Służba zdrowia? Wszystko zależy od ludzi

kardiolog

Gdy mówimy o służbie zdrowia, najczęściej narzekamy i nie jest to bezpodstawne. Trudności z zarejestrowaniem się, wydłużające się kolejki do specjalistów, co niekiedy powoduje, że wizyta traci sens. Ale chyba najgorsze jest to, że lekarze pierwszego kontaktu nie potrafią postawić diagnozy i jakże często lekceważą pacjenta i odsyłają do specjalisty bez szans na szybką pomoc (a czasem czas jest bardzo ważny), umywając ręce od problemu. W tym systemie jedno jest dobre – pacjent może zmienić lekarza i przychodnię. Przekonałam się, że wszystko może być inne. Lepsze.

Staram się o ile to możliwe unikać lekarzy i jak najmniej korzystać ze służby zdrowia. Gdy pojawiają się jakieś symptomy choroby, na ogół stosuję zasadę, że warto odczekać, sięgnąć po jakieś specyfiki w domowej apteczce i… samo przejdzie. Gdy nie przechodzi, korzystam też z mojej zaprzyjaźnionej apteki. Mała, kameralna, ale za to wspaniali farmaceuci. Zawsze potrafią kompetentnie poradzić, z jakiego leku skorzystać. Czasem bywają nadzwyczajni.

Ostatnio mój farmaceuta zadziwił mnie, gdy chciałam kupić lek przeciwbólowy, którego opakowanie przyniosłam. Miesiąc wcześniej kupowałam go dla męża razem ze środkami przeciwzakrzepowymi w zastrzykach, które miał brać po operacji. Gdy dowiedziałam się, że ów lek jest tylko na receptę i poprosiłam o nurofen forte, farmaceuta zapytał mnie, czy to dla męża. Gdy potwierdziłam, oznajmił, że nie wolno tego brać razem ze środkami przeciwzakrzepowymi. Nie dość, że pamiętał to po miesiącu, to dodatkowo skojarzył, że mogę to kupować właśnie dla męża. Byłam zaskoczona i pełna podziwu. To są sytuacje, kiedy odzyskuję wiarę w człowieka.

Podobne doświadczenia miałam ostatnio ze służbą zdrowia, ale dopiero po zmianie przychodni i lekarza. Ale po kolei.

lekarz

Źle się czułam od kilku dni i tym razem nie przechodziło. Ból głowy, ból w klatce piersiowej, uczucie osłabienia. Ciśnienie, które zawsze miałam niskie, podskoczyło do 150/90, a tętno nie przekraczało 50, raczej utrzymywało się na poziomie od 40 do 45. Postanowiłam pójść do lekarza. Zarejestrowałam się telefonicznie, obalając stereotyp, że to niemożliwe i tylko osobiście trzeba zgłosić się do rejestracji.

Gorzej było, gdy już przyszłam na wyznaczoną godzinę, bo przede mną było jeszcze kilku pacjentów. Stali bywalcy mówili, że taki poślizg to norma. Niektórzy przyszli tylko po receptę albo skierowanie. Ale to właśnie trwało w nieskończoność. Okazało się potem, że to wyszukiwanie numerów choroby, które trzeba na te blankiety wpisać, tak wydłuża czas niby krótkiej wizyty.

lekarz-i-komputer

Za to mój pobyt w gabinecie był nadspodziewanie krótki. Nawet nie rozebrałam się z kurtki, a lekarzowi wystarczył pomiar ciśnienia i tętna zarejestrowany przeze mnie telefonie (zrobiłam zdjęcie wyświetlacza z danymi z pomiaru). Dostałam receptę na środek przeciwbólowy, skierowanie do kardiologa i na SOR (w razie pogorszenia samopoczucia). Nie usłyszałam jakiejkolwiek diagnozy. Właściwie nic nie usłyszałam, tej wizycie nie towarzyszyła rozmowa. Najdłużej trwało pisanie, bo lekarz stukał jednym palcem, długo wodząc po klawiaturze zanim znalazł właściwy klawisz. W rejestracji okazało się, że gabinet kardiologa jest na drugim końcu miasta, a okres oczekiwania na wizytę do miesiąca.

Nie potrzebowałam skierowania, żeby w razie czego udać się na ostry dyżur. Nie pojechałam na SOR, ale przekonałam się, że moja taktyka przeczekania choroby ma uzasadnienie – ta wizyta nic mi nie dała, oprócz przeświadczenia, że muszę sobie radzić bez pomocy tego lekarza i tej przychodni.

Następnego dnia pojechałam, ale już do innej przychodni, zrobić sobie odpłatnie EKG. Koszt 15 zł naprawdę niewielki. I tu pierwsze zaskoczenie – laborantka, która robiła mi EKG, gdy zobaczyła wynik, z własnej inicjatywy zaproponowała mi natychmiastową wizytę u lekarki w sąsiednim gabinecie. Załatwiła mi w recepcji przeniesienie do tej przychodni, a lekarka w gabinecie obok przyjęła mnie bez kolejki. Była taka, jak ją pani od EKG rekomendowała: „ona jest nie tylko dobrym lekarzem, ale i dobrym człowiekiem”. Bardzo starannie mnie zbadała, zmierzyła ciśnienie, obejrzała elektrokardiogram i skierowała mnie na SOR. „Gdyby pani była moją mamą, zawiozłabym tam panią natychmiast” – powiedziała, co zabrzmiało bardzo przekonująco. Widać była też dobrym psychologiem.

sor

Szpitalny Oddział Ratunkowy w znanym wrocławskim Szpitalu 40-lecia zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Doskonale wyposażony oddział, znakomicie funkcjonujący zespół lekarzy i pielęgniarek, komfortowe warunki, łóżka oddzielone parawanami, co dawało wrażenie intymności, sprawnie przeprowadzone badania i natychmiast przygotowany pełny wypis. Z nim miałam się udać do lekarza pierwszego kontaktu już w mojej nowej przychodni.

lekarz1

Błyskawiczna rejestracja, krótkie oczekiwanie. Znowu byłam pod wrażeniem uprzejmości i kompetencji lekarza, który mnie przyjął. Zaczął od tego, że mnie przeprosił, iż czekałam. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim. Istotnie, gdy była moja kolej, lekarz wyszedł na chwilę, może na pięć minut, zanim poprosił mnie do gabinetu. Potem było badanie i normalna rozmowa, bez przerywania, odwracania uwagi. Odpowiedział mi na wszystkie wątpliwości. I każdy lek wypisał na oddzielnej recepcie, a do tego dostałam starannie wypisany i wydrukowany opis dawkowania. Dostałam też skierowanie do kardiologa na cito. Wizyta w tym samym dniu i miejscu.

Jestem pewna, że żaden system nie zadziała, gdy lekarze będą tacy, jak ten, do którego trafiłam w pierwszej kolejności. Wiarę w służbę zdrowia przywróciły mi późniejsze doświadczenia. I chyba rację miała pielęgniarka, która robiła mi EKG, że nie tylko trzeba być dobrym lekarzem, ale także dobrym człowiekiem. Dlatego w systemie służby zdrowia najważniejsze jest to, że można zmienić lekarza i przychodnię. Zmieniłam. I wszystkich, którzy mają powody do narzekań, do tego namawiam.

W systemie służby zdrowia najważniejsze jest to, że można zmienić lekarza i przychodnię. Zmieniłam. I wszystkich, którzy mają powody do narzekań, do tego namawiam.

 

 

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

28 komentarzy

  1. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Tak na szybko: podejrzewam że ten temat pobije rekord jeśli chodzi o ilość komentarzy.

  2. elzbieta314@gmail.com' Elżbieta Zborowska pisze:

    Chyba tak. Kazdy bedzie miał coś ciekawego do powiedzenia na ten temat. Też coś jutro napiszę po wizycie u 2 specjalistów,zwłaszcza ze i lekarzy bywam często od półtora roku….

  3. gregr2@o2.pl' Grzegorz pisze:

    Lekarz ma za zadanie postawienie diagnozy. To jest leczenie. Fajnie, jak lekarz jest miły i wizyta trwa długo, ale nie do końca o to chodzi.
    Należy mieć ograniczone zaufanie do ludzi – lekarzy, fizjoterapeutów i farmaceutów również. Zdrowia Pani życzę.

  4. mariarozycka@wp.pl' Maria pisze:

    Wyznaję tę samą zasadę, co Autorka – ja również staram się nie narzucać zbytnio służbie zdrowia. Dopóki można, leczę się sama i z byle katarem do lekarza nie chodzę. Zwłaszcza że czekając w długiej kolejce w przychodni można nabawić się gorszej choroby niż ta, z którą przychodzę (o stracie nerwów i cierpliwości nie wspominając)…
    Oba rodzaje przytoczonych przez p. Marię spotkań z lekarzami znam z doświadczenia: spotkałam zarówno takiego, który nawet bez specjalnego patrzenia na mnie, o badaniu nie mówiąc, od razu chciał przepisywać antybiotyk, ale na szczęście mam też doświadczenie wspaniałych, zatroskanych i patrzących na całego pacjenta lekarzy. Myślę tu zwłaszcza do mojej okulistce, wspaniałej kobiecie i lekarzu z powołania. Dobrze, że tacy są! Na pewno problemem jest cały system służby zdrowia w naszym kraju – od organizacji po finansowanie… Absurdów, na jakie można się natknąć na każdym kroku, nie warto nawet wyliczać… Tym bardziej trzeba doceniać takich lekarzy i takie placówki, jak ta opisana w tekście. Jak widać, wszechobecna biurokracja i absurdalne procedury nie muszą przytłaczać prawdziwej troski o pacjenta, a czy tak będzie, to zależy, jak lekarz traktuje swój zawód – czy tylko jako źródło utrzymania, czy naprawdę jako powołanie i misję.

  5. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Postaram się odnieść najpierw do tej gorszej strony służby zdrowia opisanej przez autorkę. Otóż uważam, że jeśli lekarz nie będzie dobrym człowiekiem, nie będzie też dobrym lekarzem, nawet jeśli ma rozległą wiedzę. Zawsze powinien mieć na uwadze, że brak rozmowy z pacjentem, która stanowi podstawę diagnozy nie tylko szkodzi pacjentowi, ale także lekarzowi. Bo przecież rozmowa z pacjentem, to nieodzowny element leczenia. Dociekliwość i skrupulatność powinna przede wszystkim cechować lekarza. Powszechnie wśród lekarzy panuje powiedzenie, że nie ma ludzi zdrowych, są tylko źle przebadani. Lekarza powinna cechować również pokora, co mógłbym jeszcze zrobić , by było lepiej. Medycyna jest służbą poprzez służenie chorym, jest powołaniem. Długi czas oczekiwania na usługi specjalistyczne powoduje, że pacjenci irytują się. Owe kolejki spowodowane są niedostatecznym finansowaniem opieki zdrowotnej i niewłaściwą koordynacją leczenia / niedostateczne wykorzystanie lekarzy POZ / rodzinnych/. Narzeka się, że mamy mało specjalistów, ale należy się spodziewać, że większa ich liczba wygeneruje większą liczbę świadczeń, a problem kolejek i tak nie zniknie, bo brak pieniędzy. Wszystkie te przepisy absurdalne zmuszają często lekarzy do gigantycznych, biurokratycznych obowiązków, ale to nie zwalnia ich z obowiązku podchodzenia z należytym szacunkiem do chorego. Pacjenta nie interesują przepisy. Pacjenta obchodzi głównie stan jego zdrowia. Co zaś tyczy się drugiej, tej optymistycznej części tekstu, to sądzę, że mimo wszystko mamy wspaniałych specjalistów i lekarzy oraz wspaniale wyposażone ośrodki oraz medycynę na naprawdę światowym poziomie. Znam lekarzy, którzy cieszą się nieposzlakowaną reputacją i poziomem moralnym, których cechuje empatia, intuicja a przede wszystkim umiejętność podejmowania właściwych decyzji w naprawdę trudnych sytuacjach. Wiem, ponieważ pracowałam z takimi ludźmi. Dobry lekarz cały czas musi się dokształcać, brać udział w konferencjach, warsztatach oraz seminariach, dlatego tacy lekarze zawsze służyć będą chorym swoim autorytetem i fachowością. No cóż nie każdy lekarz zostanie Hipokratesem. Na zakończenie dodam tylko, że badania opinii publicznej pokazują jednak, że pacjenci w Polsce mają duże zaufanie do lekarzy.

    • gregr2@o2.pl' Grzegorz pisze:

      Pani Barbaro. bardzo celnie napisane. Myli się Pani jednak co do kolejek. To pacjenci je tworzą poprzez olewanie umówionych terminów. Czekają kilka – kilkanaście miesięcy, a potem nie przychodzą. Może poszli prywatnie, ale należałoby chociaż poinformować telefonicznie przychodnię. To zjawisko dość powszechne – mniej więcej 10-15% pacjentów nie pojawia się.

      • b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

        To prawda Panie Grzegorzu, i tu musimy wrócić do tytułu tekstu autorki, że wszystko zależy od ludzi. Są niestety ludzie nieodpowiedzialni, którzy wykonując jeden telefon mogliby rozładować kolejki nie blokując miejsca w kolejce innym.

  6. anna-drozdowska@wp.pl' Anna Makuch pisze:

    Popieram – grunt to możliwość wyboru. Zmniejszanie liczby pacjentów to ważny sygnał dla kierowników przychodni. W niektórych miejscach można ocenić jakość i atmosferę wizyty. Lubię wierzyć i widzieć, że profesja lekarza wiąże się z powołaniem ?

  7. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Krótko i na temat: zbyt cenię swoje zdrowie, by pętać się (bo tak kiedyś poczułem się potraktowany), po publicznych ośrodkach zdrowia.

    • mail@mywebsite.pl' TesTeq pisze:

      Tak jest! Wyklinana przez socjalistów niewidzialna ręka wolnego rynku czyni cuda. Dlaczego? Bo w prywatnych przychodniach lekarz dostaje to, co płacę minus koszty przychodni minus podatki. A w publicznej służbie zdrowia lekarz dostaje to, co zostaje z mojej składki po zakupie samochodu, biurka i budynku dla urzędników NFZ i ministerstwa oraz zapłaceniu im pensji.

  8. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Chora służba zdrowia to temat rzeka i myślę, że nie wystarczyłoby tu miejsca na komentarze, aby uwzględnić choćby w zarysie najważniejsze problemy. A i opowieści mogłoby tu być bez liku i o absurdach systemu i, i o wydłużających się kolejkach do specjalistów, a także o dobrych, życzliwych i kompetentnych lekarzach, jak i wprost przeciwnie. Nie mam bogatego doświadczenia, bo staram się chodzić do lekarza tylko w sytuacji absolutnej konieczności i siła rzeczy zaniedbuję te, wymagające tylko kontroli. Idę dopiero, jak „coś się dzieje” i nie można tego wyleczyć domowymi sposobami. Ale kilka razy w nagłych przypadkach byłam bezradna. Bo do okulisty z bólem gałki ocznej (okazało się, że było to zapalenie tęczówki) mogłam się zarejestrować… za pół roku. Dodatkowych pacjentów lekarz nie przyjmował, bo miał ich nadmiar (nie można w nieskończoność skracać czasu przeznaczonego na badanie, które normalnie wynosi 10 minut, z czego połowa to zapisywanie informacji w kartotece i wypisywanie recept). Pozostaje ostry dyżur i oczekiwanie na przyjęcie do północy, gdzie tłum ludzi z maleńkimi dziećmi z nagłymi przypadkami, z którymi nie można czekać ani jednego dnia, a co dopiero pół roku. Byłam obsłużona bardzo dobrze, ale gdy wychodziłam około 2 w nocy, w poczekalni był jeszcze tłum pacjentów z małymi, płaczącymi dziećmi na rękach.
    Być może kolejki do specjalisty skróciłyby się, gdyby wprowadzić system wpółpłacenia, obowiązujący w Czechach od 2008 roku. Koszt każdorazowej wizyty u lekarza w przychodni 30 koron (ok. 4,80 zł), dzień pobytu w szpitalu, sanatorium czy uzdrowisku – 60 koron (ok. 9,60 zł), 90 koron (14, 40 zł) za świadczenie udzielone przez pogotowie ratunkowe w soboty, niedzielę i dni wolne od pracy. Jednocześnie obowiązuje limit roczny opłat (ważny dla osób często korzystających z porad) – wciągu roku pacjent nie może zapłacić więcej niż 5000 koron (ok. 800 zł), a dziecko i emeryt powyżej 65 roku życia 2500 koron (ok. 400 zł). Wydaje mi się, że kolejki do lekarzy skróciłyby się znacząco, a koszt wizyt naprawdę nie byłby dużym obciążeniem, zwłaszcza że obowiązuje limit. To naprawdę pomysł do rozważenia. Tylko podniósłby się wrzask pod niebiosa. I który rząd się odważy? Tak tylko pytam, bo wiem, że to pytanie retoryczne.

    • b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

      Też byłabym za współpłaceniem Pani Małgosiu, bo to w sposób znaczący poprawiłoby sytuację w służbie zdrowia, która jest niedofinansowana. Nie możemy jednak zapominać o ludziach starych, chorych często mających bardzo niskie emerytury i wydanie, jak Pani wyliczyła 400 zł. nawet rocznie, to ogromny wydatek i tu jest problem, dlatego tak trudno podjąć rządowi tę decyzję. Niestety społeczeństwo się starzeje. A przecież najczęściej korzystają z wizyt ludzie starsi, nie młodzi.

    • dariaziemiec@gmail.com' Daria Ziemiec pisze:

      Popieram system wspolplacenia tylko obawiam sie ze zaden minister nie będzie miał dosc odwagi by to uczynić.Najwiekszym problemem jest jednak mala ilosc specjalistów.Mlodzi lekarze UCIEKAJĄ z kraju i jesli rządzący nie zacheca ich do zostania to problem bedziemy mieli wszyscy bo nie bedzie mial nas kto leczyć.Ci ktorzy wyjechali a znam takich nie zamierzaja wracać.I nie chodzi tylko o strone finansowa ale również o komfort pracy.Podobnie jak autorka textu sporadycznie korzystam z porad lekarza.Mimo ze jestem zdrowa regularnie robie podstawowe badania ,raz do roku cytologie i usg piersi.Regularnie badaja sie moje dzieci i mąż.Jestem zwolenniczka profilaktyki ktora w naszym kraju jest na szarym koncu.Mimo ze panie maja darmową cytologie i mammografie mnóstwo lekcewazy badania .Czesciej korzystaja uslug fryzjera czy kosmetyczki niz z badan mogacych wykryc wczesne stadium raka.Podobnie jest z panami ktorzy robią przeglady swoim samochodom zapominajac o swoim przegladzie.Proponuje wprowadzi obowiazkowe badania typu cytologia mammografia badanie prostaty jąder.Za ich unikanie powinna byc kara bolesna najlepiej finansowa.Lepiej zapobiegac chorobom niz je leczyć.Szczegolnie jesli chodzi o choroby onkologiczne.Bardzo często ludzie nie robiąc badan usprawiedliwiaja się obawą „nie robię bo jeszcze coś mi wykryją”Czesto jednaj bywa tak ze jak juz wykryją to mozna usłyszeć mrozace zdanie „gdyby przyszla pani wczesniej…”Zdrowia państwu życzę ?

    • mariarozycka@wp.pl' Maria pisze:

      Pojawiający się od czasu do czasu postulat wprowadzenia współpłacenia za korzystanie z usług medycznych pokazuje tylko, że system finansowania służby zdrowia wymaga głębokiej przebudowy. Nie jestem specjalistką od finansów, ale wydaje mi się, że problem nie leży w braku pieniędzy, tylko w złym ich dysponowaniu. Nie dziwię się, że wiele ludzi protestowałoby, gdyby musieli obligatoryjnie dokładać ze swojej kieszeni np do wizyty w przygodni. Przecież ubezpieczenie zdrowotne i składka zdrowotna to konkretne pieniądze, które idą (podobno) na nasze leczenie. Dlaczego więc faktycznie na leczenie ich brakuje? To jedna z istotnych kwestii, która domaga się pilnej reformy…

  9. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Można wyłączyć z współpłacenia osoby o najniższych przychodach, np. poniżej 1200 zł na osobę w gospodarstwie jednoosobowym i poniżej 1000 zł na osobę w rodzinie. Istotnie trzeba chronić najsłabszych.

    • b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

      No tak, ale czy budżet to udźwignie? Społeczeństwo się starzeje i tych osób przybywa.

      • gregr2@o2.pl' Grzegorz pisze:

        Myślę, że 10 PLN do każdej wizyty dużo by rozwiązało. Nie wiem dlaczego oprócz emerytów mamy zwalniać najuboższych? 10 PLN to w najgorszym przypadku 60 minut dłużej w pracy w ramach nadgodzin (przy minimalnej stawce 13 PLN brutto).

  10. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Nie jestem optymistką zapowiadanej reformy. Co do leków dla seniorów
    sądzę, że lepszym kryterium wg. mnie nie powinien być wiek, a raczej sytuacja materialna emeryta.Czy likwidacja NFZ, to dobry pomysł? NFZ ma zastąpić Urząd Zdrowia Publicznego, a oddziały wojewódzkie NFZ-u będą Wojewódzkimi Urzędami Zdrowia podlegającymi i wojewodzie i Ministrowi Zdrowia, czy zatem to dobra decyzja? Następna sprawa dot. przerzucania pokrywania strat finansowych Zakładów Opieki Zdrowotnej na samorządy terytorialne bez wsparcia z budżetu państwa. w tej sytuacji samorządy zmuszone będą likwidować część placówek. To chyba znów złe rozwiązanie.

  11. gregr2@o2.pl' Grzegorz pisze:

    Dużo piszecie Państwo o powołaniu i misji. Lekarz to zawód jak każdy inny. To ludzie tacy sami jak my. Traktują ludzi tak, jak my traktujemy innych. Z dystansem, z wyższością, czasem z pogardą. Nie wszyscy i nie wszędzie.
    Jesteśmy społeczeństwem roszczeniowym. Coraz więcej nam się należy. Pamiętajmy, że lekarz rodzinny ma określoną kwotę do rozdysponowania na pacjenta. Jeśli przekroczy, pokrywa z własnej kieszeni. Z tej kwoty jest jeszcze jego zarobek. Dlatego tak ważna jest diagnoza. To jest rola lekarza. Jeśli nie jest pewny, wtedy kieruje na dalsze badania lub do specjalisty. Oczywiście zdarzają się błędne diagnozy i to wcale nierzadko. To też ludzie. Lekarz jest zawsze na przegranej pozycji. Jeśli nie zadowoli pacjenta lub się pomyli – musi liczyć się z konsekwencjami. Ludzie uważają, ze to ludzie nietykalni. To bzdura. Ten zawód to ogromny stres, nierzadko przenoszony do domu rodzinnego. Także drogi pacjencie – jeśli krytykujesz funkcjonowanie służby zdrowia i pracę lekarzy zastanów się, czy w swoje pracy jesteś takim samym profesjonalistą. Na koniec – cieszmy się taką służbą zdrowia jaką mamy. Idzie nowe. Nowe technologie (telemedycyna), prywatna służba zdrowia (komercja) i młode pokolenie. Bezwzględne i nastawione tylko na zysk. Zdrowia!

  12. m.stefanek@mmreklama.pl' Mirek pisze:

    Niestety, zazwyczaj mam wrażenie, że zamiast oczu lekarza spoglądają na mnie dwie pięciozłotówki. Co się porobiło z etosem tego zawodu?

  13. elzbieta314@gmail.com' Elzbieta Zborowska pisze:

    Ponieważ ostatnio, niestety wędruję po lekarzach, mimo ze pozornie wyglądam na zdrową tez napisze pare słów matem temat…2 miesiące tułałem sie po lekarzach rodzinnych, pogotowiach i dyżurach świątecznych z bólem stawów barkowych , zanim młoda lekarka nie wysłała mnie na podstawia badania krwi, przy których wyszedł duzy stan zapalny i dostałam skierowanie do reumatologa. Tu miałam ogromne szczescie, bo znalazłam przychodnié, w ktorej na wizytę u specjalisty czekalam 5 dni.Tam zawiózł mnie mąż, gdyż z bólu nie mogłam juz ruszać rękoma. Po badaniu ,dokładnym doktor postawiła diagnozę. Jest to choroba specyficzna,rzadko spotykana.Przepisala leki- sterydy. Pomogły o tyle źe ból zniknął i stan zapalny zmniejszył sie znacznie. Ale … Gdy próbuje żgodnie ze wskazówkami lekarza zakończyć przyjmowanie leku ból wraca i stan zapalny tez. W zasadzie jestem w zawieszeniu Przy okazji zostałam skierowana maszereg różnorodnych badan organizmu, Bo ponoć moze to byc zwiastun nowotworu. Na razie badania nic nie pokazują.Mialam tez szczescie ze w przychodniach na badania nie czekałam długo. Czasami jednak trzeba było uruchomić tzw. znajomosci.Przyczyna tego stanu moze tez byc choroba tarczycy….I tu klops. Bo choc porobilam podstawowe badania w tym kierunku normalnie do endokrynologa dostać sie nie mogę. Bylam raz odpłatnie, zrobiłam kolejne badania odpłatnie i nie stać mnie na kolejne odpłatne wiziyty.A czekać na NFZ trzeba…..8 lat .To chore a wręcz nienormalne. No i wiadomość z dzisiaj – od okulisty .Zacma i konieczność operacji oka. Wiec muszė szukac instytucji, gdzie najkrócej sie czeka. Wydaje mi sie ze przed reforma zdrowotna z 1999 r, dostęp do specjalistów był jednak lepszyA lekarze interniści lepiej przygotowani i bardziej obeznani z chorobami, i lepiej leczący.. O przygodach mojej rodziny ze służba zdrowia mogłabym napisać kolejna długa historię.Dlatego też wypowiedź zakończę znanym powiedzeniem: trzeba byc zdrowym, żeby chorować.

  14. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Wszystko zleży od ludzi_ w zasadzie prawda, ale też od pieniędzy, procedur, organizacji, a czasem to zupełnie nie wiadomo od czego… Przy naszym powiatowym szpitalu wybudowano piękny Szpitalny Oddział Ratunkowy, który przejął zadania Izby Przyjęć. Każdy powie : świetnie. A jednak nie. Zawiozłem w pewien sobotni wieczór córkę z podejrzeniem zapalenia wyrostka robaczkowego na ten SOR. Przed nami czekało 4 lub 5 pacjentów, po drugiej stronie krzątało się około 8 osób personelu medycznego i 2 lekarzy. Najpierw czekaliśmy 20 min na zarejestrowanie, potem godzinę na wykonanie badań a następnie jeszcze dwie na wejście do lekarza. Kilka razy prosiłem o przyspieszenie bo córka płakała z bólu. Odpowiedź : nie da się. Lekarz zrobił wywiad, USG, ale najdłużej mu zeszło z wypisaniem diagnozy. W efekcie musiałem i tak zawieźć córkę do Sosnowca bo w Zawierciu nie ma oddziału chirurgii dziecięcej. W sumie pobyt na SOR-ze trwał 4 godziny. Z opowiadań ludzi wiem, że to i tak krótko. Kolega ze zmiażdżonym palcem czekał jeszcze dłużej. Kiedy była izba przyjęć wszystko trwało maksimum 1.5 godziny mimo że były, 3 pielęgniarki, które wzywały lekarza z odpowiedniego oddziału. Sami pracownicy SOR-u to przyznali. Trudno mi nawet winić personel, bo wszyscy sprawiali wrażenie życzliwych. Czy nie dało się szybciej, poza kolejnością – dało się. W trakcie naszego czekania policja przywiozła pokaleczonego mężczyznę, którego chyba niewiele bolało bo był solidnie znieczulony alkoholem i dowcipkował sobie. Do szpitala w Sosnowcu dotarliśmy około 1 w nocy i po godzinie córka była już w łóżku po zapisach i badaniach. Wykluczono zapalenie wyrostka.
    Dla równowagi pozytyw. Mamy w przychodni rodzinnej lekarkę pediatrę. Kilkakrotnie w niedzielę a nawet w święta dzwoniliśmy do niej z prośbą o radę. Nie czyniła najmniejszych problemów udzielając wyczerpującej porady. Po protu rozumie co odczuwa rodzic, gdy dziecko dostaje nagle dużej gorączki lub silnej biegunki. Kiedy wypisuje receptę, zawsze wcześniej pyta jakie leki mamy w domu byśmy niepotrzebnie nie kupowali lekarstw, których odpowiedniki już mamy. Dobry lekarz, ale i po prostu życzliwy człowiek. Nie twierdzę, że ta pani to jakiś wyjątek, spotkałem wielu naprawdę myślących o pacjencie lekarzy. Oby wszyscy tacy byli.
    I jeszcze jedno – od kilkunastu lat mamy w woj. Śląskim system rejestracji pacjentów w oparciu o karty czipowe. Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak działa system opieki zdrowotnej w reszcie kraju bez tak oczywistej w XXI wieku rzeczy. W czyim interesie jest utrzymywanie zacofania?

  15. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Dobrze byłoby wiedzieć, że „lekarz rodzinny”, to wykształcenie, jest on specjalistą medycyny rodzinnej, a lekarzem POZ jest każdy lekarz pracujący w Podstawowej Opiece Zdrowotnej. Zaledwie co trzeci lekarz POZ, to lekarz rodzinny. Lekarzem POZ może być każdy lekarz, który ukończył specjalizację z : medycyny rodzinnej, ogólnej, chorób wewnętrznych /internista/, pediatrii. Jak słusznie zauważył Pan Grzegorz lekarz rodzinny otrzymuje na każdego pacjenta stawkę kapitacyjną, która rocznie wynosi 140 zł i nie jest to stawka tylko przeznaczona na pacjenta, ale w ramach tej stawki lekarz pokrywa następujące wydatki: 1.koszty utrzymania lokalu i prowadzenie działalności medycznej, 2. wynagrodzenie personelu, 3. koszty zleconych badań diagnostycznych oraz 4. wynagrodzenie własne. I zastanowić należy się czy to dużo, czy mało. Co do wykształcenia, to nie krytykowałabym, że lekarze są mniej wykształceni, a pomyśleliście Państwo, że w dobie internetu każdy niemalże pacjent oczytany w sieci przychodzi do lekarza ze swoimi wiadomościami zdobytymi na różnych portalach , często nieprawdziwymi i zasypuje lekarza swoimi mądrościami i jeśli coś nie zgadza się z jego oczekiwaniami, stwierdza, że lekarz jest niedouczony. Uważam, że mamy bardzo zdolnych studentów, ośrodki bardzo nowoczesne i naprawdę nie mamy co narzekać. Za dobrą zmianę w proponowanej reformie uważam przywrócenie stażu podyplomowego lekarzy/ który niepotrzebnie zlikwidowano/. Stres i dyskomfort pacjenta wynikają z koniecznością zmierzenia się z ograniczeniami narzuconymi przez system. Tak, jak wspomina Pani Maria, to często szwankuje system zarządzania. Dyrektorzy kierują się względami ekonomicznymi, a nie dobrem pacjenta. Zatem nie narzekajmy na służbę zdrowia, ale sami starajmy się pomagać, by żyło nam się zdrowiej i lepiej.

  16. gregr2@o2.pl' Grzegorz pisze:

    Dobrze napisane. Lekarze dają swoje tel. kontaktowe, ale należy korzystać z tego rozsądnie. Generalnie należy selekcjonować lekarzy i nie bać się ich zmieniać. Niech najlepsi mają kolejki chętnych, a ci słabsi lub ograniczeni moralnie ich nie mają. To pacjeni muszą wymuszać na lekarzach odpiwiednie podejście.

    • b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

      Pełna zgoda Panie Grzegorzu. Nie zapominajmy jednak, że lekarz rodzinny obejmuje opieką pacjentów zadeklarowanych na tzw. „listę aktywnych”, nie więcej jak 2750 osób. I znów pytanie, czy to dużo, czy mało. Ach, to wszystko jest takie skomplikowane.

  17. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Chciałabym przytoczyć dwa komentarze, które wpisali pod postem promującym ten tekst na Facebooku. Jeden jest autorstwa Leszka BUDREWICZA, drugi Iwony KOPEĆ.

    Leszek BUDREWICZ: Problem tak naprawdę to ludzie, którzy nie maja wyboru. Ci , co maja wybór dadzą sobie rade w każdej dziedzinie zawsze. Chodzi o to, ze by w takich sprawach zejść z księżyca, a nawet przestać myśleć tylko o sobie.

    Iwona KOPEĆ: Nie to nie jest kwestia ludzka. To już jest nieludzka kwestia bo systemowa. System leży bo systemowe składki są za niskie, a ich dystrybucja rozproszona a nie celowana. Druga strona to brak specjalistów. W przychodniach na etatach lekarze w trakcie specjalizacji, a nie specjaliści. Specjaliści natomiast zaczęli łacinę stosować na codzień hołdując „pecunia non olet” miast „primo non nocere”.

  18. a.d.zysk@gmail.com' Artur pisze:

    Nie zgadzam się z Panią Iwoną Kopeć. Składki zdrowotnej nie są za niskie choć mogłyby być nieco wyższe. Problemem jest zniszczenie polskiego rynku i ceny na poziomie zachodnim przy realnych zarobkach Polaków dużo niższych. Dla przykładu tylko weźmy: aspirina 500mg 100 tabl. w Polsce to blisko 60 zł. Przy minimalnej płacy 12 zl/ godz to 5 godz pracy. W Wielkiej Brytanii przy minimalnej płacy £7.50/godz to samo opakowanie kosztuje poniżej £5. Różnica ogromna…
    Polski przemysł farmaceutyczny który mógłby produkować dużo taniej nie istnieje.
    Problem nie tylko leży w lekach ale te wysysaja ogromną cześć budżetu służby zdrowia.
    Naturalnie jest wiele innych aspektów służby zdrowia które mogłyby być zdecydowanie na dużo niższym poziomie cen.
    W Polsce forsuje się poziom cen wielu produktów na poziomie zachodnim a ich koszt produkcji jest/może być zdecydowanie niższy.
    Średni poziom miesiecznej składki ZUS w Polsce to roczna minimalna kwota w Wielkiej Brytanii w co wliczona jest również składka na sluzbe zdrowia.
    Tylko wyrównanie poziomu zarobków do Zachodnich czy ich znaczny wzrost może sytuację poprawić.

Skomentuj Grzegorz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *