O czerwcowych wyborach

wybory czerwcowe

Dzień 4 czerwca wpisał się już na trwale do zbiorowej świadomości Polaków jako rocznica wyborów z 1989 roku, wyborów będących rezultatem kompromisu zawartego przy Okrągłym Stole. Ta data przede wszystkim z tym wydarzeniem jest kojarzona.

Spór o Okrągły Stół trwa już ponad ćwierć wieku i za naszego życia zapewne nie zostanie definitywnie rozstrzygnięty. Spór o to, czy porozumienie wówczas zawarte było zmową elit, która zaprzepaściła szanse Polski na rozwój bez patologicznego transferu gospodarki do rąk prywatnych i degradacji szerokich warstw społeczeństwa, czy też Okrągły Stół, jako owoc procesu postępującego zarówno po stronie opozycyjnej, jak i rządowej stanowił solidny fundament pod budowę niepodległego państwa.

Spór ten, choć konsekwencje kompromisu nie były tak szczegółowo artykułowane, był gorący, a jego sens był ten sam. Czy to zgniły kompromis, czy najlepsze rozwiązanie prowadzące do niepodległości. O odzyskiwaniu niepodległości wówczas się nie mówiło. Za to wiele o wyborach wolnych tylko w 35 procentach, co przyszłym parlamentarzystom da jedynie opozycjyjne ławy. Przeciwnicy Okrągłego Stołu przekonywali, że czas pracuje na niekorzyść strony rządowej, która pod presją rosnącego oporu społecznego będzie musiała ustąpić, oferując znacznie więcej, czyli od razu wolne wybory.

Pamiętam doskonale te dylematy, wszak  miałam przyjaciół będących zwolennikami jednej i drugiej strony sporu o Okrągły Stół. Przekonywały mnie argumenty przeciwników, ale nie odmawiałam też racji zwolennikom. Oś tego sporu była nie tylko w mojej rodzinie, ale i we mnie. Podstawowy problem dotyczył udziału w wyborach 4 czerwca. „Solidarność Walcząca”, szczególnie silna we Wrocławiu, a także RKS, czyli kierownictwo podziemnej „Solidarności”, które było przeciwne tworzeniu jawnych struktur związku w końcówce lat osiemdziesiątych, wzywały do bojkotu wyborów. To był trudny dylemat.

Społeczna mobilizacja, kampania wyborcza, która po raz pierwszy nabrała prawdziwych barw. Do dziś wzruszam się oglądając czołówkę wyborczego spotu Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. Między bojkotem wyborów a głosowaniem na kandydatów „Solidarności” był jeszcze jeden wybór – znany działacz „Solidarności” Jan Waszkiewicz, prywatnie mój dobry znajomy, gdy nie został kandydatem Komitetu Obywatelskiego „S”, zgłosił sam swoją kandydaturę w ramach 35-procentowej wolnej elekcji, konkurując z kandydatami rekomendowanymi przez Lecha Wałęsę. W wyborach do Senatu z kandydatami Komitetu Obywatelskiego „S” konkurował słynny Waldemar Fydrych „Major”, a kampanię prowadzili mu ludzie z „Solidarności Walczącej” pod wiele mówiącym hasłem „Lepszy pomarańczowy major niż czerwony generał”.

Jak zachowałam się 4 czerwca 1989 roku? Poszłam głosować i oddałam głos na kandydatów Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”. Zadecydowała o tym rozmowa z dr. Włodzimierzem Suleją (dziś profesorem na Uniwersytecie Wrocławskim, wcześniej wieloletnim dyrektorem wrocławskiego oddziału IPN), z którym byłam zaprzyjaźniona. Powiedział mi kilka ważnych zdań, które zadecydowały o mojej postawie w dniu wyborów. „To nie są wybory tylko plebiscyt. Głosowanie na Waszkiewicza czy Fydrycha jest tym samym, co oddanie głosu na kandydatów wystawionych przez PZPR i partyjne przybudówki w ramach tej 35-procentowej puli. Liczyć się będą tylko głosy oddane na kandydatów „Solidarności”. A poza tym, my w to wchodzimy, żeby wywrócić ten system” – powiedział dr Suleja kilka dni przed 4 czerwca. Te słowa zapadły mi w pamięć. Jak bardzo były trafne, widać po latach. Nie zmienia to faktu, że wiele racji w swoich diagnozach i prognozach mieli ci, którzy wówczas wzywali do bojkotu wyborów. Wtedy byłam przekonana, że bojkot był błędem i po 26 latach nie zmieniłam zdania. Ocena, jak wykorzystano zwycięstwo w czerwcowych wyborach, to już zupełnie inna opowieść.

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

8 komentarzy

  1. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Te wybory wyróżniały się jeszcze czymś, mianowicie frekwencją – wyniosła ona 62%, co wówczas uznano, za zaskakująco niską, ale, jak na dzisiejsze warunki, była relatywnie wysoka. Jednak ponad 10 z 27 milionów uprawnionych do głosowania nie wzięło udziału w wyborach. Posłuchali wezwania do bojkotu? Nie poszli z lenistwa czy obojętności – tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że rekordową frekwencję zanotowano w województwach: rzeszowskim (71,52%), leszczyńskim (70,62%0, pilskim (70,2%). W drugiej turze wyborów, która odbyła się 18 czerwca, uczestniczyło zaledwie 25% uprawnionych do głosowania. To, jak zauważył Antoni Dudek, sytuowało posłów z list PZPR i jej przybudówek w roli parlamentarzystów drugiej kategorii. „Solidarność” zdobyła wówczas jedyny brakujący jej mandat poselski oraz 7 z 8 brakujących senatorskich. Tylko Piotr Baumgart przegrał wybory z Henrykiem Stokłosą (nie sfotografował się z Lechem Wałęsą).

    • rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

      Myślę, że niska frekwencja w wyborach to efekt tego, że duża część społeczeństwa nie wierzy w istnienie realnego przełożenia między tym na kogo zagłosują w wyborach a swoją własną sytuacja życiową. W okresie tzw. „realnego socjalizmu” wybory były fikcją, bo było odgórnie ustalone kto będzie zasiadał w Sejmie i co może wydawać się dziwne nadal wielu ludzi w ten sposób uważa. Jeszcze więcej jest zdania, że niezależnie kto rządzi to jednakowo nie dba o sprawy zwykłych ludzi a dąży tylko do tego by sie wzbogacić. W ich przekonaniu wybory sa tylko wskazaniem grupy, która ma być „przy korycie”. Dodatkowo do wyborów zniechęca niezrozumiały sposób przeliczania głosów na mandaty i liczne zastrzeżenia do pracy komisji wyborczych.
      Co do Okrągłego Stołu i wyborów z 04.06.1989 r. to niezależnie jak oceniamy ich skutki dla naszego kraju i ludzi, którzy dzieki tym nim doszli do władzy faktem jest, że te wydarzenia stały się bardzo ważnym elementem przemian geopolitycznych. Zastanawiające jest dlaczego w kolejnych, w 100% wolnych już wyborach społeczeństwo zagłosowało na postkomunistów a nie na siły polityczne dążące do odejścia od ustaleń Okrągłego Stołu. Dopiero dziś dowiadujemy się o sile zależności między funkcjonariuszami komunistycznych służb a członkami solidarnościowych elit, o tym jak to wpływało na zwłaszcza na gospodarkę kraju. Kluczowym elementem w podtrzymywaniu tego układu były media. W kontekscie wydarzeń z 4 czerwca 1992r pamiętam, że dałem się zwieść powszechnej narracji, że lustracja jest niepotrzebna, oparta na sfałszowanych źródłach, krzywdzi ludzi i powoduje zamęt w państwie.
      4-ty czerwca to w naszym kraju bardzo znamienna data – w 1989 r zrobiliśmy trzy kroki w przód, w 1992 dwa kroki w tył.

  2. kzytniewska@gmail.com' KaśkaŻ pisze:

    Zaskakujące jak zawsze!
    Czas na spisanie pamiętników ! 🙂

  3. mmigiel@o2.pl' mmw pisze:

    4 czerwca1989 jest ważną, pamiętną i istotną datą.
    Dobry pomysł – pamiętniki spisane przez TwitterTwings

  4. jawotrans@gmail.com' Jacek Wojas pisze:

    Klikam,ale to nie na moje nerwy,bo szlag mnie trafia,że zostaliśmy oszukani.W życiu jak w sporcie. Niewykorzystane sytuacje się mszczą.

  5. ryszard.balicki@uwr.edu.pl' Ryszard Balivki pisze:

    Napisałem to na swojej „ściance”, ale pasuje też do Pani wpisu więc wklejam. 4 czerwca 1989 roku miałem wrażenie, że historia dzieje się na moich oczach. Nie byłem w stanie ogarnąć zakresu zmiany, ale wiedziałem, że jest nieunikniona.

    W 1989 roku nie było ciszy wyborczej, więc przed południem agitowałem (wraz ze swoją ekipą z NZS) przed jednym z kościołów. Entuzjazm nie pozwalał wówczas dostrzec znaków, które powinny zastanawiać – wielu wychodzących trzeba było przekonywać zwłaszcza do prof. Karola Modzelewskiego.

    Głosowałem wieczorem, w lokalu było tłoczno. Szkoda było czasu na oczekiwanie wolnej kabiny, listę krajową skreślałem więc przy parapecie. Obok stanęła starsza pani, z okularami grubymi jak denka od dobrego wina, kreśląc swoją kartę powiedział w pewnym momencie „równo kreślę?”
    Taką moc ma karta wyborcza w rękach świadomego obywatela.

    Kamień został wyjęty, lawina ruszała…

  6. mariusz.wiacek.1960@gmail.com' Marwiac2 pisze:

    Ja byłem entuzjastą. Kleiłem plakaty. Idąc na wybory spotkałem znajomego z pracy szlifierz po zawodówce, zapytałem go idziesz na wybory on mi powiedział że sprzedali Polskę za garść dolarów. Poszedłem zagłosowałem i byłem entuzjastą do 4 czerwca roku 1992 jak nastała nam nocna zmiana. Moja ocena okrągłego stołu jest jednoznaczna czerwone dogadały się z różnymi takimi wywalonymi i nie przyjętymi do PZPR za odchylenia trockistowsko lewicowe. Od 1981 nastąpiła podmiana działaczy w Solidarności na „swoich” do tego służyło internowanie odsiano na tych dających się złamać od tych nieugiętych. Ci ostatni odstali propozycję paszportu w jedną stronę, lub zostali zmarginalizowani. Tym drugim robiono legendę niezłomnych bojowników której używają do dzisiaj, ci pierwsi nie mogą się przebić ze swoją wersją historii.
    W 1989 roku społeczeństwo zagłosowało na listę Wałęsy ( w tym i ja) i skreśliło krajową listę komuchów. Społeczeństwo dało Wałęsie zgodę na rozliczenie komuchów. Jesteśmy za wami to był sygnał z 4 czerwca róbcie swoje. Niestety Adam Michnik powiedział że pacta sum servants i zakonserwowano komunę w zasadzie do dzisiaj. Dam przykład ostatni szef młodzieżówki KPCZ wylądował na zmywaku w Anglii, a nasz szef młodzieżówki PZPR został prezydentem i to podobno najlepszym w historii Polski,. Czy można było inaczej – nie wiem. System się zawalił w całej wschodniej Europie. We wrześniu 1989 roku byłem na delegacji służbowej w Bułgarii Todor Żiwkow rządził w najlepsze – wśród Bułgarów nie było widać ochoty na zmiany. Życie toczyło się w Płowdiw leniwie. Radca ambasady PRL (wtedy) powiedział nie wdawajcie się w dyskusje o sytuacji politycznej bo tam jest dobrze i żadnych zmian nie potrzeba. Po powrocie do Polski ze dwa tygodnie usunęli Żiwkowa , Gdy Bułgarzy przyjechali na montaże do mojej firmy to mówili że nie wiedzieli co się stało to był „grom z jasnowo nieba” . Zmiany i tak by się odbyły gdyby Jaruzelski stawiał większy opór to mógłby skończyć jak Caucescu – bo swoje za uszami miał.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *