Profesor Dudek od salonu

Dudek113

Na portalu WszystkoCoNajwazniejsze.pl ukazał się mój tekst o Salonie Profesora Dudka https://wszystkoconajwazniejsze.pl/maria-wanke-jerie-salon-profesora-dudka-wroclawski-fenomen/ Z czytelnikami TwitterTwins.pl chciałabym się natomiast podzielić wspomnieniem i refleksją o samym twórcy salonu, bo dla mnie Profesor Dudek był kolegą, sąsiadem i przyjacielem. Znaliśmy się ponad 40 lat, a od 1973 roku aż do jego śmierci, czyli przez prawie 37 lat, mieszkaliśmy w tym samym bloku przy pl. Grunwaldzkim, ja na jedenastym, a on na pierwszym piętrze. Niewiele osób znało go tak dobrze jak ja.

Charakterystyczna, lekko pochylona postać, łatwo rozpoznawalna po kołyszącym się chodzie i nieruchomej, nieco szczuplejszej, lewej ręce. Choroba Heinego-Medina, którą przebył w dzieciństwie, zostawiła trwały ślad, zauważalny także, gdy mówił, w szeleszczący, trochę niewyraźny sposób. Szeroki, serdeczny, lekko niesymetryczny uśmiech na zawsze pogodnej twarzy, okolonej brodą i bujną, gęstą czupryną, w której dopiero w siódmej dekadzie życia zaczęły pojawiać się srebrne nitki. Bezpośredni, niepretensjonalny, łatwo nawiązujący kontakty, potrafił skupiać wokół siebie ludzi i mobilizować ich do działania.

Byliśmy sąsiadami, więc często bywał w moim domu i to u mnie wypił ostatni kieliszek wódki. Tego sierpniowego wieczoru 1977 roku było to z pewnością co najmniej o jeden kieliszek za dużo. Mąż odprowadził Józka do domu, czyli odwiózł 10 pięter niżej, a następnego dnia odbył z nim długą, szczerą rozmowę. Nigdy nie dowiedziałam się, jakie argumenty wtedy zostały użyte, ale Józek postanowił zerwać z nałogiem. Zrobił to z dnia na dzień. Konsekwentnie, jak wszystko, co robił w życiu. I zawsze podkreślał, że to dzięki mojemu mężowi nie pije. Był abstynentem do końca życia, czyli przez następne 31 lat. Przestał też palić, a po jakimś czasie także pić kawę. Z używek pozostawił sobie tylko herbatę. Najchętniej pił ją z dodatkiem cytryny.

Prowadził prawdziwie ascetyczny tryb życia. Takie też było jego mieszkanie przy pl. Grunwaldzkim, gdzie do końca życia mieszkał. Nigdy nie miał telewizora, ale czasem, gdy chciał coś ważnego obejrzeć w telewizyjnych wiadomościach przychodził do mnie, najczęściej w piżamie, szlafroku i ze szklanką zaparzonej herbaty w metalowym koszyczku z uchwytem. Dzwonek do drzwi. – Przyszedłem z wizytą towarzyską – mówił. A gdy usiadł przy stole prosił o włączenie telewizora. – Chciałbym obejrzeć komunistów – mawiał. Tego sformułowania, zrozumiałego w latach osiemdziesiątych, nigdy nie zmienił. Wyrażał w ten sposób swój dystans do relacji i komentarzy nadawanych w telewizyjnych programach informacyjnych.

Jak został matematykiem

Z powodu braków z matematyki nie został przyjęty do Technikum Górniczego w Rybniku, trafił więc do liceum ogólnokształcącego w Rydułtowach, bo tam nie obowiązywał egzamin wstępny. Szkołę podstawową w podrybnickich Zwonowicach skończył z jednorocznym poślizgiem, bo z powodu choroby powtarzał klasę. Był półsierotą urodzonym w roku wybuchu wojny, z której jego ojciec nie wrócił. Jedynym żywicielem rodziny był o rok starszy brat, który po ukończeniu szkoły podjął pracę. W domu panowała straszna bieda, z której bardzo chciał się wyrwać. Niezdolny do fizycznej pracy, wykazywał ogromną determinację w pokonywaniu trudności i chęć kontynuowania nauki w szkole średniej. Szczęśliwy los sprawił, że trafił na wspaniałego nauczyciela, matematyka Alfonsa Hajoka, który otoczył go indywidualną opieką i materialną pomocą. Po lekcjach zajął się uzupełnianiem braków ze szkoły podstawowej, sprawił mu podręczniki i wspierał materialnie także w innych potrzebach finansowych. Bardzo szybko przekonał się, że chłopiec jest nie tylko chętny do nauki, ale także wyjątkowo utalentowany. Pod koniec klasy ósmej miał opanowany program matematyki ze szkoły podstawowej, a także pierwszej klasy szkoły średniej. Bardzo ten przedmiot polubił i z zapałem się uczył, poszerzając – przy wsparciu nauczyciela – swoją wiedzę poza program szkolny. Zaczął uczestniczyć w kółku matematycznym, a na koniec roku wziął udział w konkursie matematycznym na szczeblu powiatu. Później sam takie kółko prowadził. Chętnie sięgał nie tylko po książki popularno-naukowe Hugona Steinhausa, ale zainteresował się też podręcznikiem akademickim z analizy matematycznej i zaczął go studiować. W klasie maturalnej wziął udział w Olimpiadzie Matematycznej, zdobywając wyróżnienie w ogólnopolskim finale i tym samym uzyskał wstęp na dowolną wyższą uczelnię bez egzaminu wstępnego. Wybrał studia matematyczne na Uniwersytecie Wrocławskim, bo chciał spotkać się z prof. Steinhausem, którego książki rozbudziły w nim zainteresowanie królową nauk.

Naukowiec

Studia skończył w 1963 roku i zaczął pracę jako asystent w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Doktorat z nauk matematycznych obronił siedem lat później, a w latach 1971–1972 przebywał w University of Manitoba w Kanadzie. W dekadzie lat siedemdziesiątych wyjeżdżał na zagraniczne konferencje i krótkie pobyty na uniwersytetach znanych z ośrodków algebry ogólnej m.in. w Bremie, Nowym Sadzie, Montrealu, Leningradzie i Clermont-Ferrand we Francji.

Po doktoracie jego błyskotliwa kariera nieco przystopowała. Habilitację zrobił dopiero w  1989 roku, czyli po dziewiętnastu latach. Dlaczego? Lata siedemdziesiąte to był czas jego wybujałego życia towarzyskiego. Na Uniwersytecie Wrocławskim jego znajomości nie ograniczały się tylko do matematyków czy – szerzej – osób pracujących na Wydziale Matematyki Fizyki i Chemii, ale obejmowały całą uczelnię. Towarzyskie spotkania pochłaniały czas i… zabierały go matematyce. To wtedy zaczęły się jego kłopoty z alkoholem, a w konsekwencji rozpadło się jego małżeństwo, co pogłębiło i tak nabrzmiały już problem uzależnienia.

Sprawa jego habilitacji właściwie zasługuje jeszcze na słowo komentarza, bo on prawdę mówiąc zrobił dwie habilitacje. Pierwsza rozprawa habilitacyjna została przez jednego z trzech recenzentów oceniona negatywnie, pozostałe dwie recenzje były superlatywne. Mógł się odwołać, wnioskować o powołanie superrecenzenta. Namawiali go do tego jego współpracownicy i przełożeni. Byli oni przekonani, że cała sprawa zakończy się sukcesem, ale Dudek uniósł się honorem i na jego wniosek rada wydziału zamknęła mu przewód habilitacyjny. W niedługim czasie napisał drugą pracę, która dotyczyła innych zagadnień niż poprzednia. Tym razem wszystkie recenzje były pozytywne, pomyślnie zdał kolokwium habilitacyjne i został doktorem habilitowanym. Zaimponował wszystkim, ale on dopuszczał tylko rozwiązanie honorowe.

Zainteresowania naukowe Józefa Dudka dotyczyły algebry ogólnej i obejmowały takie pojęcia, jak kraty i ich uogólnienia, logikę równościową i rozmaitości algebr, algebry binarne, półgrupy, przestrzenie afiniczne oraz modele nieskończone. Pozostawił po sobie 63 prace naukowe, z których 23 opublikował po habilitacji. Kilka artykułów zostało opublikowanych w najlepszym na świecie czasopiśmie z zakresu algebry uniwersalnej „Algebra Universalis”. Opiekował się ponad setką prac magisterskich i wypromował jednego doktora.

Druga pasja – polityka

– Powiedz mi dwa zdania nierównoważne – tak zwykł nawiązywać ze mną rozmowę, gdy spotykaliśmy przed wejściem do domu, zachęcając w ten sposób do komentowania aktualnych wydarzeń politycznych. Bo nie tylko matematyka, ale także polityka była jego pasją. W okresie tzw. pierwszej „Solidarności” i w stanie wojennym jego mieszkanie było ważnym miejscem spotkań, także osób ukrywających się i poszukiwanych przez Służbę Bezpieczeństwa. Był nie tylko organizatorem tych spotkań, ale także ich animatorem. Przez mieszkanie przy pl. Grunwaldzkim przewinęła się czołówka wrocławskiej solidarnościowej opozycji. Tu też powstał zalążek salonu, czyli spotykało się grono osób – organizatorów pierwszych salonowych spotkań. Wizje roztaczane wówczas przez Dudka wydawały się im wszystkim, w tym także i mnie, mało realnymi marzeniami. Mimo to razem z moją siostrą – bez przekonania wprawdzie – wpisywałyśmy w komputer nazwiska, tworząc pierwszą listę gości, którzy później bywali w salonie. Gdy prosił trudno było odmówić. Jak się później okazało, to Józek Dudek miał rację. On te swoje marzenia o salonie zrealizował, a rzeczywistość nawet je przerosła i przetrwała nawet śmierć swego założyciela i gospodarza. Bo salon Profesora Dudka trwa, działa już osiem lat prowadzony przez  współpracowników swego założyciela i rozpoczął już 21. rok swojej działalności.

 

 

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

3 komentarze

  1. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Prof. Józef Dudek miał wiele kolorowych powiedzonek. Najbardziej charakterystyczne, które zapamiętałam dotyczyły oczywiście Salonu. Wtedy, gdy pomysł dojrzewał w jego głowie, a my jeszcze nie wierzyliśmy, że się ziści, przekonywał: „Zobaczycie, jakie asiory tu będą przyjeżdżały”. Asiory to miały być znaczące osoby. Pamiętam jak wydawało mi się, że to mrzonki. Myślałam „asiory mu się marzą, a to będą blotki”. Tymczasem to on miał rację, bo tak najwybitniejsi gościli w jego Salonie. To był dopiero Salon Asiorów!!!

  2. stan.surma5@gmail.com' Stanisław Surma pisze:

    Rzeczywiście, z szeregu nazwisk gości specjalnych prof. Dudka widać, że przez Salon przeszło mnóstwo tuzów polskiego intelektu – „asiorów”… Jego marzenia nie okazały się mrzonkami: On mierzył siły na zamiary!

  3. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Facebook przypomina teksty po roku. Ten też został przypomniany i pojawiły się pod zapowiedzią komentarze. Pozwalam sobie je przytoczyć.

    Bogda Turko: Pięknie napisałaś Marysiu i bardzo miło. że wspominasz Go, ile razy jestem na cmentarzu osobowickim odwiedzam Jego grób.

    Grażyna Sznajd: uczył mnie analizy matematycznej. Bardzo ceniłam sobie Jego ćwiczenia.

    Ewa Mroczek: Piękny tekst o Profesorze Dudku, człowieku niezwykłym , miałam zaszczyt być zaproszona przez Profesora na spotkanie salonu, bardzo brakuje takich dyskusji i tego poziomu dyskusji dzisiaj. Dyskusja a nie pyskówki , których tyle w mediach, to sztuka i Profesor Dudek to wiedział.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *