Kobiecy sport zagrożony?

Spokojnie, na pewno na razie nic nie zagraża kobiecemu sportowi ani w Polsce, ani w Europie, ale zza oceanu docierają sygnały, które mogą niepokoić. W dniu swojej inauguracji prezydent USA Joe Biden podpisał „Rozporządzenie wykonawcze o zapobieganiu i zwalczaniu dyskryminacji na tle identyfikacji płciowej oraz orientacji seksualnej”.

Niestety, w podpisanej przez prezydenta antydyskryminacyjnej dyrektywie znalazły się punkty, które można uznać za… dyskryminacyjne! Chodzi tu przede wszystkim o zapis nakazujący szkołom zapewnienie uczniom uczestnictwa w zawodach zgodnie z płcią, z którą się utożsamiają. – To smutny dzień dla sportu kobiecego – pisze Erielle Davidson, polityczna analityk z Jewish Institute for National Security of America. – Kobietom każe się konkurować z biologicznymi mężczyznami, narażając je przy tym na ryzyko kontuzji i utraty tytułu. (…) To destrukcyjne i niecne posunięcietak komentuje to publicystka na Twitterze.

W krytyce wobec tej dyrektywy jeszcze dalej posuwa się dziennikarka The Wall Street Journal Abigail Shrier, której zdaniem, oznacza to de facto koniec „kobiecych sportów”. – Nad głowami dziewcząt właśnie wyrósł nowy szklany sufit – ocenia dziennikarka, podsumowując swoją analizę.

Może to przesada? Wszak dyrektywa dotyczy sportów w szkołach i college’ach. Ale, pamiętajmy, w Stanach Zjednoczonych sport to ważny element funkcjonowania placówek edukacyjnych, zaś sukcesy sportowe uczniów i studentów przyczyniają się nie tylko do wzrostu prestiżu szkół i uczelni, ale są także bardzo pomocne w osobistych karierach młodych zawodników. Dzięki nim mogą liczyć na atrakcyjne  stypendia, wyjazdy, nagrody i premie. Nie trzeba zbyt wiele wyobraźni, by przewidzieć konsekwencje dyrektywy prezydenta Bidena – nieodnoszący sukcesów sportowych młodzieńcy zadeklarują, że czują się dziewczętami i – zgodnie z nowym rozporządzeniem –  mogą bez przeszkód konkurować z nimi, zdobywając główne nagrody.

Dyrektywę prezydenta potwierdziła ostatnio Izba Reprezentantów Stanów Zjednoczonych, przyjmując ustawę o nazwie „Akt równości”, która m.in. rozszerza tak pojmowaną „antydyskryminację” na wszelkie sporty, ale także dostęp chłopców i mężczyzn odczuwających żeńską tożsamość płciową do kobiecych szatni, toalet i pryszniców. Dotyczy to także kwaterowania w pokojach noclegowych podczas obozów sportowych i innych zbiorowych wyjazdów. Sprzeciw wobec tej ustawy wyrażają nie tylko środowiska kobiece, ale także biskupi – wspólny list do amerykańskiego Kongresu napisali w tej sprawie przewodniczący pięciu komisji Episkopatu USA: ds. wolności religijnej, obrony życia, małżeństwa, edukacji katolickiej oraz sprawiedliwości krajowej. Ustawę, żeby stała się obowiązującym prawem, musi zatwierdzić Senat. Wydaje się, że w izbie wyższej Kongresu głosów dla jej poparcia zabraknie.  Przynajmniej na razie.

Gdy nad kobiecym sportem w USA zbierają się czarne chmury, albo jak kto woli nad głowami zawodniczek rośnie nowy szklany sufit, choć tylko na poziomie amatorskim, szkolnym, a nie zawodowym, warto przypomnieć, jak kobiety wywalczyły sobie pozycję w sporcie, bo ich udział w sportowych zawodach nie był kiedyś oczywisty.

Kobiety na igrzyskach olimpijskich

W starożytnych igrzyskach olimpijskich, organizowanych ku czci Zeusa w Olimpii – słynnym centrum kultowo-sportowym położonym w Elidzie na Peloponezie, których początek datuje się na rok 776 przed Chrystusem, kobietom nie tylko nie wolno było startować w zawodach, ale nawet zabraniano im pod groźbą surowej kary kibicować sportowym zmaganiom. Sport był wyłącznie domeną mężczyzn. Igrzyska olimpijskie w tej formie organizowane były co cztery lata aż do 393 roku po Chrystusie.

Wprawdzie nowożytne igrzyska olimpijskie wznowiono w 1896 roku, ale podczas I Olimpiady w Atenach startowali wyłącznie mężczyźni. – Kobiety potrzebne są na igrzyskach tylko po to, by na stadionie roztaczał się miły zapach i by pocieszać przegranych. Jeśli kobieta chce pilotować aeroplan, żaden policjant nie ma prawa jej powstrzymywać. Jeśli jednak chodzi o publiczne zawody sportowe, udział kobiet powinien być absolutnie zabroniony. Naszym zdaniem takie kobiece pół-olimpiady są niepraktyczne, nieinteresujące i nieeleganckie. Nie waham się dodać, że niewłaściwe – powiedział Pierre de Coubertin, ojciec nowożytnych igrzysk olimpijskich, który chciał połączyć antyczną ideę z nowoczesnym sportem. Kobiety jednak mu się w tej idei nie mieściły.

Ale już cztery lata później podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu w 1900 roku kobiety wystartowały po raz pierwszy – wśród 997 zawodników były 22 panie, tenisistki i golfistki. Wystąpiły oczywiście w odrębnych, kobiecych kategoriach. W kolejnych latach stale zwiększał się udział kobiet, zarówno w zawodach olimpijskich, jak i innych. Rozszerzał się też zakres dyscyplin uprawianych przez kobiety.

Istotą udziału pań w sporcie jest istnienie odrębnych, kobiecych kategorii. Ze względu na oczywisty dymorfizm wynikający z płci, mężczyźni, dysponując większą masą mięśniową, inną budową ciała, wyższym wzrostem i siłą, mają nad kobietami przewagę i w zawodach open kobiety nie miałyby szans na równą rywalizację. Dotyczy to też tak mało „fizycznej” dyscypliny jak szachy, są kategorie męskie i kobiece. Nawet wyjątkowo utalentowana węgierska szachistka Judith Polgar, zdobywczyni tytułu męskiego arcymistrza, mistrzostwo świata zyskiwała w dziecięcych kategoriach wiekowych chłopców i w mistrzostwach Węgier seniorów, ale w męskich szachach seniorów zdobyła jedynie brązowy medal w Europie i ósme miejsce na świecie. W typowo „fizycznych” zawodach takie sukcesy kobiet w męskich kategoriach nie byłyby możliwe.

Wiek XX to szybki rozwój sportu kobiecego, w coraz liczniejszych dyscyplinach startowały panie, prawie na każdej olimpiadzie pojawiały się nowe, a od kiedy w 2012 roku wprowadzono boks kobiecy, nie ma już dyscypliny, w której nie startowałyby kobiety.

Odrębne kategorie, męskie i kobiece, są nawet w takich dyscyplinach, jak np. indywidualna jazda figurowa na lodzie, gdzie o sukcesie nie decyduje ani przewaga fizyczna, ani strategiczne myślenie, jak w szachach czy brydżu. W tym wypadku są odmienne kryteria estetyki – panie nie tylko lepiej wykonują piruety i szpagaty, ale efektowniej to się prezentuje w ich wykonaniu, panowie natomiast wyżej skaczą i potrafią w powietrzu wykonać więcej obrotów. To, co efektowne wizualnie w wydaniu kobiecym niekoniecznie byłoby równie piękne w męskim. Ale np. w dyscyplinie rzutów rzutkami do tarczy, czyli gra w darta, nie wymaga ani siły fizycznej, ani strategicznego myślenia, ani nawet nie ma tu subiektywnej oceny estetycznej, a jednak są osobne kategorie kobiece i męskie. Panie w konkurencji z mężczyznami wypadają jednak gorzej.

Pojawił się natomiast inny problem, niekiedy znakomite wyniki uzyskiwane przez zawodniczki, tak naprawdę osiągane były przez biologicznych mężczyzn udających kobiety. Pierwszy taki przypadek miał miejsce podczas igrzysk olimpijskich w Berlinie w 1936 roku, kiedy startowała Dora Rajten, która potem zdecydowała się zmienić imię na… Herman. Już po wojnie, gdy postęp nauk medycznych umożliwił przeprowadzenie stosownych badań, eliminowano z dyscyplin kobiecych zawodniczki z hormonalnego punktu widzenia „nie w pełni kobiece”. Stało się to z powodu zaskakujących rezultatów, porównywalnych z wynikami mężczyzn, które uzyskiwały sportsmenki z ZSRR i NRD. W 1966 roku Międzynarodowa Federacja Lekkiej Atletyki zdecydowała się na badanie płci zawodniczek i wydawanie „certyfikatów kobiecości”. Przeprowadzano badania ginekologiczne i badano układ chromosomów.

Pamiętamy historię zdyskwalifikowanej polskiej sprinterki Ewy Kłobukowskiej, podejrzewanej o niepewną tożsamość płciową. Badania płci nigdy nie dotyczyły mężczyzn z oczywistych powodów, bo problemem jest mężczyzna udający kobietę i tym samym zwiększający swoje szanse w rywalizacji z innymi zawodniczkami. Z wydawania „certyfikatów kobiecości” zrezygnowano w 1992 roku, ale problem pozostał i dziś jest w gestii lekarzy sportowych. Chodzi przede wszystkim o „testosteronową kurację”, którą traktuje się jako niedozwolony doping.

* * *

Nie wiadomo, czy antydyskryminacyjne przepisy z USA, które de facto dyskryminują kobiety w sporcie, zostaną zaadaptowane w Europie. Być może sprzeciw wobec takich rozwiązań będzie zbyt silny, bo – jak widać – efekt jest odwrotny do zamierzonego.

Tymczasem cieszmy się naszymi wybitnymi sportsmenkami, wspominając choćby lekkoatletkę Halinę Konopacką, która wynikiem 39,62 m ustanowiła rekord świata w rzucie dyskiem i zdobyła w Amsterdamie w 1928 roku pierwsze olimpijskie złoto dla Polski. Warto przy okazji wspomnieć, że w 1939 roku uczestniczyła ona w ewakuacji za granicę złota ze skarbca Banku Polskiego.

Pamiętamy też inne wybitne sportsmenki: lekkoatletkę Irenę Szewińską – utytułowaną multimedalistkę i Damę Orderu Orła Białego, siatkarkę Agatę Mróz – zdobywczynię złotych medali na Mistrzostwach Europy, która oddała życie za swoją nienarodzoną córeczkę, Kamilę Skolimowską – złotą medalistkę w rzucie młotem, a także Renatę Mauer Różańską – multimedalistkę w strzelaniu, Otylię Jędrzejczak – mistrzynię olimpijską i rekordzistkę świata w pływaniu, Justynę Kowalczyk – utytułowaną biegaczkę narciarską multimedalistkę olimpijską i mistrzostw świata, Agnieszkę Radwańską – tenisistkę, finalistkę Wimbledonu i wiceliderkę rankingu WTA, Anitę Włodarczyk – multimedalistkę i wielokrotną rekordzistkę świata w rzucie młotem i wiele, wiele innych, które dostarczały nam powodów do radości i dumy.

Cieszymy się sukcesami młodziutkiej tenisistki Igi Świątek, najpierw tryumfatorki juniorskich turniejów wielkoszlemowych Wimbledonu, która jako dziewiętnastolatka wygrała French Open seniorek w grze pojedynczej. Kibicujmy jej błyskotliwej karierze. Ma niesamowite możliwości i zapewne jeszcze nieraz dostarczy nam radości i wzruszeń.

Wszystkie te panie były i są wspaniałymi ambasadorami Polski. Bez kobiecego sportu świat byłby znacznie uboższy.

Oby poprawnościowe nowinki tego nie zmieniły.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

5 komentarzy

  1. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    W stu procentach zgadzam się z tezami i wnioskami poruszonymi w niniejszym felietonie. Podpisane „Rozporządzenie wykonawcze o zapobieganiu i zwalczaniu dyskryminacji na tle identyfikacji płciowej oraz orientacji seksualnej” przez Joe Bidena, postawi biologiczne i anatomicznie stuprocentowe kobiety bez szans z tymi, którym tylko się wydaje, że są kobietami, pomimo posiadania wielu typowo męskich cech.

  2. elzbieta314@gmail.com' Elżbieta Zborowska pisze:

    Również zgadzam się z tezami zawartymi w artykule. Biologiczne kobiety i mężczyźni utożsamiający się jako kobiety to osoby o nierównomiernych możliwościach. Poziom testosteronu u tych drugich jest niezmiernie wysoki, co daje im z góry przewagę. Jako przykład niech posłuży południowoafrykańska biegaczka Casper Semena, która dzięki wysokiemu poziomowi testosteronu wygrywała z ogromną przewagą biegi mistrzowskie i olimpijskie. Obecnie ma zakaz startów z kobietami.

    Podobny problem związany z płcią dotknął także inną polską biegaczkę, przedwojenną mistrzynię olimpijską – Stanisławę Walasiewiczówną. Gdy po śmierci zrobiono jej badania, okazała się obojnakiem. Miała w sobie jednakową ilość hormonów męskich i żeńskich. Dobrze, że kiedy startowała, nie było tak rozwiniętych badań, jak współcześnie.

  3. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Myślę, że obawy związane z konsekwencjami antydyskryminacyjnej dyrektywy są nieco na wyrost. Dotyczy ona tylko sportu amatorskiego i szkolnego, a już nie sportu studenckiego, co już po ogłoszeniu dyrektywy doprecyzował w stosownym wyjaśnieniu urząd prezydenta. I bardzo dobrze. Jak wygląda rywalizacja, gdy do startu w kobiecych dyscyplinach dopuści się transpłciowe kobiety, Amerykanie mieli okazję przekonać się w skali mikro. Są bowiem stany – takie jak np. Connecticut – które już wcześniej pozwoliły na starty osobom transpłciowym według swojej identyfikacji płciowej. W rezultacie Terry Miller i Andraya Yearwood – transpłciowe zawodniczki – zdobyły w sumie 15 złotych medali w lekkoatletycznych zawodach stanowych i biły rekord za rekordem. Mam nadzieję, że tego typu sytuacje były tylko pouczającym eksperymentem.

  4. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Komentarze a propos tego tekstu ukazały się na Twitterze. Przytaczam niektóre z nich:

    Jacek Cezet @Jacek_Czerwinsk
    A ja tam nawet jestem za. Bo paradoksalnie sporo dziewczyn zachowa zdrowie, które rujnowało sobie sterydami/wzmacniaczami w imię osiągów. Teraz już nie ma sensu. Przyjdzie kulawy Teofil i pozamiata.

    Mechtylda @Mechtylda_
    Czytałam, że jest to obecnie punkt sporny wśród feministek. Troszkę się panie zapędziły w kozi róg z tym popieraniem, nazwijmy to: płci uznaniowej.
    „Nie – Boska komedia” dzieje się na naszych oczach…

    ddrabinska @DorotaD10
    Artykuł ciekawy, ale co my możemy ? Głosowałam na Trumpa. Oszukali i teraz każdy normalny człowiek cierpi. Lewakom artykuł nie pomoże, są zgubieni.

    Artur D. Zysk @adzysk
    To smutny dzień dla sportu męskiego również…

    Wojsław Zbarski @ZbarskiAw
    Nikt tak nie dyskryminuje kobiet jak ideolodzy gender.

    Rafał Kubara @2003Rafal
    Od tysięcy lat nauka porządkuje świąt poszukując różnych PRAWIDŁOWOŚCI. Tymczasem lewicowi doktrynerzy z upodobaniem wprowadzają CHAOS stawiając na piedestał anomalie i wyjątki i szantażując przewrotną tezą, że prawidłowości są „zniewagą” dla wyjątków. To strasznie niebezpieczne.
    Spirala absurdu nakręcanego przez oderwanych od rzeczywistości lewicowych doktrynerów. Brak słów by to komentować.
    Akurat w tej sytuacji ideę sporu niszczy chora ideologia. Jest nadzieja że na dłuższą metę to się nie przyjmie bo takiego „sportu ” gdzie wiadomo kto wygra nie da się oglądać. Nie będzie widzów to nie będzie sponsorow. Sport zawodowy musi kierować się rozsądnymi zasadami

    Gutab @BatugWojciech
    Podpisane przez prez. Bidena rozporządzenie o zwalczaniu dyskryminacji na tle orientacji seksualnej podważa podstawowe tezy gender: mężczyzna ogłasza się kobietą i wygrywa z kobietami w sporcie. Dlaczego wygrywa? Bo nadal jest mężczyzną, a deklaracje niczego nie zmieniają.

  5. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Gdy tezy artykułu nie wzbudzają kontrowersji, nie wywołują sporów i ścierania się różnych poglądów, dyskusja nie jest zbyt ożywiona, a czytelnicy w komentarzach potwierdzają poparcie dla poglądów autora lub je tylko w niewielkim stopniu uzupełniają. Tak było tym razem, właściwie wszyscy zgodzili się ze mną, że rozwiązanie przyjęte w rozporządzeniu prezydenta Bidena dla sportu szkolnego i amatorskiego miast równości prowadzi do dyskryminacji… kobiet i chyba nikt nie wyobraża sobie, by było ono przyjęte w sporcie zawodowym, choć takie zakusy się pojawiają. Jedno widać, wszelkie równościowe prawo, jak choćby parytety, wprowadza jakiś rodzaj dyskryminacji. Gdy są osobne konkurencje, kobiece i męskie, wszystko jest w porządku, a gdy chcemy, drogą parytetów, wyrównywać liczebność kobiet, czy to w gronie zwycięzców konkurencji open, czy w gremiach zarządczych, w nauce czy polityce, zawsze ktoś z wyższymi kompetencjami, kwalifikacjami czy umiejętnościami zostaje wypchnięty. Dlatego, gdy mężczyzna identyfikujący się jako kobieta, konkuruje w sporcie z kobietami, nie daje im szans. Ten tekst pokazuje, że równościowe pomysły to miecz obosieczny.
    Wszystkim, których zainteresował temat, zmuszając do refleksji czy słów komentarza, serdecznie dziękuję.

Skomentuj Maria WANKE-JERIE Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *