Bezstresowe wychowanie, czyli rzecz o stosowaniu klapsów

Do podjęcia tego tematu zainspirował mnie Marek Kacprzak, który napisał na Twitterze: „Czytam, że ciągle są tacy, którzy przekonują, że klaps to nie bicie. Zapraszam do mnie do programu. Będę podczas rozmowy wymierzał wam klapsy. Ciekawe, po którym pozwiecie mnie o naruszenie swojej cielesności. Ktoś chętny na eksperyment?”.

Dyskusję na temat stosowania klapsów wywołał opublikowany 1 czerwca przez serwis rp.pl sondaż, przeprowadzony przez SW Research, zapewne z okazji Dania Dziecka. Okazuje się, że prawie połowa badanych (47,6 proc.) akceptuje stosowanie klapsów wobec dzieci, częściej niż co trzeci ankietowany (36,1 proc.) nie akceptuje takich metod, a zdania w tej sprawie nie ma 16,3 proc. respondentów. W podziale na płeć to mężczyźni znacznie częściej akceptują klapsy (57 proc. vs. 38 proc. kobiet). Dalej już w sposób typowy dla utrwalania zasad poprawności politycznej dyskredytuje się respondentów popierających stosowanie klapsów – częściej akceptują je bowiem osoby w wieku powyżej 50 lat (52 proc.), o dochodzie poniżej 1000 zł (61 proc.) oraz badani z miast od 20 do 99 tysięcy mieszkańców (52 proc.), czyli są to osoby starsze, ubogie i z małych miast. Brakuje jeszcze danych o wykształceniu, ale pewnie wyniki nie pasowały do tezy.

To ten sondaż wywołał temat. „Najsmutniejszy sondaż tygodnia” – oceniła Sylwia Spurek, co z właściwą sobie trzeźwością spojrzenia skomentował Łukasz Warzecha: „Odwieczna lewacka manipulacja (jedna z wielu): utożsamienie bicia z daniem klapsa. W Pl niestety to utożsamienie stało się bazą dla stworzenia przepisu, oczywiście martwego, jak większość durnych przepisów”. Do dyskusji włączyli się liczni twitterowicze, co zapewne skłoniło Marka Kacprzaka do napisania przytoczonego na wstępie tweeta, który – jak oceniam – jest manipulacją, której łatwo można ulec. Jak można bowiem przyrównywać klapsa wymierzonego maluchowi przez rodziców czy dziadków do klapsów serwowanych dorosłym (niespokrewnionym i nie pozostającym w bliskich relacjach) podczas programu publicystycznego, a wiec publicznie? W tej sytuacji nie do zaakceptowania byłyby również przyjazne gesty, jak przytulenie, pogłaskanie po głowie, pocałunek. Tak przecież w sposób oczywiście akceptowany przez wszystkich traktujemy dzieci. Na propozycję Marka Kacprzaka, żeby podczas programu głaskał swoich rozmówców po głowie, przytulał i całował też nie byłoby zgody, choć to gesty przyjazne, ale naruszające czyjąś cielesność. Oczywiste, prawda? To może pójdziemy jeszcze dalej. Dzieciom zmieniamy pampersy, prawda? Znęcalibyśmy się nad nimi, gdybyśmy tego zaniechali. Ale byłoby czymś niestosownym, gdybyśmy robili to publicznie, na przykład w programie telewizyjnym, jak to proponuje Marek Kacprzak. Inne są relacje między osobami bliskimi, inne między obcymi, to, co jest dopuszczalne prywatnie publicznie bywa niestosowne.  Czyli oczywista jest nieadekwatność przykładu, przy pomocy którego uzasadnia Marek Kacprzak swoją tezę.

Po tym wstępie, w którym starałam się pokazać, że Marek Kacprzak, proponując eksperyment zupełnie nieadekwatny do poruszanego problemu, manipuluje emocjami odbiorców, a nie argumentuje, przechodzę do istoty rzeczy.

Nie jestem przeciwnikiem klapsów wymierzanych maluchom w zupełnie wyjątkowych sytuacjach, co więcej, uważam taki klaps za rzecz pożądaną. Dotyczyć to powinno małych dzieci, dla których perswazja jest jeszcze mało skuteczna, a w niektórych sytuacjach potrzebne jest wyrobienie pożądanych nawyków.

Przykład pierwszy. Idę z dzieckiem ulicą, prowadząc je za rękę. Tuż przed przejściem dla pieszych maluch wyrywa mi się i maszeruje na jezdnię, mimo czerwonego światła i jadących samochodów. Szybko chwytam wówczas za rączkę dziecka i wymierzając mu klapsa mówię: „Nie wolno wybiegać na jezdnię, wpadłbyś pod samochód”. Uderzenie amortyzowane pampersem naprawdę nie boli, jest natomiast wyraźnym sygnałem radykalnej dezaprobaty tego, co uczyniło dziecko, jest przestrogą, która uświadamia, że bardzo się o nie troszczę. Na chodniku można to jeszcze dodatkowo wytłumaczyć. Taki klaps nie jest ani wyrazem bezradności, ani nie wywołuje buntu. Utrwala u bardzo małego dziecka właściwe dla jego bezpieczeństwa nawyki. Analogiczna jest sytuacja, gdy dziecko, siedząc przy stole, sięga po kubek z gorącym napojem, wyrywa się i w szamotaninie łatwo taki kubek potrącić. Czasem tylko klaps zdoła uspokoić malucha.

Podobnie rzecz ma się, gdy dziecko wpada w złość i tego dotyczyć będzie przykład drugi. Złościć się potrafi już bardzo małe dziecko, nawet niemowlę. Łatwo odróżnić płacz dziecka, które domaga się uwagi, jest głodne, czy ma brudną pieluchę od płaczu ze złości. Niemowlakowi nie dajemy klapsa, wystarczy taki płacz ze złości po prostu przeczekać. Gdy próbujemy odwracać dziecku uwagę, czyli kierować ją na coś atrakcyjnego, albo zaczynamy dziecko tulić, to dajemy jednoznaczny sygnał, że nie tylko wolno się złościć, ale, że za to jest nagroda. Gdy dziecko jest starsze i już zaczyna rozumieć perswazję, ale w złości oczywiście nie słucha, klaps jest dobrym środkiem „na otrzeźwienie”. Dziecko powinno dostać wyraźny sygnał, że nie ma akceptacji na złoszczenie się. Jakże często widzę w sklepach, parkach nie tylko bardzo małe, ale i większe dzieci, które płaczą w napadzie złości, tupią nogami, a bezradna mama tylko odwraca maluchowi uwagę, podsuwa słodycze, zabawkę. A dziecko tupie i bije mamę. No cóż, dostaje za to nagrodę, to dlaczego nie ma tego robić? Będzie to robiło coraz częściej i w ten sposób wymuszało wszystko, co tylko zechce. Jak oduczymy malucha wymuszania ustępstw złością, starsze dziecko już nie będzie tego robić. Klaps, nie bicie, tylko klaps, przywraca właściwy porządek rzeczy. To lepsze i skuteczniejsze od krzyku. Ważne żeby nie dawać klapsa w złości, żeby nie towarzyszył temu podniesiony głos. Dziecko powinno wiedzieć, że to wyraźny sygnał dezaprobaty wynikający z rodzicielskiej troski, a nie wyładowanie złości na dziecku. Starszemu dziecku już możemy w inny sposób okazywać dezaprobatę, ale gdy nauczymy malucha właściwych reakcji, sytuacji drastycznych już nie będzie. Najgorszą, moim zdaniem, formą jej okazywania jest krzyk, podniesiony głos. Dziecko łatwo do tego się przyzwyczaja i samo zaczyna mówić podniesionym głosem, a na krzyk rodziców przestaje reagować. Dostaje też sygnał, że podniesiony głos to coś dopuszczalnego, normalnego, a nie wysoce nagannego. Rodzice także do siebie nie powinni mówić podniesionym głosem, bo i to dzieci szybko przejmują i naśladują.

Na koniec przytoczę pewną anegdotę, która obrazuje współczesne bezstresowe chowanie dzieci. Tramwajem jedzie mama z dzieckiem. W ławce naprzeciw siedzi młody człowiek, student, który żuje gumę. Dziecko macha nóżkami za każdym razem kopiąc chłopaka po nogach. Gdy ten przesuwa się uchylając nogi maluch wyciąga się i macha dalej, ale tak, aby dosięgnąć nóg studenta. Gdy sytuacja się przedłuża i uniki w jedną i drugą stronę nie dają rezultatu student zwraca się do matki dziecka, która cały czas biernie się temu przygląda, z prośbą o interwencję, słyszy w odpowiedzi: „Moje dziecko jest bezstresowo wychowywane”. Dlatego, gdy tramwaj zatrzymał się na przystanku, młodzieniec wyjął z ust gumę do żucia i przykleił na czole mamy tego niesfornego dziecka ze słowami: „Ja też byłem bezstresowo wychowywany”.

Ta sytuacja jest zapewne podkoloryzowana, ale wiele w niej prawdy, niejednokrotnie bowiem jesteśmy świadkami jak rodzice nie karcą dzieci za niewłaściwe zachowanie. Często zamiast zwracać uwagę, odwracają uwagę, czyli nagradzają. Dlatego współczesne dzieci na ogół nie tolerują zwracania uwagi przez obcych dorosłych, nie mają wobec nich respektu. Później przenosi się to na szkołę i rodzi problemy wychowawcze. Często praprzyczyną tych problemów jest niestosowanie klapsa we wczesnym dzieciństwie. Zgadzam się z Łukaszem Warzechą, że prawo zabraniające dawania klapsów dzieciom jest durne. Jest także martwe, bo niestosowane. Najgorzej, że zmienia mentalność rodziców i skłania do bezstresowego wychowania.

Maria WANKE-JERIE

Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, z wykształcenia matematyk teoretyk, specjalista PR, od 25 lat pracownik Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Współtworzyła pierwszy „Raport o stanie nauki w Polsce”. Współautorka biografii Romana Niegosza „Potrzeba ludzi przyzwoitych. Roman Niegosz – życie dla Polski” oraz „Zobowiązywała mnie przysięga. Proces Władysława Frasyniuka 1982”. Odznaczona Medalem „Niezłomni” (2013).

Możesz również polubić…

28 komentarzy

  1. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Ten tekst skomentował na Facebooku 40 minut po jego ukazaniu się Aleksander Gleichgewicht. Przytaczam jego wpis:
    Czy niegrzecznym rodzicom też będą wymierzane klapsy? Przez kogo?
    Jestem porażony tekstem o klapsach. To bicie light, jeśli się powtarza, winno być powodem rozważenia kroków przeciw rodzicom, przez poddanie ich kontroli odpowiednich instytucji i nawet ograniczenia praw rodzicielskich.
    Pani Zborowska, przedstawiająca się jako nauczycielka i lajkująca artykuł, a więc zwolenniczka klapsów (tylko w pupkę) zapewne zna odpowiedź, co robić z większymi dziećmi. Rózga?

    • elzbieta314@gmail.com' Elżbieta Zborowska pisze:

      Jako ze zostałam wywołana do tablicy z nazwiska ,co traktuję w zasadzie jako atak personalny,a nie merytorycznaądyskusję pozwoliłam sobie odpowiedzieć panu Gleichgewichtowi na FB.

    • ligoo@o2.pl' Tomek pisze:

      Odbieranie dzieci rodzicom to przestępstwo, zbrodnia i dziwię się, że ktokolwiek to proponuje na serio, a jeśli się to powtarza, winno być powodem rozważenia kroków prawnych przeciw tym osobom, przez poddanie ich kontroli odpowiednich instytucji i nawet ograniczenia wolności.

  2. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Kolejny komentarz na Facebooku:

    Beata Czuma:
    Czytam to ze zgrozą. Mój Tata nigdy mi nie wymierzał klapsów, za to Mama lubiła mnie walić po nogach sznurem od prodiża. Bolało. Uciekłam z domu jak miałam 19 lat i powiedziałam, że moje dziecko nigdy nie dostanie klapsa ode mnie. I nie dostało. Wychowałam syna bez bicia i przemocy.

    • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

      Ten tekst jest odbierany przez niektórych jako akceptacja bicia i przemocy wobec dzieci, stosowanej jako metody wychowawczej (Aleksander Gleichgewicht, Beata Czuma…). Nic bardziej mylnego. Te klapsy dotyczą wyłącznie bardzo małych dzieci (w wieku poniżej trzech lat), wobec których perswazja może być nieskuteczna, a wręcz niemożliwa, gdy dziecko jeszcze nie mówi i nie rozumie wypowiadanych słów. A odwracanie uwagi, jak tu wskazano, jest drogą do nikąd. Zatem więc nie bicie, tylko ostrzegawczy klaps wobec uporu i furii, w którą wpada czasami rozhisteryzowany dwulatek. Jest jak kubeł zimnej wody na otrzeźwienie. Być może wystarczy jeden dwa w ciągu całego życia dziecka. Ani bolesny, ani dokuczliwy. Otrzeźwiający. Dlatego pytanie o rózgi wobec starszych, jest – moim zdaniem – nonsensowne. Zaś na ograniczenie praw rodzicielskich na skutek skargi do instytucji państwowych, ciarki mnie przechodzą. Odbieranie dzieci rodzicom z powodu skarg do instytucji państwowych jest w krajach skandynawskich nadużywaną normą. Już było kilka ucieczek matek z dziećmi i próśb o azyl w Polsce. Nie powielajmy tych politycznie poprawnych nonsensów.

  3. bialanka@zoho.com' czerniakowianka pisze:

    Należałoby najpierw ustalić czym jest (lub czym powinno być) bezstresowe wychowanie, które w ostatnich czasach jest pojmowane jako samowolka ew. „życie go nauczy”. Psycholog dziecięcy Steve Biddulph napisał coś co bardzo do mnie przemówiło – wychowanie bezstresowe polega na precyzyjnym określeniu dziecku granic, tego czego się od niego oczekuje a co będzie nagradzane. Dzięki temu dziecko unika stresu związanego z poruszaniem się w nieokreślonej emocjonalnie przestrzeni, podobnie jak rodzice. Gdy są jasno i konsekwentnie przestrzegane reguły – to jest właśnie wychowanie bezstresowe. Trzeba też pamiętać że dzieci są różne i mają różne charaktery a najczęściej naśladują zachowania dorosłych – z reguły tego z rodziców, którego uznają za silniejszego w związku. Zatem od nas samych zależy w największej mierze, czy forma kary cielesnej będzie potrzebna czy też nie. Nie ma jednej recepty na stosowanie (lub nie) klapsa, choć uważam ze powinno się tej formy unikać. Na szczęście na razie wystarcza mi konceptu na inne formy kar i zachęt. Natomiast nie do pomyślenia dla mnie byłoby karanie mojego dziecka przez dziadków. Jest to w moim odczuciu kwestia należąca wyłącznie do rodziców.

  4. ewama7@wp.pl' Ewa Mastalska pisze:

    Jestem absolutną przeciwniczką bicia dzieci, nawet w formie klapsów. Przemoc rodzi przemoc i potem takie dziecko bije np. kolegów w szkole czy na podwórku. Zaszokowały mnie tylko historie, które usłyszałam od paru znajomych pań, że gdy miały po kilka lat i kolega dokuczał im na podwórku, to gdy o tym powiedziały w domu, to ojcowie im powiedzieli, że mają wrócić na podwórku i im oddać (!). Jedna nawet mówiła, że przez to jej tato wyzwolił w niej siłę i niezależność. Mi też dokuczano w szkole, uczyłam się dobrze, ale byłam dość gruba i brzydka i nie rozumiałam pewnych kontekstów społecznych, dziś by to chyba podciągnięto pod system Aspergera. Tylko wiedziałam, że na pomoc rodziców zawsze mogę liczyć. Gdy miałam 12 lat i na podwórku rzucali we mnie chlebem z masłem, to potem tato poszedł ze mną na dół i ochrzanił tych łobuzów. I wcale nie chodziło o zniszczone jasne ubranie. Koleżanka była już dorosła, po maturze, i znajomy wykładowca przygotowywał ją do egzaminów na studia. Zdała i ten pan ją zaprosił na lampkę wina i zaczął się do niej dobierać. Jakoś się wyrwała. Gdy ja powiedziałam, że gdyby mi się coś takiego wydarzyło, to bym po przyjściu do domu powiedziała rodzicom, ona odpowiedziała, ze ja zawsze uczono, że ma sobie sama radzić.

  5. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Przytaczem komentarz, który otrzymałam Messengerem od osoby, pragnącej pozostać anonimową:
    Dziękuję za sensowny tekst na temat klapsów.
    Nie będę go komentował publicznie, ale prywatnie powiem Pani, że pamiętam klapsy od Mamy i – przy grubszych sprawach – pas Taty. A najlepiej pamiętam dzień, gdy Ojciec mi powiedział: Teraz jesteś już duży i umiesz być odpowiedzialny, więc więcej klapsów nie będzie. A pasek powędrował do szafy, gdzie sobie odtąd wisiał obok krawatów.

    • stanorion@gmail.com' Vector pisze:

      Autor zapewne jest osobą publiczną, więc pragnie pozostać anonimowy, ale ja nie muszę niczego się obawiać, więc szczerze przyznam, że u mnie też tak było, a teraz wcale nie mam tego rodzicom za złe i doskonale ich rozumiem.

  6. b.utecht@onet.pl' Barbara Utecht pisze:

    Mimo iż stosowanie metody klapsa publicznie jest niestosowne i zabronione na moim osobistym przykładzie i w moim przypadku okazało się jednak skuteczne i konieczne. Otóż jako mała dziewczynka idąc z rodzicami do sklepu i kiedy nie mogłam wymusić kupna danej rzeczy, którą bardzo chciałam posiadać rzucałam się przed sklepem na chodniku zanosząc się od spazmów/ do tego podobno cała siniałam ze złości/. Nie było sposobu niestety, by wyleczyć mnie i uwolnić od tego złego nawyku, jakim jest dziecięca złość. Raz, drugi dostałam oprócz perswazji klapsa. Ciekawe – poskutkowało!! Dziś wiem, że klaps rodziców nie był wyrazem ich bezradności, ale metodą, gdy wszystkie inne zawiodły, by raz na zawsze i skutecznie uwolnić mnie od tego uciążliwego nawyku, z którym sama sobie nie byłam w stanie poradzić. Wystarczył mi sygnał w formie klapsa, że moja złość jest zachowaniem nagannym i że tak nie należy postępować. Dziś z perspektywy czasu uważam, że jedynie tą metodą osiągnięto właściwy cel z pożytkiem dla mnie samej. Mądrzy rodzice wiedzą najlepiej, jak poradzić sobie z krnąbrnym dzieckiem. Dzięki temu dzisiaj nie ma we mnie cienia złości, zawiści i agresji w stosunku do drugiego człowieka.

  7. jerzpolski@wp.pl' Jurek pisze:

    Zgadzam się, że karanie fizyczne czy psychiczne przez krzyk nie jest wskazane. Ono jest objawem naszej słabości, bezsilności. Z drugiej strony należy zachować rozsądek; jeśli już nic nie pomaga , to co ?
    Karanie fizyczne trzeba stosować jako ostateczność. Jeśli będziemy mieli dobry kontakt z dzieckiem od najwcześniejszego okresu, to karanie fizyczne będzie mogło być rzadkością. Wcześniej potrzebna rozmowa, perswazja i szukanie innego rozwiązania. Wiem, że to trudne. Jako ojciec trójki synów zdarzało mi się być niekonsekwentnym.
    Kiedyś będąc nauczycielem, poleciłem swoim uczniom, (którzy źle zachowali się na wycieczce), aby sami wymyślili sobie karę. Jedna z matek powiedziała mi, że jej syn zastanawia się, czy nie zrezygnować z następnej wycieczki przyjmując w ten sposób karę. Zasugerowałem, że to nie jest konieczne.
    Wydaje mi się, że samo uświadomienie tego, że zrobił źle jest wystarczającą nauka na przyszłość.

  8. bialanka@zoho.com' Czerniakowianka pisze:

    Miałam takie sytuacje z bratanicą, która na ulicy potrafiła się rzucić na chodnik, wyć, wrzeszczeć i walić rękami, nogami a nawet głowa. Trenowała to na swoich rodzicach i dziadkach aż trafiła na mnie. Spokojnie usiadłam wtedy na murku i czytałam książkę, patrząc tylko od czasu so czasu czy młoda jest bezpieczna. Jak już się wykrzyczała i wyhisteryzowala poszłyśmy dalej, jak gdyby nigdy nic. Więcej nigdy tego do mnie nie powtórzyła bo wiedziała ze to nic nie da. Perswazje tez były na nic. Najtrudniejsze w takich sytuacjach są reakcje otoczenia, szczególnie starsze panie które przechodziły obok chciały młodej pomoc, jakoś ją uspokoić ale efekt osiągały przeciwny od zamierzonego. Babcia mawiała ze każda rzecz można załatwić siła albo sposobem. Wole te druga metodę 🙂

    • Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

      Oczywiście, że inne są kompetencje rodziców, a inne dziadków czy opiekunów. To, co skutkowało wobec własnych dzieci, może być kompletnie nie do zastosowania wobec wnuków czy dzieci pozostawionych pod opieką. Dziadkom wolno mniej, a wnuki testują, na ile z dziadkami da się „ugrać”, na co rodzice na ogół nie pozwalają. Oczywiście dotyczy to starszych dzieci, wobec których klapsy w ogóle nie wchodzą w rachubę, zostaje perswazja i tzw. metody. Nie jest to łatwe, przyznaję. I dlatego wakacje z wnukami to bynajmniej nie relaks i odpoczynek, ale ogromny wysiłek i często stres. Zwłaszcza że i siły nie te same, co w młodości.

      • stanorion@gmail.com' Vector pisze:

        Zazwyczaj do wnuków mamy więcej cierpliwości, często więc jesteśmy dla nich bardziej tolerancyjni, niż byliśmy kiedyś do własnych dzieci. Potrzeby jakiegokolwiek karania ich za coś też nie mam, bo jestem dla nich autorytetem większym, niż ich mama. W tym wypadku pewnie duże znaczenie ma fakt, że zięć, czyli ich ojciec zginął w wypadku gdy byli mali i wychowywali się bez niego.

  9. elzbieta314@gmail.com' Elżbieta Zborowska pisze:

    Wracając do tego testowania wnuków na dziadkach- siedziałam kiedyś z wnukiem u niego w domu,czekając,aż przyjdzie pora,żeby wyjść z nimna zajęcia do szkoły muzycznej. Ledwo corka wyszła, w czek zacząć szukać tableta,żeby na nim pograć ,pomimo iż mama mu nie pozwoliła.Kazalm mu tego tableta odłożyć. Usłyszałam wtedy, ze nie jestem jego rodzicem i nie mam prawa zakazywać.
    Spokojne odpowiedziała, że na czas nieobecności rodzice przekazują mi swoje uprawnienia,i ja ich zastępuję,wiec mogę zakazywać. Takie tłumaczenie przemówiło do wnuka i tablet odłożył .A co by było,gdyby nie posłuchał? No cóż ,przekazałbym sprawę do rozwiązania rodzicom.

  10. Małgorzata Wanke-Jakubowska pisze:

    Są sytuacje, gdy metoda „na przeczekanie” jest nie do zastosowania. Dwuletni wnuczek będący u dziadków ma być zawieziony do rodziców (mama ma umowioną wizytę u lekarza). Dziecko nie chce jechać, nie rozumie, że trzeba. Buntując się, zdejmuje już założone ubranie (buciki, kurtkę, czapkę). Czas ucieka, a nie można się spóźnić, perswazja nie pomaga. Jedynie lekki klaps i groźba, że będzje następny skutkuje. Następnym razem, w podobnej sytuacji już wystarcza sama groźba. To nie jest kara, tylko konieczne wymuszenie pożądanego zachowania. Macie Państwo i nne pomysły?

  11. Kadras1975@gmail.com' Mariusz pisze:

    Tylko raz dostałem od ojca pasem w dupę (zasłużenie) . Gdy dorwałem się po szkole do „wiatrówki” gdy był w pracy i z kolegami strzelaliśmy z okna.Tata nas przyłapał. Miałem 12 lat. „Wiatrówki” wtedy nie miały ograniczenia do 17J a i z tym ograniczeniem są niebezpieczne. Coś czuję że dostając pasy i Tatę bolało. Jakby nie patrzyć dziecko miało dostęp do broni.

  12. maria.wankejerie@onet.pl' MWJ pisze:

    Ciekawe dwa komentarze pod zapowiedzią tego tekstu na Facebooku zamieściła Agnieszka Ronaszewska:
    E, dajcie spokój. Każdy rodzic w stosunku do bardzo małego dziecka stosuje siłę fizyczną i „przemoc”, co oczywiście nie znaczy, że dziecko katuje. Ponadto gdy się skądś przemocą zabiera wrzeszczącego 3 latka, to też stosuje się przemoc i nie jest to to samo, co bicie pasem 12 latka. Tylko spokój w tych sprawach i brak histerii jest wskazany. Co więcej tę „przemoc” stodują też niemal wszystkie ssaki gdy opiekują się bardzo małymi młodymi.
    Przepraszam, jak trzy czy czterolatek usiłuje wylać na siebie garnek, przekręca gaz w kuchence itd, to zdecydowanie lepiej jest dać mu klapsa i wywolać efekt „cos sie strasznego stało” niż wygłaszać do niego umoralniające przemowienie.

  13. rafal.kubara@interia.pl' Rafał Kubara pisze:

    Z tego co pamiętam to chyba tylko raz jako dziecko dostałem klapsa. Sam nigdy nie stosowałem klapsów wobec moich dzieci. Jednak zgadzam sie z Autorką, że pewnych wyjątkowych sytuacjach klaps jest potrzebny. Co zrobić, gdy np. dziecko uparcie usiłuje robić coś co jest śmiertelnie niebezpieczne, traktuje to jako świetną zabawę, a wiedząc, że rodzice tego zabraniają robi to po kryjomu? Na przykład próbuje wkładać różne przedmioty do gniazdka elektrycznego. W życiu młodego człowieka bywają różne nieaprobowane przez rodziców sytuacje. Dzieci np. lubią się brudzić czy pisać po ścianach. Rodzice proszą, zabraniają, złoszczą się, ale czasem wybuchają śmiechem i robią zdjęcia prac małego „artysty”. Dziecko, jak to dziecko, nadal się zapomina albo nie potrafi się powstrzymać – nic strasznego – kiedyś z tego wyrośnie. Myślę, że ważne jest by reakcja w przypadku rzeczywiście niebezpiecznym wyraźnie różniła się od reakcji na nieposłuszeństwo dzieci w sprawach mniej istotnych. Dziecko musi mieć natychmiastowo działający sygnał, ostrzeżenie, że robi coś czego ABSOLUTNIE nie może robić. Oczywiście aby taki sygnał się nie „zdewaluował” może być stosowany tylko w zupełnie wyjątkowych przypadkach i konieczne jest potem przytulenie dziecka i dobre wytłumaczenie mu całej sytuacji.
    Bardzo mnie irytuje, gdy w dyskusjach, które mają miejsce po różnych drastycznych przypadkach znęcania się nad dziećmi, często w tym samym zdaniu porusza się kwestię dużej aprobaty społecznej dla stosowania klapsów. Nie można zrównywać kochających swoje dzieci i dbających o nie, którzy czasem dadzą im klapsa ze zwyrodnialcami, dewiantami, frustratami katującymi dzieci! Gdyby stosowanie – w rzadkich przypadkach – kar fizycznych wobec dzieci skutkowało, jak to przedstawiają niektórzy jakimiś trwałymi urazami psychicznymi to większość naszego społeczeństwa miałaby takie urazy.

  14. katarzyna.walus@onet.pl' Katarzyna Waluś pisze:

    Bezstresowe wychowanie mówi o upośledzeniu rodziców! Wystarczy popatrzyć co się dzieje z nastolatkami w szkołach ile w nich agresji,efekt jest odwrotny. Problemowe dziecko często jest sygnałem że w domu nie dzieje się dobrze. Klapsy są chwilowe ale nie rozwiązują problemu, można to zrobić tylko przez rozmowę. Gniew to naturalna emocja taka jak miłość i trzeba się nauczyć zdrowego wyrażania i kontroli. Jest mnóstwo rozwiązań jak zrzucić stres i zapanować nad lękami! Zaczynając od ćwiczeń a kończąc na zwykłym Wykrzyczeniu napięcia z organizmu! niestety u nas jest to postrzegane jeszcze jako forma dziwactwa a nie każdy ma odwagę stanąć w miejscu i wykrzyczeć gniew. Dziecko musi poznać granice dobra i zła ale w mądry sposób, musi też wiedzieć Kto zarządza domem bo z tym też są duże trudności. Dziecko lubi przejmować kontrolę nad rodzicami chociażby robiąc sceny w sklepie!

  15. J.staniewicz@gmail.com' Janek pisze:

    Osobiście polecam jak najlepsze rozeznanie: czy klaps pomaga dziecku. Synowie dostali 3 razy w życiu, rozumieli. Córka 1 raz – dla niej było to coś kompletnie niezrozumiałego. A efekt odwrotny do zamierzonego. Niemniej – mnie taki klaps prawdopodobnie bardziej bolał niż dziecko.

  16. adres-gabrysi@wp.pl' Gbrysia M. pisze:

    Jakie pojęcie o psychologii dziecięcej, pedagogice, rozwoju emocjonalnym małych ludzi oraz uczeniu radzenia sobie z emocjami ma autorka tego steku bzdur?! Jak bardzo ograniczonym trzeba być, żeby widzieć tylko klapsy lub „bezstresowe” wychowanie? Swoją drogą bezstresowcy to rodzice nieobecni, wychowanie bez przemocy (i psychicznej i fizycznej) to zupełnie inna bajka, ale żeby to wiedzieć, trzeba już mieć pojęcie o temacie, w którym się wypowiada…Bardzo szkodliwy i słaby merytorycznie tekst.

    • zdariaziemiec@gmail.com' Daria Ziemiec pisze:

      W sposób bezpardonowy obrazila Pani autorkę tekstu i cześć komentujacych:( Nie odniosła się Pani w merytoryczny sposób do założeń tekstu.Z komentarza wnioskuję ze wiedza Pani na temat psychologii i pedagogiki jest fachowa.Tym bardziej dziwi mnie , ze nie chcę sie Pani nią podzielic z rodzicami nie posiadającymi takowej.Z ciekawością przeczytam
      Pani komentarz podważający „stek bzdur”.

  17. Maria WANKE-JERIE pisze:

    Ożywioną dyskusję wywołał mój tekst o stosowaniu klapsów, toczyła się ona na Facebooku pod zapowiedzią artykułu i na Twitterze. Ścierały się dwa stanowiska – zdecydowany sprzeciw wobec klapsów, które utożsamiane były z karami fizycznymi, a nawet znęcaniem się nad dziećmi (niektórzy, jak np. Aleksandr Gleichgewicht, proponowali ograniczenie władzy rodzicielskiej rodzicom wymierzającym klapsy maluchom) i drugie dopuszczające tę metodę w szczególnych przypadkach. Otrzymałam wiele wyrazów uznania za ten tekst, ale także oceny negatywne, że jest stekiem bzdur, merytorycznie słaby i szkodliwy. Szkoda, że recenzenci oprócz epitetów nie podali uzasadniających je argumentów. Joanna Ławicka, przedstawiająca się jako pedagog specjalny, terapeuta i trener, napisała: „To programowe, szkodliwe teksty, wskazujące na to, jak ważnym elementem państwa totalitarnego jest odebranie godnosci dzieciom i wychowanie ich do służby państwu. #tojuzbyło #pionierzy #Hitlerjugend #niebijdzieci #klapstoprzemoc #stopprzemocy Ciekawy zestaw hashtagów, zwłaszcza Hitlerjugend! Zatrzymam się jednak na chwilę na sformułowaniu „tekst szkodliwy”. Przypuszczam, że mój skromny artykuł jest szkodliwy dlatego, że jest przekonujący, że obala kalki myślowe lewicowych aktywistów, którzy chcą ingerować w kompetencje rodziców. Nie dziwię się, że tak myśli Aleksander Gleichgewicht – kilkanaście lat spędzonych w Norwegii, gdzie ingerencja w życie rodziny jest bardzo częsta i z błahych powodów, musiało zrobić swoje. Ale szkodliwy tekst? Jak argumenty są słabe, wywody miałkie, to łatwo z nimi polemizować, bez problemu można tezę artykułu obalić. Tylko krytycy tego nie robią. Tekst jest „szkodliwy”, bo argumenty są przekonujące. Dlatego dziękuję wszystkim, którzy zechcieli zabrać głos w dyskusji, bo nawet krytykując ten tekst, w istocie wyrażali o nim pochlebną opinię.

  18. krzysiek.kala@gmail.com' Krzysiek pisze:

    Nie wiem, czy są jakieś badania, ale z moich obserwacji osoby, które w dzieciństwie doświadczyły przemocy w rodzinie (niemiłości) są zdecydowanymi przeciwnikami klapsów. I rozumiem to. Z drugiej strony Ci, którzy mieli szczęśliwe dzieciństwo, kochających rodziców, nie podchodzą do tego tematu tak radykalnie.

    Kiedy miałem 3-4 lata zacząłem się zanosić na zawołanie. Mama nie chciała mi czegoś kupić – no to się zanosiłem (w płaczu przestawałem oddychać, robiłem się siny, omdlewałem itd.) Zestresowani rodzice wybrali się do lekarza bo autentycznie bali się o mnie, co ja zresztą skrzętnie wykorzystywałem szantażując – „kup mi loda bo się zaniosę…” Stary lekarz nie zastanawiając się wiele poradził, żeby następnym razem jak się zaniosę bić mnie w pupę, aż zaczerpnę powietrza. Następny raz trafił akurat na moją kochaną babcię. Chcąc, a raczej nie chcąc, posłuchała lekarza. To był ostatni raz kiedy się zaniosłem.

    Historię znam z rodzinnych opowieści. Osobiście nie pamiętam żadnych klapsów – łącznie z tym na receptę 😉 Moje dzieci na szczęście oszczędziły mi takich „atrakcji”. Na ich „ekspresyjne wyrażanie niezadowolenia” wystarczało – „idź do drugiego pokoju przemyśleć temat” 🙂

    PS. Na marginesie, czytałem kiedyś o badaniach przeprowadzonych w USA (siostra jest pedagogiem specjalnym, wiec różne książki wpadały mi do ręki), z których wynikało, że dzieci umieszczone w domu dziecka rozwijały się gorzej od dzieci pozostawionych w rodzinach, gdzie doznawały jakiejś formy przemocy. Zaskakująca konkluzja była taka, ze od negatywnych „głasków” (kara, klaps, krzyk), gorszy jest brak jakichkolwiek.

  19. andziara20@buziaczek.pl' Angelika pisze:

    Dla mnie nie ma żadnej sytuacji w której powinno się dać dziecku klapsa. Małe dzieci się pilnuje. A nie oczekuje, że dziecko nie wybiegnie na ulicę, czy nie wyleje na siebie gorąca herbatę. A śmieszą mnie już nie których ludzi stawianie wychowania bez kar cielesnych na równi z bezstresowym wychowaniem. Pomiędzy jednym a drugim jest masę sposobów na trzymanie dyscypliny.

  20. goloszjoanna@gmail.com' Joanna Czarna pisze:

    Jako mama trójki dzieci (urodzonych rok po roku) bardzo sporadycznie dawałam klapsa.
    Klaps należy do przestrzeni wychowania. To nie jest przestrzeń bicia, znęcania się. Klaps to zupełnie inna kategoria. Stosowałam go w sytuacji wyjątkowej. Dzisiaj gdy zapytam dzieci czy pamiętają , to odpowiedź jest negatywna. Nie można porównywać klapsa z biciem, chociaż szeroko pojęta poprawność polityczna właśnie do tego zmierza. Co ciekawe, te same środowiska, które wmawiają nam, że klaps jest niedopuszczalny, głośno i zdecydowanie opowiadają się za aborcją. Tak więc, według najnowszych trendów, przed porodem można dziecko zabić, a po porodzie nawet klapsa dać nie wolno. Straszne.

  21. gsznajd@gmail.com' natalia pisze:

    absolutnie zgadzam się z autorka artykułu, natomiast propozycja pana Marka K co najmniej dziwna, delikatnie mówiąc

Skomentuj Vector Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *