostwo w UE jest bardzo ważne dla Polski. Wobec tego musimy się nie dać: nie dać złamać, nie dać oszwabić i nie dać wyrzucić ?

Skomentuj jurek Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *