Wrocław moja miłość

20160318_142058

Wrocław. Miasto to kocham miłością bezwarunkową, taką jaką kocha się rodziców czy własne dzieci. Tu się urodziłam i tu wzrastałam razem z podnoszącym się z ruin nadodrzańskim grodem. Trwało to dłużej niż w innych częściach Polski, a widok gruzów towarzyszył mi aż do rozpoczęcia studiów. Ale zawsze, wcześniej i teraz, z nastaniem wiosny odkrywam, że to miasto pełne zieleni i po prostu piękne. A bulwary nad Odrą zachęcają do spacerów…

Odra, pełna rozgałęzień, przecina miasto w wielu miejscach, nadając mu niezwykle malowniczy charakter. Jest to największy w Polsce i jeden z największych w Europie system dróg wodnych oraz budowli hydrotechnicznych zlokalizowany na obszarze aglomeracji miejskiej. Zawsze lubiłam spacerować nadodrzańskimi wałami, przechodzić przez śluzy i jazy.

Od 2012 trwa modernizacja koryta rzeki i nabrzeży. Także nadodrzańskich bulwarów. Niedawno otwarto bulwar Xawerego Dunikowskiego oraz Marii i Lecha Kaczyńskich, co pozwala przejść od mostu Grunwaldzkiego aż do mostu Piaskowego bez konieczności przeprawy przez most Pokoju. Przystanie dla kajaków i statków, kaskadowe nabrzeża i wyjątkowo atrakcyjnie zaaranżowana przestrzeń z ogromną pufą na tyłach gmachu Urzędu Wojewódzkiego to szczególnie atrakcyjne miejsce wypoczynku i rekreacji w samym centrum miasta z bajecznymi wręcz widokami na Ostrów Tumski. Nie dziwi, że w pogodne dni gromadzą się tu tłumy wrocławian, a miejsce staje się kolejną wizytówką Wrocławia.

Tak jak od lat są wizytówką rewitalizowane wrocławskie wieżowce zwane sedesowcami, a cały kompleks Mannhattanem. Z rusztowań wyłaniają się piękne, białe sylwetki oryginalnych budynków, które wyglądają jak nowe. Aż trudno uwierzyć, że to zabytkowe gmachy, choć cały kompleks figuruje w rejestrze zabytków.

IMG_20151216_141620                                20151224_110915

Wrocław pięknieje nie tylko w tej części miasta, w której mieszkam. Zawsze miał swój urok, nawet wówczas, gdy wszędzie były sterty gruzów. Na gruzowiskach wychowywałyśmy się ja i moja siostra. Było ich pełno na podwórku narożnej kamienicy, w której mieszkałyśmy przez pierwsze siedem lat, a było to skrzyżowanie ulic Kruczej i Gajowickiej vis a vis kościoła pw. Karola Boromeusza. W miejscu, gdzie do Kruczej dochodziła ulica Jantarowa, była przestrzeń długo wypełniona stertą gruzów porośniętych chwastami, brzózkami. To tam babcia chodziła z nami na spacery, zabierając małe, rozkładane krzesełko pilnowała nas, gdy buszowałyśmy po gruzowisku.

20160408_141435

Ale podobnie wyglądały obie strony ul. Powstańców Śląskich od placu aż do skrzyżowania z ulicą Świerczewskiego, dziś Piłsudskiego, a także otoczenie Mannhattanu. Przez całe lata dzieciaki z sedesowców chodziły bawić się na gruzowisko porośnięte chaszczami między instytutami Matematyki, Chemii a ul. Szczytnicką. Niedawno powstał tam Kampus Grunwaldzki należący do Uniwersytetu Wrocławskiego.

20160402_125323 (1)

Cieszę się, że Wrocław pięknieje, jestem dumna z mojego rodzinnego miasta, gdy zadziwia i zachwyca przyjezdnych. Mnie zachwycał zawsze. Nawet, gdy był marginalizowany, pomijany i zapomniany. Z Warszawy zawsze było bliżej do Łodzi, Krakowa, Poznania, Gdańska, a nawet do Lublina. Kiedyś słyszałam opinię, że tu cenzura była mniej surowa i dlatego m.in. Wrocławska Wytwórnia Filmów Fabularnych miała więcej swobody. Może. Ale miało to przede wszystkim złe strony. Do zbiorowej świadomości nie przebijały się ani ważne wydarzenia kulturalne, a było ich sporo naprawdę światowej rangi, jak Teatr Laboratorium Jerzego Grotowskiego, Teatr Pantomimy Henryka Tomaszewskiego, Wratislavia Canttans, monumentalne plenerowe widowiska operowe reżyserowane przez Ewę Michnik czy wybitne odkrycia naukowe. Kto na przykład wie, że to we Wrocławiu została przeprowadzona pierwsza w Polsce operacja na otwartym sercu? Nie mówiąc już o wrocławskiej szkole matematycznej, chemii czy immunologii zapoczątkowanej przez Ludwika Hirszfelda. Kto wie, że był on w 1950 roku nominowany do Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny? A że pierwsze naukowe czasopismo medyczne ukazało się właśnie we Wrocławiu? Te i inne niezwykłości można oglądać na wystawie „7 cudów Wrocławia i Dolnego Śląska”, przygotowanej przez Ośrodek „Pamięć i Przyszłość” i eksponowanej we wrocławskim Ratuszu. Kto nie był, gorąco namawiam. Jest jeszcze czas do końca kwietnia. Można tam nawet pójść z dziećmi w wieku szkolnym lub wnukami, są tam bowiem atrakcje przewidziane dla najmłodszych. Niech i oni zachwycą się wyjątkowością Wrocławia.

20160318_142058                   20160402_123648

Wrocław był pierwszym miastem za żelazną kurtyną, które gościło Europejskie Spotkanie Młodych organizowane przez braci z Taizé i jedynym z Europy środkowo-wschodniej, w którym odbywał się Międzynarodowy Kongres Eucharystyczny. To wrocławianie pokazali Polsce, że można przeciwstawić się powodzi i nie poddawać się żywiołowi, tylko z nim podjęć zwycięską walkę. Pisałam o tym latem ubiegłego roku https://twittertwins.pl/powodz-tysiaclecia/

To właśnie Wrocław, a nie Gdańsk czy Warszawa, stał się najważniejszym ośrodkiem oporu w stanie wojennym, to tu przeprowadzono brawurową akcję podjęcia z banku i ukrycia 80 milionów związkowych pieniędzy i tu powstała Solidarność Walcząca. I we Wrocławiu odbyła się największa manifestacja w powojennej Polsce przeciw represjom stanu wojennego, która już doczekała się miana bitwy wrocławskiej.

                         IMG_20160318_143041

Od najmłodszych lat miałam poczucie wyjątkowości tego miasta.

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

19 komentarzy

  1. jerzpolski@wp.pl' Jurek S. pisze:

    Ważne jest nasze miejsce pochodzenia, ale najważniejsze są wydarzenia, które zapamiętujemy jako spotkania z różnymi ludźmi. Wrocław jest piękny, ale najbardziej cenię miejsca, w których coś przeżyłem.
    I ludzi, których spotykałem.
    Pamiętam niezwykłą atmosferę Pałacyku, który się skomercjalizował.
    Pamiętam Kalambur – tak wyobrażam sobie Piwnicę pod Baranami w Krakowie, ale nie sposób zapomnieć o ciekawych spotkaniach w Ośrodku Duszpasterskim – pod „4”.

  2. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Bardzo dziękuję autorce za to piękne ukazanie nam Wrocławia.Ja nie urodziłam się we Wrocławiu, ani nigdy w nim nie mieszkałam, ale w moim domu rodzinnym wiele mówiono nam o tym mieście. Będąc 5 letnią dziewczynką przejeżdżaliśmy z rodzicami przez Wrocław i widząc zniszczone mury po kulach, pytałam: Mamusiu, dlaczego to miasto jest takie podarte? Nie da się opisać, ileż czerpałam od rodziców, którzy w sposób fascynujący opowiadali mi o tym urokliwym mieście. Śmieszne się to może wydać, ale będąc w szkole średniej postanowiłam wreszcie osobiście się o tym przekonać i wybrałam się na wagary pięknego majowego dnia z oddalonego o 80 km Wałbrzycha. Nie będę już opisywać, jakiej karze zostałam poddana po tej samowolnej eskapadzie.Przez cały czas zwiedzania oddawałam się zachwytowi i urokowi tego magicznego miejsca, do którego później często jako dorosła wracałam. Dlatego nie dziwię się autorce, że jest tak zauroczona tym miastem.

  3. wziolek@yahoo.es' wziolek_sj pisze:

    We Wrocławiu mieszkałem tylko 3 lata. To zbyt mało, żeby się wymądrzać na jego temat, ale to wystarczająco dużo, by poczuć więź bliskości i wdzięczności z tym i wobec tego – pełna zgoda – wyjątkowego Miasta. Wyjątkowa była na przykład, podczas chodzenia po kolędzie, nie tylko zasadność, ale wręcz konieczność postawienia pytania: ” A skąd Państwo pochodzicie?” Było przecież wiadomym (dla mnie, radomianina, było to coś bardzo wyjątkowego!), że jeśli to ludzie z nieco wcześniejszym peselem, to nikt z nich nie pochodzi z Wrocławia. Nikt. Dlatego właśnie, nikt się tym pytaniem nie dziwił 😉 Wyjątkowa była też (i jest!) życzliwość moich parafian, wiernych ze znanego wszystkim wrocławianom kościoła św. Klemensa Dworzaka przy Alei Pracy. Ciepła i serdeczności, jakich tam doświadczyłem przez te trzy wspaniałe lata nie da się zmierzyć, ale były one szczególnie wielkie. Ta szczególność bierze się również z tego, że – inaczej niż w innych „napływowych” miastach – we Wrocławiu mieszanka zwyczajów, kultur i kultów napływających tu ludzi nie zaowocowała jakąś amorficzną mieszaniną z unosząca się na jej wierzchu „mierzwą”, ale w jakiś właśnie bardzo szczególny sposób stopiła się w jedną trwałą, wyrazistą i niepowtarzalną całość. Całość tętniącą życiem. Ze swoim sercem i ze swoim charakterem. Moim zdaniem stało się tak dlatego, że najważniejszym składnikiem tego stopu byli Kresowiacy, z ich rzewną polskością, wschodnią serdecznością i zahartowaną w kresowych zmaganiach szlachetnością. Tak, Wrocław jest miastem szczególnym i ma wszystko, co tworzy atrakcyjność miasta. Do długiej listy jego blasków, wypisanych kochającym sercem wrocławianki przez Autorkę, dodałbym jeszcze bardzo dynamiczny rozwój i niepowtarzalną, bardzo wyrazistą, ale też bardzo – powiedziałbym – międzynarodową i międzykulturową historię. Wrocław jest miastem przepięknym i bardzo serdecznym, któremu wiele zawdzięczam i które wspominam niezwykle ciepło. Jednego tylko Wrocławiowi, a ściślej mówiąc wrocławianom, nie mogę wybaczyć. Tym bardziej, że mówiłem o tym wielokrotnie różnym Jego przedstawicielom i kościelnym i świeckim. Ujmę to w formę pytania retorycznego: „Kochani Wrocławianie! Jak można, mając wśród swoich, urodzonych właśnie tutaj, obywateli Kogoś takiego jak Edith Stein, czyli św. Benedyktę od Krzyża – Patronkę Europy, nie zrobić jej (przez tyle lat od kanonizacji!) patronką Wrocławia?” Ktoś wie? 🙂

    • stanorion@gmail.com' Vector pisze:

      Wrocław to piękne, wielokulturowe miasto i trochę niesprawidliwe byłoby wybierać na patronkę św. Benedyktę, o której niewielu (katolików oczywiście), słyszało. Takim nieprzemyślanym wyborem wyznawcy innych religii, których tu nie brakuje, oraz ateiści mogliby poczuć się urażeni, czy nawet zlekceważeni. Wszak nie wszystko kręci się we Wrocławiu wokół kościołów i wiary katolickiej, a czytając Księdza komentarz, można by odnieść takie wrażenie. Cyt: „wiernym ze znanego wszystkim wrocławianom kościoła św Klemensa Dworzaka przy Alei Pracy” koniec cytatu. Otóż muszę Księdza wyprowadzić z błędu, że ja tego kościoła nie znam i moi znajomi, z którymi mieszkałem we Wrocławiu, też nie znają. Ogólnie podejrzewam, że wielu wrocławian nie zna tak dobrze tylu kościołów, jak to Ksiądz sobie wyobraża. Przynależność do kościoła katolickiego deklaruje wielu, ale niektórzy z nich nawet dogmatów wiary nie znają za bardzo, a do kościoła chodzą od wielkiego dzwonu, albo nawet wcale, że o innych zwyczajach nie wspomnę. Moja odpowiedź wykracza trochę poza ramy pytania, ale to dlatego, że chciałem wyprowadzić Księdza z błędu.
      Pozdrawiam najmocniej.

      • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

        Warto przypomnieć, że kościół pw. św. Klemensa Dworzaka przy Alei Pracy znany był nie tylko ludziom wierzącym, choć głównie im, ale ludziom „Solidarności”. To tam w latach osiemdziesiątych odprawiane były słynne Msze św. za Ojczyznę i w intencji ludzi pracy, zamawiane przez załogi zakładów, podobnie jak w kościele pw. św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. Po amnestii w 1984 roku w mszach św. brali udział przywódcy dolnośląskiej „Solidarności”: Piotr Bednarz, Władysław Frasyniuk, Józef Pinior, także znani działacze z innych regionów, m.in. Anna Walentynowicz i Lech Wałęsa, uczestniczyli także wrocławscy aktorzy, m.in. Bogusław Kierc, recytujący wiersze patriotyczne. W ważne rocznice odbywały się uroczyste msze połączone z odsłonięciem tablic pamiątkowych, np. w 1985 w związku z 50. rocznicą śmierci marsz. Józefa Piłsudskiego. Niejednokrotnie po wyjściu z kościoła wierni byli atakowani przez ZOMO. 15 sierpnia 1982 roku o. Adam Wiktor przeniósł z dolnej kaplicy do głównego ołtarza obraz Matki Bożej Pocieszenia, która zyskała miano Matki Robotników. Parafia była też miejscem schronienia dla działaczy zagrożonych zatrzymaniem przed zapowiedzianymi manifestacjami. Od 1982 roku działało tam Duszpasterstwo Ludzi Pracy, od 1983 roku Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy; odbywały się spektakle teatralne, seanse filmowe, wykłady o tematyce historycznej (wśród wykładowców byli m.in. Lothar Herbst, Stanisław Kolada, Antoni i Tadeusz Lenkiewiczowie, Krzysztof Turkowski, Henryk Wolniak), odczyty prowadzone w ramach Tygodni Kultury Chrześcijańskiej.
        Dlatego ten kościół znany jest wrocławianom.

        • stanorion@gmail.com' Vector pisze:

          Dziękuję za wyczerpujące wyjaśnienie, wychodzi na to, że zna go więcej wrocławian niż mi się wydawało, ale to pewnie dlatego, że ja, ani moje towarzystwo do tego kościoła nie chodziło, choć czynnie braliśmy udział w demonstracjach i potyczkach z ZOMO wraz z opozycją, np z potyczki na Placu Grunwaldzkim wróciłem pieszo, bo petardy zniszczyły mi auto. Nie wszyscy walczący wtedy z reżimem oraganizowali się w kościołach. Ludzie świeccy też walczyli i czynnie się angażowali, bez pośrednictwa kościoła.
          Choć większość opozycyjnych działań organizował kościół, to nie możemy jednak zapominać, czy pomijać zaangażowania osób spoza kościoła.
          Pozdrawiam najmocniej.

  4. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Do Wrocławia przyprowadziłem się jako młody żonkoś z żoną i roczną córeczką. Zamieszkaliśmy w slumsach (bo tak to trzeba nazwać), na ulicy Kiełbaśniczej w 1974 roku, a naszym dobytkiem było to, co zmieściło się w dwu tekturowych walizkach. Było ciężko ale szybko udało nam się stanąć na nogi. Oboje z żoną podjeliśmy pracę, wynajęliśmy opiekunkę do dziecka, póżniej przedszkole i żyło nam się nienajgorzej. Ciasnota mieszkania i nienajciekawsze sąsiedztwo, po czterech latach mieszkania tam, skłoniło nas do pomyślenia o budowie domku jednorodzinnego na Strachocinie, gdzie mieszkało się już dużo wygodniej.
    Pracowałem w różnych dzielnicach Wrocławia i przez te dwanaście lat pobytu zdążyłem poznać dość dobrze miasto i wielu wspaniałych ludzi. Pomimo tego, że większość czasu poświęciliśmy pracy, żyliśmy pełnią życia, korzystając z wielu placówek kulturalnych czy rozrywkowych, dlatego pozostało nam masę pięknych i ciekawych wspomnień. W okolicy Wrocławia też było i jest nadal wiele ciekawych miejsc do zwiedzania, czy też miłego spędzania czasu na łonie natury.
    Wrocław jest pięknym miastem, zwłaszcza dla młodych, ponieważ zapewnia świetne warunki rozwoju i doskonalenia zawodowego. O mnogości placowek kulturalno-oświatowo-rozrywkowych, długo trzeba by pisać, by je wszystkie wymienić.
    Po dwunastu latach, nawet na dzielnicy zaczęlo nam być jednak ciasno i „duszno”, dlatego wyprowadziliśmy się do teraźniejszego miejsca zamieszkania wśród zieleni, gdzie mamy dużo przestrzeni i możliwości obcowania z naturą, po stresujących dniach pracy z ludźmi i wśród ludzi.
    Te dwanaście lat mieszkania we Wroclawiu bardzo miło wspominam, bo to były najlepsze lata mojej młodości, jednak teraz, nie wyobrażam sobie, by tam wrócić.
    Jeśli miałbym komuś radzić, to ze wszystkich miast polski, polecałbym do zamieszkania właśnie Wrocław.

  5. wziolek@yahoo.es' wziolek_sj pisze:

    Tak tylko słówko komentarza, bo zostałem wywołany do tablicy przez Pana „Vectora”, który niestety nie podaje swoich personaliów, więc nie wiem, czy jest, jak mawiają filozofowie „bytem realnym”. Nawiązanie do filozofii nie jest przypadkowe, bo:
    1. Edith Stein – to nie tylko święta katolicka, ale też….. i następuje wszystko, co sprawia, że może być Patronką nie tylko Wrocławia, ale też każdej innej wielokulturowej rzeczywistości: kobieta, Żydówka, obywatelka Niemiec, urodzona na terenach obecnej Polski, filozof, teolog, mistyk, karmelitanka, znawca duchowości i kultury chrześcijańskiej i judaistycznej, ofiara Auschwitz, męczennica. Dlatego właśnie została Patronką Europy. Obok Benedykta, Cyryla i Metodego, a także Katarzyny Sieneńskiej i Brygidy. Bo to osoby, które tę wielokulturową Europę współtworzyły i skutecznie kształtowały. Wszyscy oni to katolicy a ukształtowali Europę pełną wolności i poszanowania dla wielokulturowości, bo taki właśnie jest katolicyzm. Katolicki, Szanowny Panie, znaczy powszechny! Może to Pan zmartwi, bo zapewne Pan o tym nie wie, twierdząc, że Edith Stein byłaby „nieprzemyślanym” Patronem Wrocławia, ale uprzejmie informuję, że Wrocławiowi patronuje już św. Jan Chrzciciel i bł. Czesław.(dominikanin). Obaj oni to katoliccy święci.
    2. Kościoła św. Dworzaka przy Alei Pracy nie można nie znać. To nie jest kwestia wiary tylko ogólnego rozeznania i historii Miasta. Jeśli ktoś tę historię zna, to wie, np. że Uniwersytet Wrocławski nie wziął się znikąd tylko, że w 1701 roku założyli go jezuici (to tacy katoliccy zakonnicy, którzy do tej pory na całym świecie prowadzą szkoły i uniwersytety;-) budując ten wspaniały gmach, którym dziś Miasto (słusznie się chwali) razem ze wspaniałą Aula Leopoldina w środku. Jeśli ktoś choćby liznął historię Wrocławia w czasie II Wojny Światowej, to będzie miał choćby blade pojęcie o „festung Breslau” i będzie wiedział o jakie budynki toczono najcięższe walki, bez rozróżniania na to czy były to kościoły czy domy mieszkalne (bo to kwestia historii a nie przekonań religijnych lub fobii antyreligijnych). Jeśli ktoś zna, choć trochę najnowszą historię Wrocławia (o której wspomina też Autorka) to doskonale wie, na terenie jakiej parafii znajduje się zajezdnia grabiszyńska, w której zrodziła się Wrocławska Solidarność i w którym wrocławskim kościele przez cały stan wojenny odbywały się Msze za Ojczyznę, na które przychodził cały Wrocław. Wiedzieć to wszystko, Szanowny Panie, to nie jest kwestia wiary, ale właśnie wiedzy. Nie wiedzieć zaś tego wszystkiego i jeszcze zasłaniać się słowami że „nie wszystko kręci się we Wrocławiu wokół kościołów i wiary katolickiej” to – jakby to ładnie powiedzieć? – duży dyshonor.
    3. Jak mawiają w Austrii: „Jeśli ktoś twierdzi, że Mozart i jego muzyka nic mu nie mówią i niewiele dla niego znaczą, to jest to są o tym kimś a nie o Mozarcie”
    Pozwolę sobie skończyć lekko zmienionym cytatem z Pańskiego tekstu: „Moja odpowiedź wykracza trochę poza ramy odpowiedzi, ale to dlatego, że chciałem wyprowadzić Pana z błędu.”
    Pozdrawiam najmocniej.
    Wojciech Ziółek SJ

  6. wziolek@yahoo.es' wziolek_sj pisze:

    Jeszcze raz powiedzenie z Austrii, bo wkradła się literówka: Jeśli ktoś twierdzi, że Mozart i jego muzyka nic mu nie mówią i niewiele dla niego znaczą, to jest to SĄD o tym kimś a nie o Mozarcie”

  7. ewama7@wp.pl' Ewa Mastalska pisze:

    Ja też kocham Wrocław, urodziłam się tu i mieszkam całe życie. Pochodzę z Ołbina, potem mieszkałam na Oporowie, a od paru lat na Szczepinie, często bywam też na Wielkiej Wyspie, gdzie mam przyjaciół. Moi rodzice są napływowymi wrocławianami, przyjechali tu dopiero na studia, ale pokochali miasto i zostali. Czasem nazywa się Wrocław polską Ameryką ze względu na mieszanie się różnych kultur.

  8. elzbieta@gmail.com' Elzbieta Zborowska pisze:

    Do dyskusji dołączę siė i ja. Jestem napływowąwroclawianką. Mowię o sobie- słoik z ponad 40 letnim stażem. Zanim przyjechałam tu na studia, miasta nie znałam zupełnie.Slyszalam tylko od mamy, która tu studiowała w latach 50- tych, ze to miasto pełne zieleni. O gruzach nie opowiadała. Długo zastanawiałam sie, gdzie pojechać na studia,w końcu wybrałam Wrocław. Po raz pierwszy przyjechałam tu w czerwcu 1973 r na rekonesans. Mama zawiozła mnie na Biskupin, na ul. Kotsisa i pokazała poniemieckie szeregówki, ktore w jej czasach były akademikami wrocławskiej Politechniki. Na czas egzaminów zamieszkałam na ul. Lwowskiej/ dzis to juz Zaporoska/. Podczas studiow miałam okazje poznać miasto, jako ze co roku mieszkałam w innej dzielnicy- Rynek/ Przejście Garncarskie/ Borek, Sepolno, Zacisze a nawet przez rok w „sedesowcu” przy pl.Grunwaldzkim. Los sprawił, ze zostałam w miescie na stałe. Nie żałuje tego wyboru.mam swoje magiczne miejsca, ktore sprawiają, ze w duszy jest lepiej. Uwielbiam spacerować po Ostrowiu Tumskim, Rynku i przyległych uliczkach, wałach nadodrzańskich, parkach. Mieszkam na Ołbinie od 37 lat. Żal mi troche, ze ta dzielnica jes zapomniana przez władze miasta, odnawia sie bardzo powoli,a przecież te stare kamienice, na których tak jak na mojej widnieją ślady wojennych walk, po odrestaurowaniu stanowiłyby przykład pięknego, starego układu architektonicznego.Moze jeszcze doczekam.
    Uwielbiam tez stare wrocławskie kościoły z centrum miasta. Takiego nagromadzenia budynków sakralnych w centrum nie ma chyba nigdzie w Polsce. Cudne jest to moje miast, choc ostatnio ma niego problemów ze swoją słynna tolerancją

  9. wroclawianin@wp.pl' Wrocławianin pisze:

    Tylko nut brakuje do tych peanów, które tu zapisano, żeby można było je odśpiewać. Zastanawiałem się przez chwilę, czy to na pewno chodzi o ten Wrocław, w którym mieszkam od 21 lat?… Ale zrozumiałem, że chodzi tu raczej o ten rodzaj sentymentu, który nie pozwala na trzeźwy ogląd sytuacji. Każdy ma swoją historię, która znacząco wpływa na jego postrzeganie świata, w którym żyje. Ja przyjechałem do Wrocławia w roku 1995 z miłością do tego miasta, którą przekazali mi moi rodzice – mieszkali tutaj na przełomie lat 60 i 70. Po studiach zamieszkałem we Wrocławiu na stałe i trzeźwo obserwowałem zmiany, które w mieście zachodziły. Nie znajduję dziś we Wrocławiu miasta, które kiedyś pokochałem. Napiszę więcej, jest mi ono obojętne i czekam tylko na okazję wyprowadzenia się stąd. Moim zdaniem Wrocław brzydnie, a nie pięknieje. Ja opisuję dziś to miasto, w rozmowach z zachwyconymi turystami, krótko: smród, hałas, beton, beton, beton, wizualne bezguście, drożyzna… A opisywane powyżej bulwary, są atrakcją na pewno, ale dla pasjonatów spacerowania po betonie, podziwiania Odry uregulowanej betonem oraz betonowych bohomazów w stylu „wrocławskiej pufy”. A moi rodzice, no cóż – dziś nie chcą tu przyjeżdżać – nie znajdują już we Wrocławiu miasta swojej młodości.

  10. Maria Wanke-Jerie pisze:

    Ten wpis wymaga polemiki. Jeżeli można pokochać Wrocław przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, czyli czasu, gdy zaczynałam studia, a dziś nazwać to miasto brzydkim, to raczej przekora, emocja nie mająca nic wspólnego ze stanem faktycznym, niż rzetelny obiektywny ogląd. Wówczas, w początku lat siedemdziesiątych wielokrotnie szłam piechotą na zajęcia na uczelni z pl. Powstańców Śląskich na pl. Grunwaldzki – po obu stronach ulicy Powstańców Śląskich były gruzy porośnięte chwastami, straszyły ruiny w wielu miejscach, stare domy ze śladami kul, odarte z tynku i sztukaterii. Szary, zaniedbany Rynek i jego otoczenie. Gdy wracałam zza granicy, a na Zachód zaczęłam jeździć dopiero w latach dziewięćdziesiątych, widziałam to jeszcze wyraźniej. To miasto można było kochać tylko miłością bezwarunkową, taką jaką kocha się rodziców. Dziś Wrocław jest nowoczesny, a jego piękno widzę wyraźniej właśnie, gdy wracam z zagranicy. Dostrzegam wówczas, że zaczyna dorównywać zarówno nowoczesnością, jak i estetyką.
    Wrocław jest najbardziej zielonym miastem Polski – na jednego mieszkańca przypada tu aż 25 m kw. zieleni, a Wrocławianin narzeka, że to miasto betonu. Wrocław to także zielone bulwary, zadbane i odwiedzane przez mieszkańców, jak choćby Promenada Staromiejska. To najbardziej przyjazne miasto dla rowerzystów – Wrocław był pionierem w Polscy rowerów miejskich. Cieszyłam się, gdy ruszył, bo podziwiałam to wcześniej w Lyonie. To miasto starannie odnawianych zabytkowych kamienic, które odzyskują swój dawny blask, zadbanych parków i skwerów. Ale także nowoczesnych biurowców, które powstają w centrum nadając mu wielkomiejskiego charakteru. Wrocław po prostu jest piękny.

  11. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Nie wiem co wpłynęło na taką ocenę Wrocławia przez Pana podpisanego „Wrocławianin”. Myślę, że może jakieś niepowodzenia osobiste, bo jak można to wytłumaczyć inaczej. Wrocław to przecież miasto a nie wieś, więc beton wszędzie jest obecny, ale tak jak Pani Maria wcześniej zauważyła, Wrocław to najbardziej zielone miasto w Polsce. Poza zielenią jest tu także wiele monumentalnych zabytków, oraz innych obiektów o różnym przeznaczeniu, że długo by wymieniać.
    Z sentymentem wspominam czasy mojego zamieszkania we Wrocławiu, bo czułem się tu bardzo dobrze, a że się wyprowadziłem, to już zupełnie inna sprawa.
    Dość dobrze znam nasze duże miasta i jeśli miałbym polecić któreś do zamieszkania, szczególnie dla młodych, to szczerze polecam właśnie Wrocław, któremu urodą mogą dorównywać chyba jedynie Gdańsk i Kraków.

  12. mariarozycka@wp.pl' Maria pisze:

    Wrocław to i moje rodzinne, ukochane miasto. Mieszkam teraz, od kilkunastu lat, na południu Polski, ale Wrocław niezmiennie kocham i z radością odwiedzam, podziwiając jak pięknieje! Pozdrawiam serdecznie!

  13. bmichowicz@wp.pl' Barbara Michowicz pisze:

    Jestem rodowitą Wrocławianką. Dzieciństwo spędziłam na wzniesionych w latach 60-tych Gajowicach. Wówczas była to „pachnąca nowością” dzielnica, zapełniona nowoczesną, socjalistyczną architekturą, zamieszkała przez rodziny z dziećmi właśnie w moim wieku. Dzielnica jeszcze spokojna. Jest gdzieś w sieci zdjęcie przedstawiające kilkuletnią dziewczynkę siedzącą na krawężniku tuż przy ulicy Grabiszyńskiej pochodzące z przełomu lat 60 i 70-tych – rzecz nie do pojęcia obecnie. Mam duży sentyment do tej części miasta, choć widzę, że niestety się zestarzała wraz ze mną. Stała się niezbyt bezpieczna i brakuje tam inwestycji w komfort życia mieszkańców. Znacznie lepiej żyje się na Grabiszynku, dla którego porzuciałam dzielnicę dzieciństwa i młodości. Niższa zabudowa, dużo terenów zielonych, nie całkiem obetonowanych i uregulowanych (poza sporym fragmentem nabrzeża Ślęzy). Cieszą mnie również kontakty międzyludzkie wykraczające poza grzecznościowe „dzień dobry”.
    Cieszę się i jestem dumna z aktualnego rozwoju miasta. Jest ruchliwe i bardziej męczące niż kiedyś Zdarzają się nam pomysły nietrafione – to prawda. Mamy różne problemy: zadłużenie, niesprawną komunikację, zanieczyszczone powietrze… Cieszę się jednak ogromnie z tego co nam się udało. Ostatnio jest to dla mnie NFM ze wspaniałą salą koncertową!
    Od współczesnego Wrocławia dobrze jest czasem odpocząć, zwłaszcza w pewnym wieku 🙂 . Jednak nie byłabym zdolna rozstać się z nim na stałę 🙂

    • stanorion@gmail.com' Vector pisze:

      Pomimo tego, że Wrocław jest piękny, postanowiłem odpocząć od niego już kilkanaście lat temu, a ściślej rzecz ujmując, postanowiłem odpocząć od miasta, wyprowadzając się na pustkowie pod lasem. Takie zamieszkanie pomaga mi odreagować stresującą pracę wśród ludzi i pomaga szybko zregenerować się psychicznie.

  14. jbiernat@web.de' JSBiernat pisze:

    Przeczytałem uważnie wszystkie wypowiedzi. Jest wielu, którzy mówią, że kochają Wrocław, i zapewne mówią prawdę. Moja matka też tak mówiła, tyle że brzmiało to inaczej: „Ich liebe Breslau sehr und will hier für immer bleiben.”.

Skomentuj Maria Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *