PERYSKOP – prolog
Skąd się wzięła opowieść o peryskopie? Dlaczego ta z pozoru banalna historia o przedmiocie wykonywanym na lekcjach zajęć technicznych w szkole tak zapadła w pamięć i wciąż wracała? Dziś prolog, wstęp do opowieści, która mogła być scenariuszem filmowym. Igor Mertyn znów gościnnie zaczyna od początku, a właściwie od końca.
Igor MERTYN
Socjolog, doktorant. Autor dramatów: „Dwa dramaty wg Mrożka”, „Związki”, „Gilojady”, „Upał”, „Patronat”. Autor scenariuszy filmowych. Absolwent zarządzania gospodarką lokalną i regionalną na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego.
PERYSKOP siedział we mnie
„Do współczucia z każdej rzeczy woła,
z każdego ruchu daje znak: Wspominaj!
Ptaki cichymi pióry lecą na wskroś przez nas”
– Oo! dobrze, że cię widzę, wejdź do dyrektora – pani Jola zaczepiła mnie na korytarzu szkoły w majowy dzień. Pani Jola to prawa ręka dyrektora, główna księgowa, asystentka i kochanka.
– Co się stało? – spytałem przestraszony.
– Nie wiem, idź załatw sprawę. Jakby był problem to przyjdź i powiedz. No idź! Teraz – naciskała.
– Dobra, idę już – pospieszyłem.
Pani Jola chyba mnie lubi, na pewno jest mi wdzięczna za to, że nauczyłem jej córkę pływać. Taka przysługa dla kobiety samotnie wychowującej dziecko. Małej imponowało, że chłopak ze szkoły średniej uczy drugoklasistkę pływać.
– Dzień dobry, miałem przyjść do pana dyrektora.
– A tak wejdź, czeka na ciebie – powiedziała Ania, sekretarka, uśmiechając się. Nie wiem co ten uśmiech oznaczał. Należałem do grona wielbicieli sekretarki szkolnej. Nie umiała pisać na maszynie ale potrafiła łączyć dyrektora przez telefon i mówić z wdziękiem, ładnie się uśmiechając nauczycielom „Jest zajęty”. Pomóc nie za wiele potrafiła, ale była naprawdę ładna.
Zapukałem, otworzyłem drzwi i wychyliłem głowę.
– Panie dyrektorze.
– Wejdź, wejdź, śmiało. Prawie nasz absolwent, tylko świadectwo odbierzecie i w świat. Siadaj! – wskazał na fotel i dodał: – Poczekaj jeszcze zawołamy Domagałę, Aniu, poproś Mirka – dyrektor otworzył i wychylił się na chwilę przez drzwi.
– No i co? Jak tam? Co u ciebie? Ładnie ci poszło na maturze! – dyrektor pokazał mi swoje białe zęby.
– Dobrze, uczę się, przygotowuję do egzaminów.
Dyrektor podszedł do okna, zaczął podlewać kwiaty.
– I co? chcieliście wolności i macie wolność, ale powiedz, wcześniej jej nie było?
Do kogo on mówi? Stoi do mnie tyłem, zastanawiam się. Jednak w tym momencie uważnie słuchałem dyrektora.
– Mogłeś się uczyć, mówić po polsku, czytać, na kolonie wyjeżdżaliście, na obozy, nawet byłeś na jednym zimowym ze szkoły, w nagrodę za czytelnictwo, czego wam brakowało? O jaką wolność wy walczyliście, co wam ta zmiana ma dać, co się zmieni? – dyrektor odwrócił się do mnie, popatrzył i ponownie wrócił do podlewania kwiatków.
– Błąd polegał na tym, że nikt wam nie wytłumaczył, co jest wolnością! To był błąd! A pamiętaj, tak naprawdę niewiele się zmieni. Zaopatrzenie będzie lepsze? Bez tego też by się poprawiło – na chwilę zawiesił głos.
– Pamiętaj, to wszystko zależy od ludzi, kto jaki jest, jak się zachowa, czy pomaga drugiemu, czy nie. Czy ten drugi pamięta o tym, kto mu pomógł. A, że tamci ładnie mówią o jakiejś idei wolności, to młodzi się tego chwytają.
– Młodzież zawsze się buntuje i będzie się buntowała. Taka jest kolej rzeczy – skończył podlewać kwiatki, usiadł na przeciwko mnie w swoim fotelu. Popatrzył na mnie badawczo, zmrużył oczy.
– Jak byłeś w drugiej klasie, był u nas jeden człowiek, mieszkał koło ciebie. Zaczął mi opowiadać, że jesteś w jakiejś bandzie osiedlowej, że łobuzujesz i trzeba na ciebie uważać – dyrektor dalej opowiadał.
Od razu pomyślałem – Ormowiec! – tylko on mógł przyjść, musiał przyjść po pobiciu go, nie wiedział kto to zrobił, szukał winnych i współwinnych. Kiedy właściwie się to zaczęło…., gdy peryskop, tak gdy peryskop, gdy była moja sprawa z peryskopem… właściwie to tuż przed. No oczywiście, major, peryskop, ormowiec.
– Jeszcze opowiadał, że antypaństwowe hasła wypisywałeś, że mienia państwowe z innymi bandytami i łobuzami niszczyłeś, ale ja to wpuściłem jednym uchem (tu zrobił pauzę), a wypuściłem drugim. O i tyle – dyrektor dalej opowiadał i dopiero pukanie do drzwi przerwało jego monolog.
Drzwi otworzyły się. Wszedł pan Domagała (nauczyciel, opiekun wszelakich akademii ku czci, opiekun świetlicy i działań kulturalnych w naszej szkole, zawsze się chwalił, że napisał tekst piosenki, która w Kołobrzegu na festiwalu zajęła drugie miejsce).
– O, jesteś Mirek! – dyrektor wyraźnie ucieszył się, jak na oczekiwaną pomoc.
– No to powiedz nam – dyrektor wyrwał mnie z podróży do wspomnień o peryskopie – powiedz nam gdzie się zdaje na studia po naszej szkole?
Zrozumiałem, że to pytanie jest kierowane do mnie, a nie do pana Domagały i to bardzo serio
– No różnie, ale przede wszystkim na chemię spożywczą, na przykład – odpowiedziałem mało pewnie.
– Oo! masz odpowiedź, na chemię spożywczą, tak jest! Potrzeba nam inżynierów, technologów! Mirek, co o tym sądzisz? – spytał dyrektor Domagałę, jak w scenariuszu.
– Ciężko tak zdawać zaraz po maturze do takiej szkoły – Domagała zaczął niemrawo, wyciągnął paczkę papierosów.
– Ty palisz? – nieoczekiwanie spytał mnie nauczyciel.
– Nie, nie palę
– Widzisz, jeszcze porządny do tego – zaśmiał się dyrektor – chyba nie masz nic przeciwko? – spytał jeszcze.
Co odpowiedzieć? Mój dziadek przeprowadził kiedyś męską rozmowę – o jedno cię proszę, nie pal! Ja paliłem tam, wiesz i jeszcze w obozie pracy takie świństwa, żee .. uwierz to największe ohydztwo w świecie. Nawet wódka tak nie szkodzi, a jak jeszcze dobrze zrobiona to mmm, cymes, szczególnie jak twój pradziadek robił!
– Widzisz, lepiej skończyć studia bardziej konkretne, na początku, wyrabiające człowieka, a później próbować innych kierunków – doradzał Domagała. – Ludzie po kilka razy zdają, ja sam się do szkoły teatralnej nie dostałem. Trzeba mieć coś w zanadrzu – tłumaczył dalej Domagała, zaciągając się papierosem.
„Przypadek”, „Przypadek” – dlaczego teraz myślę o tym filmie. Jest jakaś podobna scena w tym filmie? – zastanawiam się. Czy może paść pytanie o kino moralnego niepokoju na egzaminie?
– Słyszysz! A ty wyskakujesz z podaniem do szkoły filmowej! Co cię podkusiło, bo przedstawienie zrobiłeś na studniówkę?! Przemyśl to – popatrzył na mnie badawczo dyrektor, zanim dym z papierosa zasłonił jego oczy. – Lepiej jak najpierw pójdziesz na chemię spożywczą, jesteś przecież technologiem piekarskim, masz dyplom, maturę – dyrektor spocił się.
– Ale to nie podpisze mi pan tego podania na studia? – dopytuję. – Panie dyrektorze.
Zapadła cisza, a historia z peryskopem chodziła mi po głowie na dobre. Dyrektor coś zaczął mówić, ale ja nie słuchałem. Ormowiec przypomniał mi tamtą historię, chyba wiem co przygotuję na egzaminy do szkoły filmowej, między innymi scenariusz Peryskopu, teraz jak najszybciej trzeba wracać do domu i pisać. To jest najważniejsze, opisać historię peryskopu.
– To podpisze mi pan, panie dyrektorze? Muszę podanie złożyć w szkole filmowej! Nasza szkoła może mi w ogóle odmówić podpisania takiego podania? – zacząłem naciskać, udając przy tym naiwnego.
Amarcord, amarcord! Trzeba jak najszybciej napisać Peryskop. Póki pamiętam.
Specyficzny klimat tej historii odnowił moje wspomnienie z tych czasów.
Rok 1988. Gorbaczowowska „głasnost'” (jasność) obaliła już większość mitów komunizmu. Uczymy się już o Katyniu, ale obowiązuje wersja, iż jest równe prawdopodobieństwo dokonana zbrodni przez Sowietów jak Niemcow. PZPR mydli oczy kolejnymi „etapami reformy”, ale wciąż wysyła ZOMO na demonstrantów. Przygotowania do matury. Koleżanka pilnie czyta w szatni jakieś odbite na powielaczu streszczenia lektur.
-Pokaż. Co to jest?
–No zobacz sobie. Są tu wszystkie lektury.
Otwieram na powieści ” Chłopi”. Tylko 1/3 strony – mało. Przedstawiony tylko jeden wątek: wyzyskiwanego parobka Kuby z całym arsenałem komunistycznych sloganów. Na końcu zdanie: ” Gloryfikację kułaku znajdujemy w opisie śmierci Boryny”. Przecieram oczy – „kułaku” jest napisane. Nawet nie kułactwa.
– Co to za głupoty? To chyba 40 lat temu pisane. Nie ucz się z tego bo bzdury napiszesz na maturze.
– Co się czepiasz? Nie pasuje ci to oddaje bo nie ma czasu.