W polityce wygrywają emocje

BS-PEK

Decydujące starcie głównych pretendentek do fotela premiera za nami. To była pierwsza w Polsce debata telewizyjna z udziałem pań i emocjonujący spektakl, a w polityce to emocje odgrywają decydującą rolę. Pozytywna energia, dynamizm, a równocześnie pewna stateczność i spokój od pierwszych chwil były po stronie Beaty Szydło.

Już samo jej wejście do studia z dużą grupą skandujących, młodych ludzi robiło wrażenie. Tak jakby niosła ją zwycięska fala. Ewie Kopacz towarzyszyło tylko kilku najbliższych współpracowników. A więc jeszcze przed debatą punkt dla kandydatki opozycji. Mocny punkt.

Także strój wyróżniał Beatę Szydło. Była tym razem w spodniach, a właściwie w garniturze, stylizowana na Angelę Merkel, ale tylko trochę, bo to jej własny styl z nieodzowną broszką w klapie marynarki i efektowną białą bluzką z charakterystycznym podniesionym kołnierzykiem. Ewa Kopacz zdecydowanie bardziej kobieca – ciemnogranatowa garsonka, bluzka z aplikacjami, szpilki.

Debaty mają głównie efekt wizerunkowy, a więc nie ma większego sensu rozwodzić się szczegółowo nad merytorycznym aspektem wypowiadanych kwestii, bo i formuła nie pozwalała na pogłębione refleksje, a obie panie często udzielały wymijających odpowiedzi. Liczy się styl, efekt, wrażenie – to decyduje o wygranej lub przegranej.

PEK

Bardzo dobrym chwytem Beaty Szydło było, moim zdaniem, po uprzejmym zwróceniu się do kontrkandydatki w formie „Pani Premier”, przejście na „Pani Przewodnicząca” dla podkreślenia równości ról w tej grze. Świetną ripostą na stawiany jej przez Ewę Kopacz zarzut, że jest niepoważnym kandydatem na premiera, była odpowiedź: „gdybym była niepoważnym kandydatem, nie stanęłaby Pani ze mną do debaty”.

BS

Debata tradycyjnie składała się z trzech rund pytań dotyczących gospodarki i spraw społecznych, polityki zagranicznej oraz kwestii ustrojowych. Po każdej części panie zadawały sobie wzajemnie pytania, a na koniec każda z nich miała dwuminutowe podsumowanie. Czas odmierzany skrupulatnie, ale żaden z trójki prowadzących debatę dziennikarzy nie reagował na przedłużanie wypowiedzi. A to zdarzało się znacznie częściej Ewie Kopacz. Nie reagowali też, gdy wielokrotnie wchodziła Beacie Szydło w słowo i jej przerywała. Widać było, że trudno jej utrzymać nerwy na wodzy. Nie robiło to dobrego wrażenia.

Beata Szydło lepsza wizerunkowo – patrzyła wprost do kamery, spokojna, bez cienia tremy, sympatyczna. Mówiła płynnie, dostosowując mimikę i uśmiech, a także naturalną gestykulację do wypowiadanych słów. Sprawiała wrażenie pewnej siebie, pewnej swoich racji. Ewa Kopacz wyraźnie spięta, co powodowało przejęzyczenia i błędy gramatyczne, a nawet merytoryczne, np. 30 tysięcy, zamiast 30 milionów. Złe wrażenie robiły takie stwierdzenia, jak: „Gdy PiS dojdzie do władzy, to wprowadzi państwo wyznaniowe”. Gołosłowne, niepoparte żadnym argumentem sprawiały wrażenie nieprzmyślanego ataku w desperacji. Były też fragmenty debaty, gdy radziła sobie zupełnie dobrze, mówiła pewnie i z przekonaniem. Nie potrafiła jednak tej formy trzymać cały czas, co zasadniczo różniło ją od konkurentki.

Dominujące było wrażenie, że Beata Szydło mówi z optymizmem i to częściej ona była ofensywna, konkurentka Ewa Kopacz raczej w defensywie, postawie obronnej.

Także końcowe wystąpienie Beaty Szydło było lepsze, z wyrazistą puentą o rządzie dobrze współpracującym z prezydentem, co przewijało się wcześniej kilkakrotnie w jej wypowiedziach, stanowiąc lejtmotyw całości. Poza tym idealnie zmieściła się w czasie, kończąc energetycznym „Damy radę”. Ewa Kopacz w końcowej wypowiedzi straszyła PiS-em, prosząc o głosy i… nie udało jej się w porę skończyć. Ten ostatni akord wyraźnie słaby.

Spektakl po debacie dopełnił wrażenia, Beata Szydło spotkała się z licznie zgromadzoną grupą młodych ludzi i dziennikarzy na briefingu. Przy niej był entuzjazm, dobra energia, pozytywne emocje. Ewa Kopacz w towarzystwie rzecznika i pani marszałek powiedziała kilka słów do mikrofonu, bez tezy i jakiegokolwiek przesłania. To był wyraźny kontrast.

Jaki debata odniesie skutek? Gdyby wygrała ją Ewa Kopacz, mogła ona zmniejszyć dystans PO do PiS. Tak się jednak nie stało. Czy z kolei przysporzy brakujących głosów zwycięskiej partii i pozwoli na samodzielne rządy po wyborach? Czy przekona niezdecydowanych? Zbyt wiele jeszcze niewiadomych. Piłka wciąż w grze aż do ciszy wyborczej. Zostały cztery dni kampanii. Dziś wieczorem kolejne starcie – debata przedstawicieli ośmiu komitetów.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

1 Odpowiedź

  1. Bry wieczór? noc?
    Mam nieco odmienne zdanie, ale tylko nieco.
    PEK wg mnie podeszła do sprawy z nonszalancją i w chwilach trudnych się gubiła. Zastosowała wariant PBK „Ja tam wszystkie poprzednie wybory wygrałem”.
    I nie mówiła jak premier(ka) rządu, tylko jak baba z Szydłowca – szczególnie końcowy apel do emerytów. Postraszyła ich, żeby chyba zostali w domu.
    Pani Szydło (PBS) też nie odbiegała od wzorca chytrej baby z Radomia.
    Trochę za wysoki głos, za mało nauki gestów (niektóre jak po Heine-Medinie). No i ciągłe mówienie Pan Prezydent i ja. Do tego zasłonka z Jarosława K. i niechlujna teczka z półryzą niezapisanego papieru. Gdyby miała tam rzeczywiście teksty ustaw i dała chociaż prowadzącym, to PEK pozostałby cichy płacz w kąciku.
    W pewnym momencie wyobraziłem sobie obie panie w kisielu z wyłączoną fonią – to widowisko by przynajmniej trzymało w napięciu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *