Wybory 2019. Refleksje na gorąco

„To najważniejsze wybory od 1989 roku” – mówili zgodnie i Jarosław Kaczyński, i Grzegorz Schetyna, a także czołowi politycy partii rządzącej i opozycyjnych ugrupowań, mobilizując do głosowania swoich zwolenników. I udało się, frekwencja w wyborach parlamentarnych, po raz pierwszy po 1989 roku przekroczyła 60 proc. (61,74 proc.) i była o ponad 10 pp. wyższa niż cztery lata temu. To wprawdzie jeszcze daleko do standardów panujących w Europie Zachodniej czy nawet w Polsce międzywojennej, kiedy to odsetek głosujących sięgał niemalże 80 proc. Ale jest się z czego cieszyć.

– To było piękne święto demokracji – powiedział prezydent Andrzej Duda, dziękując swoim rodakom za tak liczny udział w wyborach, zwłaszcza tym, którzy głosowali w obwodach zagranicznych, co niejednokrotnie wymagało kilkugodzinnego oczekiwania w długich kolejkach.

„Największe zaskoczenie tych wyborów, to fakt, że demokracja wygrała w dyktatorskim kraju” – napisał przekornie na Twitterze Marek Kacprzak. I ma rację, bo tak wysoka frekwencja, jak na doświadczenie minionych 30 lat w Polsce, to niewątpliwie zwycięstwo demokracji.

Te wybory były jednak wyjątkowe nie tylko z powodu wysokiej frekwencji, ale także z co najmniej kilku innych przyczyn:

  • to była najkrótsza kampania wyborcza – prezydent ogłosił najwcześniejszy z konstytucyjnie możliwych do wyboru termin i ogłosił to prawie w ostatnim dniu, w którym mógł to zrobić,

  • tylko pięć komitetów wyborczych zarejestrowanych w całym kraju ubiegało się o poselskie mandaty; to najmniejsza liczba w historii po 1989 roku,

  • wszystkie komitety ogólnopolskie przekroczyły próg wyborczy i uczestniczyły w podziale mandatów, zatem odsetek tzw. zmarnowanych głosów był minimalny i ograniczał się do komitetów regionalnych; to pierwszy taki przypadek od wprowadzenia pięcioprocentowego progu wyborczego w 1993 roku,

  • po raz drugi z rzędu partia rządząca uzyskała bezwzględną większość w Sejmie, co przy tak wysokiej frekwencji daje jej znaczący mandat do sprawowania władzy,

  • najmniej po 1989 roku polityków ubiegało się o mandat senatora – w 42 na 100 okręgów startowało tylko po dwóch kandydatów, a w sumie we wszystkich okręgach było zaledwie 252 pretendentów do mandatu senatora,

  • po raz pierwszy w historii rządząca formacja nie będzie miała większości w Senacie,

  • najmniejszy w historii był odsetek głosów nieważnych i wynosił 1,11 proc., a także najmniej było incydentów w lokalach i komisjach,

  •  po raz pierwszy Państwowa Komisja Wyborcza ogłosiła oficjalne wyniki wyborów następnego dnia: o godz. 18.00 wyniki procentowe, a o godz. 20.00 pełny protokół oraz nazwiska wybranych posłów i senatorów wraz z liczbą głosów, które uzyskały komitety wyborcze oraz poszczególni kandydaci.

Z pięciu komitetów ogólnopolskich, które startowały w tegorocznych wyborach do Sejmu, tylko Prawo i Sprawiedliwość występowało w tej samej konfiguracji, co przed czterema laty, czyli w koalicji z Porozumieniem Jarosława Gowina i Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry. Zresztą zarejestrowane jako komitet partyjny, a nie koalicyjny. Jedynie Koalicja Obywatelska, czyli Platforma Obywatelska, Nowoczesna, Inicjatywa Polska Barbary Nowackiej i partia Zieloni, zarejestrowała się jako komitet koalicyjny. Pozostałe też były de facto koalicjami, podobnie jak Zjednoczona Prawica, ale startowały jako komitety partyjne.

Nastąpiła wyraźna konsolidacja po stronie opozycyjnej, i to nie taka „od sasa do lasa”, jak w wyborach europejskich, tylko spójna zarówno ideowo, jak i programowo. Dlatego wszystkie ogólnopolskie komitety wyborcze uczestniczyły w podziale mandatów. Dla partii rządzącej to była najmniej korzystna sytuacja i najmniej pożądany rezultat.

Sojusz antysystemowców od Kukiz’15 z Polskim Stronnictwem Ludowym ostatecznie wypracował umiarkowanie konserwatywny i wolnorynkowy program. Wcześniej dołączyli do niego Europejscy Demokraci oraz konserwatywni politycy z PO, tacy jak Marcin Libicki, Joanna Fabisiak, Marek Biernacki, Jacek Tomczak, Władysław Teofil Bartoszewski czy Michał Mazowiecki. Widać opłaciło się szybkie porzucenie mocno skręcającej w lewo Koalicji Obywatelskiej i pójście własną, zdecydowanie odcinającą się od postępowych nowinek drogą. Opłaciło się także pozbycie się wizerunku partii chłopskiej i skierowanie się w stronę mieszkańców miast i przedsiębiorców. Ale, gdy zsumujemy wyniki PSL i Kukiz’15 sprzed czterech lat, czyli 8,81 +5,13 = 12,94 proc., widać, że tegoroczny rezultat nie wykracza poza to, co wówczas uzyskali sami kukizowi antysystemowcy.

Własną drogą poszła też lewica, która zarejestrowała się jako komitet partyjny Sojusz Lewicy Demokratycznej, a tworzyły ją SLD, Wiosna Roberta Biedronia i Partia Razem Adriana Zandberga. Cztery lata temu SLD i Razem uzyskały w sumie prawie 12 proc. głosów, ale startując osobno, a jedna z nich jako koalicja, obie nie weszły do Sejmu. Dziś, razem z Wiosną mają wynik porównywalny jak wtedy Partia Razem i SLD łącznie. Dzięki temu po czteroletniej przerwie lewica tryumfalnie wraca do Sejmu. Z pewnością przyczyniła się do tego pomocna dłoń, którą w majowych wyborach podał lewicy lider opozycji Grzegorz Schetyna, tworząc Koalicję Europejską.

Zaskoczeniem może być wynik Konfederacji, która cały czas w sondażach balansowała na granicy, a często poniżej, progu wyborczego. To też komitet de facto koalicyjny, choć zarejestrowany jako partyjny, łączący ugrupowanie Wolność Korwina-Mikkego, polityków skupionych wokół Grzegorza Brauna, którzy cztery lata temu startowali samodzielnie, oraz narodowców od Kukiza. Marginalizowana przez telewizję publiczną Konfederacja, bez budżetowego finansowania, zdołała przebić się i uzyskać przyzwoite blisko 7-proc. poparcie.

Te trzy komitety partyjne mogą czuć się zwycięzcami wyborów. Przegraną jest natomiast, choć z najwyższym wynikiem wśród partii opozycyjnych (powyżej 26 proc.), Koalicja Obywatelska. Chaotyczna, zmienna w przekazie kampania, lider pozbawiony charyzmy, zbyt późno wystawiona kandydatka na premiera – wszystko to sprawiło, że wynik jest, jaki jest. Rozczarowujący, mimo potężnej mobilizacji elektoratu. I przyszłość koalicji oraz wchodzących w jej skład partii niepewna. To niewątpliwa porażka Grzegorza Schetyny, który przegrał w swoim mateczniku we Wrocławiu wyborczy pojedynek z Mirosławą Stachowiak-Różecką o ponad 30 tysięcy głosów.

Zdecydowanym zwycięzcą, choć nieco poniżej oczekiwań i poniżej uspokajających sondaży, jest Prawo i Sprawiedliwość. Wynik sięgający niemal 44 proc. daje mu ponownie bezwzględną większość w Sejmie. Rządząca partia wywalczyła 235 mandatów i zwiększyła o 40 proc. liczbę głosów w stosunku do wyniku sprzed czterech lat, gdy przy wyjątkowo sprzyjających okolicznościach (nieprzekroczenie progu wyborczego przez Zjednoczoną Lewicę – 7,55 proc., KORWIN – 4,76 proc. i Partię Razem – 3,62 proc.) zaledwie 37,58 proc. głosów pozwoliło jej uzyskać bezwzględną większość i samodzielne rządzenie. Marzenia, a właściwie nierealne mrzonki, takie jak większość potrzebna do odrzucenia weta prezydenta (276 mandatów) czy większość konstytucyjna (307 mandatów) były poza zasięgiem. Jest tylko większość bezwzględna pozwalająca samodzielnie stworzyć rząd. Ale niemniej to wielki sukces – nikomu poza Prawem i Sprawiedliwością dotąd do tej pory to się nie udało.

Rozczarowujące dla Prawa i Sprawiedliwości są wyniki wyborów do Senatu, nie tylko nie powtórzono sukcesu sprzed czterech lat, ale oddano Senat opozycji – porozumienie partii opozycyjnych i wystawienie jednego wspólnego kandydata opozycji w okręgach okazało się skuteczne i PiS nie zdobył w Senacie większości, zabrakło dwóch mandatów.

Dziwna to była kampania, bo nie tylko wyjątkowo krótka, ale też mało merytoryczna. Polegała głównie na mobilizowaniu do udziału w wyborach twardego elektoratu. Wyborcy Prawa i Sprawiedliwości głosowali w obronie zdobyczy czterech lat rządzącej większości, nie tylko socjalnych, choć dla wielu osób to ważna przesłanka, ale także dorobku Polski w zakresie uszczelniania podatków i wygospodarowania środków na programy społeczne, polityki zagranicznej, bezpieczeństwa energetycznego, sojuszu militarnego z USA itp. Nie bez znaczenia były też kwestie ideologiczne, bowiem wojna kulturowa, która dzięki środowiskom lewicowym, stała się osią sporu. Z drugiej strony przeciw rządzącym mobilizowano wyborców pragnących odsunąć od władzy tych, którzy „niszczą Polskę, rujnują instytucje, powodują izolację w Unii Europejskiej i nieracjonalną polityką prowadzą kraj ku katastrofie gospodarczej”. Wybory przekształcono w plebiscyt za lub przeciw rządzącym. Nie było miejsca na rzeczową dyskusję o wyzwaniach przyszłości – energetyce, służbie zdrowia, wymiarze sprawiedliwości itp. Nie był to spór o wizje Polski, tylko bój o wszystko.

– PiS znalazł klucz do serc blisko połowy Polaków. To połączenie trzech elementów: konserwatywnego katolicyzmu, ducha narodowego, skrobiącego o nacjonalizm, oraz potężnego programu socjalnego, czyli rozdawania pieniędzy – ocenił Aleksander Kwaśniewski. I coś w tym jest, sam program socjalny by nie wystarczył, elektorat PiS bronił nie tylko zdobyczy socjalnych, ale także polskości i wartości chrześcijańskich przed zagrożeniem ze strony opozycji.

Kampanijne spory odchodzą powoli do przeszłości. Jaka będzie ta kadencja? Czy rządzący porzucą niedobry styl ignorowania procedur i drogę „na skróty” przy uchwalaniu ustaw, które trafiały do laski marszałkowskiej jako projekty poselskie? Czy Sejm stanie się miejscem rzeczowej debaty z głosem opozycji, który będzie wysłuchany i brany pod uwagę? Brak większości w Senacie niewątpliwie do tego się przysłuży, nie będzie możliwe procedowanie ustaw w ekspresowym tempie, jak to często zdarzało się w minionej kadencji. Czy z drugiej strony opozycja zrezygnuje z totalnego dezawuowania wszystkiego, co proponuje formacja rządząca, i nie będzie szukać okazji, przecież nieskutecznego, pozakonstytucyjnego obalenia rządu? Czy będziemy ponownie świadkami blokowania mównicy sejmowej i gorszących wystąpień. Uzyskanie mandatów poselskich przez osoby, które już dały się poznać z agresywnego języka nie napawają optymizmem. Zobaczymy, czy złagodnieją, czy wprost przeciwnie.

W każdym razie, jeśli Państwo czytają ten tekst, to znak, że wyłączenie internetu, przed czym ostrzegała Maja Ostaszewska w razie wygranej PiS, póki co nam nie grozi.

Możemy przyglądać się ze spokojem, co będzie dalej, jak Prawo i Sprawiedliwość poradzi sobie ze spowolnieniem gospodarczym, które nadchodzi, z kulejącą służbą zdrowia, wymagającą szybkich i zdecydowanych zmian energetyką itp. Wyzwań jest co niemiara.

Tymczasem niebawem wybory prezydenckie, a to będzie miało wpływ na pierwsze miesiące funkcjonowania nowego-starego rządu. Ponoć najważniejsze reformy przeprowadza się w pierwszych stu dniach. Skoro przypadają one na szczyt kampanii, nie należy spodziewać się zmian niepopularnych. Kampania wyborcza się nie skończyła, tylko z dniem dzisiejszym zaczęła się inna. Kampania trwa. Czy hasła pozostaną te same? Czy opozycja zjednoczy się i wystawi wspólnego kandydata tak jak to udało się w 42 okręgach senackich? Wszystko przed nami.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

12 komentarzy

  1. Wiele celnych uwag i spostrzeżeń. Ja tylko dodam, że to co teraz wydaje się porażką PiS, czyli oddanie Senatu, na dłuższą metę może okazać się jednak korzystne.

  2. marwiac2@poczta.onet.pl' Mariusz pisze:

    Chcę zwrócić uwagę że PiS – działa pod swoim szyldem wszędzie. W wyborach samorządowych, w wyborach do UE i w wyborach do Sejmu i Senatu. Platforma i SLD w wyborach samorządowych w zasadzie nie istnieją, a raczej są poukrywane w różnych takich Stowarzyszenia dla Ziemi. (tu wpisać dowolny teren), Razem dla Powiatu (tu dowolny powiat). W niektórych wypadkach przejmują rządy w gminach, powiatach. Co to daje a tylko tyle że głupota i wpadki tam gdzie rządzi lokalnie PiS idą na konto nazwijmy to umownie Jarosława, zaś w tych gdzie rządzi koalicja „razem dla” nie idą na konto Schetyny, Czarzastego. Jeżeli porównać zadłużenie gmin i powiatów tam gdzie rządził PiS z tym gdzie rządzi „reszta” to PiS wypada przy tym korzystnie. PiS zyskał dobry wynik nie szukając „maskonów”. PO zmienia szyldy i nazwy jak rękawiczki i pomimo tego nie udało się tej partii zainteresować na tyle wyborców że tworzą nową jakość. I na koniec – wyborcy PiS nie chcą mieć w swoich szeregach postaci kontrowersyjnych uwikłanych w jakieś zdarzenia z przeszłości -np Piotrowicza nie wybrano. Totalnej opozycji nie przeszkadza to że ich kandydaci są uwikłani i mają zarzuty. Co do tej konsolidacji opozycji – to wyobraża sobie pani rząd Braun, Mikke, Schetyna, Czarzasty, Kosiniak Kamysz, Winnicki? Toż oni się podzielą jeszcze przed stworzeniem klubów parlamentarnych.

  3. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Pojawiły się, jak zwykle, komentarze do tego tekstu w mediach społecznościowych:

    Witold Kabański
    Też krótko i na gorąco. Cieszę się, że nie zobaczę już w Sejmie Piotrowicza, lecz martwię się gdzie go teraz zobaczę. Zabrakło pytań;
    – czy dalej będzie postępował rozkład sądownictwa?
    – czy dalej w Sejmie będzie bez żadnego trybu?
    – czy dalej będzie TVPiS? Itd.
    * * *
    Te wybory pokazały, że metoda politycznej korupcji, często kościelnej agitki i jak to niektórzy pogardliwie mówią Kurwizji już się nie sprawdza. Suweren przejrzał na oczy i na sam socjal już się nie kupuje. Zwycięży demokracja.

    Ewa Korzyńska
    Frasyniuk na ten sam temat, tylko nieco mniej oględnie: https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,25308942,wyniki-wyborow-2019-frasyniuk-jestem-wkur-ny-na-opozycje.html?fbclid=IwAR3caJItQnTgU1y3Is-O-Ozg00Gen6MDMzGCtvVFKOJQ9D6sRCIyS9EEGhw#a=190&c=8000

    Darek Niworowski
    Chyba aż tak źle nie będzie.https://pl.wikipedia.org/wiki/Proces_legislacyjny_w_Polsce …..Jeżeli Senat odrzuci ustawę lub zaproponuje w niej poprawki, Sejm może odrzucić uchwałę Senatu albo poprawki bezwzględną większością głosów w obecności minimum połowy ustawowej liczby posłów. Jeśli poprawki Senatu nie zostaną odrzucone, uwzględnia się je w ostatecznym tekście ustawy. Gdy Sejm nie odrzuci uchwały Senatu o odrzuceniu ustawy, postępowanie ustawodawcze zostaje zakończone, a ustawa odrzucona. Proszę zwrócić uwagę , że PiS ma większość w Sejmie i jedynie opozycja wydłuży za każdym razem cały proces legislacyjny . Proszę też zwrócić uwagę , że za każdym razem będą potrzebni wszyscy ministrowie na głosowaniach co bardziej utrudni prace Rządu. Upierdliwości opozycji możemy być pewni, mamy to jak w banku.

    Basia Corelowa w odp. do Darka Niworowskiego
    Pilnuj swojego trumpa i odczep się od naszej opozycji. Skrajną bezczelnością są takie teksty ze strony ludzi, którzy nie żyją w tym kraju i nie doświadczają upierdliwości ani opozycji, ani pisu.

    Rafał Biskup
    Opozycja powinna być z natury „upierdliwa” i stawiać pod znakiem zapytania projekty rządzących, nawet jeżeli są one dobre. Gdy tego nie robi, staje się tylko klakierem. PiS w ostatnich czterech latach trochę się zachłysnął bezwzględną większością w obu izbach i nowa sytuacja z pewnością im nie zaszkodzi.

    Marian Landowski
    Raczej bym powiedział (co było widać), PiS działał pod szyldem rządowym i TVP :-(.

    Ewa K.
    Ta kampania, mimo że krótka zżarła sporo nerwów. W tym Parlamencie znalazło się sporo koni Kaliguli. I to jest zastanawiające.

    Rafał Kubara
    Wybory to taka szczególna gra, w wyniku której jej zwycięzcy mają przed sobą najwięcej problemów…

  4. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    Dla mnie ciekawsza jest perspektywa wyborców i to bynajmniej nie z powodu wysokiej frekwencji. Wydaje się, ze po ogłoszeniu wyników – nikt kto zagłosował, nie ma poczucia klęski. Wręcz przeciwnie, każdy w jakimś stopniu mógł się poczuć zwycięzcą: jedni – bo ich partia utrzymała władzę, inni – bo „odbili” senat, kolejni – bo ich faworyci wrócili do sejmu, następni – bo pozostali, choc sondaże były niepewne, i wreszcie ci, którzy zapewnili przekroczenie progu wyborczego, choc na to się nie zanosiło. Każdy z głosujących cos ugrał i dzięki temu może patrzeć w przyszłość z nadzieja. Pewnie to naiwne, ale czytając komentarze z różnych stron tt miałem wrażenie, ze temperatura lekko spada. Może to efekt wyniku tych wyborów, a może „jesień idzie, i nie ma na to rady” 🙂

  5. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Te wybory były wyjątkowe pod wieloma względami, ale najważniejsze są wnioski, jakie z płyną z ich wyników odnośnie do ordynacji wyborczej. Mimo że wybory do Sejmu odbywają się według ordynacji proporcjonalnej i na ogół wyborca najpierw wybiera listę, a dopiero potem kandydata, często stawiając krzyżyk przy pierwszy nazwisku niejako z automatu, niektóre indywidualne wyniki mogą zaskakiwać, pokazują bowiem, że wielu wskazywało kandydata świadomie. Dlatego niektórzy znani politycy dostali od wyborców czerwoną kartkę. Być może jako społeczeństwo dojrzeliśmy do zmiany ordynacji wyborczej na mieszaną z połową posłów wybieranych w okręgach jednomandatowych i drugą z głosowaniem na listę już bez wskazywania kandydata, z kolejnością ustaloną przez komitety partyjne. Usłyszałam opinię, że wprowadziłoby to rozdrobnienie Sejmu. Wyniki i przebieg wyborów do Senatu, gdzie obowiązuje ordynacja większościowa, pokazuje dokładnie coś odwrotnego. Jednomandatowe okręgi wyborcze sprzyjają tworzeniu systemu dwupartyjnego, czyli ogranicza rozdrobnienie. Wybory do Senatu pokazują też, że jednomandatowe okręgi wyborcze sprzyjają wysuwaniu kandydatów lepiej merytorycznie przygotowanych, podnoszą jakość parlamentaryzmu. Podnoszą tez jakość debaty w czasie kampanii wyborczej. Merytorycznej debaty w wyborach do Sejmu właściwie nie było. Można było natomiast obserwować ostra rywalizację między kandydatami z tych samych list. To oni byli dla siebie najważniejszymi konkurentami. Stąd wyścig na plakaty wyborcze ulotki, zamiast debaty o programach między przedstawicielami poszczególnych komitetów. Zamiast pełnej informacji o wszystkich kandydatach. Bo komu miało na tym zależeć? Oczywiście, zależało wyborcom, ale – jak widać – nie oni byli najważniejsi. Dlatego czas na zmianę ordynacji. Czas najwyższy.

  6. bodo31415@wp.pl' Kulka Kulkiewicz pisze:

    Mieszana ordynacja to ślepy zaułek demokracji. Kolejny bonus dla partii (zwłaszcza rządzącej) i ograniczenie wpływu wyborców na wyniki wyborów.
    I jeszcze jedno: termin wyborów to podał Premier, a Prezydent tylko to uprawomocnił dwa tygodnie później.

    • Maria WANKE-JERIE pisze:

      Odsetek wyborców, którzy rozumieją sposób przeliczania głosów na mandaty przydzielane w okręgach wyborczych i dla poszczególnych list według skomplikowanej metody D’Hondta, jest znikomy. Wyborca nie widzi związku między aktem wyborczym a rezultatem wyborów, zwłaszcza że niejednokrotnie zdarza się, iż mandat otrzymuje kandydat, który dostał znacznie mniej głosów od konkurenta z innej listy, którego wskazało znacznie więcej wyborców, ale z podziału miejsc mandatowych między ugrupowaniami przypadło jej mniej mandatów. To budzi zrozumiały sprzeciw.
      Ordynacja ma także fatalny wpływ na relacje między kandydatami, którzy w pierwszym rzędzie konkurują między sobą, zamiast współpracować i rywalizować z konkurentami z innych ugrupowań. W konsekwencji kampania wyborcza zamiast przygotowywać kadry do przyszłych zadań politycznych, sprawia, że kandydaci, którzy nie dostali mandatu, wychodzą z kampanii skłóceni i najczęściej dają sobie spokój z polityką. W ten sposób tracimy wielu cennych, wartościowych ludzi.
      Czy jednomandatowe okręgi wyborcze są remedium na wszystkie patologie obecnego systemu? Zapewne likwidując jedne wady, wprowadzą nowe niekorzystne zjawiska. Najbardziej rozpowszechniony w Europie i świecie jest system mieszany, który funkcjonuje na przykład w Niemczech. Polega na tym, że część mandatów pochodzi z wyborów w okręgach jednomandatowych, a pozostałe obsadzane są w głosowaniu proporcjonalnym na listy partyjne, ale już bez wskazywania kandydata.
      System ten, zachowując zalety okręgów jednomandatowych, dodatkowo:
      • mógłby być wprowadzony bez konieczności zmiany konstytucji,
      • zwiększyłby (w porównaniu z czystym systemem JOW) reprezentatywność parlamentu,
      • umożliwiłby partiom wprowadzanie do Sejmu ekspertów, którzy startowaliby z list partyjnych,
      • minimalizowałby liczbę głosów nieważnych (głosowanie w tym systemie jest proste),
      • sprawiałby, że wyborcy mogliby zobaczyć ścisły związek między aktem wyborczym a jego rezultatem.

  7. bodo31415@wp.pl' Kulka Kulkiewicz pisze:

    Tutaj tym bardziej wyborca nie będzie widział. Do tego partia, która zdobędzie najwięcej głosów dostaje podwójny bonus. Raz za kandydatów i drugi raz za głosy na partię. W tej mieszanej ordynacji przy obecnym podziale głosów Konfederacja i PSL wylatują (może jakieś pojedyncze mandaty), Lewica – trudno powiedzieć, natomiast PiS miałby jakieś 300 – 350 mandatów. To jest zbyt duża premia.
    Pan Kaczyński chwali się ponad ośmioma milionami głosów, ale pozostałe partie dostały dziesięć milionów, więc taka metoda byłaby bardzo korzystna dla rządzących, ale niekoniecznie dla państwa. Wystarczy wspomnieć czasy słusznie minione. Do czego doprowadziły rządy jednej partii.
    System mieszany nie jest najpopularniejszym systemem. W Europie tylko Litwa i Chorwacja ma coś takiego. W USA jedynie w wyborach lokalnych.
    Każdy system ma wady i zalety, jednak takie premiowanie raczej nie wyjdzie nikomu na zdrowie.

  8. ewama7@wp.pl' Ewa pisze:

    Dobrze że zostaje przełamany duopol i pojawiają się nowe siły. I wbrew pozorom młode pokolenie jest zainteresowane losem kraju.

  9. marwiac2@poczta.onet.pl' Mariusz pisze:

    Marian Lewandowski – proszę czytać ze zrozumieniem to co napisałem. Napiszę otwartym tekstem PiS w wyborach lokalnych startował jako PiS – zaś PO ukryła się pod różnymi komitetami to jedno. Drugie nie przeceniałbym roli TVP w kampanii. PO równie toporną propagandę prowadziła przy wsparciu innych mediów i to jej w 2015 roku nie pomogło.

  10. ryszard.balicki@uwr.edu.pl' Ryszard Balicki pisze:

    Temat ordynacji, a szerzej i wyborów jest bardziej złożony. Zasady wyboru przedstawicieli nie tylko powinny być zrozumiałe dla wyborców, ale także winny realizować założone funkcje. W przypadku Sejmu jest to 1) umożliwienie sformowania stabilnego rządu, mogacego dysponować wsparciem większości sejmowej, ale także 2) zapewnienie reprezentacji dla różnych nurtów politycznych występujących w społeczeństwie. Połączenie tych funkcji nie jest łatwe. W praktyce, bardziej sprawdza się ordynacja proporcjonalna z pewnym progiem wyborczym niż klasyczna ordynacja większościowa. Warto także zauważyć, że ordynacja niemiecka nie jest – doktryna lnie – „mieszaną”. Jest to ordynacja proporcjonalna z częściowa alokacja mandatów w okręgach jednomandatowych.

  11. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Dziękuję za zainteresowanie moimi powyborczymi refleksjami na gorąco, a zwłaszcza tym z Państwa, którzy zabrali głos w dyskusji. Wyniki, jak widać, nie zadowoliły w pełni ani zwolenników partii rządzącej, ani sympatyków opozycji. Brak większości PIS w Senacie zgodnie oceniano jako szansę dla lepszej, choć nieco dłuższej legislacji. Głównym wątkiem dyskusji, który wywołała moja siostra, była obowiązująca w Polsce ordynacja wyborcza do Sejmu. Wyliczała jej liczne wady i proponowała tryb mieszany. Do jej argumentacji odniósł się Ryszard Balicki, według którego temat ordynacji jest bardziej złożony. „Dobrze że został przełamany duopol i pojawiają się nowe siły. I wbrew pozorom młode pokolenie jest zainteresowane losem kraju” – optymistycznie skonstatowała pani Ewa. Najbliższa przyszłość pokaże, czy miała rację.

Skomentuj Mariusz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *