Zwyczajnie – niezwyczajnie

Przyzwyczailiśmy się, że papież Franciszek łamie konwenanse, podobnie jak robił to od początku swojego pontyfikatu Jan Paweł II. Tym razem Ojciec Święty zadziwił świat, gdy w trakcie lotu samolotem w Chile pobłogosławił małżeństwo stewardessy i stewarda. Jak podkreślono, to pierwsze takie wydarzenie. Ale jego znaczenie wykracza daleko poza posługę udzieloną tej konkretnej parze.

Do spontanicznie zorganizowanej ceremonii doszło, gdy samolot z papieżem leciał ze stolicy Chile Santiago do miasta Iquique. Papież Franciszek pobłogosławił sakramentalny związek małżeński chilijskiej stewardessy o imieniu Paula ze stewardem Carlosem. Od lat żyli ze sobą związani jedynie ślubem cywilnym, mają dwoje dzieci. Nie mogli wziąć ślubu kościelnego, ponieważ – jak tłumaczyli – kościół, w którym chcieli się pobrać i mieli już wyznaczoną datę, zawalił się w wyniku trzęsienia ziemi w 2010 roku. W trakcie lotu oboje poprosili papieża o błogosławieństwo. Franciszek zapytał ich wtedy, czy są po ślubie. Oni wytłumaczyli, że mają tylko ślub cywilny i opowiedzieli, dlaczego nie wzięli kościelnego. Papież postanowił udzielić sakramentu małżeństwa od razu, na pokładzie samolotu. Zadał obojgu pytania dotyczące ich przekonań na temat wartości małżeństwa. Na świadków wybrano znajdującego się na pokładzie księdza i prezesa chilijskich linii lotniczych „Latam”, który podróżował z papieżem. Małżonkowie zaraz po ceremonii poszli do części samolotu, gdzie lecieli dziennikarze i opowiedzieli o swoim wyjątkowym ślubie. Rzecznik Watykanu Greg Burke oświadczył, że zawarte w ten sposób małżeństwo jest ważne i że odpowiednie świadectwo ślubu zostało wystawione od razu, odręcznie.

Tymczasem na Twitterze mnożyły  się wątpliwości. A to, że nie było spowiedzi („Tak bez spowiedzi… Na hurra? W końcu to sakrament” – napisała Marzena Paczuska), ani wcześniejszych nauk przedślubnych, a to, że nikt nie sprawdzał, czy istnieją jakieś formalne przeszkody, a to, że ceremonii zaślubin nie towarzyszyła Msza św., a małżonkowie nie przystępowali do Komunii św. Pojawiło się też zarzut, że wprawdzie akt jest ważny, ale to banalizacja sakramentu małżeństwa. Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że wszyscy tu są bardziej papiescy niż sam papież. I to nie w przenośni, ale całkiem dosłownie.

Dla wątpiących podaję [LINK] z wyjaśnieniem dotyczącym ważności sakramentu małżeństwa udzielonego w samolocie.

Z właściwym sobie humorem komentował to niezwykłe wydarzenie na Twitterze ks. Wojciech Ziółek SJ:

„Uważam, że Pan Jezus zachował się bardzo nieodpowiedzialnie udzielając Pierwszej Komunii Św. Apostołom, bez egzaminu z katechizmu, prób, a przede wszystkim bez spowiedzi! To wszystko wprowadza zamęt. O braku ubrań komunijnych już nie wspomnę.”

lub

„«Obłudnicy, czyż wielu z was nie zdarzyło się prosić księdza o uwolnienie od grzechu przez spowiedź gdzie popadnie? A czy tej pary katolików, którą szatan 7 lat trzymał na uwięzi, nie należało uwolnić od tych więzów jak najszybciej, choćby i w samolocie?» Parafrazując Łk 13 15-16”

Tymczasem właśnie przywiązanie do utrwalonych zwyczajów, wielkiej (i kosztownej) ceremonii ślubnej, często sprawia, że młodzi żyją ze sobą i ślubu nie biorą, bo – jak twierdzą – nie stać ich na wesele. Nie raz słyszałam taki argument od tych, którzy latami są w wolnym związku, choć nie mają formalnych przeszkód do zawarcia sakramentalnego małżeństwa.

Papież tym pięknym gestem pokazał, co jest w życiu najważniejsze.

Pokazał to wszystkim tym, którzy bez kosztownego wesela nie wyobrażają sobie ślubu, wybierając życie z punktu widzenia wiary w konflikcie sumienia. Chciałoby się przywołać wojenne śluby, jak choćby ten, który mogliśmy widzieć w paradokumentalnym filmie non-fiction „Powstanie Warszawskie”.

Jedynym uroczystym akcentem stroju panny młodej był kwiat we włosach. Ślubowali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską aż do śmierci, a ta czyhała za każdym rogiem. Wiele takich małżeństw błogosławili księża w czasie wojny, gdy sakrament ważniejszy był niż konwenanse.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

29 komentarzy

  1. kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Dziwne mamy czasy skoro wierzący krytykują to co czyni, czy czego uczy Papież. Tym bardziej, że gołym okiem widać iż (przynajmniej w trakcie mojego życia) wybór Papieża nie jest przypadkowy. Coś w tym jest że wybierani są tacy jakich potrzebujemy w naszych trudnych czasach. Papież Franciszek u nas, w katolickim kraju, jest krytykowany (tu mam na myśli komentarze w sieci) .

  2. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Jak dla mnie, bardzo widowiskowe, teatralne i obliczone na efekt zachowanie Papieża Franciszka. Takiego gestu spodziewałbym się od aktora, a nie papieża, ale nie mnie oceniać. Skądinąd wiem, że ludzie lubią takie niekonwencjonalne zachowania, więc pewnie i to przysporzy „takiemu równemu” papieżowi popularności.

    • olasz64@icloud.com' alesz pisze:

      Bardziej spektakularne jest to, że para pobiegła do dziennikarzy… Wiele rzeczy mi się nie podoba u papieża Franciszka, ma wiele wpadek, tłumaczę jednak to argentyńską mentalnością… i tyle w tym temacie

  3. k.jarkiewicz.ign@gmail.com' Katarzyna Jarkiewicz pisze:

    Przykład powstania warszawskiego wskazuje,o jak różnych sprawach mówimy.Obowiązywały katolików wtedy tylko śluby religijne, to niewierzący mieli śluby cywilne.Dopóki stały kościoły śluby odbywały się w kościołach,potem w podziemiach kościołów. Nie było mszy św., ale była liturgia połączona często z Eucharystią,bo młodzi szli na barykady i wiadomo,że często ginęli.W niebezpieczeństwie śmierci księża udzielali powszechnej absolucji,choć młodzi spowiadali się indywidualnie i bardzo o to dbali, jak opisywał to ks. Rostworowski. Ceremonia nie miała nigdy charakteru przypadkowego i nie wynikała z konieczności (odwodzono młodych od tych ślubów,a oni wręcz o nie błagali). Tylko okoliczności były nadzwyczajne,ale reszta do bólu zwyczajna, więc porównanie tego co stało się w samolocie uważam za niedorzeczne i krzywdzące powstańców. Sytuację w samolocie odbieram w kontekście całości problemów,jakie Kościół ma z katolickimi małżeństwami.Wzrasta liczba związków nieformalnych,rozpadają się małżeństwa,liczba stwierdzeń nieważności wzrasta lawinowo, coraz później lub wcale młodzi wiążą się w pary. Kościół chce uratować sakrament małżeństwa przed całkowitym zatarciem w świadomości wiernych (przypominam badania z czasów Wielkiej Nowenny, 43% katolików w Polsce nie widziało różnicy między ślubem kościelnym a cywilnym,różnice widzieli w aspekcie miejsca ślubu,wyglądu panny młodej,charakteru przysięgi,ale co do skutków uważali,że są takie same) i często na siłę stara się wpływać na związki nieformalne,aby się legalizowały. Uważam to za pośrednio za sakralizację konkubinatów. Wygląda to również na rozpaczliwą próbę ratowania statystyk,a przecież nie o to chodzi. Zbyt często spotykam się z sytuacjami rozpadu związków, które za szybko sformalizowano,że nie mam złudzeń. Osoby wynajdują kuriozalne przyczyny braku formalizacji zamiast wprost powiedzieć: nie wierzymy w sakrament małżeństwa,niczym on dla nas się nie różni od ślubu cywilnego i związku na kartę rowerową. Oczywiście jak Kościołowi tak zależy,to możemy do tej kancelarii pójść i papiery podpisać,ale tak naprawdę to nas nic to nie rusza. Oczywiście w Polsce upowszechniają się lansowane przez ks. Marka Blazę na łamach DEON śluby kancelaryjne,bo po pierwsze nic nie kosztują lub kosztują jako wpis urzędowy, po drugie trwają krótko, są bez liturgii, a formalności sprowadzane są do minimum. Księża za cenę legalizacji konkubinatów są skłonni i tak robią zrezygnować z poświadczeń sakramentów lub kursów przedmałżeńskich. Młodzi jeśli biorą ślub w ogóle to cywilny lub żyją w związku nieformalnym.Potem pod naciskiem rodziny,znajomych,proboszcza legalizują szybko ślub w Kościele i wszystko niby jest w porządku do czasu rozpadu małżeństwa,wtedy szybko pozew do sądu diecezjalnego o stwierdzenie nieważności,oczywiście najlepiej z potwierdzeniem,że naciskano na młodych w materii ślubu, a oni ulegli, więc ślub nieważny i możemy się tak dalej bawić w ciuciubabkę. A sprawa wydaje się banalnie prosta: młodzi nie mają powołania do małżeństwa tylko tak nagle wpadli na siebie i siłą inercji połączonej z ciążeniem trwają do śmierci. Gdyby rozeznali mogłoby się okazać,że wcale małżeństwo nie jest ich powołaniem i ze mają co innego w życiu robić,ale skoro proboszcz każe legalizować, to legalizują dla świętego spokoju. Wierzę,że papież przejrzał serca tych ludzi i zrobił to,co mu kazał Bóg,ale równocześnie wiem,że zapłaci za to cały Kościół od strony duszpasterskiej.Sakrament małżeństwa ulegnie jeszcze większej destrukcji. Stanie się nie główną ceremonią w życiu,ale jedną z wielu uroczystości, które ubarwiają codzienność. A może właśnie o to chodzi?Żeby przyszedł Chrystus to musi umrzeć wszystko to,co uważamy za istotne również w Kościele.

    • bialanka@zoho.com' czerniakowianka pisze:

      Chyba po siedmiu latach „pożycia” można mówić o stabilnym związku, bez obawy że nastąpi rozpad małżeństwa?
      Faktycznie przywołanie ślubów powstańczych nie jest adekwatne do obecnej sytuacji, niemniej nie uważam aby należało w jakikolwiek sposób potępiać czyn papieża Franciszka. W Polsce ostatnio zaczynamy iść w stronę faryzeizmu, przedkładającego formę ponad treść.
      Gest Franciszka jest pięknym wyjściem naprzeciw ludziom, czego nie zrobił żaden ksiądz przez siedem lat ich życia. Kościół otwarty nie polega na tym tylko żeby życzliwie przyjąć ludzi którzy przyjdą z problemami ale przede wszystkich aby do ludzi z kościoła wychodzić i poszukiwać.
      Społeczeństwa laicyzują się, również polskie – wiemy to z najnowszego spisu wiernych, z którego twardych danych wynika najniższa ilość dominicantes i comunicantes od lat. I to w sytuacji kiedy władze sprzyjają kościołowi, regularnie uczestniczą we mszach świętych oraz usiłują wprowadzić przepisami zasady katolickie do ustaw.
      Rezygnacja zaś z nauk przedmałżeńskich w przypadku długotrwałego związku nie jest pójściem na skróty tylko przejawem pragmatyzmu, bo czegóż tacy ludzie nauczą się na kursach przedmałżeńskich? I dlaczego wymagać przynoszenia pokwitowań, skoro obecnie można szybko skontaktować się z parafią chrztu i pozyskać informacje o kandydatach do małżeństwa? A przede wszystkim, dlaczego traktować ludzi z założenia jako kłamców gdy mówią że przystąpili niezbędnych do sakramentów?
      Kościół także w Polsce musi wyjść z murów, za którymi jest bezpiecznie i przychodzą tylko ci, którzy są chętni, z którymi łatwiej jest pracować. Przestać otaczać się ciotkami parafialnymi i zmierzyć się z rzeczywistością w laicyzującym się państwie a nie tylko gdzieś w Afryce czy Azji. To jest apostolstwo na miarę współczesności.

      • k.jarkiewicz.ign@gmail.com' Katarzyna Jarkiewicz pisze:

        Mój znajomy,związany z Monarem terapeuta, zdecydował się z żoną na legalizację związku w Kościele przed ślubem córki.Wcześniej żył z konkubiną przez ponad 20 lat w związku nieformalnym.Po ślubie żyli w małżeństwie niecały rok: dostał silnej zapaści nerwowej i trzeba było unieważnić małżeństwo zarówno w Kościele,jak i w urzędzie,bo by się przekręcił. Dziś dalej żyje w związku nieformalnym z ex-żoną.Małżeństwo winni zawierać jedynie ci,którzy mają do tego powołanie.Nie każdy dzielący łoże i stół z drugą osobą jest powołany do małżeństwa.Często ludzie po prostu wpadają na siebie i efektem kuli śnieżnej trwają w tej relacji zbudowanej np. wokół wspólnych dzieci,kredytu mieszkaniowego,pracy.Dlatego Kościół zaleca narzeczonym,aby nie mieszkali ze sobą przed ślubem albo choćby na rok wyprowadzili się od siebie.Człowiek musi mieć pewność,że to jego powołanie,że cała istota jego życia skłania go ku małżeństwu,że jest to autentyczny wybór,a nie skutek przypadku czy losu. W dobie indywidualizmu najpierw władze państwowe,a dziś coraz bardziej Kościół rozluźniają te zasady pod wpływem społecznego nacisku.Ludzie chcą po prostu żyć nie zastanawiając się nad swoim powołaniem,bo to często bolesny proces dochodzenia do wiedzy o sobie. Wolą zdać się na ślepy los,przypadek,emocje i seks. A potem uważają,że jest jak zawsze: rutyna codzienności,a u niektórych zdarza się po drodze romans czy nagłe zauroczenie dla ubarwienia życia. Wielu, jak czerniakowska zauważyła mówi:co nam nowego Kościół może powiedzieć w sprawie małżeństwa jak my żyjemy 8,10,20 lat ze sobą i już wszystko o życiu wiemy,czego nauczą nas kursy przedmałżeńskie?Może ktoś po raz pierwszy w życiu zapyta sam siebie:czy to jest moja droga,czy powinienem na niej być,czy żyję świadomie.Wielu po raz pierwszy dowie się o stosunku Kościoła do antykoncepcji,odkryje co u progu dorosłości powinien był zrobić,a z lenistwa czy zaniedbania zaniechał. Nie mam złudzeń: sakrament małżeństwa ulega destrukcji,bo ludzie nie chcą pracować nad sobą,nie żyją wiarą,ulegają modom i naciskom różnych ideologii.Bez małżeństwa żyje się po prostu łatwiej i przyjemniej. Nikt nie wrócił z drugiej strony,aby powiedzieć,jakie są skutki braku życia powołaniem. Może równie przyjemne albo nie.

        • bialanka@zoho.com' czerniakowianka pisze:

          Przepraszam ale stosunek kościoła do antykoncepcji jest tak powszechnie znany, że bardziej znany niż wiele modlitw. Na brak świadomości czy rozeznania nie pomogą nauki przedmałżeńskie, ani na brak dojrzałości. Proszę zauważyć ze gros obecnych małżeństw sakramentalnych takie kursy przeszło, co nie powoduje wcale, że wskaźnik utrzymywalności małżeństw jest na jakimś stałym poziomie, wręcz przeciwnie – ilość stwierdzeń nieważności cały czas wzrasta. I nie jest to kwestia „trików prawniczych” bowiem przy obrońcach węzła małżeńskiego nie jest to takie proste jak z rozwodem w sądzie świeckim.
          Zaś umiejętność przewijania dziecka nie jest niezbędna przy zawieraniu ślubu, można tego spokojnie nauczyć się w czasie ciąży, przy tzw szkole rodzenia, zapewniam że to działa.
          Aby człowiek zastanowił się nad swoim powołaniem – ktoś musi mu nieraz wyjść na spotkanie, zamiast zasłaniać się papierkami i wymaganiami. Jeśli nie zaprosi się kogoś do kościoła nie będzie od kogo wymagać ani kogo rozwijać. Chyba że echo.
          Dodam od siebie że związki niesakramentalne, w których żyją ludzie, muszą włożyć wiele chęci i energii w to żeby pozostać w kościele, wbrew nieraz księżom z ich parafii. W Warszawie jest jedno tylko znane mi duszpasterstwo związków nieskaramentalnych – na Skaryszewskiej. Mimo że wzrasta ilość związków niesakramentalnych nie ma adekwatnej odpowiedzi ze strony kościoła , nie po to by im pobłażać lub zachęcać do trwania w grzechu ale by przyciągać do kościoła i pomagać pozostać we wspólnocie.

          • k.jarkiewicz.ign@gmail.com' Katarzyna Jarkiewicz pisze:

            Tak jest znany,że od kiedy obowiązuje jako praktyka, czyli 1930 roku, stosuje go obecnie niewiele ponad 5% katolików, gdy w latach 70. 1/3 polskich katolików stosowała NPR jako stałą praktykę regulacji poczęć. Prowadzący kursy przedmałżeńskie w Krakowie na takim spotkaniu w 2003 roku stwierdzili,że ilość osób, która po ewaluacji tylko wiedzy przeszła kursy to niewiele ponad połowa uczestników.Reszta przyszła po pieczątkę i zupełnie nie uczestniczyła aktywnie w kursach. Ci ludzie uznali za zło konieczne swój udział w kursach i tak zresztą odbierają tę praktykę.Umiejętności w zakresie tzw. życia rodzinnego występowały na kursach przedmałżeńskich tzw. bnińskich od koncepcji opracowanej w Bninie (dziś Kórnik) do 1952. Potem zaniechano uczenia budżetowania,gotowania,opieki nad niemowlęciem,leczenia standardowych chorób dziecięcych uznając,że to instytucje społeczne przejmą te role. Badania brytyjskie,bo polskich nie znam,dowodzą,że 13% młodych małżonków umie jedynie zagotować wodę,włączyć zmywarkę,odebrać maila i zna numer alarmowy.Sporo osób nie potrafi nic, stąd według socjologów trudność w trwałej więzi,bo panuje frustracja,kto ma odpowiadać za dom i czynności codzienne. Z samej istoty wiary w Kościele związki niesakramentalne to kuriozum.Są albo małżeństwa, albo celibatariusze,albo osoby samotne zawodowo czynne.Związki niesakramentalne to ni pies ni wydra – efekt zagubienia powołania lub jego nieodczytania. Rozumiem,że im trudno pozostać w Kościele,bo rzeczywiście jak się nie ma w nim miejsca ze swoim powołaniem, to nie wiadomo po co tam trwać. Trzeba wybrać,bo w takim zawieszeniu pomiędzy powołaniami trudno się żyje. Tendencja w Kościele jest do włączania tych związków w obręb małżeństw,co niestety skutkuje większą liczbą stwierdzeń nieważności: nie wszystkie związki wykazują powołanie do małżeństwa. Nie wiem,czy jest sens trzymać tych ludzi w Kościele.Jeśli ktoś nie wykazuje chęci dookreślenia swojego statusu i mu z tym dobrze,to ciągnięcie dla poprawy statystyk Kościoła jest niedorzecznością.

  4. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Trochę przydługi, ale trafny i wyjaśniający istotę rzeczy komentarz. Podziwiam, że też się chciało Pani tyle pisać.

  5. ewama7@wp.pl' Ewa Mastalska pisze:

    Moja koleżanka wzięła ślub cywilny choć nie było przeszkód do kościelnego. Zdecydowali się na niego gdy przyjaciele zaprosili ich na chrzestnych dziecka. Poszli wieczorem na mszę Kasia nie miała białej sukni tylko żakiet i spódnicę. Slub był w pierwszej sobocie postu ale ksiądz nie miał nic przeciwko jak nie planowali hucznego wesela.

  6. katarzyna.walus@onet.pl' Katarzyna Waluś pisze:

    Cenię Franciszka za odwagę!Kościół ciągle jest otoczony sztywnymi fasadami bardzo nieżyciowymi..Niestety wiele osób nie potrafi rozpoznać prawdziwej miłości!żyją ułudą…troska o zdrowie jest jednym z elementów uczucia!mówi się że diabeł tkwi w szczegółach!Dobrze jest zakończyć relacje gdzie nie ceni się drugiej osoby ..

  7. W kwestii ślubu w samolocie są kolejne wyjaśnienia: http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,6613,papiez-wyjasnia-jak-doszlo-do-slubu-pary-w-samolocie-musimy-o-tym-powiedziec-ksiezom.html
    Szczęśliwi małżonkowie uczestniczyli w kursach przedmałżeńskich i przystąpili do spowiedzi.

  8. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Pojawiły się już też komentarze na Facebooku:

    Juana Elena Wanke
    Tu w Argentynie nie obowiązuje spowiedź przed ślubem, większość ślubów nie łączy z mszą ani komunią. Nasi rodzice pobrali się w czasie wojny w Rosji i z braku księdza ślub pobłogosławił ksiądz prawosławny.

    Ewa Mastalska
    Moi rodzice brali skromny ślub i nie znoszą wesel choć czasem wypadało iść do kogoś z rodziny czy przyjacioł. Nie jestem mężatką ale coraz częściej myślę że w razie czego lepszy byłby obiad po ceremonii a potem np. ciekawy wyjazd.

  9. wolares@onet.pl' Andrzej Wu pisze:

    Cała ta sytuacja pachnie mi na z góry zaplanowana medialna ściemę. To bajka dla ludzi niewtajemniczonych w zagadnienia pracy u przewoźników lotniczych. Praca stewardów i stewardess jest o tyle specyficzna, że daje nikłe szanse, aby dwoje stewardów czy stewardess spotkało się na przestrzeni kilku miesięcy w tym samym rejsie lotniczym .
    Tu natomiast lata sobie małżeństwo jednym samolotem, steward i stewardessa i właśnie spotyka papieża. . .
    To coś jak łapanie hostii przez PAD z nagłą reakcja ochroniarzy i najazdem rejestrującej kamery w stylu Hollywood.
    JP2 był autentycznym, gdy podróżował a nawet wtedy, gdy opowiadał o kremówkach.
    W przypadku Bergoglio mamy przeplatankę ściemy i absurdalnie skrajnie nieodpowiedzialnych wypowiedzi.
    To ta pierwsza sytuacja. Wielka ściema. Ściema, którą zachłystuje się miliony osób niczym brazylijskim serialu o niewolnicy. Ludziom do szczęścia potrzeba nie wiele.
    Czasami wystarczy ładne opakowanie a w środku ściema.

    • szkudlarek76@gmail.com' Szkudlar pisze:

      Autentyczny było również, NIESTETY, w 2004 roku, gdy przyjmował z honorami Marciala Maciela Degolladę

      • wolares@onet.pl' Andrzej Wu pisze:

        Nie tylko zastąpił w dziwny sposób Benedykta XVI, ale też całkowicie zlekceważył jego decyzje odnośnie Degolladę.
        Ręce opadają na takie papiestwo, ale nie ma tego złego, bo przy jego pomocy ujawniają się podróbki kapłanów., którzy w myśl przysłowia o psuciu się ryby wiernie powtarzają każdą bzdurę papy klapy.

        • szkudlarek76@gmail.com' Szkudlar pisze:

          coś ci się pomieszało od tej nienawiści do Franciszka… To Jan Paweł II z honorami przyjmował Degolladę, gdy jasne było, że jest gwałcicielem i pedofilem

          • wolares@onet.pl' Andrzej Wu pisze:

            Masz rację, że mi się pomieszało, tak jak tobie od nienawiści do JP2. Różnica między obydwoma przypadkami jest taka, że ŚwJP2 przyczynił się do umacniania chrześcijaństwa a Bergoglio niweczy to, co zbudował ŚwJP2. Co do zachowania ŚwJP2 w sprawie Degollado, to nie sądzę, aby miał On pełną świadomość o ekscesach Degollado. Pewne jest natomiast, że Bergoglio ma świadomość co czyni stawiając hierarchów na baczność w sprawie islamizacji Europy. To co robił ŚwJP2 w sprawie Degollado to jego sprawa i jego podwładnego, natomiast to co czyni Bergoglio z Europą, to sprawa moja, moich dzieci i wnuków.

  10. Z punktu widzenia kulturoznawcy po 2 latach studiów magisterskich wygląda to tak: papież spotyka się z krytyką bo mimo 2 tysięcy z górką lat nauczania, chrześcijanie (w tym księża) nadal przejawiają żydowską mentalność, według której bardziej liczy się prawo (a zatem czyny) niż to co w sercu. Jest to trudne do zaakceptowania bo poniekąd oznacza, że są równi i równiejsi. Jedni mogą taki ślub w samolocie wziąć, inni nie. Jedni potrzebują papierka inni nie. Mimo Jezusa, Lutra i Descartesa, ludzie nadal nie akceptują tego, że każda sytuacja jest inna i nie może być porownywana z drugą. Dotyczy to tego ślubu w samolocie, aborcji, eutanazji i zasadniczo wszystkiego co dotyczy ludzkiego życia. Bo to jest właśnie życie – żywe, nieuchwytne, unikalne. Musimy – z kulturowego punktu widzenia – być w stanie zrozumieć, że nie ma takiej ramki, w którą da się upchać wszsytkie przypadki. Po ponad 2 tysiącach lat powinno to być jasne…

    Z prywatnego punktu widzenia: sam mam sporo doświadczeń z „papierkami” od księży; do ślubu, do chrzcin, ze spowiedzi… wszędzie. I powiem, że nic tak nie zniechęca do kościoła jak ten brak zaufania ze strony kleru. czy nie na tym polega wiara? Ale porzucenie tego zwyczaju spotyka się z argumentem, że kościoł chce podnieść sobie nieuczciwie statystyki dopuszczająć nawet tych którzy się nie nadają (!). Niech podnosi! I niech czym prędzej zrezygnuje z tych świstków – to jest aberacja wiary. Właśnie – wiary 🙂

  11. elzbieta314@gmail.com' Elżbieta Zborowska pisze:

    Być może słowa kuzynki autorek o tym,że w Aregentynie a być może i wChilesą inne procedury przedślubne, wyjaśniają istotę ślubu w samolocie. Dla mnie to było przepiękne zdarzenie-udzielony został sakrament. A komentarze w naszym kraju wskazują na istotne różnice w procedurach przedślubnych w różnych krajach. WPolsce przygotowanie do ślubu kościelnegoobecnie jest bardzo sformalizowane,stad pewnie zaskoczenie w naszych komentarzach.Przypomina mi się w związku z tym zdarzeniem własny ślub kościelny, który zawarłam trochę niż cywilny,tuż przed chrztem pierwszego dziecka. Wesela nie było,tylko przyjęcie w domu dla najbliższej rodziny,w trakcie którego para młoda,czyli ja z mężem musieliśmy gości przenosić, bo trzeba się bylo udać na nauki przedchrzcielne,gdyż chrzciny miały być następnego dnia. Najzabawniejsząpo latach okazała się data ślubu- pobraliśmy się 14 lutego.Teraz są to Walentynki,o których wtedy-1981 r nikt w Polsce nie mówił.

  12. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    „Co wolno wojewodzie…” mawiała moja śp. Babcia 🙂

    Warto przypomnieć, że sakrament małżeństwa, jako jedyny NIE jest udzielany przez kapłana. Małżonkowie składają sobie nawzajem przysięgę, Bóg łączy, a rola kapłana… no cóż – notariusz? Można powiedzieć, że wymagana przez KPK obecność kapłana to pewnego rodzaju uzurpacja instytucjonalna 😉 Bynajmniej nie chcę przez to powiedzieć, że kapłan jest zbędny. Byłby zbędny, gdyby ludzie mieli świadomość, że ta przysięga ma moc, że dane słowo ma moc i nie można się później z niego próbować wymigiwać.

    Używając dzisiejszego języka, na początku Kościół był małym start-up’em. Jednego wizjonera otaczało 12 followers’ów. Z czasem followersi zmienili się w influenser’ów grupa zaczęła rosnąć, a że idealnie trafili w potrzeby ludzi – wzrost przyspieszał wykładniczo. W życiu każdego udanego start-up’u, przychodzi moment wejścia w dorosłość, czyli przekształcenia się w organizm zinstytucjonalizowany. KK wybrał strukturę hierarchiczną – najpopularniejszą również wśród przedsiębiorstw (z tą różnicą, że nie ma dogmatu o nieomylności prezesów, choć… niektórzy tak się właściwie zachowują 😉 ) Czy to źle? Nie. Duże organizmy potrzebują struktury, żeby przetrwać. Nie mniej jednak nie możemy zapominać, że kiedyś byliśmy wspaniałym start-up’em 🙂

  13. zdariaziemiec@gmail.com' Daria Ziemiec pisze:

    Jezeli ten nietypowy i „spontaniczny”slub byl „zabiegiem pijarowym”to musze przyznać był akuteczny:) Zrobiony wyłam w murze może obudzić dyskusję czy biurokratyzowanie sakramantu ślubu jest potrzebne:) Pamietajac ze potencjalni małżonkowie składają przysięgę w obliczu Boga moze pora na zaufanie ze wiedzą co czynią:)

    • woomaa1@gmail.com' Marek pisze:

      Sezon ślubny przed nami. W tym roku znowu zwiększy mi się ilość par, które będą chciały msze ślubne zamienić w koncert z repertuarem hitowym, a po usłyszeniu, że muzyka liturgiczna to nie każdy „uftur”, który się im podoba, będą źli i polecą na skargę do szefa (wrócą z kwitkiem). Co roku mam tego więcej, więc jeśli mamy odbiurokratyzować śluby, ot tak, to radzę się przygotować na zwiększoną liczbę rozwodów. Bo przypuszczam, że o małżeństwie, bez nawet najgorszych nauk, będą wiedzieć tak samo mało jak o muzyce w liturgii. Tylko zagranie dziadostwa, nie doprowadzi do jakiejś tragedii. 🙂

  14. woomaa1@gmail.com' Marek pisze:

    Nie mam wątpliwości co do ważności tego ślubu, czy też intencji Papieża. Niemniej, od 25 lat jestem organistą i widzę, jak ludzie coraz częściej nie mają pojęcia po co biorą ślub. To, że nauki przedmałżeńskie nie działają, to też fakt, tylko rozwiązaniem nie powinno być totalne ich olanie. Bo znam ludzi, którzy 15 lat po małżeństwie nadal mają minimalne pojęcie o etyce czy seksualności związku, które wynieśli z kiepskich nauk. I to jest dramat, bo jakby tych nauk nie było, wiedzieli by jeszcze mniej.

    Argument, jaki padł wyżej, że po 7 latach nauki im nie są potrzebne, jest co najmniej nie na miejscu. Widziałem pary, które rozpadały się po 10 latach chodzenia. Jak z nimi rozmawiałem, to mieli pojęcie o małżeństwie jak licealiści albo nawet gimnazjum.

    Przykład jaki daje Papież, na dole przyniesie tylko taki efekt, jak niefortunne stwierdzenie Jana Pawła II, że „Barka” jest jego ulubioną piosenką oazową. Od tego czasu na każde moje stwierdzenie, że nie będę tego wykonywał na liturgii, bo nie zostało nigdy do tego przeznaczone ani zaakceptowane, zawsze pada sakramentalne: „Jan Paweł II tą pieśń lubił, to masz grać.” Teraz dojdzie do tego zestawu: Papież Franciszek dał ślub opd ręki, to po co proboszcz wymyśla jakieś fanaberie. Oczywiście wszystko można ludziom wytłumaczyć, ale trafią się tacy, co mają wrodzoną odporność na argumenty. Obym się mylił.

    Ja oczywiście rozumiem, że Papież traktuje ten ślub jako część całości. Zakłada, że każdy katolik dojrzały to zrozumie. Niestety, takich, którzy mają pojęcie, że z wiarą, jak z talentami, trzeba ciągle ją pomnażać w sobie, jest mniejszość. Większość jest jak ten, co dostał jeden talent.

  15. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Dyskusja, która tutaj się toczy, a także pojawiła się na Twitterze, pokazuje jak łatwo krytykujemy i dyskredytujemy innych, szafujemy ocenami wyciągając wnioski np. ze zdjęcia. Pan o nicku @Kondotier tak skomentował fotografię ilustrującą tekst: „Mowa ciała faceta: tak wyszło, zapytał znienacka, byliśmy w samolocie, wysoko, papieżowi się nie odmawia. Mowa ciała kobiety: tadam!”. @Kondotier nie zadał sobie trudu, żeby czegokolwiek się dowiedzieć, tylko ocenia, a właściwie szydzi. Te łatwo przychodzące krytyczne oceny dotyczą także, niestety, Ojca Świętego. Wystarczy wejść na konto @Pontifex_pl i przejrzeć komentarze do tweetów Ojca Świętego. Najokrutniej dyskredytujące piszą ci, którzy deklarują, że są osobami głęboko wierzącymi. Ileż obłudy i faryzeizmu w tych komentarzach!

  16. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    W charakterze uzupełnienia odnośnie do poruszanego w tekście tematu. Moja znajoma, aktywna w parafialnej Grupie Miłosierdzia Bożego opowiedziała mi, że jej siostra przez wiele lat żyła bez ślubu kościelnego. Nie pouczała jej, nie odrzucała, ani nie potępiała, tylko się za nią gorąco modliła. Modliła się też cała parafialna wspólnota, w której działała. I jaki efekt? W pewnym momencie siostra wyznała, że chce odbyć spowiedź generalną i wziąć ślub kościelny. I tak się stało. I to jest siła modlitwy i pozytywnego działania.

  17. mariarozycka@wp.pl' Maria pisze:

    W całej tej – bardzo medialnej – historii jest dużo wątków, z których każdy można by szeroko rozwinąć…
    Kilka myśli, tak na gorąco:
    1. Po pierwsze czytając liczne dyskusje w sieci, mam wrażenie, że niektórzy, jak mówi znane powiedzenie, chcą być „bardziej papiescy niż papież”…
    2. Historię znamy z medialnych przekazów…, nie zawsze rzetelnych, jak to często bywa, a przynajmniej podających niepełną prawdę. Warto poczytać relację samego Franciszka – jego odpowiedź, na pytania dziennikarzy: https://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,6613,papiez-wyjasnia-jak-doszlo-do-slubu-pary-w-samolocie-musimy-o-tym-powiedziec-ksiezom.html
    3. A na koniec przytoczę jedną z wielu wypowiedzi papieskiego jałmużnika, Abpa Konrada Krajewskiego, który jak mało kto zna Papieża, nie z medialnych rewelacji, ale bardzo osobiście:
    „Kiedyś opowiedziałem papieżowi historię o tym, jak chciałem ochrzcić muzułmankę, która przyszła do spowiedzi. Ale kancelaria była zamknięta, nie miałem jak dopełnić formalności. Dlatego poprosiłem ją, żeby wróciła następnego dnia. Nie przyszła. Papież Franciszek, kiedy usłyszał tę historię, powiedział mi: „Ale ty głupi jesteś! Przecież to było od Ducha Świętego, a ty włączyłeś logikę świata”
    A kto chciałby posłuchać więcej takich relacji z pierwszej ręki, może zajrzeć tutaj: https://youtu.be/Dqc_7_-qrGE
    Warto!

  18. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dziękuję za zainteresowanie poruszonym w tekście tematem. Nie spodziewałam się, że opis ceremonii zaślubin w samolocie wywoła tak gorącą dyskusję, a nawet spory daleko odbiegające od poruszonej przeze mnie kwestii. I to nie tylko tu, na blogu, ale także na Twitterze. Podnoszono problem istoty i powołania do małżeństwa, kwestię związków niesakramentalnych i ich obecności w Kościele, kursów przedmałżeńskich, dojrzałości… Była gorąca polemika pomiędzy Anną Białoszewską a Katarzyną Jarkiewicz. Pojawiła się też ostra krytyka Papieża (ten spór pomiędzy panami podpisującymi się nickami Andrzej Wu i szkudlar, podobnie jak poprzednio przywołany, przeniósł się na Twittera). Dziękuję ks. Kajetanowi za link do wyjaśnienia sprawy sakramentu w samolocie, którą odnalazł na portalu Deon.pl, oraz wyjaśnienia Marii Różyckiej. Zwracano uwagę na niestosowną krytykę Papieża Franciszka (moja siostra i vector) oraz za na niedojrzałość osób wchodzących w związki małżeńskie (Marek i Jędrek Stępień).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *