Zmiany w Kodeksie Wyborczym

Nie zmienia się zasad gry w trakcie gry – ta prosta reguła w przypadku proponowanych zmian w Kodeksie Wyborczym została – zdaje się – naruszona. „Przecież wybory jeszcze nie zostały rozpisane” – zarzucą mi zwolennicy zmian. Tymczasem do ich przeprowadzenia pozostał niespełna rok, kampania samorządowa już się w zasadzie rozpoczęła, a wciąż nie wiadomo według jakich reguł będą przeprowadzane wybory.

Nie chcę się wypowiadać na temat meritum proponowanych zmian, być może – jak twierdzi Agnieszka Romaszewska – są ze wszech miar słuszne, zaś oskarżenie ze strony opozycji, że spowodują one likwidację wolnych wyborów – jak przekonuje – to już nie histeria, tylko czyste oszustwo. Chodzi mi natomiast o moment ich wprowadzenia.

W kontekście zarzutu, z którym polemizowała Agnieszka Romaszewska, przypomniało mi się pewne zdarzenie sprzed roku. Wracałam z #TweetupRD, czyli spotkania organizowanego przez prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza i podwoził mnie samochodem jeden z gości tego meetingu. Wypowiedział wówczas takie zdanie: „PiS już władzy nie odda. Wybory samorządowe jeszcze się odbędą, ale według zmienionej ordynacji, która da rządzącym przewagę, a parlamentarnych to w ogóle nie będzie, nie zostaną ogłoszone.”. Wydawało mi się to wówczas tak absurdalne, że aż śmieszne. Nie próbowałam nawet polemizować, żeby nie nadawać rangi bzdurom.

Było dla mnie oczywiste, że niespełna dwa lata przed wyborami samorządowymi nie można zmieniać ordynacji, zasad wyborów. Owszem, można wprowadzić pewne korekty usprawniające procedurę wyborczą, zwiększającą jej transparentność, jak choćby owe kamery czy przezroczyste urny. To tak.

Ale zasady, które stwarzałyby choćby podejrzenie, że są one korzystne dla partii rządzącej, już nie. Nawet, gdyby były one ze wszech miar słuszne, zwiększające prawa obywatelskie, reprezentatywność, proporcjonalność czy co tam jeszcze. Zawsze będzie podejrzenie, że rządzący zapewniają sobie reguły, które dają im przewagę nad opozycją.

„Jasna sprawa. Zmniejszenie okręgów wyborczych i likwidacja JOW w wyborach do rad gmin to wyjątkowo grubymi nićmi szyte sposoby na polepszenie sobie wyniku” – napisał na Twitterze Łukasz Warzecha.

„A wystarczyłby zapis w Konstytucji, że każda zmiana ordynacji obowiązuje od wyborów KOLEJNYCH po zakończeniu następnej PEŁNEJ kadencji władz, których ta ordynacja ma dotyczyć” – odpowiada na to Maciej Poletylo.

Zgoda, najlepszym sposobem na to, aby uniknąć podejrzenia o stanowienie prawa, które zmniejsza szanse opozycji i uprzywilejowuje władzę, jest wprowadzenie konstytucyjnej zasady, że zmiany ordynacji wyborczej wchodzą w życie dopiero od następnych wyborów, nie tych najbliższych.

Wówczas role mogą się zmienić, pojawią się na scenie politycznej nowi gracze, jedni stracą poparcie, inni zyskają. Podejrzenie, że reguły służą tym, którzy zmiany uchwalają, będą dużo mniejsze.

Oczywiście, że są pewne zmiany, które np. służą silniejszym podmiotom, jak choćby małe, trzymandatowe okręgi wyborcze, które całkowicie eliminują partie cieszące się mniejszym poparciem. Te zawsze będą przeciw takiemu rozwiązaniu protestować, bez względu na to, czy zmiany wejdą w życie od razu, czy później. Są też gorący, ortodoksyjni zwolennicy JOW-ów i są przeciwnicy takiego sposobu wybierania. W dyskusji można wypracować jakieś optymalne rozwiązanie. Tak, ale w dalszej, nie tej najbliższej przyszłości. Podczas następnych wyborów.

Zastrzeżenia natury proceduralnej zgłasza też Wojciech Hermeliński. – Wszystkie te rewolucyjne zmiany, bo tak je nazywamy, wchodzą w życie w bardzo krótkim czasie. Gdyby zostały uchwalone znacznie wcześniej i byłby czas na przygotowanie się do przeprowadzenia wyborów, to pewnie byśmy aż tak bardzo nie alarmowali – przestrzega przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej.

„Wszystko jest kwestią smaku” – mawiał Zbigniew Herbert. Wprowadzanie niespełna rok przed wyborami tak istotnych zmian (być może obiektywnie słusznych, nie oceniam ich), budzi niesmak i podejrzenia, powiem dosadnie, zamachu na demokrację.

Dlatego – moim zdaniem – zmiany Kodeksu Wyborczego powinny wejść w życie najwcześniej od 2022 roku. I taka powinna być zasada, notabene dotychczas przez nikogo wcześniej nieprzestrzegana.

Ale może czas zacząć wprowadzać dobre obyczaje w polityce. Postuluję to, mimo że zapewne czytelnicy powiedzą, iż to czysto życzeniowe myślenie.

Małgorzata Wanke-Jakubowska

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista public relations, przez 27 lat była pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu i przez 18 lat rzecznikiem prasowym tej uczelni. Po studiach pracowała w Instytucie Matematycznym Uniwersytetu Wrocławskiego na stanowisku naukowo-dydaktycznym; jej zainteresowania naukowe dotyczyły algebry ogólnej.

Możesz również polubić…

17 komentarzy

  1. muszal3@hoga.pl' m.k.charzynski pisze:

    Pełna zgoda. Jestem lewakiem (jak to w pewnych środowiskach określa się socjalliberałów) i mam rozdarte serce. Z jednej strony PIS chce zlikwidować JOW-y które betonują w wielu i to dość dużych miastach scenę polityczną a z drugiej wywraca system komisarzy wyborczych. System oparty na sędziach komisarzach był optymalny. To oni w dotychczasowej siarce (49 sędziów komisarzy z jednym w woj. który miał zadania ogólnowojewódzkie) mogliby z powodzeniem przejąć zadanie podziału gmin/powiatów/województw na okręgi. Rzeczywiście pozostawienie tego w rękach rad to złe rozwiązanie. Ale PIS chce aby robił to jeden komisarz w województwie. To błąd. Błędem są proponowane dwie komisje. Jako człowiek który liczył głosy w wyborach 97, 00, 01,, 02,03 i 04 uważam że robić to powinna 1 komisja. Można rozważyć zwiększenie składów obwodowych komisji wyborczych. Inne rozwiązania zawarte w tym projekcie dotyczące budżetów obywatelskich są ważne. A zwolennikom JOW-ów podaję zawsze przykład Kutna-w tym 50 tys. mieście ludziom prezydenta do przejęcia pełnej kontroli nad radą miasta wystarczyło zdobycie niecałych 38 procent głosów.

  2. stanorion@gmail.com' Vector pisze:

    Nie jestem specjalistą od wyborów, ale z całą stanowczością potwierdzam, że nie zmienia się zasad gry podczas jej trwania. Choćby tylko z tego powodu już, wszelkie zmiany powinny obowiązywać nie wcześniej niż w 2022 roku, ale to, że wprowadzone regulacje, mogą być korzystne dla ekipy rządzącej jest równie ważne, więc mamy przynajmniej dwa wystarczające powody, by się z tymi zmianami nie śpieszyć.

  3. katarzyna.walus@onet.pl' Katarzyna Waluś pisze:

    Pis Mocno trzyma lejce władzy i naprawdę będzie o to walczył do samego końca..Pani Beata Szydło właśnie jest w Chinach…Porażka Petru jest bardzo znacząca! a trudno Jarosławowi Kaczyńskiemu odmówić jego wybitnych umiejętności jeśli chodzi o strategię walki. Jest mocnym przeciwnikiem w grze. W opozycji takim graczem moim zdaniem jest Grzegorz Schetyna i myślę że nie raz postawi kropkę nad I. Natomiast Pis ma jeszcze wiele brzydkich metod jak Występek ONR w Katowicach , tolerowanie czegoś takiego jest niepojęte…zmasowany trolling nie jest tak szkodliwy jak jawny można powiedzieć Kukux-Klan na ulicy..

  4. ryszard.balicki@uwr.edu.pl' Ryszard Balicki pisze:

    Jak zwykle wpis skłaniający do myślenia i dyskusji, tylko czasu brak 🙂
    Kilka kwestii. O jednej napisałem już na tt – Prawo wyborcze powinno być stabilne, tak aby kandydaci i wyborcy nie byli zaskakiwani zmianami. W świecie funkcjonują pewne zasady, których stosowanie powinno wyeliminować najbardziej brutalne manipulacje wyborcze. Dlatego Komisja Wenecka zalecała aby unikać zmian na później niż rok przed wyborami, a TK, w czasach kiedy był jeszcze i Trybunałem i Konstytucyjnym, wyprowadził zasadę uznająca za niekonstytucyjne zmiany w prawie wyborczym wprowadzane na mniej niż 6 miesięcy przed ogłoszeniem wyborów (czyli wychodziło ok 9 miesięcy przed dniem wyborów).
    Tyle zasady ogólne. A ocena zmian proponowanych w KW może być tylko negatywna. Jeżeli zostaną one wprowadzone w życie to w konsekwencji:
    1) dojdzie do radykalnego upolitycznienia administracji wyborczej (od PKW przez Krajowe Biuro Wyborcze, aż po komisarzy wyborczych, którzy będą z politycznego nadania),
    2) ograniczy się możliwości realizacji praw wyborczych obywateli, zarówno czynnego (bo rezygnacja z JOW nie pozwoli na kandydowanie popularnych liderów bez wsparcia i akceptacji partii politycznych) jak i biernego – bo nie będą mogli głosować na dobrego wójta, burmistrza czy prezydenta kolejny raz,
    3) pozwoli na – praktycznie – nieograniczone manipulacje okręgami wyborczymi, wyłączność dla politycznych komisarzy i termin określony na 55 dni przed wyborami (czyli osoby chcące kandydować dopiero wówczas dowiedzą się jak wygląda ich okręg!),
    4) nowelizacja wprowadza – nazwę to delikatnie – zagrożenie dla ustalenia wyniku wyborów. Dwie Komisje i przekazywanie urn pomiędzy nimi to także pewne rozmycie odpowiedzialności , ale problem jest także w oprogramowaniu itp.
    5) po wyborach możemy się znaleźć w warunkach całkowicie upolitycznionego samorządu, w skrajnym przypadku w Radzie Gminy może nie być radnych z terenu danej gminy, a jedynie partyjni „spadochroniarze” z całego województwa (w tym zwłaszcza ci, którzy nie mieliby szans na mandat w swojej miejscowości).
    Reasumując – partia władzy tworzy prawo wyborcze, która ma jej przyznać i zagwarantować sprawowanie władzy… wyborcy maja jedynie to potwierdzić… Smutne, ale tak było w PRLu…

  5. artur.czesak@gmail.com' Artur Czesak pisze:

    Nie ma takich napraw Państwa, które wolne są od pokus nadużycia władzy.

  6. szkudlarek76@gmail.com' Szkudlar pisze:

    Wprowadzanie zmian w ten sposób w kodeksie wyborczym to oczywista kpina z demokracji. Ale nie to jest najgorsze – większym zagrożeniem są zmiany kodeksu. Pan Ryszard Balicki wszystkie najważniejsze zagrożenia wynotował. Dodam, że nie ma już w Polsce niezależnego Trybunału Konstytucyjnego, wkrótce nie będzie Sądu najwyższego, więc władza będzie mogła dowolnie manipulować (a nawet fałszować) przy wyborach… I to jest prawdziwy problem

  7. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Zaczęły się jedynie przymiarki do kampanii wyborczej, a nie kampania, dotyczy to zresztą tylko kandydatów na prezydentów dużych miast. Choć pojawiają się nazwiska, nie wiadomo czy osoby te, o których się mówi, będą w istocie kandydowały. Nawet gdy ktoś, o kim wiadomo, że przymierza się do kandydowania, reklamuje jakąś ideę na bilbordach, toż to nawet nie wstęp do kampanii, bo nie jest pewne, że ta osoba będzie kandydatem. O kandydatach na radnych wszystkich szczebli nie wiadomo nic, tym bardziej nie prowadzą oni żadnej kampanii. Wystawiające ich ugrupowania też tego nie robią. Dlatego założenie sformułowane we wstępie nie jest zgodne ze stanem faktycznym. Gra się jeszcze nie zaczęła, można więc zmieniać jej reguły. To prawda, że jest trochę późno, ale nie za późno. Jeżeli system wyborczy obowiązujący obecnie ma wady to odkładanie jego naprawy na kolejne cztery lata nie jest moim zdaniem dobrym pomysłem. Argument na rzecz tezy, że rządzący chcą zmianami w ordynacji wyborczej zwiększyć swoje szanse, pojawiłyby się w każdej sytuacji. To do działań opozycji należy, aby to zneutralizować, albo nawet przekuć na swoją korzyść. Przecież analogiczne sytuacje obserwowaliśmy za poprzednich kadencji przy kolejnych zmianach. Ówczesna opozycja, czyli dziś rządząca Zjednoczona Prawica, umiała się do tego dostosować. Niełatwo było porozumieć się z Solidarną Polską Zbigniewa Ziobry czy Polską Razem, dziś Porozumieniem Jarosława Gowina. Niełatwo, ale to zrobiono. Wykonano też potężną pracę programową, będącą wypadkową programów koalicjantów, wykreowano nowe polityczne osobowości. To jest droga, której jeszcze nie zaczęła opozycja. Może ordynacja wyborcza, która nie daje jej preferencji skłoni partie opozycyjne do pracy. Bo opozycja jest potrzebna, ale taka, która ma alternatywny program, a nie jedynie chce obecnie rządzących odsunąć od władzy. A takie szczegóły, jak nieprecyzyjne reguły uznawania głosów za nieważne, będą zapewne dopracowane w toku postępowania legislacyjnego.

  8. Moim skromnym zdaniem należy rozdzielić dwie kwestie (które tutaj, niestety, znalazły się w jednym worku z napisem „zmiany prawa wyborczego”).
    Po pierwsze, mamy SŁUSZNE próby redukcji ryzyk nieprawidłowości przebiegu wyborów i wypaczeń ich wyników. To szczególnie ważne przy wyborach samorządowych, które są b. złożonym i trudnym dla wyborcy procesem (mamy rady kilku szczebli władzy – np. czterech: sejmiki, powiaty, gminy, osiedla; mamy wybory wójtów / burmistrzów / prezydentów; często do tego dochodzą lokalne inicjatywy referendalne etc.). Efektem są komplikacje: cała paleta barw kart do głosowania, różne formaty tychże („płachty”, całe książeczki wyborcze), różna liczba „krzyżyków” jaką należy postawić, żeby głos był ważny etc.
    Jest ewidentne, że wielokrotnie do różnych nieprawidłowości dochodziło. Np. kandydat głosował na siebie, do tego głosowała na niego rodzina, sąsiedzi – przynajmniej wg. deklaracji 😉 – też. Tymczasem wynik tegoż kandydata wynosił.. ZERO głosów. Głośne były dziwne różnice w odsetku głosów nieważnych pomiędzy sąsiadującymi okręgami wyborczymi. Itd. itp.
    Z drugiej strony mamy (który to już raz!) próby manipulowania przy samym sposobie naliczania mandatów zdobytych przez poszczególne komitety. To jest niedopuszczalne. Choćby dlatego, iż podważa zaufanie ludzi do samej instytucji wyborów. Tutaj naprawdę nie da się nic poprawić, czy uczynić głosowania bardziej SPRAWIEDLIWYM – powszechnie i od lat wiadomo, jak działają konkretne systemy! Wiadomo, jakie efekty daje ordynacja większościowa, a jakie proporcjonalna. Wiadomo jak działa próg wyborczy i wiadomo, czym skutkuje zastosowanie D’Hondta a czym Sainte-Lague’a. Ludzie się na tym doktoryzowali! (a może i habilitowali.. ;). Zatem nie jest tak, że teraz zmienimy ordynację, a wynik wyborów nagle będzie sprawiedliwszy, LEPSZY. Będzie po prostu inny.
    Dlatego powinniśmy się raz zdecydować i nie kuglować, bo korzyści są krótkoterminowe i dla nielicznych (czyli dla aktualnie rządzących, którzy kiedyś w końcu i tak staną się opozycją), a szkody – długofalowe i dla całego społeczeństwa.

    • Maria WANKE-JERIE pisze:

      Będę polemizowała. Próby redukcji nieprawidłowości są potrzebne, ale to w tym obszarze są moim zdaniem zasadne wątpliwości. Mówił o nich przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej Wojciech Hermeliński. Jeżeli proponuje się uznanie za głos ważny taki, w którym na jednej karcie jest znak X przy jednym z nazwisk kandydatów, a na innych kartach tej samej „książeczki” kwadracik zamazany, albo znak X przekreślony, tworząc hash lub inne kombinacje przecinających się kresek to stwarza to potężne pole do nadużyć, wręcz zaproszenie, by zmieniać głos oddany na jedną listę na głos oddany na inną. Natomiast zmiana okręgów jednomandatowych w gminach wiejskich na większe trzy- do pieciomandatowe i ordynacji większościowej na proporcjonalną wydaje się zmianą potrzebną do rozbicia lokalnych układów. A że próg wysoki? Najwyższy jest przy wyborach większościowych. Może ta ordynacja wreszcie zmobilizuje opozycję do jakiegoś pozytywnego działania, a nie tylko ograniczanie się do jałowych protestów.

      • szkudlarek76@gmail.com' Szkudlar pisze:

        Rozbicie lokalnych układów? I zastąpienie ich partyjniakami – miernymi ale wiernymi, jak się dzieje na przykład w spółkach SP. To ja dziękuję za taką zmianę. ” Może ta ordynacja wreszcie zmobilizuje opozycję do jakiegoś pozytywnego działania, a nie tylko ograniczanie się do jałowych protestów” – dobrze że jeszcze ktoś protestuje przeciw tym szkodnikom, którzy demolują państwo prawa przez frustratów, szkodników i mścicieli

      • Ja też będę polemizował 😉
        Jestem zwolennikiem chyba jednak ordynacji większościowej. Nawet najgorsze rządy, ale sprawne – bez niekończących się targów i negocjacji z potencjalnym koalicjantem – są lepsze niż „rozdrobnienie” mandatów i paraliż, brak możliwości realizacji własnego programu „z winy” koalicjanta. „The winner takes it all”, a jak będzie klapa, to za 4 lata się naprawi i posprząta..
        Druga rzecz, nie znam szczegółów i nie wiem, o co chodzi z tymi „hashami”, ale domyślam się, że idzie o to by wyborca mógł „naprawić” swój błąd polegający na postawieniu zbyt dużej liczby krzyżyków.. To jest znów dyskusyjne, bo z jednej strony ktoś, kto nie potrafi mentalnie ogarnąć procedury głosowania nie powinien tego głosu mieć. Z drugiej, odnoszę wrażenie iż mamy w Polsce wyjątkowy talent do komplikowania rzeczy, które mogłyby być proste (patrz: ordynacja.. podatkowa ;)) i często – jak pisałem w poprzednim poście – proces wyborczy jest mocno pogmatwany.
        Jakimś wyjściem jest wprowadzenie towarzyszącego obowiązku ewidencji każdego takiego przypadku („poprawiania” krzyżyków) i jak się okaże, że gdzieś było np. 10% takich głosów „ważnych”, będzie też jakiś sygnał do dodatkowej kontroli. Jednak nie paliłbym takiego pomysłu już na wejściu jako potencjalnego próby manipulowania przez PiS przy wyniku wyborów (Nota bene, można wiele niedobrego powiedzieć o premierze Kaczyńskim, ale na pewno nie to, że jest osobą zdolną do falszerstw! To nie ten typ człowieka..).
        Ostatnia sprawa to „mobilizacja opozycji”. Ooo.. tu otwiera się temat na zupełnie nową i bardzo rozbudowaną dyskusję.. 😉 Napiszę tylko, że w normalnej demokracji partie (nawet „kanapowe”) walczą o ZWYCIĘSTWO i samodzielne rządy. Sytuacja, gdy mamy „opozycję totalną”, która skupia środowiska od Sasa do lasa (od socjalistycznych odprysków w stylu p. Nowackiej po libertariańską gospodarczo .N i od progresywnej .N po konserwatywną frakcję PO lub PSL) jest CHORA. Wspólnota interesów na zasadzie: „Byle odsunąc od władzu PiS, a później my weźmimey się za łby” to świetny przepis na klęskę i wielki zawód dla elektoratów.

  9. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Pod zapowiedzią tego tekstu na Facebooku swój komentarz wpisał Marcin Gugulski.

    Marcin Gugulski: Jeżeli jest prawdą – jak napisała Pani w pierwszym akapicie – że „kampania samorządowa już się w zasadzie rozpoczęła”, to zważywszy na treść Art. 104 ust. 1 („Kampania wyborcza rozpoczyna się z dniem ogłoszenia rozporządzenia Prezesa Rady Ministrów o zarządzeniu wyborów i ulega zakończeniu na 24 godziny przed dniem wyborów.”) i Art. 499 („Kto, w związku z wyborami, bez pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego prowadzi agitację wyborczą – podlega karze grzywny albo aresztu.”) Kodeksu wyborczego (Dz.U. 2017 poz. 15) nie powinna zawiadomić Pani organów ścigania o znanych Pani przypadkach i sprawcach, którzy „w zasadzie” prowadzą agitację wyborczą przed powołaniem pełnomocnika wyborczego i przed zgodnym z prawem rozpoczęciem kampanii wyborczej?

    • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

      Z prawnego punktu widzenia ma Pan rację i dlatego Maria Wakne-Jerie wyjaśniła moje intencje – trwają przedbiegi, zgłaszani są (jeszcze nieformalnie) kandydaci na prezydentów miast (np. Alicja Chybicka z PO), a niektórzy (jak Michał Jaros z Nowoczesnej) swoje pomysły na rozwój Wrocławia prezentują na bilbordach, ale formalnie (prawnie) to nie jest jeszcze kampania w rozumieniu Art. 104 ust. 1 i Art. 499 Kodeksu wyborczego.

  10. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Kolejny komentarz z Facebooka.

    Krzysztof Gorzkowski
    Jest oczywiste, że likwidacja JOW – ów eliminuje wiele obywatelskich podmiotów z wyborów samorządowych. Jestem pewien, że dla matematyków powinno to być oczywiste.

  11. kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Pierwszy raz od obalenia komunizmu mamy rządzących z „większością parlamentarną”. Mogą zrobić wiele dobrego a są tacy sami jak komuna.

  12. katarzyna.walus@onet.pl' Katarzyna Waluś pisze:

    Dobrze gdyby opozycja starała się o poparcie w Unii i krajach azjatyckich wtedy mogłaby osłabić działanie Pisu..Chiny to potentat mocniejszy od Rosji..i obecny praktycznie wszędzie …

  13. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Po pierwszym dniu gorących polemik na temat wprowadzanych zmian w kodeksie wyborczym, dyskusja pod tym tekstem zamarła. Toczy się w mediach, trwają bowiem prace nad projektem ustawy w komisji sejmowej. Skala emocji jest ogromna i wypada się zgodzić z Agnieszką Romaszewską, że ze strony opozycji padają oskarżenia nie tylko histeryczne, ale skrajnie nieprawdziwe. W takiej atmosferze, przy jednoczesnym torpedowaniu prac komisji przez zgłaszanie tzw. wniosków formalnych, trudno o jakąkolwiek rzeczową dyskusję. Dlatego nawet nie dziwię się, że emocje z tego bloga przeniosły się gdzie indziej. Częściowo zostałam przekonana, że ułomne prawo trzeba jednak zmienić, a skoro przy poprzednich wyborach było aż tyle nieprawidłowości, to trzeba to poprawić. Ale czy w takim tempie procedowana ustawa, usuwając jedne błędy, nie wprowadzi nowych? I po co aż tak czytelne zwiększanie szans największych ugrupowań poprzez tworzenie mikroskopijnych 3-mandatowych okręgów wyborczych? Nie jestem do końca przekonana.

    Wszystkim, którzy włączyli się w dyskusję i zainteresowali się tekstem, serdecznie dziękuję.

Skomentuj Maciej Poletylo Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *